• cichociemni@elitadywersji.org

Aktualności

Zapomniani polscy wynalazcy…

 


41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 Zapomniani polscy wynalazcy...Spis treści:


 

zarowka-innowacje-159x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Wynalazcy (alfabetycznie): Maksymilian CiężkiWacław Czerwiński | Leonard Danilewicz | Ludomir Danilewicz | Rudolf Gundlach | Ignacy Harski | Tadeusz Heftman | Juliusz Hupert | Zygmunt Jelonek | Józef Kosacki | Mirosław Kryszczukajtis | Stefan Lalewicz | Gwido Langer | Tadeusz Lisicki | Henryk Magnuski | Paweł Jan Nowacki | Zygmunt Oranowski | Jerzy Podsędkowski, 2 | Marian Rejewski, 2 | Witold Romer | Jerzy Różycki | Jerzy RudlickiZbigniew Siedlecki | Stanisław Sochaczewski | Wacław Struszyński | Władysław Świątecki | Wacław Zajączkowski | zespół Biura Szyfrów, 2 | Henryk Zygalski |

 

Od II wojny światowej upłynęło już sporo czasu. Czas zaciera pamięć. Warto więc przypomnieć już prawie zapomnianych polskich wynalazców, których wkład w pokonanie hitlerowskich Niemiec był co najmniej tak samo istotny, jak rozpracowanie przez polski wywiad niemieckiej „Enigmy” oraz „broni odwetowej”  V-1 i V-2. IPN o nich zapomniał. To niedopuszczalne, że my też o Nich zapominamy…

 

ABW-455E_00004-266x350 Zapomniani polscy wynalazcy...

Radiostacja AP-4 źródło: ABW

9 listopada to Europejski Dzień Wynalazcy – to dobra okazja, aby przypomnieć o kompletnie zapomnianych polskich wynalazcach. Tego nie dowiecie się z podręczników historii, nie uczą o tym w szkołach. Co jeszcze gorsze – praktycznie zapomnieli o Nich także historycy IPN oraz rozmaici badacze II wojny światowej 🙁

Uwaga – to nie jest post dla tych, którzy wciąż opowiadają kłamstwa, jakoby Anglicy „organizowali zrzuty dla Armii Krajowej” oraz rzekomo „szkolili Cichociemnych według standardów SOE”…

 

Przemilczani, zapomniani…

peryskop-2-300x186 Zapomniani polscy wynalazcy...Wynalazek to nowatorskie, innowacyjne rozwiązanie jakiegoś problemu technicznego. Intelektualny wkład Polaków – inżynierów, techników, konstruktorów oraz wynalazców – w zwycięstwo aliantów nad Niemcami jest bardzo słabo znany. Złożyło się na to kilka przyczyn, głównie to, że ich działalność podczas wojny była ściśle tajna. Po wojnie, choć większość polskich wynalazków już przestała być tajna – nie miał kto o nich napisać. Nie mieli w tym żadnego interesu Brytyjczycy, chętnie przypisujący sobie cudze zasługi (wystarczy przypomnieć „Enigmę”). Milczała też o tym prl-owska propaganda, bo temat był oczywiście „politycznie niesłuszny”. Brytyjskie archiwa nie były od razu dostępne dla wszystkich, sporą część archiwaliów utajniono, z czasem też znikały różne archiwalne dokumenty, w tym zwłaszcza takie, które świadczyły o niezbyt chwalebnych postępkach brytyjskich władz w przeszłości.

 

logo_CBW-250x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Po transformacji ustrojowej 1989 tzw. „pierwszy niekomunistyczny rząd” Tadeusza Mazowieckiego niespecjalnie starannie dbał o polskie interesy. Nikt też nie zainteresował się tak odległym zagadnieniem jak polski wkład w zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami. Pionierską, pierwszą solidną kwerendę w tym zakresie przeprowadzili dopiero w latach 2014-2015 pracownicy Centralnej Biblioteki Wojskowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. w Warszawie. Należą się Im słowa najwyższego uznania i wdzięczność za wykonaną pracę. Wertowali dokumenty głównie w brytyjskim The National Archives, także w Instytucie  Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Plon poszukiwań zaprezentowano podczas konferencji naukowej pt. Polska myśl techniczna w II wojnie światowej. W 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Podsumowaniem pionierskiej pracy była interesująca publikacja, a także m.in. oficjalna konstatacja:

Z korespondencji, analiz prawnych, opinii brytyjskich urzędników przebija smutna konstatacja, że podczas wojny władze londyńskie [Wielkiej Brytanii – RMZ] chętnie sięgały po wkład polskich i innych nie – brytyjskich naukowców, ale po jej zakończeniu nie poczuwały się do stosownego wynagrodzenia ich pracy.

 

giganci-nauki-300x112 Zapomniani polscy wynalazcy...W 2021 Instytut Historii Nauki PAN oraz IPN – dzięki pracy prof. Bolesława Orłowskiego – od lat upowszechniającego wiedzę nt. wkładu polskich naukowców oraz techników w rozwój światowej nauki i techniki, zrealizowali projekt pt. „Giganci nauki” m.in. pod patronatem Prezydenta R.P. Pana Andrzeja Dudy.

Prezes IPN dr Jarosław Szarek podkreślał wtedy na konferencji prasowej„Ostatnie dwa i pół wieku naszych dziejów to nieustanne zmagania o wolne i niepodległe państwo. Ich uczestnicy zawładnęli społeczną świadomością. Ten obraz wymaga uzupełnienia o polski udział w rozwoju techniki i badań naukowych. Nasi rodacy stworzyli fundamenty wielu dziedzin współczesnych technologii. (…) Nie trafili do narodowego panteonu. IPN chce to zmienić. To oręż do promowania nowego wizerunku Polski na świecie…”   

(…) to Polacy stworzyli fundamenty współczesnej elektroniki, podstawowy składnik nawozów sztucznych, najsłynniejszy radiotelefon świata – walkie-talkie, wykrywacz min używany przez wszystkie armie świata, bombę wodorową, pierwszy pojazd księżycowy, czy podstawy hologramu – to dzieła Jana Czochralskiego, Ignacego Mościckiego, Henryka Magnuskiego, Józefa Kosackiego, Mieczysława Bekkera czy Mieczysława Wolfke.

W ramach projektu wydano także – niestety dosyć chaotyczne – dodatki do czasopisma „Sieci” (patrz poniżej, pod artykułem). Niestety, jak łatwo sprawdzić, w efekcie tego projektu do narodowego panteonu nie trafili choćby najbardziej znaczący polscy wynalazcy, którzy wnieśli istotny wkład w zwycięstwo aliantów nad hitlerowskimi Niemcami… Niemało wynalazców pominięto, np. spośród 28 polskich wynalazców wymienionych w tym artykule IPN zauważył zaledwie trzech…  Znowu o Nich zapomniano…

 

Wojna mózgów

sprawozdanie_102447217-182x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Niedawno, niestety tylko zdalnie, przejrzałem archiwalne dokumenty Oddziału Technicznego Sztabu Naczelnego Wodza, przechowywane w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (zespół akt sygn. IPMS A.XII.69/1-6). Bardzo dziękuję za ogromną pomoc w tej kwerendzie Marcinowi Kunickiemu z facebookowej grupy Polskie Miejsca w Wielkiej Brytanii. Moja kwerenda z konieczności miała dosyć pobieżny charakter, jednak dzięki temu że mam również informacje z innych źródeł, pozwoliła ustalić najbardziej elementarne fakty.

Przede wszystkim podkreślę, iż polskie władze miały świadomość znaczenia wiedzy technicznej dla nowoczesnej armii.  28 lipca 1942 Naczelny Wódz wydał rozkaz L. 60/Z.S.S./42, w wyniku którego przeprowadzono w wojsku przegląd „personelu technicznego”, czyli żołnierzy z wykształceniem technicznym wyższym i średnim. Powołano też „Komisję dla sprawdzenia wykorzystania sił technicznych w wojsku”. M.in. częściowo dzięki sprawozdaniu tej Komisji mogę odświeżyć naszą pamięć o polskich wynalazcach oraz o ich wynalazkach.

 

Wojenne losy Polaków spowodowały, że w 1942 przebywało w Wielkiej Brytanii ok. 1,8 tys. polskich inżynierów i techników, w 1944 aż ok. 5,6 tys. polskich naukowców i inżynierów, w tym 4049 w Polskich Siłach Zbrojnych. Polskie władze zdecydowały o wsparciu aliantów (głównie Brytyjczyków) naszą innowacyjną myślą wynalazczą. Niestety, nie pomyślano ani o zabezpieczeniu polskich praw patentowych ani o godnym uhonorowaniu wynalazców i respektowaniu ich indywidualnych praw.

W listopadzie 1940 roku powstał Wojskowy Instytut Techniczny (WIT), powołany rozkazem Naczelnego Wodza z dnia 27 października 1940. Zlokalizowano go w obiekcie hotelu Vandon House przy Vandon Street 1 w Londynie (SW1H 0AH), w maju 1944 WIT przeniesiono na Stanhope Gardens 60/61. Instytut był placówką Oddziału Technicznego Sztabu Naczelnego Wodza, kierował nim płk Stefan Witkowski. WIT prowadził tajne prace naukowo – badawcze, także kierował  polskich inżynierów i techników do pracy w brytyjskich placówkach  Ministerstwa Zaopatrzenia (Ministry of Supply), Ministerstwa Produkcji Lotniczej (Ministry of Aircraft Production) oraz Admiralicji (Admiralty Signals adn Radar Estabilishment, wcześniej jako Signals Research and Development Establishment).

Armata-Bofors-284x250 Zapomniani polscy wynalazcy...

Armata plot Bofors

Polscy specjaliści pracowali m.in. w Arsenale w Woolwich, brytyjskim odpowiedniku niemieckiego Kruppa (materiały artyleryjskie, wybuchowe, amunicja), Broxbourne (broń ręczna i maszynowa), Fort Halstead, Cheshunt (uzbrojenie), Mill Hill, Portsmouth, Liverpool (łączność i elektrotechnika), Sheffield (płyty pancerne), Londyn (gazy i sprzęt przeciwgazowy), Eltham (balistyka). Specjaliści lotnictwa głównie w Royal Aircraft Establishment w Farnborough Aircraft and Armaments Experimental Establishment oraz w Airborne Forces Experimental Establishment, a także w Westland Aeroplane Co. Ponadto 121 oficerów i 11 podoficerów, inżynierów lub techników pracowało w ośrodkach konstrukcyjnych i doświadczalnych broni i amunicji oraz laboratoriach metaloznawczych, chemii wojennej, radiotechnicznych, konstrukcji specjalnych i in.

Pierwszym znaczącym efektem pracy Polaków w Wielkiej Brytanii było zapewne odtworzenie ponad 3 tysięcy rysunków technicznych udoskonalonej przez nas szwedzkiej armaty przeciwlotniczej 40 mm „Bofors”. Dzięki temu już w 1941 Brytyjczycy uruchomili jej produkcję, była najskuteczniejszą armatą przeciwlotniczą II wojny światowej. Drugim był prawdopodobnie prototyp działka przeciwlotniczego Polsten o kalibrze 20 mm. Wyprodukowane w Enfield działko było znacznie prostsze, lżejsze o około 14 kg oraz prawie sześciokrotnie tańsze niż używane przez Brytyjczyków działko Oerlikon. Wiadomo także, że Polacy dostosowali do potrzeb komandosów pistolety maszynowe Sten, Thompson, automatyczne Luga i Colt. Od razu także Brytyjczycy przeszli na lepszą – polską metodę produkcji płyt pancernych.

polsten-203x250 Zapomniani polscy wynalazcy...

Polsten

Podporządkowany WIT zespół polskich inżynierów pracował od 1940 w Polskiej Grupie Technicznej kierowanej przez kpt. inż. pil. Krzysztofa Dobrowolskiego. Niestety, nie zachowała się dokumentacja ich konstrukcji, wiadomo tylko, że pracowali nad zaporami balonowymi, reflektorami przeciwlotniczymi, sondą akustyczną (Direction and Distance Finding at Night between Planes), a nawet nad projektem jednomiejscowego samolotu myśliwskiego.

Niezależnie od tych ośrodków, od 1942 w Londynie funkcjonowała także polska Rada Akademicka Szkół Technicznych umożliwiająca pracę dydaktyczną i badawczą polskim uczonym, konstruktorom, technologom w zakresie techniki wojskowej.  Ośrodkami życia naukowego były Londyn. Edynburg, Liverpool; od 1941 przy Uniwersytecie w Edynburgu działał Polski Wydział Lekarski, od marca 1943 Studium Prawno – Administracyjne na uniwersytecie St. Andrews w Szkocji, potem od kwietnia 1944 Polski Wydział Prawa w Oxfordzie, od 1942 przy uniwersytecie w Liverpoolu – Polska Szkoła Architektury. Polski wkład intelektualny w dorobek naukowy Wielkiej Brytanii był naprawdę imponujący.

 

Polski „Q”
STA-IX-Frythe-1-300x195 Zapomniani polscy wynalazcy...

STA IX, Frythe

Jak wiadomo z filmów o Jamesie Bondzie, wszystkie „szpiegowskie gadżety” wymyślał dla niego tajemniczy „Q”. Niezależnie od tajnych prac nad „typowymi” konstrukcjami dla wojska, trwały także wytężone prace nad innowacyjnymi konstrukcjami specjalnymi, zwłaszcza do działań sabotażowo – dywersyjnych. Podczas wojny brytyjska Special Operations Executive miała swoich „Q” głównie w ściśle tajnym ośrodku – Station IX, zlokalizowanym w rezydencji Frythe, w rejonie Welwyn (Hertfordshire).

Excelsior-Welbike-1942-1-250x162 Zapomniani polscy wynalazcy...

Motocykl wojskowy dla skoczków – Excelsior Welbike, 1942

O supertajnej działalności tego ośrodka SOE wciąż niewiele wiadomo, poza tym że tam powstały niezwykłe konstrukcje: m.in. pistolet Welrod oraz przeznaczony dla spadochroniarzy motocykl Welbike (prekursor późniejszej motorynki).

Jedyny egzemplarz tego motocykla został zrzucony do Polski 23 kwietnia 1944 na placówkę odbiorczą „Hipopotam” położoną 25 km na południowy zachód od dworca kolejowego Zamość, w pobliżu Zwierzyńca, kilkaset metrów od zabudowań gospodarczych leśniczówki Florianka. Celem 6 brytyjskich Halifaxów i 1 polskiego Liberatora było wsparcie materiałowe 9 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej (OP 9), operującego na wzgórzach Roztocza i w lasach Puszczy Solskiej. Czy tam trafił Welbike i jak był wykorzystywany – nie udało mi się dotąd ustalić. Ale z całą pewnością wiadomo, że pomysł tego wynalazku narodził się w polskiej głowie.

Polskich „Q”, czyli wynalazców niezwykłych konstrukcji i rozwiązań technicznych – także do zastosowań specjalnych – było znacznie więcej, część z Nich związana jest z historią Cichociemnych. Oto niepełna ich lista:

 

„Polskie radio szpiegowskie” – Tadeusz Heftman

ap5_controls-900-224x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Urodzony w Sosnowcu inżynier radiotechnik Tadeusz S. Heftman (1906-1995) był podczas wojny kierownikiem oraz głównym konstruktorem Polskich Wojskowych Warsztatów Radiowych (właśc. Polskich Wojskowych Warsztatów Radiotechnicznych) w Stanmore pod Londynem. Warsztaty produkowały radiosprzęt komunikacyjny do celów specjalnych, głownie tzw. „pipsztoki”, czyli polish spy radio – najlepsze wówczas radiostacje konspiracyjne do dalekosiężnej łączności, a także konspiracyjne anteny, tłumiące falę przyziemną wg. metody opatentowanej przez Stefana Manczarskiego (1899-1979).

Większość polskich „pipsztoków” miała brytyjskie oznaczenia MR-2, MR-3 angielskiej firmy Monitor Radio, Stechford, Birningham, była rozdzielana przez SOE, które współzarządzało PWWR. Przed wojną inż Tadeusz Heftman był konstruktorem Wytwórni Radiotechnicznej AVA, produkującej specjalny sprzęt radiołączności dla Oddziału II (wywiad) Sztabu Głównego WP. Wraz z zespołem firmy AVA współdziałał także w złamaniu niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma”. Więcej informacji – na stronie Tadeusz Heftman.

 

Scenariusz i reżyseria:  Norbert Rudaś

 

Ołówek czasu – Mirosław Kryszczukajtis 

olowek-czasu-235x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Cichociemny kpt. Mirosław Kryszczukajtis (1912-1944) w latach 1942 – 1943 był instruktorem sapersko – minerskim na szkoleniach dla kandydatów na Cichociemnych w w Audley End (STS 43), oficerem Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza.

Był także autorem kilku wynalazków, udoskonalił m.in. tzw. ołówek czasu (time pencil), niemiecki detonator, który można było ustawić na czas od 10 minut do miesiąca i działał precyzyjnie nawet w skrajnych temperaturach. Po jego usprawnieniu ołówek był produkowany przez tajny ośrodek badawczy SOE, zwany „Sekcją X”; stał się kluczowym elementem narzędzi sabotażowych SOE.  Podczas wojny wyprodukowano ok. 12 milionów „ołówków czasu”.

 

Szybka telegrafia – Stefan Lalewicz

Baza-mewa-172x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Stefan Lalewicz skonstruował aparat do szybkiej transmisji telegrafii, nadający znaki telegraficzne z użyciem papierowej taśmy oraz fotoelementów. Urządzeniu nadano kryptonim „Telma„. Pracował na nim m.in. Cichociemny Bronisław Czepczak-Górecki ps. Zwijak (1922-2001). Wspominał – „Prace polskich specjalistów nad konstrukcją i ulepszaniem urządzeń do szybkiej radiotelegrafii miały na celu zredukowanie wykrywalności w eterze przez skrócenie do minimum czasu nadawania (…). Szybka radiotelegrafia „Telma” miała być szansą względnie bezpiecznego nadawania z Kraju. W końcu lutego 1944 roku Iwanicki [dowódca plutonu łączności kpt. inż Andrzej Iwanicki – RMZ] poprosił mnie i Staszka Pietrusiewicza na rozmowę. Niezależnie od  wykonywanych prac mieliśmy rozpocząć próby z „Telmą”. (Bronisław Czepczak-Górecki, Na szachownicy losu. Wspomnienia skoczka, s. 153, NCK Warszawa, 2017, ISBN 978-83-7982-281-2)

Cichociemny  Bronisław Czepczak-Górecki wspomina, iż z prototypowego urządzenia nadawał ze strychu budynku gospodarczego przy kasynie, nieopodal bazy łączności „Mewa” Casa Bianca oraz Villa Rosa), zlokalizowanej w pobliżu Głównej Bazy Przerzutowej w Latiano – pomiędzy Latiano i Mesagne (Włochy).  „Taśma papierowa, zadrukowana czarnym tuszem, nawinięta na wałek, przemieszczała się pod skupionym soczewką strumieniem światła. Światło odbite od taśmy, zebrane soczewką na fotokatodzie, było źródłem sygnału sterującego obwodem wyjściowym nadajnika. Taśmę szerokości 10 milimetrów, zadrukowaną znakami Morse’a nawijało się za pomocą zwijaka (stąd mój pseudonim) na bęben przystawki, na śrubie, po której przemieszczał się podczas nadawania. (…) Początek wałka oklejała tzw. „zebra” (mój drugi pseudonim dla Bazy) – pasek zadrukowany tylko „kropkami” – nadawana na żądanie celem dostrojenia urządzenia odbiorczego.” (Bronisław Czepczak-Górecki, Na szachownicy losu, s. 154-155)

„Telmę” produkowano w Wielkiej Brytanii i zrzucano do Polski w latach 1943 – 1944. Urządzenie umożliwiało niezwykle szybkie nadanie radiowej depeszy, zmniejszając do minimum ryzyko namiaru goniometrycznego. Po wojnie udoskonalono taki system nadawania w tzw. radiostacjach numerycznych nadających w taki sposób (do dzisiaj) komunikaty dla agentów wywiadu (także polskich).

