Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej są fenomenem na skalę światową. Byli super, niezwykli, wyjątkowi, próżno szukać słowa, które definiowałoby kompletnie Ich nieprzeciętność. Byli bardzo, bardzo różni. Łączyło Ich to, że mieli Polskę w sercu.
W tamtych czasach nie trzeba było nikogo uczyć patriotyzmu – dla Polaków patriotyzm był naturalny jak oddychanie. Najtrudniej mieli Polacy, przyszli Cichociemni “niepolscy”, czyli formalnie urodzeni poza Polską. Spośród 316 Cichociemnych aż 26 urodziło się bowiem poza ówczesnymi granicami II R.P.
Spośród tej grupy najsławniejszym zapewne jest współinicjator idei Cichociemnych mjr dypl. Jan Górski, który urodził się w Odessie na Ukrainie, nota bene jako potomek admirała Josepha de Ribas y Boyons, założyciela i budowniczego Odessy. Był synem lekarza Ludwika i Konstancji Pieńkowskiej. Jego babką ze strony matki była Antonina Pieńkowska, z domu księżniczka katalońska de Ribas. Swoją polskość umacniał od 1917 w Harcerstwie Polskim na Ukrainie. Również w polskim harcerstwie, choć w odległej o ok. 800 km wówczas polskiej Kołomyi, działał przyszły Cichociemny Adam Dąbrowski, urodzony w rumuńskiej miejscowości Czerniowce (obecnie Ukraina).
W państwie naszego odwiecznego wroga – Niemców, urodzili się czterej przyszli Cichociemni, którzy niezmiernie zasłużyli się Polsce. Swoim życiem zapłacił za to urodzony w Rheinhausen nad Renem Stefan Majewicz, syn polskiego górnika. Po skoku do Polski działał w wywiadzie ofensywnym AK, rozpracowując niemieckie porty: Hamburg, Lubekę, Bremę oraz Szczecin. 17 stycznia 1943 aresztowany przez Niemców w Warszawie. Uciekł z transportu na Pawiak, wyskakując z ciężarówki.
Ponownie aresztowany 17 maja 1943, po „wsypie” spowodowanej przez agenta gestapo w szeregach AK Ludwika Kalksteina. Idąc na umówione konspiracyjne spotkanie zauważył Niemców, wyszedł, kluczył śledzony na ulicach Warszawy. Aresztowany, prowadzony przez dwóch szwabów powalił jednego, rzucił się do ucieczki, niestety ciężko postrzelony w płuca i wątrobę. Nieprzytomny osadzony w szpitalu na Pawiaku, po wyleczeniu brutalnie przesłuchiwany, nikogo nie wydał. Rozstrzelany 13 sierpnia 1944, w ostatniej egzekucji na Pawiaku.
Trzej pozostali urodzeni w Niemczech mieli więcej szczęścia, choć także ryzykowali. Rodowity Berlińczyk Jan Nowak-Jeziorański służył Polsce jako kurier KG AK oraz Sztabu Naczelnego Wodza, był m.in. spikerem radia “Błyskawica” w Powstaniu Warszawskim. Uznany za Cichociemnego, po wojnie kierował Rozgłośnią Polską Radia Wolna Europa, działał na emigracji w Polskim Ruchu Wolnościowym „Niepodległość i Demokracja”.
Także Berlińczyk, Antoni Pospieszalski, eseista, filozof, nauczyciel, znający cztery języki (niemiecki, francuski, angielski, włoski), urodzony z ojca Polaka i matki Niemki, zazdrościł swoim kuzynkom że potrafią mówić po polsku. Wkrótce przestało to być jego zmartwieniem, wraz z rodziną przeprowadził się do Poznania, studiował polonistykę. Nie był wcale “kujonem”, aktywnie uprawiał szermierkę, po studiach zorganizował teatr amatorski, wspierał grupę harcerzy, z którymi w 1937 wyjechał na międzynarodowy zlot skautów do Amsterdamu. Chciał skoczyć ze spadochronem do Polski, ale został przydzielony do szkolenia kandydatów na Cichociemnych m.in. radiotelegrafii w STS 43 Audley End. Skoczył do Kraju dopiero pod koniec wojny, w składzie brytyjskiej misji wojskowej “Freston”.
Czwarty z “polskich Niemców” – Stefan Ignaszak – bardzo zaszkodził führerowi Adolfowi Hitlerowi. Po skoku do Polski, kierował siatkami wywiadu ofensywnego Armii Krajowej, które rozpracowywały niemiecki przemysł zbrojeniowy na terenie III Rzeszy oraz Generalnego Gubernatorstwa. Osobiście rozpracowywał nową “broń odwetową” III Rzeszy – rakiety V-1 oraz V-2. W tej wojnie to On pokonał Hitlera.
W państwie także naszych odwiecznych wrogów – Rosjan – urodziło się sześciu przyszłych Cichociemnych. W Moskwie Bolesław Odrowąż-Szukiewicz, który niestety poległ śmiercią spadochroniarza podczas skoku do Polski. W Carskim Siole, niedaleko rezydencji carów, Alfred Pokultinis zasłużony łącznościowiec Powstania Warszawskiego. W Buzułuku, późniejszej siedzibie dowództwa Armii Polskiej gen. Andersa, urodził się Czesław Rossiński, szef Kedywu w Okręgu Lublin, uczestnik spotkań planujących zamachy (zaniechane) na przewodniczącego KRN Bolesława Bieruta oraz przewodniczącego PKWN Edwarda Osóbkę-Morawskiego. W kwietniu 1945 zamordowany przez „władzę ludową”.
W rosyjskim Tomsku na Nizinie Zachodniosyberyjskiej urodził się Cezary Nowodworski, syn polskiego zesłańca. Walczył jako jeden z 95 Cichociemnych w Powstaniu Warszawskim. Prawdopodobnie został zamordowany przez NKWD po 22 września 1944. W Petersburgu urodzili się: Wiesław Szpakowicz, który poległ tragicznie między Helleren a Refsland (Norwegia), w katastrofie samolotu lecącego do Polski oraz Alfred Zawadzki, który poległ po denuncjacji agenta gestapo w szeregach AK. Podczas aresztowania gestapowcy połamali Cichociemnemu obie ręce, nogę oraz nieprzytomnego przewieźli do siedziby gestapo w Cieszynie. Być może zdążył zażyć cyjanek…
W pięciu państwach graniczących z Rosją urodziło się sześciu późniejszych Cichociemnych. Jerzy Sokołowski w Naukat (wówczas w Turkiestanie, obecnie Kazachstan), skoczył do Polski w próbnym sezonie operacyjnym, walczył w “Wachlarzu”, szkolił żołnierzy AK w szkole dywersji “Zagajnik”, przeżył tortury gestapo oraz trzy niemieckie obozy koncentracyjne. Niełatwą drogę przeszedł też płk cc Przemysław Nakoniecznikoff-Klukowski, urodzony w Tbilisi, stolicy Gruzji – m.in. komendant Okręgu Kraków AK, żołnierz wyklęty, więzień NKWD, zesłany na dziesięć lat sowieckich łagrów, prawdopodobnie w rejonie Krasnojarska. Dla Niego wojna skończyła się dopiero w 1955 roku.
W obecnej stolicy Białorusi, wtedy w Mińsku Litewskim, urodzili się dwaj Cichociemni: Kazimierz Lewko, który poległ tragicznie w samolocie zestrzelonym nad Esbjerg (Dania) oraz Henryk Januszkiewicz, oficer Kedywu Okręgu Kraków AK, m.in. uczestnik zamachu na Hansa Franka, po wojnie żołnierz wyklęty, więzień UB, torturowany i skazany przez “władzę ludową” a po zwolnieniu z więzienia szykanowany przez “bezpiekę”.
