Trójka pasjonatów historii, w ramach projektu „Okupowana Polska”, opublikowała na YouTube swój film pt. „Elita dywersji. Mordercze treningi i skoki do piekła. Kim byli Cichociemni?” W mojej ocenie całkiem niezły, zrobiony z pasją 🙂 Szkoda tylko, że w jego treści znalazło się niemało merytorycznych błędów…
Projekt „Okupowana Polska” (wcześniej pod nazwą „Okupowany Kraków”), obecny na YouTube od maja 2020 zainicjowali: Jan Jakub Grabowski (UJ) założyciel, historyk, przewodnik po Krakowie, Łukasz Szypulski kamerzysta, montażysta oraz Olga Jando – Dziedzic (UJ) odpowiedzialna za wizerunek, media, promocję. Autorzy definiują swój projekt jako historyczno-edukacyjno-naukowy. Mówią o sobie: „Jest nas troje i choć na co dzień zajmujemy się zupełnie innymi zajęciami, łączy nas jedno – poznawanie historii Polski podczas II wojny światowej. Z tego też powodu postanowiliśmy tworzyć filmy poświęcone tej najtrudniejszej historii naszego kraju.” Na swoim profilu na YT opublikowali dotąd aż 211 filmów…
Najnowszy klip trójki pasjonatów opowiada o Cichociemnych spadochroniarzach Armii Krajowej:
Klip zrobiony w interesujący sposób, wartka narracja, sporo ciekawych informacji. Niewątpliwie może być inspirujący poznawczo. Problem w tym, że zawiera niemało istotnych błędów merytorycznych. Piszę o tym że smutkiem, bowiem klip miał szansę stać się jedną z najlepszych opowieści o Cichociemnych spadochroniarzach Armii Krajowej. Należy wyrazić Autorom podziękowanie za odważne podjęcie trudnego tematu. Niestety, temat okazał się dla Autorów dość trudny.
Jak powiedziano mi w komentarzu na facebookowym profilu Okupowanej Polski – „korzystaliśmy z profesjonalnej literatury odrzucając tytuły, które są powszechnie krytykowane. Mimo to jednak niektóre informacje sporo się od siebie różniły, więc musieliśmy dokonać wyboru i własnej interpretacji.” Szkoda, że przed publikacją tego filmu Autorzy nie zechcieli skonsultować go ze mną, uniknęlibyśmy wielu obecnych w nim błędów. Ostatnio dyskretnie konsultuję nawet niektóre publikacje IPN, więc „Okupowana Polska” znalazłaby się w całkiem dobrym towarzystwie 🙂
Przejdźmy do rzeczy. Najpierw parę uwag ogólnych. Przede wszystkim brak podania źródeł wykorzystanych informacji oraz fotografii – ewidentnie narusza to zasady rzetelności oraz jest co najmniej niegrzeczne wobec Autorów, których prace wykorzystano. Prawnik zwróci uwagę na kwestię autorskich praw majątkowych i osobistych. Może to być także dla osób mniej zorientowanych w zagadnieniu przyczyną trudności ze zweryfikowaniem treści „obwieszczonych” w klipie przez narratora.
Parę tych narracji ma charakter infantylny, jak choćby opowieść o podporządkowaniu Naczelnemu Wodzowi konspiracyjnych organizacji w okupowanej Polsce – rzekomo ze względu na „bezpieczeństwo”. W istocie było to przecież realizowanie w praktyce władzy politycznej Sikorskiego; z bezpieczeństwem nie miało to nic wspólnego. Podobnie dziecinna jest fraza o „dwóch pistoletach po pięćdziesiąt nabojów każdy” (15.50) – każdy kto ma odrobinę pojęcia o broni krótkiej zauważy to przekłamanie – Autorom chodziło zapewne o dwa pistolety z magazynkami na naboje o łącznej pojemności 50 szt.
W kategorii treści infantylnych mieści się z pewnością także zaprezentowany w filmie (7.28) sposób „zamaskowania” spadochronu przez skoczka. Być może niektórzy uznają to za mało znaczący szczegół, ale trzeba zwrócić uwagę, że jest to jeden z pierwszych kadrów dotyczących bezpośrednio Cichociemnych, stąd też rażący nieprofesjonalizm „zamaskowania” spadochronu trochę mnie zbulwersował. Domyślić się należy, że to tylko amatorska inscenizacja Autorów.
Na marginesie dodać też należy, że sporo fotografii, które pojawiły się w treści filmu nie ma nic wspólnego z Cichociemnymi, choć towarzyszy im narracja przekonująca że tak właśnie jest. W części te fotografie dotyczą szkolenia żołnierzy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Wprawdzie spośród żołnierzy 1 SBS wywodziło się aż 61 późniejszych Cichociemnych, jednak kadry ze szkolenia Cichociemnych były – z oczywistych powodów – zupełnie inne.
Spośród najważniejszych błędów merytorycznych należy ponadto wymienić (w kolejności chronologicznej):
Nie znalazłem żadnych źródeł historycznych, które wskazywałyby takie lokalizacje. Próżno szukać nazw takich ośrodków na prawie kompletnej liście placówek SOE, opublikowanej w brytyjskiej Wikipedii. Próżno także szukać ich w zawierającej komplet ośrodków SOE pracy doktorskiej – Gregory Derwin’a pt. Built to Resist. An Assessment of the Special Operations Executive’s Infrastructure in the United Kingdom durning the Second World War, 1940-1946, vol. I, II University of East Anglia, 2015 (jest dostępna w necie). Co do pierwszej nazwy, Autorzy zapewne mieli na myśli Briggens (a nie turystyczny kurort Brighton). Można zapoznać się z wykazem ośrodków szkoleniowych kandydatów na Cichociemnych, opublikowanym na tej stronie. Proces szkolenia kandydatów na Cichociemnych jest opisany tutaj. Co do ośrodka Chalfont, St. Giles, Buckinghamshire – nie był to typowy ośrodek szkoleniowy (STS) lecz stacja wyczekiwania „Marta”, wg. brytyjskich oznaczeń STA 20A oraz STA 20B, na której przeprowadzano szkolenie z zakresu „czarnej propagandy”.
Co do ośrodków – Cichociemnych szkolono w ok. 30 specjalnościach w ok. 50 ośrodkach SOE (brytyjskich) oraz w kilku (ok. 6) ośrodkach polskich zorganizowanych przez Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Nie jest prawdą, że na potrzeby szkolenia kandydatów na Cichociemnych „zorganizowano 50 ośrodków”. Jest to prawda tylko w odniesieniu do kilku polskich ośrodków oraz w przypadku Audley End (częściowo także Briggens, zwłaszcza w początkowym okresie), także np. stacji wyczekiwania w Chalfont – oddanych przez SOE na wyłączne potrzeby Polaków (Oddziału VI). W pozostałych ośrodkach szkoleniowych SOE organizowano kursy specjalne dla kandydatów na Cichociemnych, ale nie organizowano wyłącznie dla Nich tych ośrodków; szkoliły się tam także inne nacje.
Należy podkreślić, że organy represji “Polski Ludowej” (od 1952 PRL), głownie UB, SB, represjonowały 103 Cichociemnych, w procesach będących parodią prawa skazano 40 Cichociemnych, 15 torturowano, 9 (lub 10) zamordowano (6 w więzieniu Warszawa-Mokotów, 3 w więzieniu na Zamku w Lublinie), 77 aresztowano (w tym 13 aresztowało NKWD, 5 wspólnie NKWD i UB), 19 skazano na śmierć, co najmniej 2 na dożywotnie pozbawienie wolności, 22 na więzienie.
Czasy powojenne nie były dla Nich wcale lepsze: 32 Cichociemnych pozostało na emigracji poza Polską (głównie w Wielkiej Brytanii), aż 59 zmuszonych było uciekać z PRL (po jakimś czasie 21 powróciło). Cichociemnych pozostałych w Polsce ścigały organy represji, niejednokrotnie wraz z sowieckim NKWD. Po wojnie w Polsce (od 1952 PRL) represjonowano aż 103 Cichociemnych, aresztowano 77 Cichociemnych, w tym 13 aresztowało NKWD i przekazało UB, 5 CC aresztowało wspólnie UB i NKWD. Niektórzy Cichociemni doświadczali represji kolejno: od Niemców, Sowietów, funkcjonariuszy “Polski Ludowej”…
W polskich więzieniach (w tym Warszawa Mokotów) pozbawiono wolności 58 Cichociemnych, w procesach będących parodią prawa skazano 40 Cichociemnych, w tym aż 20 CC skazano na śmierć, co najmniej 2 skazano na dożywocie, co najmniej 15 torturowano, 9 (lub 10) zamordowano. Nieliczni Cichociemni byli “tylko” szykanowani przez PRL-owską bezpiekę…
Organy represji ZSRR, głównie NKWD, pozbawiły wolności aż 122 Cichociemnych (2 SMIERSZ), w tym do sowieckich łagrów zesłano aż 83 Cichociemnych (7 dwukrotnie), 6 zamordowano. Gen. Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek był aresztowany dwukrotnie (1941, 1945), po drugim aresztowaniu zamordowany w moskiewskim więzieniu NKWD na Łubiance.
Do sowieckich łagrów bezpośrednio przed II wojną światową, w trakcie wojny oraz po wojnie, według niepełnych danych zesłano 153 tys. Polaków! Wśród nich zesłano aż 83 Cichociemnych, aż 7 dwukrotnie! Część z nich aresztowano jeszcze zanim zostali Cichociemnymi, w latach 1939 – 1941: przy próbie przekroczenia granicy z Rumunią lub po zajęciu Kresów przez Armię Czerwoną. Odzyskiwali wolność dzięki układowi Sikorski – Majski wstępowali do Armii Andersa, zgłaszali się do służby w Kraju. Druga fala aresztowań i zsyłek miała miejsce pod koniec wojny oraz po jej zakończeniu, wraz z przejmowaniem Polski jako obszaru sowieckiej strefy wpływów…
Należy dodać, że 4 Cichociemni byli represjonowani zarówno przez Niemców, Sowietów oraz władze „Polski ludowej”. 24 Cichociemnych represjonowali najpierw Niemcy, potem Sowieci, spośród Nich dwóch zamordowano, dwóch popełniło samobójstwo. 19 Cichociemnych represjonowali podczas wojny Niemcy, a po wojnie funkcjonariusze “Polski Ludowej”, spośród Nich dwóch straciło życie. Aż 38 Cichociemnych doświadczyło represji ze strony zarówno Sowietów jak i funkcjonariuszy “Polski Ludowej”. Spośród Nich 5 CC straciło życie, w tym dwóch zamordowano na Zamku w Lublinie, katyńskim strzałem w tył głowy. Represji co najmniej od dwóch wrogów: Niemców i/lub Sowietów i/lub funkcjonariuszy “Polski Ludowej” doświadczyło aż 85 Cichociemnych…
Film obejrzało dotąd (18-09-2024) ok. 26 tys. osób. Mam nadzieję, że liczba ta znacząco wzrośnie, bowiem pomimo wykazanych mankamentów, film jest wart uważnego obejrzenia oraz ma charakter inspirująco – poznawczy. Autorom gratuluję, że pomimo złożoności zagadnienia, dość szczęśliwie przebrnęli przez większość merytorycznych pułapek, w które wpadają (nawet i obecnie) zawodowi historycy. Zachęcam do obejrzenia filmu, z przedstawionym przeze mnie wykazem błędów pod ręką 🙂
Pierwszy komentarz ze strony Autorów filmu – „Bardzo dziękuję za uwagi i mimo wszystko pozytywy odbiór naszego materiału! Mam jednak jedną uwagę: niezbyt sprawiedliwym jest wskazywanie, że nie podajemy pochodzenia źródeł, ponieważ wszystkie cytaty oraz zdjęcia na ekranie są podpisane (może poza niektórymi współczesnymi nagraniami, ale ich charakter nie wymaga podpisu, o czym informują ich twórcy). Bibliografia zaś znajduje się w opisie do filmu
Uwagi naprawdę cenne i wnikliwe. Aż dziw mnie bierze, że we współczesnej literaturze wciąż można odnaleźć informacje, które nie są poprawne.”
PS.
Jest szansa na wspólne przygotowanie filmu w wersji „bezbłędnej”. Bardzo mnie to cieszy 🙂
Czy zastanawialiście się kiedyś – który Cichociemny był najlepszy? Ja też, nawet mam odpowiedź…
Otrzymałem ciekawe zadanie od fana strony – Czy można prosić o zrobienie postu na temat tego kto z cichociemnych był jakby najlepszy? Tzn. który skacząc do okupowanej Polski zrobił najwięcej? Wiem że dobrym przykładem mógłby być Jan Piwnik ps. Ponury 🙂
Na dość proste pytanie „który Cichociemny był najlepszy?” niestety nie ma dobrej odpowiedzi, będącej sprawiedliwą oceną indywidualnych zasług każdego z 316 Cichociemnych. Każda odpowiedź będzie dyskusyjna, a niektóre być może nawet kontrowersyjne. Wraz z pytaniem otrzymałem podpowiedź, że „najlepszy Cichociemny” – to ten „który skacząc do okupowanej Polski zrobił najwięcej”. W podpowiedzi wskazano też kandydata na podium – Jana Piwnika ps. Ponury. Czy rzeczywiście „zrobił najwięcej dla Polski”?
Najpierw generalna uwaga. Każdy z Cichociemnych ma swoje indywidualne zasługi, które bardzo często nie sposób porównać z dokonaniami innych Cichociemnych. Rzecz w tym, że każdy z Nich nie tylko był specjalistą w konkretnej dziedzinie (było ich wiele), ale też każdy z Nich działał w różnych warunkach i czasie – choćby dlatego, że skakali do Polski w różnych miejscach i terminach.
Życie jest rażąco niesprawiedliwe. Niektórzy Cichociemni walczyli w okupowanej Polsce niemalże przez całą okupację, przeżyli wojnę i dożyli szczęśliwie długich lat na emigracji. Dziewięciu Cichociemnych poległo już w drodze do okupowanej Polski – sześciu w samolocie, trzech podczas skoku. Czy to oznacza, że ci którzy przeżyli byli „lepsi”, a Ci którzy zginęli „gorsi”?
Spośród 316 Cichociemnych 169 CC walczyło w dywersji oraz partyzantce, 50 CC w łączności, 37 CC w wywiadzie Armii Krajowej, 24 CC miało specjalność sztabową, 22 CC służb lotniczych, 11 CC pancerną, 3 CC fałszowanie dokumentów. Którzy z Nich byli „lepsi”, a którzy „gorsi”? Czy dywersant jest lepszy czy gorszy od oficera wywiadu, albo czy obaj są „lepsi” od łącznościowca? Czy „sztabowcy” rzeczywiście są „najgorsi” ze wszystkich pozostałych? Jak zmierzyć efekty Ich pracy i walki? Jak porównywać nieporównywalne i „mierzyć” niewymierne?
Jesteśmy niewolnikami pewnych stereotypów i często ulegamy też np. przekonaniu, że skoro któryś z Cichociemnych jest np. najbardziej znany, to zapewne jest najlepszy, albo jednym z najlepszych. Niestety, nie tylko życie, ale także historycy są rażąco niesprawiedliwi. Niekiedy nawet nie z własnej winy, ale z powodu braku źródłowych informacji. Poza tym historycy też ulegają (na szczęście nie wszyscy i nie zawsze) różnym stereotypom. Są i tacy, którzy świadomie fałszują fakty. Generalnie – wygodnie ocenia się życie i walkę innych ludzi, kilkadziesiąt lat po wojnie, siedząc na wygodnej kanapie. Takie oceny nie zawsze są sprawiedliwe, rzadko uwzględniają wszelkie możliwe aspekty ówczesnej rzeczywistości.
Jak ocenić, który Cichociemny „zrobił najwięcej dla Polski”? Przepraszam za takie pytanie – jak „ocenić” Cichociemnych, którzy świadomie oddali swoje życie za Ojczyznę, zwłaszcza Ci, którzy wytrzymali brutalne przesłuchania, represje, tortury: niemieckie, sowieckie, „władzy ludowej”? Który z nich jest „lepszy”, a który „gorszy”? Który zrobił „najwięcej dla Polski”? Przecież w wymiarze jednostkowym, indywidualnym, nie sposób zrobić więcej, niż oddać własnego życia za Ojczyznę…
Nie chcę nikogo obrazić albo oburzyć, ale nie zgadzam się z propozycją wytypowania płk cc Jana Piwnika jako „najlepszego Cichociemnego”. W pewnym sensie nie zgodziłaby się z nią także ówczesna Komenda Okręgu Radom – Kielce AK oraz „Kedyw” KG AK, bowiem właśnie w wyniku ich decyzji w styczniu 1944 został odwołany z funkcji dowódcy Zgrupowań Partyzanckich AK Ponury. To przykra uwaga, bowiem Cichociemny Jan Piwnik słusznie jest uważany za legendarnego dowódcę partyzantów. Niewątpliwie jest jednym z najlepszych Cichociemnych. Ale w mojej ocenie – nie jest „najlepszym”.