 

Zasobniki zrzutowe – konstrukcja przedwojenna
B-24-Liberator-zaladunek-zasobnikow-250x164 Zapomniani polscy wynalazcy...

Załadunek zasobników do Liberatora

W fundamentalnej pracy prof dr hab. Jacka Tebinki oraz dr hab. Anny Zapalec pt. Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE) (tu recenzja tej książki) znalazłem m.in. interesującą informację: „Niektóre wynalazki polskie, jak zasobnik spadochronowy czy konstrukcje radiowe, zostały opatentowane przez polskie władze na uchodźstwie bądź wspólnie z Brytyjczykami” (s.514).

Informacja o opatentowaniu polskich zasobników zrzutowych nie była dla mnie zaskoczeniem. Dla bezmyślnych anglofilów zapewne będzie. Otóż przed wojną Polska była jednym z nielicznych państw na świecie, które przygotowywało się do organizacji wojsk powietrznodesantowych. Byliśmy w spadochroniarstwie jednymi z pierwszych – zanim pomyśleli o tym Brytyjczycy czy Amerykanie. Jeszcze przed wojną opracowaliśmy zasobniki zrzutowe do zrzucania dywersyjnego ekwipunku na spadochronach. Pisałem o tym w artykule Prekursorzy Cichociemnych. Wciąż idę tropem zasobników, jak na razie udało mi się ustalić, że produkowane były – według polskiego wzoru, z angielskimi „poprawkami” – w ośrodku zwanym Central Landing Establishment, będącym „jednostką techniczną” przy Central Landing School, czyli STS 51 Ringway w pobliżu Manchesteru. Produkowano tam kilka rodzajów zasobników oznaczonych jako np. Mark III CLE.

 

Trenażer strzelecki  – Wacław Zajączkowski

W połowie 1942 por. techn. Wacław Zajączkowski, oficer Uzbrojenia Stacji Lindholme wymyślił, zaprojektował i wykonał prototyp urządzenia „Ruchomy cel”, do szkolenia strzelających z odległości powyżej 200 jardów (ok. 190 m), z broni małokalibrowej do celu będącego w ruchu (samolot, czołg, żołnierz itp.). W ocenie dowódcy 305 Dywizjonu Bombowego, mjr pil. Kazimierza Śnieguli, urządzenie było niezwykle przydatne w szkoleniu strzeleckim, z każdej broni o kalibrze 0,22˝ – 0,5˝.

Wynalazek zainteresował władze angielskie, w firmie Rose Brothers Gainsborough zamówiono 12 kompletów trenażera dla wszystkich stacji Grupy Bombowej nr 184. Por. Zajączkowski wystąpił do Brytyjskiego Urzędu Patentowego aby uzyskać Provisional Patent Application, na żądanie brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa opracował zasady użytkowania urządzenia oraz interpretacji wyników strzelania z samolotowej wieżyczki strzelniczej z kbk kal. 0.22. 

 

Welbike – Zygmunt Oranowski

welbike-zrzut-300x231 Zapomniani polscy wynalazcy...Pewnie każdy z nas widział na fotografiach oryginalny Excelsior Welbike (prekursor popularnej później motorynki), znany także pod nazwą parascooter. Według oficjalnej narracji, m.in. dostępnej w anglojęzycznej wikipedii, prototyp skonstruował „entuzjasta motocykli” Harry Lester, a wymyślił go Lt. Colonel John Dolphin. Wytropiłem, że jednak nie musi to być całkowicie zgodne z prawdą. Otóż Cichociemny Alfred Paczkowski ps. Wania w swojej książce „Ankieta cichociemnego” przedstawia interesującą relację, dotyczącą wizyty m.in. bryg. Colina Gubbinsa, dyrektora SOE ds. operacyjnych i szkoleniowych na „święcie spadochronowym”, czyli ćwiczeniach bojowych spadochroniarzy 4 BKS w rejonie Kingscraig nieopodal Elie (Wielka Brytania, Szkocja), z udziałem Naczelnego Wodza gen. Władyslawa Sikorskiego oraz zaproszonych gości, 23 września 1941. 

Cichociemny Paczkowski wspominał – „Płk Sosabowski, jako mistrz ceremonii i gospodarz pokazu, przydzielił mnie na czas ćwiczeń do brygadiera Collina Gubbinsa, doradcy ministra Daltona, szefa SOE. (…) Gdy wsiadałem z brygadierem Gubbinsem do samochodu, Oranowski [kpt. Zygmunt Oranowski, oficer Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] podbiegł do mnie z żądaniem, żebym wycyganił sto pięćdziesiąt funtów na warsztat doświadczalny. Zygmunt miał pomysł. Chciał wykonać motocykl składający się z dwóch części, przeznaczony do zrzutów. Pieniędzy nie mógł dostać od naszych władz. W drodze na żołnierski obiad, który czekał na nas w Leven w dowództwie Brygady, zacząłem rozmowę z brygadierem od tego, że nowoczesny spadochroniarz musi mieć motocykl Po dalszej mojej argumentacji wydawało mi się, że mówię do obrazu, ale na zakończenie brygadier zapytał: ile. Gdy usłyszał sumę, kiwnął głową i wkrótce załatwił czek na żądaną sumę.”  (Alfred Paczkowski, Ankieta Cichociemnego, s. 106, IW PAX, Warszawa 1987, ISBN 83-211-0769-9) 

Nie udało mi się ustalić, jakie był dalszy rozwój wydarzeń związanych z projektem kpt. Oranowskiego, ale nie ulega wątpliwości, że pomysł Welbike narodził się w polskiej głowie. Jedyny egzemplarz tego motocykla został zrzucony do Polski 23 kwietnia 1944 na placówkę odbiorczą „Hipopotam” położoną 25 km na południowy zachód od dworca kolejowego Zamość, w pobliżu Zwierzyńca, kilkaset metrów od zabudowań gospodarczych leśniczówki Florianka. Celem 6 brytyjskich Halifaxów i 1 polskiego Liberatora było wsparcie materiałowe 9 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej (OP 9), operującego w na wzgórzach Roztocza i w lasach Puszczy Solskiej. Czy tam trafił Welbike i jak był wykorzystywany – to także wymaga ustalenia.

 

ENIGMA – zespół Biura Szyfrów: Marian Rejewski, Jerzy Różycki, Henryk Zygalski oraz Wytwórni AVA
Enigma_900px-274x350 Zapomniani polscy wynalazcy...

Jedna z wersji „Enigmy”

O sukcesie polskiego wywiadu oraz o pogromcach niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma” można przeczytać na tej stronie. Wbrew pozorom nie był to tylko sukces trójki młodych kryptologów, ale wynik pracy zespołowej, także m.in. specjalistów z Wytwórni Radiotechnicznej AVA, inżynierów: Leonarda i Ludomira Danilewiczów, Tadeusza Heftmana. Przede wszystkim zaś – efekt pionierskiego, nowatorskiego w skali światowej podejścia do dekryptażu przez polskie Biuro Szyfrów.

Wśród ogólnych zachwytów nad tym sukcesem jakoś umknął wielu fakt, iż „po drodze” do złamania „Enigmy” Polacy musieli dokonać kilku przełomowych wynalazków, czyli w sposób  nowatorski, innowacyjny rozwiązać kolejne problemy techniczne. Pierwszym niewątpliwie istotnym było… odtworzenie oryginalnej „Enigmy” na podstawie fotografii oraz pomiarów wykonanych przez Ludomira Danilewicza (1905-1971) podczas tajnego przechwycenia „Enigmy” na warszawskim lotnisku Okęcie, prawdopodobnie w styczniu 1929.

Według relacji Mariana Rejewskiego (1905-1980) – W końcu 1927, lub może na początku roku 1928, nadeszła z Rzeszy Niemieckiej do Urzędu Celnego w Warszawie przesyłka mająca, według deklaracji, zawierać sprzęt radiowy. Przedstawiciel niemieckiej firmy domagał się bardzo usilnie zwrotu tej przesyłki do Rzeszy jeszcze przed odprawą celną, jako wysłanej omyłkowo z innym sprzętem. Jego nalegania były tak natarczywe, że wzbudziły czujność urzędników celnych, którzy zawiadomili Biuro Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego, instytucję zainteresowaną wszelkimi nowościami w dziadzinie radiosprzętu. A ponieważ była to przypadkowo sobota po południu, więc wydelegowani przez Biuro pracownicy mieli czas spokojnie sprawę zbadać. Skrzynię otworzono i przekonano się, że istotnie sprzętu radiowego nie zawierała, była w niej natomiast maszyna do szyfrowania. Maszynę bardzo dokładnie zbadano, po czym skrzynię znów starannie zamknięto. (Marian Rejewski – Jak matematycy polscy rozszyfrowali Enigmę, Wiadomości Matematyczne XXIII (1980), s. 1-28)

W ciągu kilku miesięcy zespół mgr Rejewskiego odtworzył połączenia wewnętrzne Enigmy i opracował jej „model matematyczny”. Na jego podstawie został skonstruowany „sobowtór” Enigmy, zresztą znacznie lepszy i wydajniejszy niż niemiecki oryginał. Praca ta została wykonana w Warszawskiej Wytwórni Radiotechnicznej AVA. Razem zbudowano 15 takich zrekonstruowanych maszyn „Enigma”. (Ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, s. 5,  Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53)

Po „odtworzeniu” udoskonalonego „sobowtóra Enigmy” pojawiły się kolejne problemy, wymagające nowatorskich wynalazków. Było ich wiele, ale z pewnością do przełomowych należy zaliczyć: metodę rusztu, pozwalającą (do września 1938) obliczyć nastawienia wirników, ich kolejność oraz pary liter na łącznicy kablowej „Enigmy”, a także przybliżające do ostatecznego pokonania Enigmy:  metodę zegarową Jerzego Różyckiego, cyklometr oraz bombę kryptologiczną Mariana Rejewskiego, płachty Henryka Zygalskiego. Ich wykonanie nie byłoby możliwe bez specjalistów z Wytwórni Radiotechnicznej AVA.  Można o tym przeczytać na tej stronie.

 

Lacida – zespół Biura Szyfrów: Marian Rejewski, Gwido Langer, Maksymilian Ciężki, Leonard Danilewicz
LACIDA-300x249 Zapomniani polscy wynalazcy...

Polska maszyna szyfrująca LACIDA

Niejako w drodze do ostatecznego złamania „Enigmy”, zespół Biura Szyfrów skonstruował polska maszynę szyfrującą „LACIDA”. Przed wojną wyprodukowano jej 80 szt. Powstała według projektu Mariana Rejewskiego, jej nazwa była skrótem pierwszych liter nazwisk: ppłk. Gwido LAngera (1894-1948), szefa Biura Szyfrów por. Maksymiliana CIężkiego (1898-1951) oraz por. Leonarda DAnielewicza (1903-1976).

Po wybuchu wojny, depesze pogromców „Enigmy”, pracujących na nieokupowanym terenie Francji w ośrodku „Cadix” (Chateau des Fouzes  w Uzes niedaleko Nantes), były przesyłane do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie po zaszyfrowaniu ich Lacidą. Polski wynalazek został udostępniony aliantom, m.in. opracowano tzw. francuski model, uwzględniający specjalne żądania francuskie, Amerykanie wykorzystali jego rozwiązania przy konstrukcji swojej maszyny M-209-3 (Dziennik Polski, 26 marca 1974).

 

Karabin ćwiczebny – Stanisław Sochaczewski

SWIFT-training-300x175 Zapomniani polscy wynalazcy...Gen. Stanisław Sochaczewski  (1877-1953) był autorem wynalazku – ćwiczebny karabin „The Swift Training Rifle”, służący do indywidualnego szkolenia strzelców wyborowych. Wyglądał jak karabyn używanym w służbie: brytyjski Lee Enfield Rifle czy American Service Rifle; miał taką samą wagę oraz wrażliwość języka spustowego. Cel na arkuszu kartkowym był odpowiednio zmniejszony, był tak samo trudny do trafienia jak na zwyklej strzelnicy. Wyniki strzelania były od razu widoczne dla strzelca oraz dla instruktora.

SWIFT-boxed-300x110 Zapomniani polscy wynalazcy...Wynalazek gen. Stanisława Sochaczewskiego kupili Brytyjczycy. Prezes firmy The Swlft Training Rifle Carpany Limited mjr J.Milner napisał do generała: „Jestem pewny, że będzie dla Pana dużą satysfakcją wiadomość,  że karabin Pańskiego systemu został zaaprobowany i przyjęty przez rząd brytyjski, i jestem pewny, że wynalazek ten odegra dużą rolę w osiągnięciu zwycięstwa wspólnej idei”. Współcześnie nie ma nawet żadnej wzmianki o tym że był to wynalazek Polaka, Brytyjczycy przypisali sobie jego sukces, np. w wikipediiWynalazek gen. Sochaczewskiego był używany w armii brytyjskiej, czechosłowackiej, francuskiej, holenderskiej oraz norweskiej; w latach 1941 – 1945 przeszkolono ok. 1,4 mln żołnierzy. Dzięki niemu skrócono czas szkoleń strzeleckich z dziesięciu do zaledwie dwóch tygodni.

 

Peryskop czołgowy – Rudolf Gundlach

peryskop-2-1-300x186 Zapomniani polscy wynalazcy...Kpt. Rudolf Gundlach (1892-1957) od 1934 kierował Biurem Badań Technicznych Broni Pancernej; podczas swej służby wynalazł pierwszy (jedyny) na świecie czołgowy peryskop odwracalny z pełnym (360°) polem widzenia. Wynalazek opatentował w Polsce, Wielkiej Brytanii, Francji oraz USA, od 1936 produkowany był we Lwowie. Po raz pierwszy zastosowano go w polskich czołgach TKS, TK3 i 7TP. Wynalazek udostępniono brytyjskiej firmie Vickers-Armstrong, która montowała go w czołgach Crusader, Churchill, Valentine, Cromwell.

Wkrótce wdrożono go także w USA, jako peryskop M6 w amerykańskich czołgach, m.in. M3/M5 Stuart, M4 Sherman. Po dostawach czołgów w ramach lend-lease do ZSRS, został skopiowany, następnie instalowany w sowieckich czołgach T-34, T-70, IS-1, potem także w niemieckich pojazdach Wermachtu. Po wojnie jako Peryskop Obserwacyjny MK-4 na wyposażeniu pojazdów LWP, był produkowany w Łódzkich Zakładach Kinotechnicznych. Autor wynalazku, jako jeden z nielicznych, wywalczył w sądzie wynagrodzenie.

 

Wykrywacz min – Ignacy Harski, Tadeusz Lisicki, Józef Kosacki

wykrywacz-min-134x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Kompletnie zapomniany (napisałem od podstaw Jego biogram w Wikipedii) przedwojenny dowódca kompanii radiowywiadu, wpisany na „Sonderfahndungliste GB” (specjalny list gończy), znany jako „czarna lista Hitlera” – ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki (1910-1991),  współuczestnik działań związanym z pokonaniem „Enigmy” był także jednym z autorów pionierskiego wynalazku. Wiosną 1939 mjr inż. Ignacy Harski (1896-1956) oraz kpt. inż. Tadeusz Lisicki (1910-1991) opracowali konstrukcję elektromagnetycznego wykrywacza. Po wybuchu wojny, pod koniec 1941 w Wielkiej wynalazek ostatecznie dopracował por. inż. Józef Kosacki (1909-1990).  Wykrywacz opatentowano jako Mine Detector Polish Mark 1, był kilkakrotnie wydajniejszy. Użyty po raz pierwszy do oczyszczania pól minowych podczas bitwy pod El-Alamein w listopadzie 1942. Wprowadzony na wyposażenie brytyjskiej armii w 1944, używany aż do 1995.

 

Działko bezodrzutowe Polsten –  Jerzy Podsędkowski 

Konstruktor przedwojennego (1937) prototypu pistoletu maszynowego ViS kalibru 0,45 inż. Jerzy Podsędkowski (1900-1962) jest jednym z nielicznych polskich wynalazców dostrzeżonych przez IPN w projekcie „Giganci nauki”. Pracował w Armament Design Department w Cheshunt, polski zespół pod jego kierownictwem skonstruował maszynowe działko przeciwlotnicze Polsten kalibru 20 mm. Było ono konstrukcją prawie sześciokrotnie tańszą oraz prostszą (119 zamiast 250 części) niż używane dotąd przez Brytyjczyków działko Oerlikon. Design Department Cheshunt i Royal Navy rozważały nadanie mu nazwy: Warsaw lub Polikon (Polish Oerlikon), przyjęto nazwę  Polsten (Polish Sten). Od 1944 wyprodukowano ok. 50 tys. tych działek, były używane przez brytyjską marynarkę, w wojskach lądowych do lat pięćdziesiątych. Znacznie dłużej działko używane było w krajach trzeciego świata.

 

Pistolet maszynowy MCEM-2 – Jerzy Podsędkowski 

MCEM-2-300x108 Zapomniani polscy wynalazcy...Inż. Jerzy Podsędkowski (1900-1962) pracując w Enfield (Middlesex), skonstruował tam w 1944 innowacyjny, kompaktowy półautomatyczny pistolet maszynowy MCEM-2 (Machine Carabine Experimental Model) kal. 9 mm. Wyróżniał się bardzo dobrym wyważeniem oraz celnością, ale był nadmiernie szybkostrzelny, co ograniczono do 600-700 strzałów na minutę, zwiększając masę zamka w wersji MCEM-6. Wersja ta powstała z udziałem wybitnego instruktora Cichociemnych w zakresie strzelectwa (m.in. point shooting) oraz spadochroniarza Akcji Kontynentalnej mjr Aleksandra Ihnatowicz-Świat.

PM-43-RAK-300x151 Zapomniani polscy wynalazcy...

PM-63 RAK

Ten rewelacyjny małogabarytowy pistolet maszynowy uzyskał sześć brytyjskich patentów na rzecz Skarbu R.P. na uchodźstwie; produkowano go w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Indiach i Australii. Wynalazca w 1943 został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego (Order of the British Empire). MCEM-2 zapoczątkował nową generację powojennych pistoletów maszynowych z magazynkami chwytowymi i teleskopowymi zamkami zamkowymi, m.in. czeskie pistolety Holeczek (Sa-23/25 9 mm oraz Sa -24/26 7,62 mm), CZ 23 do CZ 26, UZI, MAC-10, Steyr MPi 69, także izraelskie Uzi. Przedwojenny przełożony inż. Posędkowskiego prof. inż Piotr Wilniewczyc skonstruował w powojennej Polsce słynny pistolet maszynowy PM-63 RAK (Ręczny Automat Komandosa), który użytkowałem jako broń osobistą podczas służby w wojsku 🙂

 

Brytyjski film szkoleniowy „Village Clearing” z widocznym MCEM-2, 1953
Imperial War Museum, DRA 1078

 

Sklejka lotnicza – Wacław Czerwiński

PWS-33-Wyzel-300x148 Zapomniani polscy wynalazcy...Inż. Wacław Czerwiński (1902-1988) pilot i jeden z prekursorów polskiego szybownictwa był także wynalazcą. Przed wojną pracował jako główny konstruktor Podlaskiej Wytwórni Samolotów pod Białą Podlaską. Po wybuchu wojny, jako jeden ze specjalistów Polskiej Grupy Technicznej pracował w kanadyjskiej filii brytyjskiej firmy De Havilland. Dzięki nowatorskiej metodzie kształtowania przestrzennego na gorąco sklejki drzewnej uzyskano wytrzymałość elementów pozwalającą na zastąpienie nimi deficytowego aluminium w elementach samolotów NA-66 Harvard II, Anson, DH-98 Mosquito. Produkowano je w założonej w 1942 w Toronto firmie Canadian Wooden Aircraft Ltd. Wynalazek był udoskonaleniem przedwojennych rozwiązań stosowanych przez braci Konopackich, właścicieli innowacyjnej fabryki sklejki lotniczej w Mostach oraz zastosowanych w prototypie polskiego dwusilnikowego samolotu treningowego PWS-33 Wyżeł.

