Wynalazcy (alfabetycznie): Maksymilian Ciężki | Wacław Czerwiński | Leonard Danilewicz | Ludomir Danilewicz | Rudolf Gundlach | Ignacy Harski | Tadeusz Heftman | Juliusz Hupert | Zygmunt Jelonek | Józef Kosacki | Mirosław Kryszczukajtis | Stefan Lalewicz | Gwido Langer | Tadeusz Lisicki | Henryk Magnuski | Paweł Jan Nowacki | Zygmunt Oranowski | Jerzy Podsędkowski, 2 | Marian Rejewski, 2 | Witold Romer | Jerzy Różycki | Jerzy Rudlicki | Zbigniew Siedlecki | Stanisław Sochaczewski | Wacław Struszyński | Władysław Świątecki | Wacław Zajączkowski | zespół Biura Szyfrów, 2 | Henryk Zygalski |
Od II wojny światowej upłynęło już sporo czasu. Czas zaciera pamięć. Warto więc przypomnieć już prawie zapomnianych polskich wynalazców, których wkład w pokonanie hitlerowskich Niemiec był co najmniej tak samo istotny, jak rozpracowanie przez polski wywiad niemieckiej „Enigmy” oraz „broni odwetowej” V-1 i V-2. IPN o nich zapomniał. To niedopuszczalne, że my też o Nich zapominamy…
9 listopada to Europejski Dzień Wynalazcy – to dobra okazja, aby przypomnieć o kompletnie zapomnianych polskich wynalazcach. Tego nie dowiecie się z podręczników historii, nie uczą o tym w szkołach. Co jeszcze gorsze – praktycznie zapomnieli o Nich także historycy IPN oraz rozmaici badacze II wojny światowej 🙁
Uwaga – to nie jest post dla tych, którzy wciąż opowiadają kłamstwa, jakoby Anglicy „organizowali zrzuty dla Armii Krajowej” oraz rzekomo „szkolili Cichociemnych według standardów SOE”…
Wynalazek to nowatorskie, innowacyjne rozwiązanie jakiegoś problemu technicznego. Intelektualny wkład Polaków – inżynierów, techników, konstruktorów oraz wynalazców – w zwycięstwo aliantów nad Niemcami jest bardzo słabo znany. Złożyło się na to kilka przyczyn, głównie to, że ich działalność podczas wojny była ściśle tajna. Po wojnie, choć większość polskich wynalazków już przestała być tajna – nie miał kto o nich napisać. Nie mieli w tym żadnego interesu Brytyjczycy, chętnie przypisujący sobie cudze zasługi (wystarczy przypomnieć „Enigmę”). Milczała też o tym prl-owska propaganda, bo temat był oczywiście „politycznie niesłuszny”. Brytyjskie archiwa nie były od razu dostępne dla wszystkich, sporą część archiwaliów utajniono, z czasem też znikały różne archiwalne dokumenty, w tym zwłaszcza takie, które świadczyły o niezbyt chwalebnych postępkach brytyjskich władz w przeszłości.
Po transformacji ustrojowej 1989 tzw. „pierwszy niekomunistyczny rząd” Tadeusza Mazowieckiego niespecjalnie starannie dbał o polskie interesy. Nikt też nie zainteresował się tak odległym zagadnieniem jak polski wkład w zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami. Pionierską, pierwszą solidną kwerendę w tym zakresie przeprowadzili dopiero w latach 2014-2015 pracownicy Centralnej Biblioteki Wojskowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. w Warszawie. Należą się Im słowa najwyższego uznania i wdzięczność za wykonaną pracę. Wertowali dokumenty głównie w brytyjskim The National Archives, także w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie. Plon poszukiwań zaprezentowano podczas konferencji naukowej pt. Polska myśl techniczna w II wojnie światowej. W 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Podsumowaniem pionierskiej pracy była interesująca publikacja, a także m.in. oficjalna konstatacja:
Z korespondencji, analiz prawnych, opinii brytyjskich urzędników przebija smutna konstatacja, że podczas wojny władze londyńskie [Wielkiej Brytanii – RMZ] chętnie sięgały po wkład polskich i innych nie – brytyjskich naukowców, ale po jej zakończeniu nie poczuwały się do stosownego wynagrodzenia ich pracy.
W 2021 Instytut Historii Nauki PAN oraz IPN – dzięki pracy prof. Bolesława Orłowskiego – od lat upowszechniającego wiedzę nt. wkładu polskich naukowców oraz techników w rozwój światowej nauki i techniki, zrealizowali projekt pt. „Giganci nauki” m.in. pod patronatem Prezydenta R.P. Pana Andrzeja Dudy.
Prezes IPN dr Jarosław Szarek podkreślał wtedy na konferencji prasowej – „Ostatnie dwa i pół wieku naszych dziejów to nieustanne zmagania o wolne i niepodległe państwo. Ich uczestnicy zawładnęli społeczną świadomością. Ten obraz wymaga uzupełnienia o polski udział w rozwoju techniki i badań naukowych. Nasi rodacy stworzyli fundamenty wielu dziedzin współczesnych technologii. (…) Nie trafili do narodowego panteonu. IPN chce to zmienić. To oręż do promowania nowego wizerunku Polski na świecie…”
(…) to Polacy stworzyli fundamenty współczesnej elektroniki, podstawowy składnik nawozów sztucznych, najsłynniejszy radiotelefon świata – walkie-talkie, wykrywacz min używany przez wszystkie armie świata, bombę wodorową, pierwszy pojazd księżycowy, czy podstawy hologramu – to dzieła Jana Czochralskiego, Ignacego Mościckiego, Henryka Magnuskiego, Józefa Kosackiego, Mieczysława Bekkera czy Mieczysława Wolfke.
W ramach projektu wydano także – niestety dosyć chaotyczne – dodatki do czasopisma „Sieci” (patrz poniżej, pod artykułem). Niestety, jak łatwo sprawdzić, w efekcie tego projektu do narodowego panteonu nie trafili choćby najbardziej znaczący polscy wynalazcy, którzy wnieśli istotny wkład w zwycięstwo aliantów nad hitlerowskimi Niemcami… Niemało wynalazców pominięto, np. spośród 28 polskich wynalazców wymienionych w tym artykule IPN zauważył zaledwie trzech… Znowu o Nich zapomniano…
Niedawno, niestety tylko zdalnie, przejrzałem archiwalne dokumenty Oddziału Technicznego Sztabu Naczelnego Wodza, przechowywane w Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (zespół akt sygn. IPMS A.XII.69/1-6). Bardzo dziękuję za ogromną pomoc w tej kwerendzie Marcinowi Kunickiemu z facebookowej grupy Polskie Miejsca w Wielkiej Brytanii. Moja kwerenda z konieczności miała dosyć pobieżny charakter, jednak dzięki temu że mam również informacje z innych źródeł, pozwoliła ustalić najbardziej elementarne fakty.