Gdybyśmy mieli wybierać nie spośród 316, ale spośród tylko dwóch Cichociemnych, to który z Nich jest „najlepszy” – Jan Piwnik czy Hieronim Dekutowski? Bolesław Kontrym czy Andrzej Czaykowski? Adam Boryczka czy Stanisław Sędziak? Piotr Szewczyk czy Tadeusz Starzyński? Witold Uklański czy Marian Gołębiewski? Jan Górski czy Maciej Kalenkiewicz?
Zastanówmy się, jak zdefiniować „najlepszość” danego Cichociemnego. Podpowiedź, że to ten, który zrobił „najwięcej dla Polski” jest całkiem mądra. Ale właśnie z tego powodu odpada zaproponowany kandydat do tytułu. Choć i tu mogą pojawić się wątpliwości – według jakich kryteriów oceniać „dorobek” każdego z Cichociemnych? Który zrobił „najwięcej”?
Czy mało znany Cichociemny Olgierd Stołyhwo, syn światowej sławy profesora antropologii, który z Odessy przez Moskwę, Iran, Afganistan, Indie pokonał ponad 17 tys. km, aby wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie? Czy może Andrzej Świątkowski, który w maju 1939 wyjechał jako inżynier na trzyletni kontrakt do Królestwa Afganistanu, po wybuchu wojny rozwiązał go, przez Persję, Iran, Syrię dotarł do Francji, wstąpił do PSZ na Zachodzie, skoczył do Kraju w operacji „Adolphus” i został drugim Cichociemnym który poległ w Polsce? Czy może dwudziestotrzyletni Cichociemny Longin Jurkiewicz, który poległ podczas śledztwa w siedzibie gestapo w Wilnie, skatowany na śmierć kijami? Albo Jan Rostworowski herbu nałęcz, syn ziemianina, szambelana papieża Piusa XI, który poległ w obozie koncentracyjnym KL Gross-Rosen, zadeptany na śmierć przez blokowego…?
To tylko przykładowe fragmenty biogramów niektórych Cichociemnych, takich ludzkich dramatów było znacznie więcej. Bardzo przepraszam, ale cynicznie, można by powiedzieć, że z perspektywy Polski te ludzkie dramaty nie znajdą się w kategorii „największych dokonań dla Kraju” – ale w wymiarze indywidualnym na pewno są świadectwem heroizmu, aby „zrobić najwięcej” dla Ojczyzny…
Czy gdyby udał się zamach na „króla Polski” (tak nazywanego przez Niemców) – czyli na generalnego gubernatora Hansa Franka, to „najlepszymi Cichociemnymi” zostaliby: Ryszard Nuszkiewicz oraz Henryk Januszkiewicz? Przecież zrobili wszystko jak najlepiej. Drobny ułamek sekundy za wcześniej nacisnął przycisk zapalarki uczestnik akcji, ppor. Zygmunt Kawecki ps. Mars, powodując detonację, która niestety nie odebrała życia hitlerowskiemu zbrodniarzowi.
Czy gdyby nie odstąpiono od zamachów na przewodniczącego KRN Bolesława Bieruta oraz na przewodniczącego PKWN Edwarda Osóbkę-Morawskiego – to „najlepszymi Cichociemnymi” zostaliby: Czesław Rossiński i Mieczysław Szczepański, których zamordowano strzałem w tył głowy 12 kwietnia 1945 po północy, na schodach podziemi Zamku w Lublinie? A może właśnie tytuł „najlepszych” należy Im się nie tylko za bohaterską śmierć, ale również za odstąpienie od tych zamachów, aby nie powodować chaosu w kraju oraz zwiększenia terroru komuny?
Cichociemny Przemysław Bystrzycki trafnie zauważył – „Trudno dziś skompletować listę skoczków szczególnie zasłużonych na polu walki. Lista godnych upamiętnienia, oprócz wielu żywych, obejmowałaby chyba prawie wszystkich poległych. Jednak bojowa działalność wielu spośród nich nie została dotąd ani opisana, ani nawet rzetelnie zbadana. Złożyło się na to kilka przyczyn: niechęć do mówienia o sobie ze strony zrzutka, czyli żołnierska skromność, bieg wydarzeń ogólnych, na ogół małe cywilne szczęście byłych cc (…) („Znak Cichociemnych” s.17-18)
Nie powinienem tego może pisać, ale „sława” niektórych bardzo znanych Cichociemnych czasem wynika bardziej ze splotu różnych okoliczności, nawet „układów” czy „znajomości” Ich krewnych niż – obiektywnie na to patrząc – z Ich rzeczywistych zasług. Nie chcę tu podawać nazwisk, aby nie wzniecać świętego oburzenia. Życie jest jednak rażąco niesprawiedliwe. Są Cichociemni, którzy mają „swoją” ulicę, albo „swoją” tablicę pamiątkową – bo krewni są lub byli znajomymi lokalnych władz albo byli z „właściwej” opcji politycznej. Nie twierdzę, że ta ulica czy tablica Im się nie należy. Ale przykro zauważyć, że obok Nich są też „zapomniani” Cichociemni – nawet tacy, którzy zapłacili własnym życiem za swoje bohaterstwo – a ulic, tablic, pomników nie mają, nawet są mało znani…
Są pewne „trendy”, w pamięci zbiorowej, zwłaszcza lansowane przez niedojrzałych reżyserów. W grudniu 2023 prezes IPN rozpoczął lansowanie gry IPN (ten instytut bije rekordy samochwalstwa) pt. „Lotnicy – wojna w przestworzach”. Za pomocą tej gry niedojrzali IPN-owcy wmawiają młodzieży, przepraszam zacytuję niedorzeczną tezę, że „na podniebnych szlakach Europy wykuwali chwałę polskiego lotnictwa” piloci lotnictwa myśliwskiego oraz (tu kłania się lewicowa poprawność polityczna) „dzielne polskie kobiety z Pomocniczej Służby Powietrznej”.
Cała ta gra IPN-u jest jednym wielkim zakłamaniem prawdziwej historii. Czy na „chwałę polskiego lotnictwa” nie pracowali inni lotnicy niż tylko piloci? Czyżby „mniej dzielni” byli – zawsze pomijani – lotnicy lotnictwa bombowego? A mężczyźni z personelu obsługi naziemnej nie są godni pochwały? Czyżby „w wojnie w przestworzach” nie brali czynnego, znaczącego udziału lotnicy lotnictwa specjalnego, np. latający ze zrzutami do Polski?
IPN wybrał sobie dwanaście nazwisk, wokół których zbudował swoją fałszywą historycznie grę. Wśród nich nie ma nazwiska – co należy uznać za skandal – pilota Stanisława Kłosowskiego – choć spośród 17 tys. polskich lotników PSP w Wielkiej Brytanii był jedynym podoficerem oraz jednym z dziesięciu lotników odznaczonych Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Był jednym z nielicznych dwukrotnie odznaczony brytyjskim Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym (Distinguished Flying Cross). Ale dla polityków z IPN nie był bohaterem i nie zasługuje nawet na wzmiankę w opisie gry…
Nasza „pamięć historyczna” jest wypadkową rzeczywistych zasług oraz działań historyków i popularyzatorów. Jeśli te działania prowadzone są „z głową”, rzeczywiste zasługi nie są pomijane lecz utrwalane w naszej pamięci. Dlatego tak istotne jest połączenie dobrze pomyślanych narzędzi edukacyjnych z wiedzą ekspercką. IPN ma narzędzia a także – niestety – „ekspertów” od siedmiu boleści. Takich jak np. dr Krzysztof Tochman „od Cichociemnych”, który w okolicznościowej publikacji IPN – patrz „Rocznica pełna błędów” popełnia co najmniej 36 istotnych błędów, ale kolesie „po fachu” to przemilczają. „Ekspert”, który kłamliwie utożsamia Cichociemnych ze spadochroniarzami Akcji Kontynentalnej. Koledzy z IPN (by nie napisać wprost – koteria) zawsze się wspierają, nawet zadeptując prawdę historyczną. Taka jest „pamięć narodowa” w wydaniu IPN, czyli – niestety – dominująca pamięć historyczna w Polsce…
IPN jest na liście fałszerzy historii, bowiem do dzisiaj m.in. nie był w stanie pojąć, że nie było żadnego „kursu cichociemnego”, do dzisiaj nie był w stanie zauważyć Cichociemnych w obozach koncentracyjnych, łagrach i katowniach komuny – rzeczywistej skali represji niemieckich, sowieckich i „władzy ludowej” wobec Cichociemnych. IPN do dzisiaj nie dostrzegł Tadeusza Heftmana, rewelacyjnego „polish spy radia”, czy Polskich Wojskowych Warsztatów Radiotechnicznych. IPN do dzisiaj kłamie, jakoby zrzuty dla Armii Krajowej do Polski organizowało rzekomo SOE oraz jawnie, publicznie i bezkarnie bredzi, jakoby „sekcja polska [SOE] miała dużą autonomię w szkoleniu cichociemnych i przygotowywaniu zrzutów oraz dysponowała własnym systemem łączności z Krajem”.
Uświadomię pseudohistoryków z IPN – to nie „sekcja polska” miała autonomię, organizowała szkolenia, przygotowywała zrzuty oraz miała łączność z Krajem – to POLACY, a konkretnie Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Od początku zrzuty organizował mjr dypl. Jan Jaźwiński – postać w IPN wciąż raczej nieznana…
Czyż obiektywnie ważąc zasługi Cichociemnych nie odnosimy wrażenia, że niektórych jakby pominięto? Dlaczego na uwagę IPN (także naszą) nie zasłużył sobie ppłk Stefan Ignaszak, pogromca rakiet V-2? Dlaczego historycy nie zauważają ppor Stefana Jasieńskiego, zamordowanego w Auschwitz, który rozpoznawał możliwość uratowania więźniów tego obozu przez AK? Dlaczego IPN do dzisiaj nie chce nawet uznać za uczestnika Powstania Warszawskiego Cichociemnego ppor. Edwina Schellera – Czarnego, odznaczonego przez Naczelnego Wodza Orderem Wojennym Virtuti Militari – „za wyróżniające się męstwo w akcjach bojowych podczas konspiracji i walk Powstania Warszawskiego”. Czyżby w mniemaniu IPN Naczelny Wódz dał Mu fałszywy order? Pytania można stawiać, ilustrują one jak bardzo nasza pamięć historyczna jest manipulowana, przekłamywana.
Pewnie wywołam kontrowersje, ale muszę to napisać – budzi we mnie co najmniej niesmak proceder budowania sławy na fałszywych lub zmanipulowanych „fundamentach”. Oto Cichociemna Elżbieta Zawacka – zasłużona kurierka KG AK, uznawana (podobnie jak kurier Jan Nowak – Jeziorański) za Cichociemnego (Cichociemną), żołnierza Armii Krajowej w służbie specjalnej. Fakt uznawania jej za Cichociemną nie budzi moich zastrzeżeń – to decyzja Cichociemnych, którzy zechcieli przyjąć Ją do swego grona. Zauważyć jednak należy, że była to sympatia nieodwzajemniona. Na początku Elżbieta Zawacka rzetelnie wyjaśniała – „cichociemną nie byłam, wykonałam tylko skok”, nawet podkreślała, że „była kurierem, a kurier w jej mniemaniu (…) był (…) kimś lepszym niż cichociemny.”
Gdy w przestrzeni publicznej upadła nierozsądna teza o „wyższości kuriera nad Cichociemnym” Elżbieta Zawacka otwarcie przyznawała się już do bycia „Cichociemną”, nawet jedyną. Obecnie fundacja Jej imienia wyraża zachwyt, że Clare Mulley w tytule i treści przygotowywanej książki nazywa Zawacką „agentem”. Pisałem o tym w artykule pt. Elżbieta Zawacka – Cichociemna czy agent?
W mojej ocenie działania autorki – pani Mulley oraz wspierającej ją Fundacji Generał Zawackiej ubliżają pamięci 315 Cichociemnych oraz fałszują historię. Cichociemni, w tym Zawacka, nie byli niczyimi agentami – byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej.
W krajach zachodnich pojawia się często – wynikająca z głupoty – narracja, jakoby Cichociemni byli „agentami SOE” („polish SOE”). Nota bene, twierdzenie, iż Elżbieta Zawacka służąc w Armii Krajowej była rzekomo „agentką” obcego (niepolskiego) wywiadu czy obcych służb specjalnych (brytyjskiego SOE?) ubliża pamięci o Niej. Ale fundacja jej imienia jest zachwycona tym odrażającym kłamstwem – zapewne uważając, że nieważne jak mówią, byle po nazwisku. Gdyby na topie byli niepełnosprawni, być może okazałoby się, że Elżbieta Zawacka nie miała palca u nogi… Tworzenie kłamliwych mitów nie może jednak być zadaniem kogokolwiek, kto chce upamiętnić Cichociemnych.
Naszym podstawowym obowiązkiem jest przede wszystkim rzetelność w historycznej narracji.
Odpowiadając na pytanie tytułowe – który Cichociemny jest najlepszy? Odpowiem krótko – wszyscy! Cichociemni byli elitą, byli najlepszymi żołnierzami Armii Krajowej. Porównywanie ich wzajemnych dokonań – w celu znalezienia „superbohatera” – nie ma większego sensu. Nie sposób przeprowadzić takiej sprawiedliwej oceny, nie tylko dlatego, że musielibyśmy porównywać nieporównywalne. Także i dlatego, że obiektywnie wciąż niewiele wiemy o dokonaniach i zasługach wszystkich 316 Cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej…
Ryszard M. Zając
7 stycznia 2024
W nocy z niedzieli na poniedziałek 14/15 marca 1943, w sezonie operacyjnym „Intonacja”, w operacji lotniczej „Step” do okupowanej Polski skoczyło trzech Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej.
Od początku, tj. od końca sierpnia 1940 do 30 sierpnia 1944 zrzuty organizował oficer wywiadu mjr / ppłk. dypl. Jan Jaźwiński, najpierw jako szef Samodzielnego Referatu „S”, od 4 maja 1942 do stycznia 1944 jako szef Wydziału Specjalnego (S) w Oddziale VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, od stycznia do 30 sierpnia 1944 jako komendant Głównej Bazy Przerzutowej „Jutrzenka” w Latiano nieopodal Brindisi (Włochy)
Operacje zrzutowe planowano w ścisłej współpracy z Komendą Główną Armii Krajowej (która organizowała odbiór zrzutów w okupowanej Polsce) oraz brytyjską organizacją rządową Special Operations Executive (SOE, Kierownictwo Operacji Specjalnych) – która użyczała Polakom samolotów (głównie „polskich”, tj. brytyjskich przydzielonych Polakom oraz brytyjskich).
Oddział VI (Specjalny) zajmował się organizacją zrzutów, ich przyjmowanie odbywało się wg. ustalonego „Planu czuwania”. Zrzuty skoczków oraz zaopatrzenia przyjmowało ok. 642 placówek odbiorczych (część z nich to te same placówki o innych kryptonimach). Przed rozpoczęciem sezonu operacyjnego Wydział S (Specjalny) w Oddziale VI Sztabu Naczelnego Wodza przekazywał do zajmującej się zrzutami w Komendzie Głównej Armii Krajowej komórki „Syrena” dane o aktualnych zasięgach samolotów. W oparciu o te dane sporządzano dwutygodniowy „Plan czuwania” placówek odbiorczych (zrzutowisk) na terenie Kraju. W każdym rejonie czuwały kolejno po cztery serie placówek przez cztery dni. Wydział S informował „Syrenę” o planowanych operacjach lotniczych, liczbie skoczków oraz zaopatrzenia (zasobniki, paczki oraz niekiedy tzw. bagażniki, czyli zaopatrzenie zabierane bezpośrednio przez skoczków, w specjalnych doczepianych do nich workach).
Zrzuty organizowano w czterech tzw. sezonach operacyjnych: próbnym (od 15 lutego 1941 do 30 kwietnia 1942), „Intonacja” (od 1 sierpnia 1942 do 30 kwietnia 1943), „Riposta” (od 1 sierpnia 1943 do 31 lipca 1944) oraz „Odwet” (od 1 sierpnia do 31 grudnia 1944).