 

Wyrzutniki bombowe – Władysław Świątecki, Jerzy Rudlicki

wyrzutnik_bomb_Swiateckiego-172x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Inż. Władysław Świątecki (1893-1977) był autorem konstrukcji wyrzutników bombowych, opatentowanej w wielu krajach, które produkował przed wojną we własnej wytwórni w Lublinie. Po wybuchu wojny wynalazca udoskonalił swoją konstrukcję i zaprezentował ją Brytyjczykom. Od 1941 wyprodukowano ok. 165 tys. wyrzutników, instalowanych w angielskich bombowcach brytyjskich. W 1943 Jerzy Rudlicki (1893-1977) opracował wyrzutnik do bombardowań powierzchniowych z dużej wysokości, instalowano go w bombowcach amerykańskich B-17 Flying Fortress. Według niektórych źródeł inż. Świątecki był także wynalazcą nowatorskiego podnośnika do bomb lotniczych.

Kpt. inż Władysław Świątecki w piśmie z sierpnia 1940 do płk. Mieczysława Konarskiego z Inspektoratu Sił Powietrznych wskazywał również niektóre inne swoje projekty: zamki do bomb ciężkich i średnich, wyrzutniki do bombardowania z lotu nurkowego bombami ciężkimi, wyrzutniki łańcuchowe do większej ilości bomb, nawet automat bombardujący z częstotliwością do 30 bomb na sekundę.

 

Kamera lotnicza – Witold Romer

Inż. chemik Witold Romer (1900-1967), pasjonat fotografii, przed wojną był członkiem Kapituły Seniorów Fotoklubu Polskiego, prowadził także Zakład Fotografii na Politechnice Lwowskiej. Po wybuchu wojny, od 1941 w Wielkiej Brytanii, pracował w laboratorium badawczym Kodaka oraz od 1943 kierował Research Section w Photographic Departament of Royal Aircraft Establishment w Farnborough. Efektem jego pracy wynalazczej jest m.in. innowacyjna kamera do nocnych zdjęć lotniczych, kompensująca ruch samolotu. Została wykorzystana podczas przygotowań do inwazji w Normandii.

Polacy byli autorami wielu supertajnych wynalazków „lotniczych”. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do wszystkich informacji. Być może  por. Tadeusz Lesser oraz ppor. Roman Lubański byli autorami wynalazku o nazwie: Fog Investigation and Dispersal Operation (FIDO) – do rozpraszania mgły, wykorzystywanym ponoć na brytyjskich lotniskach. Wybitni polscy specjaliści są prawdopodobnie autorami tajnych, specjalnych rozwiązań, które wykorzystano głównie w brytyjskim lotnictwie. Stefan Neumark (1897-1967) pracował nad rozwiązaniem istotnych problemów z aerodynamiki i mechaniki lotu, Wiktor Narkiewicz (1905-1985) oraz Karol Wójcicki (1905-) doskonalił silniki odrzutowe,  Nikodem Dudziński (1907-1991) pracował nad żaroodpornością stopów aluminium, Zbigniew Oleński (1907-1970) oraz Tadeusz L. Ciastuła (1909-1979) skonstruowali bezpieczniejszą kabinę myśliwca Spitfire, Tadeusz Czaykowski wraz z Władysławem Fiszdonem (1912-2004) skutecznie usunęli niebezpieczne (powodujące drgania) konstrukcyjne wady myśliwców Typhoon i Tempest zwalczających niemieckie V-1.

 

Nadajniki okrętowe, mikronadajniki –  Juliusz Hupert 

Inż. Juliusz Hupert (1910-1955) jeszcze przed wojną opatentował nadajnik radiotelegraficzny z generatorem, od 1940 pracował w brytyjskiej Admiralty Signal and Radar Establishment nad morskimi systemami łączności. Po 14 listopada 1941,gdy niemiecki okręt podwodny U-81 zatopił brytyjski lotniskowiec HMS Ark Royal, praca jego zespołu badawczego otrzymała status „najwyższego pierwszeństwa”. Jedną z przyczyn zatopienia lotniskowca był bowiem brak łączności z brytyjskimi myśliwcami. To zaś spowodowane było niestabilną pracą okrętowego nadajnika. Wynaleziony przezeń stabilizator częstotliwości nadajników okrętowych zainstalowano na pancerniku HMS Anson, później także na innych brytyjskich okrętach wojennych.Wynalazca był także autorem pionierskich mikronadajników umożliwiających precyzyjną lokalizację wyposażonych w nie osób lub sprzętu. Po wojnie został wykładowcą na kilku amerykańskich uczelniach oraz uzyskał kilka patentów, m.in. radiowego systemu zdalnego sterowania.

 

Namiernik radiowy (radar U-Bootów) – Wacław Struszyński
High_frequency_finder_-231x250 Zapomniani polscy wynalazcy...

Namiernik Struszyńskiego, HMS Belfast

W brytyjskim Admiralty Signal and Radar Establishment od sierpnia 1940 pracował także przedwojenny polski konstruktor, inżynier elektronik Wacław Struszyński (1904-1980). Efektem jego wynalazczej pracy była goniometryczna antena do radionamiernika HF/DF (Huff-Duff). Była swoistym „radarem U-Bootów”, umożliwiając zlokalizowanie niemieckich okrętów podwodnych, korzystających (po koniecznym wynurzeniu) z łączności radiowej wysokich częstotliwości. Antena uzyskała brytyjskie patenty nr 601096 i nr 603328, wyprodukowano ich ok. 3 tys., instalując na okrętach eskortujących konwoje. Urządzenie istotnie pomogło aliantom wygrać bitwę o Atlantyk.

Brytyjczycy podczas wojny cenili ten niezwykły polski wynalazek. Głównodowodzący brytyjskiej floty, admirał John L. Towey podkreślał – „Nie będzie przesadą stwierdzenie, że radiolokacja (R.D.F.) zrewolucjonizowała praktycznie całe podejście do wojny morskiej (…) powyżej przytoczone zdania zawierają najwyższe uznanie dla tych, którzy się przyczynili do zaprojektowania i zainstalowania morskich urządzeń radiolokacyjnych”. Po wojnie Anglicy zapomnieli o wynalazcy i jego konstrukcjach, ukrywając nawet jego dane w publikacjach…

 

Walkie-talkie – Henryk Magnuski

scr-300-us-army-256x250 Zapomniani polscy wynalazcy...Inżynier Henryk Magnuski (1909-1978) po ukończeniu Politechniki Warszawskiej, jak wielu późniejszych polskich wynalazców przed wojną pracował w Państwowych Zakładach Tele i Radiotechnicznych. 20 maja 1935 zgłosił do opatentowania swój wynalazek – „Urządzenie do szybkiego nawiązywania łączności radjotelegraficznej lub radjotelefonicznej”. 19 marca 1936 w Urzędzie Patentowym R.P. uzyskał patent nr 22972. Jak czytamy w opisie patentowym – „Przedmiotem wynalazku niniejszego jest urządzenie, które w chwili nadania sygnału zer stacji nadawczej zawiadamia obsługującego odbiornik za pomocą dzwonka lub innego sygnału, że stacja nadawcza jest czynna i należy odbierać korespondencję. Urządzenie powyższe ma zastosowanie przedewszystkiem tam, gdzie fala nadajnika lub odbiornika nie jest dokładnie określona (np. wskutek małej dokładności cechowania obwodów nadajnika lub odbiornika), tak że nie ma się pewności, że odbiornik jest dokładnie nastrojony na falę nadajnika”.

Wybuch wojny zastał go na szkoleniu w Nowym Jorku, uniemożliwiając powrót do Polski. W 1940 podjął pracę w amerykańskiej firmie Galvin Manufacturing Corporation (od 1947 pod nazwą Motorola). Skonstruował jedną z pierwszych opartych na modulacji częstotliwości radiostacji wojskowych SCR 536, następnie SCR-300FM, typu walkie-talkie. Wyprodukowano ok. 100 tys. takich radiostacji, używanych od 1943 na niższych szczeblach dowodzenia przez jednostki US Army, operujące w Europie oraz na Pacyfiku.

Wynalazca jest też autorem m.in. radiolatarni radarowej AN/CPN-6 dla US Navy, ułatwiającej samolotom powrót na lotniskowce przy ograniczonej widoczności. Po wojnie pozostał w USA, pracował m.in. nad mikrofalowymi stacjami przekaźnikowymi telefonii wielokrotnej, telewizji oraz transmisji danych, także nad systemem łączności troposferycznej Deltaplex I. Został dyrektorem ds. badawczych w koncernie Motorola, zdobył 30 patentów z zakresu radiokomunikacji. Jedna z katedr University of Illinois w Chicago nosi jego imię.

 

Radiostacja WS10 – Zygmunt Jelonek 
zespol-radiowy-WS-10-275x250 Zapomniani polscy wynalazcy...

Zespół radiowy WS nr 10

Inżynier radiotechnik Zygmunt Jelonek (1909-1994) ukończył Politechnikę Warszawską, od 1932 do wybuchu wojny pracował naukowo w Instytucie Radiotechnicznym (później pod nazwą Państwowy Instytut Telekomunikacyjny) w Warszawie. Po wybuchu wojny pracował w brytyjskim ośrodku badawczym Signal Research and Development Establishment w Christchurch. Skonstruował pionierski zespół radiowy WS Nr 10, będący ośmiokanałową dupleksową radiolinią  telefoniczną.

Urządzenie wykorzystywało modulację impulsów oraz magnetron w nadajniku, miało zasięg ok. 50 mil (ok. 80 km). Umożliwiło wojskową łączność dowództwa z walczącymi oddziałami podczas inwazji w Normandii 6 czerwca 1944. Urządzenie WS10 uznano za najbardziej wydajny sprzęt łączności podczas II wojny światowej.

 

Radar samolotowy – Paweł Jan Nowacki

Prof. Paweł Jan Nowacki (1905-1979) urodził się w Berlinie w rodzinie polsko-niemieckiej, z Polską w sercu. W 1936 obronił doktorat z elektrotechniki na Politechnice Lwowskiej, później przeniósł się na Górny Śląsk, gdzie pracował m.in. w katowickich zakładach Siemensa. Po agresji Niemiec na Polskę odmówił współpracy z okupantem, uciekł do Wielkiej Brytanii. Kontynuował pracę naukową jako szef laboratorium Departamentu Radiowego Royal Aircraft Establishment w Farnborough, pracował nad ściśle tajnymi projektami z zakresu techniki radarowej, projektując, modelując, nadzorując wykonanie prototypów oraz przemysłowych wersji urządzeń radiolokacyjnych, instalowanych w samolotach Royal Air Force. Opublikował kilka ściśle tajnych prac naukowych oraz uzyskał co najmniej dwa patenty.

 

Kombinezon ratunkowy – Zbigniew Siedlecki

Por. pil. Zbigniew Siedlecki służył na stacji RAF w Jurby (wyspa Man), wykorzystując doświadczenia ze służby, wynalazł kombinezon ratunkowy zapewniający ochronę przed utratą temperatury ciała podczas utrzymywania się w morzu. Jak podkreślił w swoim piśmie do polskich władz – „dobrowolnie zrzekam się wszelkich dochodów, przysługujących mi jako projektodawcy w razie produkowania wymienionych artykułów dla potrzeb Rządu Rzpltj Polskiej (…)”.

Zasobniki-welbike-300x116 Zapomniani polscy wynalazcy...

Zasobniki zrzutowe oraz welbike w brytyjskim muzeum

Dodał także, że „oba projekty zostały opracowane, wyprodukowane bez korzystania przeze mnie z jakiejkolwiek pomocy z funduszów publicznych” oraz że opracowanie wynalazku zajęło mu „przeszło 8 miesięcy pracy, w czasie wolnym od zajęć i urlopów”. Doświadczalne i finalne wersje kombinezonu wykonały firmy: SIEBIE, GORMAN & Co Ltd, Davis Road, Tolworth, Surrey. Wynalazca opracował trzy wersje kombinezonu ratunkowego: ciężką (na zimę i surowy klimat), średnią (na strefę umiarkowaną) i lekką (na okres letni); miały one tą samą szczelność i zdolność utrzymywania się na wodzie, różniły się czasem utrzymywania ciepłoty ciała. Wersja ciężka umożliwiała przebywanie w wodzie o temperaturze ok. 7°C (bez odczuwania zimna) przez dłuższy czas, wersja średnia – do 7 godzin. Wynalazek 10 maja 1943 uzyskał brytyjski patent.

 

Polacy wyrolowani

Podczas II wojny światowej wielu Polaków, kontynuując swoją przedwojenną pracę naukową i wynalazczą przekazało Wielkiej Brytanii szereg nowatorskich rozwiązań technicznych oraz wynalazków, bardzo nielicznym zapewniono z tego tytułu jakiekolwiek prawa oraz wypłacono gratyfikacje. Znacznie więcej polskich wynalazków zostało bezpardonowo przejętych (czytaj: przywłaszczonych) przez Brytyjczyków. Nota bene, związani umową z Amerykanami, przekazywali je także Amerykanom – nie pytając wynalazców o zgodę.

Już w lipcu 1942 kpt. Władysław Świątecki sporządził dla polskiego rządu, 11 – stronicową notatkę ws. procederu „przejmowania” polskich wynalazków. Wskazywał, że częstym mechanizmem było np. wydawanie tzw. patentu tajnego, zgodnie z przepisami King`s Regulation. Oznaczało to wprost zarekwirowanie wynalazku na potrzeby brytyjskiej machiny wojennej, także przekazanie go Stanom Zjednoczonym na podstawie umowy międzysojuszniczej. 

W 1942 rząd Sikorskiego podjął starania, aby uzyskać kontrolę prawną nad polskimi wynalazkami wykorzystywanymi przez Brytyjczyków. W odróżnieniu jednak od Czechów (którym się to udało) nie powstał polski urząd rejestrujący wynalazki Polaków. Międzyrządowe rozmowy – w części wskutek nieudolności rządowych negocjatorów – zakończyły się fiaskiem. Brytyjczycy obawiali się (słusznie), że polski dorobek wynalazczy mógłby obniżyć kwotę należną Wielkiej Brytanii z tytułu polsko-brytyjskiej umowy pożyczkowo – dzierżawnej (Lend-Lease), m.in. kredytów na utrzymanie Polskich Sił Zbrojnych pod dowództwem brytyjskim.

Po wojnie polskie wynalazki ostatecznie „przejęła” Wielka Brytania, która nie chciała przekazać praw do nich marionetkowemu „rządowi polskiemu” zmajstrowanemu przez Stalina. Oczywiście żaden z uzależnionych od sowietów rządów powojennej Polski nie był w stanie w tej sprawie cokolwiek nowego wynegocjować z Brytyjczykami. Niestety, po odzyskaniu niepodległości, sprawą nie zainteresował się też żaden rząd wolnej Polski. Ostatecznie zatem nie tylko zapłaciliśmy Brytyjczykom za to, że im wojskowo pomagaliśmy – ale także dodatkowo Anglicy przywłaszczyli sobie prawa do licznych polskich wynalazków. Oczywiście przypisali sobie ich autorstwo, nazwiska wielkich Polaków – wynalazców zatarły się w ludzkiej pamięci… 🙁

 

 

 

Do pobrania dodatki historyczne IPN (pdf): 

(kliknij aby pobrać)  – 1/2021 | 2/2021 | 3/2021 | 4/2021 | 5/2021 | 6/2021 | 7/2021 | 8/2021 | 9/2021 | 10/2021

 

Źródła:
  • Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie (IPMS), Sztab NW i MSWojsk/MON, Oddział Techniczny Sztabu NW, zespół akt sygn. A.XII.69.5
  • Ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53
  • Polska myśl techniczna w II wojnie światowej w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne pod redakcją naukową dr Jana Tarczyńskiego, Centralna Biblioteka Wojskowa im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, Warszawa 2015
  • Łabędzi śpiew II Rzeczypospolitej – polski wkład wynalazczy w zwycięstwo sprzymierzonych, s. 73-80, w: Bolesław Orłowski, Swego nie znacie. Polski wkład do cywilizacji naukowo – technicznej (w zarysie), IPN, Warszawa 2021
  • Andrzej Suchcitz – Wynalazcza działalność gen. Stanisława Sochaczewskiego w latach 1940-1950, Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska w Białymstoku, 1991, nr 5, s. 110-128
  • Piotr Matusak – Polska myśl naukowo – techniczna w wojnie z Niemcami 1939 – 1945, w: Mazowieckie Studia Humanistyczne nr 1/1, s. 63-85, 1995
  • Magdalena Hulas, Goście czy intruzi? Rząd polski na uchodźstwie wrzesień 1939 – lipiec 1943, Warszawa: Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, 1996, s. 221-225, ISBN 83-86301-20-1

 

Pogawędka ze sztuczną inteligencją

 
CICHOCIEMNI – ODWAGA I NIEZŁOMNOŚĆ  👍🙂😎

Jestem świeżo po rozmowie ze „sztuczną inteligencją” – czyli Chatem GPT 3,5 dostępnym on-line 🙂👍😎

Jestem w lekkim szoku, bo parę miesięcy temu też rozmawiałem i  rozmowa była o wiele bardziej „niedojrzała”. Sporo się nauczył 🙂 Zaczynam wierzyć, że AI będzie w stanie niebawem zastąpić człowieka, np. lekarza w diagnozowaniu typowych chorób czy sędziego, generując po kilkaset wyroków na godzinę w prostych sprawach… „Sędziowie pokoju”, których domaga się Paweł Kukiz mogą przybrać formę właśnie AI 🤔😎

Oto moja rozmowa ze sztuczną inteligencją nt. Cichociemnych, nieznacznie tylko skrócona. Zapytałem o dwie kwestie – jak powinien wyglądać znak graficzny Cichociemnych oraz jak przekazywać młodzieży wiedzę o Cichociemnych 🙂😎

 

ZNAK GRAFICZNY CICHOCIEMNYCH

Znak-CC-250x251 Pogawędka ze sztuczną inteligencjąDzień dobry 🙂 pomóż mi opracować znak graficzny Cichociemnych

 

ChatGPT – Dzień dobry! Chętnie pomogę Ci opracować znak graficzny Cichociemnych. Cichociemni to polscy żołnierze, którzy zostali przeszkoleni w Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej i wrócili do okupowanej Polski w celu wspierania ruchu oporu (…). Znak graficzny Cichociemnych powinien nawiązywać do ich bohaterskiej historii i symbolizować ich służbę.

 

Oto kilka kroków, które możesz podjąć, aby opracować znak graficzny Cichociemnych:

  • Symbolika: Warto rozważyć umieszczenie symbolu Cichociemnych w znaku graficznym, na przykład skrzydła, które symbolizują lot do Polski oraz wilka, który jest często używany jako symbol jednostek specjalnych.
  • Kolory: Tradycyjne kolory Polski, czyli biały i czerwony, mogą być wykorzystane w znaku graficznym, aby podkreślić polskie pochodzenie Cichociemnych.
  • Typografia: Wybierz odpowiednią czcionkę, która będzie czytelna i pasująca do charakteru znaku graficznego.
  • Prostota: Staraj się utrzymać znak graficzny w prosty sposób, aby był łatwo rozpoznawalny i nadawał się do wielu zastosowań, w tym na opakowaniach, odznakach, plakatach i innych materiałach promocyjnych.
  • Historia: Pamiętaj, aby uwzględnić w znaku graficznym elementy odnoszące się do historii Cichociemnych, takie jak data powstania jednostki lub inny ważny moment z ich przeszłości.
  • Konsultacja: Jeśli to możliwe, skonsultuj się z osobami związany z Cichociemnymi lub ekspertami od projektowania graficznego, aby uzyskać opinie i sugestie dotyczące znaku graficznego.

Pamiętaj, że proces projektowania znaku graficznego może być skomplikowany, dlatego warto poświęcić czas na jego rozwinięcie i ewentualne korekty. Ważne jest, aby ostateczny znak graficzny oddawał ducha i historię Cichociemnych w odpowiedni sposób. Powodzenia w projekcie! Jeśli masz jeszcze jakieś pytania lub potrzebujesz dodatkowej pomocy, daj mi znać.

