• cichociemni@elitadywersji.org

Tag Archives: Marek Ney Krwawicz

Armia Krajowa – plusy i minusy statusu

 

Kilka czy może kilkanaście dni temu (wrzesień 2023) postawiono mi pytanie o plusy i minusy statusu prawnego – czyli w pewnym sensie, rzeczywistego położenia –  Armii Krajowej.

 

Orzel_AK-244x300 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuZanim odpowiem na to pytanie, konieczne jest niezbędne wprowadzenie.

 

Fakty nt. statusu AK oraz PSZ

Wbrew temu, co obecnie opowiadają różni „historycy” (czytaj: propagandyści, panegirycy, hagiografowie) Armia Krajowa nie była częścią Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – była natomiast częścią Sił Zbrojnych R.P., co jest istotną różnicą. Z tego, że nie była częścią PSZ wynika, iż organizacyjnie (i pod każdym innym względem) nie była włączona w struktury PSZ i oczywiście nie była pod dowództwem brytyjskim.

Wszystkim, którzy bajdurzą, jakoby AK była rzekomo „częścią PSZ” przypomnieć należy podstawowe fakty:

 

Armia Krajowa
  • status prawny Armii Krajowej definiował dekret Prezydenta RP z 1 września 1942 ?O tymczasowej organizacji władz na ziemiach Rzeczpospolitej? (powtórzony ze zmianami 26 kwietnia 1944). Art. 12 ust. 1 tego dekretu stanowił: ?Na czas nieobecności Naczelnego Wodza dowództwo Sił Zbrojnych na ziemiach Rzeczpospolitej sprawuje wyznaczony przez Naczelnego Wodza i podległy jemu bezpośrednio Komendant Sił Zbrojnych w Kraju?.
  • z tego dekretu jasno wynika, że polscy żołnierze w okupowanej Polsce byli żołnierzami Armii Krajowej, a nie żołnierzami PSZ; podlegali dowódcy AK. Z dekretu nie wynika, aby AK była częścią PSZ, natomiast wynika, że Dowódca AK podlegał Naczelnemu Wodzowi w Londynie (nota bene, był przezeń wyznaczony).
  • Armia Krajowa była wojskową strukturą Polskiego Państwa Podziemnego, nie była natomiast wojskową strukturą Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem brytyjskim. Armia Krajowa nie była podporządkowana ani dowództwu brytyjskiemu, ani Naczelnemu Wodzowi w Londynie.
  • Dowódca Armii Krajowej był podporządkowany Naczelnemu Wodzowi (który go wyznaczał), ale miał bardzo dużą autonomię w dowodzeniu Armią Krajową. W praktyce dowodził AK samodzielnie, choć wykonywał rozkazy Naczelnego Wodza. Jak zauważa prof. Marek Ney-Krwawicz, na podstawie art. 13 Dekretu Prezydenta R.P. z 27 maja 1942 „O organizacji najwyższych władz wojskowych” dowódca AK dowodził Siłami Zbrojnymi w Kraju i kierował całością operacji wojskowych w Kraju.” (Armia Krajowa – podziemne Wojsko Polskie, w: Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska 1989, nr 3 s. 120-121)
  • ?Autonomia? dowódcy Armii Krajowej była głównie efektem realistycznego podejścia, tj. ówczesnej technicznej niemożliwości bezpośredniego dowodzenia z zagranicy konspiracyjnymi strukturami w okupowanym kraju. Niekiedy nawet dowodził AK wbrew woli Naczelnego Wodza, np. rozpoczynając Powstanie Warszawskie.
  • Pośrednio autonomię dowódcy Armii Krajowej podkreślał także status Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, który był niejako ?ambasadą AK? w sztabie Naczelnego Wodza. Był on bowiem INSTYTUCJĄ ŁĄCZNIKOWĄ pomiędzy Naczelnym Wodzem a Dowódcą Armii Krajowej. Warto w tym kontekście zauważyć, że początkowo nawet nosił nazwę ?Samodzielny Wydział Krajowy?.
    Jak podkreśla jeden z jego szefów płk dypl Marian Utnik: ?W stosunku do konspiracyjnych organizacji wojskowych w Polsce gen. Sosnkowski był komendantem głównym ZWZ, a w kraju byli jego podkomendni (?) Oddział VI spełniał więc rolę sztabu operacyjnego komendanta głównego ZWZ?. Po agresji Niemiec na ZSRR zasadniczo zmieniły się ?rola i zadanie Oddziału VI, który z organu dowodzenia stał się w zasadzie organem łącznikowym komendanta głównego AK przy naczelnym wodzu w Londynie (?) Jako łącznik między konspiracją wojskową w Polsce a Sztabem NW w Londynie Oddział VI wykonywał wiele prac, z których jedne cechuje charakter stały, a inne okresowy lub tylko jednorazowy.” (Marian Utnik ? Oddział łącznikowy Komendanta Głównego AK przy Naczelnym Wodzu na emigracji (VI Oddział Sztabu Naczelnego Wodza) część I, w: Wojskowy Przegląd Historyczny, Warszawa 1981, nr 3 s. 130 ? 158)

 

Armia_krajowa_struktury-256x300 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuProf Marek Ney Krwawicz zauważa – „Armia Krajowa była podziemnym Wojskiem Polskim, była częścią Sił Zbrojnych RP podległych konstytucyjnym władzom państwowym działającym na obczyźnie. Poprzez swojego Komendanta ZWZ podlegał Naczelnemu Wodzowi Polskich Sił Zbrojnych.” (Polskie Państwo Podziemne. Aspekty wojskowe, s. 123) Owszem, Armia Krajowa była częścią Sił Zbrojnych RP – ale nie częścią PSZ na Zachodzie. Owszem, pośrednio podlegała Naczelnemu Wodzowi – w tym sensie, że podlegał mu bezpośrednio dowódca Armii Krajowej, który (zazwyczaj) wykonywał rozkazy NW, choć nie zawsze.

Prof dr hab. Józef Smoliński, całkiem trafnie mówi o „współpracy” pomiędzy Naczelnym Wodzem a Polskim Państwem Podziemnym, w tym Armią Krajową. Zauważa, że „Oddział VI (…) [Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] opracowywał instrukcje i rozkazy w zakresie współpracy pomiędzy Naczelnym Wodzem i ruchem oporu w walczącym kraju.” (Polskie władze wojskowe na uchodźstwie 1939-19460, Warszawa 2017, Rytm, ISBN 978-83-73-99751-6, s.79)

Naczelny Wódz dopiero 3 września 1941 (po dwóch latach okupacji) w depeszy do ZWZ oraz Delegata Rządu Na Kraj stwierdził, że UWAŻA organizację wojskową w Kraju za część dowodzonych przez siebie Polskich Sił Zbrojnych. Z formalnoprawnego punktu widzenia depesza NW nie może być uznana za źródło prawa, nawet w ówczesnej wojennej sytuacji. Z jej treści wynika, iż Naczelny Wódz wyraził tylko osobisty pogląd.