Na Litwie, w majątku Powicie k. Mariampola (powiat Godlewo) urodził się przyszły Cichociemny Józef Zabielski, jeden z dwóch pierwszych cichociemnych którzy skoczyli do Polski. Jako emisariusz Komendanta Głównego AK, przez Niemcy, Szwajcarię, Francję, Hiszpanię i Portugalię dotarł do Naczelnego Wodza w Londynie, później instruktor bytowania podczas szkolenia kandydatów na Cichociemnych w Ostunii (Włochy).
W Rzerzycy (obecnie Łotwa) urodził się przyszły Cichociemny i major saperów Tomasz Wierzejski; walczył w Powstaniu Warszawskim, później w niemieckiej niewoli. W Kiszyniowie, wówczas Besarabi, obecnie Mołdawi przyszedł na świat późniejszy generał dywizji, najstarszy wiekiem Cichociemny – Tadeusz Kossakowski. Powstaniec Warszawski, pod jego dowództwem ok. 800 osób w warsztatach zlokalizowanych w kilkunastu miejscach wyprodukowało ok. 35 tys. sztuk granatów, kilka dział szturmowych, miotacze płomieni, naprawiało karabiny, broń palną krótką i maszynową.
W nieistniejących już obecnie państwach urodzili się dwaj późniejsi Cichociemni. W Sarajewie (Jugosławia, obecnie Bośnia i Hercegowina) Franciszek Cieplik, zamordowany bagnetami przez Sowietów z NKWD 21 sierpnia 1944, po bitwie w rejonie leśniczówki Surkonty. W Nosolowicach (Czechosłowacja, obecnie Czechy) Piotr Motylewicz, zastępca dowódcy 6 Brygady Partyzanckiej AK, który poległ w walce pod Mikuliszkami, przeszyty serią z broni maszynowej…
W odległym od Polski o ok 4,5 tys. km. Teheranie, stolicy Persji (obecnie Iran) urodził się Otton Wiszniewski, Cichociemny, Powstaniec Warszawski, łącznościowiec. Jeszcze dłuższą drogę do Polski musieli pokonać urodzeni w Stanach Zjednoczonych dwaj Cichociemni: Waldemar Szwiec z Chicago – komendant Zgrupowania nr 2 w składzie Świętokrzyskich Zgrupowań AK, który poległ w październiku 1943 oraz Henryk Jachciński z Brooklynu (Nowy Jork) – oficer “Kedywu”, uczestnik bojowych akcji dywersyjnych, Powstaniec Warszawski.
Chyba najdłuższą drogę (tylko “w jedną stronę”) pokonał jednak urodzony w Warszawie syn światowej sławy profesora antropologii – Cichociemny Olgierd Stołyhwo. Aby wstąpić do Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w drodze z Polski łącznie pokonał ponad 17 tys. km! Niestety, ok. półtora miesiąca po skoku do Polski aresztowany przez gestapo, w ciężkim śledztwie bity do nieprzytomności, prawdopodobnie w maju 1943 rozstrzelany w ruinach warszawskiego getta…
Zobacz:
Źródła:
W nocy z poniedziałku na wtorek 30/31 marca 1942, w próbnym sezonie operacyjnym, w operacji lotniczej “Legging” do okupowanej Polski skoczyło pięciu Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej oraz kurier polityczny. Tej nocy przeprowadzono także operację “Belt”.
Od początku, tj. od końca sierpnia 1940 do 30 sierpnia 1944 zrzuty organizował oficer wywiadu mjr / ppłk. dypl. Jan Jaźwiński, najpierw jako szef Samodzielnego Referatu „S”, od 4 maja 1942 do stycznia 1944 jako szef Wydziału Specjalnego (S) w Oddziale VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, od stycznia do 30 sierpnia 1944 jako komendant Głównej Bazy Przerzutowej “Jutrzenka” w Latiano nieopodal Brindisi (Włochy)
Operacje zrzutowe planowano w ścisłej współpracy z Komendą Główną Armii Krajowej (która organizowała odbiór zrzutów w okupowanej Polsce) oraz brytyjską organizacją rządową Special Operations Executive (SOE, Kierownictwo Operacji Specjalnych) – która użyczała Polakom samolotów (głównie “polskich”, tj. brytyjskich przydzielonych Polakom oraz brytyjskich).
Oddział VI (Specjalny) zajmował się organizacją zrzutów, ich przyjmowanie odbywało się wg. ustalonego “Planu czuwania”. Zrzuty skoczków oraz zaopatrzenia przyjmowało ok. 642 placówek odbiorczych (część z nich to te same placówki o innych kryptonimach). Przed rozpoczęciem sezonu operacyjnego Wydział S (Specjalny) w Oddziale VI Sztabu Naczelnego Wodza przekazywał do zajmującej się zrzutami w Komendzie Głównej Armii Krajowej komórki “Syrena” dane o aktualnych zasięgach samolotów. W oparciu o te dane sporządzano dwutygodniowy “Plan czuwania” placówek odbiorczych (zrzutowisk) na terenie Kraju. W każdym rejonie czuwały kolejno po cztery serie placówek przez cztery dni. Wydział S informował “Syrenę” o planowanych operacjach lotniczych, liczbie skoczków oraz zaopatrzenia (zasobniki, paczki oraz niekiedy tzw. bagażniki, czyli zaopatrzenie zabierane bezpośrednio przez skoczków, w specjalnych doczepianych do nich workach).
Zrzuty organizowano w czterech tzw. sezonach operacyjnych: próbnym (od 15 lutego 1941 do 30 kwietnia 1942), “Intonacja” (od 1 sierpnia 1942 do 30 kwietnia 1943), “Riposta” (od 1 sierpnia 1943 do 31 lipca 1944) oraz “Odwet” (od 1 sierpnia do 31 grudnia 1944).