Zobacz najnowszą wersję bazy danych nt. zrzutów:
BAZA ZRZUTÓW DLA ARMII KRAJOWEJ
zobacz – WYKAZ SKOKÓW CICHOCIEMNYCH
81 operacji przerzutowych 316 Cichociemnych (alfabetycznie):
ADOLPHUS (2 CC) | ATTIC (2 CC) | BEAM (3 CC) | BELT (5 CC) | BOOT (5 CC) | BRACE (3 CC) | BRICK (4 CC) | CHICKENPOX (5 CC) | CHISEL (4 CC) | CELLAR (2 CC) | COLLAR (6 CC) | CRAVAT (6 CC) | DOOR (3 CC) | FILE (4 CC) | FLOOR (4 CC) | FRESTON (1 CC) | GAUGE (4 CC) | GIMLET (6 CC) | HAMMER (3 CC) | JACEK 1 (6 CC) | JACKET (4 CC) | KAZIK 1 (6 CC) | KAZIK 2 (1 CC) | LATHE (3 CC) | LEGGING (5 CC) | MEASLES (6 CC) | MOST 1 (Wildhorn I) (2 CC) | MOST 2 (Wildhorn II) (2 CC) | MOST 3 (Wildhorn III) (4 CC) | NEON 1 (2 CC) | NEON 2 (3 CC) | NEON 3 (2 CC) | NEON 4 (3 CC) | NEON 5 (3 CC) | NEON 6 (3 CC) | NEON 7 (3 CC) | NEON 8 (3 CC) | NEON 9 (poległo 3 CC) NEON 10 (3 CC) | OXYGEN 8 (2 CC) | PLIERS (poległo 3 CC) | POLDEK 1 (6 CC, poległ 1) | PRZEMEK 1 (6 CC) | RASP (3 CC) | RHEUMATISM (4 CC) | RIVET (4 CC) | RUCTION (2 CC) | SAW (4 CC, poległ 1) | SCREWDRIVER (3 CC) | SHIRT (5 CC) | SMALLPOX (6 CC) | SPOKESHAVE (3 CC) | STASZEK 2 (6 CC) | STEP (3 CC) | STOCK (4 CC) | TILE (4 CC) | WACEK 1 (6 CC) | WALL (4 CC) | WELLER 1 (4 CC) | WELLER 2 (3 CC) | WELLER 3 (4 CC) | WELLER 4 (4 CC) | WELLER 5 (4 CC) | WELLER 6 (4 CC) | WELLER 7 (3 CC) | WELLER 10 (4 CC) | WELLER 11 (4 CC) | WELLER 12 (4 CC) | WELLER 14 (3 CC) | WELLER 15 (4 CC) | WELLER 16 (4 CC) | WELLER 17 (6 CC) | WELLER 18 (5 CC, poległ 1) | WELLER 21 (4 CC) | WELLER 23 (5 CC) | WELLER 26 (6 CC) | WELLER 27 (5 CC) | WELLER 29 (6 CC) | WELLER 30 (6 CC) | WILDHORN I (Most 1) (2 CC) | WILDHORN II (Most 2) (2 CC) | WILDHORN III (Most 3) (4 CC) | WINDOW (4 CC) | VICE (4 CC) | (6 CC poległo w drodze do Polski, 3 CC podczas skoku, 1 CC skakał dwukrotnie)
Przeprowadzono także operacje zrzutowe materiałowe (z zaopatrzeniem dla AK) oraz operację zrzutu Retingera „Salamander”
1941 – 3 operacje / 8 CC: luty – 1 (2 CC), listopad – 1 (2 CC), grudzień – 1 (4 CC) | 1942 – 15 operacji / 72 CC: styczeń – 1 (5 CC), marzec – 4 (21 CC), kwiecień – 1 (6 CC), wrzesień – 4 (21 CC), październik – 5 (19 CC) | 1943 – 31 operacji / 99 CC: styczeń – 3 (10 CC), luty – 8 (30 CC), marzec – 9 (29 CC), wrzesień – 10 (28 CC), październik – 1 (2 CC) | 1944 – 33 operacje / 138 CC: kwiecień – 16 (55 CC), maj – 8 (41 CC), lipiec – 2 (10 CC), wrzesień – 1 (6 CC), październik – 2 (12 CC), listopad – 2 (7 CC), grudzień – 2 (7 CC) | (uwaga: po odejściu mjr / ppłk dypl. Jana Jaźwińskiego przeprowadzono tylko 7 operacji)
sezon „Intonacja”, operacja: „Step”
Do okupowanej Polski skoczyli Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej:
mjr dypl. cc Jan Górski ps. „Chomik”, „Ribas”, „Maciej”, „Samowar”, vel Mikołaj Bereśniewicz, vel Jan Florczak, vel Julian Szablewski, vel Julian Szatkowski, vel Julian Szadkowski, vel Juliusz Szatkowski, vel Juliusz Szadkowski, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0007, Bojowy Znak Spadochronowy nr 1533, ur. 11 września 1905 w Odessie (obecnie Ukraina), poległ zamordowany przez Niemców 17 kwietnia 1945 w niemieckim obozie koncentracyjnym w Lengenfeld (KL Flossenbürg) – major saperów, uczestnik walk o niepodległość Polski (1919-1920), harcerz, inżynier, wybitny oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Sztabu Naczelnego Wodza, Armii Krajowej, m.in. szef sztabu, następnie komendant Obszaru Białystok AK, więzień gestapo, więziony i prawdopodobnie zamordowany w obozie koncentracyjnym KL Flossenbürg, cichociemny
Znajomość języków: rosyjski, szkolenia (kursy): m.in. oficerów wojsk inżynieryjnych, Wyższa Szkoła Wojenna, instruktor kursu saperów (Versaille), prowadzenia pojazdów (osobowe, ciężarowe, motocykle), instruktor oraz komendant kursu odprawowego (STS 43, Audley End), spadochronowy (1 SBS), i in. W dniu wybuchu wojny miał 33 lata; w dacie skoku do Polski 37 lat. Potomek admirała Josepha de Ribas, założyciela Odessy
Inicjator, wraz z Maciejem Kalenkiewiczem, utworzenia systemu łączności z Krajem, polegającego na zrzucaniu do Polski na spadochronach wszechstronnie przeszkolonych (głównie w dywersji, łączności i wywiadzie) spadochroniarzy, zwanych Cichociemnymi – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej.
ppor. / por. cc Janusz Mieczysław Jarosz ps. „Szermierz”, „Floret”, vel Jan Kania, vel Kazimierz Gradowski, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0108, ur. 13 września 1916 w Zakopanem, zm. 20 listopada 1993 w Phoenix (Arizona, USA) – porucznik artylerii, inżynier rolnik, szermierz, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Armii Krajowej, Okręgu Białystok AK, torturowany przez gestapo, więzień obozów koncentracyjnych: KL Auschwitz, KL Sachsenhausen, KL Buchenwald (1943-1945), cichociemny
Znajomość języków: angielski, francuski; szkolenia (kursy): m.in. dywersyjno – strzelecki (STS 25, Inverlochy), sabotażu przemysłowego (STS 31), spadochronowy, walki konspiracyjnej, odprawowy (STS 43, Audley End), i in. W dniu wybuchu wojny miał 22 lata; w dacie skoku do Polski 26 lat. Syn profesora nauk paleontologicznych Akademii Górniczej w Krakowie
ppor. cc Olgierd Jan Wiktor Stołyhwo ps. „Stewa”, „Bras”, vel Olgierd Pluszczewski, vel Tadeusz Lisicki, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0131, ur. 14 kwietnia 1916 w Warszawie, poległ zamordowany przez Niemców z gestapo 7 maja 1943 w Warszawie – podporucznik, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Armii Krajowej, Kedywu Okręgu Białystok AK, więziony, torturowany i zamordowany przez gestapo (1943), cichociemny
Znajomość języków: niemiecki, rosyjski, angielski, francuski; szkolenia (kursy): m.in. dywersyjno – strzelecki (STS 25, Garramour), podstaw wywiadu (STS 31 Bealieu), prowadzenia pojazdów, spadochronowy, walki konspiracyjnej, odprawowy (STS 43, Audley End), i in. W dniu wybuchu wojny miał 23 lata; w dacie skoku do Polski 26 lat. Syn światowej sławy profesora antropologii
Samolot Halifax DT-543 „G” (138 Dywizjon RAF, załoga: pilot – F/S Józef Waszak, pilot – F/O Bolesław Koprowski / nawigator – F/O Czesław Wrzesień, F/L Stanisław Król / radiotelegrafista – Sgt. Stefan Gadomski / mechanik pokładowy – Sgt. Antoni Mentlak / strzelec – Sgt. Stanisław Turlej, Sgt. Jan Mironow) wystartował o godz. 18.15 z lotniska RAF Tempsford. Dowódca operacji: F/L Stanisław Król, ekipa skoczków nr: XXV.
Zrzut na placówkę odbiorczą „Bat” 610 (kryptonim polski, brytyjskie oznaczenie numerowe pinpoints), w okolicach miejscowości Książenice, 7 km. od Grodziska Mazowieckiego. Skoczkowie przerzucili 335 tys. dolarów w banknotach na potrzeby AK. Zrzucono także sześć zasobników oraz dwie paczki. W drodze powrotnej samolot został ostrzelany nad Bałtykiem, uszkodzone zostały stery, samolot z trudnością utrzymał się na kursie, wylądował na resztkach paliwa na lotnisku Cottam k. Lincoln, o godz. 8 rano, po locie trwającym trzynaście godzin czterdzieści pięć minut.
W „Dzienniku czynności” mjr dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, Szef Wydziału Specjalnego (S), organizator lotniczych przerzutów do Polski odnotował:
„14.III., natychmiast po otrzymaniu raportu załóg, ustalony został Plan Startu na dzień 14.III. (warianty: 3, 4, 5, i 6 lotów). Uruchomiony został wariant następujący: Lot Nr.: 44/55, ekipa STEP, ludzi: Chomik plus 2, (…) placówka zasadn. Bat, zapas. Żaba, nawigator kpt. obs. Król, załoga polska, start godz. 18.15; Lot Nr.: 41/56, SLATE, 6 paczek: M1, M2, M3, M4, PLT, R., placówka zasadn. Wrona, zapas. Bratek, nawigator F/sgt. Smith, załoga brytyjska, start godz. 17.50; Lot Nr.: 42/57, YARD, 6 paczek: 01, 02, 03, 04, 05, R., placówka zasadn. Hiena, nawigator kpt. obs. Kuźnicki, załoga polska, start godz. 18.10; Lot Nr.: 45/58, PIPE, 6 paczek: M1, M2, M3, M4, PLT, R., placówka zasadn. Kaczka, nawigator kpt. obs. Ławreńczuk, załoga polska, start godz. 18.05;”.
Dn. 14.III. wynik operacji: – lot 44/55 wykonany na pl. odb. BAT, zrzut jak plan. (335.000 dol. ), – lot 41/56 m i s s i n g, – lot 42/57 wykonany na pl. odb. HIENA, zrzut jak plan. – lot 45/58 p o w r ó c i ł.
Operacje 138 Dyonu, w dniu 14.III. nie były szczęśliwe = na 12 lotów, które wystartowały, wykonano tylko 4 operacje i 4 op. m i s s i n g. Przyczyny jeszcze nie znamy – żadna z maszyn nie lądowała w Tempsford a głownie w Szkocji, w Tempsford mgła do godz. 14.oo.” (s. 165)
Zobacz: Oddział VI (Specjalny) – Zawartość zasobników i paczek
Początkowo Cichociemnych przerzucano z brytyjskich lotnisk RAF: Foulsham (2), Linton-on-Ouse (2), Leakenheath (9), Newmarket (2), Stradishall (6). Kilku Cichociemnych prawdopodobnie przerzucono z lotniska RAF Grottaglie. Od 27 marca 1942 do 21 września 1943 samoloty startowały z lotniska RAF Tempsford – w 43 operacjach lotniczych SOE przerzuciły do okupowanej Polski 158 Cichociemnych oraz w kilkudziesięciu operacjach lotniczych zaopatrzenie dla Armii Krajowej (zrzuty materiałowe). Od 22 grudnia 1943 do końca 1944 samoloty startowały z lotniska Campo Casale k. Brindisi – w operacjach SOE przerzuciły do okupowanej Polski 133 Cichociemnych oraz w kilkudziesięciu operacjach lotniczych zaopatrzenie dla Armii Krajowej (zrzuty materiałowe).
Niestety, w tych operacjach byliśmy uzależnieni od brytyjskiego SOE, które użyczało nam samolotów oraz stale ograniczało loty ze zrzutami do Polski. Brytyjską politykę można zasadnie zdefiniować jako „kroplówka zrzutowa” dla Armii Krajowej… Należy zauważyć, że Brytyjczycy nie dotrzymywali własnych ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym) ws. lotów ze zrzutami do Polski. W sezonie operacyjnym 1941/42 zaplanowano 30 lotów do Polski, wykonano tylko 11. W sezonie 1942/43 zaplanowano 100, wykonano zaledwie 46. W sezonie 1943/44 zaplanowano 300, wykonano tylko 172. Ogółem na 430 zaplanowanych (uzgodnionych z SOE) lotów do Polski wykonano tylko 229, czyli trochę ponad połowę. Zasadne jest zatem założenie, że wielkość zrzutów do Polski mogłaby być dwukrotnie większa, gdyby Brytyjczycy dotrzymywali słowa…
Ponadto polskie załogi zdecydowaną większość lotów w operacjach specjalnych wykonywały do innych krajów. W 1944 roku na 1282 wykonane loty Polacy polecieli tylko w 339 lotach do Polski…
Według moich obliczeń cała pomoc zaopatrzeniowa SOE dla Armii Krajowej zmieściłaby się w jednym pociągu towarowym. Byliśmy zależni od użyczanych nam samolotów SOE. Brytyjczycy nie dotrzymywali swoich ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym), stale ograniczali loty do Polski, realizowali paskudną politykę „kroplówki zrzutowej” dla Armii Krajowej.
Do Polski zrzucono ledwo 670 ton zaopatrzenia (4802 zasobniki, 2971 paczek, 58 bagażników), z czego odebrano 443 tony. W tym samym czasie SOE zdecydowało o zrzuceniu do Jugosławii ponad sto dziesięć razy więcej, tj. 76117 ton zaopatrzenia, do Francji 10485 ton, a do Grecji 5796 ton…
Całe wsparcie finansowe Brytyjczyków dla Polski stanowiło zaledwie ok. 2/3 wydatków Wielkiej Brytanii na wojnę, poniesionych (statystycznie) JEDNEGO dnia. Po wojnie wystawili Polsce „fakturę”, m.in. zabierając część polskiego złota. Przerzucono do Polski 316 Cichociemnych, choć przeszkoliliśmy do zadań specjalnych 533 spadochroniarzy. Tak bardzo Brytyjczycy wspierali Polaków oraz pomagali Polsce…
Operacje przerzutowe do Kraju – sprawozdania (wszystkie sezony operacyjne)
w: Sprawozdanie z działalności Wydziału „S” Oddz. Specj. N.W. 1942-1944
Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW II.52.353
Informacje nt. personelu Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii – Lista Krzystka
Milliarium czyli kamień milowy był w czasach Imperium Rzymskiego znakiem kamiennym oznaczającym rzymską milę (1478,5 metra). Współcześnie to pikietaż, czyli kilometracja – oznaczenie dystansu na danej drodze. Pojęcia „kamień milowy” używa się też do oznaczenia szczególnie ważnych wydarzeń, jakiejś cezury w dziejach. W zarządzaniu projektem pojęcie „kamień milowy” stosuje się do oznaczenia jakiegoś istotnego terminu zwieńczającego podjęte wcześniej zadania.
Dosyć więc pojemne pojęcie kamienia milowego użyłem dla wyznaczenia etapów w realizacji idei Cichociemnych, ale także dla wskazania kluczowych elementów tej drogi, bez których ta idea nie ziściłaby się w praktyce. „Kamienie milowe Cichociemnych” to w istocie krótki, przewodnik po drodze która mogła się zakończyć znacznie wcześniej lub zupełnie inaczej. Bez tych „kamieni” Cichociemnych po prostu by nie było…
Od 3 maja do 5 lipca 1921 zespoły dywersyjne dowodzone przez kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg uczestniczyły w działaniach specjalnych, zorganizowanych przez Oddział II (Wywiad) Sztabu Generalnego WP. Dzięki 46 żołnierzom uniemożliwiono Niemcom transport żołnierzy na Śląsk do walki z powstańcami. Dzieki temu wygraliśmy III Powstanie Śląskie. W mojej ocenie powstanie pierwszej polskiej jednostki specjalnej specjalizującej się w tzw. dywersji pozafrontowej, miało istotny wpływ na późniejszą koncepcję Cichociemnych.
