Wojciech Markiewicz, dziennikarz tygodnika „Polityka” napisał, a Wydawnictwo Sonia Draga właśnie opublikowało książkę „Cichociemny Przybylik”. Zachęcam, aby po nią sięgnąć 🙂
Jak czytamy na okładce, jest to „prawdziwa historia Stefana Przybylika pseud. „Gruch”, jednego z trzystu szesnastu cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej wyszkolonych w Anglii i zrzuconych do Polski w czasie II wojny światowej. Wielokrotnie wymykał się śmierci, nie złamały go trzy totalitaryzmy.”
Red. Marek Przybylik ksiązkę o swoim Stryju zarekomendował nader przekonywująco – „Jest w tej opowieści wszystko, co zawierać mógłby scenariusz wielkiego wojennego filmu sensacyjnego – walka, więzienie, głód, mróz, spiekota i pragnienie, ucieczka, niewola, morskie katastrofy, beznadzieja rozbitka, wędrówka wycieńczonego wlóczęgi przez bezdroża imperium, tortury, desant na zapleczu wroga, zdrady, okręty podwodne, skoki spadochronowe, sytuacje bez wyjścia i zaskakujące zwroty akcji”.
W mojej ocenie książka Wojciecha Markiewicza o Cichociemnym Stefanie Przybyliku jest wyjątkowa: łączy elementy powieści sensacyjnej, thrillera i paradokumentu. Bogata w treść historyczno biograficzną lecz pełna napięcia i emocji. Zawiera zaskakujące zwroty akcji oraz elementy sensacji, ale jest wierna historycznej, obiektywnej prawdzie.
To wyrafinowany collage, z artyzmem łączący słowa, emocje, wyimki z życiorysu, osobiste relacje oraz historyczne fakty, także zdjęcia oraz fascynujące treści mające walor edukacyjny. Opowieść o Cichociemnym Przybyliku jest – jakże by inaczej – nader złożona, wielowarstwowa, niektórym przypominać może, przepraszam za skojarzenie, rosyjską matrioszkę. Nieomal z każdą stroną książki odkrywamy nowe karty historii Cichociemnych. Budzą się w nas nieoczekiwane emocje, także zrozumienie dla trudnych życiowych losów, niekiedy osobistych wyborów Cichociemnego Przybylika.
To frapująca opowieść nie tyle o nieludzkim okrucieństwie wojny i totalitarnej władzy różnych barw, co o wiecznie żywej nadziei, woli przeżycia i tęsknocie za Ojczyzną. Cichociemny Stefan Przybylik w rodzinnej rozmowie z bratankiem tak wspominał skok do Polski – „Chwilę po wylądowaniu byłem sam. Przytuliłem się do tej naszej ziemi, ucałowałem ją i po prostu rozbeczałem się” (s.20).
Szczerze i gorąco rekomenduję przeczytanie tej książki. Mnie najbardziej rozbawiła przytoczona relacja rozmowy Cichociemnego Stanisława Jankowskiego z instruktorem spadochronowym w Ringway – „Panie poruczniku, ile razy trzeba skoczyć, żeby się zupełnie nie bać przed skokiem? – Nie wiem, skakałem dopiero 641 razy…”
Próbowałem „upolować” w książce merytoryczne błędy, ale znalazłem tylko dwa. Po pierwsze, 24-metrową wieżę spadochronową, na której szkolili się m.in. Cichociemni (także żołnierze 1 SBS) wybudowano nie w Largo House, ale w pobliskim Lundin Links. Była elementem ośrodka Largo House, stąd powielana nieścisłość, jakoby wybudowano ją w Largo House właśnie.
Po drugie, najmłodszy Cichociemny miał 17 lat (a nie 19). Rzecz w tym, że por. cc Rafał Niedzielski podczas wpisywania do ewidencji swoich danych podał rok 1921 w dacie urodzenia, dodając sobie dwa lata, aby zakwalifikować się do skoku do Polski. Faktycznie miał 17 lat, a nie 19.
.
Jest też w książce pewna nieścisłość – na str. 148 Wojciech Markiewicz napisał: „Po 1990 roku historycy sporządzą podsumowanie”, następnie podał liczby dotyczące m.in. represjonowania Cichociemnych. Niektóre z tych liczb nie pochodzą jednak „od historyków”, a podsumowanie w tej części powstało znacznie później, w 2019. Rzecz w tym, że są to moje własne obliczenia, powstałe w oparciu o biogramy 316 Cichociemnych, opublikowałem je m.in. w moim portalu, później opublikowano je także w Wikipedii.
Specjaliście IPN „od Cichociemnych” dr Krzysztofowi Tochmanowi dedykuję znalezione w książce Wojciecha Markiewicza kolejne potwierdzenie – tym razem w oparciu o relację kpt cc Stefana Przybylika – że „fanki”, czyli dziewczęta z angielskiej charytatywnej pomocniczej służby kobiecej FANY? (First Aid Nursing Yeomanry) sprawdzały czy Cichociemny nie posiada przy sobie (lub w swojej odzieży) czegokolwiek, co mogłoby zdradzić jego tożsamość lub pobyt w Wielkiej Brytanii. Oto odpowiedni fragment książki – „Ubrania [skoczków – przyp RMZ] i inne rzeczy musiały być wcześniej używane. Przed odlotem po raz kolejny trzeba sprawdzić, czy nie ma w nich lub na nich czegoś, co wskazywałoby na angielskie pochodzenie – metek, w kieszeniach biletów, opakowań, monet czy banknotów. Wszystko to jeszcze raz, po skoczkach, po oficerze kontrwywiadu, przetrząsaja „fanki”. Centymetr po centymetrze, z wprawą. Do kieszeni wkładają dostarczone z kraju skrawki okupacyjnych gazet, drobniaki, bilety, niemieckie papierosy.” (s.14-15). Wg. dr K.A.Tochmana „Szkotki (…) na pewno [patrz pkt 13] nie kontrolowały skoczków”.
W opowieści o Cichociemnym Przybyliku w mojej ocenie zbęde są tylko dwa zdania. Mowa w nich o… Tusku i Kaczyńskim. Cichociemni nigdy nie byli elementem zbędnej, bieżącej plemiennej wojny polsko – polskiej. Nie powinni być w żaden sposób wplątywani w polityczne swary. Nie jestem wierzący, ale dla mnie te dwa zdania to jakby ktoś usiadł na ołtarzu…
Mimo tego, bardzo zachęcam do przeczytania tej wartościowej publikacji 🙂
Wojciech Markiewicz – Cichociemny Przybylik, Katowice 2021, Wydawnictwo Sonia Draga, ISBN 978-83-8230-193-9.
14 sierpnia 1943 Harold Perkins, szef sekcji polskiej tajnej brytyjskiej agendy rządowej – Special Operations Executive, w zaufaniu zapoznał mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, oficera polskiego wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, odpowiedzialnego za organizację przerzutu lotniczego (Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej), z dosyć osobliwym listem, wystosowanym przez SOE do brytyjskiego Foreign Office (Ministerstwa Spraw Zagranicznych) oraz do Ministra Wojny Ekonomicznej barona Hugo Daltona.
List był osobliwy, bowiem to Minister Wojny Ekonomicznej sprawował nadzór nad SOE, zaś od Ministra Spraw Zagranicznych SOE było uzależnione politycznie. Według relacji Kajetana Bienieckiego:
„w liście tym proszono o pilne skonkretyzowanie stanowiska rządu Wielkiej Brytanii do sprawy polskiej. Podkreślono w nim, że traktowanie sprawy polskiej w różnych departamentach rządowych [brytyjskiego rządu – RMZ] jest zależne od reakcji Sowietów i że stan ten powstał na skutek silnej propagandy sowieckiej, mimo że faktem jest Katyń i eksterminacja ludności polskiej. Konieczność decyzji, jaka ma być polityka W. Brytanii do Polski jest ważna, ze względu na potrzebę wyposażenia Armii Krajowej w sprzęt do powstania.”
(„Lotnicze wsparcie Armii Krajowej”, Arcana, Kraków 1994, s. 84).
List był pewnego rodzaju podsumowaniem wytworzonej sytuacji oraz związanymi z nią protestami a także oczekiwaniami Polaków.
Prof dr hab. Jacek Tebinka oraz dr hab. Anna Zapalec, we wstępie rewelacyjnej książki „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)”, „Neriton”, ISBN 978-83-66018-94-5 (druk), ISBN 978-83-66018-95-2 (e-book) [zobacz recenzję] trafnie zauważają:
„Polsko-brytyjska współpraca w czasie drugiej wojny światowej obejmowała cały wachlarz spraw, począwszy od kontaktów politycznych poprzez prowadzone działania zbrojne i wywiadowcze, jak również sabotaż i dywersję. (…) Polski ruch oporu zaczął kształtować się pod koniec września 1939 r. jako jeden z pierwszych w Europie. Od początku miał unikalny charakter na tle podziemia w innych krajach podbijanych przez państwa Osi.
Polacy i Brytyjczycy współpracowali ze sobą jeszcze zanim powstało SOE, mające zajmować się wojną nieregularną oraz organizacjami podziemnymi w Europie. (…) Gdy powstało SOE było niemal rzeczą naturalną, że relacje Brytyjczyków z Polakami w zakresie działań konspiracyjnych będą kontynuowane (…)” (s.9-10)
Współpraca Polaków z SOE w celu wsparcia Armii Krajowej w okupowanej przez Niemców i Sowietów Polsce nigdy nie układała się nadmiernie gładko. Po utworzeniu SOE pod koniec lipca 1940, już kilka dni później, 30 lipca 1940 podpisana została umowa polsko – brytyjska dot. formowania Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz funkcjonowania Sztabu Naczelnego Wodza w Wielkiej Brytanii. Przy Sztabie NW rozpoczęła działalność brytyjska 4 Misja wojskowa.
Kluczową, bardzo aktywną rolę we współpracy Polaków z SOE odgrywał mjr dypl. Jan Jaźwiński, oficer polskiego wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza. Początkowo, od końca sierpnia 1940 szef Samodzielnego Referatu „S”, od 4 maja 1942 do stycznia 1944 szef Wydziału Specjalnego (S) w Oddziale VI SNW, od stycznia do 1 września 1944 komendant Głównej Bazy Przerzutowej „Jutrzenka” (Baza nr 11) w Latiano, 20 km od Campo Casale nieopodal Brindisi (Włochy), skąd startowały m.in. samoloty 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia z polskimi załogami oraz 148 Dywizjonu Specjalnego Przeznaczenia RAF, w lotach specjalnych SOE (zrzuty cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej) do okupowanej Polski.
Za wiedzą ówczesnego szefa Oddziału VI ppłk dypl. Jana Smoleńskiego mjr dypl. Jan Jaźwiński podjął starania o uruchomienie łączności lotniczej z okupowaną Polską. M.in. 12 sierpnia 1940 przekazał notatkę w tej sprawie jednemu z brytyjskich oficerów wywiadu. 21 sierpnia 1940 spotkał się z nim przedwojenny rezydent brytyjskiego wywiadu w Polsce kpt. Harold Perkins, późniejszy szef sekcji polskiej Special Operations Executive (SOE).
25 sierpnia 1940 przekazał, że komendant brytyjskiej 4 Misji polecił podjąć przygotowania do pierwszego lotu łącznikowego do Polski. W październiku 1940 przeszkolono pierwszych dziesięciu kandydatów na skoczków do Kraju. Pierwszą lotniczą operację zrzutową o kryptonimie Adolphus przeprowadzono w nocy z sobotę na niedzielę 15/16 lutego 1941. Był to także pierwszy zrzut alianckich żołnierzy na teren Europy okupowanej przez Niemców. SOE uczyło się od Polaków… Obecnie różni pseudospecjaliści wywodzą, że to SOE nas rzekomo uczyło oraz „organizowało zrzuty do Polski”..
Zobacz także – Bajki o SOE
Niestety, wciąż rozmaici pseudospecjaliści oraz pseudodziennikarze rozpowszechniają bzdurne opowieści, jakoby „zrzuty dla Armii Krajowej organizowała brytyjska SOE” (ciekawe, co wtedy robił mjr. dypl. Jan Jaźwiński). Współpracujący z SOE Marian Utnik oficer Oddziału VI (Specjalnego), od 10 lipca 1944 szef tego Oddziału, już dawno publicznie ujawnił:
„Zasady na których opierała się współpraca Oddziału VI z SOE nie były nigdy formułowane na piśmie, nie ustalono też żadnego stosunku zależności formalnej. Generalną tezą było wzajemne świadczenie sobie usług, a że Anglicy dysponowali wszystkimi środkami materiałowymi (wyjątek stanowiły amerykańskie dotacje dolarowe), Oddział VI faktycznie był zależny od SOE. Do spraw Oddziału VI nie kontrolowanych przez SOE można było zaliczyć jedynie dwie dziedziny, tj. korespondencja szyfrowa z krajem i placówkami oddziału, oraz wewnętrzna gospodarka pieniężna i materiałowa.