Zobacz najnowszą wersję bazy danych nt. zrzutów:
BAZA ZRZUTÓW DLA ARMII KRAJOWEJ
zobacz – WYKAZ SKOKÓW CICHOCIEMNYCH
81 operacji przerzutowych 316 Cichociemnych (alfabetycznie):
ADOLPHUS (2 CC) | ATTIC (2 CC) | BEAM (3 CC) | BELT (5 CC) | BOOT (5 CC) | BRACE (3 CC) | BRICK (4 CC) | CHICKENPOX (5 CC) | CHISEL (4 CC) | CELLAR (2 CC) | COLLAR (6 CC) | CRAVAT (6 CC) | DOOR (3 CC) | FILE (4 CC) | FLOOR (4 CC) | FRESTON (1 CC) | GAUGE (4 CC) | GIMLET (6 CC) | HAMMER (3 CC) | JACEK 1 (6 CC) | JACKET (4 CC) | KAZIK 1 (6 CC) | KAZIK 2 (1 CC) | LATHE (3 CC) | LEGGING (5 CC) | MEASLES (6 CC) | MOST 1 (Wildhorn I) (2 CC) | MOST 2 (Wildhorn II) (2 CC) | MOST 3 (Wildhorn III) (4 CC) | NEON 1 (2 CC) | NEON 2 (3 CC) | NEON 3 (2 CC) | NEON 4 (3 CC) | NEON 5 (3 CC) | NEON 6 (3 CC) | NEON 7 (3 CC) | NEON 8 (3 CC) | NEON 9 (poległo 3 CC) NEON 10 (3 CC) | OXYGEN 8 (2 CC) | PLIERS (poległo 3 CC) | POLDEK 1 (6 CC, poległ 1) | PRZEMEK 1 (6 CC) | RASP (3 CC) | RHEUMATISM (4 CC) | RIVET (4 CC) | RUCTION (2 CC) | SAW (4 CC, poległ 1) | SCREWDRIVER (3 CC) | SHIRT (5 CC) | SMALLPOX (6 CC) | SPOKESHAVE (3 CC) | STASZEK 2 (6 CC) | STEP (3 CC) | STOCK (4 CC) | TILE (4 CC) | WACEK 1 (6 CC) | WALL (4 CC) | WELLER 1 (4 CC) | WELLER 2 (3 CC) | WELLER 3 (4 CC) | WELLER 4 (4 CC) | WELLER 5 (4 CC) | WELLER 6 (4 CC) | WELLER 7 (3 CC) | WELLER 10 (4 CC) | WELLER 11 (4 CC) | WELLER 12 (4 CC) | WELLER 14 (3 CC) | WELLER 15 (4 CC) | WELLER 16 (4 CC) | WELLER 17 (6 CC) | WELLER 18 (5 CC, poległ 1) | WELLER 21 (4 CC) | WELLER 23 (5 CC) | WELLER 26 (6 CC) | WELLER 27 (5 CC) | WELLER 29 (6 CC) | WELLER 30 (6 CC) | WILDHORN I (Most 1) (2 CC) | WILDHORN II (Most 2) (2 CC) | WILDHORN III (Most 3) (4 CC) | WINDOW (4 CC) | VICE (4 CC) | (6 CC poległo w drodze do Polski, 3 CC podczas skoku, 1 CC skakał dwukrotnie)
Przeprowadzono także operacje zrzutowe materiałowe (z zaopatrzeniem dla AK) oraz operację zrzutu Retingera “Salamander”
1941 – 3 operacje / 8 CC: luty – 1 (2 CC), listopad – 1 (2 CC), grudzień – 1 (4 CC) | 1942 – 15 operacji / 72 CC: styczeń – 1 (5 CC), marzec – 4 (21 CC), kwiecień – 1 (6 CC), wrzesień – 4 (21 CC), październik – 5 (19 CC) | 1943 – 31 operacji / 99 CC: styczeń – 3 (10 CC), luty – 8 (30 CC), marzec – 9 (29 CC), wrzesień – 10 (28 CC), październik – 1 (2 CC) | 1944 – 33 operacje / 138 CC: kwiecień – 16 (55 CC), maj – 8 (41 CC), lipiec – 2 (10 CC), wrzesień – 1 (6 CC), październik – 2 (12 CC), listopad – 2 (7 CC), grudzień – 2 (7 CC) | (uwaga: po odejściu mjr / ppłk dypl. Jana Jaźwińskiego przeprowadzono tylko 7 operacji)
sezon próbny, operacja: “Legging”
Do okupowanej Polski skoczyli Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej:
rtm. / mjr cc Jerzy Władysław Sokołowski ps. „Mira”, „Głaz”, „Józef”, vel Jan Sokołowski, vel Mieczysław Lombacki, vel Jerzy Sokolnicki, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0059, Bojowy Znak Spadochronowy nr 2066, ur. 12 października 1910 w Naukat (Turkiestan, ZSRR, obecnie Kazachstan), zm. 8 stycznia 1980 w Warszawie – major, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, Armii Krajowej, Komendy Głównej AK, IV Odcinka „Wachlarza”, współpracownik wywiadu ofensywnego AK, instruktor szkoły dywersji Kedywu „Zagajnik”, więziony i torturowany przez gestapo, więzień obozów koncentracyjnych: KL Auschwitz, KL Mittelbau-Dora, KL Bergen-Belsen (1943-1945), cichociemny
Znajomość języków: niemiecki; szkolenia (kursy): m.in. spadochronowy (1 SBS, Largo House), i in. W dniu wybuchu wojny miał 28 lat; w dacie skoku do Polski 31 lat. Syn inżyniera budownictwa kolejowego
por. cc Stefan Majewicz ps. „Hruby”, „Szkrab”, vel Stefan Jontek, vel Józef Fuziński, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0955, ur. 30 sierpnia 1910 w Rheinhausen (Niemcy), poległ zamordowany przez Niemców 13 sierpnia 1944 w Warszawie – porucznik, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, wywiadu ofensywnego Armii Krajowej, Komendy Głównej AK, nauczyciel, urzędnik, więziony i zamordowany przez gestapo (1943-1944), cichociemny
Znajomość języków: niemiecki, angielski, francuski; szkolenia (kursy) m.in.: oficerów zwiadowczych (Camp de Coëtquidan), oficerów informacyjnych (Biggar), wywiadu (Oficerski Kurs Doskonalący Administracji Wojskowej, Glasgow), spadochronowy, i in. W dniu wybuchu wojny miał 29 lat; w dacie skoku do Polski 31 lat. Syn górnika
por. cc Piotr Paweł Motylewicz ps. „Grab”, „Krzemień”, „Szczepcio”, vel Piotr Demkowski, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0048, ur. 21 czerwca 1915 w Nosolowicach (Czechosłowacja, obecnie Czechy), poległ w walce 7 stycznia 1944 pod Mikuliszkami (powiat oszmiański, obecnie Białoruś) – porucznik piechoty, harcerz, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Armii Krajowej, IV Odcinka „Wachlarza”, uczestnik kampanii wrześniowej, zastępca dowódcy Kedywu Okręgu Wilno AK, zastępca dowódcy 6 Brygady Partyzanckiej AK, cichociemny
Znajomość języków: niemiecki, rosyjski, ruski; szkolenia (kursy): m.in. dywersyjno – strzelecki (STS 25, Inverlochy), spadochronowy, i in. W dniu wybuchu wojny miał 24 lata; w dacie skoku do Polski 26 lat. Pochodził z rodziny urzędnika kolejowego
por. / mjr cc Jan Jokiel ps. „Ligota”, „Jur”, vel Karol Dawidek, Jan Frączak, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0950, ur. 28 lipca 1906 w Łodzi, zm. 10 czerwca 1996 w Sopocie – major lotnictwa, wykładowca akademicki, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił na Zachodzie, oficer wywiadu Armii Krajowej, Komendy Głównej AK, m.in. kierownik referatu lotniczego Oddziału III Komendy Okręgu Kraków AK, uczestnik bitwy o Anglię, cichociemny
Znajomość języków: rosyjski, angielski, francuski; szkolenia (kursy): m.in. wywiadu (Oficerski Kurs Doskonalący Administracji Wojskowej, Londyn), spadochronowy, i in. W dniu wybuchu wojny miał 33 lata; w dacie skoku do Polski 37 lat. Syn doktora medycyny
mjr dypl. cc Tadeusz Sokołowski ps. „Trop”, „Zator”, vel Tadeusz Serafin, Zwykły Znak Spadochronowy nr 0040, ur. 25 września 1905 w Żemłosławiu k. Lidy (obecnie Białoruś), poległ zamordowany przez Niemców z gestapo w nocy 6/7 lutego 1943 w Mińsku (Białoruś) – major dyplomowany, harcerz, jeden z najlepszych polskich jeźdźców, medalista mistrzostw Polski, olimpijczyk, oficer Wojska Polskiego, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, Armii Krajowej, uczestnik III Powstania Śląskiego, kampanii wrześniowej, dowódca IV Odcinka „Wachlarza”, więziony, torturowany i zamordowany przez gestapo (1943), cichociemny
Znajomość języków: niemiecki, angielski, francuski; szkolenia (kursy): m.in. Wyższa Szkoła Wojenna (próbny, Rembertów), dowódców szwadronów, przeciwpancerny (Granville), szyfrowy (2DP, Parthenay), dywersyjno – strzelecki (STS 25, Inverlochy), prowadzenia pojazdów (samochód, motocykl), spadochronowy, i in. W dniu wybuchu wojny miał 33 lata; w dacie skoku do Polski 36 lat. Syn administratora majątków
W tej operacji zrzutowej skoczył także kurier polityczny ppor. Jerzy Mara-Meyer ps. Filip.