Po sukcesie grup dywersyjnych Wawelberga, utworzono w Oddziale II SG WP ściśle tajną komórkę zajmującą się przygotowywaniem działań z zakresu dywersji pozafrontowej (wojny nieregularnej). Polska była jednym z pierwszych krajów na świecie, które przygotowywały się do takich działań.
We wrześniu 1938 przeprowadzono ćwiczenia międzydywizyjne na Wołyniu, w planie ćwiczeń przewidziano zrzut na spadochronach grup dywersyjnych. W Legionowie oraz Rembertowie zorganizowano tygodniowy kurs dywersyjno – spadochronowy dla wybranych 25 oficerów i podoficerów piechoty, saperów i łączności.
Wiosną 1939, w reakcji na agresywne działania Niemiec oraz narastającą groźbę wojny, w Sztabie Głównym Wojska Polskiego przyjęto, iż jednym z elementów planu przeciwdziałania niemieckiej agresji będzie zrzucanie na teren Prus Wschodnich bojowych grup desantowych. Ich zadaniem miała być dywersja, ale także eliminacja wysokich przedstawicieli niemieckich władz, w tym funkcjonariuszy NSDAP oraz wysokich rangą oficerów Wehrmachtu.
Tajnym rozkazem WSWojsk. L.dz. 2676/tjn. z 10 listopada 1938 rozpoczęto formowanie Wydzielonego Dywizjonu Towarzyszącego z 4 Pułku Lotniczego w Toruniu; w jego skład włączono m.in. dwie (46 oraz 49) eskadry towarzyszące. Dowódcą 49 eskadry został kpt. obs. Franciszek Rybicki. Dowódcą wydzielonego dywizjonu mianowano późniejszego Cichociemnego, mjr. pil. Romana Rudkowskiego. To był drugi, istotny kamień milowy idei Cichociemnych.
W maju 1939 w Bydgoszczy, przy 4 Pułku Lotniczym, utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Jego zadaniem miało być szkolenie grup desantowych do wykonywania na tyłach wroga zadań specjalnych – oficerów i podoficerów piechoty, saperów, łączności. W ramach przygotowań do zadań specjalnych pracowano nad nowymi konstrukcjami radiostacji, wyprodukowano materiały wybuchowe o zwiększonej sile rażenia, także nowy rodzaj miny kolejowej (mniejszej od szerokości stopy szyny) do niszczenia torów, zaprojektowanej przez płk. S. Stelmachowskiego. Opracowano projekty pokrowców dla zrzucanego sprzętu oraz wykonano zasobniki towarowe (o ładowności 120 kg) z amortyzatorami (tzw. odbojnikami).
Na początku czerwca 1939 uruchomiono pierwszy kurs dla spadochroniarzy do zadań specjalnych. Uczestniczyło w nim 80 żołnierzy, po 40 oficerów i podoficerów przeszkolonych na podstawowym kursie spadochronowym LOPP (Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej). Podczas kwalifikacji na kurs preferowano żołnierzy ze znajomością języka niemieckiego lub rosyjskiego. Program szkolenia obejmował m.in. walkę wręcz, intensywną zaprawę fizyczną, zajęcia z dywersji, składanie spadochronu, obsługę sprzętu „desantowego”, skoki ze spadochronem Irvin w różnych warunkach, kontrolowanie lotu na spadochronie, uwalnianie z uprzęży w wodzie lub w terenie bagnistym, gaszenie czaszy spadochronu oraz jego maskowanie po wylądowaniu, przygotowywanie i oznaczanie zrzutowisk.
Po zakończeniu pierwszego kursu 5 sierpnia 1939, niezwłocznie rozpoczęto drugi kurs, 7 sierpnia 1939 dla 40 uczestników. Jednym z jego uczestników był późniejszy Cichociemny – Benon Łastowski. Zaplanowano trzeci kurs od 9 października do 18 listopada 1939. Podczas drugiego kursu zmniejszono liczbę godzin zajęć teoretycznych na rzecz szkolenia praktycznego w terenie. W trakcie kursu m.in. doskonalono skoki spadochronowe w trudnych warunkach oraz ćwiczono skoki z opóźnionym otwarciem spadochronu. Zajęcia szkoleniowe przerwano 28 sierpnia, w związku ze zbliżającym się wybuchem wojny. W mojej ocenie to był trzeci kamień milowy.
Dzięki wsparciu „dwójki” (Oddziału II SG WP), w 1928 utworzono spółkę, z kapitałem zakładowym 7 tys. zł, pod nazwą Wytwórnia Radiotechniczna AVA. Jej zalożycielami byli bracia Danielewiczowie, oficer Sztabu Głównego WP inż. Antoni Palluth oraz b. starszy majster wojsk łączności Edward Fokczyński. Nazwę firmy utworzyły połączone krótkofalarskie znaki wywoławcze braci Danilewiczów (TPAV) oraz inż. Pallutha (TPVA). Dyrektorem wytwórni został Antoni Palluth (podczas wojny polsko-bolszewickiej obsługiwał radiostację w pociągu Naczelnego Wodza i prowadził podsłuch radiostacji bolszewickich), jego zastępcą Ludomir Danilewicz. Kierownikiem technicznym został inż. Tadeusz Heftman. Niejawnym udziałowcem spółki był Sztab Główny WP.
Wytwórnia radiotechniczna AVA prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu Enigmy. Kod „Enigmy” złamali trzej polscy matematycy: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, ale korzystanie z tego odkrycia było możliwe dzięki wyprodukowaniu udoskonalonych kopii „Enigmy” przez Wytwórnię AVA. Ponadto AVA wyprodukowała urządzenia pomocnicze do złamania szyfru „Enigmy”, m.in. tzw. cyklometr. Tadeusz Heftman zaprojektował m.in. radiostacje typu AP-1 dla polskiego wywiadu (tzw. pipsztoki) oraz cztery radiostacje krótkofalowe dużej mocy (dalekiego zasięgu) dla Sztabu Głównego WP w Pyrach pod Warszawą
Gdyby nie było sukcesu złamania „Enigmy” Brytyjczycy nie pozwoliliby na tak szczególną pozycję (prawie autonomię) Polaków wśród innych „emigracyjnych nacji” na Wyspach. Gdyby nie byli tak chętni na polskie raporty wywiadowcze, prawdopodobnie nie byłoby szkolenia Cichociemnych oraz zrzutów dla Armii Krajowej. Gdyby nie było „pipsztoków” – wówczas najlepszych na świecie „polskich radiostacji szpiegowskich” konstrukcji Tadeusza Heftmana – nie byłoby szans na sprawną łączność pomiędzy Sztabem Naczelnego Wodza w Londynie a Komendą Główną Armii Krajowej w okupowanej Polsce.
Idea przeprowadzenia w Kraju powszechnego powstania zbrojnego, mającego bezpośrednio poprzedzić wkroczenie na terytorium R.P. regularnych wojsk polskich, pojawiła się już w listopadzie 1939. Od tego czasu była fundamentalną koncepcją strategiczną najpierw Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej. Trzeba jasno powiedzieć, że w ówczesnych realiach techniczno – logistycznych była to koncepcja utopijna, obarczona dwoma zasadniczo błędnymi założeniami.
Po pierwsze, nierealne były plany przygotowania Armii Krajowej do powstania zbrojnego na terenie całego kraju lub choćby tylko jego istotnych obszarów. To założenie okazało się błędne wskutek postawy Brytyjczyków, którzy przez cztery lata zrzutów do Polski potrafili przerzucić tylko 316 Cichociemnych oraz zapewnić Armii Krajowej kiepskie zaopatrzenie o tonażu nieprzekraczającym możliwości jednego pociągu towarowego.
Drugim fundamentalnie błędnym założeniem były polskie kalkulacje sztabowe dotyczące przerzucenia dziesiątków tysięcy spadochroniarzy których nie mieliśmy i których nie było czym przerzucić. Owszem, operacja powietrznodesantowa o skali „Market-Garden” miałaby szansę realnie wpłynąć na szybsze wyzwolenie Polski przez aliantów. Tyle tylko, że Polska była trzeciorzędnym teatrem alianckich działań wojennych. Koncepcja powstania powszechnego, zwana przez anglosaskich aliantów „polskim planem” albo „koncepcją detonatora” w praktyce nie ziściła się nigdzie na świecie, w tym także w Polsce. Okazała się ułudą, ale przez długi czas była motorem napędowym w polskim Sztabie Naczelnego Wodza.
Trzej wychowankowie Korpusu Kadetów nr 2 w Modlinie – to „święta trójca” koncepcji Cichociemnych, to Ich współtwórcy. Kapitanowie dyplomowani saperów: Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz nie byli pierwsi ze swoją koncepcją spadochroniarzy do zadań specjalnych. Ale dzięki Ich uporowi oraz zabiegom wśród oficerów sztabowych; dzięki przekonaniu Naczelnego Wodza, w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza utworzono Wydział Studiów i Szkolenia Wojsk Spadochronowych. Wydział planował użycie wojsk powietrznodesantowych w przygotowywanym powstaniu powszechnym w Polsce. Przygotował utworzenie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Przygotował podstawy koncepcji użycia Cichociemnych do wsparcia powstania powszechnego w okupowanej Polsce.
Mjr dypl. Jan Jaźwiński, dzięki swemu doświadczeniu pracy w wywiadzie, potrafił przekonać kpt. Harolda Perkinsa (późniejszego szefa polskiej sekcji Special Operations Executive) do idei „lotów łącznikowych” do Polski jako istotnego elementu polskich działań wywiadowczych na rzecz aliantów. Od początku organizował zrzuty ludzi (Cichociemnych) oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Gdyby nie Jego upór i determinacja, tych zrzutów by nie było, a przeszkoleni Cichociemni zostaliby wykorzystani do działań specjalnych w innych krajach, podobnie jak spadochroniarze Akcji Kontynentalnej oraz „Project Eagle”…
Utworzono go w Sztabie Naczelnego Wodza 29 czerwca 1940, po rozwiązaniu Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej na obczyźnie (we Francji). Jego podstawowym zadaniem było utrzymanie łączności radiowej i kurierskiej Naczelnego Wodza w Londynie z Komendantem Głównym Armii Krajowej w okupowanej Polsce. Podlegała mu cała wojskowa łączność z okupowaną Polską, w tym zrzuty sprzętu i pieniędzy oraz rekrutacja, szkolenie i zrzuty Cichociemnych dla Armii Krajowej.
Niektórzy historycy obecnie bajdurzą, że Armia Krajowa była rzekomo częścią Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W rzeczywistości wszyscy żołnierze (w czynnej służbie wojskowej) w okupowanej Polsce będący Armią Krajową (choć nie wszyscy się podporządkowali AK, nie wszystkie organizacje scalono) podlegali dowódcy AK – a nie bezpośrednio Naczelnemu Wodzowi, dowodzącemu PSZ na Zachodzie. Przesądzał o tym dekret Prezydenta RP z 1 września 1942 „O tymczasowej organizacji władz na ziemiach Rzeczpospolitej” (powtórzony ze zmianami 26 kwietnia 1944). Polscy żołnierze w okupowanej Polsce byli żołnierzami Armii Krajowej, a nie żołnierzami PSZ; podlegali dowódcy AK. Z dekretu nie wynika, aby AK była częścią PSZ, natomiast wynika, że Dowódca AK podlegał Naczelnemu Wodzowi w Londynie (nota bene, był przezeń wyznaczony).
W ówczesnych realiach technicznych nierealne było dowodzenie Armią Krajową w Polsce z Londynu. Nota bene, droga do ostatecznego przyjęcia tego dekretu znakomicie ilustruje realność „dowodzenia Armią Krajową” przez Naczelnego Wodza w Londynie. Otóż Prezydent RP podpisał ten dekret 1 września 1942, w październiku1942 został wysłany do Delegata Rządu na Kraj, po otrzymaniu poprawek z okupowanej Polski dekret został wydany 26 kwietnia 1944, tj. po prawie dwudziestu miesiącach…
Niezależnie od statusu prawnego AK oraz realności „zdalnego” dowodzenia konspiracyjnymi działaniami, wydaje się być oczywiste, że bez wyodrębnionej struktury – Oddziału VI (Specjalnego) – do utrzymania łączności Naczelnego Wodza z okupowaną Polską, wsparcie dla AK byłoby coraz słabsze. Świadczy o tym „rozpolitykowanie” oraz wielka aktywność Sztabu Naczelnego Wodza na rozmaitych polach oraz dość dziwaczny w praktyce status PSZ jako „wojsk wydzierżawionych”. W mojej ocenie, gdyby nie było Oddziału VI (Specjalnego) nie byłoby także Cichociemnych – zamiast Nich byliby tylko i wyłącznie polscy spadochroniarze do zadań specjalnych, zrzucani do innych krajów poza Polskę…
Loty specjalne ze zrzutami Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej były w ówczesnych realiach technicznych ekstremalnie trudne i niebezpieczne. Od początku istotną część tych lotów wykonywali polscy lotnicy, którzy motywowani ideowo prezentowali wyżyny swych umiejętności pilotażu, w tym nieznaną w lotnictwie brytyjskim umiejętność nawigacji wzrokowej. Asem wśród Nich był pilot Stanisław Kłosowski.
W mojej ocenie, do względnego sukcesu zrzutów ludzi i zaopatrzenia dla Armii Krajowej przyczynili się wspólnie: organizator wsparcia lotniczego AK mjr dypl. Jan Jaźwiński wraz z podległym mu personelem oraz polscy lotnicy, wykonujący loty specjalne SOE do Polski najpierw w ramach brytyjskiego 138 Special Duty Squadron RAF, później w strukturze polskiej eskadry „C”, nastepnie 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Gdyby nie było polskich lotników oraz polskich struktur, bardzo szybko lotnicze wsparcie Armii Krajowej zostałoby zepchnięte przez brytyjskie ministerstwo lotnictwa jeszcze bardziej na margines, albo nawet „zawieszone” na dłużej niż na kilka miesięcy. Rzecz jasna, bez lotniczego przerzutu Cichociemni staliby się szybko pewnego rodzaju efemerydą bez większego znaczenia.
W mojej subiektywnej ocenie istotnym – może najistotniejszym – kamieniem milowym koncepcji Cichociemnych byli Oni sami. Doskonale wyszkoleni – potrafili wszystko i byli zdolni do wszystkiego. Nader imponujący jest Ich „dorobek wojenny” – zważywszy choćby tylko na fakt iż byli trzystuszesnastoosobową grupą żołnierzy w służbie specjalnej wśród 390 tys. żołnierzy Armii Krajowej. Ich skuteczność działania oraz przydatność w walce okazała się na tyle wysoka, że choć przeszli do Historii z racji swych dokonań, nie stali się ostatnim kamieniem milowym tej niezwykłej koncepcji. Kontynuatorami tradycji i dokonań Cichociemnych są współcześnie bezpośrednio żołnierze JW GROM, ale także żołnierze innych polskich jednostek komponentu wojsk specjalnych. To Oni wyznaczać będą kolejne kamienie milowe pięknej i użytecznej idei Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej…
Od wielu lat jęczałem przy byle okazji, że nie ma porządnie napisanej monografii polskiej sekcji brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych (Special Operations Executive, SOE). Moje jęki widać dotarły gdzie trzeba, bo wreszcie opublikowano rewelacyjną książkę „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)”. Jej autorami są: prof dr hab. Jacek Tebinka oraz dr hab. Anna Zapalec, a publikację starannie i ładnie wydało warszawskie wydawnictwo „Neriton”. ISBN 978-83-66018-94-5 (druk), ISBN 978-83-66018-95-2 (e-book).
Całkiem serio i krótko – ta publikacja to intelektualne frykasy dla wszystkich zainteresowanych polskimi operacjami specjalnymi podczas II wojny światowej.