Wszystkie inne sprawy musiały być uzgodnione z SOE, która dostarczała środków na ich realizację. Uzgodnienie odbywało się w zasadzie na wspólnych konferencjach przedstawicieli SOE i Oddziału VI, potwierdzanych następnie spisywanymi na konferencji protokołami. Sprawy załatwiane w SOE osobiście lub telefonicznie przez pracowników Oddziału VI musiały być potwierdzone w drodze wymiany korespondencji. (…)”
(Oddział łącznikowy Komendanta Głównego AK przy Naczelnym Wodzu na emigracji (VI Oddział Sztabu Naczelnego Wodza) część I w: Wojskowy Przegląd Historyczny, Warszawa 1981, nr 3 s. 140)
Zauważyć należy, że Special Operations Executive (SOE) nigdy nie była w pełni samodzielna – uzależniona była operacyjnie od brytyjskiego lotnictwa i marynarki, materiałowo od ministerstwa wojny, politycznie od ministerstwa spraw zagranicznych, strategicznie podlegała Komitetowi Szefów Sztabu Imperialnego.
Mjr dypl. Jan Jaźwiński w swym „Dzienniku czynności” przedstawił swoją ocenę działań w tej sprawie. Szczególne znaczenie ma ocena działań podjętych do 24 grudnia 1942. Warto podkreślić, że wtedy właśnie prysły ostatnie złudzenia:
„(…) Rząd Polski, w dniach 24-29 grudnia 1942 roku (po przeszło trzech latach „starań”), zdał sobie sprawę, że jest zupełnie bezsilny i nie ma znaczenia wobec rządów sprzymierzonych, że poza istniejącym juz stale niedostatecznym przerzutem wykonywanym przez Oddz. Spec. (…) nie ma obecnie innych możliwości (…)”
(Jan Jaźwiński, „Dziennik czynności”, sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW – 1769/89, s. 153-154)
Zgodnie z oceną mjr dypl. Jana Jaźwińskiego można wyodrębnić osiem okresów starań o pomoc dla AK:
Jan Jaźwiński – Dziennik czynności (fragment, s. 126/128 – 136/138)
Wydziału „S” Oddziału Specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza
(niepublikowany, skan oryginału „Dziennika” w archiwum portalu elitadywersji.org)
SPP sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW – 1769/89, s. 126/128-136/138
Mjr dypl. Jan Jaźwiński w swym „Dzienniku czynności” (s. 126/128 – 136/138 – zobacz powyżej unikalne niepublikowane dotąd fragmenty oryginalnego „Dziennika”) podaje treść sporządzonej przez siebie notatki na potrzeby tej rozmowy, ws. przerzutu lotniczego do Polski, polskiego premiera i Naczelnego Wodza Władysława Sikorskiego z brytyjskim premierem Winstonem Churchillem.
Wskazuje w niej, że w sezonie 1942/43 plan przerzutu przewidywał ok. 100 lotów ze zrzutami do Polski. Wskutek postawy brytyjskiego Ministra Lotnictwa wykonano zaledwie 20 proc. planu. Ponadto, zaledwie trzy samoloty oddane do wyłącznego użytku Polski brytyjskie Air Ministry i tak używało do innych zadań. Wstrzymanie zrzutów spowodowało realne zagrożenie dla realizacji akcji „Wachlarz” (brytyjski kryptonim Big Scheme). Mjr Jaźwiński podkreślał:
„Zahamowanie akcji przerzutu lotniczego do Polski, pozbawiło Armię w Kraju wszelkiej pomocy (…) Na terenie W. Brytanii marnieje przygotowany do przerzutu liczny zastęp specjalistów, cenny materiał wojenny i pieniądze. To wszystko traci wartość, gdyż nie jest przerzucone na czas.” (s. 128/130)
Mjr dypl. Jan Jaźwiński stawiał sprawę ostro:
„Jest już wielki czas, aby kategorycznie stwierdzić, jak istotnie patrzy Rząd Brytyjski na Sprawę Polską – czy interesuje go Armia Tajna w Kraju czy nie. Wielki czas dla nas, aby znać prawdę i wyciągnąć konsekwencje. Stan dotychczasowy – to stały deficyt dla Kraju.” (s. 130/132)
Zanim doszło do wysłania listu SOE do Foreign Office, w depeszy z 18 lutego 1943 do Sztabu Naczelnego Wodza, gen. Stefan Rowecki, dowódca Armii Krajowej gorzko raportował:
„(…) Biegnie 7-my miesiąc zrzutów 42/43: dostaliśmy jedenaście niepełnych zrzutów zamiast obiecanych blisko 100 (…) jeśli tak dalej będziemy zaopatrywani, nie tylko nie ma mowy o wyposażeniu nas do akcji powstańczej [przeprowadzenie powstania powszechnego w Polsce – przyp. RMZ], ale nie będę w stanie zaopatrzyć naszej bieżącej akcji dywersyjnej i partyzanckiej w najniezbędniejsze środki. Proszę (…) o interwencję u Anglików, (…). Podkreślam, że to jedyny realny sposób pomożenia z emigracji naszej ciężkiej walce z okupantem i że chyba na taką pomoc nawet u Anglików zasłużyliśmy naszą dotychczasową trzyletnią ofiarną pracą (…).”
Dwa dni później, 20 lutego 1943, Szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Tadeusz Klimecki przybył na inspekcję tajnego lotniska RAF Tempsford, którą przeprowadzali ministrowie brytyjskiego rządu: minister lotnictwa, wicehrabia Archibald Sinclar oraz nadzorujący Special Operations Executive minister wojny ekonomicznej Roundell Palmer, 3 hrabia Selborne.
Ministrowie zaprosili generała na zorganizowaną dla nich kolację, podczas niej gen. Klimecki przedstawił pięć zasadniczych postulatów Polaków:
Wskutek tej rozmowy zastępca szefa SOE Lt. Col. Peter Wilkinson spotkał się z szefem Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza. Poinformował, że:
Koncepcja ogólnonarodowego powstania powszechnego, zorganizowanego przez Armię Krajową w ostatniej fazie wojny była fundamentalną strategią polskich władz niemal od początku wojny (idea pojawiła się już w listopadzie 1939).
10 października 1940 Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski wydał rozkaz L.408/III w sprawie przygotowania Polskich Sił Zbrojnych do możliwości przerzucenia transportem lotniczym do kraju, do bezpośredniego wsparcia i osłony Powstania. W tym kontekście przekazane cichcem nowe stanowisko Brytyjczyków było zdradą wszelkich dotychczasowych ustaleń z polskimi władzami. Zdezorientowane było także kierownictwo brytyjskiej tajnej agendy rządowej Special Operations Executive
Tydzień później, 27 lutego 1943 gen. Tadeusz Klimecki, szef sztabu Naczelnego Wodza wydał lunch dla oficerów SOE oraz Oddziału VI (Specjalnego) SNW. Polacy domagali się na nim zwiększenia przerzutu lotniczego Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Oprócz tego gen. Klimecki w liście do ówczesnego dyrektora SOE ds. operacyjnych i szkoleniowych (późniejszego szefa SOE) gen. Colina Gubbinsa domagał się realizacji w marcu i kwietniu 1943 co najmniej 50 operacji lotniczych SOE do Polski.
Efektem polskiej ofensywy wojskowo-politycznej był start w marcu 1943 aż 34 samolotów – więcej niż w poprzednich siedmiu miesiącach łącznie. W kwietniu wszystko wróciło do „normy” – zaplanowano 12 operacji lotniczych, próbowano zrealizować (nieskutecznie) tylko 3. We wtorek 13 kwietnia 1943 Niemcy ogłosili przez radio o odkryciu masowych grobów Polaków w Katyniu. Loty w operacjach lotniczych SOE do Polski znowu zawieszono…
Gen. Collin Gubbins z SOE, w liście z 1 maja 1943 do gen. Tadeusza Klimeckiego napisał:
„(…) wyrażam uznanie Armii Krajowej za dokonany wysiłek w ostatnim roku i zapewniam Pana, że uważamy ją dzisiaj za najlepiej zorganizowaną i najbardziej sprawna armię podziemną w Europie (…)”
(K.Bieniecki, Lotnicze wsparcie Armii Krajowej, s. 76)
We wrześniu 1943, pod wpływem sowieckich nacisków w Foreign Office, SOE listem do Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza poinformowało, że decyzją brytyjskiego ministerstwa lotnictwa, aż do odwołania Halifaxy i Liberatory będą latać do Polski „w promieniu nie dalej niż 110 mil od Fordonu”. Mjr Jaźwiński odparł celnie – „zarządzenie (…) ograniczające loty do Polski (…) jest równoznaczne z odmową wysyłania lotów do tzw. G.G. [Generalnej Guberni – przyp RMZ] (…) wyślę depeszą do Kraju i odwołam cały plan”.
Anglicy obawiali się, że Armia Krajowa znacznie zmniejszy działania wywiadowcze oraz dywersyjne i zgodzili się na kontynuowanie operacji lotniczych, ale na mniejszą skalę. Odwołali natomiast pierwszy „Most” – zaplanowane na dzień pomiędzy 11 a 18 października 1943 lądowanie na polowym lądowisku „Biedronka”, 5 km na północny wschód od mostu na Mogielance w Mogielnicy, pomiędzy miejscowościami Dylew oraz Kozietuły. Później termin pierwszego „Mostu” przesunięto na marzec lub kwiecień 1944. (Bieniecki, s. 95)
Dopiero w lutym 1944 potrojono liczbę samolotów (Halifaxów) przydzielonych SOE dla lotów do Polski, ale przez trzy tygodnie lutego polskie załogi latały na operacje do północnych Włoch oraz Jugosławii. Dopiero 24 lutego 1944 wystartowało do Polski sześć Halifaxów oraz jeden stary Liberator… Z przysłanych Halifaxów pięć wymagało gruntownego remontu…
Anglicy zastrzegli sobie prawo decyzji o zrzutach dla placówek odbiorczych w sowieckim, 50 milowym pasie przyfrontowym (m.in. po 5 placówek w Okręgach AK: Białystok i Lwów). To była jedna z wielu brytyjskich decyzji podjętych w interesie Sowietów a przeciwko Polsce…
Warto w tym miejscu zacytować jedno tylko zdanie z opracowania nt. relacji SOE-NKWD, nawiązanych już we wrześniu 1941:
„w tych latach brytyjskie Foreign Office nie miało ani jednego dyplomaty obznajmionego ze sprawami sowieckimi czy choć mówiącego po rosyjsku i informacje o Wielkim Aliancie czerpało ze sprawozdań sporządzanych przez Dział Badań FO (Research Department) obsadzony przez kryptokomunistów…”
(Hanna Świderska, Z powiązań Polska – SOE – NKWD, Zeszyty Historyczne (zeszyt 12), tom 489, Biblioteka „Kultury”, Paryż: Instytut Literacki, 1995, s. 95-108, ISBN 2-7168-0157-6, ISSN 0406-0393).
14 października 1943 mjr dypl. Jan Jaźwiński sporządził ściśle tajną notatkę – „Dane o wykonywaniu przez S.O.E. współpracy ze Sztabem N.W. w zakresie realizacji przerzutu zaopatrzenia dla A.K.” Napisał w niej m.in.:
„Na przestrzeni od sierpnia 1941 do chwili obecnej S.O.E. przejawia tendencję, aby hamować przerzut do Kraju. (…) Trzyletnia prawie współpraca z SOE pozwala z całą pewnością stwierdzić, że SOE (…) nie jest poważnie traktowane przez Air Ministry (…) oraz jest narzędziem rozgrywek Foreign Office (…). Stąd Przerzut zaopatrzenia dla Armii Krajowej – operacja ściśle wojskowa, jest przedmiotem wpływów wszelkich rozgrywek politycznych. (…) Istota rzeczy tkwi w fakcie, że istnieje niewątpliwie dyrektywa dla SOE i Air Ministry, aby ograniczyć przerzut dla Armii Krajowej do minimum nieistotnego – aby tylko nie dopuścić do otwartego NIE. Celem tej dyrektywy jest aby nie dać Sowietom cienia nawet argumentu, że W. Brytania zasila Armię Krajową (…)„.
(Jan Jaźwiński, Dziennik czynności, SPP sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW – 1769/89, s. 218/236 – 224/242)
Należy zauważyć, że Brytyjczycy nie dotrzymywali własnych ustaleń z Oddziałem VI ws. lotów ze zrzutami do Polski. W sezonie operacyjnym 1941/42 zaplanowano 30 lotów do Polski, wykonano tylko 11. W sezonie 1942/43 zaplanowano 100 lotów, wykonano zaledwie 46. W sezonie 1943/44 zaplanowano 300 lotów, wykonano tylko 172.