Samolot Halifax L-9613 „V” (załoga: pilot – F/O Ryszard Zygmuntowicz, pilot – F/O Krzysztof Dobromirski / nawigator – F/O Antoni Voellnagel / radiotelegrafista – Sgt. Leon Wilmański / mechanik pokładowy – Sgt. Czesław Mądracki / strzelec – Sgt. Mieczysław Wojciechowski, F/S Wacław Żuk / despatcher – Sgt. Bronisław Karbowski) wystartował o godz. 19.05 z lotniska RAF Tempsford. Dowódca operacji: F/O Antoni Voellnagel, ekipa skoczków nr: VI.
Zrzut o godz. 01.10 z wysokości 1,2 tys. stóp (ok. 366 m), 6 km poza planowaną placówkę odbiorczą „Kopyto”, w okolicach miejscowości Barycze, 8 km od Końskich, w pobliżu poligonu SS oraz obozu jeńców rosyjskich. Samolot szczęśliwie powrócił na lotnisko zapasowe Langham, po locie trwającym jedenaście godzin 45 minut. Z kraju depeszą potwierdzono zrzut: „Kopyto podjęło zrzut dokonany jednak poza placówką. Skoczkowie przybyli (…)”.
W “Dzienniku czynności” mjr dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, organizator lotniczych przerzutów do Polski odnotował:
“Dnia 28.III. na st. XVIII [stacja wyczekiwania STA XVIII, na której skoczkowie oczekiwali na odlot do Kraju – przyp. RMZ] przybyła ekipa “Belt”. Pogotowie dla odlotu w dniu 29.III. – dla ekipy “Boot” .
Dnia 29.III. o godz. 12.oo Air Ministry zarządziło lot podwójny. Po przybyciu na stację wyczekiwania – o godz. 14.30, otrzymaliśmy nową decyzję – tylko lot pojedynczy. Po przybyciu na lotnisko o g. 17.30 okazało się, że komunikat met. [meteorologiczny – RMZ] jest niepomyślny dla lądowania powrotnego w dniu 30.III. Pogoda na trasie i w Polsce – dobra a w Anglii na wszystkich lotniskach ma być mgła. Po zbadaniu ryzyka lotu, lot został odwołany o godz. 19.30.
Dnia 30.III doszedł do skutku lot podwójny: 7-my i 8-my. Lot 7-my – ekipa “Boot” – start o godz. 19.50, zrzut na rejon Stanisławów, powrót o godz. 8.15.” (s. 57)
Zobacz: Oddział VI (Specjalny) – Zawartość zasobników i paczek
Początkowo Cichociemnych przerzucano z brytyjskich lotnisk RAF: Foulsham (2), Linton-on-Ouse (2), Leakenheath (9), Newmarket (2), Stradishall (6). Kilku Cichociemnych prawdopodobnie przerzucono z lotniska RAF Grottaglie. Od 27 marca 1942 do 21 września 1943 samoloty startowały z lotniska RAF Tempsford – w 43 operacjach lotniczych SOE przerzuciły do okupowanej Polski 158 Cichociemnych oraz w kilkudziesięciu operacjach lotniczych zaopatrzenie dla Armii Krajowej (zrzuty materiałowe). Od 22 grudnia 1943 do końca 1944 samoloty startowały z lotniska Campo Casale k. Brindisi – w operacjach SOE przerzuciły do okupowanej Polski 133 Cichociemnych oraz w kilkudziesięciu operacjach lotniczych zaopatrzenie dla Armii Krajowej (zrzuty materiałowe).
Niestety, w tych operacjach byliśmy uzależnieni od brytyjskiego SOE, które użyczało nam samolotów oraz stale ograniczało loty ze zrzutami do Polski. Brytyjską politykę można zasadnie zdefiniować jako „kroplówka zrzutowa” dla Armii Krajowej… Należy zauważyć, że Brytyjczycy nie dotrzymywali własnych ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym) ws. lotów ze zrzutami do Polski. W sezonie operacyjnym 1941/42 zaplanowano 30 lotów do Polski, wykonano tylko 11. W sezonie 1942/43 zaplanowano 100, wykonano zaledwie 46. W sezonie 1943/44 zaplanowano 300, wykonano tylko 172. Ogółem na 430 zaplanowanych (uzgodnionych z SOE) lotów do Polski wykonano tylko 229, czyli trochę ponad połowę. Zasadne jest zatem założenie, że wielkość zrzutów do Polski mogłaby być dwukrotnie większa, gdyby Brytyjczycy dotrzymywali słowa…
Ponadto polskie załogi zdecydowaną większość lotów w operacjach specjalnych wykonywały do innych krajów. W 1944 roku na 1282 wykonane loty Polacy polecieli tylko w 339 lotach do Polski…
Według moich obliczeń cała pomoc zaopatrzeniowa SOE dla Armii Krajowej zmieściłaby się w jednym pociągu towarowym. Byliśmy zależni od użyczanych nam samolotów SOE. Brytyjczycy nie dotrzymywali swoich ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym), stale ograniczali loty do Polski, realizowali paskudną politykę “kroplówki zrzutowej” dla Armii Krajowej.
Do Polski zrzucono ledwo 670 ton zaopatrzenia (4802 zasobniki, 2971 paczek, 58 bagażników), z czego odebrano 443 tony. W tym samym czasie SOE zdecydowało o zrzuceniu do Jugosławii ponad sto dziesięć razy więcej, tj. 76117 ton zaopatrzenia, do Francji 10485 ton, a do Grecji 5796 ton…
Całe wsparcie finansowe Brytyjczyków dla Polski stanowiło zaledwie ok. 2/3 wydatków Wielkiej Brytanii na wojnę, poniesionych (statystycznie) JEDNEGO dnia. Po wojnie wystawili Polsce “fakturę”, m.in. zabierając część polskiego złota. Przerzucono do Polski 316 Cichociemnych, choć przeszkoliliśmy do zadań specjalnych 533 spadochroniarzy. Tak bardzo Brytyjczycy wspierali Polaków oraz pomagali Polsce…
Operacje przerzutowe do Kraju – sprawozdania (wszystkie sezony operacyjne)
w: Sprawozdanie z działalności Wydziału “S” Oddz. Specj. N.W. 1942-1944
Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW II.52.353
Informacje nt. personelu Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii – Lista Krzystka
Jerzy Władysław Sokołowski
vel Jan Sokołowski, vel Mieczysław Lombacki, vel Jerzy Sokolnicki
Zwykły Znak Spadochronowy nr 0059, Bojowy Znak Spadochronowy nr 2066
Był jednym z 26 spośród 316 Cichociemnych, urodzonych poza granicami II R.P. Od 1921 uczył się w szkole powszechnej w Myślenicach, następnie w Krakowie, od 1925 uczył się w II Gimnazjum Miejskim w Warszawie. Od 1928 w Korpusie Kadetów nr 1 we Lwowie, tam w 1933 zdał egzamin dojrzałości.