Przede wszystkim podkreślę, iż polskie władze miały świadomość znaczenia wiedzy technicznej dla nowoczesnej armii. 28 lipca 1942 Naczelny Wódz wydał rozkaz L. 60/Z.S.S./42, w wyniku którego przeprowadzono w wojsku przegląd „personelu technicznego”, czyli żołnierzy z wykształceniem technicznym wyższym i średnim. Powołano też „Komisję dla sprawdzenia wykorzystania sił technicznych w wojsku”. M.in. częściowo dzięki sprawozdaniu tej Komisji mogę odświeżyć naszą pamięć o polskich wynalazcach oraz o ich wynalazkach.
Wojenne losy Polaków spowodowały, że w 1942 przebywało w Wielkiej Brytanii ok. 1,8 tys. polskich inżynierów i techników, w 1944 aż ok. 5,6 tys. polskich naukowców i inżynierów, w tym 4049 w Polskich Siłach Zbrojnych. Polskie władze zdecydowały o wsparciu aliantów (głównie Brytyjczyków) naszą innowacyjną myślą wynalazczą. Niestety, nie pomyślano ani o zabezpieczeniu polskich praw patentowych ani o godnym uhonorowaniu wynalazców i respektowaniu ich indywidualnych praw.
W listopadzie 1940 roku powstał Wojskowy Instytut Techniczny (WIT), powołany rozkazem Naczelnego Wodza z dnia 27 października 1940. Zlokalizowano go w obiekcie hotelu Vandon House przy Vandon Street 1 w Londynie (SW1H 0AH), w maju 1944 WIT przeniesiono na Stanhope Gardens 60/61. Instytut był placówką Oddziału Technicznego Sztabu Naczelnego Wodza, kierował nim płk Stefan Witkowski. WIT prowadził tajne prace naukowo – badawcze, także kierował polskich inżynierów i techników do pracy w brytyjskich placówkach Ministerstwa Zaopatrzenia (Ministry of Supply), Ministerstwa Produkcji Lotniczej (Ministry of Aircraft Production) oraz Admiralicji (Admiralty Signals adn Radar Estabilishment, wcześniej jako Signals Research and Development Establishment).
Polscy specjaliści pracowali m.in. w Arsenale w Woolwich, brytyjskim odpowiedniku niemieckiego Kruppa (materiały artyleryjskie, wybuchowe, amunicja), Broxbourne (broń ręczna i maszynowa), Fort Halstead, Cheshunt (uzbrojenie), Mill Hill, Portsmouth, Liverpool (łączność i elektrotechnika), Sheffield (płyty pancerne), Londyn (gazy i sprzęt przeciwgazowy), Eltham (balistyka). Specjaliści lotnictwa głównie w Royal Aircraft Establishment w Farnborough Aircraft and Armaments Experimental Establishment oraz w Airborne Forces Experimental Establishment, a także w Westland Aeroplane Co. Ponadto 121 oficerów i 11 podoficerów, inżynierów lub techników pracowało w ośrodkach konstrukcyjnych i doświadczalnych broni i amunicji oraz laboratoriach metaloznawczych, chemii wojennej, radiotechnicznych, konstrukcji specjalnych i in.
Pierwszym znaczącym efektem pracy Polaków w Wielkiej Brytanii było zapewne odtworzenie ponad 3 tysięcy rysunków technicznych udoskonalonej przez nas szwedzkiej armaty przeciwlotniczej 40 mm „Bofors”. Dzięki temu już w 1941 Brytyjczycy uruchomili jej produkcję, była najskuteczniejszą armatą przeciwlotniczą II wojny światowej. Drugim był prawdopodobnie prototyp działka przeciwlotniczego Polsten o kalibrze 20 mm. Wyprodukowane w Enfield działko było znacznie prostsze, lżejsze o około 14 kg oraz prawie sześciokrotnie tańsze niż używane przez Brytyjczyków działko Oerlikon. Wiadomo także, że Polacy dostosowali do potrzeb komandosów pistolety maszynowe Sten, Thompson, automatyczne Luga i Colt. Od razu także Brytyjczycy przeszli na lepszą – polską metodę produkcji płyt pancernych.
Podporządkowany WIT zespół polskich inżynierów pracował od 1940 w Polskiej Grupie Technicznej kierowanej przez kpt. inż. pil. Krzysztofa Dobrowolskiego. Niestety, nie zachowała się dokumentacja ich konstrukcji, wiadomo tylko, że pracowali nad zaporami balonowymi, reflektorami przeciwlotniczymi, sondą akustyczną (Direction and Distance Finding at Night between Planes), a nawet nad projektem jednomiejscowego samolotu myśliwskiego.
Niezależnie od tych ośrodków, od 1942 w Londynie funkcjonowała także polska Rada Akademicka Szkół Technicznych umożliwiająca pracę dydaktyczną i badawczą polskim uczonym, konstruktorom, technologom w zakresie techniki wojskowej. Ośrodkami życia naukowego były Londyn. Edynburg, Liverpool; od 1941 przy Uniwersytecie w Edynburgu działał Polski Wydział Lekarski, od marca 1943 Studium Prawno – Administracyjne na uniwersytecie St. Andrews w Szkocji, potem od kwietnia 1944 Polski Wydział Prawa w Oxfordzie, od 1942 przy uniwersytecie w Liverpoolu – Polska Szkoła Architektury. Polski wkład intelektualny w dorobek naukowy Wielkiej Brytanii był naprawdę imponujący.
Jak wiadomo z filmów o Jamesie Bondzie, wszystkie „szpiegowskie gadżety” wymyślał dla niego tajemniczy „Q”. Niezależnie od tajnych prac nad „typowymi” konstrukcjami dla wojska, trwały także wytężone prace nad innowacyjnymi konstrukcjami specjalnymi, zwłaszcza do działań sabotażowo – dywersyjnych. Podczas wojny brytyjska Special Operations Executive miała swoich „Q” głównie w ściśle tajnym ośrodku – Station IX, zlokalizowanym w rezydencji Frythe, w rejonie Welwyn (Hertfordshire).