 

JAK PRZEKAZYWAĆ MŁODZIEŻY HISTORIĘ CICHOCIEMNYCH?

CC-prezentacja_48-300x224 Pogawędka ze sztuczną inteligencją(…) Jak sądzisz, jak najlepiej przekazać młodzieży historię Cichociemnych? Na co zwrócić uwagę?

ChatGPT – Przekazywanie historii Cichociemnych młodzieży jest ważne, aby zachować pamięć o ich bohaterstwie i wkładzie w historię Polski. Oto kilka wskazówek, które mogą pomóc w przekazywaniu tej historii młodzieży:

  • Użyj różnorodnych mediów: Wykorzystaj różnorodne środki przekazu, takie jak filmy dokumentalne, książki, strony internetowe, wystawy, prezentacje multimedialne itp. Dzięki temu młodzież może poznać historię Cichociemnych w różny sposób.
  • Osobiste relacje: Jeśli to możliwe, zorganizuj spotkania z żyjącymi Cichociemnymi lub ich rodzinami. Osobiście przekazywane historie i doświadczenia mogą być bardzo przekonujące.
  • Edukacja szkolna: Włącz historię Cichociemnych do programów nauczania w szkołach. Możesz również wspierać organizacje, które zajmują się nauczaniem historii II wojny światowej.
  • Wizyty w muzeach i miejscach pamięci: Organizuj wycieczki do muzeów lub miejsc związanych z historią Cichociemnych, takie jak Muzeum Żołnierzy Wyklętych. To daje młodzieży możliwość zobaczenia autentycznych artefaktów i miejsc związanych z tą historią.
  • Opowieści wizualne: Zastosuj wizualne narzędzia, takie jak zdjęcia, filmy i rekonstrukcje historyczne, aby uczynić historię bardziej atrakcyjną dla młodzieży.
  • Nagrody i konkursy: Zachęcaj młodzież do udziału w konkursach, np. literackich, plastycznych lub historycznych, związanych z Cichociemnymi. Nagrody mogą stanowić dodatkową motywację.
  • Dyskusje i debaty: Organizuj dyskusje i debaty w szkołach na temat roli Cichociemnych w historii Polski. To pozwoli młodzieży na aktywne uczestnictwo w przyswajaniu tej wiedzy.
  • Podkreślanie wartości: Podczas przekazywania historii Cichociemnych zwróć uwagę na wartości takie jak odwaga, niezłomność i patriotyzm, które były charakterystyczne dla ich działań.
  • Dostosuj do wieku: Pamiętaj, że treści można dostosować do wieku młodzieży. Materiały dla młodszych uczniów mogą być bardziej uproszczone, podczas gdy starsi uczniowie mogą zgłębiać bardziej zaawansowane aspekty historii.
  • Rozmowy i refleksje: Zachęcaj młodzież do rozmów i refleksji na temat historii Cichociemnych. To może pomóc im zrozumieć znaczenie tych wydarzeń dla Polski i świata.

Przekazywanie historii Cichociemnych młodzieży może być wyzwaniem, ale jest ważne dla zachowania pamięci o ich bohaterstwie i dziedzictwie. Ważne jest, aby przekazać tę historię w sposób dostosowany do wieku i zainteresowań młodzieży, aby zainspirować ich do szacunku wobec historii i dziedzictwa Polski.

 

CC-prezentacja_38-300x224 Pogawędka ze sztuczną inteligencjąBardzo dziękuję, jak sądzisz, jakie elementy biografii Cichociemnych mogą być dla młodzieży szczególnie atrakcyjne?

ChatGPT – Elementy biografii Cichociemnych, które mogą być szczególnie atrakcyjne dla młodzieży, to te, które pozwalają na osobiste identyfikowanie się z bohaterami oraz ukazują ich odwagę i determinację. Oto kilka takich elementów:

  • Młody wiek: Cichociemni byli często młodymi ludźmi, którzy podjęli się niezwykle trudnych misji w bardzo młodym wieku. Młodzież może podziwiać ich odwagę i gotowość do działania w trudnych warunkach.
  • Wyznawanie wartości: Cichociemni byli przekonani o słuszności swojego działania i walczyli z okupantami w imię wartości takich jak wolność i niepodległość. To może być inspirujące dla młodzieży.
  • Zróżnicowane talenty: Cichociemni mieli różne umiejętności, takie jak biegłość w językach obcych, znajomość terenu czy umiejętności walki. To pokazuje, że każdy może wnieść coś wartościowego do walki o sprawy, które są ważne.
  • Działania w tajemnicy: Fakt, że Cichociemni działali w tajemnicy i często ryzykowali życiem, może budzić emocje i ciekawość u młodzieży. Opowieści o ich misjach i działaniach w okupowanej Polsce są pełne dramatyzmu.
  • Różnorodność doświadczeń: Cichociemni mieli różne doświadczenia i pochodzenie. Niektórzy pochodzili z polskich rodzin, inni byli Polakami mieszkającymi za granicą. To pokazuje, że bohaterowie mogą pochodzić z różnych środowisk.
  • Postawa niezłomności: Cichociemni nie ulegli presji okupantów i pozostali wierni swoim przekonaniom. To jest wartość, która może być inspirująca dla młodzieży.
  • Sukcesy i niepowodzenia: Cichociemni mieli zarówno sukcesy, jak i niepowodzenia. Pokazanie, że nawet w obliczu trudności można osiągnąć cele, może być motywujące dla młodzieży.
  • Duch wolności: Cichociemni byli symbolem walki o wolność i niepodległość Polski. To jest wartość, która może być szczególnie bliska sercu młodzieży.

Podkreślenie tych elementów biografii Cichociemnych może pomóc młodzieży lepiej zrozumieć i zidentyfikować się z nimi oraz docenić ich wkład w historię Polski.

Gdybyś miał streścić ideę Cichociemnych jednym maksymalnie dwoma słowami, jakie byłoby to słowa?

ChatGPTOdwaga i niezłomność

Naprawdę, miło się rozmawiało:) Lepiej niż z niejednym doktorem z IPN 😁🤔😎

 

Powstanie Warszawskie – trzy kluczowe persony

 

Niedawno minęła kolejna rocznica kapitulacji Powstania Warszawskiego, warto więc zastanowić się, jakie były fundamentalne przyczyny upadku Powstania. Dzisiaj o trzech osobach, które miały kluczowy wpływ na rozpoczęcie i przebieg Powstania. Tego nie uczą w szkole ani nie dowiecie się o tym w oficjalnej wersji historii…

 

powstanie-warszawskie-pw-300x295 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personyW mojej osobistej ocenie, Powstanie Warszawskie musiało być zainicjowane, ze względu na ówczesne realia. Pisałem o tym w artykule – Spór o Powstanie Warszawskie. Jednak (pośpiesznie) wybrano złą datę rozpoczęcia Powstania oraz fatalnie je „przygotowano”. Przyjęto także niedorzeczne założenia operacyjne, wynikające z rażąco błędnej oceny sytuacji własnej, położenia Niemców oraz zachowania Rosjan. Chyba bardziej nie dałoby się tego spieprzyć…

Podobnie jak wiele osób zastanawiam się, dlaczego doszło do rozpoczęcia Powstania w tak kiepskim momencie? Dlaczego było ono ewidentnie bardzo słabo przygotowane? Dlaczego nie przeszkodził brak broni, amunicji, zaopatrzenia, nawet brak wyznaczenia zrzutowisk „powstańczych” w rejonie Warszawy oraz świadomość, że zachodni alianci nie będą mogli znacząco pomóc?

Wwa-1944_2-300x176 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe persony

Warszawa 1944, Pałac Saski

Wśród wielu odpowiedzi „składowych”, których suma daje nam odpowiedź główną, jest kilka kluczowych. Pomijam decyzje personalne podejmowane w związku z „przygotowaniem” do Powstania, tj. pozbawianie funkcji (lub realnego wpływu) na decyzje tych oficerów, którzy wypowiadali się wcześniej przeciwko Powstaniu.

Do krajowych zwolenników Powstania należeli: m.in. gen. Tadeusz Bór-Komorowski, gen. Tadeusz Pełczyński, gen. Leopold Okulicki oraz: gen. Antoni Chruściel, płk. Jan Rzepecki, Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski, przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak. Do „londyńskich” zwolenników Powstania – premier Stanisław Mikołajczyk, gen. Kazimierz Sosnkowski, także prosowiecki gen. Stanisław Tatar, który przed Powstaniem podżegał do jego wybuchu, po jego kapitulacji tuszował swoją rolę podżegacza. Po klęsce Powstania niektórzy politycy twierdzili, że zawsze byli przeciw.

Przed Powstaniem jednoznacznie przeciwko jego rozpoczęciu opowiadali się m.in. Cichociemny płk Kazimierz Iranek-Osmecki (szef wywiadu AK), płk Janusz Bokszczanin (wtedy szef operacji AK). Ten ostatni proroczo mówił: ?Ja ich [Sowietów] znam, oni nie przybędą, pozostawią nas samych Niemcom?

W mojej ocenie dla decyzji o rozpoczęciu powstania oraz dla faktycznego przebiegu powstania zwłaszcza trzy osoby miały istotne znaczenie, choć są to wciąż okoliczności słabo znane:

 

1/ gen. Leopold Okulicki

Okulicki-Leopold-w-183x250 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personySzczerze mówiąc, nie potrafię zrozumieć, dlaczego do KG AK „wysłannikiem Naczelnego Wodza” – który był ponoć przeciw Powstaniu – został akurat gen. Leopold Okulicki, zwolennik bezwarunkowego rozpoczęcia Powstania. Od lipca 1944 przejął w KG AK kluczową funkcję szefa operacji. Jego opinia była przez niektórych w Warszawie postrzegana jako opinia zgodna z poglądami i decyzjami Naczelnego Wodza. Niestety, gen. Okulicki wiele uczynił, aby doszło do Powstania – w złym terminie, wbrew podstawowym zasadom operacyjnym oraz w ewidentnie niekorzystnej sytuacji operacyjnej.

Świetny oficer, płk dypl. Janusz Bokszczanin ps. Sęk, do lipca 1944 sprawował kluczową funkcję w Komendzie Głównej Armii Krajowej – był zastępcą szefa sztabu KG AK ds. operacyjnych. W rozmowie przeprowadzonej 14-15 listopada 1969 w Paryżu przedstawił swoją ocenę Powstania, z której wybrałem w mojej ocenie najistotniejsze elementy:

  • Warszawa-18-wrzesnia-1944_1-300x195 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personyOkulicki chciał wziąć odwet na Niemcach, zamknąć Niemców w kotle i ich zniszczyć.” Potwierdził, że chciał „zacząć walkę, nie czekając na pełny odwrót Niemców” (Zeszyty Historyczne 1974, Instytut Literacki Paryż, nr 27, s. 139).
  • „Bór-Komorowski, Pełczyński i Okulicki chcieli się bić i naginali ocenę sytuacji do swego zamiaru. Bali się (…), że jeśli oni bić się nie będą to powstanie zrobią komuniści” (ZH, s. 145).
  • „Powstanie powinno być rozpoczęte, gdy rozpocznie się frontalne natarcie sowieckie na Warszawę i rozpocznie się manewr oskrzydlający z południa” (ZH, s. 155). Precyzyjny moment miała wskazać zorganizowana przez niego komórka obserwacyjna tzw. artylerii pomiarowej.
  • w ramach oceny przez dowództwo AK sytuacji w Warszawie były do rozpoznania „(…) trzy strony: niemiecka, rosyjska i własna. Komenda Główna wiedziała iż z technicznych względów pomoc anglo-amerykańska była niemożliwa” (ZH, s. 156)
  •  decyzja o rozpoczęciu Powstania – „była to mylna ocena sytuacji wojskowej od początku do końca. Nowym hasłem było: Bijemy pobitych już Niemców” (ZH, s. 143).
  • „Pod względem wojskowym powstanie można było zrobić o wiele lepiej. Do powstania i tak by doszło, ale z wojskowego punktu widzenia wszystko wyszło jak najgorzej. Wszystko zrobiono tak, jak się tego robić nie powinno” (ZH, s. 158)

 

2/ mjr dypl. Jan Jaźwiński
JAN-JAZWINSKI-foto-D-Jazwinska-Piotr-Hodyra-1-260x350 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe persony

mjr dypl. Jan Jaźwiński
Źródło: archiwum rodzinne Danuty Borowiec z d. Jaźwińskiej

Jak wiadomo, nie ma jednego czynnika, który decyduje o wygranej walce, to raczej splot co najmniej kilku korzystnych okoliczności. Niezbędna jest odwaga żołnierzy oraz geniusz dowódcy, kluczowe położenie oraz dobre wyposażenie, śmiałe i zaskakujące manewry a także umiejętne wykorzystanie błędów przeciwnika. Fundamentalne znaczenie, zwłaszcza przy starciach dłuższych czasowo, ma logistyka ? zaopatrzenie w środki walki oraz środki przeżycia (żołnierze muszą m.in. jeść a także mieć zapewnioną pomoc medyczną).

Dysproporcja sił i środków nie przesądza o przegranej ?słabszego? ? historia wojen i konfliktów zbrojnych dowodzi, że w asymetrycznych starciach dosyć często zwycięzcą zostawał Dawid, a nie Goliat. Współcześnie, najnowszym przykładem jest wojna Rosji z Ukrainą?

Niestety, zadziwia jakby celowo nieumiejętne postępowanie ścisłego dowództwa AK w trakcie przygotowań do rozpoczęcia Powstania Warszawskiego. Otóż 14 lipca 1944 komendant główny AK do Naczelnego Wodza w Londynie wysłał „Meldunek sytuacyjny nr 243”. Wysłał go – uwaga: kurierem – więc meldunek dotarł do adresata 8 sierpnia, kiedy już nie miał prawie żadnego znaczenia (w zasadzie, poza historycznym).

 

Warszawa-18-wrzesnia-1944_2-298x250 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personyTe dwa fragmenty tego „meldunku” budzą grozę w kontekście decyzji o rozpoczęciu Powstania:

Siły AK składają się z tzw. plutonów powstańczych i oddziałów partyzanckich, są dziś zdolne do wykonania „Burzy” [uwaga – podkreślenie RMZ] przez nękanie tylnych elementów cofających się Niemców, działalność ta nie może dać dużego efektu militarnego, jest jedynie demonstracją zbrojną„.

„Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy, w obronne fortece z bunkrami, drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia. Może się jedynie udać w wypadku załamania się Niemców i rozkładu wojska. W obecnym stanie przeprowadzenie powstania, nawet przy wybitnym zasileniu w broń i współudział [błąd stylistyczny, powinno być: „współudziale – RMZ] lotnictwa i wojsk spadochronowych, byłoby okupione dużymi stratami.

 

Czyli dowództwo AK miało świadomość dużej słabości sił powstańczych…

 

Wwa-1944_1-300x194 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personyW takim stanie faktycznym naturalnym działaniem jest zadbanie o dostawy zaopatrzenia. Organizatorem zaopatrzenia dla Armii Krajowej był mjr dypl. Jan Jaźwiński, komendant Głównej Bazy Przerzutowej w Latiano nieopodal Brindisi.

17 lipca 1944 dowódca Armii Krajowej, w związku z rozważaną decyzją o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego wysłał do niego depeszę L.dz. 1333 ? „Sopja [kryptonim Jaźwińskiego – RMZ] podajcie na jaki wysiłek Jutrzenki [kryptonim Głównej Bazy Przerzutowej – RMZ] możemy liczyć w decydującej chwili podjęcia silnej akcji, co może nastąpić w początkach sierpnia.

 

zrzuty-pw-300x178 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe persony

Żołnierze batalionu „Czata 49” ze zrzutowymi granatnikami ppanc „Piat”, 5 sierpnia 1944

W odpowiedzi mjr dypl. Jan Jaźwiński nadał do dowódcy AK depeszę L.Dz. 1061 o treści: „Lawina do rąk własnych. Na Waszą 1333 [numer depeszy – RMZ] melduję:

Jutrzenka nie ma środków, aby zapewnić przerzut dla Waszej silnej akcji, ani w sierpniu, ani we wrześniu b.r.,

Anglicy w pełni odpowiedzialni za przerzut do Polski oświadczyli dzisiaj, że wsparcie Powstania, ani też nasilonej akcji dywersyjnej Burza nie jest, powtarzam, nie jest przewidziane i nie celowe w tej fazie wojny.

Przerzut bieżący jest ograniczony tylko, powtarzam tylko, dla potrzeb prowadzonej dotąd akcji Burza na małą skalę, na komunikacjach niemieckich. Obszar zrzutów w Kraju jest ograniczony od wschodu pasem 80 km na zachód od linii frontu sowieckiego.

Stan polskiego dyonu spadł do 4 samolotów Liberator. Moje usilne zapotrzebowania o załogi polskie do stanu 27 załóg i 21 Liberatorów przyznanych etatem nie są realizowane przez Centralę. Współpracujący dyon brytyjski dać może tylko wysiłek ograniczony i często zmienny. Podkreślam, że powyższe dane są sprawdzone. Sopja 1061, 21 lipca 1944 r.
(Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 105, 107)

 

Czyli ścisły sztab AK miał świadomość, że nie powinien liczyć na znaczące wsparcie Powstania zrzutami lotniczymi.

 

Charakterystyczne jest to, że w reakcji na tę depeszę, tego samego dnia, gen. Stanisław Tatar odebrał mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu realną możliwość kierowania przerzutem lotniczym do Polski – zabronił mu bowiem utrzymywania łączności operacyjnej z dowódcą AK oraz z Brytyjczykami z SOE, które użyczało Polakom samolotów do przerzutu? Komendant Głównej Bazy Przerzutowej, który od początku organizował zrzuty dla Armii Krajowej do Polski nagle stracił realną możliwość działania. W tej sytuacji, 25 lipca 1944 mjr dypl. Jan Jaźwiński napisał do Naczelnego Wodza prośbę o zwolnienie go z funkcji dowódcy Bazy nr 11.

 

3/ gen. Stanisław Tatar

stanislaw-tatar-zdrajca-204x250 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personyŻadna relacja o Polsce skrzywdzonej w II wojnie światowej, o zrzutach do Polski Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej nie może pominąć destrukcyjnej, szkodliwej roli gen. Stanisława Tatara – zdrajcy sprawy polskiej. Nie potrafię zrozumieć, jak rzekomym „wysłannikiem dowódcy Armii Krajowej” został w Londynie – wysłany tam przecież „za karę”, jako nadmiernie prosowiecki – właśnie gen. Tatar. Objął on tam funkcję zastępcy do spraw krajowych szefa Sztabu Naczelnego Wodza. W ten sposób prosowiecki i kapitulancki ignorant, za swą kapitulancką postawę wobec ZSRR (Rosji) ?zesłany do Londynu za karę? ? o czym nie wiedział Naczelny Wódz ? nagle stał się w Londynie jedną z najważniejszych postaci dla okupowanej Polski – także dla losów Powstania Warszawskiego.

Warszawa-18-wrzesnia-1944_3-297x250 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe personyArogancki, żądny władzy lis był już w kurniku. Tatar miał znakomitą pozycję: znakomite relacje z premierem, zaufanie szefa sztabu NW, kierował najważniejszym Oddziałem VI (Specjalnym), a Mikołajczyk planował mianowanie go ministrem obrony narodowej. Miał uprzywilejowaną pozycję jako rzekomy osobisty wysłannik generałów: Bora i Pełczyńskiego.

W intrygach o umocnienie swej władzy Tatar zacieśnił swe relacje z naiwnym premierem rządu R.P. Stanisławem Mikołajczykiem.  Najbardziej zażyłe relacje miał z sekretarką premiera Stefanią Liebermanową, która donosiła mu o bieżących posunięciach Mikołajczyka. Kilku osobom pokazała wykonane przez siebie szkice nagiego Tatara; jej nie tylko pozował. Franciszek Wilk, następca Mikołajczyka w emigracyjnym PSL po wojnie potwierdził, że Liebermanowa była metresą Tatara [była także kochanką premiera Mikołajczyka ? przyp. RMZ]. O poglądach Tatara powiedział tak: ?myślałem, że to przyjaciel PSL i Mikołajczyka, a tymczasem stwierdziłem, że to przyjaciel Gomułki i PPR??