Od 1933 w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu, po jej ukończeniu awansowany na stopień podporucznika 15 października 1935, przydzielony jako dowódca plutonu 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich we Lwowie. Awansowany na stopień porucznika 19 marca 1939. Od 1 sierpnia 1939 dowódca plutonu szwadronu zapasowego 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich.
W kampanii wrześniowej 1939 od 1 do 15 września jako dowódca szwadronu marszowego 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich, od 16 września dowódca plutonu w Pułku Zapasowym Podolskiej Brygady Kawalerii. 19 września przekroczył granicę z Węgrami, internowany. 3 stycznia 1940 uciekł, przez Jugosławię i Włochy dotarł do Paryża. Wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem francuskim, przydzielony jako dowódca plutonu do 10 Brygady Kawalerii Pancernej.
Maciej Szczurowski – Geneza formowania Armii Polskiej we Francji 1939 – 1940
w: Piotrkowskie Zeszyty Historyczne, 2002, nr 4 s. 115 – 143
Po upadku Francji, 21 czerwca 1940 ewakuowany, od 24 czerwca w Wielkiej Brytanii. Wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem brytyjskim. Od 18 lipca 1940 dowódca plutonu 10 Brygady Kawalerii Pancernej, od 19 sierpnia 1941 do 10 stycznia 1942 przydzielony do 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej.
Monika Bielak – Ewakuacja żołnierzy polskich z Francji do Wielkiej Brytanii
i Afryki Północnej w latach 1940-1941
w: IPN, Polska 1918-1989 – Od niepodległości do niepodległości. Historia Polski 1918-1989
Wielomiesięczny (nawet ponad roczny) proces szkolenia kandydatów na Cichociemnych składał się z czterech grup szkoleń, w każdej po kilka – kilkanaście kursów. Kandydatów szkolili w ok. 30 specjalnościach w większości polscy instruktorzy, w ok. 50 tajnych ośrodkach SOE oraz polskich. Oczywiście nie było Cichociemnego, który ukończyłby wszystkie możliwe kursy. Trzy największe grupy wyszkolonych i przerzuconych do Polski to Cichociemni ze specjalnością w dywersji (169), łączności (50) oraz wywiadzie (37). Przeszkolono i przerzucono także oficerów sztabowych (24), lotników (22), pancerniaków (11) oraz kilku specjalistów “legalizacji” (czyli fałszowania dokumentów).
Instruktor kursu odprawowego, późniejszy Cichociemny i szef wywiadu Armii Krajowej mjr / płk dypl. Kazimierz Iranek-Osmecki wspominał – “Kraj żądał przeszkolonych instruktorów, obeznanych z nowoczesnym sprzętem, jaki miał być dostarczony z Zachodu. Ponadto mieli oni być przygotowani pod względem technicznym i taktycznym do wykonywania i kierowania akcją sabotażową, dywersyjną i partyzancką. Żądano też przysłania mechaników i instruktorów radiotelegrafii, jak również oficerów wywiadowczych ze znajomością różnych działów niemieckiego wojska, lotnictwa i marynarki wojennej, ponadto oficerów sztabowych na stanowiska dowódcze. Szkolenie spadochroniarzy musiało więc się odbywać w bardzo rozległym wachlarzu rzemiosła żołnierskiego.
Przystąpiono do werbowania ochotników i wszechstronnego ich szkolenia na najrozmaitszych kursach, zależnie od przeznaczenia kandydata do danej specjalności. Każdy z ochotników musiał oczywiście ukończyć kurs spadochronowy. Ostatecznym oszlifowaniem był tzw. kurs odprawowy. Zaznajamiano na nim z warunkami panującymi w kraju, rodzajami niemieckich służb bezpieczeństwa i zasadami życia konspiracyjnego. (…)” (Kazimierz Iranek-Osmecki, Emisariusz Antoni, Editions Spotkania, Paryż 1985, s. 159-160)
Zgłosił się do służby w Kraju. Przeszkolony ze specjalnością w dywersji, zaprzysiężony na rotę ZWZ/AK 13 stycznia 1942 w Londynie, awansowany na stopień rotmistrza 30 marca 1942.
Skoczył ze spadochronem do okupowanej Polski w nocy 30/31 marca 1942 w próbnym sezonie operacyjnym, w operacji lotniczej “Legging” (dowódca operacji: F/O Antoni Voellnagel, ekipa skoczków nr: VI), z samolotu Halifax L-9613 “V” (załoga: pilot – F/O Ryszard Zygmuntowicz, pilot – F/O Krzysztof Dobromirski / nawigator – F/O Antoni Voellnagel / radiotelegrafista – Sgt. Leon Wilmański / mechanik pokładowy – Sgt. Czesław Mądracki / strzelec – Sgt. Mieczysław Wojciechowski, F/S Wacław Żuk / despatcher – Sgt. Bronisław Karbowski). Informacje (on-line) nt. personelu Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii (1940-1947) – zobacz: Lista Krzystka
Start z lotniska RAF Tempsford o godz. 19.05, zrzut o godz. 01.10 z wysokości 1,2 tys. stóp (ok. 366 m), 6 km poza planowaną placówkę odbiorczą “Kopyto”, w okolicach miejscowości Barycze, 8 km od Końskich, w pobliżu poligonu SS oraz obozu jeńców rosyjskich. Razem z nim skoczyli: por. Stefan Majewicz ps. Hruby, por. Piotr Motylewicz ps. Grab, por. Jan Jokiel ps. Ligota, mjr. dypl. Tadeusz Sokołowski ps. Trop oraz kurier ppor. Jerzy Mara-Meyer ps. Filip. Samolot szczęśliwie powrócił na lotnisko zapasowe Langham, po locie trwającym jedenaście godzin 45 minut.
W “Dzienniku czynności” mjr dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, organizator lotniczych przerzutów do Polski odnotował:
“Dnia 28.III. na st. XVIII [stacja wyczekiwania STA XVIII, na której skoczkowie oczekiwali na odlot do Kraju – przyp. RMZ] przybyła ekipa “Belt”. Pogotowie dla odlotu w dniu 29.III. – dla ekipy “Boot” .
Dnia 29.III. o godz. 12.oo Air Ministry zarządziło lot podwójny. Po przybyciu na stację wyczekiwania – o godz. 14.30, otrzymaliśmy nową decyzję – tylko lot pojedynczy. Po przybyciu na lotnisko o g. 17.30 okazało się, że komunikat met. [meteorologiczny – RMZ] jest niepomyślny dla lądowania powrotnego w dniu 30.III. Pogoda na trasie i w Polsce – dobra a w Anglii na wszystkich lotniskach ma być mgła. Po zbadaniu ryzyka lotu, lot został odwołany o godz. 19.30.
Dnia 30.III doszedł do skutku lot podwójny: 7-my i 8-my. Lot 7-my – ekipa “Boot” – start o godz. 19.50, zrzut na rejon Stanisławów, powrót o godz. 8.15. Lot 8-my (…) start o godz. 19.10, zrzut na plac. odb. “Kopyto”, powrót o godz. 6.40 dn. 31.III.” (s. 57)
Zobacz: Oddział VI (Specjalny) – Zawartość zasobników i paczek
Z kraju depeszą potwierdzono zrzut: “Kopyto podjęło zrzut dokonany jednak poza placówką. Skoczkowie przybyli (…)”. Po skoku aklimatyzacja do realiów okupacyjnych w Warszawie, od 20 kwietnia 1942 przydzielony do IV Odcinka organizacji dywersyjnej Wachlarz (Baranowicze – Słuck – Bobrujsk – Żłobin – Lida – Mińsk – Borysów – Orsza) jako dowódca patrolu dywersyjnego w Mińsku Białoruskim.