Ponadto polskie załogi zdecydowaną większość lotów w operacjach specjalnych SOE wykonywały do innych krajów, W 1944 roku na 1282 wykonane loty Polacy polecieli tylko w 339 lotach do Polski…
Warto podkreślić, że wg. moich obliczeń cała pomoc zaopatrzeniowa SOE dla Armii Krajowej zmieściłaby się w jednym pociągu towarowym. Do Polski zrzucono ledwo 670 ton zaopatrzenia (4802 zasobniki, 2971 paczek, 58 bagażników), z czego odebrano 443 tony. W tym samym czasie SOE zdecydowało o zrzuceniu do Jugosławii ponad sto dziesięć razy więcej, tj. 76117 ton zaopatrzenia, do Francji 10485 ton, a do Grecji 5796 ton…
Całe wsparcie finansowe Brytyjczyków dla Polski stanowiło zaledwie ok. 2/3 wydatków Wielkiej Brytanii na wojnę, poniesionych (statystycznie) JEDNEGO dnia. Przerzucono do Polski 316 Cichociemnych, choć przeszkolono do zadań specjalnych 533 spadochroniarzy. Tak bardzo Brytyjczycy wspierali Polaków oraz pomagali Polsce…
Odrębnym aspektem współpracy polskich władz z SOE było „oddelegowanie” kilkudziesięciu (ok. 45) polskich spadochroniarzy do wykonywania zadań specjalnych (wywiad, propaganda, także sabotaż i dywersja) jako agenci SOE, w ramach wspólnego przedsięwzięcia polsko – brytyjskiego jakim była Akcja Kontynentalna. Na podobnych zasadach polskie władze „oddelegowały” 32 spadochroniarzy do zadań wywiadowczych, realizowanych w ramach „Project Eagle”.
Polscy spadochroniarze do zadań specjalnych (Cichociemni i inni):
Hanna Świderska – Z powiązań Polska – SOE – NKWD
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne nr 112, s. 95 – 108
Kajetan Bieniecki – Współpraca SOE z NKWD i Polacy
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne nr 121, s. 23 – 30
Wydawało mi się, że po publikacji dr Krzysztofa Tochmana, dotąd uchodzącego za „głównego specjalistę od Cichociemnych” w Instytucie Pamięci Narodowej, nie trzeba będzie pisać kolejnego odcinka „Rocznicy pełnej błędów”.
Smutny rekord liczby błędów (co najmniej 36) nagromadzonych w tej „rocznicowej publikacji edukacyjnej IPN” wciąż nie został pobity, ale w ślady dr Tochmana – jak się wydaje – podążają następni wybitni historycy…
W numerze „Biuletynu Informacyjnego” nr 02 (368), luty 2021 można przeczytać dwa interesujące artykuły nt. Cichociemnych:
Mam uwagi, także krytyczne, do obu publikacji, najwięcej do tej pierwszej…
dr Andrzej Chmielarz – Prawdziwa historia Cichociemnych
w: Biuletyn Informacyjny nr 2 (386), luty 2021 s. 4-12
Dr Andrzej Chmielarz posłużył się sensacyjno – demaskatorskim tytułem („Prawdziwa historia”), który wcale nie oddaje treści artykułu, wprowadza w błąd oraz bardziej przystoi pryszczatemu studentowi niż poważnemu naukowcowi. Bo cóż – wg. Pana Doktora – w historii Cichociemnych jest „nieprawdziwego”?
Autor wskazuje jako „nieprawdziwe”:
1.1 – uznanie kpt. dypl. Jana Górskiego i kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza „za pomysłodawców utworzenia wojsk spadochronowych i rozpoczęcia szkolenia spadochroniarzy dywersantów na potrzeby kraju”.
1.2 – pierwszeństwo kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza w sprawie postulatu „przekształcenia Wojska Polskiego w Polski Korpus Desantowy i Lotnictwo Wsparcia Powstania”.
Jako „dowody” tych buńczucznych tez mają służyć:
skoczek po wylądowaniu, plik NAC
Krótko mówiąc, wg. Autora „inicjatywa wykorzystania spadochronu” wyprzedziła propozycje „utworzenia wojsk spadochronowych” a także „szkolenia spadochroniarzy dywersantów”. W drugim zaś przypadku propozycja sformowania brygady wyprzedziła projekt przekształcenia Wojska Polskiego.
Nietrudno dostrzec, że dr Andrzej Chmielarz mocno się rozpędził z tezami o „nieprawdziwości historii Cichociemnych”. Po pierwsze skupił się na zaledwie niewielkim fragmencie tej historii, po drugie porównuje nieporównywalne i na tej nierzetelnej podstawie stawia fałszywą tezę o domniemanym „pierwszeństwie”. Po trzecie, rażąco niezgodnie z faktami wywodzi, jakoby Cichociemni byli „spadochroniarzami dywersantami”…
Wyjaśnijmy po kolei: W mojej ocenie teza o „nieprawdziwości historii Cichociemnych” sama jest nieprawdziwa. Z wielu powodów.
1/ Po pierwsze, z faktu, że mjr dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki złożył 7 grudnia 1939 meldunek do dowódcy Polskich Sił Powietrznych o możliwości wykorzystania polskich spadochroniarzy „do desantów spadochronowych o charakterze dywersyjnym i wywiadowczym” wcale nie wynika – jak twierdzi Autor artykułu – że rzekomo „nieprawdziwy” jest fakt złożenia przez kpt. dypl. Jana Górskiego 30 grudnia 1939 opracowania pt. ?Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych?.
Nieprawdziwy jest też wywód, jakoby można było rozważać czyjekolwiek „pierwszeństwo”, skoro meldunek i opracowanie, choć dotyczą tej samej problematyki, mają odmienną treść. Rażąco nieprawdziwa jest teza dr Chmielarza, jakoby 12 stycznia 1940 kpt. dypl. Jan Górski „dopiero zaczynał formułować swoje tezy”, wystarczy przypomnieć, iż pierwszy raport w tej sprawie złożył 30 grudnia 1939.
Rzetelną odpowiedź kto i co pierwszy proponował mogłaby dać dopiero analiza treści obu propozycji; nawet jednak wtedy nie oznaczałoby to wcale że „propozycja druga” jest rzekomo nieprawdziwa. W mojej ocenie propozycje te prezentowały częściowo takie same, a częściowo zupełnie różne aspekty tego samego zagadnienia. Domniemane „pierwszeństwo” nie jest wcale nadmiernie istotne, to nie były zawody „kto pierwszy”, obie propozycje miały charakter komplementarny. Nawet na takim poziomie ogólności, jak potraktował je Autor, żadna z nich nie jest „pierwsza” w tej problematyce…
2/ Po drugie, z faktu iż kpt. obs. Lucjan Fijuth proponował utworzenie Brygady Lotniczo – Desantowej, a kpt. dypl. Maciej Kalenkiewicz przekształcenie całości Polskich Sił Zbrojnych w „Polski Korpus Desantowy i Lotnictwo Wsparcia Powstania” wcale nie wynika – jak twierdzi dr Andrzej Chmielarz, że rzekomo „nieprawdziwy” był ten drugi postulat. Właśnie on był pierwszą najbardziej kompleksową propozycją strategicznych rozwiązań.
W mojej ocenie mało rzetelne są oceny Autora, że minimalistyczny projekt Fijutha był rzekomo „realistyczny”, a kompleksowy projekt Kalenkiewicza „nierealny”. Takie tezy wygodnie formułuje się na wygodnej kanapie, kilkadziesiąt lat po wojnie. Oczywiste jest, że sformowanie najmniejszego związku taktycznego jest łatwiejsze niż przeformowanie całości sił zbrojnych. Wcale jednak to nie oznacza, że ten drugi postulat jest nierealny.
Okazał się nim dopiero po jakimś czasie, wskutek nieudolności polskiego Sztabu Naczelnego Wodza i „polityków londyńskich”. Nie oznacza to jednak wcale, że projekt Kalenkiewicza był nieprawdziwy i nierealny. Był śmiały i znacznie bardziej „nowatorski” niż określony tym mianem pomysł Fijutha sformowania zaledwie jednej brygady. Równie dobrze można byłoby wywodzić, że realne było np. postulowanie zrzutów do Polski stu ton zaopatrzenia – a nierealne tysiąca. Tylko że np. do Francji zrzucono realnie dziesięć tysięcy ton broni, amunicji itp. dla tamtejszego „ruchu oporu”.
Na marginesie należy zauważyć, że polska 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa była największą spośród niebrytyjskich jednostek Korpusu Powietrznego Wojsk Lądowych (Army Air Corps). Anglicy zamierzali dowódcę brygady, gen. Stanisława Sosabowskiego, mianować dowódcą brytyjsko-polskiej dywizji spadochronowej! Nie zgodził się na to Sztab Naczelnego Wodza, bowiem w polskich planach 1 SBS miała zostać użyta do wsparcia planowanego powstania powszechnego w Polsce.
W mojej ocenie, gdyby intelekt polskich dowódców i polityków dorównywał dzielności polskiego żołnierza, wykorzystując brytyjskie chęci można było realnie przeprowadzić operację przekształcenia co najmniej znacznej części (może nawet całości) Polskich Sił Zbrojnych w proponowany przez kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza „Polski Korpus Desantowy”.
3/ Po trzecie, Autor nie zechciał wprost zauważyć, że wszystkie projekty, uznane przezeń za „prawdziwe” oraz „nieprawdziwe” spotkały się w październiku 1940, w nowo utworzonym wydziale studiów i szkolenia wojsk spadochronowych w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza. Dr Andrzej Chmielarz „odkrył”, że w skład tego wydziału powołano kpt. dypl. Górskiego i kpt. dypl. Kalenkiewicza – ale przemilczał przydzielenie do tego samego wydziału kpt. naw. Lucjana Fijutha. Jak się stawia tezy o „prawdziwości” oraz „nieprawdziwości” czegokolwiek, miło byłoby nie przemilczać podstawowych faktów.
Wojskowe szkolenie spadochronowe – Legionowo 1937
4/ Po czwarte, twierdzenie Autora, jakoby mjr dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki rzekomo w Wojsku Polskim oraz Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, był pierwszym który pomyślał o „wykorzystania spadochronu w charakterze środka umożliwiającego skryte przerzucanie ludzi i sprzętu” jest rażąco nieprawdziwe. Dość przypomnieć, że w 1939 utworzono na lotnisku w Bydgoszczy Wojskowy Ośrodek Spadochronowy (WOS), który od 1 maja 1939 szkolił kandydatów do wojsk powietrznodesantowych.
Skoro dr Chmielarz ekscytuje się domniemanym „pierwszeństwem”, to wypada zauważyć, że maj 1939 był znacznie wcześniej niż 7 grudnia 1939. Jeśli natomiast szukać „pierwszego” Polaka, który dostrzegł zalety spadochronu to można wskazać Włodzimierza Mazurkiewicza, który w listopadzie 1914 został instruktorem w armii chińskiej.
Dziesięć lat przed wybuchem wojny, w 1929 uruchomiono w Legionowie warsztat spadochronów typu Irvin. Także w 1929 – dziesięć lat przed mjr dypl. Mizgierem – Chojnackim – mjr dyplomowany pilot Marian Romeyko opublikował w ?Przeglądzie Lotniczym? artykuł ?Wyprawy specjalne?, w którym napisał m.in.:
„Przetransportowanie dwoma ? trzema samolotami plutonu piechoty wraz z karabinami maszynowymi nie wydaje się już dziś dziełem nie do osiągnięcia. W niedalekiej przyszłości (a na Zachodzie już dziś) ? może stać się zjawiskiem normalnym. Natomiast wysadzenie pojedynczych szpiegów będzie się odbywało prawdopodobnie za pomocą spadochronów (wobec udoskonalenia tychże). Pewna ilość zdyscyplinowanych, uzbrojonych żołnierzy z bronią maszynową, stać się może na tyłach dość groźną jednostką, szczególnie wobec obiektów komunikacyjnych”.
Dr Chmielarz może więc, odpowiednio dostosowując kryteria, wybrać swojego „pierwszego” – co nie oznacza, że następni są „nieprawdziwi w historii”. Zdecydowanie nieprawdziwa jest natomiast teza, że mjr dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki był „pierwszy”, a zwłaszcza że jest jakoby „prawdziwym” fragmentem historii Cichociemnych…
5/ Po piąte, Cichociemni nie byli „spadochroniarzami dywersantami” – to rażące, nieprawdziwe uproszczenie Autora. Cichociemni byli w sporej mierze indywidualistami ? wysokiej klasy fachowcami przeznaczonym do zadań specjalnych. Szkolono Ich w ok. 30 specjalnościach, w ok. 50 tajnych ośrodkach SOE oraz kilku polskich ośrodkach wyszkolenia i bazach. Żaden Cichociemny nie był wyłącznie „dywersantem” – jest to teza równie „prawdziwa” jak to, że był rzekomo jeden „kurs cichociemnego”.
Nawet uproszczone sklasyfikowanie specjalności 316 Cichociemnych każe wskazać 160 CC ze specjalnością w dywersji (ale nie wyłącznie „dywersantów”), 50 CC ze specjalnością w łączności, 37 CC ze specjalnością w wywiadzie, 24 CC oficerów sztabowych, 22 CC ze specjalnościami „lotniczymi”, 11 CC o specjalności „pancernej i p/panc.”, także 3 CC specjalizujących się w tzw. legalizacji.
6/ Po szóste, nie są od dawna tajemnicą okoliczności utworzenia w 1939 roku Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy, następnie ukończenia 5 sierpnia 1939 pierwszego pełnego kursu przez 80 oficerów i podoficerów, w tym absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie. Nikt jednak dotąd z tych okoliczności nie wywodził – a przecież kursantów przeszkolono w skokach dziennych i nocnych, walce wręcz, strzelaniu z różnych typów broni oraz w dywersji: niszczeniu mostów, wiaduktów, torów kolejowych – że to było pierwszych 80 „prawdziwych” (używając ulubionej frazy dr Chmielarza) Cichociemnych. Szkoda jednak, że zabrakło o tym choćby wzmianki w artykule odkrywającym rzekomo dotąd ukryte – „prawdziwe” elementy historii Cichociemnych.
7/ Po siódme, interesujące jest źródło „ustalenia” przez dr Andrzeja Chmielarza przyczyn braku początkowej reakcji gen. Sosnkowskiego na postulaty kpt. dypl. Górskiego i kpt. dypl. Kalenkiewicza, złożone 21 stycznia oraz 14 lutego 1940. Tezy stawiane przez Autora nie zawierają odniesienia do źródłowych dokumentów, nie bardzo więc wiadomo, czy jest to historyczny fakt, czy tylko domniemanie z kategorii „widzimisię”.
8/ Po ósme, jak na „prawdziwą historię Cichociemnych” zadziwia że dr Andrzej Chmielarz pominął milczeniem fakt spotkania kpt. dypl. Kalenkiewicza 20 września 1940 z Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysławem Sikorskim, podczas którego koncepcja lotniczej łączności z Krajem została zreferowana Naczelnemu Wodzowi. Pominięcie Naczelnego Wodza w „prawdziwej historii Cichociemnych” musi zdumiewać.
Należy podkreślić, iż spotkanie nie było kurtuazyjne, a jego efektem było to, że dwadzieścia dni później Naczelny Wódz wydał rozkaz L.408/II – w sprawie przygotowania Polskich Sił Zbrojnych do możliwości przerzucenia transportem lotniczym do kraju, do bezpośredniego wsparcia i osłony Powstania. Rozkazał także rozpocząć formowanie pierwszej polskiej jednostki spadochronowej. Czyżby to, według Autora, były fakty z „nieprawdziwej” historii Cichociemnych?
9/ Po dziewiąte, niezupełnie prawdziwa jest fraza w artykule dr Andrzeja Chmielarza, iż „Pod koniec listopada 1940 r. brytyjskie Kierownictwo Akcji Specjalnych (SOE) wyznaczyło wstępnie termin próbnego lotu do Polski. (…) Pierwszą dogodną datą planowanego zrzutu był 20 grudnia 1940 r.”
Jak wynika z relacji mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, oficera wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, organizatora łączności lotniczej z okupowaną Polską, polski memoriał w tej sprawie przekazano Brytyjczykom 19 sierpnia 1940, wskazując jako datę pierwszego „lotu łącznikowego” połowę września 1940. Dopiero w połowie października 1940 Brytyjczycy zgodzili się uruchomić pierwszy kurs spadochronowy, 6 listopada 1940 ukończylo go 12 skoczków.
W drugim memoriale z 13 listopada1940 Polacy postulowali pierwszy lot jeszcze w listopadzie 1940. W odpowiedzi z 19 listopada brig. Bridge uznał za „nieprawdopodobne” zorganizowanie pierwszego lotu przed końcem listopada 1940. Po polskich interwencjach Brytyjczycy ulegli. Polski Inspektor Sił Powietrznych zawiadomił szefa Oddziału VI, że pierwszy lot może nastąpić najwcześniej 21 grudnia 1940.
Do 19 grudnia depeszami do KG AK ustalano miejsce zrzutu. Po wymianie depesz Polacy, w porozumieniu z SOE ustalili jako datę zrzutu 20 grudnia. Opowieść o 20 grudnia jako o rzekomej „pierwszej dogodnej dacie planowanego zrzutu” jest więc nieprawdziwa.
Dodać należy, że wciąż historycy także nieprawdziwie głoszą „kliencki” charakter brytyjskich relacji SOE – polski Oddział VI (Specjalny) SNW. Według tego nieprawdziwego założenia Polacy byli „klientami” Brytyjczyków, o wszystkim decydowało i wszystko organizowało SOE, a Polacy byli jedynie „pasażerami” oraz „odbiorcami”.
Warto przeczytać „Dziennik czynności” mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, aby porzucić tego rodzaju opowieści. Fakty są takie, że ze względów formalnych (także w praktyce) wszelkie decyzje musiały mieć charakter dwustronnych, polsko – brytyjskich uzgodnień, co wynikało wprost z podpisanej 30 lipca 1940 umowy polsko ? brytyjskiej dot. formowania Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz funkcjonowania Sztabu Naczelnego Wodza w Wielkiej Brytanii.
10/ Po dziesiąte, nie jest całkiem prawdziwe twierdzenie Autora: „Termin kolejnego lotu zostaje wyznaczony przez Air Ministry na dzień 15 lutego”. Faktycznie bowiem 29 stycznia 1941 na konferencji w Air Ministry uzgodniono kolejny termin pierwszego lotu na 8 lutego 1941. Od 8 do 12 lutego miała miejsce jednak przerwa w łączności radiowej z KG AK w okupowanej Polsce, stąd też termin tego lotu musiał zostać zmieniony. Termin został uzgodniony (a nie wyznaczony) z brytyjskim ministerstwem lotnictwa, po zapewnieniu „odbioru” w Polsce, zatem kolejny termin pierwszego lotu to był 15 lutego 1941.
11/ Po jedenaste, krzykliwym tytułem o rzekomo jedynie „prawdziwej historii Cichociemnych” oznaczono artykuł, który powiela od dawna znane fakty, niektóre zresztą mocno zniekształcając. O domniemanej „prawdziwości” relacji dr Andrzeja Chmielarza mają świadczyć – wg. Autora – mocno naciągane tezy o rzekomym „pierwszeństwie” mjr dypl. Mizgier – Chojnackiego oraz kpt. obs. Fijutha.
Byłoby wskazane, aby w narracjach dotyczących Cichociemnych częściej spoglądać w dokumenty, a znacznie rzadziej poszukiwać sensacji czy rzekomego „pierwszeństwa”. Byłoby też wskazane, aby już ustalonych faktów nie przeinaczać lub nie przemilczać.
Ryszard M. Zając – Errata / Uwagi do artykułu: 'dr Andrzej Chmielarz – Prawdziwa historia Cichociemnych’
elitadywersji.org, Sosnowiec, 10 marca 2021
dr hab. Jacek Sawicki – Cichociemni – nowa jakość na polu walki
w: Biuletyn Informacyjny nr 2 (386), luty 2021 s. 13-17
Artykuł dr hab. Jacka Sawickiego, profesora nadzwyczajnego KUL, przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Mam tylko kilka uwag.
1/ Po pierwsze, Autor definiuje Cichociemnych takim zdaniem – „Ochotnicy, wyselekcjonowani specjaliści, najlepsi z najlepszych; po kursie spadochronowym zrzuceni do kraju z zadaniem zasilenia struktur Polski Podziemnej i Armii Krajowej”. W zdaniu tym użyto bardzo nieprecyzyjnej frazy – „po kursie spadochronowym zrzuceni do kraju” – co może sugerować, iż szkolenie Cichociemnych sprowadzało się tylko do tego jednego kursu (spadochronowego), zaś innych nie było.
To oczywiście zasadniczy błąd, bowiem nie było jednego „kursu cichociemnego” lecz cztery grupy po kilka kursów. Cichociemnych szkolono w ok. 30 specjalnościach, oczywiście nie tylko na kursie spadochronowym. Wbrew pozorom, choć istotny, kurs spadochronowy nie był przecież najważniejszy, bowiem Cichociemni skakali do Polski (z jednym wyjątkiem) tylko raz, a niektórzy wcale (wysiedli z samolotu podczas operacji MOST).
2/ Po drugie, z faktu iż gen. Władysław Sikorski „przekazał uprawnienia Komendanta Głównego ZWZ Stefanowi Roweckiemu„ wcale nie wynika, iż „Tym samym Komenda Główna przeniesiona została do Kraju”. Jeden komendant to nie cała komenda, zaś słowo „przeniesienie” wcale nie jest synonimem „przekazania”.
Wolałbym bardziej precyzyjne sformułowania, zwłaszcza, że „przeniesienie do Kraju” oficerów dawnej KG ZWZ polegało na tym, że zostali przydzieleni do nowo utworzonego w Londynie Wydziału Krajowego, późniejszego Oddziału IV (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza. Na marginesie zauważę, że dr Krzysztof Tochman z IPN wywodzi, że Komendę Główną ZWZ „przeniesiono do Wielkiej Brytanii”. Fakty są zaś takie, iż KG ZWZ na obczyźnie rozwiązano…
3/ Po trzecie, w artykule niejako „tradycyjnie” (to zła tradycja części polskich historyków) zadania Oddziału VI (Specjalnego) spłycono niemalże tylko do roli przerzutu powietrznego do Kraju. Gdyby tak było rzeczywiście, wystarczyłby tylko mjr dypl. Jan Jaźwiński, który w praktyce tym się zajmował.
Warto podkreślać, wciąż pomijaną, podstawową rolę Oddziału VI, ważniejszą nawet od przerzutu lotniczego – administrowanie całością funduszy dla Armii Krajowej oraz pełnienie roli niejako „ambasady AK” dla wszystkich pozostałych oddziałów Sztabu Naczelnego Wodza oraz innych, także brytyjskich instytucji. Nie sposób uznać że to były marginalne, nieznaczące zadania Oddziału VI SNW.
4/ Po czwarte, cichociemni nie byli „kurierami wojskowymi”, to rażąco nierzetelne spłycenie Ich roli, zadań, zasług. Wcale nie byli „gońcami w mundurze”, tego rodzaju określenie uwłacza Ich pamięci, podobnie jak stawianie znaku równości pomiędzy CC jako „kurierami wojskowymi” a „kurierami cywilnymi” czyli wysłannikami politycznymi. Wydawało mi się dotąd, że nietrudno odróżnić żołnierza od polityka.
5/ Po piąte, zasygnalizowana w tytule „nowa jakość na polu walki” nie została w tekście wspomniana. Choć teza jest prawdziwa, w artykule brak jej uzasadnienia, nie wiadomo na czym miała polegać ta nowa jakość. Za uzasadnienie tytułu może jedynie posłużyć fragment końcowego zdania:
„Cichociemny był nie tylko spadochroniarzem świetnie przygotowanym do pracy w konspiracji, ale przede wszystkim synonimem wolności, żołnierzem Wojska Polskiego, które, chociaż daleko od kraju, nadal walczyło”.
To jednak trochę za mało jak na uzasadnienie – prawdziwej – tezy o „nowej jakości”. Autor nie zechciał choćby przedstawić specyfikacji składników tej „nowej jakości”…
Cieszę się, że historycy piszą o Cichociemnych, choć smuci mnie, że czynią to niejako „przy okazji” (wypada napisać coś w rocznicę). Jeszcze bardziej smuci mnie, że wciąż narracja historyczna o Cichociemnych zawiera podstawowe błędy, wciąż spłyca się Ich dokonania, wciąż przypisuje się polskie zasługi Brytyjczykom (to wspaniałe SOE, które w pełnej krasie zaprezentowało swą niekompetencję np. w Holandii)…
Ale czyż może być inaczej w sytuacji, w której nie ma ani jednej placówki naukowej czy muzealnej zajmującej się kompleksowo tym zagadnieniem? W sytuacji w której liczne dokumenty leżą sobie w archiwach i nikt do nich od wielu lat nie zagląda?
W sytuacji, w której nawet ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii nie wie, że Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej? W sytuacji w której nawet Instytut Pamięci Narodowej (sic!!!) depcze pamięć o Cichociemnych oraz rozpowszechnia kłamstwa na Ich temat w rocznicowej publikacji największego swego „znawcy problematyki”?
Ryszard M. Zając
Moje – przedstawione powyżej – uwagi do obu w/w artykułów przesłałem do redakcji „Biuletynu Informacyjnego” z prośbą o publikację… Otrzymałem bardzo rzeczową i życzliwą odpowiedź z redakcji.
Pan Piotr Hrycyk, redaktor naczelny był uprzejmy odnieść się też do niedawnej mojej polemiki z dr Krzysztofem Tochmanem. Napisał m.in. „Z wielkim zainteresowaniem czytałem Erratę [pdf] i wykaz błędów popełnionych, a przez Pana rzeczowo uzasadnionych. Nie spodziewałem się jednak, że podobną Erratę przeczytam w związku z publikacjami w Biuletynie.”
Szczerze mówiąc, też się nie spodziewałem, „Biuletyn” jest jednym z niewielu żródeł naprawdę rzeczowych informacji . Na szczęście jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy błędami dr Tochmana a pewnymi nieścisłościami w artykułach dr Andrzeja Chmielarza oraz dr hab. Jacka Sawickiego. To różnica jakościowa – dr Tochman popełnił fundamentalne błędy, niekiedy nawet co do dat, roli i znaczenia niektórych instytucji czy osób. W artykułach w „Biuletynie” są natomiast pewne nieścisłości oraz potknięcia co do faktów i związanych z nimi ocen.
Moje uwagi do obu tekstów (o treści jak powyżej) zostały przesłane obu Autorom. Pan Piotr Hrycyk uważa – co też popieram – że warto byłoby dojść wspólnie do porozumienia oraz spróbować uzgodnić, w oparciu o źródłowe dokumenty rzeczywiste fakty – „by na przyszłość uniknąć takich niezręcznych sytuacji”. Jestem jak najbardziej „za” takim rozwiązaniem, czekam na reakcję obu Autorów 🙂👍
* * * * *
Gdy już napisałem powyższe słowa, Pan Piotr Hrycyk był uprzejmy przesłać mi odpowiedzi obu Panów Doktorów.
W skrócie:
Pełną treść odpowiedzi obu Panów, wraz ze swoją ripostą opublikuję w najbliższą niedzielę 14 marca br., w samo południe. (opublikowane – patrz poniżej)
Ubolewam nad tym, że z wyżyn swych katedr Panowie Historycy nie raczą rzeczowo podejść do dyskusji, a jeden z Panów nawet rozpoczął od argumentów ad personam wobec mnie – co jak powszechnie wiadomo, żadnej rzeczowej dyskusji służyć nie może. Przykre, nawet bardzo…
Ryszard M. Zając
Moje polemiki redaktor naczelny „Biuletynu Informacyjnego” Pan Piotr Hrycyk byl uprzejmy przed publikacją przesłać Panom Autorom. W mailu do mnie zechciał wyrazić pogląd – który także poparłem – że warto byłoby dojść wspólnie do porozumienia oraz spróbować uzgodnić, w oparciu o źródłowe dokumenty, rzeczywiste fakty ? ?by na przyszłość uniknąć takich niezręcznych sytuacji?.
Niestety reakcja obu Autorów mocno rozczarowywuje, a wartość poznawcza „replik” rozczarowuje. Obaj Autorzy nie odnieśli się wprost do treści mojej polemiki, za to – nie znając mnie wcale – raczyli sformułować pod moim adresem zarzuty personalne.
.
Uważa, że „nie znam materiałów archiwalnych i warsztatu historyka”. Podkreśla, że wszelka polemika z Nim „jest chybiona”, a nawet że jest „ślepą uliczką”, bowiem dokonał „wieloletniej, żmudnej kwerendy żródłowej” (czyli przeszukał archiwa), na dodatek uczynił to „w archiwach polskich i zagranicznych”. Oczywiście – zarzucając mi nie wiadomo co – nie wskazał mających to potwierdzać domniemanych źródeł, ani publikacji, ani nawet nazw archiwów. Niestety, nie uklękłem na wieść, że był też (osobiście bądź wirtualnie) w archiwach „zagranicznych”.
Pan Doktor nie raczył wcale odnieść się do mojej polemiki, ale wybrał sobie kilka zdań z portalu https://elitadywersji.org/ i polemizuje już nawet nie tylko z ich treścią, ale z tym, co sądzi że z tych zdań wyczytał. Taki sposób „odpowiedzi” powinien logicznie prowadzić do repliki, w której wybiorę sobie jeszcze inną publikację Pana Doktora i będę z jakimiś jej tezami (albo innymi, całkiem wymyślonymi) polemizował. W odpowiedzi Pan Doktor prześle swoją polemikę do jeszcze innego mojego tekstu itp. itd.
Nietrudno zauważyć, że ten rodzaj „dyskusji” nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek dyskusją, czyli wymianą argumentów – rzetelnym odniesieniem się do spornych elementów danego tematu. Ten rodzaj „dyskusji”, który zainicjował dr Chmielarz, jest wyłącznie wywoływaniem chaosu, nie sposób bowiem dyskutować naraz o wszystkim, w całkowitym oderwaniu od argumentów przedstawianych przez oponenta.
Niemniej krótko odniosę się do niektórych uwag Pana Doktora, choć mój iloraz inteligencji (142) oraz zapewne bardzo nikła ilość kwerend i pobytów w achiwach (zwłaszcza zagranicznych) niewątpliwie wpychają mnie prosto w „ślepą uliczkę”, co czyni że nie jestem godzien polemizować z ogłoszeniami historycznymi Pana Doktora…
Przypomnę, że moja polemika z artykułem Pana Doktora została zawarta w 11 punktach:
Pełna treść moich zastrzeżeń do artykułu dr Chmielarza – patrz powyżej lub plik pdf
Na te 11 zarzutów tak odpowiada dr Andrzej Chmielarz:
"ZAMIAST REPLIKI"
Szanowny Panie,
z przykrością muszę stwierdzić, że Pańska polemika, która w moim odczuciu jest skutkiem braku znajomości materiałów archiwalnych i warsztatu historyka, jest chybiona. Kwestionuje Pan moje ustalenia będące wynikiem wieloletniej, żmudnej kwerendy źródłowej, w archiwach polskich i zagranicznych. Próba konfrontacji moich ustaleń z dotychczasowymi publikacjami na ten temat jest ślepą uliczką.
Swoje zainteresowania koncentruję na okresie obejmującym powstanie koncepcji lotniczej łączności z okupowanym Krajem i ustaleniu, kiedy narodziła się idea przerzutu wyszkolonych spadochroniarzy na potrzeby konspiracji wojskowej. Ten etap historii, rozpoczynający się na przełomie października-listopada 1939 r., a zakończony pierwszym lotem do Kraju w lutym 1941 r., nie został dotychczas w sposób należyty opracowany. Pragnę Pana zapewnić, że wszystkie podane przeze mnie ustalenia są oparte na konkretnych dokumentach archiwalnych. Możemy się oczywiście różnić się w ich ocenie, znaczeniu itp., ale nie zmieni to faktu, że zmieniają one w sposób zasadniczy dotychczasowy opis narodzin idei przerzutu powietrznego do Polski w latach II wojny światowej.
Moja uwaga: nie znam tych „konkretnych dokumentów archiwalnych” na które powołuje się dr Andrzej Chmielarz. Problem w tym, że wcale nie odnosi się do moich zarzutów, tylko usiłuje dyskutować wokół kwestii o których nie pisałem
Formułując swoje zastrzeżenie, nie bierze Pan pod uwagę prostego faktu. Znakomita większość opracowań dotyczących historii polskich spadochroniarzy i lotniczej łączności z krajem powstała w okresie, kiedy dostęp do archiwaliów krajowych i zagranicznych był mocno utrudniony.
Moja uwaga: Pan Doktor nie zauważa prostego faktu: moje zastrzeżenia dotyczą zupełnie innych kwestii.
Jak ważna jest znajomość i wykorzystanie zachowanych archiwaliów, pokazują dobitnie opracowania oparte na solidnej bazie źródłowej. Mam tu na myśli czterotomowy Słownik biograficzny Cichociemnych Krzysztofa K. Tochmana i Lotnicze wsparcia Armii Krajowej Kajetana Bienieckiego. Te opracowania unaoczniły wszystkim, jak wielkie luki i jak znacząco niepełny był funkcjonujący w dotychczasowej literaturze opis wielu zdarzeń.
Moja uwaga: Refleksje Pana Doktora nie mają żadnego związku z moimi zastrzeżeniami do tekstu, który napisał. Nota bene, w „Słowniku Biograficznym Cichociemnych” autorstwa dr Tochmana jest kilka istotnych błędów.
Bazowanie wyłącznie na literaturze skutkuje opisem, który niestety w wielu przypadkach na niewiele wspólnego z faktycznym przebiegiem wydarzeń. Odbicie tego ułomnego stanu wiedzy można znaleźć w bardzo wielu publikacjach, w tym niestety również na stronie www.elitadywersji.org.
Moja uwaga: Pan Doktor nie odnosi się do tematu dyskusji, tj. nie odnosi się do moich zastrzeżeń do jego artykułu.
By unaocznić skalę błędnego przekazu, pozwolę sobie na komentarz do zamieszczonego tam krótkiego tekstu zatytułowanego ?Łączność lotnicza?:
Moja uwaga: Byłoby wskazane, aby Pan Doktor odniósł się do moich zastrzeżeń do jego artykułu, zaś nową polemikę dotycząca jakiejkolwiek (jednej czy wielu) publikacji adresował do autorów tych publikacji, na których ten tekst został oparty. Chętnie zmienię treść danych tekstów mojego autorstwa, jeśli otrzymam wgląd w źródłowe dokumenty. Publikuję treści nie kwestionowane dotąd przez najpoważniejszych badaczy.
[cytat ze strony] Pierwszą propozycję w sprawie nawiązania łączności lotniczej z Krajem 30 grudnia 1939 złożył Dowódcy Lotnictwa gen. Józefowi Zającowi kpt. Jan Górski ps. Chomik.
? Górski nie jest autorem koncepcji nawiązania łączności lotniczej z krajem. Powstała ona w KG ZWZ w Paryżu i była przedmiotem dyskusji z udziałem gen. K. Sosnkowskiego i gen. Józefa Zająca 10 listopada 1939 r. W sztabie Dowództwa Lotnictwa zagadnienie to opracował płk. obs. Czesław Filipowicz.
Moja uwaga: kpt. dypl. Jan Górski jest autorem tego, pod czym się podpisał. Nigdzie nie twierdzę, że nikt inny nie wypowiadał się w sprawie idei łączności z okupowana Polską. Pan Doktor polemizuje więc nie tylko z innymi autorami ale także z tezą, której w moim tekście nie ma.
? pismo w sprawie utworzenia oddziałów desantowych skierowane do Dowódcy Lotnictwa gen. Józefa Zająca 7 grudnia złożył mjr. dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki, zajmujący się od lat spadochroniarstwem i wówczas oficer Komendy Głównej ZWZ w Paryżu, meldując, że: Na terenie Francji oraz w obozach w Rumunii i na Węgrzech znajduje się spora liczba naszych spadochroniarzy przeszkolonych przez LOPP i Wojskowy Ośrodek Spadochronowy w Bydgoszczy. Element ten, składający się z młodzieży ideowej i nadzwyczaj dzielnej mógłby być wykorzystany do desantów spadochronowych o charakterze dywersyjnym i wywiadowczym.
Jego propozycja zorganizowania w porozumieniu z dowództwem francuskim ośrodka spadochronowego (została przedstawiona lista kadry), został przyjęty do realizacji, na co wskazuje pismo mjr Władysława Tuchółki (przedwojenny komendant Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy) do gen. Zająca z 14 grudnia 1939 r., w reakcji na przekazaną mu przez płk. pil. Pawlikowskiego informację, że otrzymał przydział do szkolnictwa spadochronowego. 12 stycznia 1940 r. gen. Zając przedstawił Francuzom obsadę personalną centrum wyszkolenia spadochronowego, którego komendantem (Dir. du Centre d?instr.) został mjr. Mizgier-Chojnacki. Lista liczyła 17 ludzi (plus jeden kandydat na kurs spadochronowy ppor. Jan Rogowski). Szkolenie polskich spadochroniarz miało się odbyć w Avignon. W okresie styczeń – maj 1940 r. Dowództwo Sił Powietrznych monitowało Francuzów w tej sprawie wielokrotnie.
Moja uwaga: To cenne, że Pan Doktor zechciał napisać o inicjatywie mjr. dypl. Włodzimierza Mizgier – Chojnackiego. Przecież tego nie zakwestionowałem. Nie oznacza to jednak, że nie było inicjatywy kpt. dypl. Jana Górskiego. Pana wywód, jakoby Chojnacki był „pierwszy” nie jest prawdziwy.
? pismo 30 grudnia kpt. Górskiego i kpt Kalenkiewicza nie posiada ani tytułu, ani adresata i trudno je z uwagi na treść określać jako propozycję nawiązania łączności lotniczej z krajem: Wiadomości kraju zebrane od kolegów przybywających z Polski oraz częściowo osobiste obserwacje wskazują na konieczność ściślejszej opieki nad społeczeństwem pozostającym pod zaborami. [?] Uzupełnienie to powinno być wykonywane przy pomocy: ? emisariuszy – naocznych świadków odradzającej się Polski; – samolotów łącznikowych rozrzucających okresowo ulotki; w chwili odpowiedniej przez: – desanty powietrzne ? jako ? moralne i częściowo materialne oparcie dla Krajowych Władz Powstańczych. [?] Desanty powietrzne – mogą być wyrzucone w chwili, gdy siły niemieckie będą związane uderzeniem Aliantów.
Moja uwaga: pismo z 30 grudnia 1939 złożył tylko kpt. dypl. Jan Górski. Wraz z kpt. dypl. Maciejem Kalenkiewiczem złożył je po raz trzeci dopiero 14 lutego 1940. Podobnie wydaje się wyglądać Pana „precyzja” w określeniu jego treści. Cytat z pisma kpt dypl. Górskiego i kpt. dypl. Kalenkiewicza – ?Głównym zadaniem wojsk polskich we Francji jest jak najwydajniejsze i jak najbardziej bezpośrednie działanie na korzyść Kraju. Taką właśnie jego formą jest wsparcie powstania przez desanty oddziałów wojsk polskich tworzonych we Francji?.
[cytat ze strony] Przygotował opracowanie pt. ?Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych?.
? w nazwie zbędne drugie ?dla?.
Moja uwaga: Nazwa jest cytatem z tytułu dokumentu, którego oryginał znajduje się w Studium Polski Podziemnej. Jeśli wszyscy badacze popełnili ten sam błąd, proszę opublikować skan oryginału.
– Jest to kolejna wersja powstałego w kwietniu 1940 r. Planu wsparcia i osłony powstania w Kraju.
Moja uwaga: Pisma: z 30 grudnia 1939, 21 stycznia 1940 oraz z 14 lutego 1940 nie są (nie mogą być, powstały wcześniej) „kolejną wersją” napisanego później, w kwietniu 1940 przez kpt. dypl. Kalenkiewicza „?Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju”.
[cytat ze strony] Wobec braku reakcji ponowił raport 21 stycznia 1940 przedkładając go tym razem gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu. Wraz z kpt. Maciejem Kalenkiewiczem po raz trzeci złożył raport w tej sprawie 14 lutego 1940.
? powtarzana informacja o braku reakcji na wystąpienia Górskiego i Kalenkiewicza jest nieprawdziwa. Przeczą temu adnotacje kancelaryjne na złożonych dokumentach oraz notatka z 25 stycznia 1940 r. świadcząca o prowadzonych rozmowach z obu oficerami: Kpt. Kalenkiewicz oświadczył, że niezbyt chętnie wróciłby do swej organizacji w kraju? [?] Wróci, gdy dostanie rozkaz. Natomiast razem [z] kpt. Górskim pójdą na każdą wojskową dywersyjną pracę w Polsce.
Moja uwaga: Być może była jakaś reakcja, a informacja o braku reakcji jest błędna. W mojej ocenie „adnotacja” czy „rozmowa” niekoniecznie musi być uznana za właściwą reakcję. Prowadzi Pan jednak „dyskusję” z ustaleniami innych badaczy – a nie ze mną, powołując się przy tym na nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść.
– raport z 21 stycznia i 14 lutego 1940 r. jest tym samym dokumentem i dotyczył sprawy użycia oficerów wychowanków WSWoj. w desantach spadochronowych w Kraju. Referent tej sprawy płk dypl. Albin Habina, szef Wydziału Operacyjnego KG ZWZ, pisał: W sprawie tej wpłynęły zasadniczo 2 załączone referaty, przyczem referat z 21.I b.r. pisany ręcznie i zaopiniowany przeze mnie, iż ma w przyszłości widoki powodzenia, został zwrócony na żądanie autorów i dosłownie przepisany na maszynie dnia 14.II b.r. 21 marca gen. Sosnkowski zgłoszenie grupy wychowanków WSWoj. przekazał Dowódcy Lotnictwa gen. Zającowi pisząc: proszę Pana Generała o umożliwienie tym oficerom przeszkolenia na kursach spadochronowych. 20 kwietnia 1940 r. gen. Zając wydał dyspozycję: Wychowankowie WSWoj. mogą być na dalszej liście kandydatów.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
[cytat ze strony] Podkreślał w nim ? ?Głównym zadaniem wojsk polskich we Francji jest jak najwydajniejsze i jak najbardziej bezpośrednie działanie na korzyść Kraju. Taką właśnie jego formą jest wsparcie powstania przez desanty oddziałów wojsk polskich tworzonych we Francji. Zgłosił też gotowość grupy 16 oficerów, absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej (nazywanych od Jego pseudonimu ?chomikami?), do desantowania się do Kraju.
? w piśmie z 14 lutego 1940 r. nie ma przywołanego zdania. Pochodzi z niedatowanego i niepodpisanego dokumentu zaczynającego się od słów: Grono oficerów wychowanków Wyższej Szkoły Wojennej znajdujących się we Francji ustaliło w czasie dyskusji koleżeńskich co następuje? (fakt, że wspomniany dokument znany jest w wersji rękopiśmiennej i maszynowej pozwala przypuszczać, że był to prawdopodobnie załącznik do pisma z 14 lutego, którego nie odnotowano na piśmie przewodnim).
Należy uściślić, że w dokumencie tym owo grono oficerów nie przewidywało żadnego szkolenia dywersantów, czy też nawiązywania łączności z Krajem. Desanty przewidywano dopiero w momencie wybuchu powstania w okupowanym Kraju, a: Do chwili wybuchu powstania chcemy brać udział w oddziaływaniu na społeczeństwo w kraju. Owe formy oddziaływanie to wg nich: utrzymanie ducha w narodzie; podniesienie dumy społeczeństwa, utrzymanie spokoju i zaciętości; wykazanie, że wojsko polskie we Francji jest godne narodu i utrzymanie jedności wysiłku i władzy.
Moja uwaga: Prowadzi Pan „dyskusję” nie ze mną lecz właściwie z autorami wielu publikacji, powołując się nie nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść. Na marginesie – załącznik jest integralną częścią pisma.
? pismo z 14 lutego 1940 r. jest wspomnianym wyżej zgłoszeniem grupy oficerów wychowanków Wyższej Szkoły Wojennej: pragnących wziąć udział w desantach spadochronowych w Kraju. [?] Melduję, że wyżej wymieniona grupa posiada wystarczającą ilość oficerów fachowo przygotowanych do opracowania szczegółowego projektu wstępnego. Tak więc w połowie lutego 1940 r. nie ma żadnego jeszcze projektu.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
[cytat ze strony] W maju 1940 obaj współtwórcy Cichociemnych zostali przeniesieni do ?Biura gen. Sosnkowskiego?. Pod tą zakamuflowaną nazwą funkcjonowała Komenda Główna ZWZ (później przemianowanego na Armię Krajową). Pracowali tam nad planami wsparcia drogą lotniczą powstania powszechnego.
? ?współtwórcy cichociemnych?, brak jakiejkolwiek podstawy do takiego twierdzenia.
Moja uwaga: raczy Pan żartować. Kto zatem wg. Pana jest wspóltwórcą? Mizgier – Chojacki?
– Ich projekty dotyczyły użycia desantów wojskowych jako wsparcie ruchu powstańczego, a nie przygotowania spadochroniarzy dywersantów, jako wsparcia pracy wojskowej w okupowanym Kraju i w tej roli znaleźli się w komórce gen. Paszkiewicza, prowadzącej na szczeblu KG ZWZ studia nad planem wsparcia powstania przez oddziały transportowane przy użyciu lotnictwa;
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
? przydział Kalenkiewicza z Górskim do KG ZWZ był czasowy i obejmował miesiące maj-czerwiec 1940 r. (do jej rozwiązania). Pisze o tym 23 sierpnia 1940 r. gen. bryg. Paszkiewicz dowódca 1 Brygady Strzelców do szefa Oddziału V Sztabu NW, w związku z ich planowanym przydziałem do kadry jednej z brygad kanadyjskich stwierdza: w dalszym ciągu przewidywanym jest użycie ich do prac łączności lotniczej z krajem. Efektem tego pisma było m.in. przydzielenie 11 września Kalenkiewicza na okres 4 tygodni do Oddziału III Sztabu NW, skąd z dniem 6 grudnia przeniesiony został do Oddziału V Sztabu NW.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
[cytat ze strony] Także w maju złożyli do Sztabu Naczelnego Wodza memorandum w tej sprawie. Przygotowali również Instrukcję dla pierwszych lotów łącznikowo ? rozpoznawczych w sprawie zrzutów spadochronowych, lądowania lub wodowania samolotów oraz podejmowania poczty z ziemi.
? Kolejność prac była zupełnie inna. Sprawą nierozstrzygniętą pozostaje ustalenie autorstwa. Są one w znanych mi zbiorach identyfikowane jako opracowania Kalenkiewicza. Jako pierwszy, w kwietniu 1940 r., powstał Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju, który po przepracowaniu otrzymał nazwę Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych. Kolejnymi były: Instrukcja dla pierwszych lotów łącznikowo-rozpoznawczych do Kraju i Rozpoznanie lotnisk i lądowisk w Kraju. W połowie czerwca 1940 r. powstało Planowanie wsparcia i osłony powstania (porządek pracy) i Plan pracy nad organizacją wsparcia i osłony powstania. Spis zagadnień do opracowania (dla pamięci).
Moja uwaga: Prowadzi Pan „dyskusję” nie ze mną lecz właściwie z autorami wielu publikacji, powołując się nie nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść.
Przeczytałem z ciekawości Pańskie uwagi pod adresem broszury K. Tochmana. Z niewielką częścią uwag się zgadzam.
Moja uwaga: Niestety, Pana wspaniałomyśla deklaracja ma zerową wartość poznawczą – nie wiadomo, z którymi uwagami Pan się zgadza…
Szkoda jednak, że w ferworze wytykania niedostatków jego publikacji nie udało się Panu uniknąć również szeregu uproszczeń i błędów.
Najpoważniejsze z nich to:
? spadochroniarze zrzucani na Bałkany składali przysięgę na rotę AK;
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat. Nie kwestionowałem nigdzie faktu składania przysięgi przez niektórych spadochroniarzy. Najistotniejsza jest podległość służbowa żołnierza – polscy spadochroniarze zrzucani w operacjach specjalnych w innych krajach byli oddawani do dyspozycji SOE lub OSS, od tych struktur otrzymywali rozkazy i tym strukturom składali meldunki.
Nota bene – wbrew Pana insynuacji nic mi nie wiadomo o „ferworze wytykania niedostatków” – wcale nie znajdowałem się w „stanie uniesienia”, wręcz przeciwnie, byłem zdumiony i zrozpaczony (lubiłem dotąd dr Tochmana).
? Armia Krajowa tworzyła struktury eksterytorialne ? ?Wachlarz?, placówki wywiadu dalekiego zasięgu, Okręg Berlin (szybko rozbity przez Niemców) i Okręg AK Węgry;
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
Istotą „działania” (takiego określenia użyłem w tym wątku) jakiejkolwiek armii jest walka. Użyłem tego określenia w kontekście operacji specjalnych. Armia Krajowa w tym znaczeniu nie działała poza Polską.
To, że na jej rzecz różne osoby (obojętnie w jakich strukturach), zaprzysiężone na rotę AK, wykonywały rozmaite zadania poza Polską nie ma nic do rzeczy. Z faktu, że oficerowie Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza składali przysięgę na rotę AK chyba nie usiłuje Pan wywodzić nieprawdziwego twierdzenia, że np. „Armia Krajowa działała w Sztabie Naczelnego Wodza”?
? nie ma potrzeby żadnego szacowania ilości placówek. W zachowanej kartotece znajduje się 437 placówek (sezon ?Riposta? i ?Odwet?), z czego duża część nigdy nie została postawiona nawet w stan pogotowia;
Moja uwaga: Prowadzi Pan „dyskusję” nie ze mną lecz właściwie z autorami wielu publikacji), powołując się nie nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść.
? bazę włoską organizował ppłk M. Utnik, a o jej dowództwo zabiegał płk L. Okulicki, ale NW odrzucił jego kandydaturę. Jaźwiński nie palił się do objęcia kierownictwa. W meldunku pisemnym do szefa sztabu z 8 stycznia 1944 r. pisał, że do objęcia tego stanowiska brakuje mu ?niezbędnych środków?. Jaźwiński bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z iluzorycznej samodzielności tej placówki i pisał we wspomnianym meldunku wprost: Całokształt spraw związanych z realizacją przerzutu załatwiony być może w praktyce tylko drogą współpracy Dcy Bazy Przerzutowej z miejscowymi władzami brytyjskimi.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
Co do mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego – wybaczy Pan, ale mam więcej zaufania do jego osobistej relacji w „Dzienniku czynności” (mam cyfrową kopię oryginału) oraz „Pamiętniku”, a także do dokumentów Sztabu Naczelnego Wodza (w tym pism, depesz, rozkazów) – niż do Pana oceny jego postaw i reakcji. Nota bene – nie było jednej „bazy włoskiej”, były np. baza 10, baza 11 itd….
? cytowana formuła, którą wygłaszał przyjmujący jest błędna. Przyjmujący zgodnie z rozkazem gen. S. Roweckiego nr 58 z 22 lutego 1942 r. odpowiadał: Przyjmuję Cię w szeregi żołnierzy Wolności, obowiązkiem twoim będzie walczyć z bronią w ręku o odzyskanie Ojczyzny.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat. Opublikowany przeze mnie (na innej stronie) tekst przysięgi został uchwalony przez Komitet dla Spraw Kraju 12 grudnia 1942.
Z poważaniem
Andrzej Chmielarz
Moja uwaga: Do żadnego z 11 moich zastrzeżeń do swojego artykułu nie raczył Pan się odnieść. Grzecznościowa formułka nie zastąpi rzeczywistej, poważnej reakcji oraz rzetelnej polemiki na argumenty. Zamiast tego przesłał mi Pan swoje uwagi nie na temat. Przykro mi, ale w mojej ocenie nie jest to poważne.
Uprzejmie zarzucił mi jedynie „przesadę i próbę monopolizowania tematu”. Mój domniemany „monopol” polega zapewne na tym, że ośmieliłem się publicznie zabrać głos, a nawet wskazać błędy lub nieścisłości…
Przypomnę, że moja polemika z artykułem Pana Doktora została zawarta w 5 punktach:
Na to wszystko Pan Doktor odpowiada – „Co do mojego tekstu zarzuty sprowadzają się do użycia przeze mnie skrótów w tworzeniu narracji na poziomie popularnego artykułu. W ten sposób mozna uszczegóławiać (ale i rozbudowywać ponad miarę) każde niemal zdanie. To przesada i próba monopolizowania tematu. Co do kolegi Chmielarza, on sam musi się odnieść do tekstu”.
Moja uwaga: Do żadnego z 5 moich zastrzeżeń do swojego artykułu nie raczył Pan się odnieść.
Ubolewam nad tym, że z wyżyn swych katedr Panowie Historycy nie raczą rzeczowo podejść do dyskusji, a jeden z Panów nawet rozpoczął od argumentów ad personam wobec mnie ? co jak powszechnie wiadomo, żadnej rzeczowej dyskusji służyć nie może. Przykre, nawet bardzo?
Ryszard M. Zając
* * * * *
Każdy kto posiada zdolność używania własnego rozumu jest w stanie wyrobić sobie własną opinię nt. jakości – a zwłaszcza zasadności – moich zarzutów oraz domniemanej rzetelności odpowiedzi na te zarzuty Panów Historyków.
Cieszę się, że historycy piszą o Cichociemnych, choć smuci mnie, że czynią to niejako ?przy okazji? (wypada napisać coś w rocznicę). Jeszcze bardziej smuci mnie, że wciąż narracja historyczna o Cichociemnych zawiera podstawowe błędy, wciąż spłyca się Ich dokonania, wciąż przypisuje się polskie zasługi Brytyjczykom (to wspaniałe SOE, które w pełnej krasie zaprezentowało swą niekompetencję np. w Holandii)?
Ale czyż może być inaczej w sytuacji, w której nie ma ani jednej placówki naukowej czy muzealnej zajmującej się kompleksowo tym zagadnieniem? W sytuacji w której liczne dokumenty leżą sobie w archiwach i nikt do nich od wielu lat nie zagląda?
W sytuacji, w której nawet ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii nie wie, że Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej? W sytuacji w której nawet Instytut Pamięci Narodowej (sic!!!) depcze pamięć o Cichociemnych oraz rozpowszechnia kłamstwa na Ich temat w rocznicowej publikacji największego swego ?znawcy problematyki??
Żywa dyskusja nt. Cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej w służbie specjalnej jest bardzo potrzebna, warto byłoby zwracać uwagę, aby dyskutować na temat i używać argumentów merytorycznych, a nie ad personam.
RMZ
PS. Na stronie na Facebooku znajomi oraz sympatycy Pana Tochmana rozpoczęli akcję insynuacji na mój temat, w tym m.in. sugerowania iż jestem agentem jakichś niecnych służb, a moje wskazanie błędów jest „atakiem na IPN”. Bez komentarza, szkoda słów…
Spotkał mnie zaszczyt lektury publikacji Andrzeja Borcza – „Obwód Łańcut SZP-ZWZ-AK w latach 1939-1945”. Piszę o zaszczycie, bo bardzo rzadko można skorzystać z okazji trafienia na świetnie napisaną, bardzo dobrze udokumentowaną, kompleksową i rzetelną monografię historyczną, obejmującą wszelkie istotne aspekty danego zagadnienia wraz z jego rzeczową analizą.
Pan Andrzej Borcz rzucił wyzwanie wszystkim historykom, bo po jego wyjątkowej pracy bardzo trudno będzie napisać cokolwiek nowego o konspiracyjnej działalności struktur Służby Zwycięstwa Polski, Związku Walki Zbrojnej oraz Armii Krajowej na tym terenie. Treść, a zwłaszcza jakość tej monografii dowodzi ogromnego wysiłku, znajomości tematu, uwzględnienia społecznego i historycznego kontekstu oraz rzetelności Autora w podjęciu tak złożonego, wielowątkowego zagadnienia. Domniemana „lokalność” pracy nie jest wcale jej wadą, bo pozwala poprzez konkretne, realne przykłady, uzyskać pogłębione, syntetyczne spojrzenie na całość problemu.
„Dążyłem do przedstawienia i wyjaśnienia istoty konspiracji polskiej czasu II wojny światowej – pisze Autor we wstępie – na przykładzie obwodu, tj. jednostki terenowej podziemia wojskowego (…)” (s.12). Takie wlaśnie ujęcie zagadnienia umożliwiło zarówno przekrojowe jak i jednostkowe, ale również syntetyczne i analityczne spojrzenie na konspiracyjną działalność, zwłaszcza dywersyjną, sabotażową, wywiadowczą, kontrwywiadowczą, także w zakresie np. łączności, szkolenia, tajnego nauczania, wymiaru sprawiedliwości a nawet służby duszpasterskiej. Usiłowałem wyszukać jakikolwiek aspekt działań konspiracyjnych, który Autor pominął lub potraktował marginalnie – ale mi się (na szczęście) nie udało.
Oczywiście, ze względu na swoje zainteresowania, szczególnie wnikliwie przeczytałem fragment książki dotyczący zrzutów Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Oto próbka stylu Autora: „Do odbioru zrzutów przygotowywano się bardzo starannie, z reguły do akcji przystępowały trzy grupy żołnierzy podziemia. Zadaniem pierwszej było zapalenie znaków sygnalizacyjnych oraz zabezpieczenie spadających zasobników i skaczących żołnierzy, grupa druga, wyposażona w środki transportu (wozy zaprzężone w konie), odpowiadała za załadunek zrzuconych materiałów, ewentualnie zabranie ludzi i transport do przygotowanych schronów czy kwater – melin, grupa trzecia miała ubezpieczać zrzut przed możliwą interwencją zaalarmowanych sił okupacyjnych” (s.192).
Pan Andrzej Borcz uporządkował treści zawarte w swej monografii w układzie problemowo – chronologicznym. Postawił sobie wiele celów badawczych, z których juz pierwszy jest nie lada wyzwaniem: uzyskanie możliwie kompleksowej i wszechstronnej informacji o rozwoju organizacyjnym konspiracji wojskowej SZP-ZWZ-AK na terenie wybranego powiatu. Nie uchylił się także od syntetycznej oceny skutków konspiracyjnych działań wojskowego podziemia. Podjął również trud zebrania unikalnych, nader ciekawych relacji uczestników opisywanych i analizowanych wydarzeń. Aż 528 stron publikacji to także mapy, zdjęcia, wykazy stanów osobowych, noty biograficzne. Monografia została wydana przez IPN, wydrukowana w Krakowie na pięknym papierze. Kilkadziesiąt stron zdjęć, map, szkiców i skanów dokumentów wydano na doskonałej jakości papierze kredowym.
Szczerze polecam tę książkę – choć jest to niewątpliwie wartościowa praca naukowa – nie jest wcale nudna, można (i da się!) czytać ją z wielkim zainteresowaniem, także z uzasadniionym przekonaniem że historia rzeczywiście jest fascynującą „nauczycielką życia”. Życzyłbym sobie publikacji tej samej jakości, odkrywającej tak treściwie i wnikliwie wieloaspektową problematykę Cichociemnych. Niestety, dotąd nikt takiej jeszcze nie napisał…
Andrzej Borcz – Obwód Łańcut SZP-ZWZ-AK w latach 1939-1945, IPN, Kraków – Warszawa 2020, 528 stron, format: 170x240mm, ISBN: 978-83-809-8736-4, EAN: 9788380987364
22 września 2020, dr hab. Arkady Rzegocki ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii raczył odsłonić na terenie dawnego lotniska RAF Tempsford (Wielka Brytania) tablicę, mającą upamiętnić 158 Cichociemnych.
Okazuje się, że można mieć tytuł doktora, a nawet być wykładowcą akademickim, a pomimo tego publicznie uwiarygadniać – nota bene w imieniu R.P. – ewidentne bzdury.
W reakcji na ten skandal, Ryszard M. Zając, prezes Fundacji dla Demokracji, wnuk Cichociemnego por. cc Józefa Zająca ps. Kolanko, skierował petycję do właściwych władz Rzeczpospolitej Polskiej.
Petycja adresowana jest do prezydenta R.P. Andrzeja Dudy, Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego, Marszałek Sejmu R.P. Elżbiety Witek, Marszałka Senatu R. P. Tomasza Grodzkiego oraz Marka Kuchcińskiego, przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych a także Bogdana Klicha, przewodniczącego senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej.
W treści petycji prezes Fundacji dla Demokracji domaga się usunięcia tablicy z kłamliwą treścią, zastąpienie jej tablicą z treścią zawierającą rzetelną prawdę historyczną oraz wprowadzenia systemowych rozwiązań zapobiegających zakłamywaniu naszej historii przez przedstawicieli R.P. Postuluje także podjęcie odpowiednich działań przez ministra spraw zagranicznych wobec Arkadego Rzegockiego – ambasadora publicznie fałszującego polską historię…
Poniżej pełna treść pisma:
Szanowny Pan Andrzej Duda
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej
Szanowny Pan Mateusz Morawiecki
Prezes Rady Ministrów
Szanowna Pani Elżbieta Witek
Marszałek Sejmu R.P.
Szanowny Pan Tomasz Grodzki
Marszałek Senatu R.P.
Szanowny Pan Marek Kuchciński
Przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych
Szanowny Pan Bogdan Klich
Przewodniczący senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i Unii Europejskiej
P E T Y C J A
w sprawie upamiętnienia 158 Cichociemnych
przerzuconych do okupowanej Polski z lotniska Tempsford
Szanowna Pani, Szanowni Panowie
Jako wnuk Cichociemnego por. cc Józefa Zająca ps. Kolanko oraz prezes Fundacji dla Demokracji, od 2016 realizującej projekt CICHOCIEMNI – mający na celu godne upamiętnienie 316 Cichociemnych spadochroniarzy – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej, zmuszony jestem zaprotestować wobec skandalicznego sposobu „upamiętnienia” Cichociemnych przez ambasadora R.P. w Wielkiej Brytanii Pana Arkadego Rzegockiego.
Pismem z 19 listopada 2019 składałem do Pana Prezydenta i Pana Premiera petycję ws. upamiętnienia Cichociemnych z Tempsford, która została w istocie zignorowana. Nikt nie raczył też zauważyć, że wśród jej inicjatorów znajduje się m.in. wnuk współtwórcy Cichociemnych mjr dypl. cc Jana Górskiego ps. Chomik
W sprawie upamiętnienia Cichociemnych przerzucanych do okupowanej Polski po starcie z lotniska RAF Tempsford pisaliśmy także do ambasady R.P. w Londynie, z prośbą o pomoc. Pan Ambasador R.P. Arkady Rzegocki także nas zignorował, by po kilku miesiącach 22 września 2020, w medialnym blasku, na miejscu dawnego lotniska RAF Tempsford, uroczyście odsłonić tablicę mającą upamiętnić 158 Cichociemnych z Tempsford.
To smutne wydarzenie, bowiem Pan Ambasador bardziej zaszkodził niż pomógł. Jako inicjatorzy upamiętnienia 158 Cichociemnych z Tempsford prosiliśmy go o pomoc, ale nie o taką. Pan Ambasador nie tylko nas zignorował – nawet nie powiadomił Rodzin Cichociemnych o uroczystości odsłonięcia tablicy.
W mojej ocenie Pan Ambasador Arkady Rzegocki wykorzystał Cichociemnych do medialnej promocji samego siebie. Po odsłonięciu tablicy prowadziłem korespondencję mailową z ambasadą w celu wyjaśnienia problemu, ale jedynym jej efektem było wyrażenie opinii, że zignorowanie Rodzin Cichociemnych jest efektem… pandemii covid.
Uważam za skandal, że na uroczystość odsłonięcia tablicy nie zaproszono nawet wnuka współtwórcy Cichociemnych mjr dypl. Jana Górskiego, który skakał do Polski właśnie po starcie z RAF Tempsford! A przecież można było zaprosić 1-2 osoby reprezentujące środowisko Rodzin Cichociemnych oraz np. zorganizować transmisję przez internet.
Jeszcze większym skandalem są fundamentalne błędy merytoryczne w treści odsłoniętej przez Pana Ambasadora tablicy. Na temat tych błędów merytorycznych ambasada milczy, uważając zapewne, że wszystko jest OK i nie trzeba niczego prostować...
W mojej ocenie odsłonięta przez Pana Ambasadora Rzegockiego tablica powinna zostać niezwłocznie zdjęta oraz zstąpiona inną, zawierającą historycznie prawdziwą treść.
Treść tablicy odsłoniętej przez ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii urąga prawdzie historycznej oraz jest przejawem ojkofobii (niechęć do wszystkiego co rodzime) oraz / lub anglomanii (uwielbienie wszystkiego co angielskie). Niewykluczone, że są one tylko podłożem, zasadniczym zaś powodem fundamentalnych błędów jest „zwykła” ignorancja historyczna
Tablica o takiej treści fałszuje historię, obraża pamięć o Cichociemnych oraz o Armii Krajowej!
Okazuje się, że można mieć tytuł doktora, a nawet być wykładowcą akademickim – jak ambasador R.P. w Wielkiej Brytanii – a pomimo tego publicznie uwiarygadniać nota bene w imieniu R.P., ewidentne bzdury.
Z przykrością zmuszony jestem powiadomić, że tablica zakłamuje historię R.P. oraz przemilcza istotne aspekty działania Armii Krajowej – najliczniejszej, najdłużej działającej, a także stosującej najbardziej zróżnicowane formy walki konspiracyjnej formacji zbrojnej w okupowanej Europie.
Gdzie na tablicy jest mowa o Armii Krajowej? Ano właśnie – nigdzie. Według Ambasadora i autorów tablicy Armia Krajowa nie istniała i nie ma nic wspólnego z Cichociemnymi. Sądząc z treści tej tablicy można nawet przypuszczać, że Cichociemni to np. zasługa „aliantów” – a nie efekt działań Polaków…
Według Pana Ambasadora i autorów tablicy, Cichociemni byli „żołnierzami Wydziału Specjalnego Sztabu Naczelnego Wodza”. To piętrowe, fundamentalne kłamstwo.
Po pierwsze – Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej. Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem treść Ich przysięgi, gdzie jest o tym mowa. Dodać tylko można, że część z Nich (nie wszyscy) mieli przydział do Oddziału VI (zwanego specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza – ale na okres szkolenia. Po przeszkoleniu składali przysięgę AK, skakali do okupowanej Polski jako żołnierze Armii Krajowej, po skoku i aklimatyzacji do realiów okupacyjnych dostawali przydziały do jednostek Armii Krajowej. Podlegali wyłącznie dowództwu AK, nie byli „agentami SOE”.
Po drugie, Ambasador i autorzy tablicy mieli zapewne na myśli to, że Cichociemni byli „żołnierzami Oddziału VI (zwanego także specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza„. Takie twierdzenie także jest oczywistą bzdurą. Jeszcze większym kłamstwem jest zawarte na tablicy twierdzenie, że „Cichociemni byli żołnierzami Wydziału Specjalnego„…
Trzeba odróżniać >Oddział VI (Specjalny)< od >Wydziału Specjalnego< będącego częścią tego Oddziału. Wydział Specjalny istniał jedynie jako część Oddziału VI, w składzie którego utworzono z czasem osiem wydziałów.
Oddział VI (Specjalny) był przede wszystkim instytucją łącznikową Naczelnego Wodza (w Londynie) z Komendantem Głównym AK (w kraju). Twierdzenie, że miał własnych „żołnierzy” mogło zrodzić się tylko w głowie kompletnego ignoranta. Dodać należy, że Oddział VI (Specjalny) traktowany był jako część składowa Armii Krajowej, szef oddziału jako rzecznik Komendy Głównej Armii Krajowej, a wszyscy pracownicy Oddziału VI składali przysięgę na Rotę Armii Krajowej. Oddział VI (Specjalny) administrował całością spraw Armii Krajowej, w tym środkami finansowymi i sprzętem dla AK.
Zadaniem Wydziału Specjalnego (jako części Oddziału VI, zwanego specjalnym) było wyłącznie organizowanie (w porozumieniu z brytyjskim SOE) lotniczych operacji przerzutowych do Polski oraz kompletowanie zestawów zaopatrzenia zrzucanego w zasobnikach, bagażnikach i paczkach do okupowanej przez Niemców i Sowietów Polski. Oficerowie i pracownicy tego Wydziału (poza ścisłym kierownictwem) nie mieli żadnego kontaktu z Cichociemnymi…
Dodam, że sprawami Cichociemnych w Oddziale VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza zajmowały się bezpośrednio dwa wydziały: Wydział Wyszkoleniowy (W) – m.in. rekrutacja i szkolenie Cichociemnych wg. zgłaszanego zapotrzebowania Armii Krajowej oraz Wydział Personalno – Organizacyjny (PO) – całość spraw kadrowych, bazy, ośrodki, placówki (także łączności radiowej), stacje wyczekiwania, również depozyty Cichociemnych.
Jedyna Cichociemna, prof. gen. Elżbieta Zawacka ps. Zo (zrzucona po starcie z lotniska RAF Temsford) zapewne ogromnie by się zdziwiła, gdyby ktoś nazwał ją „żołnierzem wydziału specjalnego” – została wysłana przez KG AK z okupowanej Polski do Londynu, aby właśnie skontrolować pracę Oddziału VI (Specjalnego) oraz wprowadzić usprawnienia w łączności Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie z Komendą Główną AK w okupowanej Polsce…
Według Ambasadora oraz autorów tablicy, Cichociemni odlatywali „na swoje tajne misje do Polski„. To kolejna brednia. Cichociemni odlatywali do Polski, aby walczyć w szeregach Armii Krajowej. Nie mieli żadnych „tajnych misji”, ale konkretne przydziały do konkretnych jednostek podziemnej Armii Krajowej. Tajne, nawet ściśle tajne były „wszystkie czynności związane z lotem do Kraju” – patrz rozkaz Naczelnego Wodza L.dz.2525/tjn.43. „Tajne misje”, tj. ściśle określone zadania do wykonania mieli agenci SOE, zrzucani w innych okupowanych krajach Europy (wśród nich było także 17 Polaków).
Zadaniem Cichociemnych było wsparcie Armii Krajowej, udział w działaniach przygotowujących planowane powstanie powszechne w Polsce oraz uczestnictwo w odtworzeniu Wojska Polskiego, po zakończeniu wojny.
Według Ambasadora oraz autorów tablicy, Cichociemni byli „zrzucani i zaopatrywani z powietrza„. To częściowe kłamstwo. Po pierwsze, zrzuty zaopatrzenia nie były dla Cichociemnych, ale dla Armii Krajowej. Po drugie, Cichociemni także sami przerzucali zaopatrzenie (w tzw. bagażnikach, zakładanych przez skoczków) a zwłaszcza środki finansowe (w parcianych pasach) dla Armii Krajowej.
Dla ścisłości należy dodać, że w późniejszym okresie nie wszyscy Cichociemni byli „zrzucani z powietrza”, niektórzy z Nich wylądowali na polowych lotniskach.
Według Ambasadora oraz autorów tablicy, Cichociemni zrzucani po starcie z lotniska RAF Tempsford „stali na czele alianckich operacji wojennych„. To oczywista brednia.
Po pierwsze Cichociemni kierowali oraz brali udział w „operacjach wojennych” Armii Krajowej. Alianci nie prowadzili na terenie Polski „operacji wojennych”, nie mieli tu nawet ani jednego agenta wywiadu. Po drugie, spośród 158 Cichociemnych z Tempsford część pracowała w łączności, część w wywiadzie, więc nie mogli kierować jakimikolwiek „operacjami wojennymi”.
Wreszcie najważniejsze – Cichociemni walczyli m.in. w „Wachlarzu”, „Związku Odwetu”, „Kedywie”, walczyli w „Akcji Burza”, także w największej „bitwie” Armii Krajowej – Powstaniu Warszawskim. Nie były to jednak wcale „alianckie operacje wojenne”…
Warto dodać, że zanim powstała brytyjska SOE, istniała i działała polska Armia Krajowa. SOE uczyło się od nas – Polaków oraz przyjęła w swych działaniach polskie wzorce. Więcej info – Bajki o SOE
Alianci, w tym Brytyjczycy – zapatrzeni w Stalina – nas zdradzili. ?Dzięki? zachodnim mocarstwom, także kiepskiej polityce rodzimych decydentów, Polska na długie lata stała się łupem ZSRR. To oczywiście uwaga, choć istotna, ale na marginesie.
Najważniejsze jest to, że tablica mająca upamiętnić Cichociemnych nie może zakłamywać historii oraz przemilczać podstawowych faktów, w tym istnienia i działania Armii Krajowej. Cichociemni byli przecież żołnierzami AK w służbie specjalnej!
Zwracam się do kompetentnych władz Rzeczypospolitej Polskiej o podjęcie działań mających wyeliminować przejawy tego rodzaju ignoranckiej „polityki historycznej”.
Byłoby wielce wskazane, aby każdy przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej, zanim autorytetem swego urzędu wesprze jakiekolwiek działania mające upamiętnić fakty historyczne, skonsultował je z odpowiednią placówką naukową, np. z IPN.
Jak się bowiem okazuje, nawet osoby z tytułem naukowym doktora oraz będące wykładowcami akademickimi – jak ambasador Rzegocki – mogą publicznie zakłamywać historię Rzeczypospolitej Polskiej. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca – jesteśmy winni potomnym rzetelną prawdę o naszej historii.
Zwracam się z prośbą o wprowadzenie systemowych rozwiązań zapobiegających zakłamywaniu naszej historii przez przedstawicieli Rzeczpospolitej Polskiej. Ośmielam się także prosić o niezwłoczne zdjęcie tablicy z kłamliwą treścią na terenie byłego lotniska RAF Tempsford oraz zastąpienie ją treścią rzetelną, zgodną z prawdą historyczną.
Sądzę także, że Minister Spraw Zagranicznych powinien podjąć odpowiednie kroki wobec ambasadora publicznie fałszującego polską historię, w tym tak piękne jej karty jak historia Cichociemnych oraz Armii Krajowej.
z wyrazami szacunku
Ryszard M. Zając
wnuk Cichociemnego por cc Józefa Zająca ps. Kolanko
prezes Fundacji dla Demokracji
Informacja o realizacji projektu CICHOCIEMNI
Redaktor Wikipedii, autor lub współautor haseł m.in.:
Cichociemni
Lista Cichociemnych
Cichociemni w powstaniu warszawskim
Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza
Powstanie powszechne
Special Operations Executive
Jan Jaźwiński
—
Zapraszamy na stronę https://elitadywersji.org/ – kompendium wiedzy o 316 Cichociemnych spadochroniarzach Armii Krajowej
Zapraszamy do naszej grupy na Fb – Cichociermni Spadochroniarze Armii Krajowej
Aktualizacja – 16 grudnia 2020
Pod koniec listopada 2020 otrzymałem pismo Sławomira Kowalskiego, dyrektora Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Oto streszczenie jego treści:
Po otrzymaniu w/w pisma – na podstawie ustawy o dostępie do informacji publicznej – zwróciłem się o udostępnienie wyników tych domniemanych „konsultacji” oraz ujawnienie nazwisk „historyków z Instytutu Pamięci Narodowej i Wojskowego Biura Historycznego”. Dyrektor Departamentu – wbrew prawu – nie odpowiedział – chociaż minął już ustawowy termina na odpowiedź.
Pan Dyrektor Kowalski zachował się jak szatniarz w „Misiu” Barei – „ja tu jestem kierownikiem tej szatni! Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi!”
16 grudnia 2020 otrzymałem pismo Pana dr Arkadego Rzegockiego, ambasadora R.P. w Wielkiej Brytanii. Oto jego streszczenie:
Jak łatwo zauważyć, oba pisma zawierają podobne, w niektórych miejscach identyczne sformułowania, nawet ten sam błąd w nazwie Wojskowego Biura Historycznego…
Pisma Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Ambasadora R.P. w Londynie:
Pozwoliłem sobie przesłać Panu Ambasadorowi Arkademu Rzegockiemu swoją odpowiedź. Ponieważ już dotarła, publikuję ją tutaj w całości:
Szanowny Panie Ambasadorze,
Dziękuję za odpowiedź. Jej treść jest dla mnie bardzo przykra – świadczy bowiem, że skala ignorancji jest znacznie większa niż przypuszczałem.
Lubię dr Rowińskiego i uważam, że Jego fundacja [Fundacja im Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej – przyp. red.] często podejmuje dobre działania. Niestety, to nie pierwszy przypadek rozpowszechniania nieprawdy – https://elitadywersji.org/bajki-o-soe/
Nigdy prawda o historycznych dokonaniach Polaków nie zajaśnieje pełnym blaskiem, gdy sami będziemy ją zaciemniać historycznymi – mniej lub bardziej istotnymi – fałszerstwami. Niestety, także uznani historycy (dr Grabowski) piszą czasem ewidentne głupoty (Kontrowersje dot. liczby CC – na dole strony) – https://elitadywersji.org/cichociemni-nazwa-przysiega-znak/
Ufam, że zechce Pan podjąć działania propagujące prawdę o Cichociemnych, chętnie się w nie włączę.
z wyrazami szacunku
Ryszard M. Zając
Ponowiłem wniosek o udostępnienie informacji publicznej – chcę się dowiedzieć imion i nazwisk „historyków z Instytutu Pamięci Narodowej i Wojskowego Biura Historyczne”… Wniosek został skierowanytakże do rzecznika prasowego MSZ, który zajmuje się udostępnianiem informacji publicznej na wniosek. W przypadku braku odpowiedzi sprawa trafi do sądu administracyjnego z wnioskiem o nakazanie udzielenia tej odpowiedzi.
Niestety, ale będzie ciąg dalszy tej żenującej historii niekompetencji oraz próby jej zatuszowania… Nadal też nie ma rozwiązania systemowego – o co wnioskowałem w petycji do prezydenta i premiera – aby obowiązkowo konsultować treść wszelkich form upamiętniania Polaków – by nie rozpowszechniać kłamstw historycznych. Mam nadzieję, że ci „historycy z IPN oraz WBH” którzy rzekomo potwierdzili iż tablica powieszona w Temspford nie zawiera kłamstw historycznych, to zwykła ściema, a niekompetencja oraz ignorancja nie sięgnęła także i tam…
RMZ
Tutaj link do postu w tej sprawie na Facebooku