Od początku Tatar żwawo podżegał do Powstania oraz manipulował decyzjami Naczelnego Wodza, nota bene wraz z walczącym z AK premierem Mikołajczykiem.

Po objęciu przez prosowieckiego gen. Stanisława Tatara funkcji zastępcy szefa Sztabu Naczelnego Wodza, nadzorującego Oddział VI (Specjalny), nastąpiło faktyczne blokowanie przerzutu lotniczego dla Armii Krajowej. Miało to istotne znaczenie dla zaopatrzenia AK także podczas Powstania Warszawskiego.

 

Cichociemny Jan Nowak ? Jeziorański na polecenie Naczelnego Wodza miał dostarczyć do KG AK rozkaz o niewszczynaniu Powstania Warszawskiego. Tatar chciał go wyslać do Polski… transportem morskim, co sprawiłoby, że przybyłby do kraju dawno po rozpoczęciu Powstania. Został jednak przerzucony do Polski drogą lotniczą, w nocy 25/26 lipca 1944 w sezonie operacyjnym ?Riposta?, podczas operacji lotniczej ?Most 3? (brytyjski kryptonim ?Wildhorn III?). Przed odlotem, 21 lipca 1944 spotkał się w Głównej Bazie Przerzutowej w Latiano nieopodal Brindisi z organizatorem przerzutu lotniczego dla AK, mjr dypl. Janem Jaźwińskim.

Oddz-VI-01-250x220 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe persony

Siedziba Oddziału VI

Jan Nowak ? Jeziorański zrelacjonował mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu tragiczny stan Oddziału VI pod rządami gen. Tatara ? ?Personel O.Sp. [Oddziału Specjalnego ? RMZ] zredukowany do kilku osób, sterroryzowanych przez Tatara. Nikt nie ma określonych zadań, brak jakiejkolwiek współpracy. Jedynie Pod, [kpt. dypl. Jan Podoski ? RMZ] były zastępca pana w Wydziale ?S?, widzi i zdaje sobie sprawę, że Tatar dąży jedynie do zniszczenia przerzutu do Kraju.

Tatar kontroluje radiostację i zastrzegł sobie wyłącznie wymianę depesz z dowódcą AK. Treści tych depesz nikt tam nie zna. Nie ma też żadnej współpracy z SOE. Po prostu Tatar jest źródłem informacji dla dowódcy AK, NW i rządu RP.? (Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 104)

Zaloga-Krol-Klosowski-250x112 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe persony

„Królewska załoga” z personalem naziemnym przy Liberatorze dowódcy 1568 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. W środku stoją: po lewej Stanisław Kłosowski, po prawej Stanisław Król, źródło: Piotr Hodyra

Obydwaj (Nowak-Jeziorański i Jaźwiński) spotkali się z mjr naw. Stanisławem Królem, b. dowódcą 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia ? ?Mjr Król naświetlił warunki techniczne wykonania lotów do Polski, strefy klimatyczne, zależność warunków meteorologicznych, widoczność i zreasumował przeciętną ilość dni dostatecznie pogodnych, aby można było wykonać zadanie. Mówił jasno unikając terminologii technicznej wskazując na zasadnicze trudności nawigacji. Porównał typy używanych samolotów, Halifaxów i Liberatorów, ich zasięg, szybkość operacyjną oraz nośność przerzutową. Przechodząc do załóg porównał możliwości pracy załóg polskich i brytyjskich, podkreślił ich zainteresowanie oraz znajomość terenów. Porównał załogi młode i doświadczone. Uzupełniłem tę charakterystykę procentowym wykonaniem zadań. Szczególnie uwagę poświęcił własnemu dyonowi polskiemu, sprawie uzupełnienia i wymiany załóg.

 

Podkreślił wymownie: Mamy zgodę dowództwa brytyjskiego, że etatowy stan Liberatorów, to znaczy 21 maszyn możemy otrzymać, jeśli nasze władze polskie przyślą etatową ilość załóg, 27 przeszkolonych na Liberatorach. W wyniku starań Inspektora, a szczególnie Sztabu NW ? gen. Tatara, nie tylko nie przysłane jest uzupełnienie załóg, ale też załogi, które wylatały swe tury nie są zastąpione. W rezultacie stan dyonu polskiego wynosi obecnie 4 załogi i cztery Liberatory. Porównał możliwości wykonania zadań przez dyon etatowy i obecny. Naświetlił uporczywe starania o załogi, przyjmowane bez odpowiedzi i nazwał to po prostu sabotażem ze strony gen. Tatara. (Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 106)

 

Flaga-Powstanie-Warszawskie-250x253 Powstanie Warszawskie - trzy kluczowe persony

Oryginalna flaga z Powstania…

Gdyby nie śmierć gen. Sikorskiego w Gibraltarze oraz aresztowanie gen. Roweckiego w okupowanej Polsce, Tatar nigdy nie zostałby wysłany do Londynu (raczej zostałby zlikwidowany za zdradę), nigdy nie objąłby żadnej funkcji w Sztabie Naczelnego Wodza. Obie tragedie nastąpiły w krótkim czasie i pozostawiły Armię Krajową na pastwę niekompetentnych generałów.

Rozpoczęli Powstanie w złym terminie (przedwcześnie), kierując się błędnymi założeniami operacyjnymi (zamknięcie Niemców w „kotle”, zamiast ich „wypchania” z miasta), dając rozkaz do rozpoczęcia pomimo braku właściwego przygotowania do walki (brak broni, amunicji, nawet brak zrzutowisk na przyjęcie zrzutów). Jeśli do tego dodamy sabotaż Tatara – głównej osoby, która powinna dbać o zaopatrzenie Armii Krajowej – klęska była nieunikniona.

Ryszard M. Zając

 

 

 

Spór w rodzinie polonijnej

Kilka dni temu, w poniedziałek 25 września 2023, zespół pracowników, wolontariuszy i przyjaciół Studium Polski Podziemnej w Londynie wystosował „List Otwarty” będący „prośbą o wsparcie i ratunek dla jednego z najcenniejszych archiwów Armii Krajowej poza Polską”. Jak piszą jego Autorzy, list jest „kulminacją wieloletnich i nieskutecznych prób ze strony SPP unormowania i racjonalizacji stosunków z Instytutem Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (IPMS).

 

SPP-Londyn_-192x250 Spór w rodzinie polonijnejZAJAC-JOZEF-KOL_023_0321-3-300x248 Spór w rodzinie polonijnejSiedzibą Studium Polski Podziemnej jest dwukondygnacyjny dom przy 11 Leopold Road, London W5 3PB, w dzielnicy Ealing, w zachodnim Londynie. Dla mnie osobiście to instytucja bardzo znacząca, bowiem przechowywane są w niej m.in. dokumenty Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza oraz teczki personalne Cichociemnych – w tym mojego Dziadka. Por. cc Józef Zając w tym właśnie budynku pracował przez kilka lat (od 1 lipca 1945 do 1949), bowiem tutaj funkcjonowała Główna Komisja Weryfikacyjna Armii Krajowej Sztabu Głównego, do której mój Dziadek (po powrocie z obozu jenieckiego do Wielkiej Brytanii) został przydzielony po wojnie.

Na stronie SPP możemy przeczytać, że „SPP powstało w Londynie w roku 1947. Jest instytucją archiwalną i naukową, w posiadaniu której znajdują się materiały historyczne dotyczące Polskiego Państwa Podziemnego (Administracji Podziemnej i Armii Krajowej) z okresu II Wojny Światowej. Wśród prominentnych założycieli byli m.in.: Tadeusz Bór-Komorowski, Kazimierz Iranek-Osmecki, Antoni Monter – Chruściel, Andrzej Pomian, Tadeusz Żenczykowski, Tadeusz Pełczyński oraz wielu innych czołowych działaczy Polskiego Podziemia”. 

 

IPMS-233x250 Spór w rodzinie polonijnejSiedzibą Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie jest pięciokondygnacyjna kamienica przy Prince?s Gate 20 (kupiona ze składek społecznych w 1946), znajdująca się w prestiżowej lokalizacji na pograniczu londyńskich dzielnic South Kensington i Knightsbridge, w sąsiedztwie Hyde Parku i Royal Geographical Society. SPP oraz IPMS znajdują się po dwóch stronach przepływającej przez Londyn Tamizy, dzieli je odległość ok. 6,8 mil. Czas dojazdu samochodem, także metrem wynosi ok. 50 min.. Jadąc najlepszą trasą, m.in. przez Queen’s Gate, trzeba przejechać przez dzielnicę Battersea. Podczas wojny, w jej ruinach kandydaci na Cichociemnych szkolili się na jednym z wielu kursów – kursie walk ulicznych, czyli wg. współczesnej terminologii, w zakresie najtrudniejszej „taktyki czarnej” – walki w operacjach specjalnych na terenie wysoko zurbanizowanym. 

SPP_List_Otwarty_fin-300x212 Spór w rodzinie polonijnejNa stronie IPMS możemy przeczytać, że „Instytut zarejestrowano 15 listopada 1945 roku (…) pełni swoją rolę gromadząc, zabezpieczając i udostępniając zbiory archiwalne i eksponaty muzealne. (…)  Głównym inicjatorem utworzenia Instytutu, poświęconego pamięci generała Władysława Sikorskiego, a tym samym historii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, był były szef Gabinetu Naczelnego Wodza ppłk dypl. Zygmunt Borkowski. (…).

Aby zapobiec możliwości wywierania nacisku na władze brytyjskie przez reżimowe władze w Polsce odnośnie przekazywania im zbiorów Instytutu, placówka została utworzona jako brytyjska organizacja pozarządowa i zarejestrowana jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością zarządzaną przez powierników. Dodatkowo w okresie późniejszym zarejestrowana została jako organizacja charytatywna i pozostaje nią po dziś dzień. (…) Placówka powstała jako organizacja powiernicza przy nieoficjalnym wsparciu legalnych władz i prezydenta RP Władysława Raczkiewicza.

 

List otwarty i postulaty SPP

SPP_10-postulatow_fin-176x250 Spór w rodzinie polonijnej„List Otwarty” SPP nie ma adresata, ale można domyślać się, że jest adresowany do władz IPMS – tak jak wyraźnie zaadresowane „10 postulatów”. Sądząc po treści obu dokumentów władze obu polskich instytucji dzieli znacznie więcej niż 6,8 mil, a stan taki trwa od kilku lat.

Z treści „Listu Otwartego” wynika że:

  • od wielu lat istnieje spór pomiędzy SPP a IPMS
  • w listopadzie 2021 obie strony uzgodniły model współpracy, którego częścią miała być odrębność SPP, określana w piśmie mianem „separacji”
  • po rejestracji nowego podmiotu prawnego, IPMS wycofał się z akceptacji dla odrębności SPP oraz odmówił akceptacji autonomii SPP
  • w sierpniu 2022 IPMS jednostronnie utworzył „Komitet Studium Polski Podziemnej”, w którym przedstawiciele IPMS objęli 6 miejsc, pozostawiając 3 dla SPP
  • SPP „domaga się od IPMS powrotu do negocjacji i spełnienia 10 postulatów SPP”

 

Z treści – w mojej ocenie dość chaotycznie zredagowanych – „10 postulatów” wynikają, najogólniej to ujmując, żądania SPP wobec IPMS,  które ułożyłem wg. mojej hierarchii ważności:

  • „reformy systemowej” IPMS (pkt. 9) wyrażającej się m.in. zmianą statutu (9), w tym powołania dwóch przedstawicieli SPP (6) jako dyrektorów powierników IPMS (obecnie jest ich jedenastu)
  • unormowania sytuacji prawnej SPP poprzez: nowy regulamin SPP (2),  Komitet SPP z większością dla SPP (4), wybór prezesa SPP spośród „członków Komitetu SPP” (5), zasady użytkowania siedziby SPP (7)
  • wspólnego opracowania „wizji oraz strategicznego planu rozwoju i finansowania obu organizacji” (10)
  • uznania „na piśmie” dla SPP (1), prawnego zdefiniowania SPP jako „kustosza zbiorów archiwalnych” SPP (3)
  • „wprowadzenia partnerskich zasad współpracy opartych na wzajemnym szacunku i kompetencjach”

 

Palac_Potockich-300x133 Spór w rodzinie polonijnejPoprosiłem władze SPP oraz IPMS o przedstawienie swoich stanowisk w tym sporze, czekam na odpowiedzi. Zwróciłem się także do prof. dr hab. Piotra Glińskiego  ministra kultury i dziedzictwa narodowego o podjęcie stosownych działań w związku z zaistniałym sporem.

Niezależnie od tego czy negocjacje pomiędzy SPP a IPMS zostaną podjęte, a także jaki będzie ich ewentualny wynik – kluczową kwestią jest zachowanie dla przyszłych pokoleń bezcennych archiwaliów zgromadzonych w obu instytucjach, także ich otwarte udostępnienie wszystkim zainteresowanym, w tym głównie wszystkim Polakom.

 

Mój komentarz

Moja sympatia – z naturalnych powodów – jest po stronie SPP, ale w mojej ocenie władze Studium Polski Podziemnej na własne życzenie wpakowały się w kłopoty. Przede wszystkim uważam za mało rozsądny pomysł połączenia obu instytucji – nawet gdyby do niego doszło w przyszłości – przy zbędnie skomplikowanym mechanizmie zarządzania będzie to wciąż generowało kolejne problemy w przyszłości. Idealistyczne hasło – postulat „wprowadzenia partnerskich zasad współpracy opartych na wzajemnym szacunku i kompetencjach” można powiesić nad biurkiem, nawet na frontonach obu instytucji – tylko że zazwyczaj decydują nie ideały lecz interesy.

1990-02-02_list-Giedroyc-300x211 Spór w rodzinie polonijnej

Pismo Jerzego Giedroycia do mnie, luty 1990

Nie wiem po co, w obliczu narastających własnych problemów, Studium Polski Podziemnej zdecydowało się połączyć z Instytutem Polskim i Muzeum im. gen Sikorskiego (które też nie jest wolne od problemów), na dodatek w sytuacji w której – jak wynika z żądań SPP, np. „reformy systemowej IPMS” – miało zasadnicze zastrzeżenia co do obecnego modelu działania Instytutu. Studium miało wcześniej własne problemy, teraz ma na głowie także cudze i chce je rozwiązać „listem otwartym” oraz chaotycznym spisem „postulatów”, które czyta się jak wezwanie do kapitulacji IPMS… Uprzejmie wątpię, aby coś z tego miało rozsądnego wyniknąć, jeśli nawet zawarty zostanie rozejm czy pokój, to w mojej ocenie będzie on miał charakter krótkotrwały.

Studium chce bowiem się połączyć z Instytutem – ale tak, aby zachować odrębność. Ma ona mieć taki charakter, że SPP chce (mniejszościowo) współzarządzać IPMS oraz (większościowo) zarządzać SPP. Zapewne „w zamian za to” Instytut ma wyłożyć pieniądze na utrzymanie SPP. Stanowisko Instytutu, wynikające z faktów jest natomiast takie, że odmawia SPP odrębności, nawet autonomii oraz chce (większościowo) zarządzać SPP. Znacznie upraszczając – SPP chce wiele zmienić, aby w zarządzaniu Studium jak najwięcej pozostało „po staremu”, natomiast IPMS chce SPP w pełni przejąć, choć na swojej stronie wspomina coś o „wewnętrznej autonomii pracy” SPP. Chciałbym się bardzo mylić, ale przy takim stanie „pozycji negocjacyjnych” nie widzę pola do kompromisu. Nawet gdy uda się wypracować jakieś skomplikowane, „kompromisowe” porozumienie – powstanie obszar kolejnych konfliktów. Nadmiernie skomplikowane struktury zarządzania nigdy jeszcze nie przyczyniły się do sukcesu jakiejkolwiek organizacji.

 

kultura-paryska-300x141 Spór w rodzinie polonijnejW mojej ocenie Studium Polski Podziemnej powinno przyjąć model rozwoju, który z sukcesem wdrożył w praktyce Instytut Literacki, czyli słynna „paryska Kultura”. Też kiedyś mocno borykała się z problemami finansowymi. Obecnie funkcjonuje jako stowarzyszenie oraz fundacja (z siedzibą w Krakowie). Oczywiście historyczny obiekt w podparyskim Maisons-Laffitte został zachowany.

Mam z nim pewne osobiste wspomnienia, bowiem w czasach „późnego prl-u” jako dziennikarz który otrzymał za podziemne pismo młodzieży solidarnej „Bajtel” Nagrodę im. „Po prostu” nielegalnego wówczas Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przebywałem na stażu dziennikarskim we Francji. Oczywiście nie zmarnowałem okazji i byłem w siedzibie paryskiej „Kultury” a nawet miałem zaszczyt rozmawiać z „Księciem” – Jerzym Giedroyciem. Później nawet wymieniliśmy kilka listów…

Cenne zbiory „paryskiej Kultury” zostały zdigitalizowane oraz udostępnione dla wszystkich w internecie, inwentarz zbiorów został włączony do katalogu Biblioteki Narodowej. Środki finansowe zostały pozyskane z rozmaitych źródeł, w tym z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Kancelarii Premiera.

W mojej ocenie tak samo należy postąpić ze zbiorami Studium Polski Podziemnej oraz Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego – ich zbiory, przy wsparciu ministerstwa kultury i dziedzictwa narodowego powinny zostać całkowicie zdigitalizowane i udostępnione w internecie wszystkim on-line. Obie placówki powinny otrzymać środki na swoją działalność, ale też powinny zabiegać o nie, w tym także ze źródeł unijnych.

 

Niezależnie od tego, kto komu co przekazał i jakie były czyjeś intencje – rzeczywistym właścicielem cennych artefaktów przechowywanych w SPP oraz w IPMS jest Rzeczpospolita Polska – wszyscy Polacy, a nie tylko grupy polonijnych aktywistów. Jakiekolwiek struktury zarządzania gdziekolwiek należy upraszczać, a nie dodatkowo komplikować.

Mam nadzieję, że idąc w tym kierunku  znajdzie się rozsądne rozwiązanie sporu pomiędzy SPP a IPMS. Mam także nadzieję, że prof. Piotr Gliński oraz jego podwładni zechcą zaangażować się w ten spór w charakterze co najmniej rozjemcy oraz wypracują mądry kompromis dla zachowania istotnych elementów polskiego dziedzictwa narodowego. O to właśnie publicznie proszę Pana Ministra, prof. Piotra Glińskiego…

Ryszard M. Zając
wnuk Cichociemnego por. cc Józefa Zająca ps. Kolanko

30 września 2023

 

Opublikowano także na Facebooku

 

 

 

 

Armia Krajowa – plusy i minusy statusu

 

Kilka czy może kilkanaście dni temu (wrzesień 2023) postawiono mi pytanie o plusy i minusy statusu prawnego – czyli w pewnym sensie, rzeczywistego położenia –  Armii Krajowej.

 

Orzel_AK-244x300 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuZanim odpowiem na to pytanie, konieczne jest niezbędne wprowadzenie.

 

Fakty nt. statusu AK oraz PSZ

Wbrew temu, co obecnie opowiadają różni „historycy” (czytaj: propagandyści, panegirycy, hagiografowie) Armia Krajowa nie była częścią Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – była natomiast częścią Sił Zbrojnych R.P., co jest istotną różnicą. Z tego, że nie była częścią PSZ wynika, iż organizacyjnie (i pod każdym innym względem) nie była włączona w struktury PSZ i oczywiście nie była pod dowództwem brytyjskim.