Nawet pobieżny rzut oka na spis treści uświadamia ogrom pracy Autorów. Ta fundamentalna monografia obejmuje okres od pierwszych brytyjskich planów wojny nieregularnej przed wybuchem II wojny św. aż do stycznia 1946 i rozwiązania SOE. Autorzy trafnie zauważają we wstępie:
„Polsko-brytyjska współpraca w czasie drugiej wojny światowej obejmowała cały wachlarz spraw, począwszy od kontaktów politycznych poprzez prowadzone działania zbrojne i wywiadowcze, jak również sabotaż i dywersję. (…) Polski ruch oporu zaczął kształtować się pod koniec września 1939 r. jako jeden z pierwszych w Europie. Od początku miał unikalny charakter na tle podziemia w innych krajach podbijanych przez państwa Osi. Polacy i Brytyjczycy współpracowali ze sobą jeszcze zanim powstało SOE, mające zajmować się wojną nieregularną oraz organizacjami podziemnymi w Europie. (…) Gdy powstało SOE było niemal rzeczą naturalną, że relacje Brytyjczyków z Polakami w zakresie działań konspiracyjnych będą kontynuowane (…)” (s.9-10)
Autorzy zaznaczają, że oprócz bardzo obszernej kwerendy, m.in. w wielu brytyjskich archiwach sięgnęli także np. do źródłowego w polskim kontekście „Dziennika czynności” organizatora wsparcia lotniczego dla AK, płk Jana Jaźwińskiego, a także – oczywiście – do pamiętników współtwórcy (wraz z ppłk dypl. cc Maciejem Kalenkiewiczem) Cichociemnych mjr dypl. cc Jana Górskiego. Naturalnie źródłem wielu istotnych ustaleń były również akta Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza oraz wydane przez londyńskie Studium Polski Podziemnej w sześciu tomach dokumenty Armii Krajowej.
Autorzy monografii podkreślają, że ich publikacja starała się pokazać „jak rozwijała się współpraca SOE z Polakami w kwestii operacji specjalnych oraz jak przebiegał proces decyzyjny w Londynie, który często kończył się podjęciem decyzji sprzecznych z sugestiami płynącymi z Baker Street [siedziba centrali SOE – przyp. RMZ], a także wbrew nadziejom i oczekiwaniom strony polskiej.” (s. 18) Jest więc mocna szansa, że po tej rzeczowej publikacji skończy się nareszcie bezkrytyczne wielbienie „ogromnej pomocy Wielkiej Brytanii dla Polski”, opowiadania o „szkoleniach Cichociemnych według standardów SOE” oraz inne tego rodzaju publicznie rozpowszechniane, wzmacniane anglomanią a nawet ojkofobią, bajki dla naiwnych.
Ze względu na wieloaspektowość i złożoność zagadnienia ta kapitalna monografia w dwóch rozdziałach ma charakter problemowy, w pozostałych siedmiu naturalny charakter chronologiczny. Dwa rozdziały „problemowe” to po pierwsze oczywiście „polski plan” powstania powszechnego. Jeszcze do niedawna koncepcja bardzo słabo znana nawet w Polsce – choć był to strategiczny cel najpierw Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej i Sztabu Naczelnego Wodza. Przez jakiś czas „zaraziliśmy” nią nawet dowództwo alianckie, które przyjęło jako własny – jak to ujął mjr dypl. cc Jan Górski „nasz polski pogląd na sposób przeprowadzenia głównej rozgrywki wojennej z Niemcami” (pamiętniki Jana Górskiego). Koncepcja na tyle niedostrzegana w naszym kraju, że dopiero w lutym 2020 musiałem od podstaw (wcześniej go nie było – sic!) napisać odpowiednie hasło w… Wikipedii – Na gruncie naukowym koncepcję dogłębnie zbadał, a wyniki badań opublikował, prof. Marek Ney-Krwawicz z Instytutu Historii PAN.
Drugi rozdział „problemowy” omawianej monografii także ma znaczenie fundamentalne – opisuje działania SOE na rzecz polskiej konspiracji (nie tylko w Polsce i nie tylko AK). Zasadniczą jego część stanowi analiza współpracy polskiej sekcji SOE z Oddziałem VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza. Mowa w nim m.in. o szkoleniu Cichociemnych:
„W sprawie szkoleń strona polska od początku była uzaleźniona od Brytyjczyków. To oni wybierali miejsca na kursy szkoleniowe [uwaga dla Instytutu Pamięci Narodowej – nie było jednego „kursu cichociemnego” jak nieprawdziwie „edukujecie” – przyp. RMZ], zapewniali zakwaterowanie, zaopatrzenie, wyposażenie kursu, część kadry szkoleniowej i ekwipunek przed odlotem skoczków. Strona brytyjska przekazywała też potrzebne materiały do wyrobienia cichociemnym fałszywych dokumentów. We wszystkich tych kwestiach Oddział VI SNW współpracował z Sekcją Polską SOE (…)” (s. 231).
„Wyjątkowa pozycja na tle innych narodowości – zauważają Autorzy – przyznana Polakom przez władze brytyjskie dotyczyła także systemu szkoleń cichociemnych. Część kursów prowadzili polscy oficerowie, a Sekcja Polska SOE posiadała własne stałe ośrodki szkoleniowe. Miały one podwójne kierownictwo, zarówno angielskie jak i polskie, przy czym Brytyjczycy odpowiadali za ich administrowanie i zaopatrzenie materiałowe, a nadzór nad szkoleniem sprawowali Polacy.” (s. 232).
Autorzy zaznaczają – czego nie chce dostrzec np. dr Waldemar Grabowski z IPN, tworzący kontrowersje wokół liczby 316 Cichociemnych – że w przypadku Cichociemnych „Ostateczna odprawa skoczków była zawsze w rękach Oddziału VI, a gdy opuszczali oni stację wyczekiwania [skakali do Polski – przyp. RMZ], to Sekcja Polska SOE traciła nad nimi całkowita kontrolę, gdyż przybierali pseudonimy, których Brytyjczycy nie znali” (s. 234) Dodać należy, że ważniejszy od pseudonimów był fakt, iż Cichociemni – w odróżnieniu od innych polskich skoczków – otrzymywali przydziały w Armii Krajowej oraz podlegali KG AK.
„Natomiast skoczkowie Sekcji Mniejszości Polskich (EU/P) przechodzili szkolenie, nad którym nadzór sprawowała Sekcja Szkoleniowa SOE (…) Kurierzy i emisariusze polityczni Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którzy mieli zostać zrzuceni do Polski, pod względem szkolenia podlegali [brytyjskiej – przyp. RMZ] Sekcji Mniejszości Polskich.” (s. 234). Warto też dodać, że polscy skoczkowie zrzucani poza Polskę w ramach „Akcji Kontynentalnej” prowadzonej w skupiskach Polonii, nie byli cichociemnymi – stanowiącymi integralną część koncepcji powstania powszechnego w Polsce. Byli wykorzystywani zarówno w cywilnej jak i wojskowej konspiracji poza Polską, rozwijanej dzięki współpracy polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Sekcji Mniejszości Polskich (EU/P) SOE, która zadaniowała i finansowała te działania. Byli spadochroniarzami Akcji Kontynentalnej.
Autorzy monografii zaznaczają, że „w połowie marca 1943 r. Churchill nie był już zwolennikiem wzniecania powstań mających służyć osłabianiu Trzeciej Rzeszy”, zaś obowiązująca od 20 marca 1943 nowa dyrektywa dla SOE zawierała ustalenia brytyjskich szefów sztabu, które „stanowiły wyraźne odejście od koncepcji wywoływania niekontrolowanego wystąpienia przeciw okupantom czy powstania (…).” (s.303) Wg. nowych priorytetów „na pierwszym miejscu była dywersja na wyspach włoskich. Na drugim znajdowała się pomoc dla ruchu oporu w Jugosławii (czetników) i Grecji (…) a następnie Francji. Dopiero potem uwzględniono Polskę i Czechosłowację.” (s. 304) Polsce wyznaczono – w mojej ocenie – jednak dosyć podrzędne zadanie dywersji i sabotażu „na liniach kolejowych prowadzących na front wschodni”. (s. 304)
Jak można zauważyć, żaden z historyków nie znalazł dotąd odpowiedzi na nurtujące nie tylko mnie pytanie – dlaczego polski Sztab Naczelnego Wodza zgodził się w istocie zdewastować Armię Krajową (także m.in. akcją „Burza”) w imię wsparcia Stalina, pomimo Zbrodni Katyńskiej oraz zerwania stosunków dyplomatycznych z ZSRR? To, że nastąpiło to finalnie już po tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego, pod rządami lichego polityka, premiera Mikołajczyka, w mojej ocenie nie ma większego znaczenia…
Natomiast zasadnicze znaczenie ma kwestia, którą wskazali autorzy monografii w wątku dotyczącym odmowy Połączonego Komitetu Szefów Sztabów większego wsparcia dla Armii Krajowej. „Na decyzję anglo-amerykańskich szefów sztabów wpłynęły przede wszystkim aspekty logistyczne i strategiczne, takie jak brak samolotów i przekonanie o konieczności wspierania ruchu oporu przede wszystkim we Francji i na Bałkanach. Nie oznaczało to pominięcia wątku konfliktu polsko – radzieckiego. Anglo-amerykańscy sztabowcy byli zaniepokojeni, że dobrze uzbrojona polska armia podziemna może skierować swoją broń nie tylko przeciw Niemcom, lecz także ZSRR.” (s. 335)
Monografia wspomina w kilku akapitach nt. operacji lotniczej Wildhorn I” („Most 1”), połączonej z lądowaniem w Polsce oraz w kilku innych miejscach jednozdaniowo o „kuzynku diabła” Józefie Retingerze. Autorzy trafnie wskazują, że leciał do Polski ze ściśle tajną misją „Denham”, według nich „Retinger miał zbadać poglądy przywódców politycznych w Kraju i zachęcić ich do przyjęcia realistycznego [czytaj: brytyjskiego – przyp. RMZ] stanowiska.” (s. 381). Mylą się jednak całkowicie, wywodząc, że jakoby „Mikołajczykowi zależało na wysłaniu Retingera” itd. To specjalizujący się w intrygach Retinger sam „załatwił sobie” przerzut do Polski, co spotkało się z aprobatą brytyjską. Wysłany z nim przez polskiego premiera kurier Tadeusz Chciuk ps. Celt (który sam siebie – wbrew faktom – nazwał „cichociemnym”) zapytał Mikołajczyka, czy to właśnie premier wysyła Retingera.
Oto odpowiedź Mikołajczyka – „Przypuszczam, że to Eden [Anthony Eden, brytyjski minister spraw zagranicznych – przyp. RMZ] wysyła Retingera albo – co jest bardziej prawdopodobne, Retingerowi udało się przekonać Edena, że jego wyjazd do Polski jest potrzebny. Owszem, niech jedzie – jego wyjazd może dużo pomóc, a nie widzę, w czym mógłby nam zaszkodzić. (…) Retinger ma w sobie wielką żyłkę awanturniczą i oczywiście jest to jednym z powodów jego wyjazdu. Chce by o nim było głośno – chciał nawet, aby ogłoszono przez radio jego wyjazd do Polski, ale to oczywiście nonsens, ani ja, ani Anglicy na to się nie zgodzili (…) sprawa jest trzymana ściśle w tajemnicy i właśnie wy musicie bardzo uważać, by się nie rozeszła ani we Włoszech, ani w kraju, bo to dużo zaszkodzi. Zwłaszcza w interesie samego Retingera leży tajemnica, bo jak się „dwójka” [polski wywiad – przyp RMZ] dowie o jego pobycie w kraju, to go sprzątną, a jeśli dowie się wojsko wcześniej o wyjeździe, to gotowi mu go sabotować” (archiwa IPN sygn. BU 01168/422 J-2675, s. 7; Bogdan Podgórski, Józef Retinger prywatny polityk, Universitas, Kraków 2013, ISBN 97883-242-1974-2 s. 125).
Autorzy monografii zauważają też, że Retingera wysłano do Polski „poza wiedzą Oddziału VI i Naczelnego Wodza”, jednak przeoczyli istotny fakt, że Retinger został wysłany także w tajemnicy przed Prezydentem R.P. (sic!). Należy podkreślić, że chociaż Retingera wysłano przy pomocy władz wojskowych zaprzyjaźnionego państwa: Wielkiej Brytanii, prawna kwalifikacja tego zdarzenia wyczerpuje znamiona czynu określanego jako „zdrada dyplomatyczna”. No ale Retinger – choć był doradcą Sikorskiego – zawsze czuł się bardziej „obywatelem świata” czy „prywatnym politykiem” niż obywatelem Rzeczpospolitej. W omawianej monografii został potraktowany dość marginalnie, choć to ponoć on właśnie „załatwił” u Churchilla ewakuację polskich żołnierzy z Francji do Wielkiej Brytanii…
Autorzy monografii mijają się także z faktami, wskazując na przyczynę opóźnionego powrotu Retingera do Wielkiej Brytanii, którą miało być „przeprowadzenie z niewielkim wyprzedzeniem” operacji lotniczej „Wildhorn II” (Most 2) (s. 389). Wskazują na wyjaśnienie Retingera, który „twierdził że celowo odstawiono go na niewłaściwy punkt i spóźnił się na start samolotu” (s. 389), ale nie dają mu wiary, pisząc, iż „w rzeczywistości” przyczyną miało być to „wyprzedzenie”. Otóż nie taka była przyczyna – akurat w tym wypadku Retinger mówi prawdę. Miał odlecieć w operacji lotniczej „Most 2” (Wildhorn II) z polowego lądowiska „Motyl”, zlokalizowanego w okolicach wsi Wał – Ruda, Jadowniki Mokre, pomiędzy rzeczką Kisieliną i Dunajcem kilka kilometrów od Dołęgi, 18 km od Tarnowa.
Samolot Dakota KG-477 „V” (1586 Eskadra PAF) lądował o godz. 00.07, po trwającym 7 minut rozładunku odleciał – bez Retingera, który był obecny na lądowisku, ale nie został na czas doprowadzony do samolotu. Akcją kierował płk. Roman Rudkowski, na polecenie płk. Franciszka Demela miał skontrolować dokumenty zabierane przez Retingera z Polski, kazał więc mu przekazać je łącznikowi, który miał je oddać bezpośrednio na lądowisku. Retinger zakpił z nich, przekazując grubą, zaklejoną kopertę, po jej otworzeniu okazało się, że zawiera plik czystych kartek. W rewanżu odstawiono go na odległy koniec lądowiska, wskutek czego nie zdążył zgłosić się do odlatującego samolotu. W drodze powrotnej z lądowiska, podczas przejazdu przez rzekę Uszwicę, zorganizowano wywrócenie bryczki, Retinger wpadł do wody, co umożliwiło skontrolowanie jego bagaży, jednak nie znaleziono żadnych notatek.
Ta próba zatrzymania, także zamachy na Retingera, wynikały wprost z ostrych sporów w Londynie i Kraju co do właściwego kierunku polityki polskiej wobec ZSRR, który przywłaszczył sobie 42,1 proc. terytorium Polski oraz pozbawił wolności 13,7 mln Polaków. Po śmierci gen. Sikorskiego głównym ośrodkiem decyzyjnym Polski została wprawdzie Komenda Główna AK, ale wśród oficerów nie było jednomyślności co do polityki wschodniej. A propos zamachu na Retingera – w monografii nie ma o nim słowa, a sprawa musiała być analizowana także przez SOE. Więcej info – tutaj
Wśród potknięć merytorycznych, które są także (jest ich niewiele) w tej monografii, najbardziej znaczące jest w mojej ocenie wadliwe zaprezentowanie działań gen. Stanisława Tatara. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisząc o „brytyjskiej strategii” wobec Polski, Autorzy z konieczności przyjęli w wielu kwestiach brytyjski punkt widzenia, a Tatar współdzielił z Brytyjczykami naiwną miłość do Sowietów. Wiadomo mi także, że znaczna część akt sekcji polskiej SOE została zniszczona, a niemałej części jeszcze nie odtajniono.
Jednak niezrozumiałe jest dla mnie całkowite pominięcie roli Tatara w przygotowaniach do Powstania Warszawskiego, choćby tylko w oparciu o źródła polskie. Dodam w tym miejscu ustalenie wybitnego historyka Stanisława Salmonowicza:
„najnowsze badania naukowe grzebią obraz generała Tatara jako realisty; w istocie był u boku S. Mikołajczyka głównym protagonistą idei powstania, dla niej wstrzymał bezprawnie depeszę Naczelnego Wodza wzywającego do ostrożności, a po klęsce sprytnie tuszował swoją rolę inspiratora” (Powstanie Warszawskie: refleksje w 60. rocznicę, Czasy Nowożytne, XVII, Warszawa: Polskie Towarzystwo Historyczne, 2004, s. 10).