Pośrednio odrębność Armii Krajowej od Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie stwierdza sam Naczelny Wódz. W grudniu 1942 gen. Władysław Sikorski podczas oficjalnej wizyty w USA, w rozmowie z gen. Hayesem Kronerem (wiceszef Oddziału II Sztabu Generalnego USA) powiedział: „Dowodzę (…) dwiema armiami. Jedna składa się z Polskich Sił Zbrojnych w Zjednoczonym Królestwie i Afryce wraz z Polskim Lotnictwem i Marynarką Wojenną. Druga zaś, ilościowo znacznie silniejsza, jest to Polska Tajna Organizacja Wojskowa rozrzucona po całym obszarze terytorialnym Rzeczypospolitej.”

 

Dopiero przed przystąpieniem AK do realizacji Akcji Burza, dowódca AK wystąpił do Naczelnego Wodza, aby alianci uznali Armię Krajową za część składową sił sprzymierzonych. Pomimo sprzeciwu ZSRR zachodni alianci: USA oraz Wielka Brytania zareagowali przychylnie – ale nieformalnie.

W deklaracji brytyjskiej z 29 sierpnia 1944, ogłoszonej na antenie radiowej BBC, stwierdzono, że ?Polska Armia Krajowa obecnie zmobilizowana stanowi siłę kombatancką, będącą integralną częścią Polskich Sił Zbrojnych?. Polityczne deklaracje na antenie radiowej państw obcych, choć sojuszniczych, nie mogą być jednak uznane za źródło polskiego prawa, nawet w wojennej rzeczywistości. Statusu AK jako części PSZ nie uznawali: ZSRR oraz Niemcy, którzy jednak wyjątkowo respektowali go jedynie wobec części żołnierzy AK idących do niewoli po kapitulacji Powstania Warszawskiego. Częściowo respektowali – z obawy o traktowanie przez aliantów ich (niemieckich) jeńców wojennych?

 

Poland-GB-1-300x171 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuPolskie Siły Zbrojne pod dowództwem brytyjskim
  • status prawny Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie definiowała umowa pomiędzy rządami Wielkiej Brytanii oraz R.P.,  z 5 sierpnia 1940. Art. 1 umowy stwierdzał jednoznacznie, że Polskie Siły Zbrojne (składające się z sił lądowych, morskich i powietrznych) zostaną zorganizowane pod dowództwem brytyjskim jako siły sprzymierzone. W tej umowie nie ma słowa o Armii Krajowej. Poza przywołanym wcześniej dekretem Prezydenta R.P. ? określającym rzeczywisty status prawny Armii Krajowej ? nie istnieje żaden akt prawny, który miałby sytuować Armię Krajową jako ?część PSZ?.
  • Zauważyć należy, że jeśli ktoś uznaje Armię Krajową za „część” Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie – to powinien także uznawać, że Armia Krajowa znajdywała się – tak jak PSZ na Zachodzie – pod dowództwem brytyjskim. Teza o AK jako rzekomej ?części? PSZ formowana była (nadal jest) na użytek polityczny i jest oczywistym prawnym nonsensem. Owszem, Armia Krajowa była częścią Sił Zbrojnych (ale nie częścią PSZ) podległych Naczelnemu Wodzowi (podlegała NW pośrednio, poprzez podległość dowódcy AK).

 

Reasumując, konspiracyjna organizacja wojskowa w okupowanej Polsce ? Armia Krajowa ? była strukturą podległą Dowódcy AK, zaś dowódca AK miał wobec niej uprawnienia Naczelnego Wodza, choć sam jemu podlegał. Z treści dekretu Prezydenta RP z 27 maja 1942 ?O organizacji najwyższych władz wojskowych? – także statusu prawnego Oddziału VI (Specjalnego), ustanowionego przecież legalnym rozkazem Naczelnego Wodza – jasno wynika, że Armia Krajowa była strukturą wojskową odrębną od Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (choć przez Sztab Naczelnego Wodza wspieraną) oraz podlegała jedynie swojemu Dowódcy. Z art. 13 tego dekretu jednoznacznie wynika, że dowódca AK dowodził Siłami Zbrojnymi w Kraju i kierował całością operacji wojskowych w Kraju.? (Marek Ney-Krwawicz, Armia Krajowa ? podziemne Wojsko Polskie, w: Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska 1989, nr 3 s. 120-121)

Naczelny Wódz mógł wygłaszać na ten temat różne opinie, podobnie różne (polityczne) deklaracje mogli składać przedstawiciele rządów obcych państw. Jednak ani deklaracje Naczelnego Wodza, ani deklaracje przedstawicieli jakichkolwiek obcych rządów nie były i nie mogą być uznane za źródło polskiego prawa (za podstawę prawną), nawet w realiach wojennych?

Preferuję obiektywne, precyzyjne spojrzenie na fakty z historii Polski. Nie interesuje mnie hagiograficzna, panegiryczna czy „uproszczona” wersja historii Polski, lansowana przez niektórych propagandystów (niestety, niekiedy także z IPN).

 

Plusy i minusy statusu AK

W pierwszej kolejności należy podkreślić, że status prawny Armii Krajowej podczas II wojny św. wynikał z obiektywnych realiów, a nie ze świadomego, nieskrępowanego wyboru ówczesnych władz R.P. przebywających na emigracji. W ówczesnych realiach nie sposób było z Wielkiej Brytanii faktycznie dowodzić – zwłaszcza na poziomie operacyjnym – konspiracyjnymi strukturami wojskowymi w okupowanej przed dwóch agresorów Polsce.

Współcześnie, w teorii dowodzenia, wyróżnia się pięć podstawowych relacji dowodzenia (zakresu uprawnień i odpowiedzialności dowódcy):

  1. dowodzenie pełne, całkowite (full commmand),
  2. dowodzenie operacyjne (OPCOM, współcześnie tylko jeden dowódca w NATO ma takie uprawnienie),
  3. kontrola operacyjna (dowodzenie OPCOM ograniczone w funkcji, czasie lub miejscu),
  4. dowodzenie taktyczne (realizacja określonych zadań, misji),
  5. kontrola taktyczna (TACON, odpowiednik władzy dowódcy jednostki rodzajów wojsk, np. dowódcy baterii rozmieszczonej na obszarze działania dywizji).

 

dowodzenie-212x250 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuNależy zauważyć, że według współczesnej terminologii Naczelny Wódz nie wykonywał wobec AK żadnej z form dowodzenia. Dla każdego, kto ma minimalne pojęcie o funkcjonowaniu wojska jest oczywiste, iż Naczelny Wódz nie dowodził Armią Krajową na poziomie operacyjnym. Był natomiast „dowódcą” AK na poziomie strategicznym – ale bardziej w znaczeniu „przywódcy politycznego” niż „dowódcy wojskowego”.

Według słownika terminów i definicji NATO [AAP-6(2014)] także w anglojęzycznej literaturze, termin „dowodzenie” rozumiany jest jako command  oraz  control.  Termin pierwszy odpowiada polskiemu dowodzeniu, obejmuje kierowanie, koordynację i kontrolę. Termin drugi to ?władza sprawowana przez dowódcę nad częścią działań podległej organizacji lub innych organizacji normalnie nie będących pod jego dowództwem, obejmująca odpowiedzialność za realizację rozkazów lub dyrektyw”.

 

Tym drugim terminem można byłoby – z istotnymi zastrzeżeniami – określić „dowodzenie” Armią Krajową w Polsce przez Naczelnego Wodza w Londynie. Na czym polegają moje „zastrzeżenia„?