Bartłomiej Szyprowski – Kradzież pieniędzy zrzutowych z placówki “Kopyto”.
Sprawa karna pchor. Tadeusza Szatkowskiego przed Wojskowym Sądem Specjalnym
Komendy Głównej Armii Krajowej
w: Dzieje Najnowsze, Instytut Historii PAN, nr 2/2018, s. 21 – 47
Na początku maja wysadził tory kolejowe pod pociągiem sanitarnym pomiędzy Fanipolem a Przyłuczkami, na szlaku kolejowym Mińsk – Stołpce. Wraz z Cichociemnym kpt. Bohdanem Piątkowskim ps. Mak współpracował z ośrodkiem wywiadu ofensywnego Komendy Głównej AK, działającym pod kryptonimem O II WW-72, na zapleczu niemieckiego frontu wschodniego obejmującego grupę armii “Mitte”.
Halina Waszczuk-Bazylewska – Od WW-72 do “Liceum”
w: Niepodległość i Pamięć 1997 r., nr 4/1 (7) [1], s. 153-176
dr Andrzej Suchcitz – Wywiad Armii Krajowej
źródło: Koło Byłych Żołnierzy Armii Krajowej – Oddział Londyn
www.polishresistance-ak.org
Od 1 grudnia 1942 dowódca ośrodka dywersyjnego w Słucku, ok. 10 grudnia 1942 po “wsypie” aresztowany w Płaszkowiczach przez gestapo, osadzony w siedzibie gestapo w Słucku. Uciekł podczas konwoju z więzienia do siedziby gestapo, pod koniec grudnia dotarł do Warszawy. 21 stycznia 1943 w Mińsku, 2 lutego w Nieświeżu, w związku z przygotowywaniem akcji odbicia aresztowanych z konspiracji mińskiej. Akcję (nieudaną) przeprowadzono 6 lutego 1943.
Od 15 marca 1943 przydzielony do Oddziału IV (szkoleniowego) Kedywu Komendy Głównej AK, instruktor taktyki dywersyjnej w szkole dywersji o kryptonimie “Zagajnik”, zorganizowanej przez Cichociemnego ppłk. Henryka Krajewskiego ps. Trzaska. Szkoła funkcjonowała do lipca 1944, przeszkolono w niej ok. 1200 żołnierzy AK. Oprócz Niego instruktorami byli także m.in. Cichociemni: por. Stanisław Kotorowicz ps. Crown, por. Zbigniew Bąkiewicz ps. Zabawka, por. Jan Piwnik ps. Ponury, kpt. Alfred Paczkowski ps. Wania, por. Jan Rogowski ps. Czarka, por. Jan Marek ps. Walka, por. Ewaryst Jakubowski ps. Brat, por. Zbigniew Piasecki ps. Orlik.
Halina Czermińska-Żelaźniewicz ps. Urszula – Ludzie z “Zagajnika” 1942-1944
w: Fundacja Generał Elżbiety Zawackiej,
teczka 492/WSK: Czermińska-Żelaźniewicz Halina ps. Urszula, s. 11 – 40
Kujawsko – Pomorska Biblioteka Cyfrowa
(bardzo dziękujemy Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej za życzliwą zgodę na publikację):
2 października 1943 podczas przeprowadzanej akcji likwidacyjnej aresztowany w Warszawie, na skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich oraz ul. Nowy Świat. Przesłuchiwany w ciężkim śledztwie, torturowany w siedzibie gestapo przy Al. Szucha, następnie osadzony w więzieniu na Pawiaku, 5 października 1943 wywieziony do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz. Działał w obozowym ruchu oporu.
27 lipca 1944 uciekł wraz ze Zbigniewem Kączkowskim (w obozie pod nazwiskiem Kaczanowski), po trzech dniach zostali schwytani, osadzeni w celi nr 11 “Bloku Śmierci”. W sierpniu 1944 wywieziony karnym transportem do obozu koncentracyjnego KL Buchenwald, po kilku dniach do obozu koncentracyjnego KL Mittelbau-Dora, podobóz Dora Nordhausen. Pracował niewolniczo m.in. przy montażu stateczników do rakiet V-2, sabotując wykonywaną pracę. W kwietniu 1945 ewakuowany do obozu koncentracyjnego KL Bergen – Belsen, 16 kwietnia uwolniony przez żołnierzy 2 Armii Brytyjskiej.
prof. Józef Garliński – Ruch podziemny w oświęcimskim obozie
publikacja Koła Byłych Żołnierzy AK – Oddział Londyn
Od 7 maja 1945 w Wielkiej Brytanii, zameldował się w Oddziale VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza. Od 28 sierpnia przydzielony do Inspektoratu Szkolenia Zawodowego, od 10 października w Oddziale Demobilizacyjnym Sztabu Głównego PSZ.
Od 2 grudnia 1945 przydzielony do 14 Pułku Ułanów w składzie 16 Samodzielnej brygady 1 Korpusu Polskiego. Awansowany na stopień majora 1 stycznia 1946. Zdemobilizowany 5 września 1946.
Pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Pracował jako instruktor jazdy konnej, robotnik na farmie, stajenny, traktorzysta. Od 1949 pracował w “Aircraft Materials Ltd.”, następnie “Paul Escare”, od 20 marca 1951 jako tokarz w firmie “C.Salter”.
W 1957 jako autor opowiadania “Pijany wolnością”, opublikowanego w londyńskich “Wiadomościach” wygrał I nagrodę w konkursie: dwutygodniowy pobyt w Monte Carlo wraz z przelotem w obie strony. Wynegocjował zamianę tej nagrody na przelot do Warszawy.
(…) Dziki ryk syren obozu koncentracyjnego Oświęcim ogłasza okolicy że jeszcze jeden szaleniec zawiśnie na oczach kilkunastu tysięcy więźniów i da dowód że swastyka silna i czuwa. (…)
Jestem przy drutach, świat w ciemnościach maleńki i tak niebezpiecznie złudny. Sylwetki wież strażniczych są przerażająco blisko, mimo że do nich mam po około 25 m. Przeklęty pech. Między każdą wieżą spaceruje SS-Mann. O przecięciu drutów nie może więc być mowy, mimo że mam izolowane szczypce. A więc zabawa w kreta! (…)
Jesteśmy znowu tylko we dwóch naprzeciw siebie: ja bezbronny, rozhisteryzowany szaleniec wolności, wyczekujący strzału i widzący beznadziejność każdej chwili wyczekiwania, a niezdolny do jakiejkolwiek decyzji czy prowokacji strzału chociażby, – i on, wytrawny morderca, – SS-Mann, – człowiek narodu “panów”, który bawi się mną jak kot myszą w małym zamkniętym pokoiku… (…)
Jerzy Sokołowski – “Pijany wolnością”
Ucieczka z KL Auschwitz – fragmenty najlepszej pracy zgłoszonej w konkursie na szkic autobiograficzny nt. “Najbardziej wstrząsające wydarzenie mojego życia”, wybranej w głosowaniu czytelników, opublikowanej w: “Wiadomości” (Londyn) nr 29 (590), 21 lipca 1957, s. 2.