Podobnie niezrozumiałe jest – w kontekście usilnego poszukiwania przez SOE milionów dolarów z dotacji Roosevelta dla Armii Krajowej – nadzwyczaj enigmatyczne wspomnienie funduszu „Drawa”, ledwo wzmianka o milionach dolarów „znajdujących się w rękach Tatara”, dość zagadkowy akapit o samobójstwie „Hańczy” (przez lata przedstawianym przez „władzę ludową” jako „morderstwo”), wreszcie całkowite pominięcie sprawy złota FON oraz centrali konspiracyjnej „Hel”. (Zobacz także hasła Wikipedii mojego autorstwa – Fundusz „Drawa” oraz centrala konspiracyjna „Hel”)
Na marginesie można zauważyć, że operacje specjalne brytyjskiej SIS, amerykańskich: OPC oraz CIA („Ostiary”), czy MBP / NKWD („Cezary”), wreszcie działalność szpiegowskiej „piątki z Cambridge” na rzecz ZSRR miały miejsce (lub zostały ujawnione) dopiero po rozwiązaniu SOE, rzecz jasna więc nie mogły znaleźć się w omawianej publikacji. Z pewnością interesujące będzie dogłębne poznanie ich wpływu na politykę zachodnich mocarstw, naturalnie w zupełnie innej publikacji.
Ogólnie bardzo wysoko oceniam pracę pt. „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)” jako rewelacyjnie wartościową poznawczo. Na tę ocenę nie ma nadmiernie wielkiego wpływu fakt, że znalazłem w niej pewne nieścisłości i mankamenty.
Przede wszystkim jednak pragnę wyrazić Autorom gorące podziękowanie za prostą, ale prawdziwą definicję „pierwszych Cichociemnych”:
„skoczkowie spadochronowi przerzucani do okupowanej Polski drogą lotniczą dla zasilenia m.in. Komendy Głównej ZWZ i komend niższego szczebla oraz komórek specjalnych do spraw sabotażu i dywersji.” (s. 127)
Po tym, jak usiłował zmajstrować na nowo definicję „cichociemnych” dr Waldemar Grabowski z IPN, to naprawdę nadzwyczaj ożywcze sformułowanie…
Co do pewnych mankamentów publikacji, postaram się je wskazać, mam nadzieję, że według „precedencji”:
1/ Krzywdząco dla Polski marginalne potraktowanie polsko – brytyjskiej współpracy wywiadowczej, której znaczące efekty (prawie połowa wszystkich meldunków wywiadowczych dla aliantów), w mojej ocenie musiały mieć wpływ na brytyjską strategię wobec Polski. Przyznaję, że zagadnienie jest dość złożone, bo polsko – brytyjskie relacje w tej sferze zasadniczo przebiegały dwutorowo, poprzez kontakty zarówno z Oddziałem II jak i Oddziałem VI SNW, a sporą część ustaleń zawiera dwutomowa publikacja zawierająca ustalenia Polsko – Brytyjskiej Komisji Historycznej (Polsko – brytyjska współpraca wywiadowcza podczas II wojny światowej. Ustalenia Polsko – Brytyjskiej Komisji Historycznej, Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, t. I. Warszawa 2004 ISBN 83-89115-11-5, t. II 2005, ISBN 83-89115-37-9).
Ale wspomnienie o „Enigmie” w jednym akapicie? W mojej ocenie to właśnie sukcesy wywiadowcze Polaków były główną przyczyną kontynuowania wsparcia (z czasem coraz bardziej pozornego) dla Armii Krajowej. Mjr dypl. Jan Jaźwiński wprost podaje, że taka była praprzyczyna brytyjskiego zainteresowania polskimi „lotami łącznikowymi”.
2/ Brytyjskie „wsparcie w zakresie łączności” zostało zaprezentowane w publikacji tak, jakby polskie znaczące dokonania w tej sferze pojawiły się dopiero w 1942, w związku z działalnością Polskich Wojskowych Warsztatów Radiowych. Być może taka była optyka brytyjska, choć Autorzy przytaczają opinię, iż radiostacje konstrukcji inż Tadeusza Heftmana „były w tym czasie uważane jako najlepsze do pracy konspiracyjnej, w tym wywiadowczej” (s. 246).
Dodać należy, że konstrukcje radiostacji braci Danielewiczów oraz Heftmana (wszyscy z Sosnowca) zdobyły złote medale na Pierwszej Ogólnokrajowej Wystawie Radiowej w Warszawie, zorganizowanej od 15 do 24 maja 1926. Założona w 1928 roku Wytwórnia Radiotechniczna AVA, jak to ujął ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – „prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu „Enigmy” (Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, źródło: Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53). Wprawdzie SOE jeszcze nie istniało, ale nie sądzę, aby przynajmniej niektóre sukcesy polskich łącznościowców nie były znane brytyjskiej SIS, istniejącej od 1909, której oficerowie współtworzyli SOE.
3/ Pominięcie polskich doświadczeń w zakresie „piechoty powietrznej” oraz „specjalsów”. Albo z nadzwyczaj brytyjskiej perspektywy, albo wskutek braku rzetelnych źródeł, Autorzy piszą: „Jesienią 1942 r. zwerbowano 15-osobową grupę lotników, którzy po przeszkoleniu mieli zostać następnie przerzuceni do kraju. Jednym z nich był ppłk Roman Rudkowski (…)” (s. 243).
Otóż Rudkowski nie musiał być „werbowany”, bowiem od początku uczestniczył w realizacji przedwojennej, awangardowej koncepcji Sztabu Głównego Wojska Polskiego, której istotą było powołanie wojsk powietrzno – desantowych oraz wyszkolenie komandosów – spadochroniarzy do zadań specjalnych. Realizując ją, organizowano od 1936 wspierane przez państwo cywilne szkolenia spadochronowe LOPP, produkowano (licencyjne) spadochrony „Polski Irvin”, zbudowano 16 wież spadochronowych, utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy w Bydgoszczy oraz zorganizowano dwa kursy dla spadochroniarzy do zadań specjalnych.
W ramach przygotowań do zadań specjalnych m.in. wykonano zasobniki towarowe (o ładowności 120kg) z amortyzatorami (tzw. odbojnikami) na potrzeby zrzutów sprzętu. Na początku listopada 1938 rozpoczęto formowanie wspierającego te zadania Wydzielonego Dywizjonu Towarzyszącego z 4 Pułku Lotniczego w Toruniu, jego dowódcą został późniejszy Cichociemny, mjr. pil. Roman Rudkowski. Warto też dodać, że pierwszą polską publikacją nt. ofensywnego wykorzystania spadochronu był – dziesięć lat przed wybuchem II wojny św. – artykuł mjr dypl. pil. Mariana Romeyki pt. „Wyprawy specjalne”. Więcej info – Prekursorzy Cichociemnych
4/ Autorzy zauważają w kontekście SOE, że „Strona brytyjska przekazywała też potrzebne materiały do wyrobienia cichociemnym fałszywych dokumentów.” (s. 231). Niestety nie ustalili, że te fałszywe dokumenty były w sporej mierze „polskiej produkcji”. Rzecz w tym, że brytyjski ośrodek fałszowania dokumentów (także pieniędzy, w tym okupacyjnych złotych) w Briggens, funkcjonował wprawdzie pod brytyjskim kierownictwem Cpt. Morton Bisset’a – ale początkowo uwzględniał tylko polskie potrzeby oraz do końca działał z udziałem polskich specjalistów.
Legalizacją (czytaj: fałszerstwami) zajmował się w nim doświadczony polski fałszerz Jerzy Maciejewski, przedwojenny pracownik Samodzielnego Referatu Technicznego Oddziału II (wywiad) Sztabu Generalnego WP. Przy podrabianiu dokumentów dla Cichociemnych pracowali także dwaj inni Polacy: Ludwik Surala i Dariusz Sobierajczyk. Ogółem podczas wojny w tym ośrodku wytworzono ok. 275 tysięcy (sic!) różnych dokumentów dla ruchów oporu w okupowanej Europie, w tym ok. 50 mln okupacyjnych złotych dla Armii Krajowej.
5/ Autorzy popełniają błąd, pisząc, iż „pierwszym kurierem” Naczelnego Wodza był płk August Emil Fieldorf, wysłany z Londynu do Polski 17 lipca 1940 (s.115). W pewnym sensie zaprzeczają sami sobie, bowiem na str. 64 prawidłowo opisują misję mjr Edmunda Galinata (późniejszego dowódcę Samodzielnej Kompanii Grenadierów), który 26 września 1939 został wysłany do Polski jako kurier przez (poprzedniego) Naczelnego Wodza. Nawet gdyby go pominąć, Fieldorf nie był „pierwszym kurierem”. 19 października 1939 wyruszył bowiem do Polski emisariusz Naczelnego Wodza rtm Feliks Szymański, późniejszy Cichociemny.
Wskazane nieścisłości nie mają zasadniczego znaczenia dla oceny niezwykle wysokiej wartości poznawczej publikacji prof dr hab. Jacka Tebinki oraz dr hab. Anny Zapalec. Szczerze i entuzjastycznie rekomenduję zakup i lekturę tej niezwykłej publikacji. Radzę się spieszyć, bowiem jak ustaliłem w wydawnictwie „Neriton”, wprawdzie z uwagi na znaczne zainteresowanie szykuje się dodruk książki, ale w mojej ocenie rychło będzie potrzebny kolejny. Publikacja niezwykła, stanowić będzie z pewnością solidny fundament pod kompendium rzetelnej wiedzy o 316 Cichociemnych – spadochroniarzach Armii Krajowej. Dziękuję i polecam 🙂
Ryszard M. Zając
Jacek Tebinka, Anna Zapalec, Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE), Neriton, Warszawa 2021, ISBN 978-83-66018-94-5 (druk), ISBN 978-83-66018-95-2 (e-book). 575 str. Publikacja powstała w ramach projektu (o tym samym tytule) sfinansowanego przez Narodowe Centrum Nauki (grant nr 2015/19/B/HS3/01051).
PS. Po napisaniu tej recenzji otrzymałem miłego oraz rzeczowego maila od Autorów, zawierającego także pochlebną ocenę portalu 🙂 Niestety, ma charakter prywatny, więc nie mogę go opublikować. Bardzo serdecznie dziękuję 🙂
1 Samodzielna Brygada Spadochronowa została utworzona 23 września 1941, rozkazem Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego z 9 października 1941 (Brygada została – po uzupełnieniach – „Samodzielną” 20 października 1942). Zadaniem 1 SBS miało być wsparcie powstania powszechnego w okupowanej Polsce, w finalnej fazie II wojny światowej. 61 Cichociemnych wywodziło się z 1 SBS, byli szkoleni m.in. w ośrodku szkolenia spadochronowego 1 SBS – Largo House (Upper Largo k. Leven, hrabstwo Fife, Szkocja, Wielka Brytania). Formowanie Brygady rozpoczął w styczniu 1941 jej dowódca – płk dypl. (później generał) Stanisław Sosabowski (Zwykły Znak Spadochronowy nr 1504, Bojowy Znak Spadochronowy nr 1).
1 SBS była jedną z pierwszych alianckich jednostek powietrznodesantowych. Miesiąc po rozpoczęciu jej tworzenia, 18 lutego 1941 powstały polskie bataliony strzelców spadochronowych w 1 Brygadzie Strzelców i Brygadzie Kawalerii. 11 marca 1941 Oddział III Sztabu Naczelnego Wodza przygotował plan desantu lotniczego w Kraju w dokumencie „Plan użycia całości sił zbrojnych polskich”.
Brytyjski 1 Batalion Spadochronowy utworzono 15 września 1941, amerykańska 1 Brygada Piechoty Spadochronowej powstała 30 lipca 1942.
Prekursorami polskich spadochroniarzy, także Cichociemnych byli żołnierze utworzonego przed wojną Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy. Spadochroniarstwo polskie rozpoczęło się bowiem na dobre przed wojną, już w 1936.
Działania podjęte przed wojną przez Sztab Główny Wojska Polskiego, w tym uruchomienie produkcji spadochronów Polski Irvin, otwarcie Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy, testy sprzętu i wyposażenia, szczególnie zaś rozpoczęcie szkolenia spadochroniarzy – komandosów, nie miały wpływu na przebieg kampanii wrześniowej 1939, jednak sytuowały Polskę w ścisłej światowej elicie państw tworzących wojska powietrznodesantowe. Utworzenie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej było logiczną konsekwencją tych działań.
Śmiała i nowatorska koncepcja rozwoju polskich wojsk powietrznodesantowych była rozwijana pomimo przegranej we wrześniu 1939. M.in. na konferencji w Belgradzie (29 maja – 2 czerwca 1940) z udziałem reprezentantów Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej z Paryża, konspiracji krajowej oraz baz łączności w Budapeszcie i Bukareszcie dyskutowano nad dwiema koncepcjami wykorzystania formacji spadochronowych. Generałowie: Sikorski, Sosnkowski, Tokarzewski oraz płk. Rowecki opowiadali się za wykorzystaniem spadochroniarzy do łączności z okupowaną Polską. Grupa oficerów, tzw. „chomików”, reprezentowana przez (także związanych z WOS) późniejszych współtwórców Cichociemnych – kpt. dypl. Jana Górskiego oraz kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza postulowała użycie skadrowanych jednostek powietrznodesantowych do wsparcia powstania powszechnego w okupowanej Polsce, w ostatniej fazie wojny.
Inicjatorzy utworzenia polskiej Brygady Spadochronowej byli twórcami systemu łączności z Krajem. Późniejsi Cichociemni – Jan Górski oraz Maciej Kalenkiewicz byli współautorami koncepcji wyartykułowanej w dokumentach pt. „Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju”, a także „Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych”. Obaj namówili zaprzyjaźnionego z nimi ppłk dypl. Stanisława Sosabowskiego, aby wystąpił do dowództwa o przekształcenie dowodzonej przezeń brygady w spadochronową.
Wraz z raportem złożonym po raz trzeci 14 lutego 1940 zgłosili też gotowość grupy 16 oficerów, absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej (nazywanych „chomikami”), do desantowania się do Kraju. Szesnastu polskich oficerów zgłosiło się do wojsk powietrznodesantowych w sytuacji, gdy pierwsze jednostki spadochronowe tworzyły jedynie Niemcy i ZSRR (Rosja). W Europie Zachodniej ich jeszcze nie było, pierwsza rozpoczęła ich tworzenie Polska. Należy więc docenić nowatorski charakter Ich inicjatywy, Ich patriotyzm oraz poświęcenie.
Szef sztabu Naczelnego Wodza płk dypl. Aleksander Kędzior w raporcie dla Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego z 26 maja 1940 pt. „Zasady użycia armii emigracyjnej” zauważył – „należałoby rozważyć problem piechoty spadochronowej, która w naszych warunkach krajowych mogłaby odegrać rolę zgoła wyjątkową.”
W lipcu 1940 Maciej Kalenkiewicz rozpowszechnił wśród oficerów Sztabu Naczelnego Wodza swój memoriał pt. „O zdobywczą postawę polskiej polityki” w którym zawarł śmiałą i nowatorską propozycję – „Konieczność wyrównania szczupłości liczebnej polskich sił zbrojnych przez ich jakość i wyposażenie w nowoczesny sprzęt techniczny doprowadzają do wniosku, że armia nasza powinna być pomyślana jako przyszły Polski Korpus Desantowy i Lotnictwo Wsparcia Powstania„.
17 sierpnia 1940 szef Oddziału III Sztabu Naczelnego Wodza ppłk. dypl. Andrzej Marecki przesądził:
Konieczność zorganizowania oddziałów spadochronowych w warunkach przyszłych działań Polskich Sił Zbrojnych – nie ulega dyskusji. Przewidywać można, że w niedalekiej przyszłości ten nowy rodzaj broni zajmie poważne miejsce w organizacji armii świata i w formie samodzielnych oddziałów znajdzie się zarówno na szczeblu wielkich jednostek, dysponujących lotnictwem organicznym, jak i na szczeblu odwodów Naczelnego Wodza.
Szczupłość zasobów personalnych, będących w dyspozycji Naczelnego Wodza nie pozwala obecnie na rozproszenie wysiłków organizacyjnych. Dlatego w pierwszej kolejności potrzeb należy postawić organizację oddziałów spadochronowych, przeznaczonych do współpracy z Organizacją Wojskową w Kraju. Z tego samego względu należy dążyć do wyłącznego użycia sformowanych oddziałów spadochronowych na terenie Polski (…)”
„Uwagi dotyczące projektu formowania oddziałów spadochronowych”, IPMS sygn. A XII 23/74
Polish Paratroops. Spadochroniarze polscy
wyd. prawdopodobnie Sztab Naczelnego Wodza, 1944
ze zbiorów Marcina Zugaja. Bardzo dziękujemy!