O supertajnej działalności tego ośrodka SOE wciąż niewiele wiadomo, poza tym że tam powstały niezwykłe konstrukcje: m.in. pistolet Welrod oraz przeznaczony dla spadochroniarzy motocykl Welbike (prekursor późniejszej motorynki).
Jedyny egzemplarz tego motocykla został zrzucony do Polski 23 kwietnia 1944 na placówkę odbiorczą „Hipopotam” położoną 25 km na południowy zachód od dworca kolejowego Zamość, w pobliżu Zwierzyńca, kilkaset metrów od zabudowań gospodarczych leśniczówki Florianka. Celem 6 brytyjskich Halifaxów i 1 polskiego Liberatora było wsparcie materiałowe 9 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej (OP 9), operującego na wzgórzach Roztocza i w lasach Puszczy Solskiej. Czy tam trafił Welbike i jak był wykorzystywany – nie udało mi się dotąd ustalić. Ale z całą pewnością wiadomo, że pomysł tego wynalazku narodził się w polskiej głowie.
Polskich „Q”, czyli wynalazców niezwykłych konstrukcji i rozwiązań technicznych – także do zastosowań specjalnych – było znacznie więcej, część z Nich związana jest z historią Cichociemnych. Oto niepełna ich lista:
Urodzony w Sosnowcu inżynier radiotechnik Tadeusz S. Heftman (1906-1995) był podczas wojny kierownikiem oraz głównym konstruktorem Polskich Wojskowych Warsztatów Radiowych (właśc. Polskich Wojskowych Warsztatów Radiotechnicznych) w Stanmore pod Londynem. Warsztaty produkowały radiosprzęt komunikacyjny do celów specjalnych, głownie tzw. „pipsztoki”, czyli polish spy radio – najlepsze wówczas radiostacje konspiracyjne do dalekosiężnej łączności, a także konspiracyjne anteny, tłumiące falę przyziemną wg. metody opatentowanej przez Stefana Manczarskiego (1899-1979).
Większość polskich „pipsztoków” miała brytyjskie oznaczenia MR-2, MR-3 angielskiej firmy Monitor Radio, Stechford, Birningham, była rozdzielana przez SOE, które współzarządzało PWWR. Przed wojną inż Tadeusz Heftman był konstruktorem Wytwórni Radiotechnicznej AVA, produkującej specjalny sprzęt radiołączności dla Oddziału II (wywiad) Sztabu Głównego WP. Wraz z zespołem firmy AVA współdziałał także w złamaniu niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma”. Więcej informacji – na stronie Tadeusz Heftman.
Scenariusz i reżyseria: Norbert Rudaś
Cichociemny kpt. Mirosław Kryszczukajtis (1912-1944) w latach 1942 – 1943 był instruktorem sapersko – minerskim na szkoleniach dla kandydatów na Cichociemnych w w Audley End (STS 43), oficerem Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza.
Był także autorem kilku wynalazków, udoskonalił m.in. tzw. ołówek czasu (time pencil), niemiecki detonator, który można było ustawić na czas od 10 minut do miesiąca i działał precyzyjnie nawet w skrajnych temperaturach. Po jego usprawnieniu ołówek był produkowany przez tajny ośrodek badawczy SOE, zwany „Sekcją X”; stał się kluczowym elementem narzędzi sabotażowych SOE. Podczas wojny wyprodukowano ok. 12 milionów „ołówków czasu”.
Stefan Lalewicz skonstruował aparat do szybkiej transmisji telegrafii, nadający znaki telegraficzne z użyciem papierowej taśmy oraz fotoelementów. Urządzeniu nadano kryptonim „Telma„. Pracował na nim m.in. Cichociemny Bronisław Czepczak-Górecki ps. Zwijak (1922-2001). Wspominał – „Prace polskich specjalistów nad konstrukcją i ulepszaniem urządzeń do szybkiej radiotelegrafii miały na celu zredukowanie wykrywalności w eterze przez skrócenie do minimum czasu nadawania (…). Szybka radiotelegrafia „Telma” miała być szansą względnie bezpiecznego nadawania z Kraju. W końcu lutego 1944 roku Iwanicki [dowódca plutonu łączności kpt. inż Andrzej Iwanicki – RMZ] poprosił mnie i Staszka Pietrusiewicza na rozmowę. Niezależnie od wykonywanych prac mieliśmy rozpocząć próby z „Telmą”. (Bronisław Czepczak-Górecki, Na szachownicy losu. Wspomnienia skoczka, s. 153, NCK Warszawa, 2017, ISBN 978-83-7982-281-2)
Cichociemny Bronisław Czepczak-Górecki wspomina, iż z prototypowego urządzenia nadawał ze strychu budynku gospodarczego przy kasynie, nieopodal bazy łączności „Mewa” Casa Bianca oraz Villa Rosa), zlokalizowanej w pobliżu Głównej Bazy Przerzutowej w Latiano – pomiędzy Latiano i Mesagne (Włochy). „Taśma papierowa, zadrukowana czarnym tuszem, nawinięta na wałek, przemieszczała się pod skupionym soczewką strumieniem światła. Światło odbite od taśmy, zebrane soczewką na fotokatodzie, było źródłem sygnału sterującego obwodem wyjściowym nadajnika. Taśmę szerokości 10 milimetrów, zadrukowaną znakami Morse’a nawijało się za pomocą zwijaka (stąd mój pseudonim) na bęben przystawki, na śrubie, po której przemieszczał się podczas nadawania. (…) Początek wałka oklejała tzw. „zebra” (mój drugi pseudonim dla Bazy) – pasek zadrukowany tylko „kropkami” – nadawana na żądanie celem dostrojenia urządzenia odbiorczego.” (Bronisław Czepczak-Górecki, Na szachownicy losu, s. 154-155)
„Telmę” produkowano w Wielkiej Brytanii i zrzucano do Polski w latach 1943 – 1944. Urządzenie umożliwiało niezwykle szybkie nadanie radiowej depeszy, zmniejszając do minimum ryzyko namiaru goniometrycznego. Po wojnie udoskonalono taki system nadawania w tzw. radiostacjach numerycznych nadających w taki sposób (do dzisiaj) komunikaty dla agentów wywiadu (także polskich).
W fundamentalnej pracy prof dr hab. Jacka Tebinki oraz dr hab. Anny Zapalec pt. Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE) (tu recenzja tej książki) znalazłem m.in. interesującą informację: „Niektóre wynalazki polskie, jak zasobnik spadochronowy czy konstrukcje radiowe, zostały opatentowane przez polskie władze na uchodźstwie bądź wspólnie z Brytyjczykami” (s.514).