Pełna treść na stronie Kujawsko – Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej
Dziki ryk syren obozu koncentracyjnego Oświęcim ogłasza okolicy że jeszcze jeden szaleniec zawiśnie na oczach kilkunastu tysięcy więźniów i da dowód że swastyka silna i czuwa. Deutschland über alles. Nie przejdzie uciekinier dwóch pierścieni drutów kolczastych z prądem wysokiego napięcia, nie minie czujnych posterunków SS, rozstawionych gęsto na wieżach strażniczych z bronią maszynową i reflektorami, i nie ukryje się przed węchem i wzrokiem po barbarzyńsku wytresowanych, alzackich psów.
Bürkenau dymi swymi krematoriami i mówi dzień i noc, godzinę po godzinie i minutę po minucie swoje “memento mori” tym, których złe fatum skazało na powolne konanie w wielkiej machinie śmierci “Herrenvolk”u.
Już godzinę przeszło leżę na strychu nad kasynem SS załogi obozu. lecz tylko nawroty wycia syren powracają mi świadomość tego że to ja właśnie jestem tym razem osią obrotu czułej tej maszyny z pościgiem, gońcami, psami, rewizjami i przewracaniem całego obozu, po jednej słomce, do góry nogami.
Wybrałem wolność… Staram się przestać myśleć, wyłączyć się i fizycznie i psychicznie, lecz stwierdzam, o zgrozo, że jest to niemożliwe.
Zbyt często byłem widzem tego, zawsze za mojego pobytu w obozie, tragicznie kończącego się przedstawienia.
Wieleż jeszcze godzin będę musiał czekać do następnego skoku, do przerwania się przez zewnętrzny pierścień drutów? Jest mi w tej chwili tutaj dobrze i bezpiecznie, bo wszędzie będą zbiega szukali, tylko nie w swojej świątyni – w swoim kasynie. To przyjąłem w swoich planach ucieczki po tysiąckroć wałkowanych – za pewnik.
Zatracam powoli rachubę czasu, syreny umilkły dawno, za to ruch i hałasy zaczynają się w kasynie, od którego dzieli mnie tylko cienka warstwa dykty, przybita od spodu do żebrowania cienkich belek. Słyszę prawie każde słowo z podnieconych rozmów pode mną, słyszę również, co pewien czas, jazgot wyprowadzanych psów, i tego zaczynam się bać. Wszedłem, wprawdzie, do swojej kryjówki po drabinie, po uprzednim rozpryskaniu na siebie i ziemię sporej ilości amoniaku, co chroni przed węchem psów, ale te bestie mają też przecież instynkt… Boję się bardzo, ale dzięki temu że coś się pode mną dzieje, że nie jestem samotny, nie poddaję się panice leku. Musze się trzymać, bo może mi czekać przyjdzie do następnej nocy, kiedy ostre pogotowie i czujność osłabną. Zdać się już tylko muszę na instynkt i wyczucie chwili.
* * *
Opanowuje mnie znowu zupełna cisza, zapoczątkowana trzaśnięciem drzwi i zgrzytem przekręconego klucza – cisza tak bezwzględna że aż bolesna. Co parę chwil strzelają reflektory ze wszystkich strażnic i głaszczą metr po metrze teren obozu zamknięty w kilkukilometrowym pierścieniu drutów kolczastych, a ja widzę przez maleńkie okienko dachu, przypadkowo i szczęśliwie teren obozu, drutów i strażnic po samą Sołę, a więc kierunek zamierzonej ucieczki. Tylko gęste zarośla rzeki Soły mogą doprowadzić mnie do Wisły i do wolności.
Cisza i samotność skłania mnie znowu do analizy sytuacji i do powrotu w konsekwencji, niezmiennych trzech ewentualności: albo wolność, albo kula z wieży, albo wreszcie najtragiczniejsza sromotna śmierć na szubienicy. Powrotu już dla mnie nie ma i lepiej, bo lepsza natychmiastowa śmierć, niż powolne konanie duszy i ciała zamkniętych w bezosobowym numerze, wytatuowanym na przedramieniu.
Wstałem z pełną świadomością chwili czynu i krok po kroku, macając w ciemnościach żebra belek, aby nie nastąpić na dyktę sufitu, zmierzałem do luku strychowego, do drabiny.
Serce wali jak młotem – słyszę jego bicie, nerwy zaczynają być jednak spokojne – ich wibracja minęła, ustępując przed wysiłkiem zwierzęco instynktownego skradania się do wolności…
Cholera! Obślizg na belce, przeklęty trzask i dziura w suficie kasyna SS, od obcasa. Może to przeznaczenie… Pocieszam się jak mogę, ale faktem niezaprzeczalnym jest to że została mi tylko ta jedyna noc do rozegrania partii o życie i wolność, czas mija i muszę go szanować. A więc prosto do drutów, między dwie wieże, byle szybko, byle przed północą, byle przed zmianą posterunków.
Noc cicha i ciemna, słychać tylko szum wezbranej Soły. Soła jest moją nadzieją tak bliską, a tak w rzeczywistości daleką.
* * *
Jestem przy drutach, świat w ciemnościach maleńki i tak niebezpiecznie złudny. Sylwetki wież strażniczych są przerażająco blisko, mimo że do nich mam po około 25 m. Przeklęty pech. Między każdą wieżą spaceruje SS-Mann. O przecięciu drutów nie może więc być mowy, mimo że mam izolowane szczypce. A więc zabawa w kreta! Za drutami bezpośrednio, około 5-metrowy, zarośnięty rów, nasyp, droga dla ruchu tylko władz obozowych i dalej stromo spadająca do samej Soły gęstwina zarośli, około 100 m szerokości. Soła jest od tej strony granicą terenów izolowanych.
Jestem za drutami, mokry z emocji i ze zmęczenia, ale pełen nowych sił i optymizmu. Dokonałem, bez specjalnych trudności, rzeczy, która teoretycznie była niemożliwa. Dzieli mnie tylko 5 m od spacerującego między strażnicami SS-Manna. Czołgam się w wilgotnym rowie do nasypu drogi, centymetr po centymetrze, ale idzie mi to bardzo opornie i głośno, a poza tym zbyt wyraźnie zalatuje z każdym powiewem wiatru, wylanym przeciwko psom amoniakiem. Może przewrażliwienie tylko, ale powoduje to niepożądaną zmianę nastroju. Zaczynam poddawać się lękowi, który pierwszy raz dzisiaj dobrał się do mojej duszy. Zamarłem w bezruchu, jakieś dziwne tylko skojarzenie faktów obudziło się w mojej pamięci. Dziecinne, prawie, lata… Tatry… Zamarła Turnia… na ścianie południowej dwie drogie mi dziewczyny: Marzena i Lida. Są już przy szczycie, parę łatwych chwytów tylko, i szczyt Zamarłej Turni, przez kobiety zdobyty będzie po raz pierwszy. Lecz rozzuchwalone powodzeniem na końcowej “łatwiźnie” odpadły śmierci prosto w ramiona.
Warkot motocykla przerwał moje rozmyślania, otrzeźwił i wrócił rzeczywistości. Kontrola posterunków. Strach uratował mnie od nieostrożnego pośpiechu, świateł reflektorów i wzmożonej kontrolą czujności. Czekam już zupełnie uspokojony, bo żołnierz na całym świecie jest ten sam. Kontrola minęła, a zmęczenie i senność zrobią swoje. Jeszcze parę minut i wierzę że dobry los uśmiechnie się do mnie i obdarzy upojnym pucharem wolności. Zaczynam, przerwane strachem, czołganie. Lecz los jest okrutny. Trzask łamanego badyla pod kolanem, szybkie kroki SS-Manna w moim kierunku, zatrzymanie się na mojej wysokości, suchy trzask odwiedzionego bezpiecznika i straszna, upiorna wprost cisza. Widzi mnie – jestem tego pewien, bo ja widzę go dobrze, ale dlaczego, na litość boską, taka cisza, dlaczego nie strzela, na co to bydlę czeka?!
Żegnam życie i z zawrotną szybkością robię coś przybliżonego do rachunku sumienia, przepuszczam przed sobą korowód drogich mi przyjaciół, których przez te dwa lata, od skoku z Brytanii, zostawiłem na scenach krwawych jednoaktówek wielkiego dramatu p.t. “Polska walcząca”.
* * *
Strzelaj sobaczy synu – wstydu szubienicy oszczędź. Dlaczego nie strzela, coś się znowu nieprzewidzianego dzieje. Trzask karabinu!… Nie, niemożliwe! Po prostu zabezpieczył, a za sobą, za drutami, które tak niedawno przekroczyłem, usłyszałem węszenie psa, typowe dla psa na tropie, i ciężkie kroki człowieka idącego niepewnie w ciemnościach. Drugi SS-Mann ale za moimi plecami. Niewesoło, tym bardziej że z psem. Może amoniak, który tak mnie przed chwilą peszył, uratuje. Uratował widocznie, bo psisko przestało węszyć a nad moimi plecami potoczyła się szeptem prowadzona rozmowa, z której dowiedziałem się że zmiana posterunków dopiero za godzinę, że kontrolował na motocyklu Rapportführer Klausen (postrach nie tylko więźniów, ale też i całej załogi SS) i że ja prawdopodobnie zwiałem pustym pociągiem do Katowic. Ta wiadomość została przyjęta i przeze mnie i przez moje vis-a-vis – rechotem. Rechotałem histerycznie w duszy dosyć długo, ale dlaczego zarechotał SS-Mann? Chyba tylko dlatego, że wie o mojej obecności a nawet mnie widzi. Pewno się nie chce dzielić sukcesem zdobyczy. Wszystkie możliwości kotłują mi się w mózgu, i zaczynam znowu analizować swoją sytuację. Nie wydaje mi się prawdopodobne, by żołnierz, który po kilka godzin na dobę pełnił służbę na tym samym odcinku terenu, mógł nie zauważyć, nawet w ciemnościach, tak pokaźnego intruza w granatowym kombinezonie na tle lipcowej zieleni.
Dlaczego więc nie strzela lub nie bierze żywcem, wiedząc że jestem na pewno bezbronny? Zaczynam trząść się z zimna, a może to tylko zdenerwowanie przed skokiem z życia do śmierci… Nic nie rozumiem i znowu łapie mnie atak śmiechu, śmiechu tak nieprzytomnego, że nawet nie słyszałem odejścia psa z eskortą, i dopiero trzask sprężyny bezpiecznika ocucił mnie znowu. Tak, teraz padnie strzał, już nikt nie przeszkadza, już z nikim myśliwy nie będzie się dzielił upolowaną zwierzyną. Coś bydlę do siebie mruczy pod nosem, czego nie rozumiem, zresztą już nie jestem w stanie czegokolwiek rozumieć. Jesteśmy znowu tylko we dwóch naprzeciw siebie: ja bezbronny, rozhisteryzowany szaleniec wolności, wyczekujący strzału i widzący beznadziejność każdej chwili wyczekiwania, a niezdolny do jakiejkolwiek decyzji czy prowokacji strzału chociażby, – i on, wytrawny morderca, – SS-Mann, – człowiek narodu “panów”, który bawi się mną jak kot myszą w małym zamkniętym pokoiku… Co za straszna bezsiła z jednej strony, a co za buta i sadyzm z drugiej. Szkoda że nienawiść nie zabija na odległość. Wiem, co myślę ja, ale zagadką nierozwiązalną dla mnie jest co dzieje się w tym wrogim mózgu – naprzeciw. Dlaczego stoi i milczy, dlaczego nie pluje mi w twarz obelgami w tryumfie silnego nad słabym, zwycięzcy – nad zwyciężonym?
I wtedy właśnie, kiedy od przeszło godziny pożegnałem życie, stało się coś co przeszło wszystkie fantazje moich wyczekiwać i wyobraźni. Żołnierz “narodu panów” odszedł wolnym krokiem do wieży strażniczej i tam zapalił z dwoma innymi SS-Mannami papierosa.
Ten jeden oślepiający błysk zapałki, był mi ofiarowaną wolnością, był moja jedyną szansą niewidzialnego przeskoku przez szosę do zarośli Soły.
* * *
Zamarła Turnia zdobyta. Przepłynąłem Sołę.
Mokry, lecz pijany wolnością, gąszczami zarośli oddalam się resztkami sił od przekleństwa drutów kolczastych, głodu, dymiących krematoriów i jedynego “dobrego Niemca” spotkanego na drodze mego życia.
Jerzy Sokołowski
W kwietniu 1957 przyjechał do Polski, od 16 czerwca 1958 przyjechał na stałe. Od 18 sierpnia 1958 pracował jako brakarz w Polskich Zakładach Optycznych w Warszawie, od maja 1967 starszy dyspozytor w Służewieckich Zakładach Chemicznych, następnie do 1970 kierownik bazy magazynowej. Zmarł 8 stycznia 1980 w Warszawie
Syn Janusza, inżyniera budownictwa kolejowego oraz Marii z domu Jurskiej. W 1942 zawarł związek małżeński z Zofią z domu Dabrowską (ur. 1915), secundo voto Rychwicką.
Później zawarł związek małżeński z Ireną Szumowską.
W 1989 roku powstał film dokumentalny “Cichociemni” (scenariusz i reżyseria Marek Widarski).
15 maja 2005 odsłonięto na terenie jednostki specjalnej – Jednostki Wojskowej GROM w Warszawie pomnik poświęcony cichociemnym spadochroniarzom AK. Znaczna część ekspozycji Sali Tradycji jednostki GROM poświęcona jest Cichociemnym.
Od 4 sierpnia 1995 roku jednostka nosi nazwę – Jednostka Wojskowa GROM im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej
W 2008 roku powstał film dokumentalny “My cichociemni. Głos żyjących” (scenariusz i reżyseria Paweł Kędzierski).
7 października 2013 roku w Warszawie przy ul. Matejki, naprzeciwko Sejmu R.P. odsłonięto Pomnik Cichociemnych Spadochroniarzy AK.
W 2013 roku powstał film dokumentalny “Cichociemni. Wywalcz wolność lub zgiń” (scenariusz i reżyseria Dariusz Walusiak).
W 2016 roku Sejm R.P. ustanowił rok 2016 Rokiem Cichociemnych. NBP wyemitował srebrną kolekcjonerską monetę o nominale 10 zł upamiętniającą 75. rocznicę pierwszego zrzutu Cichociemnych.
W 2017 roku PLL LOT umieścił znak spadochronowy oraz podpis upamiętniający Cichociemnych na kadłubie Boeinga 787 (SP-LRG).
Cichociemni są patronem wielu szczepów, drużyn oraz organizacji harcerskich. Opublikowano wiele książek i artykułów o Cichociemnych.
Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie znajdują się groby kilkudziesięciu Cichociemnych oraz poświęcony Im pomnik “TOBIE OJCZYZNO”
Zobacz także – biogram w Wikipedii