20 września 1940 gen. Władysław Sikorski poprzez córkę Zofię Leśniowską zaprosił kpt. Kalenkiewicza na śniadanie; na tym spotkaniu koncepcja lotniczej łączności z Krajem (w tym utworzenia jednostki powietrznodesantowej) została zreferowana Naczelnemu Wodzowi.
W październiku 1940, w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza utworzono Wydział studiów i szkolenia wojsk spadochronowych. Kierował nim ppłk. dypl. Wilhelm Heinrich z przedwojennej „dwójki” (wywiadu). Przydzielono pod jego komendę czterech oficerów: kpt. Jana Górskiego, kpt. Macieja Kalenkiewicza oraz lotników: ppłk Stefana Olszewskiego i kpt. naw. Lucjana Fijutha. Wydział planował użycie wojsk powietrznodesantowych w przygotowywanym powstaniu powszechnym w Polsce.
10 października 1940 Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski wydał rozkaz L.408/II w sprawie przygotowania Polskich Sił Zbrojnych do możliwości przerzucenia transportem lotniczym do kraju, do bezpośredniego wsparcia i osłony Powstania. W marcu 1941 kpt. Jan Górski oraz kpt. Maciej Kalenkiewicz przedłożyli w Sztabie Naczelnego Wodza studium strategiczne – Uderzenie powierzchniowe [powietrznodesantowe – RMZ] jako nowa forma walki zaczepnej.
Zbigniew Wawer – Polscy spadochroniarze w Wielkiej Brytanii 1940-1945
1 Samodzielna Brygada Spadochronowa
w: Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska, 1988, nr 1 s. 56-90
4 listopada 1940 ppłk. dypl. Wilhelm Heinrich, Szef Wydziału studiów i szkolenia wojsk spadochronowych otrzymał rozkaz opracowania zasad organizacji i wyposażenia wojsk spadochronowych oraz instrukcji dla oddziałów spadochronowych (desantowych).
Naczelny Wódz 5 listopada 1940 rozkazał Inspektorowi Polskich Sił Powietrznych przygotowanie niezbędnego sprzętu i personelu oraz wskazał, iż przewiduje utworzenie 2-3 batalionów spadochronowych oraz 6-10 batalionów desantowych („piechoty lotniczej”). Także w listopadzie 1940 przygotowywano wystąpienie Naczelnego Wodza do Brytyjczyków w sprawie wsparcia planowanego powstania powszechnego w okupowanej Polsce oddziałami PSZ z Wielkiej Brytanii, w tym o zgodę na utworzenie Ośrodka Wyszkolenia Desantowego.
Zbigniew Wawer – Szkolenie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej
do wsparcia powstania powszechnego w Kraju
w: Biuletyn informacyjny AK nr 05 (383) maj 2022, s. 41-48
Z inicjatywy płk. Stanisława Sosabowskiego zorganizowano jesienią 1940 w Inverlochy Castle k. Fort William (hrabstwo Highland, Szkocja, Wielka Brytania) tzw. Kurs Wielkiej Dywersji. Przeszkolono na nim kandydatów na Cichociemnych oraz wszystkich oficerów 4 Brygady Kadrowej Strzelców, późniejszej 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Uczono m.in. strzelania z różnych rodzajów broni, minowania i wysadzania, dywersji, terenoznawstwa. Zajęcia praktyczne z uzbrojenia, materiałów wybuchowych, walki wręcz zaplanowano na ok. 90 godzin, zajęcia teoretyczne nt. organizacji sił wroga zaplanowano na cztery godziny. Jednym z zadań podczas kursu było… samotne zdobycie najwyższego szczytu Szkocji – Ben Nevis, u podnóża którego posadowiono zamek Inverlochy.
21 stycznia 1941 rozkazem nr 126/III/ Szef Sztabu Naczelnego Wodza wyznaczył do działań dywersyjnych 4 Brygadę Kadrową Strzelców. 18 lutego 1941 rozkazem nr 262/III/ zdecydował utworzyć bataliony strzelców spadochronowych w 1 Brygadzie Strzelców oraz Brygadzie Kawalerii.
Dzień wcześniej, 17 lutego 1941 rozpoczął się pierwszy „polski” kurs spadochronowy w utworzonym 21 czerwca 1940 brytyjskim ośrodku treningowym spadochroniarzy – Parachute Training School w Ringway pod Manchesterem (znajdował się tam także STS 51). Wyszkolono na nim grupę 35 instruktorów, których zadaniem było następnie przeszkolenie żołnierzy 4 Brygady Kadrowej oraz 1 Brygady Strzelców.
Szkolenie brytyjskich spadochroniarzy, 1941
podobnie szkolono polskich spadochroniarzy oraz Cichociemnych
1 marca 1941 utworzono polski ośrodek spadochronowy w Largo House pod Leven (Largo Low, hrabstwo Fife, Szkocja, Wielka Brytania). Kandydaci na Cichociemnych i szkoleni polscy żołnierze nazywali go „Małpim Gajem”, ponieważ zlokalizowany był wśród starych dębów, tworzących atmosferę „gaju”, natomiast od szkolonych kandydatów na spadochroniarzy wymagano małpiej wręcz zręczności, np. przechodzenia z drzewo na drzewo bez użycia jakiegokolwiek sprzętu, tylko przy pomocy gałęzi drzew.
Na bramie ośrodka widniał napis: „Szukasz śmierci – wstąp na chwilę”. Niedaleko ośrodka, w Lundin Links Polacy wybudowali, funkcjonującą od 25 sierpnia 1941 24-metrową wieżę spadochronową (pierwszą w Wielkiej Brytanii), nazywaną przez Brytyjczyków „polską wieżą”.
Szkolenie w brytyjskim ośrodku w Ringway trwało tydzień, w polskim w Largo House od dwóch do czterech tygodni. Podstawą kursu były intensywne ćwiczenia fizyczne: codzienne długie biegi, marsze, pokonywanie specjalnego toru przeszkód, zrzucanie z wiszących trapezów, wreszcie skoki z dwu- oraz trzymetrowego „podium”.
Skoki ćwiczono najpierw skacząc z wybudowanej przez Polaków wieży w Lundin Links. W kolejnym etapie szkolenia kandydaci skakali ze spadochronem z samolotu oraz z balonu. Używano spadochronu desantowego typu Irvin QD, każdy kandydat miał obowiązek oddania kilku skoków (5-8) w dzień i jednego nocą.
O formowaniu polskiej jednostki spadochronowej Brytyjczycy zostali poinformowani 8 kwietnia 1941, pismem Szefa Sztabu Naczelnego Wodza gen. Tadeusza Klimeckiego do War Office. Pismem z 12 maja 1941 Szef Sztabu NW poinformował Brytyjczyków o utworzeniu polskiego ośrodka szkoleniowego (działającego od 1 marca 1941) oraz wystąpił o zgodę „na urządzenie wież, trapezów”.
Podczas rozmów z Brytyjczykami ujawniły się zasadnicze różnice w koncepcji przeznaczenia wojsk spadochronowych. Oficerowie brytyjscy prezentowali podejście defensywne – uważali że oddziały spadochronowe po przeprowadzeniu desantu mają trwać w obronie wyznaczonego rejonu. Dlatego chcieli wyposażyć spadochroniarzy w długi karabin bojowy. Polacy byli za koncepcją ofensywną – oddziały spadochronowe miały przecież wesprzeć planowane powstanie powszechne w Kraju; dlatego opowiadali się za uzbrojeniem spadochroniarzy m.in. w postolety maszynowe.
Sztab Główny Wojska Polskiego przed wojną zaplanował sformowanie pierwszego batalionu spadochronowego na luty 1940…
Najkrótszą drogą. Samodzielna Brygada Spadochronowa 1941-1947
materiał edukacyjny IPN Wrocław
20 czerwca 1941 Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski podpisał rozkaz ustanawiający Znak Spadochronowy – taki sam dla wszystkich spadochroniarzy, bez względu na rodzaj akcji bojowej w której uczestniczyli. Zaplanowano wręczenie pierwszych Znaków Spadochronowych podczas pierwszych ćwiczeń bojowych oddziałów spadochronowych 4 Brygady Kadrowej Strzelców.
23 września 1941 przeprowadzono ćwiczenia bojowe spadochroniarzy 4 BKS na polach Kingscraig nieopodal Elie (Wielka Brytania, Szkocja), z udziałem Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych, gen. Władyslawa Sikorskiego oraz zaproszonych gości, m.in. bryg. Colina Gubbinsa, dyrektora SOE ds. operacyjnych i szkoleniowych. Na zakończenie „Święta Spadochronowego” Naczelny Wódz wręczył pierwsze Znaki Spadochronowe bryg. Gubbinsowi (nr 0019) i por. Klauberowi (nr 0042) z SOE oraz 25 polskim spadochroniarzom. Powiedział m.in.:
Służba w broni spadochronowej wyrabia silną wolę, decyzję, dzielny charakter. Dziś jest czas dla ludzi silnych i odważnych, ci bowiem tylko mogą uzyskać zwycięstwo i uwolnić świat od tyranii. Broń spadochronowa ma obecnie poważne znaczenie i posiada dużą przyszłość przed sobą.
Gdy przyjdzie odpowiednia chwila, jak orły zwycięskie spadniecie na wroga i przyczynicie się pierwsi do wyzwolenia naszej Ojczyzny. (…) Wzywam Was do dalszej wytrwałej pracy, która przyniesie wolność Polsce, a Wam zaszczyt powrotu do niej pierwszymi.”
Wobec sukcesu ćwiczeń, 23 września 1941 Naczelny Wódz powiedział żołnierzom – „Odtąd jesteście pierwszą Brygadą Spadochronową”. W taki sposób 4 BKS stała się 1 Brygadą Spadochronową („Od narodzin do chrztu bojowego”, w: Spadochron. Pismo żołnierzy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, 1945, nr 26).
Formalny rozkaz o powołaniu 1 BS wydano 9 października 1941, rok później – w związku z powiększeniem Brygady o dodatkowe pododdziały – rozkazem z 20 października 1942 zmieniono nazwę na 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa (uwaga: w źródłowej publikacji Muzeum Wojska jest istotna nieścisłość). Wobec Brytyjczyków funkcjonowała nadal jako 4 Brygada Kadrowa Strzelców, dopiero w sierpniu 1942 przyjęli do wiadomości istnienie polskiej brygady spadochronowej.
Przed skokiem do Polski, który nastąpił 27/28 grudnia 1941, kpt. Maciej Kalenkiewicz obiecał ppłk. dypl. Stanisławowi Sosabowskiemu sztandar dla Brygady z okupowanej Polski. Po skoku Kalenkiewicza do Kraju, w okupowanej Warszawie zawiązał się konspiracyjny komitet sztandaru, z jego udziałem, a także: historyka prof. Henryka Mościckiego, Marii Kann oraz Zofii Kossak. Ogłoszono „szeptany” konkurs wśród artystów grafików, wygrał projekt architekta inż Macieja Nowickiego. Sztandar wykonała pracownia hafciarska Madalińskiej przy ul. Brackiej 23; jako materiał posłużyła XIX wieczna purpurowa kapa kardynała Albina Dunajewskiego, podarowana dzięki pośrednictwu prof. Stanisława Adamczewskiego.
21 sierpnia 1942 Naczelny Wódz w rozmowie z dowódcą armii brytyjskiej zastrzegł użycie „Brygady Spadochronowej wyłącznie do działań na korzyść kraju, w chwili kiedy ten podejmie jawną walkę z najeźdźcą”.
Podczas konferencji w War Office nt. organizacji polskich wojsk lądowych w Wielkiej Brytanii, 31 sierpnia 1942 uzgodniono przeznaczenie 1 SBS wyłącznie do działań w Polsce…
21 listopada 1942 1 SBS otrzymała proporzec od brytyjskiej 1 Dywizji Powietrznodesantowej (1 DPD), przywieziony przez gen. Fredericka Browninga. Do wiosny 1943 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa uzupełniała stany osobowe oraz szkoliła żołnierzy.
Sztandar 1 SBS poświęcił ks. Edmund Krauze w nocy 3 listopada 1942 w Kościele Panien Kanoniczek w Warszawie przy ul. Bielańskiej; poczet sztandarowy stanowili Cichociemni: mjr Maciej Kalenkiewicz ps. Kotwicz, por Jan Marek ps. Walka oraz ppor. Mieczysław Eckhardt ps. Bocian. Matkami chrzestnymi sztandaru były: Maria Kann oraz Zofia Kossak. Sztandar dla Brygady przerzucił do Londynu por. Andrzej Pomian ps. Dowmunt, który odleciał do Londynu w nocy z soboty na niedzielę 15/16 kwietnia 1944 w operacji lotniczej „Most 1” (brytyjski kryptonim „Wildhorn”). Po przylocie przekazał go Naczelnemu Wodzowi, gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu. 15 czerwca 1944 sztandar 1 SBS wręczył prezydent R.P. Władysław Raczkiewicz. Do pakietu ze sztandarem dołączony był długi i patetyczny „List matek chrzestnych”, w rzeczywistości autorstwa Kalenkiewicza .
Jan Lorys – Walka o użycie w Kraju 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1991, zeszyt 98, s. 77-94
Od maja 1943 Brytyjczycy nakłaniali Polaków do przekazania 1 SBS pod ich rozkazy, w celu użycia w operacjach desantowych podczas inwazji na kontynencie. 2 marca 1944 Naczelnemu Wodzowi gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu formalną prośbę o włączenie 1 SBS w skład Alianckich Sił Ekspedycyjnych przekazał brytyjski gen. Artur E. Grasett. Naczelny Wódz odmówił. 11 marca 1944 gen. Grasett listem przekazał mu pytanie brytyjskiego Szefa Sztabu Imperialnego Alana Brooke:
Czy zgodziłby się Pan na zmianę obecnego porozumienia dotyczącego polskiej brygady spadochronowej i oddał ją do dyspozycji Naczelnego Dowódcy Alianckiego do operacji w Europie Zachodniej…
15 marca 1944 gen Sosnkowski przekazał pytanie (kiepskiemu) premierowi Stanisławowi Mikołajczykowi, rekomendując wyrażenie zgody, co Rada Ministrów uczyniła dwa dni później. 18 marca 1944 polska zgoda została przekazana Brytyjczykom, wraz z warunkami co do użycia 1 SBS, m.in. z obowiązkiem wycofania Brygady w przypadku strat osobowych większych niż 15 proc. Brytyjczycy odmówili „gwarancji co do dostarczenia samolotów na transport Brygady do Polski” oraz przemilczeli, iż wskutek ich uzgodnień z ZSRR wszelkie działania na terenie Polski muszą mieć sowiecką akceptację. Oddanie Brytyjczykom 1 SBS poparł prosowiecki gen. Stanisław Tatar ze SNW. 6 czerwca 1944 Rada Ministrów wyraziła zgodę na oddanie 1 SBS pod rozkazy brytyjskie.
Skład bojowy 1 SBS (etat: 299 oficerów, 2839 szeregowych):
ponadto:
Wojciech Markert – Organizacja I Alianckiej Armii Powietrznodesantowej, 1944-1945
w: Przegląd Historyczno – Wojskowy, 2012,nr 13 (64)/ 1 (239), s. 83-108
UWAGA: Podane daty przydziału do 1 SBS mają charakter orientacyjny, w części dotyczą także przydziału do 4 Brygady Kadrowej Strzelców, przekształconej później w 1 SBS. Przy dacie początkowej należy mieć na uwadze, że za datę powstania 1 SBS można uważać 23 września 1941 (wtedy Naczelny Wódz powiedział żołnierzom – „Odtąd jesteście pierwszą Brygadą Spadochronową”), także 9 października 1941 (rozkaz o powołaniu 1 BS) albo 20 października 1942 (rozkaz o zmianie nazwy na 1SBS). W bazie danych przyjęto jako początkową datę przydziału do 4 BKS / 1 SBS.
Przy dacie końcowej należy mieć na względzie fakt, że formalnie Cichociemni mogli nadal być przydzieleni do 1 SBS (tak było w większości przypadków), ale faktycznie uczestniczyli w rozmaitych szkoleniach, głównie w różnych ośrodkach poza 1 SBS. Niektórzy (zwłaszcza w późniejszym okresie) byli wówczas przydzielani do Oddziału VI (Specjalnego). W bazie danych przyjęto jako końcową datę zrzutu do Polski. Według moich ustaleń. dokonanych na podstawie dokumentów personalnych, z 1 SBS wywodziło się co najmniej 61 Cichociemnych, oprócz tego jeszcze kilku CC szkoliło się w ośrodku 1 SBS.