Wszystkim, którzy bajdurzą, jakoby AK była rzekomo „częścią PSZ” przypomnieć należy podstawowe fakty:

 

Armia Krajowa
  • status prawny Armii Krajowej definiował dekret Prezydenta RP z 1 września 1942 ?O tymczasowej organizacji władz na ziemiach Rzeczpospolitej? (powtórzony ze zmianami 26 kwietnia 1944). Art. 12 ust. 1 tego dekretu stanowił: ?Na czas nieobecności Naczelnego Wodza dowództwo Sił Zbrojnych na ziemiach Rzeczpospolitej sprawuje wyznaczony przez Naczelnego Wodza i podległy jemu bezpośrednio Komendant Sił Zbrojnych w Kraju?.
  • z tego dekretu jasno wynika, że polscy żołnierze w okupowanej Polsce byli żołnierzami Armii Krajowej, a nie żołnierzami PSZ; podlegali dowódcy AK. Z dekretu nie wynika, aby AK była częścią PSZ, natomiast wynika, że Dowódca AK podlegał Naczelnemu Wodzowi w Londynie (nota bene, był przezeń wyznaczony).
  • Armia Krajowa była wojskową strukturą Polskiego Państwa Podziemnego, nie była natomiast wojskową strukturą Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem brytyjskim. Armia Krajowa nie była podporządkowana ani dowództwu brytyjskiemu, ani Naczelnemu Wodzowi w Londynie.
  • Dowódca Armii Krajowej był podporządkowany Naczelnemu Wodzowi (który go wyznaczał), ale miał bardzo dużą autonomię w dowodzeniu Armią Krajową. W praktyce dowodził AK samodzielnie, choć wykonywał rozkazy Naczelnego Wodza. Jak zauważa prof. Marek Ney-Krwawicz, na podstawie art. 13 Dekretu Prezydenta R.P. z 27 maja 1942 „O organizacji najwyższych władz wojskowych” dowódca AK dowodził Siłami Zbrojnymi w Kraju i kierował całością operacji wojskowych w Kraju.” (Armia Krajowa – podziemne Wojsko Polskie, w: Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska 1989, nr 3 s. 120-121)
  • ?Autonomia? dowódcy Armii Krajowej była głównie efektem realistycznego podejścia, tj. ówczesnej technicznej niemożliwości bezpośredniego dowodzenia z zagranicy konspiracyjnymi strukturami w okupowanym kraju. Niekiedy nawet dowodził AK wbrew woli Naczelnego Wodza, np. rozpoczynając Powstanie Warszawskie.
  • Pośrednio autonomię dowódcy Armii Krajowej podkreślał także status Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, który był niejako ?ambasadą AK? w sztabie Naczelnego Wodza. Był on bowiem INSTYTUCJĄ ŁĄCZNIKOWĄ pomiędzy Naczelnym Wodzem a Dowódcą Armii Krajowej. Warto w tym kontekście zauważyć, że początkowo nawet nosił nazwę ?Samodzielny Wydział Krajowy?.
    Jak podkreśla jeden z jego szefów płk dypl Marian Utnik: ?W stosunku do konspiracyjnych organizacji wojskowych w Polsce gen. Sosnkowski był komendantem głównym ZWZ, a w kraju byli jego podkomendni (?) Oddział VI spełniał więc rolę sztabu operacyjnego komendanta głównego ZWZ?. Po agresji Niemiec na ZSRR zasadniczo zmieniły się ?rola i zadanie Oddziału VI, który z organu dowodzenia stał się w zasadzie organem łącznikowym komendanta głównego AK przy naczelnym wodzu w Londynie (?) Jako łącznik między konspiracją wojskową w Polsce a Sztabem NW w Londynie Oddział VI wykonywał wiele prac, z których jedne cechuje charakter stały, a inne okresowy lub tylko jednorazowy.” (Marian Utnik ? Oddział łącznikowy Komendanta Głównego AK przy Naczelnym Wodzu na emigracji (VI Oddział Sztabu Naczelnego Wodza) część I, w: Wojskowy Przegląd Historyczny, Warszawa 1981, nr 3 s. 130 ? 158)

 

Armia_krajowa_struktury-256x300 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuProf Marek Ney Krwawicz zauważa – „Armia Krajowa była podziemnym Wojskiem Polskim, była częścią Sił Zbrojnych RP podległych konstytucyjnym władzom państwowym działającym na obczyźnie. Poprzez swojego Komendanta ZWZ podlegał Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych.” (Polskie Państwo Podziemne. Aspekty wojskowe, s. 123) Owszem, Armia Krajowa była częścią Sił Zbrojnych RP – ale nie częścią PSZ na Zachodzie. Owszem, pośrednio podlegała Naczelnemu Wodzowi – w tym sensie, że podlegał mu bezpośrednio dowódca Armii Krajowej, który (zazwyczaj) wykonywał rozkazy NW, choć nie zawsze.

Prof dr hab. Józef Smoliński, całkiem trafnie mówi o „współpracy” pomiędzy Naczelnym Wodzem a Polskim Państwem Podziemnym, w tym Armią Krajową. Zauważa, że „Oddział VI (…) [Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] opracowywał instrukcje i rozkazy w zakresie współpracy pomiędzy Naczelnym Wodzem i ruchem oporu w walczącym kraju.” (Polskie władze wojskowe na uchodźstwie 1939-19460, Warszawa 2017, Rytm, ISBN 978-83-73-99751-6, s.79)

Naczelny Wódz dopiero 3 września 1941 (po dwóch latach okupacji) w depeszy do ZWZ oraz Delegata Rządu Na Kraj stwierdził, że UWAŻA organizację wojskową w Kraju za część dowodzonych przez siebie Polskich Sił Zbrojnych. Z formalnoprawnego punktu widzenia depesza NW nie może być uznana za źródło prawa, nawet w ówczesnej wojennej sytuacji. Z jej treści wynika, iż Naczelny Wódz wyraził tylko osobisty pogląd.

Pośrednio odrębność Armii Krajowej od Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie stwierdza sam Naczelny Wódz. W grudniu 1942 gen. Władysław Sikorski podczas oficjalnej wizyty w USA, w rozmowie z gen. Hayesem Kronerem (wiceszef Oddziału II Sztabu Generalnego USA) powiedział: „Dowodzę (…) dwiema armiami. Jedna składa się z Polskich Sił Zbrojnych w Zjednoczonym Królestwie i Afryce wraz z Polskim Lotnictwem i Marynarką Wojenną. Druga zaś, ilościowo znacznie silniejsza, jest to Polska Tajna Organizacja Wojskowa rozrzucona po całym obszarze terytorialnym Rzeczypospolitej.”

 

Dopiero przed przystąpieniem AK do realizacji Akcji Burza, dowódca AK wystąpił do Naczelnego Wodza, aby alianci uznali Armię Krajową za część składową sił sprzymierzonych. Pomimo sprzeciwu ZSRR zachodni alianci: USA oraz Wielka Brytania zareagowali przychylnie – ale nieformalnie.

W deklaracji brytyjskiej z 29 sierpnia 1944, ogłoszonej na antenie radiowej BBC, stwierdzono, że ?Polska Armia Krajowa obecnie zmobilizowana stanowi siłę kombatancką, będącą integralną częścią Polskich Sił Zbrojnych?. Polityczne deklaracje na antenie radiowej państw obcych, choć sojuszniczych, nie mogą być jednak uznane za źródło polskiego prawa, nawet w wojennej rzeczywistości. Statusu AK jako części PSZ nie uznawali: ZSRR oraz Niemcy, którzy jednak wyjątkowo respektowali go jedynie wobec części żołnierzy AK idących do niewoli po kapitulacji Powstania Warszawskiego. Częściowo respektowali – z obawy o traktowanie przez aliantów ich (niemieckich) jeńców wojennych?

 

Poland-GB-1-300x171 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuPolskie Siły Zbrojne pod dowództwem brytyjskim
  • status prawny Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie definiowała umowa pomiędzy rządami Wielkiej Brytanii oraz R.P.,  z 5 sierpnia 1940. Art. 1 umowy stwierdzał jednoznacznie, że Polskie Siły Zbrojne (składające się z sił lądowych, morskich i powietrznych) zostaną zorganizowane pod dowództwem brytyjskim jako siły sprzymierzone. W tej umowie nie ma słowa o Armii Krajowej. Poza przywołanym wcześniej dekretem Prezydenta R.P. ? określającym rzeczywisty status prawny Armii Krajowej ? nie istnieje żaden akt prawny, który miałby sytuować Armię Krajową jako ?część PSZ?.
  • Zauważyć należy, że jeśli ktoś uznaje Armię Krajową za „część” Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – to powinien także uznawać, że Armia Krajowa znajdywała się – tak jak PSZ na Zachodzie – pod dowództwem brytyjskim. Teza o AK jako rzekomej ?części? PSZ formowana była (nadal jest) na użytek polityczny i jest oczywistym prawnym nonsensem. Owszem, Armia Krajowa była częścią Sił Zbrojnych (ale nie częścią PSZ) podległych Naczelnemu Wodzowi (podlegała NW pośrednio, poprzez podległość dowódcy AK).

 

Reasumując, konspiracyjna organizacja wojskowa w okupowanej Polsce ? Armia Krajowa ? była strukturą podległą Dowódcy AK, zaś dowódca AK miał wobec niej uprawnienia Naczelnego Wodza, choć sam jemu podlegał. Z treści dekretu Prezydenta RP z 27 maja 1942 ?O organizacji najwyższych władz wojskowych? – także statusu prawnego Oddziału VI (Specjalnego), ustanowionego przecież legalnym rozkazem Naczelnego Wodza – jasno wynika, że Armia Krajowa była strukturą wojskową odrębną od Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (choć przez Sztab Naczelnego Wodza wspieraną) oraz podlegała jedynie swojemu Dowódcy. Z art. 13 tego dekretu jednoznacznie wynika, że dowódca AK dowodził Siłami Zbrojnymi w Kraju i kierował całością operacji wojskowych w Kraju.? (Marek Ney-Krwawicz, Armia Krajowa ? podziemne Wojsko Polskie, w: Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska 1989, nr 3 s. 120-121)

Naczelny Wódz mógł wygłaszać na ten temat różne opinie, podobnie różne (polityczne) deklaracje mogli składać przedstawiciele rządów obcych państw. Jednak ani deklaracje Naczelnego Wodza, ani deklaracje przedstawicieli jakichkolwiek obcych rządów nie były i nie mogą być uznane za źródło polskiego prawa (za podstawę prawną), nawet w realiach wojennych?

Preferuję obiektywne, precyzyjne spojrzenie na fakty z historii Polski. Nie interesuje mnie hagiograficzna, panegiryczna czy „uproszczona” wersja historii Polski, lansowana przez niektórych propagandystów (niestety, niekiedy także z IPN).

 

Plusy i minusy statusu AK

W pierwszej kolejności należy podkreślić, że status prawny Armii Krajowej podczas II wojny św. wynikał z obiektywnych realiów, a nie ze świadomego, nieskrępowanego wyboru ówczesnych władz R.P. przebywających na emigracji. W ówczesnych realiach nie sposób było z Wielkiej Brytanii faktycznie dowodzić – zwłaszcza na poziomie operacyjnym – konspiracyjnymi strukturami wojskowymi w okupowanej przed dwóch agresorów Polsce.

Współcześnie, w teorii dowodzenia, wyróżnia się pięć podstawowych relacji dowodzenia (zakresu uprawnień i odpowiedzialności dowódcy):

  1. dowodzenie pełne, całkowite (full commmand),
  2. dowodzenie operacyjne (OPCOM, współcześnie tylko jeden dowódca w NATO ma takie uprawnienie),
  3. kontrola operacyjna (dowodzenie OPCOM ograniczone w funkcji, czasie lub miejscu),
  4. dowodzenie taktyczne (realizacja określonych zadań, misji),
  5. kontrola taktyczna (TACON, odpowiednik władzy dowódcy jednostki rodzajów wojsk, np. dowódcy baterii rozmieszczonej na obszarze działania dywizji).

 

dowodzenie-212x250 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuNależy zauważyć, że według współczesnej terminologii Naczelny Wódz nie wykonywał wobec AK żadnej z form dowodzenia. Dla każdego, kto ma minimalne pojęcie o funkcjonowaniu wojska jest oczywiste, iż Naczelny Wódz nie dowodził Armią Krajową na poziomie operacyjnym. Był natomiast „dowódcą” AK na poziomie strategicznym – ale bardziej w znaczeniu „przywódcy politycznego” niż „dowódcy wojskowego”.

Według słownika terminów i definicji NATO [AAP-6(2014)] także w anglojęzycznej literaturze, termin „dowodzenie” rozumiany jest jako command  oraz  control.  Termin pierwszy odpowiada polskiemu dowodzeniu, obejmuje kierowanie, koordynację i kontrolę. Termin drugi to ?władza sprawowana przez dowódcę nad częścią działań podległej organizacji lub innych organizacji normalnie nie będących pod jego dowództwem, obejmująca odpowiedzialność za realizację rozkazów lub dyrektyw”.

 

Tym drugim terminem można byłoby – z istotnymi zastrzeżeniami – określić „dowodzenie” Armią Krajową w Polsce przez Naczelnego Wodza w Londynie. Na czym polegają moje „zastrzeżenia„?

  • Po pierwsze na tym, że władza Naczelnego Wodza nad działaniami AK – które mu formalnie nie podlegało, bo podlegało dowódcy AK – była dość iluzoryczna w świetle bardzo szerokiej, ale rzeczywistej autonomii Armii Krajowej.
  • Po drugie na tym, że nie obejmowała ona odpowiedzialności „za realizację rozkazów i dyrektyw”. Czy ktoś słyszał o czyjejś odpowiedzialności z KG AK za np. rozpoczęcie Powstania Warszawskiego wbrew woli Naczelnego Wodza? Albo o realizacji „Burzy” wbrew zasadniczej dyrektywy „Instrukcji dla Kraju”? Pytania te są oczywiście retoryczne.
  • Po trzecie, dowodzenie Armią Krajową, rozumiane jako władza, tj. prawo do wydawania rozkazów – zgodnie z dekretem Prezydenta R.P. z 27 maja 1942 ?O organizacji najwyższych władz wojskowych? – miał dowódca Armii Krajowej, a nie NW.
  • Po czwarte wreszcie, dowodzenie rozumiane jako proces, obejmujący planowanie, organizowanie, kierowanie i koordynacja, także kontrola podległych sił zbrojnych – także było domeną dowódcy Armii Krajowej. Nie wyłączną, bowiem w części elementy tego procesu – zwykle dotyczące planowania – były „konsultowane” z Naczelnym Wodzem. Co charakterystyczne, dość często stanowisko KG AK było w tym procesie rozstrzygające, które NW akceptował.

 

Po tych teoretycznych rozważaniach czas przejść do – nader uproszczonego – wyspecyfikowania domniemanych „plusów” i „minusów” statusu prawnego Armii Krajowej, czyli swoistej, raczej dychotomicznej „analizy SWOT” dla AK. Wymieniłem najważniejsze w mojej ocenie czynniki przemawiające za dodatnim (plusy) lub ujemnym (minusy) aspektem rzeczywistego statusu Armii Krajowej.

 

dywersja-pociag-250x153 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuPlusy statusu AK:
  1. Dowodzenie Armią Krajową przez Komendę Główną AK, czyli strukturę krajową, znacznie lepiej znającą realia Polski pod dwiema okupacjami niż Sztab Naczelnego Wodza w Londynie
  2. Realne dowodzenie Armią Krajową przez dowódcę AK oraz KG AK, w pełnym znaczeniu pojęcia „dowodzenie”, nieznacznie ograniczone przez instrukcje i dyrektywy Naczelnego Wodza (z reguły konsultowane, a nie narzucane).
  3. Usytuowanie AK jako wojskowej części Polskiego Państwa Podziemnego, w praktyce dominującej nad działającą w okupowanej Polsce strukturą cywilną tj. Delegaturą Rządu na Kraj
  4. Względna samodzielność działania Armii Krajowej, częściowo ograniczana przez brytyjskie żądania (operacja „Big Scheme” tj. „Wachlarz”, nakłanianie do współpracy z Armią Czerwoną itp.)

 

Minusy statusu AK:
  1. Faktycznie polityczne – a nie wojskowe „dowodzenie” Armią Krajową przez Naczelnego Wodza oraz wynikający z tego m.in. brak spójnej strategii działania na rzecz „sprawy polskiej” emigracyjnych władz R.P., łączącej cele wojskowo – polityczne do realizacji w okupowanej Polsce oraz na emigracji
  2. Faktyczna drugorzędność spraw Kraju w działaniach Naczelnego Wodza w Londynie, pomimo deklarowanej ich rzekomej nadrzędności nad wszystkimi działaniami emigracyjnego rządu R.P., rażąca nieumiejętność skoordynowania z działaniami emigracyjnego rządu oraz zdyskontowania działań AK (zwłaszcza wywiadowczych, np. V-1 i V-2) wobec aliantów (zwłaszcza Brytyjczyków
  3. Podstawowe błędy w bieżącej komunikacji (wymianie informacji, instrukcji itp.) między dowódcą AK a Naczelnym Wodzem (przykładem np. „nieporozumienia” co do nierealności: wywołania w Polsce powstania powszechnego wspartego desantami aliantów, drugiego frontu na Bałkanach itp.)
  4. Brak pełnej świadomości KG AK nt. realnej, coraz bardziej słabnącej pozycji Polski wśród „aliantów”, zwłaszcza po agresji Niemiec na ZSRR oraz podporządkowanej rządowi Wielkiej Brytanii usłużnej roli Naczelnego Wodza, w znikomym stopniu faktycznie uwzględniającego rzeczywisty interes Polski
  5. Ewidentne trwanie w nieświadomości KG AK co do rzeczywistych możliwości – w tym faktycznego braku samodzielności – Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ich wielkości, wartości bojowej itp. wynikające m.in. z propagandowych informacji i depesz kierowanych do Kraju
  6. Nadmierna zależność od mizernej ilości i jakości zaopatrzenia, dostarczanego w ramach „kroplówki zrzutowej” za pomocą lotów specjalnych SOE organizowanych przez Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza, wynikająca z rażącej nieumiejętności Naczelnego Wodza w uzyskaniu względnej samodzielności w zaopatrzeniu AK, w tym tzw. polskiego „flightu”…
  7. Brak rozsądnej, spójnej strategii działania polskich władz wobec ZSRR, przejawiającej się z jednej strony np. narzuceniem przez SOE do realizacji przez AK operacji „Big Scheme” (w Polsce nazwanej „Wachlarzem” i prezentowanej jako rzekoma inicjatywa własna AK), z drugiej np. narzuceniem AK przez Naczelnego Wodza fundamentalnie wadliwych założeń akcji „Burza” – nakazujących ujawnianie się dowódców i oddziałów AK dowódcom oddziałów sowieckich – co skutkowało dewastacją Armii Krajowej, morderstwami i zsyłkami do łagrów
  8. Niezrozumiałe lekceważenie przez Naczelnego Wodza haniebnych działań ludowców (m.in. Kot, Mikołajczyk) przeciwko własnemu państwu (z wykorzystaniem brytyjskiego SOE, prominentnych Brytyjczyków np. ministra Daltona, syna Churchilla, kosmopolity Józefa Retingera itp.) dążących do przejęcia pełnej kontroli nad Armią Krajową w Polsce (czyli jej faktycznym unicestwieniem), zahamowaniem zrzutów dla AK oraz przekierowaniem ich dla Batalionów Chłopskich, a także w istocie częściowego „wyłączenia” struktur bojowych BCh w okupowanej Polsce z procesu scalania z Armią Krajową.
  9. Nieumiejętność osiągnięcia wewnętrznego kompromisu Naczelnego Wodza z istotną częścią emigracyjnego rządu, tj. ludowcami, którzy mieli całkowicie odmienną wizję powojennej Polski (miała być tak „ludowa” jak w planach PPR, tylko bez prześladowania Kościoła) oraz od początku nieudolnie grali na zbliżenie (czytaj: podporządkowanie) Polski z ZSRR, w tym także mianowanie ambasadorem R.P. w Moskwie nieudolnego Stanisława Kota, który zaognił już napięte relacje ze stalinowskim państwem.
  10. Niezrozumiałe lekceważenie przez KG AK roli Sztabu Naczelnego Wodza, w tym zwłaszcza Oddziału VI (Specjalnego) w utrzymaniu sprawności funkcjonowania AK. Najtragiczniejszym tego przykładem było „oddelegowanie za karę” przez KG AK do Londynu prosowieckiego gen. Stanisława Tatara, który po przerzucie do Wielkiej Brytanii i objęciu funkcji zastępcy szefa Sztabu Naczelnego Wodza ds. krajowych przejął w istocie kontrolę nad AK ze strony Naczelnego Wodza oraz zdewastował AK swoimi decyzjami (ograniczenie zrzutów, akcja „Burza” w wersji dekonspiracyjnej, podżeganie do Powstania Warszawskiego, manipulowanie decyzjami Naczelnego Wodza itd.), a w okresie powojennym dopuścił się zdrady stanu, defraudując rządowe środki finansowe i współpracując (także wywiadowczo) z komunistycznymi władzami „Polski Ludowej, pomagając zniszczyć tzw. drugą konspirację w okupowanej Polsce.