Informacja o opatentowaniu polskich zasobników zrzutowych nie była dla mnie zaskoczeniem. Dla bezmyślnych anglofilów zapewne będzie. Otóż przed wojną Polska była jednym z nielicznych państw na świecie, które przygotowywało się do organizacji wojsk powietrznodesantowych. Byliśmy w spadochroniarstwie jednymi z pierwszych – zanim pomyśleli o tym Brytyjczycy czy Amerykanie. Jeszcze przed wojną opracowaliśmy zasobniki zrzutowe do zrzucania dywersyjnego ekwipunku na spadochronach. Pisałem o tym w artykule Prekursorzy Cichociemnych. Wciąż idę tropem zasobników, jak na razie udało mi się ustalić, że produkowane były – według polskiego wzoru, z angielskimi „poprawkami” – w ośrodku zwanym Central Landing Establishment, będącym „jednostką techniczną” przy Central Landing School, czyli STS 51 Ringway w pobliżu Manchesteru. Produkowano tam kilka rodzajów zasobników oznaczonych jako np. Mark III CLE.
W połowie 1942 por. techn. Wacław Zajączkowski, oficer Uzbrojenia Stacji Lindholme wymyślił, zaprojektował i wykonał prototyp urządzenia „Ruchomy cel”, do szkolenia strzelających z odległości powyżej 200 jardów (ok. 190 m), z broni małokalibrowej do celu będącego w ruchu (samolot, czołg, żołnierz itp.). W ocenie dowódcy 305 Dywizjonu Bombowego, mjr pil. Kazimierza Śnieguli, urządzenie było niezwykle przydatne w szkoleniu strzeleckim, z każdej broni o kalibrze 0,22˝ – 0,5˝.
Wynalazek zainteresował władze angielskie, w firmie Rose Brothers Gainsborough zamówiono 12 kompletów trenażera dla wszystkich stacji Grupy Bombowej nr 184. Por. Zajączkowski wystąpił do Brytyjskiego Urzędu Patentowego aby uzyskać Provisional Patent Application, na żądanie brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa opracował zasady użytkowania urządzenia oraz interpretacji wyników strzelania z samolotowej wieżyczki strzelniczej z kbk kal. 0.22.
Pewnie każdy z nas widział na fotografiach oryginalny Excelsior Welbike (prekursor popularnej później motorynki), znany także pod nazwą parascooter. Według oficjalnej narracji, m.in. dostępnej w anglojęzycznej wikipedii, prototyp skonstruował „entuzjasta motocykli” Harry Lester, a wymyślił go Lt. Colonel John Dolphin. Wytropiłem, że jednak nie musi to być całkowicie zgodne z prawdą. Otóż Cichociemny Alfred Paczkowski ps. Wania w swojej książce „Ankieta cichociemnego” przedstawia interesującą relację, dotyczącą wizyty m.in. bryg. Colina Gubbinsa, dyrektora SOE ds. operacyjnych i szkoleniowych na „święcie spadochronowym”, czyli ćwiczeniach bojowych spadochroniarzy 4 BKS w rejonie Kingscraig nieopodal Elie (Wielka Brytania, Szkocja), z udziałem Naczelnego Wodza gen. Władyslawa Sikorskiego oraz zaproszonych gości, 23 września 1941.
Cichociemny Paczkowski wspominał – „Płk Sosabowski, jako mistrz ceremonii i gospodarz pokazu, przydzielił mnie na czas ćwiczeń do brygadiera Collina Gubbinsa, doradcy ministra Daltona, szefa SOE. (…) Gdy wsiadałem z brygadierem Gubbinsem do samochodu, Oranowski [kpt. Zygmunt Oranowski, oficer Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] podbiegł do mnie z żądaniem, żebym wycyganił sto pięćdziesiąt funtów na warsztat doświadczalny. Zygmunt miał pomysł. Chciał wykonać motocykl składający się z dwóch części, przeznaczony do zrzutów. Pieniędzy nie mógł dostać od naszych władz. W drodze na żołnierski obiad, który czekał na nas w Leven w dowództwie Brygady, zacząłem rozmowę z brygadierem od tego, że nowoczesny spadochroniarz musi mieć motocykl Po dalszej mojej argumentacji wydawało mi się, że mówię do obrazu, ale na zakończenie brygadier zapytał: ile. Gdy usłyszał sumę, kiwnął głową i wkrótce załatwił czek na żądaną sumę.” (Alfred Paczkowski, Ankieta Cichociemnego, s. 106, IW PAX, Warszawa 1987, ISBN 83-211-0769-9)
Nie udało mi się ustalić, jakie był dalszy rozwój wydarzeń związanych z projektem kpt. Oranowskiego, ale nie ulega wątpliwości, że pomysł Welbike narodził się w polskiej głowie. Jedyny egzemplarz tego motocykla został zrzucony do Polski 23 kwietnia 1944 na placówkę odbiorczą „Hipopotam” położoną 25 km na południowy zachód od dworca kolejowego Zamość, w pobliżu Zwierzyńca, kilkaset metrów od zabudowań gospodarczych leśniczówki Florianka. Celem 6 brytyjskich Halifaxów i 1 polskiego Liberatora było wsparcie materiałowe 9 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej (OP 9), operującego w na wzgórzach Roztocza i w lasach Puszczy Solskiej. Czy tam trafił Welbike i jak był wykorzystywany – to także wymaga ustalenia.
O sukcesie polskiego wywiadu oraz o pogromcach niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma” można przeczytać na tej stronie. Wbrew pozorom nie był to tylko sukces trójki młodych kryptologów, ale wynik pracy zespołowej, także m.in. specjalistów z Wytwórni Radiotechnicznej AVA, inżynierów: Leonarda i Ludomira Danilewiczów, Tadeusza Heftmana. Przede wszystkim zaś – efekt pionierskiego, nowatorskiego w skali światowej podejścia do dekryptażu przez polskie Biuro Szyfrów.
Wśród ogólnych zachwytów nad tym sukcesem jakoś umknął wielu fakt, iż „po drodze” do złamania „Enigmy” Polacy musieli dokonać kilku przełomowych wynalazków, czyli w sposób nowatorski, innowacyjny rozwiązać kolejne problemy techniczne. Pierwszym niewątpliwie istotnym było… odtworzenie oryginalnej „Enigmy” na podstawie fotografii oraz pomiarów wykonanych przez Ludomira Danilewicza (1905-1971) podczas tajnego przechwycenia „Enigmy” na warszawskim lotnisku Okęcie, prawdopodobnie w styczniu 1929.
Według relacji Mariana Rejewskiego (1905-1980) – W końcu 1927, lub może na początku roku 1928, nadeszła z Rzeszy Niemieckiej do Urzędu Celnego w Warszawie przesyłka mająca, według deklaracji, zawierać sprzęt radiowy. Przedstawiciel niemieckiej firmy domagał się bardzo usilnie zwrotu tej przesyłki do Rzeszy jeszcze przed odprawą celną, jako wysłanej omyłkowo z innym sprzętem. Jego nalegania były tak natarczywe, że wzbudziły czujność urzędników celnych, którzy zawiadomili Biuro Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego, instytucję zainteresowaną wszelkimi nowościami w dziadzinie radiosprzętu. A ponieważ była to przypadkowo sobota po południu, więc wydelegowani przez Biuro pracownicy mieli czas spokojnie sprawę zbadać. Skrzynię otworzono i przekonano się, że istotnie sprzętu radiowego nie zawierała, była w niej natomiast maszyna do szyfrowania. Maszynę bardzo dokładnie zbadano, po czym skrzynię znów starannie zamknięto. (Marian Rejewski – Jak matematycy polscy rozszyfrowali Enigmę, Wiadomości Matematyczne XXIII (1980), s. 1-28)
W ciągu kilku miesięcy zespół mgr Rejewskiego odtworzył połączenia wewnętrzne Enigmy i opracował jej „model matematyczny”. Na jego podstawie został skonstruowany „sobowtór” Enigmy, zresztą znacznie lepszy i wydajniejszy niż niemiecki oryginał. Praca ta została wykonana w Warszawskiej Wytwórni Radiotechnicznej AVA. Razem zbudowano 15 takich zrekonstruowanych maszyn „Enigma”. (Ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, s. 5, Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53)
Po „odtworzeniu” udoskonalonego „sobowtóra Enigmy” pojawiły się kolejne problemy, wymagające nowatorskich wynalazków. Było ich wiele, ale z pewnością do przełomowych należy zaliczyć: metodę rusztu, pozwalającą (do września 1938) obliczyć nastawienia wirników, ich kolejność oraz pary liter na łącznicy kablowej „Enigmy”, a także przybliżające do ostatecznego pokonania Enigmy: metodę zegarową Jerzego Różyckiego, cyklometr oraz bombę kryptologiczną Mariana Rejewskiego, płachty Henryka Zygalskiego. Ich wykonanie nie byłoby możliwe bez specjalistów z Wytwórni Radiotechnicznej AVA. Można o tym przeczytać na tej stronie.
Niejako w drodze do ostatecznego złamania „Enigmy”, zespół Biura Szyfrów skonstruował polska maszynę szyfrującą „LACIDA”. Przed wojną wyprodukowano jej 80 szt. Powstała według projektu Mariana Rejewskiego, jej nazwa była skrótem pierwszych liter nazwisk: ppłk. Gwido LAngera (1894-1948), szefa Biura Szyfrów por. Maksymiliana CIężkiego (1898-1951) oraz por. Leonarda DAnielewicza (1903-1976).
Po wybuchu wojny, depesze pogromców „Enigmy”, pracujących na nieokupowanym terenie Francji w ośrodku „Cadix” (Chateau des Fouzes w Uzes niedaleko Nantes), były przesyłane do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie po zaszyfrowaniu ich Lacidą. Polski wynalazek został udostępniony aliantom, m.in. opracowano tzw. francuski model, uwzględniający specjalne żądania francuskie, Amerykanie wykorzystali jego rozwiązania przy konstrukcji swojej maszyny M-209-3 (Dziennik Polski, 26 marca 1974).
Gen. Stanisław Sochaczewski (1877-1953) był autorem wynalazku – ćwiczebny karabin „The Swift Training Rifle”, służący do indywidualnego szkolenia strzelców wyborowych. Wyglądał jak karabyn używanym w służbie: brytyjski Lee Enfield Rifle czy American Service Rifle; miał taką samą wagę oraz wrażliwość języka spustowego. Cel na arkuszu kartkowym był odpowiednio zmniejszony, był tak samo trudny do trafienia jak na zwyklej strzelnicy. Wyniki strzelania były od razu widoczne dla strzelca oraz dla instruktora.
Wynalazek gen. Stanisława Sochaczewskiego kupili Brytyjczycy. Prezes firmy The Swlft Training Rifle Carpany Limited mjr J.Milner napisał do generała: „Jestem pewny, że będzie dla Pana dużą satysfakcją wiadomość, że karabin Pańskiego systemu został zaaprobowany i przyjęty przez rząd brytyjski, i jestem pewny, że wynalazek ten odegra dużą rolę w osiągnięciu zwycięstwa wspólnej idei”. Współcześnie nie ma nawet żadnej wzmianki o tym że był to wynalazek Polaka, Brytyjczycy przypisali sobie jego sukces, np. w wikipedii. Wynalazek gen. Sochaczewskiego był używany w armii brytyjskiej, czechosłowackiej, francuskiej, holenderskiej oraz norweskiej; w latach 1941 – 1945 przeszkolono ok. 1,4 mln żołnierzy. Dzięki niemu skrócono czas szkoleń strzeleckich z dziesięciu do zaledwie dwóch tygodni.
Kpt. Rudolf Gundlach (1892-1957) od 1934 kierował Biurem Badań Technicznych Broni Pancernej; podczas swej służby wynalazł pierwszy (jedyny) na świecie czołgowy peryskop odwracalny z pełnym (360°) polem widzenia. Wynalazek opatentował w Polsce, Wielkiej Brytanii, Francji oraz USA, od 1936 produkowany był we Lwowie. Po raz pierwszy zastosowano go w polskich czołgach TKS, TK3 i 7TP. Wynalazek udostępniono brytyjskiej firmie Vickers-Armstrong, która montowała go w czołgach Crusader, Churchill, Valentine, Cromwell.
Wkrótce wdrożono go także w USA, jako peryskop M6 w amerykańskich czołgach, m.in. M3/M5 Stuart, M4 Sherman. Po dostawach czołgów w ramach lend-lease do ZSRS, został skopiowany, następnie instalowany w sowieckich czołgach T-34, T-70, IS-1, potem także w niemieckich pojazdach Wermachtu. Po wojnie jako Peryskop Obserwacyjny MK-4 na wyposażeniu pojazdów LWP, był produkowany w Łódzkich Zakładach Kinotechnicznych. Autor wynalazku, jako jeden z nielicznych, wywalczył w sądzie wynagrodzenie.