  • Po pierwsze na tym, że władza Naczelnego Wodza nad działaniami AK – które mu formalnie nie podlegało, bo podlegało dowódcy AK – była dość iluzoryczna w świetle bardzo szerokiej, ale rzeczywistej autonomii Armii Krajowej.
  • Po drugie na tym, że nie obejmowała ona odpowiedzialności „za realizację rozkazów i dyrektyw”. Czy ktoś słyszał o czyjejś odpowiedzialności z KG AK za np. rozpoczęcie Powstania Warszawskiego wbrew woli Naczelnego Wodza? Albo o realizacji „Burzy” wbrew zasadniczej dyrektywy „Instrukcji dla Kraju”? Pytania te są oczywiście retoryczne.
  • Po trzecie, dowodzenie Armią Krajową, rozumiane jako władza, tj. prawo do wydawania rozkazów – zgodnie z dekretem Prezydenta R.P. z 27 maja 1942 ?O organizacji najwyższych władz wojskowych? – miał dowódca Armii Krajowej, a nie NW.
  • Po czwarte wreszcie, dowodzenie rozumiane jako proces, obejmujący planowanie, organizowanie, kierowanie i koordynacja, także kontrola podległych sił zbrojnych – także było domeną dowódcy Armii Krajowej. Nie wyłączną, bowiem w części elementy tego procesu – zwykle dotyczące planowania – były „konsultowane” z Naczelnym Wodzem. Co charakterystyczne, dość często stanowisko KG AK było w tym procesie rozstrzygające, które NW akceptował.

 

Po tych teoretycznych rozważaniach czas przejść do – nader uproszczonego – wyspecyfikowania domniemanych „plusów” i „minusów” statusu prawnego Armii Krajowej, czyli swoistej, raczej dychotomicznej „analizy SWOT” dla AK. Wymieniłem najważniejsze w mojej ocenie czynniki przemawiające za dodatnim (plusy) lub ujemnym (minusy) aspektem rzeczywistego statusu Armii Krajowej.

 

dywersja-pociag-250x153 Armia Krajowa - plusy i minusy statusuPlusy statusu AK:
  1. Dowodzenie Armią Krajową przez Komendę Główną AK, czyli strukturę krajową, znacznie lepiej znającą realia Polski pod dwiema okupacjami niż Sztab Naczelnego Wodza w Londynie
  2. Realne dowodzenie Armią Krajową przez dowódcę AK oraz KG AK, w pełnym znaczeniu pojęcia „dowodzenie”, nieznacznie ograniczone przez instrukcje i dyrektywy Naczelnego Wodza (z reguły konsultowane, a nie narzucane).
  3. Usytuowanie AK jako wojskowej części Polskiego Państwa Podziemnego, w praktyce dominującej nad działającą w okupowanej Polsce strukturą cywilną tj. Delegaturą Rządu na Kraj
  4. Względna samodzielność działania Armii Krajowej, częściowo ograniczana przez brytyjskie żądania (operacja „Big Scheme” tj. „Wachlarz”, nakłanianie do współpracy z Armią Czerwoną itp.)

 

Minusy statusu AK:
  1. Faktycznie polityczne – a nie wojskowe „dowodzenie” Armią Krajową przez Naczelnego Wodza oraz wynikający z tego m.in. brak spójnej strategii działania na rzecz „sprawy polskiej” emigracyjnych władz R.P., łączącej cele wojskowo – polityczne do realizacji w okupowanej Polsce oraz na emigracji
  2. Faktyczna drugorzędność spraw Kraju w działaniach Naczelnego Wodza w Londynie, pomimo deklarowanej ich rzekomej nadrzędności nad wszystkimi działaniami emigracyjnego rządu R.P., rażąca nieumiejętność skoordynowania z działaniami emigracyjnego rządu oraz zdyskontowania działań AK (zwłaszcza wywiadowczych, np. V-1 i V-2) wobec aliantów (zwłaszcza Brytyjczyków
  3. Podstawowe błędy w bieżącej komunikacji (wymianie informacji, instrukcji itp.) między dowódcą AK a Naczelnym Wodzem (przykładem np. „nieporozumienia” co do nierealności: wywołania w Polsce powstania powszechnego wspartego desantami aliantów, drugiego frontu na Bałkanach itp.)
  4. Brak pełnej świadomości KG AK nt. realnej, coraz bardziej słabnącej pozycji Polski wśród „aliantów”, zwłaszcza po agresji Niemiec na ZSRR oraz podporządkowanej rządowi Wielkiej Brytanii usłużnej roli Naczelnego Wodza, w znikomym stopniu faktycznie uwzględniającego rzeczywisty interes Polski
  5. Ewidentne trwanie w nieświadomości KG AK co do rzeczywistych możliwości – w tym faktycznego braku samodzielności – Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ich wielkości, wartości bojowej itp. wynikające m.in. z propagandowych informacji i depesz kierowanych do Kraju
  6. Nadmierna zależność od mizernej ilości i jakości zaopatrzenia, dostarczanego w ramach „kroplówki zrzutowej” za pomocą lotów specjalnych SOE organizowanych przez Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza, wynikająca z rażącej nieumiejętności Naczelnego Wodza w uzyskaniu względnej samodzielności w zaopatrzeniu AK, w tym tzw. polskiego „flightu”…
  7. Brak rozsądnej, spójnej strategii działania polskich władz wobec ZSRR, przejawiającej się z jednej strony np. narzuceniem przez SOE do realizacji przez AK operacji „Big Scheme” (w Polsce nazwanej „Wachlarzem” i prezentowanej jako rzekoma inicjatywa własna AK), z drugiej np. narzuceniem AK przez Naczelnego Wodza fundamentalnie wadliwych założeń akcji „Burza” – nakazujących ujawnianie się dowódców i oddziałów AK dowódcom oddziałów sowieckich – co skutkowało dewastacją Armii Krajowej, morderstwami i zsyłkami do łagrów
  8. Niezrozumiałe lekceważenie przez Naczelnego Wodza haniebnych działań ludowców (m.in. Kot, Mikołajczyk) przeciwko własnemu państwu (z wykorzystaniem brytyjskiego SOE, prominentnych Brytyjczyków np. ministra Daltona, syna Churchilla, kosmopolity Józefa Retingera itp.) dążących do przejęcia pełnej kontroli nad Armią Krajową w Polsce (czyli jej faktycznym unicestwieniem), zahamowaniem zrzutów dla AK oraz przekierowaniem ich dla Batalionów Chłopskich, a także w istocie częściowego „wyłączenia” struktur bojowych BCh w okupowanej Polsce z procesu scalania z Armią Krajową.
  9. Nieumiejętność osiągnięcia wewnętrznego kompromisu Naczelnego Wodza z istotną częścią emigracyjnego rządu, tj. ludowcami, którzy mieli całkowicie odmienną wizję powojennej Polski (miała być tak „ludowa” jak w planach PPR, tylko bez prześladowania Kościoła) oraz od początku nieudolnie grali na zbliżenie (czytaj: podporządkowanie) Polski z ZSRR, w tym także mianowanie ambasadorem R.P. w Moskwie nieudolnego Stanisława Kota, który zaognił już napięte relacje ze stalinowskim państwem.
  10. Niezrozumiałe lekceważenie przez KG AK roli Sztabu Naczelnego Wodza, w tym zwłaszcza Oddziału VI (Specjalnego) w utrzymaniu sprawności funkcjonowania AK. Najtragiczniejszym tego przykładem było „oddelegowanie za karę” przez KG AK do Londynu prosowieckiego gen. Stanisława Tatara, który po przerzucie do Wielkiej Brytanii i objęciu funkcji zastępcy szefa Sztabu Naczelnego Wodza ds. krajowych przejął w istocie kontrolę nad AK ze strony Naczelnego Wodza oraz zdewastował AK swoimi decyzjami (ograniczenie zrzutów, akcja „Burza” w wersji dekonspiracyjnej, podżeganie do Powstania Warszawskiego, manipulowanie decyzjami Naczelnego Wodza itd.), a w okresie powojennym dopuścił się zdrady stanu, defraudując rządowe środki finansowe i współpracując (także wywiadowczo) z komunistycznymi władzami „Polski Ludowej, pomagając zniszczyć tzw. drugą konspirację w okupowanej Polsce.