 

Rubens-900-300x166 Armia Krajowa - plusy i minusy statusu

Siedziba Naczelnego Wodza – hotel Rubens, Londyn

Dodam dla jasności, że pkt. 2 „minusów” wynika z mojej oceny faktycznie prowadzonej polityki polskich władz, a nie z działań, które pozornie podtrzymywały propagandową tezę, iż sprawy Kraju są dla emigracyjnego rządu najważniejsze.

Działania te ostatecznie nie miały faktycznego znaczenia, np. Stanisław Kopański, od sierpnia 1943 (po katastrofie gibraltarskiej) szef sztabu Naczelnego Wodza wspominał – „Oddział specjalny [Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] zajmował oddzielny budynek poza Sztabem [Sztab ulokowany był w hotelu „Rubens”, natomiast Oddział VI w nieodległym budynku przy 13 Upper Belgrave Street – RMZ]. Jeździłem tam codziennie wieczorem, po zakończeniu pracy w Sztabie. Gen. Sosnkowski (…) przyjmował codziennie przed południem referat szefa oddziału specjalnego w mojej obecności.” (Wspomnienia wojenne 1939-1946, Warszawa 1990, Bellona, ISBN 83-11-07819-X, s.339) Tyle, że nic z tego konkretnego nie wynikało…

Dla kontrastu opinia organizatora lotniczego przerzutu Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego, nt. rzeczywistego ?zainteresowania? głównego polityka ?polskiego Londynu? przerzutem lotniczym do Kraju – „Przeszło dwuletnia już praktyka wskazuje niezbicie, że Premier i N.W. w jednej osobie nie jest rozwiązaniem korzystnym dla SPRAWY. Przede wszystkim okazało się bardzo niekorzystnym dla naszej działalności wojskowej. W większości wypadków, dotyczących zagadnień wojskowych, a prawie zawsze jeżeli chodzi o przerzut lotniczy do Kraju, istniała przewaga zainteresowań politycznych nad zainteresowaniami Naczelnego Wodza. Nawet ?podwórkowej? wagi zagadnienia polityczne ?wypierały? na drugi plan zagadnienia wojskowe.” (Dziennik czynności mjr Jana Jaźwińskiego, sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW ? 1769/89, str. 146/148)

 

Pomimo dość pobieżnego wyspecyfikowania „plusów” i „minusów” statusu Armii Krajowej nie pozwoliłem sobie na nakreślenie „historii alternatywnej, tj. stanu jak powinno być i co mogłoby z tego dla interesów Polski wyniknąć. Po pierwsze, nie wszystkie elementy (minusy) tej uproszczonej „analizy SWOT” mogłyby zostać „naprawione” – niektóre byłyby nadal takie same, ze względu na ówczesne realia, głównie polityczne, na poziomie (błędnej) strategii aliantów, którzy dali się ograć Stalinowi. Po drugie, nawet gdyby część „minusów” udało się zmienić na „plusy”, nie jest możliwe ustalenie, jaki rzeczywisty wpływ miałoby to na realną, powojenną sytuację Polski i Polaków.

Jedno jest pewne – zmarnowano za dużo szans i zbyt wiele możliwości; mając sporo atutów w ręce (choćby siła polskiego wywiadu, sukcesy „Enigmy”, V-1 i V-2 itp.) mogliśmy wygrać znacznie więcej. Staliśmy się jednak największym przegranym II wojny światowej, i to na długie powojenne lata – aż do dzisiaj (wciąż aktualna sprawa reparacji).

 

Refleksja końcowa
Oddz-VI-01-250x220 Armia Krajowa - plusy i minusy statusu

Siedziba Oddziału VI (Specjalnego)

Na zakończenie przytoczę konstatację, z którą się prawie w całości zgadzam. Otóż wybitny historyk, prof. Stanisław Salmonowicz gorzko konstatuje – „Polskie władze w kraju i na obczyźnie nie miały w toku wojny żadnych alternatywnych rozwiązań, które dawałyby szanse na sukces. Walka, którą naród podjął z obu okupantami, została generalnie przez nich wymuszona zbrodniami. Potem, gdy Stalin stał się sojusznikiem naszych aliantów, znaleźliśmy się znów w sytuacji bez wyjścia. Żądania, byśmy w toku wojny, podjętej dla obrony naszej suwerenności, zrezygnowali z 1/3 terytorium bez żadnych gwarancji dla milionów Polaków poza linią Curzona oraz problem ustosunkowania się do wkraczającej do Polski Armii Czerwonej były nie do rozwiązania.

?Burza? i Powstanie Warszawskie były próbami daremnymi zatrzymania biegu wydarzeń. PP po 5 latach walki i oczekiwania na zwycięstwo było jednak niezdolne do kapitulacji bez walki wobec żądań sowieckich. Państwo Podziemne poniosło klęskę, jego dorobek w sporej mierze został zmarnowany. Nie negując pewnych własnych błędów, trzeba powiedzieć, że przyczyny działań ryzykownych leżały w sytuacjach, które były poza zasięgiem naszych możliwości, były skutkami ubocznymi fatalnej polityki aliantów wobec Związku Radzieckiego, której największą ofiarą stała się właśnie Polska, przechodząc po 6 latach zbrodniczych okupacji pod rządy stalinowskie odrywające kraj na długie lata od ewolucji pozytywnych, których ? wraz z pokonanymi Niemcami ? doczekała się Europa Zachodnia.” (Dylematy Polskiego Państwa Podziemnego (1939?1945) w: Studia Iuridica Lublinensia vol. XXV, 3, 2016, s. 830)

 

 

 

Polska sekcja SOE – „agencja transportowa”

 

Najnowsza publikacja IPN – „Polacy i Brytyjczycy w obliczu wybuchu drugiej wojny światowej” ma nieprzesadną wartość poznawczą. Ale można w niej natrafić na interesujące, a nawet – w świetle tego co dotąd publikowano – dość odkrywcze elementy…

 

Polacy-Brytyjczycy-176x250 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"Instytut Pamięci Narodowej wydał właśnie (w formie książkowej) zbiór artykułów pt. Polacy i Brytyjczycy w obliczu wybuchu drugiej wojny światowej (Red. Waldemar Grabowski, IPN, Warszawa 2023, ISBN 978-83-8229-797-3). Publikację wydano w ramach Centralnego Projektu Badawczego: II wojna światowa i okupacje ziem polskich 1939-1944/45. Książka jest plonem międzynarodowej konferencji pod tym właśnie tytułem, która miała miejsce 27 i 28 września 2019 (sic!) – cztery lata temu – w Londynie. Publikacja ukazała się pod redakcją dr Waldemara Grabowskiego. Nie wiem, czy w IPN proces wydawniczy trwa tak długo, czy też dr Grabowski tak wnikliwie czytał jedenaście tekstów, że potrzebował czterech lat. Redaktor tej publikacji dodał do zbioru (nt. Gubbinsa), swój – jak wyjaśnił „nieznacznie zmieniony tekst przygotowany w 2013 r. na konferencję w Londynie, która jednak się nie odbyła” (czyli sprzed dziesięciu lat)…

Jeśli komuś wydawało się, że Instytut Pamięci Narodowej pod śmiałym tytułem opublikował dość stare, ale jednak fundamentalne i ponadczasowe teksty – zapewne może być  rozczarowany. Ja trochę byłem. Dostaliśmy bowiem „odgrzewane kotlety” o nieprzesadnej wartości poznawczej. Do zagadnienia „Polacy i Brytyjczycy w obliczu wybuchu II wojny” Pan Redaktor Grabowski zaliczył też artykuły zupełnie nie związane z tym tematem – np. „zdobywanie informacji przez Gestapo na ziemiach polskich”, „zwalczanie Polski podziemnej na Pomorzu” czy też „komórka legalizacji w Wilnie”. Domyślam się, że trzeba było zapewne wspomóc kolegów w potrzebie…

 

Niemniej najnowsza (z tekstami sprzed czterech lat) publikacja IPN zawiera – choć w raczej skromnym stopniu – interesujące elementy. Żałuję jednak, że o łączności lotniczej z okupowaną Polską nie napisał nic jakiś porządny fachowiec „lotniczy”. Wbrew pozorom, wciąż nie wszystko zostało na ten fundamentalny przecież temat powiedziane…

W tym zbiorze zwróciły moją uwagę cztery teksty:

  1. Waldemar Grabowski – Gubbins a Polska. SOE a Polacy
  2. Declan O’Reilly – Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945
  3. Andrzej Chmielarz – Sprawa uruchomienia łączności lotniczej z krajem (październik 1939 – maj 1940)
  4. Waldemar Grabowski – Stracona szansa – LOT w początkowym okresie II wojny światowej

 

Kilka dni temu opublikowałem recenzję tekstu pierwszego, bowiem dla tego zbioru wydaje się być kluczowy. W tej recenzji skupię się na drugim, bo także wydaje się być niezwykle istotny, może nawet fundamentalny. Kolejne recenzje wkrótce.

 

Znikome wsparcie SOE
soe-london-baker-street-64-1-240x300 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"

w tym budynku w Londynie mieściła się w latach 1940 – 46 centrala SOE

Doktor Declan O’Reilly z King’s College London (jeden z dziesięciu najlepszych uniwersytetów brytyjskich) był łaskaw napisać artykuł pt. Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945. Autor jest historykiem politycznym i gospodarczym specjalizującym się m.in. w historii międzynarodowej, jednak zakres jego zainteresowań jest niezwykle szeroki. Ostrzyłem sobie zęby na ten akurat artykuł i prawie się nie zawiodłem, choć niektóre zagadnienia zostały potraktowane – niestety – dość powierzchownie.

W zasadzie powinienem zacząć od razu od podziękowań, bowiem brytyjski Autor już na wstępie daje mi oręż do ręki pisząc prawdę – nieznaną różnym polskim pseudohistorykom i pseudodziennikarzom – że „polska” (tylko z nazwy), ledwo kilkuosobowa sekcja SOE niczego w Polsce nie organizowała. Autor zauważa w pierwszym akapicie – „W przeciwieństwie do działań, jakie SOE podejmowało w innych miejscach w okupowanej Europie, jego współpraca z Polską dotyczyła logistyki raczej niż wspierania ruchu oporu (…)”. Dodaje także obiektywnie – „Polacy, od samego początku wojny aktywnie walczący z Niemcami, oczekiwali większego wsparcia ze strony Wielkiej Brytanii, ta nie chciała jednak lub nie była w stanie sprostać ich oczekiwaniom.”

W tej samej publikacji, kilkanaście stronic wcześniej dr Waldemar Grabowski (IPN) twierdzi, że istniała „rozbieżność pomiędzy polskimi oczekiwaniami a możliwościami aliantów (…)” – w istocie zakłamując historię. Po pierwsze, nieprawdziwe jest twierdzenie, że polskie oczekiwania jakoby osiągnęły próg „możliwości aliantów”. Te „możliwości” w większym stopniu były ograniczane przez polityków niż przez obiektywne przeszkody. Po drugie, polskie „oczekiwania” adresowane były nie do wszystkich „aliantów”, lecz głównie do Wielkiej Brytanii (przez krótki czas także do USA). Dobrze że choć brytyjski historyk – skoro polski badacz „pamięci narodowej” nie potrafi – publicznie przyznał, że Wielka Brytania nie chciała jednak lub nie była w stanie sprostać” polskim oczekiwaniom.

 

Autor trafnie wskazuje, że „polskie interesy stanowiły tylko jeden z licznych aspektów” dla Wielkiej Brytanii, choć zapomina dodać, że tylko Polska została aż tak dramatycznie skrzywdzona, również przez angielskich polityków – spośród wielu ofiar tej wojny szukających pomocy na „wyspie ostatniej nadziei”, jak nazywano wówczas Wielką Brytanię. Declan O’Reilly, w kontekście zrzucenia do Polski przez pięć lat wojny zaledwie 600 ton zaopatrzenia (dla Armii Krajowej),  zasadnie przyznaje, że „nie był to duży tonaż”. Według moich obliczeń była to zawartość jednego (niedużego) pociągu towarowego. Ale nie ujawnia, że pod tym eufemizmem kryje się bardzo smutny dla Polaków fakt – to było ponad STO DZIESIĘĆ RAZY MNIEJ niż zrzucono np. do Jugosławii.

 

Pieniądze „brytyjskie” – czyli polskie

funty__-300x187 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"O’Reilly dopowiada zaraz ochoczo, że – „Polska otrzymała jednak znaczne fundusze – ponad 34,8 mln dolarów (w gotówce i złocie), 18 mln prawdopodobnie sfałszowanych marek (do użytku na ziemiach polskich włączonych do Rzeszy po 1939 r.) oraz 40,5 mln złotych okupacyjnych” (tzw. młynarek). Nie jest mi znany powód, dla którego Autor wskazane środki finansowe traktuje jak prezent Wielkiej Brytanii (SOE) dla Polski. Przecież po wojnie Polska musiała Wielkiej Brytanii zwrócić znaczną kwotę pieniędzy (także złota) za to, że Polacy pomagali wojskowo Anglikom. Tylko (niewielka) część pieniędzy (np. kwartalne dotacje na wywiad, łącznie ok. 3 mln dolarów) była brytyjską dotacją, większość stanowiły przecież kredyty… 

 

Do dzisiaj, kilkadziesiąt lat po wojnie (sic!!!), nie doczekaliśmy się rzetelnej publikacji o brytyjsko – polskich finansach: kredytach, dotacjach i ich spłacie, a także rachunku zysków i strat po obu stronach: Wielkiej Brytanii i Polski. Samo złamanie przez Polaków „Enigmy” czy rozszyfrowanie sekretów tajnej „broni odwetowej” Hitlera (V-1 i V-2) były zdecydowanie wielokrotnie więcej warte niż suma brytyjsko – amerykańskiej „pomocy dla Polski”, nawet gdyby nieprawdziwie założyć, że były to prezenty, a nie kredyty – za które Polska po wojnie słono zapłaciła. Przypomnę jeszcze tylko, że prawie połowa wszystkich raportów wywiadowczych, jakie dotarły do aliantów podczas wojny pochodziła od Polaków (dopiero w 2005 roku przyznał to oficjalnie brytyjski rząd).

Czy ktoś choćby próbował  policzyć, ile zarobiła (oraz nie straciła) Wielka Brytania – także alianci (również Sowieci korzystali np. ze złamania „Enigmy”) – dzięki polskiemu „wkładowi” w II wojnę światową? Nie pytam tylko o polskie lotnictwo w bitwie o Anglię czy o polskie dywizje krwawiące na prawie wszystkich frontach. Czy ktoś próbował policzyć, ile podczas wojny oraz po wojnie zarobiła Wielka Brytania dzięki np. przejętym za darmo polskim wynalazkom? Opowieści o tym, że Polska dostała mało zrzutów zaopatrzenia dla Armii Krajowej, ale za to dużo pieniędzy są po prostu wierutnym kłamstwem. Mało kto w to uwierzy, ale grubo ponad połowa środków  finansowych wydanych na konspirację w okupowanej Polsce pochodziła nie od Brytyjczyków, ale ze środków własnych rządu R.,P.  (napiszę niebawem tekst o finansach). Nie wiadomo więc dlaczego, Pan Doktor O’Reilly uważa całość środków finansowych przerzuconych do Polski za pieniądze z „brytyjskiej pomocy”. Poza tym – nie była to żadna „pomoc” tylko pożyczka, w interesie Wielkiej Brytanii…

Ponoć mamy „Instytut Pamięci Narodowej” – czy kiedykolwiek, ktokolwiek podjął się zbadania tych zagadnień, w imię choćby właśnie „pamięci narodowej”? Pytanie retoryczne, bo naukowcy z IPN wolą opowiadać bajki o tym, jak to rzekomo Anglicy organizowali Polakom zrzuty dla Armii Krajowej, jak to rzekomo szkolono Cichociemnych na jednym kursie (pewnie dwudniowym) albo jak to rzekomo Cichociemni skakali do innych krajów i realizowali jakieś „misje”….

Trochę mnie poniosło w powyższym wywodzie, oddaliłem się nieco od treści artykułu, ale ileż można słuchać (także czytać) o nadzwyczajnym dobrodziejstwie Brytyjczyków oraz polskie (sic!) kłamstwa jakoby to Polacy mieli wygórowane oczekiwania, a Brytyjczycy bardzo, ale to bardzo chcieli pomóc, ale nie mogli… W tego rodzaju kłamliwą narrację wpisuje się nie tylko dr Waldemar Grabowski (co mnie nie dziwi). Także Pan Declan O’Reilly który wywodzi np. że „przystąpienie ZSRS i Stanów Zjednoczonych do wojny skomplikowało politykę brytyjską” ale ani słówkiem nie pisnął o nadzwyczajnej miłości brytyjskiego Foreign Office do Józefa Stalina czy na temat umowy o współpracy podpisanej przez SOE z sowieckim NKWD. Kilkadziesiąt lat po wojnie warto byłoby też przestawać udawać, że na decyzje brytyjskie oraz amerykańskie rzekomo nie mieli wpływu sowieccy agenci, usytuowani w najwyższych kręgach władzy (choćby piątka z Cambridge z Kimem  Phlilbym czy sowieccy „doradcy” (czytaj: sowieccy agenci) u boku prezydenta USA. Wspomniałem o tym w artykule pt. Cichociemni w operacjach specjalnych SIS/CIA.

 

SOE – agencja transportu i niemożliwości

soe-tablica-296x300 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"Autor całkiem trafnie zauważa, że „(…) Brytyjczycy nigdy nie kontrolowali polskiej polityki wywiadowczej. Polska sekcja SOE stała się agencją transportową współpracującą z RAF, który miał jedynie ograniczoną liczbę przestarzałych samolotów do operacji specjalnych, mogących dostarczać agentów [określenie błędne, polscy Cichociemni i kurierzy nie byli niczyimi „agentami” – RMZ] i zaopatrzenie do miejsc wskazanych przez Oddział VI” (s. 123)

Autor trafnie przytacza tezy z brytyjskiej historii SOE – „Polityka ograniczonego zaangażowania SOE, nakładająca wyłączną odpowiedzialność za działania wojskowe w Polsce na rząd RP na uchodźstwie i AK, sprawiała, że zadanie jego sekcji polskiej sprowadzało się właściwie do przekazywania dalej decyzji podjętych przez inne organy. SOE skwapliwie przyznało, że Armia Krajowa była najskuteczniejsza w Europie, lecz źle wykorzystywana, trudno sobie jednak wyobrazić, by mogło być inaczej (Historia sekcji polskiej SOE, 1945, s. 70, TNA, HS 7/183)

 

Declan O’Reilly – który wcześniej, w tym samym artykule, przyznał, że Wielka Brytania mogła nie chcieć sprostać „polskim oczekiwaniom” – po kilkunastu akapitach wywodzi już inaczej – Polacy oczekiwali masowego uzbrojenia AK tysiącami ton sprzętu, co przy brytyjskich zasobach nie było możliwe. Szczupłe siły powietrzne Wielkiej Brytanii były też potrzebne gdzie indziej, przede wszystkim do bombardowań Niemiec i bitwy o Atlantyk. Biorąc pod uwagę jej uzbrojenie, akcje sabotażowe AK biły wszelkie rekordy, osiągnięcie niemożliwe bez wcześniejszej czteroletniej pomocy SOE. Polska otrzymywała tak małą w porównaniu z innymi krajami pomoc materialną z powodu położenia geograficznego i ograniczeń techniki lat czterdziestych.” (s. 146)

12_zrzut-pojemnikow-belgia-300x218 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"

Zrzut zasobników z zaopatrzeniem

Całkowicie nie zgadzam się z wywodem, jakoby Wielka Brytania nie miała możliwości przerzutu większej ilości zaopatrzenia do Polski, a wynikać to miało jakoby z „położenia geograficznego i ograniczeń techniki”. Owszem, te czynniki miały istotny wpływ na realność zwiększenia przerzutu do Polski, istotnie go ograniczając. Ale nie tylko położenie i technika były winne – głównym ogranicznikiem była naiwna (częściowo sterowana z Moskwy przez agentów wpływu) prosowiecka polityka anglo – amerykańska.