Kompletnie zapomniany (napisałem od podstaw Jego biogram w Wikipedii) przedwojenny dowódca kompanii radiowywiadu, wpisany na „Sonderfahndungliste GB” (specjalny list gończy), znany jako „czarna lista Hitlera” – ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki (1910-1991), współuczestnik działań związanym z pokonaniem „Enigmy” był także jednym z autorów pionierskiego wynalazku. Wiosną 1939 mjr inż. Ignacy Harski (1896-1956) oraz kpt. inż. Tadeusz Lisicki (1910-1991) opracowali konstrukcję elektromagnetycznego wykrywacza. Po wybuchu wojny, pod koniec 1941 w Wielkiej wynalazek ostatecznie dopracował por. inż. Józef Kosacki (1909-1990). Wykrywacz opatentowano jako Mine Detector Polish Mark 1, był kilkakrotnie wydajniejszy. Użyty po raz pierwszy do oczyszczania pól minowych podczas bitwy pod El-Alamein w listopadzie 1942. Wprowadzony na wyposażenie brytyjskiej armii w 1944, używany aż do 1995.
Konstruktor przedwojennego (1937) prototypu pistoletu maszynowego ViS kalibru 0,45 inż. Jerzy Podsędkowski (1900-1962) jest jednym z nielicznych polskich wynalazców dostrzeżonych przez IPN w projekcie „Giganci nauki”. Pracował w Armament Design Department w Cheshunt, polski zespół pod jego kierownictwem skonstruował maszynowe działko przeciwlotnicze Polsten kalibru 20 mm. Było ono konstrukcją prawie sześciokrotnie tańszą oraz prostszą (119 zamiast 250 części) niż używane dotąd przez Brytyjczyków działko Oerlikon. Design Department Cheshunt i Royal Navy rozważały nadanie mu nazwy: Warsaw lub Polikon (Polish Oerlikon), przyjęto nazwę Polsten (Polish Sten). Od 1944 wyprodukowano ok. 50 tys. tych działek, były używane przez brytyjską marynarkę, w wojskach lądowych do lat pięćdziesiątych. Znacznie dłużej działko używane było w krajach trzeciego świata.
Inż. Jerzy Podsędkowski (1900-1962) pracując w Enfield (Middlesex), skonstruował tam w 1944 innowacyjny, kompaktowy półautomatyczny pistolet maszynowy MCEM-2 (Machine Carabine Experimental Model) kal. 9 mm. Wyróżniał się bardzo dobrym wyważeniem oraz celnością, ale był nadmiernie szybkostrzelny, co ograniczono do 600-700 strzałów na minutę, zwiększając masę zamka w wersji MCEM-6. Wersja ta powstała z udziałem wybitnego instruktora Cichociemnych w zakresie strzelectwa (m.in. point shooting) oraz spadochroniarza Akcji Kontynentalnej mjr Aleksandra Ihnatowicz-Świat.
Ten rewelacyjny małogabarytowy pistolet maszynowy uzyskał sześć brytyjskich patentów na rzecz Skarbu R.P. na uchodźstwie; produkowano go w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Indiach i Australii. Wynalazca w 1943 został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego (Order of the British Empire). MCEM-2 zapoczątkował nową generację powojennych pistoletów maszynowych z magazynkami chwytowymi i teleskopowymi zamkami zamkowymi, m.in. czeskie pistolety Holeczek (Sa-23/25 9 mm oraz Sa -24/26 7,62 mm), CZ 23 do CZ 26, UZI, MAC-10, Steyr MPi 69, także izraelskie Uzi. Przedwojenny przełożony inż. Posędkowskiego prof. inż Piotr Wilniewczyc skonstruował w powojennej Polsce słynny pistolet maszynowy PM-63 RAK (Ręczny Automat Komandosa), który użytkowałem jako broń osobistą podczas służby w wojsku 🙂
Brytyjski film szkoleniowy „Village Clearing” z widocznym MCEM-2, 1953
Imperial War Museum, DRA 1078
Inż. Wacław Czerwiński (1902-1988) pilot i jeden z prekursorów polskiego szybownictwa był także wynalazcą. Przed wojną pracował jako główny konstruktor Podlaskiej Wytwórni Samolotów pod Białą Podlaską. Po wybuchu wojny, jako jeden ze specjalistów Polskiej Grupy Technicznej pracował w kanadyjskiej filii brytyjskiej firmy De Havilland. Dzięki nowatorskiej metodzie kształtowania przestrzennego na gorąco sklejki drzewnej uzyskano wytrzymałość elementów pozwalającą na zastąpienie nimi deficytowego aluminium w elementach samolotów NA-66 Harvard II, Anson, DH-98 Mosquito. Produkowano je w założonej w 1942 w Toronto firmie Canadian Wooden Aircraft Ltd. Wynalazek był udoskonaleniem przedwojennych rozwiązań stosowanych przez braci Konopackich, właścicieli innowacyjnej fabryki sklejki lotniczej w Mostach oraz zastosowanych w prototypie polskiego dwusilnikowego samolotu treningowego PWS-33 Wyżeł.
Inż. Władysław Świątecki (1893-1977) był autorem konstrukcji wyrzutników bombowych, opatentowanej w wielu krajach, które produkował przed wojną we własnej wytwórni w Lublinie. Po wybuchu wojny wynalazca udoskonalił swoją konstrukcję i zaprezentował ją Brytyjczykom. Od 1941 wyprodukowano ok. 165 tys. wyrzutników, instalowanych w angielskich bombowcach brytyjskich. W 1943 Jerzy Rudlicki (1893-1977) opracował wyrzutnik do bombardowań powierzchniowych z dużej wysokości, instalowano go w bombowcach amerykańskich B-17 Flying Fortress. Według niektórych źródeł inż. Świątecki był także wynalazcą nowatorskiego podnośnika do bomb lotniczych.
Kpt. inż Władysław Świątecki w piśmie z sierpnia 1940 do płk. Mieczysława Konarskiego z Inspektoratu Sił Powietrznych wskazywał również niektóre inne swoje projekty: zamki do bomb ciężkich i średnich, wyrzutniki do bombardowania z lotu nurkowego bombami ciężkimi, wyrzutniki łańcuchowe do większej ilości bomb, nawet automat bombardujący z częstotliwością do 30 bomb na sekundę.