 

Rubens-900-300x166 Armia Krajowa - plusy i minusy statusu

Siedziba Naczelnego Wodza – hotel Rubens, Londyn

Dodam dla jasności, że pkt. 2 „minusów” wynika z mojej oceny faktycznie prowadzonej polityki polskich władz, a nie z działań, które pozornie podtrzymywały propagandową tezę, iż sprawy Kraju są dla emigracyjnego rządu najważniejsze.

Działania te ostatecznie nie miały faktycznego znaczenia, np. Stanisław Kopański, od sierpnia 1943 (po katastrofie gibraltarskiej) szef sztabu Naczelnego Wodza wspominał – „Oddział specjalny [Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] zajmował oddzielny budynek poza Sztabem [Sztab ulokowany był w hotelu „Rubens”, natomiast Oddział VI w nieodległym budynku przy 13 Upper Belgrave Street – RMZ]. Jeździłem tam codziennie wieczorem, po zakończeniu pracy w Sztabie. Gen. Sosnkowski (…) przyjmował codziennie przed południem referat szefa oddziału specjalnego w mojej obecności.” (Wspomnienia wojenne 1939-1946, Warszawa 1990, Bellona, ISBN 83-11-07819-X, s.339) Tyle, że nic z tego konkretnego nie wynikało…

Dla kontrastu opinia organizatora lotniczego przerzutu Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego, nt. rzeczywistego ?zainteresowania? głównego polityka ?polskiego Londynu? przerzutem lotniczym do Kraju – „Przeszło dwuletnia już praktyka wskazuje niezbicie, że Premier i N.W. w jednej osobie nie jest rozwiązaniem korzystnym dla SPRAWY. Przede wszystkim okazało się bardzo niekorzystnym dla naszej działalności wojskowej. W większości wypadków, dotyczących zagadnień wojskowych, a prawie zawsze jeżeli chodzi o przerzut lotniczy do Kraju, istniała przewaga zainteresowań politycznych nad zainteresowaniami Naczelnego Wodza. Nawet ?podwórkowej? wagi zagadnienia polityczne ?wypierały? na drugi plan zagadnienia wojskowe.” (Dziennik czynności mjr Jana Jaźwińskiego, sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW ? 1769/89, str. 146/148)

 

Pomimo dość pobieżnego wyspecyfikowania „plusów” i „minusów” statusu Armii Krajowej nie pozwoliłem sobie na nakreślenie „historii alternatywnej, tj. stanu jak powinno być i co mogłoby z tego dla interesów Polski wyniknąć. Po pierwsze, nie wszystkie elementy (minusy) tej uproszczonej „analizy SWOT” mogłyby zostać „naprawione” – niektóre byłyby nadal takie same, ze względu na ówczesne realia, głównie polityczne, na poziomie (błędnej) strategii aliantów, którzy dali się ograć Stalinowi. Po drugie, nawet gdyby część „minusów” udało się zmienić na „plusy”, nie jest możliwe ustalenie, jaki rzeczywisty wpływ miałoby to na realną, powojenną sytuację Polski i Polaków.

Jedno jest pewne – zmarnowano za dużo szans i zbyt wiele możliwości; mając sporo atutów w ręce (choćby siła polskiego wywiadu, sukcesy „Enigmy”, V-1 i V-2 itp.) mogliśmy wygrać znacznie więcej. Staliśmy się jednak największym przegranym II wojny światowej, i to na długie powojenne lata – aż do dzisiaj (wciąż aktualna sprawa reparacji).

 

Refleksja końcowa
Oddz-VI-01-250x220 Armia Krajowa - plusy i minusy statusu

Siedziba Oddziału VI (Specjalnego)

Na zakończenie przytoczę konstatację, z którą się prawie w całości zgadzam. Otóż wybitny historyk, prof. Stanisław Salmonowicz gorzko konstatuje – „Polskie władze w kraju i na obczyźnie nie miały w toku wojny żadnych alternatywnych rozwiązań, które dawałyby szanse na sukces. Walka, którą naród podjął z obu okupantami, została generalnie przez nich wymuszona zbrodniami. Potem, gdy Stalin stał się sojusznikiem naszych aliantów, znaleźliśmy się znów w sytuacji bez wyjścia. Żądania, byśmy w toku wojny, podjętej dla obrony naszej suwerenności, zrezygnowali z 1/3 terytorium bez żadnych gwarancji dla milionów Polaków poza linią Curzona oraz problem ustosunkowania się do wkraczającej do Polski Armii Czerwonej były nie do rozwiązania.

?Burza? i Powstanie Warszawskie były próbami daremnymi zatrzymania biegu wydarzeń. PP po 5 latach walki i oczekiwania na zwycięstwo było jednak niezdolne do kapitulacji bez walki wobec żądań sowieckich. Państwo Podziemne poniosło klęskę, jego dorobek w sporej mierze został zmarnowany. Nie negując pewnych własnych błędów, trzeba powiedzieć, że przyczyny działań ryzykownych leżały w sytuacjach, które były poza zasięgiem naszych możliwości, były skutkami ubocznymi fatalnej polityki aliantów wobec Związku Radzieckiego, której największą ofiarą stała się właśnie Polska, przechodząc po 6 latach zbrodniczych okupacji pod rządy stalinowskie odrywające kraj na długie lata od ewolucji pozytywnych, których ? wraz z pokonanymi Niemcami ? doczekała się Europa Zachodnia.” (Dylematy Polskiego Państwa Podziemnego (1939?1945) w: Studia Iuridica Lublinensia vol. XXV, 3, 2016, s. 830)

 

 

 

Brytyjczycy wobec Polski – SOE i Cichociemni

 


41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i CichociemniSpis treści:


 

soe-tablica-296x300 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

tablica upamiętniająca wszystkich agentów SOE, na budynku jej dawnej siedziby w Londynie

Od wielu lat jęczałem przy byle okazji, że nie ma porządnie napisanej monografii polskiej sekcji brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych (Special Operations Executive, SOE). Moje jęki widać dotarły gdzie trzeba, bo wreszcie opublikowano rewelacyjną książkę „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)”. Jej autorami są: prof dr hab. Jacek Tebinka oraz dr hab. Anna Zapalec, a publikację starannie i ładnie wydało warszawskie wydawnictwo „Neriton”. ISBN 978-83-66018-94-5 (druk), ISBN 978-83-66018-95-2 (e-book).