UWAGA! tabela ma więcej niż jedną stronę, wyświetla po 15 wierszy na stronie
(Kliknij wybraną kolumnę, aby posortować / kliknij w zdjęcie lub nazwisko, aby przejść do biogramu)
Tabelę można przeszukiwać, wpisując dowolny ciąg znaków
Autor wykazu – Ryszard M. Zając, wnuk por. cc. Józefa Zająca
Stopień | Foto | Nazwisko imię | Pseudonim | Przydział do 4 BKS / 1 SBS |
---|---|---|---|---|
mjr | Bąkiewicz Zbigniew | Zabawka | czerwiec 1940 - marzec 1942 | |
płk. | Boryczka Adam | Brona | lipiec 1940 - kwiecień 1942 | |
ppłk. | Borys Adam | Pług | pażdziernik 1940 - pażdziernik 1942 | |
por. | Eckhardt Mieczysław | Bocian | wrzesień 1941 - wrzesień 1942 | |
kpt. | Gaworski Tadeusz | Lawa | czerwiec 1941 - styczeń 1943 | |
mjr kaw. | Gilowski Stanisław | Gotur | czerwiec 1941 - marzec 1942 | |
por. | Hencel Stanisław | Pik | czerwiec 1940 - październik 1942 | |
mjr | Jackiewicz Bolesław | Łabędź | marzec 1942 - kwiecien 1944 | |
por. piech. | Jastrzębski Antoni | Ugór | czerwiec 1940 - sierpień 1942 | |
mjr piech. | Kaszyński Eugeniusz | Nurt | lipiec 1940 - sierpień 1942 | |
por. | Klimowicz Władysław | Tama | październik 1941 - październik 1942 | |
mjr piech. | Klimowski Tadeusz | Klon | lipiec 1940 - styczeń 1942 | |
mjr | Kontrym Bolesław | Żmudzin | wrzesień 1941 - wrzesień 1942 | |
mjr | Kopisto Wacław | Kra | sierpień 1941 - sierpień 1942 | |
por. sap. | Kotorowicz Stanisław | Kron | październik 1940 - październik 1942 | |
kpt. piech. | Kozłowski Julian | Cichy | sierpień 1941 - wrzesień 1942 | |
kpt. art. | Kułakowski Aleksander | Rywal | czerwiec 1940 - marzec 1942 | |
kpt. piech. | Kwarciński Mieczysław | Ziut | luty 1942 - styczeń 1943 | |
mjr | Lech Jan | Granit | grudzień 1941 - wrzesień 1942 | |
por. kaw | Linowski Artur | Karp | marzec 1941 - październik 1942 | |
ppor. | Łada Lech | Żagiew | lipiec 1940 - marzec 1942 | |
mjr | Łastowski Benon | Łobuz | czerwiec 1940 - kwiecień 1944 |
|
por. | Marek Jan | Walka | marzec 1941 - styczeń 1942 | |
por. | Miciek Władysław | Młot | czerwiec 1940 - styczeń 1943 | |
mjr | Milewicz Zygmunt | Róg | czerwiec 1940 - marzec 1942 | |
ppor. | Niedzielski Rafał | Mocny | marzec 1941 - styczeń 1942 | |
kpt. piech. | Niemczycki Jerzy | Janczar | sierpien 1942 - kwiecień 1944 | |
ppor. łączn. | Nowak Piotr | Oko | czerwiec 1942 - luty 1943 | |
ppłk. piech. | Olszewski Stanisław | Bar | listopad 1941 - luty 1943 | |
kpt. | Ossowski Stanisław | Jastrzębiec 2 | kwiecień 1942 - lipiec 1944 | |
ppłk. | Paczkowski Alfred | Wania | styczeń 1941 - grudzień 1941 | |
por. | Piasecki Zbigniew | Orlik | maj 1941 - styczeń 1942 | |
por. łączn. | Pieniak Czesław | Bór | czerwiec 1940 - luty 1943 | |
mjr | Pilch Adolf | Góra | wrzesień 1941 - luty 1943 | |
płk. | Piwnik Jan | Ponury | czerwiec 1940 - listopad 1941 | |
kpt. | Polończyk Bolesław | Kryształ | czerwiec 1941 - wrzesień 1943 | |
mjr piech. | Pospieszalski Antoni | Curie | czerwiec 1940 - styczeń 1942 | |
ppor. piech. | Psykała Mieczysław | Kalwadosik | maj 1943 - kwiecień 1944 | |
mjr | Pukacki Franciszek | Gzyms | lipiec 1940 - marzec 1942 | |
por. | Romaszkan Roman | Tatar | czerwiec 1940 - kwiecień 1942 | |
ppłk. | Runge Tadeusz | Osa | sierpień 1940 - listopad 1943 | |
kpt. | Rybka Franciszek | Kula | czerwiec 1940 - styczeń 1942 | |
por. | Rzepka Kazimierz | Ognik | kwiecień 1942 - luty 1943 | |
por. piech. | Sikorski Zenon | Pożar | lipiec 1940 - wrzesień 1944 | |
kpt. | Smela Jan | Wir | czerwiec 1940 - styczeń 1942 | |
kpt. art. | Smolski Kazimierz | Sosna | lipiec 1940 - wrzesień 1942 | |
mjr | Sokołowski Jerzy | Mira | sierpień 1941 - styzeń 1942 | |
mjr piech. | Szewczyk Piotr | Czer | wrzesień 1940 - sierpień 1941 | |
por. | Szpakowicz Wiesław | Pak | lipiec 1940 - październik 1942 | |
ppor. | Szwiec Waldemar | Robot | październik 1940 - październik 1942 | |
ppłk. dypl. | Ściegienny Wincenty | Las | lipiec 1940 - wrzesień 1942 | |
por. sap. | Śmigielski Tadeusz | Ślad | czerwiec 1941 - marzec 1942 | |
kpt. | Świątkowski Andrzej | Amurat | styczeń 1941 - grudzień 1941 | |
mjr piech. | Trybus Adam | Gaj | lipiec 1940 - październik 1942 | |
por. piech. | Wiącek Wiktor | Kanarek | grudzień 1941 - marzec 1943 | |
kpt. sap. | Wiechuła Bernard | Maruda | maj 1943 - wrzesień 1943 | |
por. sap. | Wiechuła Ludwik | Jeleń | maj 1943 - kwiecień1944 | |
kpt. | Woźniak Jan | Kwaśny | sierpień 1941 - wrzesień 1942 | |
por. | Zalewski Janusz | Chinek | czerwiec 1940 - marzec 1942 | |
ppłk. | Zub Zdanowicz Leonard | Ząb | czerwiec 1941 - wrzesień 1942 | |
mjr piech. | Żelkowski Bronisław | Dąbrowa | lipiec 1940 - październik 1942 |
Zadaniem 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej miało być wsparcie powstania powszechnego w ostatniej fazie wojny. Dowódca Armii Krajowej liczył na wsparcie Brygady Spadochronowej w walkach Powstania Warszawskiego.
Niestety, z powodów techniczno – operacyjnych, ale także politycznych, w tym wskutek działań prosowieckiego gen. Tatara, 1 SBS nie została użyta do walk o Warszawę. Dowództwo AK upominało się o przysłanie Brygady. Łącznościowiec, potem historyk Zbigniew S. Siemaszko wspomina zwłaszcza jedną z depesz walczącej Warszawy, apel do Brygady Spadochronowej – „nie po to posłaliśmy wam sztandar, abyście teraz, gdy my tu giniemy, siedzieli tam bezczynnie” (Zbigniew S. Siemaszko, Wojenne kontakty z Krajem, w: Instytut Literacki Paryż, Kultura, 1959, nr 5/139, s. 137, ISBN 2716801576). 13 sierpnia 1944 żołnierze Brygady zorganizowali protest przeciwko obojętności Brytyjczyków wobec tragedii Powstania Warszawskiego (odmówili przyjęcia posiłków).
Dowódca 1 SBS gen. Stanisław Sosabowski zameldował 14 sierpnia 1944 Naczelnemu Wodzowi:
Brygada cała odczuła głęboko fakt nieużycia jej do wykonania zadania, dla którego powstała. Odczucie to jest tym boleśniejsze, że dotyczy Warszawy, od której otrzymała sztandar. Brak pomocy alianckiej żołnierzom Armii Krajowe i nieużycie brygady tam, gdzie przede wszystkim powinna być użyta, nie może nie odbić się na nastroju żołnierzy stojących bezpośrednio przed akcją”.
więcej info – 1 SBS w Powstaniu Warszawskim
Alianci przeprowadzili ją we wrześniu 1944 na terenie Holandii, jej celem było ominięcie niemieckich umocnień zwanych linią Zygfryda, rozdzielenie wojsk niemieckich oraz wejście do Zagłębia Ruhry, aby przyspieszyć koniec wojny. Była największą operacją z udziałem wojsk powietrznodesantowych, została zaplanowana przez brytyjskiego marszałka Bernarda Law Montgomery’ego, dowódcę 21 Grupy Armii. Już przy planowaniu operacji Montgomery popełnił fundamentalne błędy. Zastrzeżenia do planu zgłaszał gen. Stanisław Sosabowski, dowódca 1 SBS, także gen. Miles Dempsey, dowódca brytyjskiej 2 Armii; zaś gen. Dawid Eisenhower, dowódca ekspedycyjnych sił alianckich w Europie, plan ataku po jednej osi słusznie uważał za bezdennie głupi.
Sir Bernard Montgomery był wielce wpływowym, zadufanym arystokratą, 1 wicehrabią Montgomery of Alamein, kawalerem najwyższych brytyjskich orderów. Szef sztabu armii USA gen. George Marshall chciał wykazać przydatność utworzonej właśnie 1 Alianckiej Armii Powietrznodesantowej. To wystarczyło.
Nikomu nie przeszkadzało, że dowódca 1 AAP, amerykański gen. Lewis Brereton, wcześniej tak dowodził amerykańskim lotnictwem na Filipinach, że zostało w większości zniszczone przez Japończyków na lądzie, zaś gen. Douglas MacArthur określił go jako „niekompetentnego idiotę”. Tenże idiota zaplanował desanty alianckich spadochroniarzy nie w nocy, lecz w dzień, na dodatek przez kolejne trzy dni. Tym samym efekt zaskoczenia stał się jedynie mrzonką.
Zadufany Montgomery, także Brereton oraz jego zastępca gen. Frederick Browning zlekceważyli meldunki wywiadu, holenderskiego podziemia, nawet zdjęcia zwiadu lotniczego, potwierdzające obecność w rejonie Arnhem II Korpusu Pancernego SS (9 i 10 Dywizja Pancerna SS). W ich ocenie czołgów było mało i nie miały być przeszkodą dla spadochroniarzy…
W niekompetentnie zaplanowanej i przeprowadzonej operacji wzięły udział:
Operację rozpoczęto 17 września 1944, nic nie poszło tak jak zaplanowano. Amerykańska 101 DP nie zajęła mostów w Son i Best pod Eindhoven, bo wysadzili je Niemcy. XXX Korpus dotarł tylko do Eindhoven, gdzie czekał na postawienie mostu pontonowego. 82 DP nie zdobyła mostu w Nijmegen. 1 DP została zrzucona w Renkum, aż 10 km od Arnhem, uwikłała się w walkach miejskich; jej 2 Batalion zdobył jedynie przyczółek u wylotu mostu drogowego w Arnhem.
18 września amerykańska 82 DP zdobyła most na rzece Waal. Brytyjska 1 DP (oprócz batalionu broniącego przyczółka mostowego) wycofała się z Arnhem do Oosterbeek, czekając na wsparcie XXX Korpusu. Ten nie ruszył jednak do walki, bo… „zbliżała się noc”. Było wiele podobnie idiotycznych decyzji, wynikających z żałosnej niekompetencji brytyjskich dowódców. Niemcom pomogły także… plany operacji, w tym strefy i czasy zrzutów, które znaleźli w jednym z rozbitych brytyjskich szybowców – znalazły się tam wbrew wszelkim regułom.
21 września polska 1 SBS została zrzucona pod holenderskim miasteczkiem Grave, ok. 30 km od Driel – po drugiej stronie Renu, zamiast w zaplanowanym rejonie mostu w Arnhem. Miał być tam prom, ale został zniszczony przez Niemców. Polacy mieli ograniczoną ilość pontonów, pod silnym niemieckim ostrzałem, w rejonie przystani promowej w Haveadorp, w nocy przeprawiło się przez Ren ok. 200 polskich spadochroniarzy. Polacy walczyli w walkach miejskich w Oosterbeek, wraz z żołnierzami 1 DP. Gen. Stanisław Sosabowski w sztabie operacji zaproponował zorganizowanie przeprawy kilka kilometrów obok, w rozpoznanym przez Polaków rejonie Heteren-Renkun, gdzie nie było Niemców. Dałoby to możliwość zdobycia silnego przyczółku po drugiej stronie rzeki i uratowania całej operacji „Market-Garden”. Sensowna propozycja została odrzucona. Przeprawy w zaplanowanych przez Brytyjczyków wcześniej miejscach skończyły się rzezią żołnierzy.
Suma wszystkich brytyjskich błędów spowodowała, że operacja „Market Garden” zakończyła się piramidalną klęską, Niemcy zyskali kolejnych kilka miesięcy, przygotowali się do operacji w Ardenach. W alianckiej operacji „Market Garden”, z 35 tys. desantowanych spadochroniarzy aż ok. 17 tys. straciło życie, zaginęło lub zostało ciężko rannych. Niemcy wzięli do niewoli ok. 6 tys. Brytyjczyków. Polska 1 SBS straciła ok. 23 proc. żołnierzy. Brytyjski gen. Browning, w swoim raporcie winą za klęskę operacji bezczelnie i bezpodstawnie obciążył… gen. Stanisława Sosabowskiego. Pod koniec listopada 1944 złożył wniosek o zmianę dowódcy 1 SBS, gen. Sosabowski 26 grudnia został odwołany. Haniebnie zachował się szef sztabu Naczelnego Wodza gen. Stanisław Kopański, który nie bronił gen. Sosabowskiego przed nieuczciwymi oskarżeniami Brytyjczyków; chcąc się im przymilić ochoczo odwołał Go z dowodzenia 1 SBS. Większość żołnierzy 1 SBS po wojnie pozostała poza Krajem.
Amerykański generał George Patton podsumował Brytyjczyków krótko i dosadnie:
„Jedynym ratunkiem dla tej operacji było zrzucenie wokół Arnhem spadochroniarzy amerykańskich, a na szpicy uderzenia postawienie amerykańskiej dywizji pancernej. W takiej konfiguracji powodzenie byłoby murowane”…
W maju 1945 żołnierze 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, wraz z żołnierzami 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka zostali skierowani do służby w brytyjskiej strefie okupacyjnej na terenie północno-zachodnich Niemiec (Dolna Saksonia). Powstała tam nieformalna polska strefa okupacyjna o powierzchni ok.6,5 tys. km. kw, obejmująca powiaty: Aschendorf, Meppen, Lingen i hrabstwa: Bentheim, Bersenbrück, Cloppenburg.
Na przełomie 1944-1945 w rejonie Emsland przebywało ok. 60 tys. Polaków: robotników przymusowych, jeńców wojennych, więźniów obozów koncentracyjnych oraz ok. 1,7 tys. żołnierek AK, które po Powstaniu Warszawskim wywieziono do obozu w Oberlangen.
Polska strefa miała siedzibę swych władz w niemieckim miasteczku Haren. Wysiedlono z niego ok. tysiąca Niemców, zamieszkało w nim ok. 5 tys. Polaków, którzy nazwali miasteczko „Maczków”.
W polskiej strefie funkcjonowały polskie szkoły podstawowe, gimnazjum, liceum, szkoła zawodowa a także Uniwersytet Ludowy, kluby sportowe, kino, dwa teatry, straż pożarna oraz polska parafia. W „Maczkowie’ udzielono 289 ślubów, urodziło się 497 dzieci. Ten okres „okupacji” Niemcy nazwali „Polenzeit” (okres polski).
Polacy opuścili „Maczków” po ewakuacji do polowy 1947 do Wielkiej Brytanii, innych państw zachodnich lub (w niewielkiej części) do Polski.
1 Samodzielna Brygada Spadochronowa została rozwiązana 18 lipca 1947.
Zbigniew S. Siemaszko – Spadochroniarze w drugiej wojnie światowej
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1994, zeszyt 108, s. 221-230
Jan Lorys – Uwagi o artykule „Spadochroniarze w drugiej wojnie światowej”
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1994, zeszyt 110, s. 225-226
Zobacz – Generał Stanisław Sosabowski
Zobacz: