Wśród operacji lotniczych SOE organizowanych przez mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, oficera wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, w porozumieniu z tajną brytyjską agendą rządową Special Operations Executive, szczególny charakter miały dwustronne – połączone z lądowaniem – loty łącznikowe do okupowanej Polski. W 1944 przeprowadzono trzy operacje pod kryptonimem „MOST” (planowano jeszcze dwie kolejne), Brytyjczycy nadali im kryptonim „Wildhorn” oraz kolejne rzymskie numery. Jedna miała miejsce na terenie Okręgu Lublin AK, dwie na terenie Okręgu Kraków AK
Postulat takich „lotów dwustronnych” wysunął płk Stefan Rowecki już w 1940 roku. W jego ocenie miał to być podstawowy sposób łączności z okupowaną Polską. W depeszy z 7 maja 1942 gen. Rowecki proponował rozważenie możliwości użycia wodnosamolotów lądujących na polskich jeziorach, a także przylotu ze Szwecji lekkich samolotów pasażerskich z lądowaniem na polach dworskich w Polsce.
Brytyjski Komitet Szefów Sztabu uważał te pomysły za mało uzasadnione oraz raczej nierealne, ze względu na dużą odległość z Wielkiej Brytanii do Polski oraz znikomą ilość samolotów o krótkim starcie i dalekim zasięgu. W wysłanej do Polski depeszy 5256 przekazano opinię Brytyjczyków nt. tej koncepcji, czytamy w niej m.in. – Jedyny typ samolotu z wystarczającym zasięgiem do tego rodzaju zadań to Halifaxy, lecz te maszyny wymagają betonowych wybiegów o długości od 1 200 do 1 400 yardów. Wydaje się, że tego rodzaju wybiegów nie macie panowie do swojej dyspozycji w Polsce (…)
Jedyny wodnopłat z wystarczającym zasięgiem, który mógłby wodować w Polsce, to Catalina. Samolot ten jednak ma szybkość około 100 mil/godz. i z tego powodu nie jest odpowiedni ze względu na czas i godziny nocne (…). Samolotem nadającym się do tego zadania mógłby być Lockheed Hudson, jednak zasięg jego wynosi zaledwie 500 do 600 mil.” Anglicy nie dodali, że samolotów Lockheed Hudson potrzebowali do zwalczania niemieckich łodzi podwodnych oraz ochrony konwojów na Atlantyku.
W końcu wyrażono zgodę na pierwszą operację lotu z lądowaniem, pomiędzy 11 a 18 października 1943, na lotnisko polowe „Biedronka”, 5 km na północny wschod od mostu na Mogielance w Mogielnicy, pomiędzy miesjcowościami Dylew oraz Kozietuły. Później termin pierwszego „Mostu” przesunięto na marzec lub kwiecień 1944. Dzięki kapitulacji Włoch operacje były już możliwe do przeprowadzenia krótszą trasą z Brindisi. Wszystkie trzy „Mosty” zorganizowano w sezonie operacyjnym RIPOSTA.
Przygotowania do tych operacji z winy Anglików trwały długo. W „Dzienniku czynności” mjr dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, Szef Wydziału Specjalnego (S), organizator lotniczych przerzutów do Polski odnotował:
„SPRAWA LOTU DWUSTRONNEGO (Wildhorn)
– L.dz. 2937/Sp. – SOE powiadamia, że Air Ministry zgodziło się na wykonanie operacji dwustronnej w październiku br. (10.IV.1943)
– L.dz. 3285/Sp. kryptonimy dla operacji dwustronnej
— L.dz. 3734/Sp. – pismo HBP/PD/4313 z dn. 5.VII.43 – wyznaczenie terminów operacji na bajor [polowe lądowisko – przyp. RMZ] MUCHA (3) i MRÓWKA (4). Depesza do Kraju z dn. 26.VII.43 (w załączeniu oryginalne foto bajorów MUCHA i MRÓWKA).
– L.dz. 4008/Sp. – Law.1228 z 23.VII – Położenie bajorów WAŻKA i BIEDRONKA
— L.dz. 4164/Sp. – Law. 1375 z 13.VIII. Potwierdzić terminy operacji – jak L.3734/Sp.
– L.dz. 4930/Sp. – z 14.IX.43 do O.SP. [do Oddziału VI (Specjalnego) – przyp RMZ] – HBP/PD/4706 – czy strona polska wyraża zgodę na przeprowadzenie operacji w październiku i czy potrzebne przygotowania są poczynione;
– z 16.IX – do S.O.E. – szczegółowa charakterystyka bajorów MUCHA, MRÓWKA, WAŻKA i BIEDRONKA – Nr. 34, 4, 5, 6 i system sygnalizacji na bajorach i dla uruchomienia bajorów – jak L.dz. 4974/Sp.
— L.dz. 4974/Sp. – Law. 1559 z 8.IX.43 SYGNALIZACJA ŚWIETLNA I OBSŁUGA BAJORA.
– L.dz. 5231/Sp. – z dn. 28.IX. – HBP/PD/4762 – komentarz Air Min. o przydatności bajorów Nr. 3, 4, 5, 6, – wszystkie nie przydatne. Fantastyczne żądanie, aby lądowisko prowizoryczne miało podejścia z 6 kierunków i długość do lądowania ok. 1000 m.,
z dn. 29.IX. – depesza do Lawiny [gen. Tadeusz Komorowski, dowódca AK – przyp. RMZ] o uzupełnienie danych i wyjaśnienie wątpliwości
— L.dz. 5423/Sp. – Law. 1710/1/2/3 z dn. 7.X. – Plan czuwania dla bajoru BIEDRONKA. (18-23.X.43). Wszystkie potrzebne dane.
– L.dz. 5452/Sp. – Law. 1709 z 9.X.43. Z pośród bajorów MUCHA, MRÓWKA, WAŻKA i BIEDRONKA możliwe jest do użycia tylko lądowisko BIEDRONKA,
– do SOE – podanie planu czuwania i żądanie odpowiedzi czy operacja będzie wykonana ( poufnie wiadomo, że nie poczyniono żadnych przygotowań)
– L.dz. 5587/Sp. – z dn. 15.X. – do Law. – Odwołanie operacji na BIEDRONKA – jak L.5423 – na podstawie telefonicznego oświadczenia ppłk Perkinsa (szef sekcji polskiej SOE – przyp RMZ],
– z dn. 18.X. (w pierwszy dzień operacji) – HBP/PD/4833/Sp. odwołanie operacji aż do wiosny 1944 r. Mętne i bez zobowiązania wywody.
W ten sposób jeszcze jedno zobowiązanie brytyjskie zostało nie dotrzymane…” (s. 234/252)
Kajetan Bieniecki – Wildhorn
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne nr 188, s. 81-100, ISBN 2716801185
Dwusilnikowa Dakota FD-419 „I” została doposażona w osiem dodatkowych zbiorników na paliwo, umożliwiających 18 godzin lotu. W nocy z soboty na niedzielę 15/16 kwietnia 1944, po starcie z lotniska Campo Casale nieopodal Brindisi w okupowanej Polsce,o godz. 00.40 na polowym lądowisku „Bąk” (pole koniczyny, położenie: N51°11′ E22°22′), w okolicach miejscowości Matczyn, 35 km od Lublina wylądował samolot Dakota FD-919 „I” z brytyjską załogą 267 Dywizjonu RAF, współpilotowany przez Bolesława Koprowskiego ze 1586 Eskadry PAF.
Samolotem przylecieli Cichociemni: rtm. Narcyz Łopianowski ps. Sarna oraz ppor. Tomasz Kostuch ps. Bryła. Skoczkowie przerzucili dwie walizki z pocztą, dolarami w banknotach, blankietami Kennkart, aparatem filmowym oraz filmami. Z okupowanej Polski do Londynu odlecieli o godz. 00.55: gen. Stanisław Tatar ps. Turski, ppłk. Marian Dorotycz-Malewicz ps. Roch, por. Andrzej Pomian ps. Dowmuntt oraz wysłannik Delegata Rządu Zygmunt Berezowski i przedstawiciel Stronnictwa Ludowego Stanisław Ołtarzewski. Lądowisko obsługiwała radiostacja „Wanda 28”, kórej radiooperatorem był Cichociemny Piotr Nowak ps. Oko.
W nocy z poniedziałku na wtorek 29/30 maja 1944, po starcie z lotniska Campo Casale nieopodal Brindisi, na polowym lądowisku „Motyl”, w okolicach wsi Wał – Ruda, 18 km od Tarnowa, nad rzeczką Kisieliną (położenie: N50°08′ E20°47′), wylądował samolot Dakota KG-477 „V” z polską załogą ze 1586 Eskadry PAF. Samolot został dodatkowo wyposażony w cztery zbiorniki paliwa, umożliwiające ok. 14 godzin lotu. Lot miał się odbyć najpierw 24, potem 27 maja, jednak w obu terminach go odwolano z powodu braku eskorty myśliwców, niezbędnej dla bezbronnej „Dakoty” przez ok. dwie godziny lotu, do zapadnięcia zmroku.