 

Całkiem serio i krótko – ta publikacja to intelektualne frykasy dla wszystkich zainteresowanych polskimi operacjami specjalnymi podczas II wojny światowej.

 

Nawet pobieżny rzut oka na spis treści uświadamia ogrom pracy Autorów. Ta fundamentalna monografia obejmuje okres od pierwszych brytyjskich planów wojny nieregularnej przed wybuchem II wojny św. aż do stycznia 1946 i rozwiązania SOE. Autorzy trafnie zauważają we wstępie:

„Polsko-brytyjska współpraca w czasie drugiej wojny światowej obejmowała cały wachlarz spraw, począwszy od kontaktów politycznych poprzez prowadzone działania zbrojne i wywiadowcze, jak również sabotaż i dywersję. (…) Polski ruch oporu zaczął kształtować się pod koniec września 1939 r. jako jeden z pierwszych w Europie. Od początku miał unikalny charakter na tle podziemia w innych krajach podbijanych przez państwa Osi. Polacy i Brytyjczycy współpracowali ze sobą jeszcze zanim powstało SOE, mające zajmować się wojną nieregularną oraz organizacjami podziemnymi w Europie. (…) Gdy powstało SOE było niemal rzeczą naturalną, że relacje Brytyjczyków z Polakami w zakresie działań konspiracyjnych będą kontynuowane (…)” (s.9-10)

ozn_Dziennik-czynnosci-mjr-Jazwinskiego_600px-300x161 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i CichociemniAutorzy zaznaczają, że oprócz bardzo obszernej kwerendy, m.in. w wielu brytyjskich archiwach sięgnęli także np. do źródłowego w polskim kontekście „Dziennika czynności” organizatora wsparcia lotniczego dla AK, płk Jana Jaźwińskiego, a także – oczywiście – do pamiętników współtwórcy (wraz z ppłk dypl. cc Maciejem Kalenkiewiczem) Cichociemnych mjr dypl. cc Jana Górskiego. Naturalnie źródłem wielu istotnych ustaleń były również akta Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza oraz wydane przez londyńskie Studium Polski Podziemnej w sześciu tomach dokumenty Armii Krajowej.

Autorzy monografii podkreślają, że ich publikacja starała się pokazać „jak rozwijała się współpraca SOE z Polakami w kwestii operacji specjalnych oraz jak przebiegał proces decyzyjny w Londynie, który często kończył się podjęciem decyzji sprzecznych z sugestiami płynącymi z Baker Street [siedziba centrali SOE – przyp. RMZ], a także wbrew nadziejom i oczekiwaniom strony polskiej.” (s. 18) Jest więc mocna szansa, że po tej rzeczowej publikacji skończy się nareszcie bezkrytyczne wielbienie „ogromnej pomocy Wielkiej Brytanii dla Polski”, opowiadania o „szkoleniach Cichociemnych według standardów SOE” oraz inne tego rodzaju publicznie rozpowszechniane, wzmacniane anglomanią a nawet ojkofobią, bajki dla naiwnych.

 

Powstanie powszechne i wsparcie dla Polski

Ze względu na wieloaspektowość i złożoność zagadnienia ta kapitalna monografia w dwóch rozdziałach ma charakter problemowy, w pozostałych siedmiu naturalny charakter chronologiczny. Dwa rozdziały „problemowe” to po pierwsze oczywiście „polski plan” powstania powszechnego. Jeszcze do niedawna koncepcja bardzo słabo znana nawet w Polsce – choć był to strategiczny cel najpierw Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej i Sztabu Naczelnego Wodza. Przez jakiś czas „zaraziliśmy” nią nawet dowództwo alianckie, które przyjęło jako własny – jak to ujął mjr dypl. cc Jan Górski „nasz polski pogląd na sposób przeprowadzenia głównej rozgrywki wojennej z Niemcami” (pamiętniki Jana Górskiego). Koncepcja na tyle niedostrzegana w naszym kraju, że dopiero w lutym 2020 musiałem od podstaw (wcześniej go nie było – sic!) napisać odpowiednie hasło w… Wikipedii –  Na gruncie naukowym koncepcję dogłębnie zbadał, a wyniki badań opublikował, prof. Marek Ney-Krwawicz z Instytutu Historii PAN.

Drugi rozdział „problemowy” omawianej monografii także ma znaczenie fundamentalne – opisuje działania SOE na rzecz polskiej konspiracji (nie tylko w Polsce i nie tylko AK). Zasadniczą jego część stanowi analiza współpracy polskiej sekcji SOE z Oddziałem VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza. Mowa w nim m.in. o szkoleniu Cichociemnych:

„W sprawie szkoleń strona polska od początku była uzaleźniona od Brytyjczyków. To oni wybierali miejsca na kursy szkoleniowe [uwaga dla Instytutu Pamięci Narodowejnie było jednego „kursu cichociemnego” jak nieprawdziwie „edukujecie” – przyp. RMZ], zapewniali zakwaterowanie, zaopatrzenie, wyposażenie kursu, część kadry szkoleniowej i ekwipunek przed odlotem skoczków. Strona brytyjska przekazywała też potrzebne materiały do wyrobienia cichociemnym fałszywych dokumentów. We wszystkich tych kwestiach Oddział VI SNW współpracował z Sekcją Polską SOE (…)” (s. 231).

 

Cichociemni i spadochroniarze Akcji Kontynentalnej

„Wyjątkowa pozycja na tle innych narodowości – zauważają Autorzy – przyznana Polakom przez władze brytyjskie dotyczyła także systemu szkoleń cichociemnych. Część kursów prowadzili polscy oficerowie, a Sekcja Polska SOE posiadała własne stałe ośrodki szkoleniowe. Miały one podwójne kierownictwo, zarówno angielskie jak i polskie, przy czym Brytyjczycy odpowiadali za ich administrowanie i zaopatrzenie materiałowe, a nadzór nad szkoleniem sprawowali Polacy.” (s. 232).

Autorzy zaznaczają – czego nie chce dostrzec np. dr Waldemar Grabowski z IPN, tworzący kontrowersje wokół liczby 316 Cichociemnych – że w przypadku Cichociemnych „Ostateczna odprawa skoczków była zawsze w rękach Oddziału VI, a gdy opuszczali oni stację wyczekiwania [skakali do Polski – przyp. RMZ], to Sekcja Polska SOE traciła nad nimi całkowita kontrolę, gdyż przybierali pseudonimy, których Brytyjczycy nie znali” (s. 234) Dodać należy, że ważniejszy od pseudonimów był fakt, iż Cichociemni – w odróżnieniu od innych polskich skoczków – otrzymywali przydziały w Armii Krajowej oraz podlegali KG AK.

„Natomiast skoczkowie Sekcji Mniejszości Polskich (EU/P) przechodzili szkolenie, nad którym nadzór sprawowała Sekcja Szkoleniowa SOE (…) Kurierzy i emisariusze polityczni Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którzy mieli zostać zrzuceni do Polski, pod względem szkolenia podlegali [brytyjskiej – przyp. RMZ] Sekcji Mniejszości Polskich.” (s. 234). Warto też dodać, że polscy skoczkowie zrzucani poza Polskę w ramach „Akcji Kontynentalnej” prowadzonej w skupiskach Polonii, nie byli cichociemnymi – stanowiącymi integralną część koncepcji powstania powszechnego w Polsce. Byli wykorzystywani zarówno w cywilnej jak i wojskowej konspiracji poza Polską, rozwijanej dzięki współpracy polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oraz Sekcji Mniejszości Polskich (EU/P) SOE, która zadaniowała i finansowała te działania. Byli spadochroniarzami Akcji Kontynentalnej.

 

Trzeciorzędność Polski w alianckiej strategii

churchill-287x350 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i CichociemniAutorzy monografii zaznaczają, że „w połowie marca 1943 r. Churchill nie był już zwolennikiem wzniecania powstań mających służyć osłabianiu Trzeciej Rzeszy”, zaś obowiązująca od 20 marca 1943 nowa dyrektywa dla SOE zawierała ustalenia brytyjskich szefów sztabu, które „stanowiły wyraźne odejście od koncepcji wywoływania niekontrolowanego wystąpienia przeciw okupantom czy powstania (…).” (s.303) Wg. nowych priorytetów „na pierwszym miejscu była dywersja na wyspach włoskich. Na drugim znajdowała się pomoc dla ruchu oporu w Jugosławii (czetników) i Grecji (…) a następnie Francji. Dopiero potem uwzględniono Polskę i Czechosłowację.” (s. 304) Polsce wyznaczono – w mojej ocenie – jednak dosyć podrzędne zadanie dywersji i sabotażu „na liniach kolejowych prowadzących na front wschodni”. (s. 304)

Jak można zauważyć, żaden z historyków nie znalazł dotąd odpowiedzi na nurtujące nie tylko mnie pytanie – dlaczego polski Sztab Naczelnego Wodza zgodził się w istocie zdewastować Armię Krajową (także m.in. akcją „Burza”) w imię wsparcia Stalina, pomimo Zbrodni Katyńskiej oraz zerwania stosunków dyplomatycznych z ZSRR? To, że nastąpiło to finalnie już po tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego, pod rządami lichego polityka, premiera Mikołajczyka, w mojej ocenie nie ma większego znaczenia…

Natomiast zasadnicze znaczenie ma kwestia, którą wskazali autorzy monografii w wątku dotyczącym odmowy Połączonego Komitetu Szefów Sztabów większego wsparcia dla Armii Krajowej. „Na decyzję anglo-amerykańskich szefów sztabów wpłynęły przede wszystkim aspekty logistyczne i strategiczne, takie jak brak samolotów i przekonanie o konieczności wspierania ruchu oporu przede wszystkim we Francji i na Bałkanach. Nie oznaczało to pominięcia wątku konfliktu polsko – radzieckiego. Anglo-amerykańscy sztabowcy byli zaniepokojeni, że dobrze uzbrojona polska armia podziemna może skierować swoją broń nie tylko przeciw Niemcom, lecz także ZSRR.” (s. 335)

 

Operacja „Denham” czyli Retinger na służbie Edena
Dakota_III_Douglas-C-47-300x233 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

Douglas C-47 Skytrain Dakota

Monografia wspomina w kilku akapitach nt. operacji lotniczej Wildhorn I” („Most 1”), połączonej z lądowaniem w Polsce oraz w kilku innych miejscach jednozdaniowo o „kuzynku diabła” Józefie Retingerze. Autorzy trafnie wskazują, że leciał do Polski ze ściśle tajną misją „Denham”, według nich „Retinger miał zbadać poglądy przywódców politycznych w Kraju i zachęcić ich do przyjęcia realistycznego [czytaj: brytyjskiego – przyp. RMZ] stanowiska.” (s. 381). Mylą się jednak całkowicie, wywodząc, że jakoby „Mikołajczykowi zależało na wysłaniu Retingera” itd. To specjalizujący się w intrygach Retinger sam „załatwił sobie” przerzut do Polski, co spotkało się z aprobatą brytyjską. Wysłany z nim przez polskiego premiera kurier Tadeusz Chciuk ps. Celt (który sam siebie – wbrew faktom – nazwał „cichociemnym”) zapytał Mikołajczyka, czy to właśnie premier wysyła Retingera.

Oto odpowiedź Mikołajczyka – „Przypuszczam, że to Eden [Anthony Eden, brytyjski minister spraw zagranicznych – przyp. RMZ] wysyła Retingera albo – co jest bardziej prawdopodobne, Retingerowi udało się przekonać Edena, że jego wyjazd do Polski jest potrzebny. Owszem, niech jedzie – jego wyjazd może dużo pomóc, a nie widzę, w czym mógłby nam zaszkodzić. (…) Retinger ma w sobie wielką żyłkę awanturniczą i oczywiście jest to jednym z powodów jego wyjazdu. Chce by o nim było głośno – chciał nawet, aby ogłoszono przez radio jego wyjazd do Polski, ale to oczywiście nonsens, ani ja, ani Anglicy na to się nie zgodzili (…) sprawa jest trzymana ściśle w tajemnicy i właśnie wy musicie bardzo uważać, by się nie rozeszła ani we Włoszech, ani w kraju, bo to dużo zaszkodzi. Zwłaszcza w interesie samego Retingera leży tajemnica, bo jak się „dwójka” [polski wywiad – przyp RMZ] dowie o jego pobycie w kraju, to go sprzątną, a jeśli dowie się wojsko wcześniej o wyjeździe, to gotowi mu go sabotować” (archiwa IPN sygn. BU 01168/422 J-2675, s. 7; Bogdan Podgórski, Józef Retinger prywatny polityk, Universitas, Kraków 2013, ISBN 97883-242-1974-2  s. 125).

 

Retinger-Jozef-300x302 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

Józef Retinger

Autorzy monografii zauważają też, że Retingera wysłano do Polski „poza wiedzą Oddziału VI i Naczelnego Wodza”, jednak przeoczyli istotny fakt, że Retinger został wysłany także w tajemnicy przed Prezydentem R.P. (sic!). Należy podkreślić, że chociaż Retingera wysłano przy pomocy władz wojskowych zaprzyjaźnionego państwa: Wielkiej Brytanii, prawna kwalifikacja tego zdarzenia wyczerpuje znamiona czynu określanego jako „zdrada dyplomatyczna”. No ale Retinger – choć był doradcą Sikorskiego – zawsze czuł się bardziej „obywatelem świata” czy „prywatnym politykiem” niż obywatelem Rzeczpospolitej. W omawianej monografii został potraktowany dość marginalnie, choć to ponoć on właśnie „załatwił” u Churchilla ewakuację polskich żołnierzy z Francji do Wielkiej Brytanii…

Autorzy monografii mijają się także z faktami, wskazując na przyczynę opóźnionego powrotu Retingera do Wielkiej Brytanii, którą miało być „przeprowadzenie z niewielkim wyprzedzeniem” operacji lotniczej „Wildhorn II” (Most 2) (s. 389). Wskazują na wyjaśnienie Retingera, który „twierdził że celowo odstawiono go na niewłaściwy punkt i spóźnił się na start samolotu” (s. 389), ale nie dają mu wiary, pisząc, iż „w rzeczywistości” przyczyną miało być to „wyprzedzenie”. Otóż nie taka była przyczyna – akurat w tym wypadku Retinger mówi prawdę. Miał odlecieć w operacji lotniczej „Most 2” (Wildhorn II) z polowego lądowiska „Motyl”, zlokalizowanego w okolicach wsi Wał – Ruda, Jadowniki Mokre, pomiędzy rzeczką Kisieliną i Dunajcem kilka kilometrów od Dołęgi, 18 km od Tarnowa.

Ladowisko-Motyl-250x212 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

Lądowisko „Motyl”

Samolot Dakota KG-477 „V” (1586 Eskadra PAF) lądował o godz. 00.07, po trwającym 7 minut rozładunku odleciał – bez Retingera, który był obecny na lądowisku, ale nie został na czas doprowadzony do samolotu. Akcją kierował płk. Roman Rudkowski, na polecenie płk. Franciszka Demela miał skontrolować dokumenty zabierane przez Retingera z Polski, kazał więc mu przekazać je łącznikowi, który miał je oddać bezpośrednio na lądowisku. Retinger zakpił z nich, przekazując grubą, zaklejoną kopertę, po jej otworzeniu okazało się, że zawiera plik czystych kartek. W rewanżu odstawiono go na odległy koniec lądowiska, wskutek czego nie zdążył zgłosić się do odlatującego samolotu. W drodze powrotnej z lądowiska, podczas przejazdu przez rzekę Uszwicę, zorganizowano wywrócenie bryczki, Retinger wpadł do wody, co umożliwiło skontrolowanie jego bagaży, jednak nie znaleziono żadnych notatek.

Ta próba zatrzymania, także zamachy na Retingera, wynikały wprost z ostrych sporów w Londynie i Kraju co do właściwego kierunku polityki polskiej wobec ZSRR, który przywłaszczył sobie 42,1 proc. terytorium Polski oraz pozbawił wolności 13,7 mln Polaków. Po śmierci gen. Sikorskiego głównym ośrodkiem decyzyjnym Polski została wprawdzie Komenda Główna AK, ale wśród oficerów nie było jednomyślności co do polityki wschodniej. A propos zamachu na Retingera – w monografii nie ma o nim słowa, a sprawa musiała być analizowana także przez SOE. Więcej info – tutaj

 

Tatar a sprawa polska
Tatar-1-168x300 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

Stanisław Tatar

Wśród potknięć merytorycznych, które są także (jest ich niewiele) w tej monografii, najbardziej znaczące jest w mojej ocenie wadliwe zaprezentowanie działań gen. Stanisława Tatara. Zdaję sobie sprawę z tego, że pisząc o „brytyjskiej strategii” wobec Polski, Autorzy z konieczności przyjęli w wielu kwestiach brytyjski punkt widzenia, a Tatar współdzielił z Brytyjczykami naiwną miłość do Sowietów. Wiadomo mi także, że znaczna część akt sekcji polskiej SOE została zniszczona, a niemałej części jeszcze nie odtajniono.

Jednak niezrozumiałe jest dla mnie całkowite pominięcie roli Tatara w przygotowaniach do Powstania Warszawskiego, choćby tylko w oparciu o źródła polskie. Dodam w tym miejscu ustalenie wybitnego historyka Stanisława Salmonowicza:

„najnowsze badania naukowe grzebią obraz generała Tatara jako realisty; w istocie był u boku S. Mikołajczyka głównym protagonistą idei powstania, dla niej wstrzymał bezprawnie depeszę Naczelnego Wodza wzywającego do ostrożności, a po klęsce sprytnie tuszował swoją rolę inspiratora” (Powstanie Warszawskie: refleksje w 60. rocznicę, Czasy Nowożytne, XVII, Warszawa: Polskie Towarzystwo Historyczne, 2004, s. 10).

Podobnie niezrozumiałe jest – w kontekście usilnego poszukiwania przez SOE milionów dolarów z dotacji Roosevelta dla Armii Krajowej – nadzwyczaj enigmatyczne wspomnienie funduszu „Drawa”, ledwo wzmianka o milionach dolarów „znajdujących się w rękach Tatara”, dość zagadkowy akapit o samobójstwie „Hańczy” (przez lata przedstawianym przez „władzę ludową” jako „morderstwo”), wreszcie całkowite pominięcie sprawy złota FON oraz centrali konspiracyjnej „Hel”. (Zobacz także hasła Wikipedii mojego autorstwa – Fundusz „Drawa” oraz centrala konspiracyjna „Hel”)

Na marginesie można zauważyć, że operacje specjalne brytyjskiej SIS, amerykańskich: OPC oraz CIA („Ostiary”), czy MBP / NKWD  („Cezary”), wreszcie działalność szpiegowskiej „piątki z Cambridge” na rzecz ZSRR miały miejsce (lub zostały ujawnione) dopiero po rozwiązaniu SOE, rzecz jasna więc nie mogły znaleźć się w omawianej publikacji. Z pewnością interesujące będzie dogłębne poznanie ich wpływu na politykę zachodnich mocarstw, naturalnie w zupełnie innej publikacji.

 

Podsumowanie

Ogólnie bardzo wysoko oceniam pracę pt. „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)” jako rewelacyjnie wartościową poznawczo. Na tę ocenę nie ma nadmiernie wielkiego wpływu fakt, że znalazłem w niej pewne nieścisłości i mankamenty.

Przede wszystkim jednak pragnę wyrazić Autorom gorące podziękowanie za prostą, ale prawdziwą definicję „pierwszych Cichociemnych”:

„skoczkowie spadochronowi przerzucani do okupowanej Polski drogą lotniczą dla zasilenia m.in. Komendy Głównej ZWZ i komend niższego szczebla oraz komórek specjalnych do spraw sabotażu i dywersji.” (s. 127)

Po tym, jak usiłował zmajstrować na nowo definicję „cichociemnych” dr Waldemar Grabowski z IPN, to naprawdę nadzwyczaj ożywcze sformułowanie…

 

Co do pewnych mankamentów publikacji, postaram się je wskazać, mam nadzieję, że według „precedencji”:

1/ Krzywdząco dla Polski marginalne potraktowanie polsko – brytyjskiej współpracy wywiadowczej, której znaczące efekty (prawie połowa wszystkich meldunków wywiadowczych dla aliantów), w mojej ocenie musiały mieć wpływ na brytyjską strategię wobec Polski. Przyznaję, że zagadnienie jest dość złożone, bo polsko – brytyjskie relacje w tej sferze zasadniczo przebiegały dwutorowo, poprzez kontakty zarówno z Oddziałem II jak i Oddziałem VI SNW, a sporą część ustaleń zawiera dwutomowa publikacja zawierająca ustalenia Polsko – Brytyjskiej Komisji Historycznej (Polsko – brytyjska współpraca wywiadowcza podczas II wojny światowej. Ustalenia Polsko – Brytyjskiej Komisji Historycznej, Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, t. I. Warszawa 2004 ISBN 83-89115-11-5, t. II 2005, ISBN 83-89115-37-9).

Ale wspomnienie o „Enigmie” w jednym akapicie? W mojej ocenie to właśnie sukcesy wywiadowcze Polaków były główną przyczyną kontynuowania wsparcia (z czasem coraz bardziej pozornego) dla Armii Krajowej. Mjr dypl. Jan Jaźwiński wprost podaje, że taka była praprzyczyna brytyjskiego zainteresowania polskimi „lotami łącznikowymi”.

 

ABW-455E_00004-266x350 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

Radiostacja AP-4 źródło: ABW

2/ Brytyjskie „wsparcie w zakresie łączności” zostało zaprezentowane w publikacji tak, jakby polskie znaczące dokonania w tej sferze pojawiły się dopiero w 1942, w związku z działalnością Polskich Wojskowych Warsztatów Radiowych. Być może taka była optyka brytyjska, choć Autorzy przytaczają opinię, iż radiostacje konstrukcji inż Tadeusza Heftmana „były w tym czasie uważane jako najlepsze do pracy konspiracyjnej, w tym wywiadowczej” (s. 246).

Dodać należy, że konstrukcje radiostacji braci Danielewiczów oraz Heftmana (wszyscy z Sosnowca) zdobyły złote medale na Pierwszej Ogólnokrajowej Wystawie Radiowej w Warszawie, zorganizowanej od 15 do 24 maja 1926. Założona w 1928 roku Wytwórnia Radiotechniczna AVA, jak to ujął ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki„prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu „Enigmy” (Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, źródło: Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53). Wprawdzie SOE jeszcze nie istniało, ale nie sądzę, aby przynajmniej niektóre sukcesy polskich łącznościowców nie były znane brytyjskiej SIS, istniejącej od 1909, której oficerowie współtworzyli SOE.

 

3/ Pominięcie polskich doświadczeń w zakresie „piechoty powietrznej” oraz „specjalsów”. Albo z nadzwyczaj brytyjskiej perspektywy, albo wskutek braku rzetelnych źródeł, Autorzy piszą: „Jesienią 1942 r. zwerbowano 15-osobową grupę lotników, którzy po przeszkoleniu mieli zostać następnie przerzuceni do kraju. Jednym z nich był ppłk Roman Rudkowski (…)” (s. 243).

spadochroniarze-Fokker-VII-Bm3W-250x192 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i CichociemniOtóż Rudkowski nie musiał być „werbowany”, bowiem od początku uczestniczył w realizacji przedwojennej, awangardowej koncepcji Sztabu Głównego Wojska Polskiego, której istotą było powołanie wojsk powietrzno – desantowych oraz wyszkolenie komandosów – spadochroniarzy do zadań specjalnych. Realizując ją, organizowano od 1936 wspierane przez państwo cywilne szkolenia spadochronowe LOPP, produkowano (licencyjne) spadochrony „Polski Irvin”, zbudowano 16 wież spadochronowych, utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy w Bydgoszczy oraz zorganizowano dwa kursy dla spadochroniarzy do zadań specjalnych.

W ramach przygotowań do zadań specjalnych m.in. wykonano zasobniki towarowe (o ładowności 120kg) z amortyzatorami (tzw. odbojnikami) na potrzeby zrzutów sprzętu. Na początku listopada 1938 rozpoczęto formowanie wspierającego te zadania Wydzielonego Dywizjonu Towarzyszącego z 4 Pułku Lotniczego w Toruniu, jego dowódcą został późniejszy Cichociemny, mjr. pil. Roman Rudkowski. Warto też dodać, że pierwszą polską publikacją nt. ofensywnego wykorzystania spadochronu był – dziesięć lat przed wybuchem II wojny św. – artykuł mjr dypl. pil. Mariana Romeyki pt. „Wyprawy specjalne”. Więcej info – Prekursorzy Cichociemnych

 

cc-falszerze-300x200 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i Cichociemni

Fałszywe pieczątki do „legalizacji”…

4/ Autorzy zauważają w kontekście SOE, że „Strona brytyjska przekazywała też potrzebne materiały do wyrobienia cichociemnym fałszywych dokumentów.” (s. 231). Niestety nie ustalili, że te fałszywe dokumenty były w sporej mierze „polskiej produkcji”. Rzecz w tym, że brytyjski ośrodek fałszowania dokumentów (także pieniędzy, w tym okupacyjnych złotych) w Briggens, funkcjonował wprawdzie pod brytyjskim kierownictwem Cpt. Morton Bisset’a – ale początkowo uwzględniał tylko polskie potrzeby oraz do końca działał z udziałem polskich specjalistów.

Legalizacją (czytaj: fałszerstwami) zajmował się w nim doświadczony polski fałszerz Jerzy Maciejewski, przedwojenny pracownik Samodzielnego Referatu Technicznego Oddziału II (wywiad) Sztabu Generalnego WP. Przy podrabianiu dokumentów dla Cichociemnych pracowali także dwaj inni Polacy: Ludwik Surala i Dariusz Sobierajczyk. Ogółem podczas wojny w tym ośrodku wytworzono ok. 275 tysięcy (sic!) różnych dokumentów dla ruchów oporu w okupowanej Europie, w tym ok. 50 mln okupacyjnych złotych dla Armii Krajowej.

 

5/ Autorzy popełniają błąd, pisząc, iż „pierwszym kurierem” Naczelnego Wodza był płk August Emil Fieldorf, wysłany z Londynu do Polski 17 lipca 1940 (s.115). W pewnym sensie zaprzeczają sami sobie, bowiem na str. 64 prawidłowo opisują misję mjr Edmunda Galinata (późniejszego dowódcę Samodzielnej Kompanii Grenadierów), który 26 września 1939 został wysłany do Polski jako kurier przez (poprzedniego) Naczelnego Wodza. Nawet gdyby go pominąć, Fieldorf nie był „pierwszym kurierem”. 19 października 1939 wyruszył bowiem do Polski emisariusz Naczelnego Wodza rtm Feliks Szymański, późniejszy Cichociemny.

 

Tebinka-historia-SOE_1100px-169x250 Brytyjczycy wobec Polski - SOE i CichociemniWskazane nieścisłości nie mają zasadniczego znaczenia dla oceny niezwykle wysokiej wartości poznawczej publikacji prof dr hab. Jacka Tebinki oraz dr hab. Anny Zapalec. Szczerze i entuzjastycznie rekomenduję zakup i lekturę tej niezwykłej publikacji. Radzę się spieszyć, bowiem jak ustaliłem w wydawnictwie „Neriton”, wprawdzie z uwagi na znaczne zainteresowanie szykuje się dodruk książki, ale w mojej ocenie rychło będzie potrzebny kolejny. Publikacja niezwykła, stanowić będzie z pewnością solidny fundament pod kompendium rzetelnej wiedzy o 316 Cichociemnych – spadochroniarzach Armii Krajowej. Dziękuję i polecam 🙂

 

Ryszard  M. Zając

 

Jacek Tebinka, Anna Zapalec, Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE), Neriton, Warszawa 2021, ISBN 978-83-66018-94-5 (druk), ISBN 978-83-66018-95-2 (e-book). 575 str. Publikacja powstała w ramach projektu (o tym samym tytule) sfinansowanego przez Narodowe Centrum Nauki (grant nr 2015/19/B/HS3/01051).

 

PS. Po napisaniu tej recenzji otrzymałem miłego oraz rzeczowego maila od Autorów, zawierającego także pochlebną ocenę portalu 🙂  Niestety, ma charakter prywatny, więc nie mogę go opublikować. Bardzo serdecznie dziękuję 🙂

 

 

1