Inż. chemik Witold Romer (1900-1967), pasjonat fotografii, przed wojną był członkiem Kapituły Seniorów Fotoklubu Polskiego, prowadził także Zakład Fotografii na Politechnice Lwowskiej. Po wybuchu wojny, od 1941 w Wielkiej Brytanii, pracował w laboratorium badawczym Kodaka oraz od 1943 kierował Research Section w Photographic Departament of Royal Aircraft Establishment w Farnborough. Efektem jego pracy wynalazczej jest m.in. innowacyjna kamera do nocnych zdjęć lotniczych, kompensująca ruch samolotu. Została wykorzystana podczas przygotowań do inwazji w Normandii.
Polacy byli autorami wielu supertajnych wynalazków „lotniczych”. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do wszystkich informacji. Być może por. Tadeusz Lesser oraz ppor. Roman Lubański byli autorami wynalazku o nazwie: Fog Investigation and Dispersal Operation (FIDO) – do rozpraszania mgły, wykorzystywanym ponoć na brytyjskich lotniskach. Wybitni polscy specjaliści są prawdopodobnie autorami tajnych, specjalnych rozwiązań, które wykorzystano głównie w brytyjskim lotnictwie. Stefan Neumark (1897-1967) pracował nad rozwiązaniem istotnych problemów z aerodynamiki i mechaniki lotu, Wiktor Narkiewicz (1905-1985) oraz Karol Wójcicki (1905-) doskonalił silniki odrzutowe, Nikodem Dudziński (1907-1991) pracował nad żaroodpornością stopów aluminium, Zbigniew Oleński (1907-1970) oraz Tadeusz L. Ciastuła (1909-1979) skonstruowali bezpieczniejszą kabinę myśliwca Spitfire, Tadeusz Czaykowski wraz z Władysławem Fiszdonem (1912-2004) skutecznie usunęli niebezpieczne (powodujące drgania) konstrukcyjne wady myśliwców Typhoon i Tempest zwalczających niemieckie V-1.
Inż. Juliusz Hupert (1910-1955) jeszcze przed wojną opatentował nadajnik radiotelegraficzny z generatorem, od 1940 pracował w brytyjskiej Admiralty Signal and Radar Establishment nad morskimi systemami łączności. Po 14 listopada 1941,gdy niemiecki okręt podwodny U-81 zatopił brytyjski lotniskowiec HMS Ark Royal, praca jego zespołu badawczego otrzymała status „najwyższego pierwszeństwa”. Jedną z przyczyn zatopienia lotniskowca był bowiem brak łączności z brytyjskimi myśliwcami. To zaś spowodowane było niestabilną pracą okrętowego nadajnika. Wynaleziony przezeń stabilizator częstotliwości nadajników okrętowych zainstalowano na pancerniku HMS Anson, później także na innych brytyjskich okrętach wojennych.Wynalazca był także autorem pionierskich mikronadajników umożliwiających precyzyjną lokalizację wyposażonych w nie osób lub sprzętu. Po wojnie został wykładowcą na kilku amerykańskich uczelniach oraz uzyskał kilka patentów, m.in. radiowego systemu zdalnego sterowania.
W brytyjskim Admiralty Signal and Radar Establishment od sierpnia 1940 pracował także przedwojenny polski konstruktor, inżynier elektronik Wacław Struszyński (1904-1980). Efektem jego wynalazczej pracy była goniometryczna antena do radionamiernika HF/DF (Huff-Duff). Była swoistym „radarem U-Bootów”, umożliwiając zlokalizowanie niemieckich okrętów podwodnych, korzystających (po koniecznym wynurzeniu) z łączności radiowej wysokich częstotliwości. Antena uzyskała brytyjskie patenty nr 601096 i nr 603328, wyprodukowano ich ok. 3 tys., instalując na okrętach eskortujących konwoje. Urządzenie istotnie pomogło aliantom wygrać bitwę o Atlantyk.
Brytyjczycy podczas wojny cenili ten niezwykły polski wynalazek. Głównodowodzący brytyjskiej floty, admirał John L. Towey podkreślał – „Nie będzie przesadą stwierdzenie, że radiolokacja (R.D.F.) zrewolucjonizowała praktycznie całe podejście do wojny morskiej (…) powyżej przytoczone zdania zawierają najwyższe uznanie dla tych, którzy się przyczynili do zaprojektowania i zainstalowania morskich urządzeń radiolokacyjnych”. Po wojnie Anglicy zapomnieli o wynalazcy i jego konstrukcjach, ukrywając nawet jego dane w publikacjach…
Inżynier Henryk Magnuski (1909-1978) po ukończeniu Politechniki Warszawskiej, jak wielu późniejszych polskich wynalazców przed wojną pracował w Państwowych Zakładach Tele i Radiotechnicznych. 20 maja 1935 zgłosił do opatentowania swój wynalazek – „Urządzenie do szybkiego nawiązywania łączności radjotelegraficznej lub radjotelefonicznej”. 19 marca 1936 w Urzędzie Patentowym R.P. uzyskał patent nr 22972. Jak czytamy w opisie patentowym – „Przedmiotem wynalazku niniejszego jest urządzenie, które w chwili nadania sygnału zer stacji nadawczej zawiadamia obsługującego odbiornik za pomocą dzwonka lub innego sygnału, że stacja nadawcza jest czynna i należy odbierać korespondencję. Urządzenie powyższe ma zastosowanie przedewszystkiem tam, gdzie fala nadajnika lub odbiornika nie jest dokładnie określona (np. wskutek małej dokładności cechowania obwodów nadajnika lub odbiornika), tak że nie ma się pewności, że odbiornik jest dokładnie nastrojony na falę nadajnika”.
Wybuch wojny zastał go na szkoleniu w Nowym Jorku, uniemożliwiając powrót do Polski. W 1940 podjął pracę w amerykańskiej firmie Galvin Manufacturing Corporation (od 1947 pod nazwą Motorola). Skonstruował jedną z pierwszych opartych na modulacji częstotliwości radiostacji wojskowych SCR 536, następnie SCR-300FM, typu walkie-talkie. Wyprodukowano ok. 100 tys. takich radiostacji, używanych od 1943 na niższych szczeblach dowodzenia przez jednostki US Army, operujące w Europie oraz na Pacyfiku.
Wynalazca jest też autorem m.in. radiolatarni radarowej AN/CPN-6 dla US Navy, ułatwiającej samolotom powrót na lotniskowce przy ograniczonej widoczności. Po wojnie pozostał w USA, pracował m.in. nad mikrofalowymi stacjami przekaźnikowymi telefonii wielokrotnej, telewizji oraz transmisji danych, także nad systemem łączności troposferycznej Deltaplex I. Został dyrektorem ds. badawczych w koncernie Motorola, zdobył 30 patentów z zakresu radiokomunikacji. Jedna z katedr University of Illinois w Chicago nosi jego imię.
Inżynier radiotechnik Zygmunt Jelonek (1909-1994) ukończył Politechnikę Warszawską, od 1932 do wybuchu wojny pracował naukowo w Instytucie Radiotechnicznym (później pod nazwą Państwowy Instytut Telekomunikacyjny) w Warszawie. Po wybuchu wojny pracował w brytyjskim ośrodku badawczym Signal Research and Development Establishment w Christchurch. Skonstruował pionierski zespół radiowy WS Nr 10, będący ośmiokanałową dupleksową radiolinią telefoniczną.
Urządzenie wykorzystywało modulację impulsów oraz magnetron w nadajniku, miało zasięg ok. 50 mil (ok. 80 km). Umożliwiło wojskową łączność dowództwa z walczącymi oddziałami podczas inwazji w Normandii 6 czerwca 1944. Urządzenie WS10 uznano za najbardziej wydajny sprzęt łączności podczas II wojny światowej.
Prof. Paweł Jan Nowacki (1905-1979) urodził się w Berlinie w rodzinie polsko-niemieckiej, z Polską w sercu. W 1936 obronił doktorat z elektrotechniki na Politechnice Lwowskiej, później przeniósł się na Górny Śląsk, gdzie pracował m.in. w katowickich zakładach Siemensa. Po agresji Niemiec na Polskę odmówił współpracy z okupantem, uciekł do Wielkiej Brytanii. Kontynuował pracę naukową jako szef laboratorium Departamentu Radiowego Royal Aircraft Establishment w Farnborough, pracował nad ściśle tajnymi projektami z zakresu techniki radarowej, projektując, modelując, nadzorując wykonanie prototypów oraz przemysłowych wersji urządzeń radiolokacyjnych, instalowanych w samolotach Royal Air Force. Opublikował kilka ściśle tajnych prac naukowych oraz uzyskał co najmniej dwa patenty.
Por. pil. Zbigniew Siedlecki służył na stacji RAF w Jurby (wyspa Man), wykorzystując doświadczenia ze służby, wynalazł kombinezon ratunkowy zapewniający ochronę przed utratą temperatury ciała podczas utrzymywania się w morzu. Jak podkreślił w swoim piśmie do polskich władz – „dobrowolnie zrzekam się wszelkich dochodów, przysługujących mi jako projektodawcy w razie produkowania wymienionych artykułów dla potrzeb Rządu Rzpltj Polskiej (…)”.
Dodał także, że „oba projekty zostały opracowane, wyprodukowane bez korzystania przeze mnie z jakiejkolwiek pomocy z funduszów publicznych” oraz że opracowanie wynalazku zajęło mu „przeszło 8 miesięcy pracy, w czasie wolnym od zajęć i urlopów”. Doświadczalne i finalne wersje kombinezonu wykonały firmy: SIEBIE, GORMAN & Co Ltd, Davis Road, Tolworth, Surrey. Wynalazca opracował trzy wersje kombinezonu ratunkowego: ciężką (na zimę i surowy klimat), średnią (na strefę umiarkowaną) i lekką (na okres letni); miały one tą samą szczelność i zdolność utrzymywania się na wodzie, różniły się czasem utrzymywania ciepłoty ciała. Wersja ciężka umożliwiała przebywanie w wodzie o temperaturze ok. 7°C (bez odczuwania zimna) przez dłuższy czas, wersja średnia – do 7 godzin. Wynalazek 10 maja 1943 uzyskał brytyjski patent.
Podczas II wojny światowej wielu Polaków, kontynuując swoją przedwojenną pracę naukową i wynalazczą przekazało Wielkiej Brytanii szereg nowatorskich rozwiązań technicznych oraz wynalazków, bardzo nielicznym zapewniono z tego tytułu jakiekolwiek prawa oraz wypłacono gratyfikacje. Znacznie więcej polskich wynalazków zostało bezpardonowo przejętych (czytaj: przywłaszczonych) przez Brytyjczyków. Nota bene, związani umową z Amerykanami, przekazywali je także Amerykanom – nie pytając wynalazców o zgodę.
Już w lipcu 1942 kpt. Władysław Świątecki sporządził dla polskiego rządu, 11 – stronicową notatkę ws. procederu „przejmowania” polskich wynalazków. Wskazywał, że częstym mechanizmem było np. wydawanie tzw. patentu tajnego, zgodnie z przepisami King`s Regulation. Oznaczało to wprost zarekwirowanie wynalazku na potrzeby brytyjskiej machiny wojennej, także przekazanie go Stanom Zjednoczonym na podstawie umowy międzysojuszniczej.
W 1942 rząd Sikorskiego podjął starania, aby uzyskać kontrolę prawną nad polskimi wynalazkami wykorzystywanymi przez Brytyjczyków. W odróżnieniu jednak od Czechów (którym się to udało) nie powstał polski urząd rejestrujący wynalazki Polaków. Międzyrządowe rozmowy – w części wskutek nieudolności rządowych negocjatorów – zakończyły się fiaskiem. Brytyjczycy obawiali się (słusznie), że polski dorobek wynalazczy mógłby obniżyć kwotę należną Wielkiej Brytanii z tytułu polsko-brytyjskiej umowy pożyczkowo – dzierżawnej (Lend-Lease), m.in. kredytów na utrzymanie Polskich Sił Zbrojnych pod dowództwem brytyjskim.
Po wojnie polskie wynalazki ostatecznie „przejęła” Wielka Brytania, która nie chciała przekazać praw do nich marionetkowemu „rządowi polskiemu” zmajstrowanemu przez Stalina. Oczywiście żaden z uzależnionych od sowietów rządów powojennej Polski nie był w stanie w tej sprawie cokolwiek nowego wynegocjować z Brytyjczykami. Niestety, po odzyskaniu niepodległości, sprawą nie zainteresował się też żaden rząd wolnej Polski. Ostatecznie zatem nie tylko zapłaciliśmy Brytyjczykom za to, że im wojskowo pomagaliśmy – ale także dodatkowo Anglicy przywłaszczyli sobie prawa do licznych polskich wynalazków. Oczywiście przypisali sobie ich autorstwo, nazwiska wielkich Polaków – wynalazców zatarły się w ludzkiej pamięci… 🙁
Do pobrania dodatki historyczne IPN (pdf):
(kliknij aby pobrać) – 1/2021 | 2/2021 | 3/2021 | 4/2021 | 5/2021 | 6/2021 | 7/2021 | 8/2021 | 9/2021 | 10/2021