Po starcie o godz. 19.35, do zapadnięcia zmroku nieuzbrojoną „Dakotę” eskortowały dwa Liberatory z polskimi załogami, nad Jugosławią samoloty ostrzelała niemiecka lekka artyleria przeciwlotnicza. Dakota uniknęła trafienia dzięki unikom i sprytowi pilota; wreszcie o godz. 00.07 wylądowała na łące porośniętej trawą do kolan. Samolotem przylecieli: Cichociemny mjr Romuald Bielski ps. Bej oraz najstarszy wiekiem Cichociemny gen. dyw. Tadeusz Kossakowski ps. Krystynek. Skoczkowie przerzucili 964 funty (ok. 487 kg) zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Po trwającym 7 minut rozładunku, samolot odlecieli do Londynu: Cichociemny płk Roman Rudkowski ps. Rudy, mjr Zbigniew Sujkowski ps. Wyga, emisariusz Stronnictwa Ludowego Jan Domański ps. Bartnicki. Samolot szczęśliwie powrócił do bazy o godz. 04.08, po locie trwającym osiem godzin 33 minuty.
W nocy z wtorku na środę 25/26 lipca 1944 przeprowadzono najsłynniejszą operację MOST III, podczas której samolot Dakota KG-477 „V” z polsko-brytyjską załogą z 267 Dywizjonu RAF oraz 1586 Eskadry PAF wylądował ponownie na polowym lądowisku „Motyl”. Głównym celem operacji było przerzucenie na Zachód z okupowanej Polski zdobytych przez wywiad AK informacji oraz części rakiety V2 (A-4).
Samolotem przylecieli Cichociemni: mjr. Bogusław Wolniak ps. Mięta, por. Kazimierz Bilski ps. Rum, pchor. Leszek Starzyński ps. Malewa, pchor. Zdzisław Jeziorański ps. Zych. Skoczkowie przerzucili czternaście walizek oraz pięć paczek (łącznie 970 funtów, ok. 440 kg) z zaopatrzeniem dla Armii Krajowej. Do Londynu z Polski odlecieli: Tomasz Arciszewski ps. Stanisław, wysłannik polityczny: Józef Retinger vel Józef Brzoza, por. Jerzy Chmielewski ps. Rafał, por. Tadeusz Chciuk ps. Celt, por. Czesław Miciński.
Po pięciu minutach od wylądowania samolot był rozładowany i załadowany. Przy starcie w drogę powrotną, koła samolotu ugrzęzły w podmokłej ziemi, dopiero po czwartej próbie udało się wystartować. Samolot wylądował w Campo Casale szczęśliwie, choć bez hamulców, o godz. 05.43, po locie trwającym (wraz z postojem podczas lądowania) dziesięć godzin 15 minut. 28 lipca 1944 samolot z częściami rakiety wylądował na lotnisku RAF Hendon (obecnie siedziba muzeum RAF).
Jan Nowak – Jeziorański: „Rano o dziesiątej dostajemy komunikat meteorologiczny od Anglików, że wszystko jest OK. O dwunastej radiostacja lądowiska daje sygnał gotowości przyjęcia. Jeśli go powtórzy o siedemnastej, szykujecie się do drogi. O dwudziestej samolot idzie w górę z takim wyrachowaniem, by nad terytorium nieprzyjacielskim znaleźć się zaraz po zapadnięciu ciemności, a powrócić przed brzaskiem. Wysyłamy depeszę o waszym starcie, a BBC po dzienniku o godzinie dziewiętnastej potwierdza lot umówioną melodią. Po północy powinniście być na miejscu. Wtedy z kolei oni dają nam znać, że maszyna wystartowała, a my – w parę godzin później – że wróciła w porządku. Na tym kończy się cała historia. (…)
Mieliśmy lecieć nie Liberatorem czy Halifaxem jak skoczkowie, lecz dużo powolniejszą Dakotą, wybraną do tego celu, ponieważ samolot tego typu potrzebował bardzo krótkiego pasa do startu i lądowania. (…) Nasz samolot DC3 był zupełnie nie uzbrojony, miał bardzo małą szybkość. Obciążenie dodatkowymi zbiornikami z benzyną trzeba było zrekompensować nie tylko pozbyciem się uzbrojenia, ale zdjęciem nawet blach osłonowych. (…) wybrano Dakotę do tzw. „siadanych” operacji tylko ze względu na jej wyjątkowo krótki start. Wobec myśliwca była bezbronna jak dziecko. Każde spotkanie z nieprzyjacielem w powietrzu było dla niej śmiertelne. (…)
Z dala przed nami zapala się wreszcie długi, nieforemny prostokąt. Obok niego wielka świetlna strzała, utworzona z palących się ognisk, wskazuje kierunek wiatru. Ze środka prostokąta słabe światełko wysyła w naszym kierunku alfabetem Morse’a literę „M”. Dakota odpowiada literą „K” światłami pozycyjnymi na obu skrzydłach. A więc to już nasze lądowisko. Zataczamy ogromne koło nad cała okolicą i podchodzimy do lądowania. Spod obu skrzydeł maszyny buchnęły snopy oślepiającego światła dwóch potężnych reflektorów. (…)
Podchodzimy do lądowania po raz drugi. Tym razem wszystko odbywa się szczęśliwie. Czujemy dosyć mocny wstrząs. Dakota sunie chwilę po ziemi. Do kabiny wpada polski pilot i wywala drzwi. Wyciągają się z dołu ręce po dwa ciężkie, podłużne worki. Dziewiętnaście ciężkich waliz ze sprzętem wyrzucamy z samolotu w ciągu kilkunastu sekund. (…) Samolt otaczają chłopi, niektórzy na bosaka, uzbrojeni w karabiny, rozpylacze, błyskawice, steny. (…) Każą nam biec przez ląkę pod las w kierunku dwóch czekających furmanek. (…) nasz woźnica z prawdziwie chłopską flegmą objaśnia sytuację. – Tam dalej – wskazał batem kierunek – stoją we wiosce szkopy. Przyśli wczoraj rano, to pewno pójdą dalej o świtaniu. Będzie z dziesięć czołgów i kupa samochodów (…)
Po chwili ktoś do nas przylatuje. Koła samolotu ugrzęzły w ziemi zbyt miękkiej po niedawnym deszczu. Załoga i chłopi podkładają deski. Może za drugim razem uda się ruszyć. Mija minuta za minutą. Ustał wprawdzie hałas motorów, ale głosy i nawoływania ludzkie niesie daleko po nocnej rosie. Jeśli Niemcy są tuż, to dlaczego się nie ruszają? Nasz woźnica wzrusza ramionami – Bo po nocy mają pietra. Albo to mogą wiedzieć, ilu nas tu jest? (…) Tymczasem Dakota zapuszcza znowu motory i próbuje ruszyć, wypuszczając spod skrzydeł dwa snopy światła, kóre przecinając ostro ciemności sięgają chyba aż po horyzont. Ryk niesamowity. Pilot usiłuje wystartować całą mocą silników. Słuchamy w napięciu. Ruszy wreszcie, czy nie? (…) Niestety po paru minutach motory stanęły znowu. Okazało się, że podłożenie desek nic nie pomogło: maszyna nie może ruszyć. (…) Mija znowu kilkanaście minut i nagle wszyscy odstępują od samolotu. Widocznie załoga będzie próbowała po raz trzeci. Istotnie motory zawarczały znowu i samolot wniósł się wreszcie w powietrze. (…) Z powodu opóźnienia część trasy będą musieli przelecieć nad Bałkanami już przy dziennym świetle (…)”
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Res Publica, Znak, Warszawa – Kraków 1989, ISBN 8370460720, s. 300-308
F/L (kpt.) Kazimierz Szrajer, pilot: „(…) Poszedłem do pasażerów sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i zademonstrować założenie pasów i użycie spadochronów w wypadku gdyby zaszła tego potrzeba .(…) Z powrotem w kabinie, zastąpiłem pilota i przejąłem stery. Piękna gwiaździsta noc, spokój. Co za kontrast z tym, co przeżywaliśmy tylko dwie godziny temu. Za trzy godziny będziemy z powrotem w bazie powracając do normalnego życia dywizjonowego we względnie bezpiecznej atmosferze pomiędzy lotami. Za sobą zostawiliśmy grupę ludzi żyjącycli w stałym niebezpieczeństwie, walczących już prawie od pięciu lat z okupantem w Kraju, ludzi, którzy od miesięcy przygotowywali się do operacji „Trzeci Most”. Nasz odlot z częściami rakiety V-2 był dla nich kulminacją sukcesu. (…)”
Kazimierz Szrajer – w: „Trzeci Most”, jednodniówka, XV Zjazd (1984), s. 60
Operacja lotnicza: Wildhorn I (Most 1)
Ekipa skoczków: XLIII
Pasażerowie z Polski:
Zaopatrzenie: dwie walizki z pocztą, dolarami w banknotach, blankietami Kennkart, aparatem filmowym oraz filmami.
Start z lotniska: Campo Casale, Brindisi Samolot: Dakota FD-919 „I” (267 Dywizjon RAF)
Dowódca operacji lotniczej: F/L Harrod E.J. Załoga samolotu: pilot – F/L Harrod E.J., pilot – F/L Bolesław Koprowski – (1586 Eskadra PAF) / nawigator – P/O Wells J.A. / radiotelegrafista – P/O Wilcock N.
Placówka odbiorcza: Bąk Polowe lądowisko: w okolicach miejscowości Matczyn, 35 km od Lublina.
Oddział przyjmujący: -
Opis: Samolot nadlatywał na placówkę odbiorczą pięć razy, wylądował o godz. 00.40, wystartował o godz. 00.55. W drodze do Polski oraz powrotnej został ostrzelany przez artylerię przeciwlotniczą w rejonie Budapesztu. Powrócił szczęśliwie do bazy po locie trwającym 10 godzin 13 minut.
Operacja lotnicza: Wildhorn II (Most 2)
Ekipa skoczków: LV
Pasażerowie z Polski:
Zaopatrzenie: 964 funty sprzętu
Start z lotniska: Campo Casale, Brindisi Samolot: Dakota KG-477 „V” (1586 Eskadra PAF)
Dowódca operacji lotniczej: F/O Władysław Krywda Załoga samolotu: pilot – F/L Michał Goszczyński, pilot – F/S Józef Bielicki / nawigator – F/O Władysław Krywda / radiotelegrafista – F/S Stanisłw Karabanik / mechanik pokładowy – F/S Jerzy Neciuk / strzelec – W/O Zygmunt Skopiński, F/S Leon Basaj / despatcher – W/O Romuald Małachowski
Placówka odbiorcza: Motyl Polowe lądowisko: w okolicach wsi Wał – Ruda, 18 km od Tarnowa.
Oddział przyjmujący: -
Opis: Samolot lądował o godz. 00.07, po trwającym 7 minut rozładunku odleciał, powracając szczęśliwie do bazy po locie trwającym osiem godzin 33 minuty.
Operacja lotnicza: Wildhorn III (Most 3)
Ekipa skoczków: LVII
Pasażerowie z Polski:
Zaopatrzenie: czternaście walizek oraz pięć paczek (łącznie 970 funtów).
Start z lotniska: Campo Casale, Brindisi Samolot: Dakota KG-477 „V” (267 Dywizjon RAF)
Dowódca operacji lotniczej: F/L Culliford S.G. Załoga samolotu: pilot – pilot – F/L Culliford S.G, pilot – F/O Kazimierz Szrajer (1586 Eskadra PAF) / nawigator – F/O Williams J.P. / radiotelegrafista – F/S Appleby J.
Placówka odbiorcza: Motyl Polowe lądowisko: w okolicach miejscowości Wał Ruda (pow. brzeski) oraz Jadowniki Mokre, 18 km od Tarnowa.
Oddział przyjmujący: -
Opis: Samolot po drugim podejściu wylądował o godz. 00.23, po pięciu minutach był rozładowany i załadowany. Jednak przy starcie w drogę powrotną, koła samolotu ugrzęzły w podmokłej ziemi, dopiero przy czwartej próbie, po ok. 65 min. pilot poderwał „Dakotę” do lotu. Samolot zabrał zdobyte przez wywiad AK części rakiety V-2 oraz przygotowany przez naukowców konspiracyjny raport w tej sprawie. Po starcie, wskutek uszkodzenia przewodów hydraulicznych, miał problem ze schowaniem podwozia (co zwiększało zużycie paliwa) oraz z automatycznym pilotem. Zbiornik hydrauliczny wypełniono więc… herbatą z termosów oraz innymi płynami, co pozwoliło schować podwozie podczas przelotu nad Tatrami. Piloci lecieli bez automatycznego pilota, trzymając stery na zmianę. Samolot wylądował w Campo Casale szczęśliwie, choć bez hamulców, o godz. 05.43, po locie trwającym (wraz z postojem podczas lądowania) dziesięć godzin 15 minut.
W sezonie operacyjnym ODWET zaplanowano zorganizowanie dwóch „Mostów”, jednak żaden nie doszedł do skutku. Operacja Most 4 miała zostać przeprowadzona pod koniec września 1944, na żądanie gen. Tadeusza Bór – Komorowskiego. Planowano przerzucenie nim z okupowanej Polski do Londynu: redaktora powstańczej radiostacji fonicznej „Blyskawica” – Zdzisława Jeziorańskiego, oficera łącznikowego przy sztabie gen. Komorowskiego – mjr. dypl. Tadeusza Wardejn – Zagórskiego, zbiegłego z niewoli niemieckiej lotnika RAF, korespondenta „The Tiomes” – Johna Warda oraz jeszcze dwie osoby. W ocenie Kajetana Bienieckiego, „celem Mostu IV” było przekazanie na Zachód świadectwa o Powstaniu Warszawskim”.
Początkowo planowano wykorzystanie lądowiska „Giez” (kieleckie, 11 km na południowy wschód od Secemina) lub „Komar” (kieleckie, 1 km od Secemina). Później miejscem lądowania w tej operacji miało być lądowisko „Świetlik” ,12,75 km na południowy wschód od mostu na Pilicy w Sulejowie, pomiędzy miejscowościami: Ciechomin i Rożenek. Zmieniono także skład ekipy do podjęcia w tej operacji: Zdzisław Jeziorański, emisariusz Cichociemnego, gen. Leopolda Okulickiego oraz przedstawiciele czterech stronnictw politycznych. W tym czasie jednak, po politycznym przesileniu w polskim rządzie (odmowa uznania ustaleń konferencji w Teheranie ws. wschodniej granicy Polski), brytyjski rząd zawiesił loty do Polski w operacjach SOE.
Por Józef Zubrzycki, adiutant operacyjny Bazy nr 11 w Latiano – dowodzonej przez mjr dypl. Jana Jaźwińskiego – zanotował w swoim dzienniku (SPP, sygn. 16.7), że dowództwo brytyjskiego 267 Dywizjonu RAF… odmówiło przeprowadzenia Mostu nr 4. W tej sytuacji Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza wyznaczył jako dowódcę tego lotu F/L Kazimierza Suszczynskiego z polskiego 301 Dywizjonu Bombowego RAF, później przeniesionego do 267 Dywizjonu RAF w Bari.
Po interwencjach politycznych, 15 grudnia 1944 o godz. 13.45 samolot Dakota KG-446 „?”, wystartował z lotniska Campo Casale w operacji Wildhorn IV (Most 4), w całości z polską załogą z 301 Dywizjonu PAF: piloci F/L Kazimierz Suszczyński, A/C Ludomił Rayski, nawigator F/O Stanisław Kleybor oraz radiooperator W/O Dionizy Budnicki. Samolot miał zaplanowane międzylądowanie w Ankonie w celu uzupełnienia paliwa oraz start do Polski z Ankony o godz. 16.30.
O godz. 14.10 Roman Rudkowski nadał depeszę kodową 333/X w której zgłosił nagłe pogorszenie pogody. Samolot odwołano w trakcie lotu; okoliczności tej decyzji przedstawił póżniej pilot F/L Kazimierz Suszczyński w tzw. „raporcie Suszczyńskiego” (patrz poniżej). W tym czasie w Polsce, lądowisko „Świetlik” będące zaplanowanym miejscem lądowania w tej operacji, ochraniało aż ok dwóch tysięcy żołnierzy AK!
Operacja miała być ponownie przeprowadzona w styczniu 1945, na lądowisko „Pająk” , 11 km na południowy wschód od stacji kolejowej Piotrków Trybunalski, nieopodal miejscowości Łazy – Dąbrowa. Okazała się niemożliwa do przeprowadzenia wskutek ofensywy Sowietów, rozpoczętej 15 stycznia 1945.
Raport F/L Kazimierza Suszczyńskiego dot. operacji Wildhorn IV (Most 4)
źródło: Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, sygn. LOT A.V. 64/4/62
Celem operacji Wildhorn V (Most 5) – amerykański kryptonim „Catfish” – miało być podjęcie (przez lotnictwo amerykańskie – 10 Amerykańską Flotę Taktyczną) z lądowiska „Mucha” k. Tymbarku, zestrzelonych alianckich oraz polskich lotników: 17 Amerykanów, 10 Brytyjczyków oraz 6 Polaków. Jeszcze 17 stycznia 1945 w depeszy 152/X informowano Okręg Kraków AK o planowanym wysłaniu po lotników trzech samolotów Dakota, które miały lądować w półgodzinnych odstępach. Jedna z Dakot miała zostać skierowana z Air Rescue Service, druga z 267 Dywizjonu RAF.
Także i ta operacja (podobnie jak Most 4) kazała się niemożliwa do przeprowadzenia wskutek ofensywy Sowietów, rozpoczętej 15 stycznia 1945; już 21 stycznia zajęli Tymbark. Lotnicy alianccy, po zgłoszeniu się do Sowietów, przez Lwów i Kijów zostali odesłani do obozu w Odessie, stamtąd brytyjskimi okrętami ewakuowano ich wiosną 1945.
Znikoma ilość operacji lotniczych połączonych z lądowaniem w Polsce świadczy o alianckich priorytetach oraz słabnącej pozycji Polski. We Francji czy Jugosławii w takich operacjach lądowały dziesiątki samolotów…
Krzysztof Mroczkowski – Mosty, które rozwiesiła noc…
w: Biuletyn informacyjny AK nr 1 (309) styczeń 2016, s. 39 – 44
„Rakietą w przestrzenie międzyplanetarne” – tak zatytułował swoją broszurę studiujący w Niemczech obywatel Rumunii Hermann Oberth. Jej publikacja w 1923 wywołała wielkie poruszenie, 5 lipca 1927 we Wrocławiu grupa entuzjastów założyła Towarzystwo Podróży Kosmicznych (niem. Verein für Raumschifahrt).
Założycielem i pierwszym prezesem był pionier techniki rakietowej, inż. Johannes Winkler, wśród jego członków byli m.in.: pilot myśliwski Rudolf Nebel, pasjonujący się astronomią student politechniki Wernher von Braun, student i autor publikacji Hermann Oberth, inżynier Siemensa Klaus Riedel, autor publikacji „Dosięgalność ciał niebieskich” Walter Hohmann, pisarz Willy Ley, Hermann Noordung. Stowarzyszenie już we wrześniu miało aż 870 członków, wydawało czasopismo Die Rakete (Rakieta). Herman Obert został doradcą technicznym (Nebel jego asystentem) reżysera Fritza Langa, przy produkcji firmu wytwórni UFA pt. „Kobieta na księżycu”. Filmowa rakieta nie oderwała się jednak od ziemi, choć zbudowano ją w oparciu o dane „Modelu B” z ksiązki Obertha.
Nebel i Riedel odkupili filmową rakietę, przeprowadzali kolejne próby dzięki finansowemu wsparciu rządowego Instytutu Chemii i Techniki Rzeszy. Ober wraz z Braunem pracowali nad silnikiem rakietowym „Kegeldüse” – w lipcu 1930 silnik pracował przez 90 sekund, zużył 6 kg ciekłego tlenu, 1 kg benzyny, osiągnął stały ciąg „rzędu 7 kG”. Od jesieni 1930 VfR przeprowadzało testy na własnej działce, niedaleko obecnego lotniska Berlin-Tegel. Przez rok zorganizowano 270 prób, odpalono co najmniej 87 rakiet. Rakiety Repulsor ich konstrukcji sięgały pułapu 1 km.
W czerwcu 1932 VfR dzięki płk dr inż Karlowi Beckerowi zorganizowało na poligonie Kummersdorf – West, pokaz (nieudany) dla Wermachtu rakiety konstrukcji inż. Rudolfa Nebela. Wzniosła się na 30 m, przechyliła i spadła do pobliskiego lasu. Wojsko sceptycznie oceniło pokaz; jednak pochodzący z majętnej i arystokratycznej rodziny Wernher von Braun przekonał płk Becker’a, profesora Uniwersytetu Berlińskiego. Pułkownik powołał zespół do zbadania wojskowych zastosowań tej techniki, jego szefem wyznaczył kpt. Waltera Dornberger’a. Wermacht zaproponował VfR finansowanie badań i prób pod warunkiem utajnienia i przejęcia kontroli przez armię. Prezes VfR Rudolf Nebel odrzucił ofertę, ale przyjęli ją inni działacze – w tym Wernher von Braun.
Start V2, 21 czerwca 1943, źródło: Niemieckie Archiwum Federalne
W kwietniu 1934 von Braun napisał, 27 lipca 1934 obronił pracę doktorską pt. „Konstrukcyjne, teoretyczne i eksperymentalne przyczynki do problemu rakiety o napędzie płynnym”. Od połowy 1934 niemiecka armia przejęła kontrolę nad dorobkiem VfR. W grudniu 1934 na wyspie Borkum wojsko przeprowadziło udaną próbę odpalenia dwóch rakiet Agregat nr 2, A2 („Max” i „Moritz”) na paliwo płynne; obie wzniosły się znacznie na wysokość ponad 2 tys. metrów..
W 1933 władzę objął Adolf Hitler; w 1934 naziści zakazali grupie Nebela prób rakietowych na Raketenflugplatz, gdy odmówił został aresztowany przez gestapo, osadzony w obozie koncentracyjnym w Budziszynie. W 1936 Wermacht i Luftwaffe rozpoczęły budowę dwóch tajnych ośrodków badań rakietowych na wyspie Usedom (Uznam), niedaleko miejscowości Peenemünde. W 1937 Wernher von Braun wstąpił do NSDAP, w tym roku rozpoczęły pracę dwa niezależne zespoły badawcze. Ośrodek Peenemünde-Wschód podlegał Wermachtowi, pracował nad rakietą pionowego startu (późniejsza V-2), kierował nim gen. Walter Dornberger. Ośrodek Peenemünde-Zachód podlegał Luftwaffe, pracował nad nowymi rodzajami broni lotniczych (późniejszy bezzałogowy pocisk odrzutowy Fi-103, znany jako V-1), kierował nim Wernher von Braun.
W 1939 doświadczalna rakieta A-5, o wadze 1,3 ton, osiągnęła pułap 13 km. Zastosowano w niej nowy rodzaj paliwa – 80% nadtlenek wodoru (H2O2, perhydrol). 3 września 1942 prototyp rakiety A-4 (V-2) o wadze 13 ton, lecący torem balistycznym, osiągnął pułap 83 km, przeleciał 193 km, spadając zaledwie 5 km od zaplanowanego celu. 10 grudnia 1942 do swego pierwszego lotu wystartowała bezpilotowa bomba latająca Fieseler Fi-103 (V-1). W marcu 1943 Hitler zakazał dalszych prób nad projektem rakiet A-4, bo… śniło mu się, że rakieta nie dotrze do Wielkiej Brytanii… Później zmienił decyzję.
Pierwszy meldunek wywiadowczy, zawierający parametry techniczne rakiet, już 2 grudnia 1942 dostarczył aliantom wywiad Armii Krajowej. Pochodził od informatora wywiadu AK w czeskiej hucie Witkowice, w której Niemcy eksperymentowali z produkcją specjalnych łusek ze stalowych bloków 70 x 1200 mm, walcowanych w procesie Mannesmana. W styczniu 1943 wywiad AK ustalił także, że 80 proc. używanej rudy żelaza dostarczano ze szwedzkich kopalń Kiruna i Gellivare statkami do Szczecina, następnie barkami do Raciborza oraz koleją do Witkowic.
Na początku 1943 inż. Jan Szreder ps. Furman meldował o istnieniu tajnego ośrodka na wyspie Uznam, pracującego nad „torpedami powietrznymi”, do którego kierowane są liczne transporty maszyn i materiałów oraz dla którego pracują tysiące więźniów zlokalizowanych tam obozów: koncentracyjnego, jeńców wojennych, pracy.
W meldunkach miesięcznych za luty i marzec 1943 wywiad AK raportował, że w Peenemünde: „centralizuje się ośrodek budowy i prób samolotów rakietowych” o napędzie umożliwiającym osiągnięcie prędkości do 800 km/godz, na jego potrzeby pracuje fabryka zatrudniająca 8 tys. osób, laboratoria i lotnisko doświadczalne, przejazd w promieniu kilku kilometrów od ośrodka możliwy jest jedynie na podstawie specjalnych przepustek.
Wywiad i kontrwywiad Polskiego Państwa Podziemnego w starciu z V-1 i V-2
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego,Warszawa 2020, ISBN 978-83-956907-2-3
Rakieta V-1, źródło: Niemieckie Archiwum Federalne
Cichociemny Stefan Ignaszak ps. Nordyk kierował siatkami wywiadu ofensywnego Armii Krajowej, które rozpracowywały niemiecki przemysł zbrojeniowy na terenie III Rzeszy oraz Generalnego Gubernatorstwa. Poprzez kierowaną przez siebie sieć wywiadowczą „Bałtyk”, od komórki „Bałtyk 303” uzyskał informacje o niemieckich testach nowej broni „V-1” i „V-2”, dzięki pomocy swojego informatora Romana Trägera ps. As, T-2, Junior, służącego w Wermachcie, w jednostce instalującej łącza telefoniczne na terenie ośrodka w Peenemünde. Był synem jego agenta, Augustyna Trägera ps. Sęk, Tragarz, T-1, polskiego oficera Oddziału II (wywiad) Sztabu Generalnego WP. Roman Träger dostarczył także plan ośrodka w Peenemünde.
Cichociemny Stefan Ignaszak ps. Nordyk osobiście rozpracowywał tereny doświadczeń nad nową bronią III Rzeszy w Pustkowie, Blizne. Zdobył mapę SS Truppenubungsplatz Blizne, wykonał zdjęcia rakiety V2, która nie wybuchając wylądowała w pobliżu wsi Mężenin (k. Sarnak), zdjęcia krateru po wybuchu rakiety V2, zdobył jej części (turbiny, dysze, sprężarki), oraz próbki paliwa – nadtlenku wodoru.
W pierwszej fazie wybuchów pod Sarnakami – wspominał Cichociemny Stefan Ignaszak ps. Nordyk – wysłałem na ten teren A. Pieńkowskiego ps. Klimont, który wkrótce dostarczył do Warszawy różne drobne części rozerwanych rakiet. Później pojechałem z „Klimontem” do Sarnak i w pobliżu jakiejś wsi sfotografowałem krater po pocisku tak głęboki, że musiałem zejść po drabinie. Wracając do Warszawy zabraliśmy próbkę materiału pędnego rakiety, zamelinowaną u miejscowego kowala.” (Michał Wojewódzki – Akcja V-1, V-2, Instytut Wydawniczy PAX 1975, s. 244)
Brytyjski wywiad przeprowadził 22 kwietnia, 14 maja oraz 21 i 23 czerwca 1943 loty rozpoznawcze, które potwierdziły informacje polskiego wywiadu. Brytyjski raport wywiadowczy „German Long-Range Rocket Development” 27 kwietnia 1943 zaakceptował Winston Churchill oraz wydał rozkaz zbombardowania ośrodka.
W trakcie przygotowań do jego wykonania zmieniono trasy przelotów formacji bombowych atakujących Berlin. Wielokrotne przeloty bombowców (co noc) nad ośrodkiem Peenemunde uśpiły czujność obrony przeciwlotniczej oraz niemieckiej Luftwaffe.
W nocy 17/18 sierpnia 1943 aż 597 brytyjskich bombowców przeprowadziło nalot o kryptonimie „Operacja Hydra”. Bezpośrednio przed operacją osiem samolotów Mosquito poleciało nad Berlin w celu upozorowania zbliżającego się kolejnego bombardowania stolicy Niemiec.
Szef sztabu Lufftwafe i najbliższy współpracownik Göringa wysłał nad Berlin 203 niemieckie myśliwce. Tymczasem brytyjskie bombowce zrzuciły na Peenemunde aż 1874 ton bomb – 1593 ton bomb burzących oraz 281 ton bomb zapalających. Częściowo zniszczyły ośrodek, hale fabryczne, osiedle mieszkalne, obóz dla robotników; spowodowały 735 ofiar, w tym 178 Niemców. Zestrzelono 42 brytyjskie samoloty, Luftwaffe straciła 12 samolotów.
Po bombardowaniu V-1 nadal produkowano w Kassel, ale produkcję V-2 przeniesiono do podziemnej fabryki Mittelbau-Dora (filii obozu koncentracyjnego KL Buchenwald) w Nordhausen w górach Harz. Personel naukowy prowadzący próby testowe rakiety, we wrześniu 1943 przeniesiono w rejon Blizny k. Mielca, poligon nazwano Heidelager Blizna, miał kryptonim „Frieda”. Wyrzutnie Fi-103 wycelowano w zamieszkałą przez Polaków miejscowość Wierzbica (8 km od Rejowca, ok. 170,5 km od Blizny). Pierwszą próbę z rakietą A4 na nowym poligonie przeprowadzono 5 listopada 1943.
W tym rejonie funkcjonowała sprawna siatka wywiadowcza Inspektoratu Dębica AK, już we wrześniu 1943 raportowała o powstaniu tego kompleksu doświadczalnego. Po wznowieniu prób rakietowych wywiad AK prowadził rejestr wystrzelonych pocisków wraz z informacją o godzinie wystrzelenia i kierunku lotu, starając się pozyskać części z pocisków upadających początkowo do 15 km, następnie do 150-170 a nawet 250-300 km od poligonu.
24 kwietnia 1944 wywiad AK pozyskał żyrokompas elektromagnetyczny rakiety V-2, która spadła na podwórze i zabudowania Daniela Łopatiuka oraz pastwisko we wsi Klimczyce – Kolonia k. Sarnak. Zdobyto także resztki płynu, po analizie profesora Politechniki Warszawskiej Marcelego Struszyńskiego ustalono iż był 80 proc. stabilizowanym perhydrolem (H2O2, nadtlenkiem wodoru). Żyrokompas ukryto w ulu w ogrodzie Czuryłły, dzięki czemu nie zabrali go Niemcy, którzy wkrótce pojawili się we wsi, zabierając wszystkie znalezione elementy.
20 maja 1944 wywiad AK przejął całą rakietę, która spadła w błotniste wikliny nad brzegiem Bugu w rejonie wsi Mężenin k. Klimczyc. Żołnierze plutonu Tadeusza Jakubskiego ps. Czarny 8 kompanii 22 Pułku Piechoty AK zamaskowali szczątki rakiety sitowiem i wikliną, uniemożliwiając Niemcom jej odnalezienie. Po ok. tygodniu część rakiety przewieziono do Hołowczyc, tam je obejrzano, zmierzono i sfotografowano. Najważniejsze elementy, zapakowane w skrzynie oraz worki, przetransportowano trzema ciężarówkami (przykryte ziemniakami) do Warszawy.
Analizy konstrukcji i rozszyfrowania sposobu działania rakiety dokonali współdziałający w wywiadzie AK inż. Antoni Kocjan inż. Stefan Waciórski oraz prof. dr inż. Janusz Groszkowski. Ustalili, że rakietę napędza silnik na paliwo płynne, składające się z paliwa wlaściwego oraz utleniacza. Rakietą steruje serwomechanizm kierowany przez żyrokompas, a w początkowej fazie lotu możliwe jest sterowanie radiowe.
12 czerwca 1944 oraz 3 lipca 1944 ustalenia te wywiad AK przekazał do Londynu, w depeszach radio nr 366 oraz nr 403/1327. Ogółem wywiad AK przekazał nt. niemieckich prób rakietowych z V-1 i V-2: w 1943 cztery meldunki radiowe i dwa miesięczne oraz w 1944 piętnaście meldunków radiowych i pięć meldunków miesięcznych. Ponadto Polacy z terenu Francji przesłali do Londynu 173 meldunki nt. lokalizacji wyrzutni V-1, pięć meldunków nt. lokalizacji miejsc startu V-2 oraz dwa raporty o miejscach zakwaterowania niemieckiej obsługi wyrzutni.
Grażyna Bołcun – Wyrzutnia pocisków rakietowych V1 i V2 w Bliźnie
we wspomnieniach kpt. Józefa Rządzkiego ps. Boryna
komendanta obwodu AK Kolbuszowa „Kefir”: 1942-1945
w: Rocznik Kolbuszowski 2015 nr 15, s. 7-26
W nocy z wtorku na środę 25/26 lipca 1944 przeprowadzono najsłynniejszą operację MOST 3, podczas której samolot Dakota KG-477 „V” z polsko-brytyjską załogą z 267 Dywizjonu RAF oraz 1586 Eskadry PAF wylądował na polowym lądowisku „Motyl”, w okolicach wsi Wał – Ruda, 18 km od Tarnowa, nad rzeczką Kisieliną (położenie: N50°08′ E20°47′). Głównym celem operacji było przerzucenie na Zachód z okupowanej Polski zdobytych przez wywiad AK informacji oraz części rakiety V2 (A-4).
Oficer wywiadu AK por. Jerzy Chmielewski, ps. Rafał zabrał ze sobą do Londynu siedem najważniejszych części rakiety oraz 30 stron „Meldunku specjalnego 1/R nr 242. Pociski rakietowe”. Później m.in. jako instruktor „Oficerskiego Kursu Doskonalącego Administracji Wojskowej” (kamuflaź polskiej szkoły wywiadu) szkolil Cichociemnych – przyszłych oficerów wywiadu Armii Krajowej nt. realiów okupowanej Polski.
Meldunek zawierał:
Po pięciu minutach od wylądowania samolot był rozładowany i załadowany. Jednak przy starcie w drogę powrotną, koła samolotu ugrzęzły w podmokłej ziemi, dopiero po czwartej próbie udało się wystartować. Samolot wylądował w Campo Casale szczęśliwie, choć bez hamulców, o godz. 05.43, po locie trwającym (wraz z postojem podczas lądowania) dziesięć godzin 15 minut. 28 lipca 1944 samolot z raportem wywiadu oraz częściami rakiety wylądował na lotnisku RAF Hendon (obecnie siedziba muzeum RAF).
Andrzej Glass – Akcja V-1 i V-2 – wkład Polaków w rozszyfrowanie tajnych broni niemieckich
w: Polska myśl techniczna w II wojnie światowej
w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne.
Centralna Biblioteka Wojskowa, ISBN 978-83-63050-28-3, Warszawa 2015, s. 133-149
Jan Nowak – Jeziorański: „Rano o dziesiątej dostajemy komunikat meteorologiczny od Anglików, że wszystko jest OK. O dwunastej radiostacja lądowiska daje sygnał gotowości przyjęcia. Jeśli go powtórzy o siedemnastej, szykujecie się do drogi. O dwudziestej samolot idzie w górę z takim wyrachowaniem, by nad terytorium nieprzyjacielskim znaleźć się zaraz po zapadnięciu ciemności, a powrócić przed brzaskiem. Wysyłamy depeszę o waszym starcie, a BBC po dzienniku o godzinie dziewiętnastej potwierdza lot umówioną melodią. Po północy powinniście być na miejscu. Wtedy z kolei oni dają nam znać, że maszyna wystartowała, a my – w parę godzin później – że wróciła w porządku. Na tym kończy się cała historia. (…)
Mieliśmy lecieć nie Liberatorem czy Halifaxem jak skoczkowie, lecz dużo powolniejszą Dakotą, wybraną do tego celu, ponieważ samolot tego typu potrzebował bardzo krótkiego pasa do startu i lądowania. (…) Nasz samolot DC3 był zupełnie nie uzbrojony, miał bardzo małą szybkość. Obciążenie dodatkowymi zbiornikami z benzyną trzeba było zrekompensować nie tylko pozbyciem się uzbrojenia, ale zdjęciem nawet blach osłonowych. (…) wybrano Dakotę do tzw. „siadanych” operacji tylko ze względu na jej wyjątkowo krótki start. Wobec myśliwca była bezbronna jak dziecko. Każde spotkanie z nieprzyjacielem w powietrzu było dla niej śmiertelne. (…)
Z dala przed nami zapala się wreszcie długi, nieforemny prostokąt. Obok niego wielka świetlna strzała, utworzona z palących się ognisk, wskazuje kierunek wiatru. Ze środka prostokąta słabe światełko wysyła w naszym kierunku alfabetem Morse’a literę „M”. Dakota odpowiada literą „K” światłami pozycyjnymi na obu skrzydłach. A więc to już nasze lądowisko. Zataczamy ogromne koło nad całą okolicą i podchodzimy do lądowania. Spod obu skrzydeł maszyny buchnęły snopy oślepiającego światła dwóch potężnych reflektorów. (…)
Podchodzimy do lądowania po raz drugi. Tym razem wszystko odbywa się szczęśliwie. Czujemy dosyć mocny wstrząs. Dakota sunie chwilę po ziemi. Do kabiny wpada polski pilot i wywala drzwi. Wyciągają się z dołu ręce po dwa ciężkie, podłużne worki. Dziewiętnaście ciężkich waliz ze sprzętem wyrzucamy z samolotu w ciągu kilkunastu sekund. (…) Samolot otaczają chłopi, niektórzy na bosaka, uzbrojeni w karabiny, rozpylacze, błyskawice, steny. (…) Każą nam biec przez ląkę pod las w kierunku dwóch czekających furmanek. (…) nasz woźnica z prawdziwie chłopską flegmą objaśnia sytuację. – Tam dalej – wskazał batem kierunek – stoją we wiosce szkopy. Przyśli wczoraj rano, to pewno pójdą dalej o świtaniu. Będzie z dziesięć czołgów i kupa samochodów (…)
Po chwili ktoś do nas przylatuje. Koła samolotu ugrzęzły w ziemi zbyt miękkiej po niedawnym deszczu. Załoga i chłopi podkładają deski. Może za drugim razem uda się ruszyć. Mija minuta za minutą. Ustał wprawdzie hałas motorów, ale głosy i nawoływania ludzkie niesie daleko po nocnej rosie. Jeśli Niemcy są tuż, to dlaczego się nie ruszają? Nasz woźnica wzrusza ramionami – Bo po nocy mają pietra. Albo to mogą wiedzieć, ilu nas tu jest? (…) Tymczasem Dakota zapuszcza znowu motory i próbuje ruszyć, wypuszczając spod skrzydeł dwa snopy światła, kóre przecinając ostro ciemności sięgają chyba aż po horyznot. Ryk niesamowity. Pilot usiłuje wystartować całą moca silników. Słuchamy w napięciu. Ruszy wreszcie, czy nie? (…) Niestety po paru minutach motory stanęły znowu. Okazało się, że podłożenie desek nic nie pomogło: maszyna nie może ruszyć. (…) Mija znowu kilkanaście minut i nagle wszyscy odstępują od samolotu. Widocznie załoga będzie próbowała po raz trzeci. Istotnie motory zawarczały znowu i samolot wniósł się wreszcie w powietrze. (…) Z powodu opóźnienia część trasy będą musieli przelecieć nad Bałkanami już przy dziennym świetle (…)”
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Res Publica, Znak, Warszawa – Kraków 1989, ISBN 8370460720, s. 300-308
F/L (kpt.) Kazimierz Szrajer, pilot: „(…) Poszedłem do pasażerów sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i zademonstrować założenie pasów i użycie spadochronów w wypadku gdyby zaszła tego potrzeba .(…) Z powrotem w kabinie, zastąpiłem pilota i przejąłem stery. Piękna gwiaździsta noc, spokój. Co za kontrast z tym, co przeżywaliśmy tylko dwie godziny temu. Za trzy godziny będziemy z powrotem w bazie powracając do normalnego życia dywizjonowego we względnie bezpiecznej atmosferze pomiędzy lotami. Za sobą zostawiliśmy grupę ludzi żyjącycli w stałym niebezpieczeństwie, walczących już prawie od pięciu lat z okupantem w Kraju, ludzi, którzy od miesięcy przygotowywali się do operacji „Trzeci Most”. Nasz odlot z częściami rakiety V-2 był dla nich kulminacją sukcesu. (…)”
Kazimierz Szrajer – w: „Trzeci Most”, jednodniówka, XV Zjazd (1984), s. 60
Kazimierz Iranek Osmecki – Meldunek specjalny 1/R. Nr 242. Pociski rakietowe
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1972, zeszyt 22, s. 65-81
Rakieta V2, źródło: Niemieckie Archiwum Federalne
V-1 o długości 8,3 m, masie całkowitej 2 200 kg (830 kg ładunku wybuchowego, 650 kg paliwa) osiągała prędkość 580-640 km/gpdz., miała zasięg 300 km. Wymagała tylko 240 godz pracy przy produkcji, jej koszt wynosił 5 tys. marek. Niemcy wyprodukowały 30 tys. rakiet V-1, użyto 22 tys. (w tym wystrzelono na Wielką Brytanię 10 492, na Londyn 2419), do celu dotarło ok. 75 proc.
V-2 o długości 14 m, masie całkowitej 12 700 kg (980 kg ładunku wybuchowego, 5000 kg płynnego tlenu, 3500 kg spirytusu) osiągała prędkość 5 tys. km/godz, wysokość lotu 90 km, miała zasięg 300 km oraz czas lotu 5 min. Wymagała 13 tys. godzin pracy podczas produkcji, jej koszt wynosił ok. 100 tys RM.
Niemcy wyprodukowały 5,6 tys. rakiet V-2, użyto 5,5 tys., w tym w celach bojowych ok. 5 tys. Na Wielką Brytanię wystrzelono 3170 rakiet (1359 na Londyn), na Belgię 1664, na Francję 73.
Prowadzono prace nad rakietą V-4b o zasięgu zwiększonym do 600 km, a także nad dwustopniową rakietą A-9/A-10 do bombardowania USA, o zasięgu 5 tys. km.
Maciej Żuczkowski – Wywiad Armii Krajowej
w: Pamięć.pl nr 4-5/2012, Instytut Pamięci Narodowej Warszawa, s. 44 – 49
Tł..
Bogusław Ryszard Wolniak vel Bolesław Wnuk
Zwykły Znak Spadochronowy nr 0090, Bojowy Znak Spadochronowy nr 2087
Od 1912 mieszkał z rodziną w Zawierciu, od 1916 uczył się w gimnazjum państwowym w Zawierciu, od 1922 w Korpusie Kadetów nr 2 w Modlinie, w 1926 zdał egzamin dojrzałości. Od czerwca 1926 w Szkole Podchorążych Saperów, po jej ukończeniu awansowany na stopień podporucznika ze starszeństwem od 15 sierpnia 1929. Od 1 października 1929 przydzielony do Pułku Radiotelegraficznego, m.in. dowódca kompanii 2 batalionu. Awansowany na stopień porucznika 1 stycznia 1932, na stopień kapitana 19 marca 1937. Od czerwca 1937 dowódca stacji namiarowo – podsłuchowej nr 3 w Krakowie. Od września 1938 przydzielony do Oddziału II (wywiad) Grupy Operacyjnej „Zaolzie” gen. dyw. Władysława Bortnowskiego.
Od listopada 1938 ponownie dowódca stacji namiarowo – podsłuchowej nr 3 w Krakowie. Od grudnia 1938 dowódca kompanii 1 batalionu radiotelegraficznego w Zegrzu, następnie adiutant Pułku Radiotelegraficznego w Warszawie, dowódca szkoły podoficerskiej. Od 25 sierpnia 1939 dowódca stacji radiotelegraficznej nr 5 w Starogardzie Gdańskim.
Bogusław Wolniak podczas kursu unitarnego w Linlathen (Szkocja), lipiec 1941
źródło: archiwum rodzinne
W kampanii wrześniowej 1939 w obsadzie stacji radiotelegraficznej nr 5, wraz z nią na szlaku: Starogard Gdański – Aleksandrów Kujawski – Warszawa – Siedlce – Brześć – Małoryta – Kowel – Łuck – Krzemieniec – Tarnopol – Horodenka – Kołomyja – Kosów. 19 września w Kutach przekroczył granicę z Rumunią, internowany do 39 listopada w Tulca, następnie w Casimcea. Po uzyskaniu paszportu w Bukareszcie, przez Ateny (Grecja) statkiem „Warszawa” dotarł do Marsylii (Francja).
Od 28 stycznia 1940 w Carpiagne, 2 lutego 1940 w Bessieres (Paryż) wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych pod dowództwem francuskim. Od 1 marca 1940 uczestnik kursu w Centrum Wyszkolenia Łączności w Wersalu, po jego ukończeniu 1 maja 1940 w grupie oficerów łączności w Lucon, przydzielony jako zastępca szefa łączności 4 Dywizji Piechoty w Parthenay.
Maciej Szczurowski – Geneza formowania Armii Polskiej we Francji 1939 – 1940
w: Piotrkowskie Zeszyty Historyczne, 2002, nr 4 s. 115 – 143
Po upadku Francji ewakuowany 21 czerwca z St. Jean de Luz, 24 czerwca 1940 dotarł do Plymouth (Wielka Brytania). 1 lipca wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem brytyjskim, przydzielony jako zastępca szefa łączności 1 Brygady Strzelców w Crawford.
Wraz z ppłk. łączn. Wiktorem Bernackim w latach 1941 – 1942 współorganizator ośrodka, zastępca komendanta oraz dowódca kompani szkolnej, instruktor szkolenia Cichociemnych łącznościowców w ośrodku zlokalizowanym w rybackiej wiosce Anstruther nad zatoką Firth of Forth (hrabstwo Fife, Szkocja, Wielka Brytania), przy 1 Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej. Od 14 kwietnia 1942 w sztabie 1 Korpusu Polskiego, następnie w centrum radiowym Sztabu Naczelnego Wodza.
Monika Bielak – Ewakuacja żołnierzy polskich z Francji do Wielkiej Brytanii
i Afryki Północnej w latach 1940-1941
w: IPN, Polska 1918-1989 – Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918-1989
Zbigniew S. Siemaszko – Ośrodek Cichociemnych Łącznościowców
Anstruther – Auchtertool – Polmont
maszynopis w zbiorach Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu
Zgłosił się do służby w Kraju. Przeszkolony ze specjalnością w dywersji i łączności radiowej, zaprzysiężony na rotę ZWZ-AK 22 kwietnia 1942 w Londynie, od 11 lipca 1942 jako współorganizator, zastępca komendanta oraz instruktor łączności Ośrodka Wyszkolenia Sekcji Dyspozycyjnej Oddziału Specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza w Polmont. Od listopada 1943 do lipca 1944 dowódca ośrodka radiowego w STS 10 w Ostunii (Włochy). Awansowany na stopień majora, ze starszeństwem od 1 marca 1944.
Przerzucony do okupowanej Polski w nocy 25/26 lipca 1944 w sezonie operacyjnym „Riposta”, w operacji lotniczej „Wildhorn III” („Most 3”, dowódca operacji: F/L Culliford S.G., ekipa skoczków nr: LVII). Samolot Dakota KG-477 „V” (267 Dywizjon RAF, załoga: pilot – F/L Culliford S.G, pilot – F/O Kazimierz Szrajer – Esk. 1586 / nawigator – F/O Williams J.P. / radiotelegrafista – F/S Appleby J.) wystartował z lotniska Campo Casale nieopodal Brindisi, lądował o godz. 00.23 na lądowisku „Motyl” w okolicach miejscowości Wał Ruda (pow. brzeski) oraz Jadowniki Mokre, 18 km od Tarnowa. Informacje (on-line) nt. personelu Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii (1940-1947) – zobacz: Lista Krzystka
Razem z nim wylądowali: kpt. dypl. Kazimierz Bilski ps. Rum, por. Zdzisław Jeziorański ps. Zych, ppor. Leszek Starzyński ps. Malewa. Skoczkowie przerzucili także czternaście walizek oraz pięć paczek (łącznie 970 funtów). Po pięciu minutach samolot był rozładowany i załadowany. Jednak przy starcie w drogę powrotną, koła samolotu ugrzęzły w podmokłej ziemi, dopiero przy czwartej próbie, po ok. 65 min. pilot poderwał „Dakotę” do lotu.
Jan Nowak – Jeziorański: „Rano o dziesiątej dostajemy komunikat meteorologiczny od Anglików, że wszystko jest OK. O dwunastej radiostacja lądowiska daje sygnał gotowości przyjęcia. Jeśli go powtórzy o siedemnastej, szykujecie się do drogi. O dwudziestej samolot idzie w górę z takim wyrachowaniem, by nad terytorium nieprzyjacielskim znaleźć się zaraz po zapadnięciu ciemności, a powrócić przed brzaskiem. Wysyłamy depeszę o waszym starcie, a BBC po dzienniku o godzinie dziewiętnastej potwierdza lot umówioną melodią. Po północy powinniście być na miejscu. Wtedy z kolei oni dają nam znać, że maszyna wystartowała, a my – w parę godzin później – że wróciła w porządku. Na tym kończy się cała historia. (…)
Mieliśmy lecieć nie Liberatorem czy Halifaxem jak skoczkowie, lecz dużo powolniejszą Dakotą, wybraną do tego celu, ponieważ samolot tego typu potrzebował bardzo krótkiego pasa do startu i lądowania. (…) Nasz samolot DC3 był zupełnie nie uzbrojony, miał bardzo małą szybkość. Obciążenie dodatkowymi zbiornikami z benzyną trzeba było zrekompensować nie tylko pozbyciem się uzbrojenia, ale zdjęciem nawet blach osłonowych. (…) wybrano Dakotę do tzw. „siadanych” operacji tylko ze względu na jej wyjątkowo krótki start. Wobec myśliwca była bezbronna jak dziecko. Każde spotkanie z nieprzyjacielem w powietrzu było dla niej śmiertelne. (…) Z dala przed nami zapala się wreszcie długi, nieforemny prostokąt. Obok niego wielka świetlna strzała, utworzona z palących się ognisk, wskazuje kierunek wiatru. Ze środka prostokąta słabe światełko wysyła w naszym kierunku alfabetem Morse’a literę „M”. Dakota odpowiada literą „K” światłami pozycyjnymi na obu skrzydłach. A więc to już nasze lądowisko. Zataczamy ogromne koło nad cała okolicą i podchodzimy do lądowania. Spod obu skrzydeł maszyny buchnęły snopy oślepiającego światła dwóch potężnych reflektorów. (…)
Podchodzimy do lądowania po raz drugi. Tym razem wszystko odbywa się szczęśliwie. Czujemy dosyć mocny wstrząs. Dakota sunie chwilę po ziemi. Do kabiny wpada polski pilot i wywala drzwi. Wyciągają się z dołu ręce po dwa ciężkie, podłużne worki. Dziewiętnaście ciężkich waliz ze sprzętem wyrzucamy z samolotu w ciągu kilkunastu sekund. Z zewnątrz dochodzi zgiełk, głosy komend i nawoływania ludzi krzyczących jeden przez drugiego. Samolot otaczają chłopi, niektórzy na bosaka, uzbrojeni w karabiny, rozpylacze, błyskawice, steny. (…) Każą nam biec przez łąkę pod las w kierunku dwóch czekających furmanek. (…) nasz woźnica z prawdziwie chłopską flegmą objaśnia sytuację. – Tam dalej – wskazał batem kierunek – stoją we wiosce szkopy. Przyśli wczoraj rano, to pewno pójdą dalej o świtaniu. Będzie z dziesięć czołgów i kupa samochodów (…)
Po chwili ktoś do nas przylatuje. Koła samolotu ugrzęzły w ziemi zbyt miękkiej po niedawnym deszczu. Załoga i chłopi podkładają deski. Może za drugim razem uda się ruszyć. Mija minuta za minutą. Ustał wprawdzie hałas motorów, ale głosy i nawoływania ludzkie niesie daleko po nocnej rosie. Jeśli Niemcy są tuż, to dlaczego się nie ruszają? Nasz woźnica wzrusza ramionami – Bo po nocy mają pietra. Albo to mogą wiedzieć, ilu nas tu jest? (…) Tymczasem Dakota zapuszcza znowu motory i próbuje ruszyć, wypuszczając spod skrzydeł dwa snopy światła, które przecinając ostro ciemności sięgają chyba aż po horyzont. Ryk niesamowity. Pilot usiłuje wystartować całą mocą silników. Słuchamy w napięciu. Ruszy wreszcie, czy nie? (…) Niestety po paru minutach motory stanęły znowu. Okazało się, że podłożenie desek nic nie pomogło: maszyna nie może ruszyć. (…) Mija znowu kilkanaście minut i nagle wszyscy odstępują od samolotu. Widocznie załoga będzie próbowała po raz trzeci. Istotnie motory zawarczały znowu i samolot wniósł się wreszcie w powietrze. (…) Z powodu opóźnienia część trasy będą musieli przelecieć nad Bałkanami już przy dziennym świetle (…)”
Jan Nowak-Jeziorański, Kurier z Warszawy, Res Publica, Znak, Warszawa – Kraków 1989, ISBN 8370460720, s. 300-308
Głównym celem operacji było przerzucenie na Zachód z okupowanej Polski zdobytych przez wywiad AK informacji oraz części rakiety V2 (A-4). Oficer wywiadu AK por. Jerzy Chmielewski, ps. Rafał zabrał ze sobą do Londynu siedem najważniejszych części rakiety oraz 30 stron „Meldunku specjalnego 1/R nr 242. Pociski rakietowe”. Meldunek zawierał: 18 stron maszynopisu tekstu podstawowego, 12 stron załączników, 65 fotografii z opisem, 12 rysunków – schematów urządzeń radiowych, sterowniczych, pompy, silnika itp., opis konstrukcji i działania rakiet, opis i mapy poligonu Blizna, opis wyposażenia wyrzutni, rejestr (wraz z datami i godzinami) 118 startów i upadków rakiet, listę fabryk produkujących części rakiety V-2, specyfikację techniczną, w tym lotów i skutków wybuchu, wykaz oznaczeń i napisów na elementach rakiet V-1 i V-2
Z Polski samolotem odlecieli: Tomasz Arciszewski ps. Stanisław, Józef Retinger, por. Jerzy Chmielewski ps. Rafał, por. Tadeusz Chciuk ps. Celt, ppor. Czesław Miciński. Samolot po starcie, wskutek uszkodzenia przewodów hydraulicznych, miał problem ze schowaniem podwozia (co zwiększało zużycie paliwa) oraz z automatycznym pilotem. Zbiornik hydrauliczny wypełniono więc… herbatą z termosów oraz innymi płynami, co pozwoliło schować podwozie podczas przelotu nad Tatrami. Piloci lecieli bez automatycznego pilota, trzymając stery na zmianę. Samolot wylądował w Campo Casale szczęśliwie, choć bez hamulców, o godz. 05.43, po locie trwającym (wraz z postojem podczas lądowania) dziesięć godzin 15 minut. 28 lipca 1944 samolot z częściami rakiety wylądował na lotnisku RAF Hendon (obecnie siedziba muzeum RAF).
W „Dzienniku czynności” mjr dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, organizator lotniczych przerzutów do Polski odnotował:
„25.VII. Dziś, po w pełni zadowalającej wymianie bila [wymianie depesz operacyjnych] między bajorem MOTYL i Jutrzenką, wystartował 8079 [samolot łącznikowy dwustronny] (4 ludzi i 19 waliz). Poza tym – pięć polskich 2103 [transportów lotniczych ze zrzutami] na wszystkie zgłoszone plac. [placówki odbiorcze] za wyjątkiem zajętych przez Sowiety (jeden bast.) [bastion – placówka odbiorcza zdolna przyjąć jednej nocy zrzut z kilku samolotów].
26.VII. Lądował szczęśliwie 8079 – przyjęty i odprawiony przez MOTYLA. Przybyli – Retinger, kurier z MSWEWN., dwóch oficerów z AK oraz Arciszewski (…) Tego dnia odlecieli do Londynu, za wyjątkiem retingera, który został wstrzymany depeszą z SOE i 27.VII. odleciał na konferencję do Cairo – gdzie z Londynu wyleciał ppłk. Perkins. Z pięciu polskich 2103 wykonane tylko dwa. Dwa Liberatory nie otrzymały sygnałów z plac. – położonych nad Wisłą – gdzie Niemcy prawdopodobnie zajmowali linię obronną. .” (s. 302/307/325)
Radiostacja AP-4 źródło: ABW
W swoim pamiętniku mjr dypl. Jan Jaźwiński odnotował: „(…) list mój do płk Demela: Dn. 23 bm. rozkazem Tatara L.dz. 5856/O.Sp. (kopia w załączeniu) zostałem pozbawiony bezpośredniej łączności z Lawiną oraz z władzami brytyjskimi. Prawnie rozkaz ten pozostawia mnie możność świadomego kierownictwa przerzutem. (…) Faktycznie Hańcza [ppłk Marian Dorotycz – Malewicz] nie jest zdolny do prowadzenia akcji przerzutowej, ani też do rozmów z władzami brytyjskimi. Mogę więc czuwać nad realizacją planu przerzutu do AK. Wobec bardzo trudnej i ciężkiej obecnie sytuacji pozostanę w Bazie Jutrzenka dopóki NW [Naczelny Wódz] uzna to za celowe. (…) jutro wyślę drogą służbową depeszę do NW z prośbą o zwolnienie mnie ze stanowiska Dowódcy Bazy Jutrzenka i od wszelkich prac związanych z O.Sp. [Oddziałem Specjalnym] to znaczy z Tatarem [gen. Stanisławem Tatarem]. Jan Jaźwiński, 25 lipca 1944.”
„27 lipca, szef szyfrów przyniósł mnie kopię depeszy Lawiny [gen. Tadeusz Komorowski, dowódca AK] przysłanej przez O.Sp. do Hańczy L.dz. 1456/1135z 26 lipca 44 r. Sopja [mjr. dypl. Jan Jaźwiński] zgłosił odejście z Jutrzenki [Główna Baza Przerzutowa]. Ze względu na obecną naszą sytuację jest konieczne pozostawienie Sopji, aby podparł Rocha [ppłk Marian Dorotycz – Malewicz] który tej pracy nie zna. Lawina [gen. Tadeusz Komorowski, dowódca AK] L.dz. 1135.” (Jan Jaźwiński – Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego, przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki, Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, tom II, s. 112, 120, ISBN 978-0-9868851-3-6)
Po skoku i aklimatyzacji przydzielony do Oddziału V (łączność) Komendy Głównej Armii Krajowej.
Kajetan Bieniecki – Wildhorn
w: Zeszyty Historyczne nr 188, s. 81 – 100, Instytut Literacki, Paryż 1989 r.
Stanisław Chojnowski – Operacje lotnicze – zrzuty cichociemnych
w Obwodzie „Mewa-Kamień” podczas drugiej wojny światowej
w: Rocznik Mińsko-Mazowiecki 2012, nr 20 s. 59-75
W Powstaniu jako oficer Dowództwa Wojsk Łączności Komendy Głównej AK (tzw. II rzut, Śródmieście). Za męstwo i osobistą odwagę w czasie Powstania Warszawskiego odznaczony przez dowódcę Armii Krajowej czterokrotnie Krzyżem Walecznych.
Po kapitulacji Powstania w niemieckiej niewoli, osadzony w oflagu VIIa w Woldenberg. Uwolniony 30 stycznia 1945 przez wojska sowieckie.
Zbigniew S. Siemaszko – Łączność radiowa Sztabu N.W. w przededniu Powstania Warszawskiego
w: Instytut Literacki Paryż, 1964 r., Zeszyty Historyczne nr. 6, s. 64 – 116
Pozostał w konspiracji, działał w Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj, od lutego do 23 czerwca 1945 szef łączności technicznej Komendy Głównej Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj w Warszawie. 23 czerwca 1945 aresztowany przez UB w Warszawie, więziony do 6 października, zwolniony wskutek amnestii.
Od listopada 1945 do grudnia 1946 radiotelegrafista Ambasady Wielkiej Brytanii w Polsce. Od stycznia 1947 w redakcji tygodnika „Głos Anglii”, wydawanego w Krakowie. Od maja 1949 technik budowlany i kosztorysowy w Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłowego w Bielsku. Od marca 1950 m.in. specjalista kosztorysowy w Przedsiębiorstwie Państwowym Chłodnie Kominowe w Gliwicach. Od 1972 na emeryturze. Zmarł 31 marca 1986 w Gliwicach.
Zbigniew S. Siemaszko – Cichociemni Łącznościowcy
maszynopis w zbiorach Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu
Syn Wawrzyńca, elektrotechnika oraz Aleksandry z domu Radziszewskiej. W 1932 zawarł związek małżeński z Janiną z domu Kiecolt, od grudnia 1943 kierowniczka referatu 995 kontrwywiadu Komendy Głównej Armii Krajowej. Zadaniem referatu były sprawy personalne, finanse, łączność konspiracyjna oraz opieka nad rodzinami aresztowanych. Nie mieli dzieci.
W 1948 zawarł związek małżeński z Krystyną z domu Prewysz – Kwinto (ur. 1922). Mieli syna Krzysztofa (ur. 1948) oraz dwie córki: Barbarę (ur. 1950) i Joannę (ur. 1951).
26 października 2016 w Gliwicach, od strony ul. Dworcowej odsłonięto ponad dwumetrowy pomnik z granitu. Na tablicy umieszczono napis: „Gliwiccy cichociemni, spadochroniarze Armii Krajowej, elita Polski Walczącej” oraz nazwiska: Edwarda Kiwera ps. Biegaj, Bolesława Polończyka ps. Kryształ, Leszka Ratajskiego ps. Żal, Bogusława Wolniaka ps. Mięta, Antoniego Żychiewicza ps. Przerwa.
W 1989 roku powstał film dokumentalny „Cichociemni” (scenariusz i reżyseria Marek Widarski).
15 maja 2005 odsłonięto na terenie jednostki specjalnej – Jednostki Wojskowej GROM w Warszawie pomnik poświęcony cichociemnym spadochroniarzom AK. Znaczna część ekspozycji Sali Tradycji jednostki GROM poświęcona jest Cichociemnym.
Od 4 sierpnia 1995 roku jednostka nosi nazwę – Jednostka Wojskowa GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej
W 2008 roku powstał film dokumentalny „My cichociemni. Głos żyjących” (scenariusz i reżyseria Paweł Kędzierski).
7 października 2013 roku w Warszawie przy ul. Matejki, naprzeciwko Sejmu R.P. odsłonięto Pomnik Cichociemnych Spadochroniarzy AK.
W 2013 roku powstał film dokumentalny „Cichociemni. Wywalcz wolność lub zgiń” (scenariusz i reżyseria Dariusz Walusiak).
W 2016 roku Sejm R.P. ustanowił rok 2016 Rokiem Cichociemnych. NBP wyemitował srebrną kolekcjonerską monetę o nominale 10 zł upamiętniającą 75. rocznicę pierwszego zrzutu Cichociemnych.
W 2017 roku PLL LOT umieścił znak spadochronowy oraz podpis upamiętniający Cichociemnych na kadłubie Boeinga 787 (SP-LRG).
Cichociemni są patronem wielu szczepów, drużyn oraz organizacji harcerskich. Opublikowano wiele książek i artykułów o Cichociemnych.
Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie znajdują się groby kilkudziesięciu Cichociemnych oraz poświęcony Im pomnik „TOBIE OJCZYZNO”
Zobacz także – biogram w Wikipedii