Na każdej skali, pomiędzy minimum a maksimum, istnieje przestrzeń pośrednia. Zgoda, polskie oczekiwania od pewnego pułapu były niemożliwe do zrealizowania. Ale jeśli SOE uzgadnia z Oddziałem VI (Specjalnym) określoną ilość lotów i tonaż zrzutów (nieduży), to ten realny poziom dostaw, te polsko-brytyjskie ustalenia powinny być respektowane. Niestety, Anglicy nie dotrzymywali słowa. Dwustronne ustalenia nie były respektowane NIGDY, w żadnym sezonie operacyjnym (zrzutowym); w najlepszym 1943/44 na zaplanowanych 300 lotów wykonano tylko 172. Szacunkowa liczba żołnierzy Armii Krajowej w Polsce wynosiła w szczytowym momencie ok. 390 tys. żołnierzy, tylko kilkadziesiąt tysięcy z Nich miało broń. Czy rzeczywiście nic więcej nie dało się zrobić?  Czy decydujące były obawy, formułowane wyraźnie zwłaszcza pod koniec wojny, że żołnierze AK skierują swoją broń przeciwko Sowietom? Pytanie w mojej ocenie retoryczne…

 

Polskie (czytaj: Brytyjskie) Siły Zbrojne

Poland-GB-1-300x171 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"W rozdziale „Finansowanie polskich operacji wojskowych i wywiadowczych dr Declan O’Reilly przyznaje wreszcie – choć pokrętnie i nieprecyzyjnie – że „Londyn udzielał pożyczek umożliwiających funkcjonowanie rządom emigracyjnym różnych państw, zwykle za obietnicę spłaty po wojnie.”  W przypadku Polski nie były to pieniądze tylko na „funkcjonowanie rządu”, choć polscy dygnitarze rządowi w Londynie podczas wojny nie byli – niestety – nadmiernie oszczędni (temat na osobny artykuł). Były to głownie pieniądze na Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie pod dowództwem brytyjskim.

Warto w tym miejscu zauważyć, że ten istotny aspekt – pod czyim dowództwem były PSZ – jest wciąż w polskiej narracji historycznej wstydliwie (i kłamliwie) pomijany. Tworzy się nawet piramidalnie idiotyczną narrację (m.in. dr Krzysztof Tochman), jakoby istniało coś takiego jak „PSZ/AK”. W istocie Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie był czymś w rodzaju „wydzierżawionych (aliantom) wojsk”, przy czym za ową „dzierżawę” zapłacili nie ci, którzy odnieśli z tego korzyść – ale Polacy! Rodzimi historycy jakoś omijają ten temat, więc przytoczę może dr O’Reilly’ego, który bez żenady (choć tylko cząstkowo dostrzegając zagadnienie)  pisze wprost – „W lutym 1941 r. podpisano angielsko – polską umowę finansową, która zapewniła środki na opłacenie ponad 24 tys. Polaków służących w brytyjskich siłach wojskowych. Żołnierze ci zdążyli się już wyróżnić, zwłaszcza lotnicy w bitwie o Anglię.” Czyli trochę jak w starym dowcipie o powojennej „wymianie handlowej z Sowietami” – „my im dajemy węgiel i w zamian za to oni nam zabierają zboże…”  Tak na marginesie – Wielka Brytania ma długą tradycję polityki kolonialnej, także wyciągania kasztanów z ognia cudzymi rękami…

Autor artykułu, powołując się na W. Rogalskiego (Divided Loyalty, London 2017, s. 188), szacuje, że „rządowi RP na uchodźstwie pożyczono 120 mln funtów”. Polska badaczka, dr Magdalena Hułas z Instytutu Historii PAN przedstawia nieco bardziej precyzyjne rachunki –  „120,5 mln funtów, z czego 47,5 mln to koszty utrzymania armii, uposażenia itp., a 73 mln to koszty uzbrojenia i innych materiałów natury wojskowej”, wskazując publikację K. Sword, Norman Davies, Jan Ciechanowski (The Formation of the Polish Community in Great Britain. 1939-1950, London 1090, s. 30-31 i 460-461). Wbrew zapowiedzi zawartej w tytule, z artykułu niewiele dowiemy się jednak o finansowaniu działań Armii Krajowej, czy emigracyjnego rządu. Sporo jest natomiast – dość chaotycznie zaprezentowanych – informacji o finansach Akcji Kontynentalnej, która była prawie wyłączną domeną działań ludowców (prof.  Kot, Mikołajczyk, Librach i in.)

 

Oczekiwania, możliwości, kompromitacja

ozn_Dziennik-czynnosci-mjr-Jazwinskiego_600px-300x161 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"Doktor Declan O’Reilly przywołuje także, podobnie jak dr Grabowski, fatalny okres przerzutu lotniczego do Polski w ostatnim kwartale 1943 – „Stosunki między Polakami a rządem brytyjskim były bardzo napięte. W październiku 1943 r. mjr Jan Jaźwiński sporządził raport o współpracy z SOE. Podkreślił, że w poprzednich dwóch latach obiecano 430 ton sprzętu, a dostarczono tylko 60 ton. Winę ponosiło według niego SOE, które blokowało bezpośredni kontakt polskich przedstawicieli z Ministerstwem Lotnictwa [które decydowało każdorazowo o locie do Polski – RMZ]. Jaźwiński proponował zrezygnowanie z SOE jako pośrednika w kontaktach z Komitetem Szefów Sztabu (Chiefs of Staff, COS). (Notatka dot. współpracy z SOE ws. przerzutu lotniczego, SPP, A 101.24)

W odróżnieniu od dr Grabowskiego, który wskazywał rzekomą „różnicę między oczekiwaniami (polskimi) a możliwościami („aliantów”) –   O’Reilly podaje niespotykany w polskiej narracji powód ograniczenia ilości lotów przez SOE do Polski, pod koniec 1943.  W artykule czytamy – „W grudniu 1943 r. minister wojny ekonomicznej Roundell Palmer, Lord Selborne, chwaląc AK za rozległe akcje sabotażowe wymierzone w niemiecką sieć kolejową, poinformował Churchilla, że trudności „operacyjne” związane ze spóźnionym wykryciem operacji „Englandspiel” (niemiecka penetracja holenderskich sieci SOE) spowodowały odwołanie wszystkich lotów do Polski”. Jako źródło tej informacji O’Reilly wskazuje kwartalne raporty SOE dla brytyjskiego premiera, z okresu październik – grudzień 1943 (TNA, PREM 3/408/1. s. 56). Niestety nie mam możliwości wglądu w te raporty, więc nie mogę tego sprawdzić. Ale informacja wydaje się prawdopodobna. Oznaczałoby to jednak, że (uznawane dotąd za powód ograniczenia wtedy zrzutów do Polski) nasilenie aktywności niemieckiej artylerii przeciwlotniczej i związane z tym straty samolotów  – były tylko pretekstem.

 

Można zrozumieć Brytyjczyków, że nie chcieli wtedy (także później) przyznać się do gigantycznej kompromitacji SOE, eufemistycznie określanej przez dr. O’Reilly’ego jako „niemiecka penetracja”. To było znacznie więcej niż normalna szpiegowska penetracja, Otóż przez ponad półtora roku, od marca 1942 do grudnia 1943, niemiecki kontrwywiad – Abwehra – prowadził operację pod kryptonimem Der Englandspiel (Angielska Gra). W jej trakcie przejął zupełną i całkowitą (sic!) kontrolę nad siatką SOE w Holandii, w tym wszystkie radiostacje i placówki odbierające zrzuty, pół miliona holenderskich guldenów, setki ton dywersyjnego zaopatrzenia. Wskutek nieudolności SOE, Niemcy mieli całą holenderską „konspirację” w garści. Aresztowali 54 holenderskich agentów – skoczków SOE (47 zamordowali), byłego premiera Koos’a Vorrink’a oraz ok. 150 liderów tamtejszego ruchu oporu. Jakby tego było mało, niemieckie myśliwce zestrzeliły aż 12 samolotów RAF wracających po zrzutach nad Holandią. Pisałem o tym  w haśle Wikipedii, w sporej części mojego autorstwa – Special Operations Executive. Tak właśnie wyglądał w praktyce „profesjonalizm” brytyjskiego SOE oraz jego ponoć najwyższe „standardy”, o których bredził pseudohistoryk Kacper Śledziński

 

Brytyjskie rachunki…
V2-33-250x253 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"

Start rakiety V-2

W kontekście wcześniejszych uwag dotyczących finansów, warto podkreślić, jak Autor ocenił sukces polskiego wywiadu w zakresie rozpracowania rakiet V-1 i V-2 – Z brytyjskiej perspektywy operacja „Wildhorn III”, w połączeniu z polskimi działaniami wywiadowczymi dotyczącymi rakiety V-1, warta była wszystkich inwestycji SOE w sprawę polską w latach 1942-1945″ (s.138-139). Dodać jednak należy, że była to osobliwa (albo rzekoma) „inwestycja” – przecież „sprawę polską” finansowała Polska, tyle że z brytyjskich pożyczek i kredytów (które po wojnie spłaciła, raczej z nawiązką).

W odróżnieniu od polskiego „historyka”, dr Waldemara Grabowskiego (z IPN, sic!) który po prostu mija się z prawdą, iż Polacy osiągnęli rzekomo szczyt brytyjskich możliwości w zaspokajaniu zrzutowych potrzeb Armii Krajowej, oficjalny historyk SOE William Mackenzie (którego opinię przytacza O’Reilly) przyznaje – „Polska otrzymała bardzo niewiele – poza pieniędzmi – jak na swoje ówczesne potrzeby” (The Secret History of SOE, s. 314). Ale znów – nieprawdziwie – tworzy się wrażenie, jakoby te pieniądze były brytyjskim prezentem, a nie pożyczką, spłaconą po wojnie…

Jeśli ktoś sądzi, że moje poglądy mają charakter skrajny, a ocena działań SOE jest zbyt radykalna, mocno przesadzona, temu rekomenduję lekturę np. artykułu E.D.R. Harrisona z University of Salford (Manchester) pt. The British Special Operations Executive and Poland  (Brytyjskie Kierownictwo Operacji Specjalnych i Polska). Harrison  pisze wprost – „(…) poziom dostaw zrzucanych przez RAF dla polskiego ruchu oporu był rozczarowujący. Szefowie sztabu zepchnęli polski ruch oporu do drugorzędnej roli sabotażu i dywersji (…) Gubbins gorzko przewidywał, że Wielka Brytania porzuci Polskę po wojnie. Ogólnie rzecz biorąc, wkład SOE w polski ruch oporu przyniósł więcej szkody niż pożytku” (The Historical Journal, 43, 4 (2000), str. 1071-1091, wyd. 2000, Cambridge University Press). To oczywiście brytyjska perspektywa i ocena brytyjskiego naukowca. Moja ocena nie byłaby aż tak surowa, SOE ma spore zasługi dla „sprawy polskiej” – choć bardzo niewystarczające i o wiele mniejsze niż mogłaby realnie mieć. Oczywiście po konfrontacji z E.D.R. Harrisonem zupełnie inaczej odbieramy ugrzeczniono – konformistyczne wywody dr Waldemara Grabowskiego, jakoby SOE zrobiła wszystko co mogła, tylko Polacy mieli wygórowane oczekiwania…

 

„Natychmiastowa pomoc”
Halifax-mk3-300x225 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"

Handley Page Halifax

W kontekście decyzji AK o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego dr Declan O’Reilly zauważa – „Według oficjalnych danych gen. Tadeusz Komorowski „Bór” do 1 sierpnia zebrał 25 tys. żołnierzy. Trzy dni wcześniej wystąpił do Londynu z szeregiem żądań: obszarowego zbombardowania Warszawy, przylotu polskich pilotów do Warszawy i włączenia ich do walki, natychmiastowego przetransportowania do stolicy polskiej samodzielnej brygady spadochronowej i wreszcie olbrzymiego zwiększenia dostaw broni. Armia Krajowa w Warszawie dysponowała tylko 6 tys. pistoletów oraz około 2,5 tys. pistoletów maszynowych Sten i MP 40. Co gorsza, miała tez niewiele amunicji – nie więcej niż na trzy, cztery dni walki. Garnizon niemiecki pod dowództwem generała SS Ericha von dem Bacha-Zelewskiego liczył 16 tys. żołnierzy, głównie batalionów SS i policji.” (s.140)

Niestety, Autor nieco mija się z prawdą wywodząc, że „Gdy wybuchło powstanie SOE natychmiast wysłało AK wszystkie dostępne samoloty”. SOE wysłało natychmiast nie samoloty, lecz… depeszę do swej placówki we Włoszech (baza Campo Casale, nieopodal Brindisi). Nakazywała ona ?zrzucanie ładunku na czuwające placówki nawet wtedy, gdy Rosjanie przekroczą Wisłę. (?) Bądźcie przygotowani, w każdej chwili, na użycie waszych wszystkich zapasów (?) Polacy oceniają potrzebę zaopatrzenia 50 batalionów po 10 ton na każdy (?)? (Kajetan Bieniecki, Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, s.220). Owszem, 1 sierpnia 1944 wystartowało do Polski 11 samolotów – ale tylko dwa ze zrzutami dla Obszaru Warszawa AK – były to loty zaplanowane dużo wcześniej.Żaden zrzut do Powstańców nie dotarł.

 

Baza-zrzutow-1-250x250 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"W sporządzonej przeze mnie bazie wszystkich zrzutów dla Armii Krajowej podczas wojny, próżno szukać udanych zrzutów dla Warszawy w pierwszych dniach Powstania. Kajetan Bieniecki, w swej fundamentalnej pracy „Lotnicze wsparcie Armii Krajowej” przytacza treść kolejnych, dramatycznych depesz dowództwa AK z wołaniem o zrzuty. Częściowo winna była fatalna pogoda, ale nie tylko. 4 sierpnia 1944 brytyjski marszałek lotnictwa John Slessor? zakazał zrzutów na Warszawę!  (Bieniecki, 227 i nast.). Pomimo tego zakazu, cztery samoloty ze zrzutami dla Powstańców (trzy Halifaxy i jeden Liberator) poleciały w tajemnicy przed Anglikami, bo wysłał je organizator zrzutów do Polski mjr dypl. Jan Jaźwiński. Opowieści o „natychmiastowym wysłaniu przez SOE wszystkich dostępnych samolotów ze zrzutami dla Powstańców” można włożyć pomiędzy kiepskiej jakości brytyjskie bajki. Niestety, te bajki wzmacnia np. kłamstwo Polskiej Agencji Prasowej o „pomocy dla Powstania”.

Pisałem o kluczowym znaczeniu pierwszych zrzutów – których NIE BYŁO – m.in. w kontekście sporu o Powstanie Warszawskie. Warto tu dodać interesującą, choć smutną informację dotyczącą – niestety ZA DŁUGO ODWLEKANEGO – masowego zrzutu w amerykańskiej operacji FRANTIC VII.  Declan O’Rally zauważa – „Lecąca z Anglii 8. Armia Powietrzna USA wysłała 108 bombowców B-17, które z 3048 metrów zrzuciły sto z planowanych 130 ton zaopatrzenia (1284 paczki z lekką bronią, żywnością i lekarstwami) – tylko po to, by 85 proc. z nich zostało zniesionych na teren okupowany przez Niemców” (J. Radziłowski, J. Szcześniak, Frantic 7: The American Effort to Aid the Warsaw Uprising and the Origins of the Col War, 1944, Philadelphia – Oxford 2017, s. 61; M.J. Conversino, Fighting With the Soviets: The Failure of Operation Frantic, 1944-45, Lawrence 1997, s. 151). Nawet przy zrzucie jednego zasobnika na sekundę z ok. 150 metrów SOE szacowało rozrzut na ok. 900 metrów (TNA, HS 4/177, AL do MP, Rozrzut zasobników, 28.05.1943).

 

Konkluzja – jednak finanse

funty__-300x187 Polska sekcja SOE - "agencja transportowa"W zakończeniu artykułu Autor znów powraca do finansowych (po)rachunków.  Przytacza opinię szefa SOE – „Mimo porażki w Warszawie [czytaj: upadku Powstania Warszawskiego – RMZ] Gubbins bardzo podkreślał osiągnięcia Armii Krajowej w stosunku do kosztów jej utrzymania, wskazując że całe wsparcie dla AK kosztowało Wielką Brytanię mniej niż jeden polski dywizjon.” W zdaniu tym zawarto jednak dwa fundamentalne kłamstwa – koszty utrzymania Armii Krajowej oraz koszty utrzymania dywizjonu w Wielkiej Brytanii poniosła Polska – a nie Wielka Brytania!!! Zagadnienie rachunków brytyjsko – polskich wciąż wymaga rzeczowego. kompleksowego i pogłębionego zbadania…

 

Autor dość enigmatycznie oraz nie do końca zgodnie z prawdą obiektywną wspomina o defraudacji przez gen. Tatara milionów dolarów, będących własnością polskiego rządu – „Pełny zakres planów polskiej armii dotyczących kontynuowania walki po zakończeniu wojny poznano dopiero w 1952 r., kiedy śledztwo ujawniło, że dowódcy wojskowi wykorzystali fundusze przyznane podczas wojny na działania „niesankcjonowane” przez żadnego z przywódców politycznych na emigracji. Latem 1945 r. ok. 6 mln dolarów zniknęło z polskiej szkoły sygnalizacyjnej w Rzymie, której komendant popełnił samobójstwo w tajemniczych okolicznościach.” W tym jednym zdaniu  mnóstwo niedomówień i nieścisłości. O defraudacji przez gen. Tatara rządowych pieniędzy na walkę o niepodległość Polski pisałem już sporo w artykule Stanisław Tatar – generał zdrajca, więc nie będę dodatkowo strzępił języka.

 

Generalnie, artykuł Declana O’Reilly’ego ma zauważalny walor poznawczy, wyzwala też wiele cennych refleksji wobec istotnych kwestii w ówczesnych relacjach polsko – brytyjskich. Szkoda jednak, że Autor, pisząc ponoć o „logistyce i finansach”, przyjął w niektórych miejscach swojej publikacji styl „opowieści przy kominku”. Zgoda, jego rozważania są o niebo bardziej uporządkowane niż chaotyczny tekst dr Grabowskiego z IPN. Ale brakuje choćby wyraźnego wyspecyfikowania istotnych elementów (po obu stronach: brytyjskiej i polskiej) zarządzania procesem planowania,  realizowania oraz kontrolowania przerzutu „wsparcia dla Armii Krajowej”.

Autor w tytule artykułu – Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945 zawarł bardzo wiele jednak niespełnionych tym tytułem obietnic poznawczych. Temat zatem nadal czeka na historyka, który zechce go zaprezentować w sposób bardziej pogłębiony, rzetelny i uporządkowany.

Ryszard M. Zając

 

Declan O’Reilly, Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945. w: (red. Waldemar Grabowski) Polacy i Brytyjczycy w obliczu wybuchu drugiej wojny światowej, Warszawa, IPN, s. 119-147 ISBN 978-83-8229-797-3

 

Zobacz:

 

Zobacz także: