W lutym 1941 zaszyfrowany dokument z Komendy Głównej Armii Krajowej dotarł do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Był to „Meldunek Operacyjny nr 54” – pierwszy plan powstania powszechnego w Polsce. Po nim był we wrześniu 1942 „Raport Operacyjny nr 154” (uwzględniający zmienione realia po agresji Rzeszy na ZSRR). W październiku 1943 emigracyjny rząd R.P. w Londynie przyjął „Instrukcję dla Kraju”, zakładającą dwa warianty powstania. Prace nad koncepcją prowadzono w polskich sztabach przez całą wojnę, zaniechano jej ostatecznie dopiero pod koniec 1944.
Koncepcja powstania powszechnego – przez zachodnich aliantów zwana „polskim planem” (lub koncepcją detonatora) – to jeszcze do niedawna koncepcja bardzo słabo znana nawet w Polsce. Na tyle niedostrzegana w naszym kraju, że dopiero w lutym 2020 musiałem od podstaw (wcześniej go nie było – sic!) napisać hasło w Wikipedii. Kilka dni temu znacznie go uzupełniłem o informacje nt. postawy zachodnich aliantów wobec tej koncepcji.
Na gruncie naukowym koncepcję dogłębnie zbadał, a wyniki badań opublikował, prof. Marek Ney-Krwawicz z Instytutu Historii PAN. Wszystkie istotne meandry koncepcji i realizacji planu powstania powszechnego rzeczowo omówili m.in.: prof dr hab. Jacek Tebinka oraz dr hab. Anna Zapalec, w odrębnym rozdziale książki „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)” (wyd. Neriton, Warszawa, ISBN 978-83-66018-94-5). Zachęcam do jej przeczytania.
Idea zorganizowania w Polsce ogólnonarodowego powstania powszechnego – które miało być przeprowadzone przez Armię Krajową w ostatniej fazie II wojny światowej – była fundamentem działań polskich władz na uchodźstwie. Przygotowanie i zwycięskie przeprowadzenie powstania zbrojnego – z chwilą wkroczena na ziemie polskie regularnych wojsk polskich odtworzonych na obczyźnie – było głównym zadaniem Związku Walki Zbrojnej, następnie Armii Krajowej, której nadano nawet kryptonim „Polski Związek Powstańczy”. Oczywiście Cichociemni, także uruchomienie lotniczego wsparcia Armii Krajowej zrzutami, to były integralne składowe tej śmiałej, ale jednak w sporej mierze nierealnej koncepcji. Widocznym efektem realizacji idei powstania było utworzenie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Oto próba podsumowania najważniejszych dostępnych informacji o wszystkich istotnych aspektach tego zagadnienia.
7 grudnia 1941 współtwórca Cichociemnych (z kpt./ppłk Maciejem Kalenkiewiczem) kpt. dypl. Jan Górski pisał w liście do kolegów:
Przyjmijcie ode mnie – takiego spadochroniarza co w Rubensie siedzi [luksusowy hotel „Rubens” w Londynie był siedzibą Sztabu Naczelnego Wodza – RMZ] – Szczęść Boże! Zanieście Krajowi nasze serca, myśli i pracę, która może, Bóg da, przyda się Mu w chwili otwartej i decydującej walki o Wolność. Powiedzcie im, że tu na Wyspie wszystko co polskie, młode i zdrowe, a czuje i myśli ma jedną, jedyną ideę naszego pokolenia: wsparcie powstania
Niespełna trzy tygodnie później Jan Górski napisał w swoim pamiętniku:
„Nasz polski pogląd na sposób przeprowadzenia głównej rozgrywki wojennej z Niemcami został dwukrotnie aprobowany przez N.W. [Naczelnego Wodza – RMZ] i zatwierdzony jego podpisami w rozkazach 408/II tj. 40 oraz 841/III tj. 41.1 (red: wszystkie siły na powstanie powszechne przeznaczyć!).
Rozkazy te wymagają dużego wysiłku w celu doprowadzenia do ich realizacji. Powstaje zagadnienie natury strategicznej wymagające tak samo jednolitego kierownictwa i doboru najlepszych naszych sił. W ramach całego wysiłku anglo-amerykańskiego, europejska kampania kontynentalna odegra bez wątpienia najpoważniejszą rolę. Sposób przeprowadzenia tej kampanii ujęły wyżej wymienione rozkazy. Do dziś dnia nie wysuwa się innego poglądu na tę sprawę. Chyba wśród tych, co widzą rozwiązanie w zwycięstwie Rosji (…) tak na prawdę rozpacz, że rozkazy są, ale działania?”
Pod koniec grudnia 1939 zorganizowano pierwszą, wewnętrzną konferencję KG ZWZ w Paryżu w sprawie przygotowania przyszłego powstania powszechnego w Polsce. 30 grudnia 1939, następnie 21 stycznia, wreszcie 14 lutego 1940 do gen. Kazimierza Sosnkowskiego dotarł raport, w finalnej wersji podpisany przez kapitanów Jana Górskiego oraz Macieja Kalenkiewicza. Miał tytuł: „Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych”.
Autorzy podkreślali w nim – „Głównym zadaniem wojsk polskich we Francji jest jak najwydajniejsze i jak najbardziej bezpośrednie działanie na korzyść Kraju. Taką właśnie jego formą jest wsparcie powstania przez desanty oddziałów wojsk polskich tworzonych we Francji.” W kwietniu 1940 kpt. dypl. Kalenkiewicz opracował „Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju”. Zaraz potem obu przeniesiono do „Biura gen. Sosnkowskiego” (komenda ZWZ). Przekonali sztabowców.
10 października 1940 Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski wydał rozkaz L.408/III w sprawie przygotowania Polskich Sił Zbrojnych do możliwości przerzucenia transportem lotniczym do kraju, do bezpośredniego wsparcia i osłony Powstania. W marcu 1941 kpt. Jan Górski oraz kpt. Maciej Kalenkiewicz przedłożyli studium strategiczne – „Uderzenie powierzchniowe [powietrznodesantowe – RMZ] jako nowa forma walki zaczepnej”. Opracowanie to dostępne jest na stronach z Ich biogramami (Jan Górski oraz Maciej Kalenkiewicz)
Komenda Główna Armii Krajowej w dokumencie „Zasady walki powstańczej” podkreślała:
„powstanie musi charakteryzować długotrwałe, precyzyjne w szczegółach przygotowanie, a następnie krótkie, gwałtowne, powszechne i jednoczesne uderzenie, które poprzez postawienie wszystkiego na jedną kartę i działanie niezwykle śmiałe powinno doprowadzić do rozstrzygnięcia w ciągu niewielu godzin powstańczej nocy.”
Sztab Naczelnego Wodza, przygotowując powstanie, planował reorganizację Polskich Sił Powietrznych. Do końca 1942 planowano utworzyć 12 dywizjonów myśliwskich oraz 4 dywizjony bombowców nurkujących. Istotnym elementem planu było przygotowanie 2-3 batalionów oddziałów specjalnych. Część z nich miała wylądować w Polsce jeszcze przed wybuchem powstania.
W „Meldunku Operacyjnym nr 54” zaplanowano zrzucenie przynajmniej po jednym batalionie spadochroniarzy w 4 kluczowych dla sukcesu powstania obszarach Polski, tzw. bazie. Były to polskie ziemie etniczne z silnie rozwiniętą konspiracją wojskową: teren Generalnej Guberni (bez Galicji Wschodniej), Zagłębie Dąbrowskie, dawne województwo łódzkie, ziemia płocka, zachodnia część dawnego województwa białostockiego oraz rejon Brześcia nad Bugiem. Za niezbędny warunek sukcesu powstania uznano opanowanie obszaru pomiędzy Warszawą, Łodzią, Krakowem, Rzeszowem i Lublinem oraz opanowanie najważniejszych ośrodków, tzw. ognisk walki, tj. celów istotnych dla oporu lub dla powstania.
Po agresji hitlerowskiej na Rosję, KG AK opracowała zmodyfikowany plan powstania, znany jako „Raport Operacyjny nr 154”. Wysłano go do Londynu we wrześniu 1942, zawierał także postulaty dotyczące wykorzystania lotnictwa na potrzeby przygotowywanego powstania. 26 lutego 1943 Szef Sztabu Naczelnego Wodza zatwierdził wariant nr 2 planu Lotniczego Wsparcia Powstania. Po tragicznej śmierci gen. Sikorskiego nie zmalało w Sztabie Naczelnego Wodza tempo przygotowań do lotniczego wsparcia powstania powszechnego w Kraju. Prowadzono je w porozumieniu z Dowództwem Armii Krajowej. Z planem powstania połączono plan OSZ, czyli Odtwarzania Sił Zbrojnych.
Podkreślić należy, że Cichociemni byli wysyłani do okupowanej Polski właśnie w tym strategicznym zamiarze, aby jako żołnierze AK w służbie specjalnej uczestniczyli w przygotowaniach do przeprowadzenia powstania powszechnego w końcowej fazie wojny. Po to zresztą wśród Nich byli liczni specjaliści lotnictwa – Armia Krajowa nie miała przecież własnych samolotów, a Ich zadaniem (oprócz m.in. przygotowywania zrzutów) było także przygotowywanie miejsc dla lądowania polskich spadochroniarzy…
Brytyjski wywiad wojskowy MI (R) w swoim raporcie dla War Office z 17 lipca 1940 nt. krótko- i długoterminowej strategii współpracy z Polakami uznał możliwość wywołania powstania powszechnego w Polsce, także w innych krajach, zalecając nawiązanie ścisłej współpracy. Koncepcja powstania, nazywana także „polskim planem” lub „koncepcją detonatora” była początkowo w pełni akceptowana przez zachodnich aliantów. Brytyjski premier Winston Churchill podczas swojej wizyty w USA (22 grudnia 1941 – 14 stycznia 1942) przekonywał, że przyszłej ofensywie alianckiej na kontynencie europejskim towarzyszyć będą skoordynowane powstania w krajach okupowanych.
Utworzony wkrótce amerykańsko – brytyjski Połączony Komitet Szefów Sztabów, do którego należało przygotowanie wspólnej strategii wojennej, odrzucił polską propozycję. Jednak brytyjskie SOE, głównie za sprawą swojego szefa Collin’a Gubbins’a wciąż akceptowało polską koncepcję. Była ona obecna w pierwszej dyrektywie dla SOE z 25 listopada 1940 oraz w strategii wojennej Wielkiej Brytanii, przygotowanej przez Połączony Sztab Planowania (Joint Planning Staff; JPS) w czerwcu 1941. Ale o „koncepcji detonatora” nie wspomniano już w pierwszej dyrektywie SOE dla szefów sztabu z 25 listopada 1941. W drugiej dyrektywie dla SOE z 12 maja 1942 wspomniano wprawdzie o organizowaniu działań ruchów konspiracyjnych na „terenach projektowanych operacji”, ale jednoznacznie wskazano, iż dotyczy to wyłącznie państw Europy Zachodniej.
Z tego powodu 14 maja 1942 szef brytyjskiego Imperialnego Sztabu Generalnego odmownie odpowiedział na memorandum gen. Władysława Sikorskiego w sprawie utworzenia wspólnego sztabu dla państw sprzymierzonych. W polskiej „Notatce dla Szefa Sztabu NW” podkreślono –
„Rola SOE (podobno biuro Gubbinsa) sprowadza się do prowadzenia dywersji, sabotażu – słowem drobnego i taniego, bo cudzym kosztem, działania. Słowa, że do zakresu SOE należy również przyszła akcja na terenie krajów okupowanych, nie wydaje się, by odnosiły się do organizacji powstań.”
2 czerwca 1942 Brytyjczycy wysłali do władz Belgii, Holandii, Czechosłowacji, Grecji, Norwegii, Jugosławii, Wolnej Francji oraz Polski tzw. memorandum gen. Brooke’a. Poinformowano w nim, że propozycja wspólnego sztabu alianckiego do koordynowania działań wywrotowych w krajach okupowanych „nie przyniosłaby dobrych rezultatów”. Wskazano, że do SOE władze państw sprzymierzonych powinny się zwracać w sprawach „sabotażu, organizacji ruchu oporu oraz tajnych armii”.
Gen. Sikorski w połowie czerwca 1942 napisał kolejny list do gen. Brooke’a; zaakceptował w nim rolę SOE, ale postulował powołanie polsko-brytyjskiego komitetu sztabowego do współpracy z brytyjskim Komitetem Szefów Sztabu. Później Brytyjczycy nazywali go „Polish Staff Committee” lub „Polish Plannig Staff” albo „Polish Planning Committee”. W jego skład, ze strony polskiej miało wejść trzech wyższych oficerów z wojska, lotnictwa i marynarki. Ostatecznie, w sierpniu 1942 powstał postulowany komitet – lecz nie przy brytyjskim sztabie. Nową komórką – SOE Polski Komitet Planowania – ze strony polskiej kierował płk Andrzej Marecki, szef Oddziału III Sztabu NW. Zadaniem Komitetu były głównie prace studyjne wokół koncepcji powstania powszechnego w Polsce.
Jeszcze latem 1942 w kierownictwie Special Operations Executive dyskutowano nad formami współpracy z Polakami. Wobec istniejących niejasności, w piśmie do brytyjskiego Foreign Office oraz do Ministra Wojny Ekonomicznej barona Daltona SOE poprosiło o „pilne skonkretyzowanie stanowiska rządu Wielkiej Brytanii do sprawy polskiej”. W szczególności problemem dla SOE była ustawiczna niemożność zapewnienia Polakom tylu samolotów dalekiego zasięgu, ilu żądał mjr dypl. Jan Jaźwiński z Oddziału VI Sztabu NW, organizujący przerzut do Polski Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej.
W pewnym sensie postulaty Polaków wsparł oficer SOE mjr Peter Wilkinson, autor projektu tego pisma do brytyjskich ministrów. 21 lipca 1942 przedstawił szefowi SOE Gubbinsowi opracowanie pt. „Trzeci Front”. Jego istotą była konkluzja, że SOE powinno wspierać rozwój polskiej oraz czeskiej konspiracji antyniemieckiej. W rezultacie SOE starało się zrealizować przynajmniej niektóre z polskich postulatów, choć już od maja 1942 władze Wielkiej Brytanii przesądziły o braku wsparcia dla polskich planów powstania, gdyż anglo-amerykańskie operacje planowano poza Europą Środkową.
Od czerwca 1940 aż do daty agresji Niemiec na ZSRR (22 czerwca 1941) Polska była jedynym znaczącym sojusznikiem Wielkiej Brytanii. Jednak pod koniec września 1941 pomiędzy SOE a NKWD zawarto umowę o współpracy. Nawiązanie współpracy wojskowej pomiędzy Wielką Brytanią a ZSRR w konsekwencji spowodowało faktyczne zaniechanie planu wsparcia przez Brytyjczyków powstania w Polsce oraz zmniejszenie pomocy militarnej dla Armii Krajowej.
Sztab Naczelnego Wodza nie miał pełnej świadomości zmiany brytyjskich priorytetów. Niejasności podtrzymywało dwuznaczne stanowisko Brytyjczyków. Sztab Naczelnego Wodza pracował wciąż nad koncepcją powstania, upatrując możliwości jego przeprowadzenia dzięki pomocy ze Stanów Zjednoczonych.
Brytyjskie SOE 3 października 1942 przygotowało „Memorandum of Polish Plans for the Employment of their Forces in the Re-Occupation of Poland” (Memorandum o polskich planach wykorzystania ich sił wojskowych do wyzwolenia Połski). Dokument zawierał następujące konkluzje:
Kluczowa konkluzja brzmiała – „Nie można przecenić strategicznych korzyści z możliwości stworzenia dodatkowej armii świeżych wojsk na tyłach Niemców w kluczowym momencie wojny. Gdyby zatwierdzono najpilniejsze polskie prośby, siły skierowane z głównego teatru byłyby nieskończenie małe, a wpływ na przygotowania Tajnej Armii i morale w Polsce bezcenny”.
Pod koniec listopada 1942 aliancki Joint Planning Staff pozytywnie odpowiedział na te postulaty, zastrzegając jednak że ich realizacja może być czasowo odległa. Brytyjczycy wykorzystali polską koncepcję powstania do powiązania jej ze swoim pomysłem „Big Scheme” (Wielki Plan). Niewiele miał jednak z nią wspólnego, sprowadzał się tylko do dywersji i sabotażu na zapleczu frontu wschodniego. W okupowanej Polsce brytyjski plan realizowano poprzez powołanie Wachlarza oraz dzięki przekazanym środkom finansowym.
Oficerowie sztabu Naczelnego Wodza mieli świadomość, że odpowiedź Brytyjczyków i Amerykanów faktycznie oznacza brak wsparcia dla polskiej koncepcji powstania. 3 grudnia 1942 szef Oddziału VI (Specjalnego) SNW, ppłk dypl. Michał Protasewicz podczas rozmów nt. wsparciadla AK wprost indagował Petera Wilkinsona z SOE, czy brak istotnego wsparcia dla Polaków nie jest skutkiem anglosaskich obaw, że Armia Krajowa może zostać użyta do walki z ZSRR. W notatce do szefa SOE Gubbinsa na temat tej rozmowy Wilkinson zauważył, że „niemal każdy cichociemny wysyłany do Polski zapytany o cel jego wysłania, stwierdził, że zamierza walczyć z Rosjanami”.
W lutym 1943 Wilkinson przekazał szefowi Oddziału VI (Specjalnego) ppłk Protasewiczowi oraz organizatorowi zrzutów mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu, jednoznaczne stanowisko – Połączony Komitet Szefów Sztabów jest przeciwny powstaniu w Polsce, nie przewiduje wykorzystania Armii Krajowej podczas desantu w Europie, a Polska i Czechy są dla zachodnich aliantów odległymi teatrami działań wojennych.
Jak stwierdzono w „Sprawozdaniu z działalności Wydziału „S” Oddziału Spec. Sztabu N.W. za okres 1941 r. – 1945 r.” (Londyn 28 lutego 1996, sygn. CAW II-52.356), „Od 1943 r. żądania polskie zostały ograniczone do wyposażenia przed powstaniem 50 baonów typu wojsk powietrznych, oraz dalszych 50 podobnych baonów już w czasie powstania i żywienia walki tych jednostek przez okres ok. 3 tygodni. Oznaczało to potrzebę wysyłania do Kraju średnio 100-130 samolotów transportowych na dobę i zostało przez Anglików odrzucone jako niewykonalne.”
Zauważyć należy, że w „Meldunku Operacyjnym nr 54” – pierwszej w miarę skonkretyzowanej koncepcji powstania – są pewne nieścisłości. Wskazywano w nim potrzebę przygotowania 2-3 batalionów oddziałów specjalnych oraz zrzucenia ich do Polski jeszcze przed wybuchem powstania. Planowano też zrzucenie do Polski tuż przed wybuchem powstania, przynajmniej po jednym batalionie spadochroniarzy (z tych przygotowanych), w czterech kluczowych dla sukcesu powstania obszarach Polski, tzw. bazie.
Czyli najpierw 3 bataliony, potem cztery, razem siedem. Pytanie skąd wziąć siedem batalionów, jak wcześniej przygotowuje się 2-3? Druga kwestia – liczebność. Jeśli przyjąć minimalną liczebność batalionu powietrznodesantowego jako 300 spadochroniarzy, to można od biedy uznać, że 316 Cichociemnych to jeden batalion. Jest to uproszczone założenie, bowiem batalion powietrznodesantowy to nie tylko spadochroniarze „szturmowcy”. Potrzebne jest odpowiednie wyposażenie, „zgranie żołnierzy jako jednej jednostki (a nie jako zbioru wybitnych indywidualności). Uwzgłedniając te uwagi, liczebność batalionu może wynosić ok. dwa razy więcej żołnierzy.
Ogółem „na powstanie” planowano wyszkolić 7 batalionów powietrznodesantowych, czyli w wersji minimum ok. 2,1 tys. żołnierzy; w wersji bardziej realistycznej ponad 4 tys. Realizacja tych założeń nie przebiegła całkiem planowo. Zrzucono 316 Cichociemnych, wyszkolono jeszcze 217 czyli razem 533 spadochroniarzy, choć o róznych specjalnościach wojskowych. Wyszkolona odrębnie 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa składała się m.in. z trzech batalionów strzelców spadochronowych; razem z pododdziałami wsparcia liczyła ok. 3 tys. żołnierzy. Czyli razem samych szturmowców (bez wsparcia) było niewiele ponad 2 tys. Wygląda na to, że wstępny plan prawie zrealizowany, bo planowane 7 batalionów – w wersji minimum – to ok. 2,1 tys. spadochroniarzy. Co do liczby 50 batalionów „na powstanie” (ok. 30 tys.) brak źródłowych dokumentów. Jest jednak oczywiste, że po 1 brygadzie spadochronowej powinny powstać następne…
Powstaje jednak kluczowe pytanie – czy nawet dysponując dywizją (ok. 5-15 tys.) spadochroniarzy można było realnie – bez uruchomienia lądowej inwazji – pokonać Niemców w okupowanej Polsce? W dacie agresji na Polskę Niemcy mieli ok. 1,8 mln żołnierzy, 2,8 tys. czołgów itd. Podczas wojny, statystycznie w każdym mieście siły niemieckie były zdecydowanie większe niż liczebność batalionów spadochronowych planowanych do użycia w powstaniu. Rzecz jasna bataliony wsparłaby znacząco Armia Krajowa. Ale przypomnę, że np. w Powstaniu Warszawskim 50 tys. powstańców walczyło z porównywalną liczbą sił niemieckich. Żołnierze bili się dzielnie, nawet heroicznie – ale to nie wystarczyło. Podjęta 1 sierpnia 1944 przez Armię Krajową walka o Warszawę, określana mianem Powstania Warszawskiego nie była powstaniem powszechnym, lecz realizacją „Burzy” (jedno nie miało związku z drugim). Ale porównanie realnych możliwości w kontekście planowanego powstania jest w pełni zasadne.
Czy zatem polska koncepcja powstania powszechnego była futurystyczno – fantastyczna? Czy też „polski plan” był dalekowzroczną wizją – rzeczywiście miał realne szanse powodzenia? To pytanie nie tylko dla historyków, ale także dla wybitnych teoretyków wojskowości. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do jakiegokolwiek rzetelnego opracowania, rzeczowo analizującego plusy i minusy polskiej koncepcji. Twórcze czy krytyczne podejście do istotnych faktów z polskiej historii nie jest wciąż nadmiernie obecne. Zwykle dominuje bezkrytyczny zachwyt nad dzielnością i patriotyzmem Polaków. To oczywiście prawda, ale wcale nie przybliża do mądrej analizy wszelkich naszych poczynań.
Historia alternatywna nie jest dyscypliną naukową, sytuuje się raczej w granicach fantastyki naukowej. Łatwo też wiele lat po wojnie krytykować plany, zweryfikowane już rzeczywistym przebiegiem zdarzeń. Na taką łatwiznę już po wojnie poszedł kpt dypl. Jan Podoski – nie on jeden, ale ten dość paskudnie, z chęci przymilenia się władzom „Polski ludowej”. Wykpił realizm polskiej koncepcji powstania powszechnego w opracowaniu, które było w Centralnym Archiwum Wojskowym (sygn. II.52.405) fałszywką bezpieki, przypisywaną mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu. Podoski w broszurze z lipca 1945 wywodził: „Rozmach jednak, z jakim został ten projekt opracowany przeszedł najśmielsze nawet fantazje Verne’go lub Hitlera o jego panowaniu nad Europą. Zażądano w nim bowiem od angielskiego War Office około 3500 samolotów transportowych i odpowiedniej ilości maszyn myśliwskich na przerzut wojsk spadochronowych i piechoty powietrznej z Anglii do Polski. (…) Planowano, że cała ta flotylla spadnie pewnego dnia z nieba i uratuje Polskę. Obliczenia były pobieżne, nie liczono się z niczym. (…) W tym czasie bowiem (pocz. 1942 r.) Anglia posiadała zaledwie kilkadziesiąt maszyn transportowych, z których miała korzystać przy zaopatrywaniu Francji, Jugosławii, Grecji i Włoch i mowy nie było o przygotowywaniu jakiejś specjalnej floty dla Polski”.
W największej operacji powietrznodesantowej II wojny św. „Market Garden” do walki skierowano ok. 35 tys. spadochroniarzy. W pierwszym rzucie przerzucono ich 1544 samolotami transportowymi oraz 478 szybowcami. Polska leżała na odległych peryferiach zachodniego teatru działań, oddana Brytyjczyków i Amerykanów do sowieckiej strefy wpływów. Mielibyśmy jakieś szanse na zwycięskie powstanie silnie wsparte z powietrza, gdyby zwyciężyła koncepcja drugiego frontu na Bałkanach, przyłączenie się do aliantów Węgier, Rumunii i Bułgarii oraz lądowe natarcie w kierunku Polski i ówczesnej Czechosłowacji. Paradoksalnie, przeciwko takiemu planowi opowiedzieli się zgodnie Roosevelt oraz Stalin. Gdyby nie ten sprzeciw, być może powstanie powszechne nie byłoby tylko „polskim planem”…
Polacy nie tracili nadziei na powstanie prawie do końca II wojny światowej. Jeszcze 27 listopada 1944 szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Stanisław Kopański pisał w swojej depeszy do gen. Leopolda Okulickiego – „Prawdopodobieństwo ogólnego powstania na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką w obecnych warunkach coraz bardziej maleje, niemniej jednak nie może być całkowicie wykluczone, toteż nie może być wyeliminowane z przygotowań AK”.
Realizacji koncepcji powstania powszechnego w Polsce zaniechano wskutek postawy aliantów, w tym zwłaszcza ich haniebnych decyzji (w Teheranie, Jałcie oraz Poczdamie) o oddaniu Polski Stalinowi, do sowieckiej strefy wpływów. Pomijanie w historycznej narracji istnienia koncepcji powstania powszechnego – czyli zorganizowanej woli Polaków do walki pod kierownictwem emigracyjnego rządu o wyzwolenie i niepodległość Polski – jest niestety wciąż widocznym przejawem sowietyzacji polskiej historii. Czas boleśnie zweryfikował powstańcze plany polskich władz. Stalin miał „konkurencyjny” plan – uczynić z Polski sowieckiego wasala. Zrealizował go dzięki pomocy naiwnych przywódców zachodnich mocarstw…
PS.
Niestety, nie mam możliwości zacytowania innych słów Jana Górskiego nt. powstania, bo jego wnuk utajnił pamiętnik dziadka chwilę przed moją kwerendą w Centralnym Archiwum Wojskowym. Taki jestem niebezpieczny! Uważam to utajnienie za niedopuszczalną cenzurę, ale nie chciałem wytaczać procesu sądowego ani CAW, ani krewnemu współtwórcy Cichociemnych. Odpuściłem, może kiedyś ktoś mądrzejszy opublikuje te pamiętniki w wersji nieocenzurowanej…
Więcej informacji także w haśle Wikipedii mojego autorstwa – powstanie powszechne
Milliarium czyli kamień milowy był w czasach Imperium Rzymskiego znakiem kamiennym oznaczającym rzymską milę (1478,5 metra). Współcześnie to pikietaż, czyli kilometracja – oznaczenie dystansu na danej drodze. Pojęcia „kamień milowy” używa się też do oznaczenia szczególnie ważnych wydarzeń, jakiejś cezury w dziejach. W zarządzaniu projektem pojęcie „kamień milowy” stosuje się do oznaczenia jakiegoś istotnego terminu zwieńczającego podjęte wcześniej zadania.
Dosyć więc pojemne pojęcie kamienia milowego użyłem dla wyznaczenia etapów w realizacji idei Cichociemnych, ale także dla wskazania kluczowych elementów tej drogi, bez których ta idea nie ziściłaby się w praktyce. „Kamienie milowe Cichociemnych” to w istocie krótki, przewodnik po drodze która mogła się zakończyć znacznie wcześniej lub zupełnie inaczej. Bez tych „kamieni” Cichociemnych po prostu by nie było…
Od 3 maja do 5 lipca 1921 zespoły dywersyjne dowodzone przez kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg uczestniczyły w działaniach specjalnych, zorganizowanych przez Oddział II (Wywiad) Sztabu Generalnego WP. Dzięki 46 żołnierzom uniemożliwiono Niemcom transport żołnierzy na Śląsk do walki z powstańcami. Dzieki temu wygraliśmy III Powstanie Śląskie. W mojej ocenie powstanie pierwszej polskiej jednostki specjalnej specjalizującej się w tzw. dywersji pozafrontowej, miało istotny wpływ na późniejszą koncepcję Cichociemnych.
Po sukcesie grup dywersyjnych Wawelberga, utworzono w Oddziale II SG WP ściśle tajną komórkę zajmującą się przygotowywaniem działań z zakresu dywersji pozafrontowej (wojny nieregularnej). Polska była jednym z pierwszych krajów na świecie, które przygotowywały się do takich działań.
We wrześniu 1938 przeprowadzono ćwiczenia międzydywizyjne na Wołyniu, w planie ćwiczeń przewidziano zrzut na spadochronach grup dywersyjnych. W Legionowie oraz Rembertowie zorganizowano tygodniowy kurs dywersyjno – spadochronowy dla wybranych 25 oficerów i podoficerów piechoty, saperów i łączności.
Wiosną 1939, w reakcji na agresywne działania Niemiec oraz narastającą groźbę wojny, w Sztabie Głównym Wojska Polskiego przyjęto, iż jednym z elementów planu przeciwdziałania niemieckiej agresji będzie zrzucanie na teren Prus Wschodnich bojowych grup desantowych. Ich zadaniem miała być dywersja, ale także eliminacja wysokich przedstawicieli niemieckich władz, w tym funkcjonariuszy NSDAP oraz wysokich rangą oficerów Wehrmachtu.
Tajnym rozkazem WSWojsk. L.dz. 2676/tjn. z 10 listopada 1938 rozpoczęto formowanie Wydzielonego Dywizjonu Towarzyszącego z 4 Pułku Lotniczego w Toruniu; w jego skład włączono m.in. dwie (46 oraz 49) eskadry towarzyszące. Dowódcą 49 eskadry został kpt. obs. Franciszek Rybicki. Dowódcą wydzielonego dywizjonu mianowano późniejszego Cichociemnego, mjr. pil. Romana Rudkowskiego. To był drugi, istotny kamień milowy idei Cichociemnych.
W maju 1939 w Bydgoszczy, przy 4 Pułku Lotniczym, utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Jego zadaniem miało być szkolenie grup desantowych do wykonywania na tyłach wroga zadań specjalnych – oficerów i podoficerów piechoty, saperów, łączności. W ramach przygotowań do zadań specjalnych pracowano nad nowymi konstrukcjami radiostacji, wyprodukowano materiały wybuchowe o zwiększonej sile rażenia, także nowy rodzaj miny kolejowej (mniejszej od szerokości stopy szyny) do niszczenia torów, zaprojektowana przez płk. S. Stelmachowskiego. Opracowano projekty pokrowców dla zrzucanego sprzetu oraz wykonano zasobniki towarowe (o ładowności 120 kg) z amortyzatorami (tzw. odbojnikami).
Na początku czerwca 1939 uruchomiono pierwszy kurs dla spadochroniarzy do zadań specjalnych. Uczestniczyło w nim 80 żołnierzy, po 40 oficerów i podoficerów przeszkolonych na podstawowym kursie spadochronowym LOPP (Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej). Podczas kwalifikacji na kurs preferowano żołnierzy ze znajomością języka niemieckiego lub rosyjskiego. Program szkolenia obejmował m.in. walkę wręcz, intensywną zaprawę fizyczną, zajęcia z dywersji, składanie spadochronu, obsługę sprzętu „desantowego”, skoki ze spadochronem Irvin w różnych warunkach, kontrolowanie lotu na spadochronie, uwalnianie z uprzęży w wodzie lub w terenie bagnistym, gaszenie czaszy spadochronu oraz jego maskowanie po wylądowaniu, przygotowywanie i oznaczanie zrzutowisk.
Po zakończeniu pierwszego kursu 5 sierpnia 1939, niezwłocznie rozpoczęto drugi kurs, 7 sierpnia 1939 dla 40 uczestników. Jednym z jego uczestników był późniejszy Cichociemny – Benon Łastowski. Zaplanowano trzeci kurs od 9 października do 18 listopada 1939. Podczas drugiego kursu zmniejszono liczbę godzin zajęć teoretycznych na rzecz szkolenia praktycznego w terenie. W trakcie kursu m.in. doskonalono skoki spadochronowe w trudnych warunkach oraz ćwiczono skoki z opóźnionym otwarciem spadochronu. Zajęcia szkoleniowe przerwano 28 sierpnia, w związku ze zbliżającym się wybuchem wojny. W mojej ocenie to był trzeci kamień milowy.
Radiostacja AP-4 źródło: ABW
Dzięki wsparciu „dwójki” (Oddziału II SG WP), w 1928 utworzono spółkę, z kapitałem zakładowym 7 tys. zł, pod nazwą Wytwórnia Radiotechniczna AVA. Jej zalożycielami byli bracia Danielewiczowie, oficer Sztabu Głównego WP inż. Antoni Palluth oraz b. starszy majster wojsk łączności Edward Fokczyński. Nazwę firmy utworzyły połączone krótkofalarskie znaki wywoławcze braci Danilewiczów (TPAV) oraz inż. Pallutha (TPVA). Dyrektorem wytwórni został Antoni Palluth (podczas wojny polsko-bolszewickiej obsługiwał radiostację w pociągu Naczelnego Wodza i prowadził podsłuch radiostacji bolszewickich), jego zastępcą Ludomir Danilewicz. Kierownikiem technicznym został inż. Tadeusz Heftman. Niejawnym udziałowcem spółki był Sztab Główny WP.
Wytwórnia radiotechniczna AVA prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu „Enigmy”. Kod „Enigmy” złamali trzej polscy matematycy – Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, ale korzystanie z tego odkrycia było możliwe dzięki wyprodukowaniu udoskonalonych kopii „Enigmy” przez Wytwórnię AVA. Ponadto AVA wyprodukowała urządzenia pomocnicze do złamania szyfru „Enigmy”, m.in. tzw. cyklometr. Tadeusz Heftman zaprojektował m.in. radiostacje typu AP-1 dla polskiego wywiadu (tzw. pipsztoki) oraz cztery radiostacje krótkofalowe dużej mocy (dalekiego zasięgu) dla Sztabu Głównego WP w Pyrach pod Warszawą
Gdyby nie było sukcesu złamania „Enigmy” Brytyjczycy nie pozwoliliby na tak szczególną pozycję (prawie autonomię) Polaków wśród innych „emigracyjnych nacji” na Wyspach. Gdyby nie byli tak chętni na polskie raporty wywiadowcze, prawdopodobnie nie byłoby szkolenia Cichociemnych oraz zrzutów dla Armii Krajowej. Gdyby nie było „pipsztoków” – wówczas najlepszych na świecie „polskich radiostacji szpiegowskich” konstrukcji Tadeusza Heftmana – nie byłoby szans na sprawną łączność pomiędzy Sztabem Naczelnego Wodza w Londynie a Komendą Główną Armii Krajowej w okupowanej Polsce.
Idea przeprowadzenia w Kraju powszechnego powstania zbrojnego, mającego bezpośrednio poprzedzić wkroczenie na terytorium R.P. regularnych wojsk polskich, pojawiła się już w listopadzie 1939. Od tego czasu była fundamentalną koncepcją strategiczną najpierw Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej. Trzeba jasno powiedzieć, że w ówczesnych realiach techniczno – logistycznych była to koncepcja utopijna, obarczona dwoma zasadniczo błędnymi założeniami.
Po pierwsze, nierealne były plany przygotowania Armii Krajowej do powstania zbrojnego na terenie całego kraju lub choćby tylko jego istotnych obszarów. To założenie okazało się błędne wskutek postawy Brytyjczyków, którzy przez cztery lata zrzutów do Polski potrafili przerzucić tylko 316 Cichociemnych oraz zapewnić Armii Krajowej kiepskie zaopatrzenie o tonażu nieprzekraczającym możliwości jednego pociągu towarowego.
Drugim fundamentalnie błędnym założeniem były polskie kalkulacje sztabowe dotyczące przerzucenia dziesiątków tysięcy spadochroniarzy których nie mieliśmy i których nie było czym przerzucić. Owszem, operacja powietrznodesantowa o skali „Market-Garden” miałaby szansę realnie wpłynąć na szybsze wyzwolenie Polski przez aliantów. Tyle tylko, że Polska była trzeciorzędnym teatrem alianckich działań wojennych. Koncepcja powstania powszechnego, zwana przez anglosaskich aliantów „polskim planem” albo „koncepcją detonatora” w praktyce nie ziściła się nigdzie na świecie, w tym także w Polsce. Okazała się ułudą, ale przez długi czas była motorem napędowym w polskim Sztabie Naczelnego Wodza.
Trzej wychowankowie Korpusu Kadetów nr 2 w Modlinie – to „święta trójca” koncepcji Cichociemnych, to Ich współtwórcy. Kapitanowie dyplomowani saperów: Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz nie byli pierwsi ze swoją koncepcją spadochroniarzy do zadań specjalnych. Ale dzięki Ich uporowi oraz zabiegom wśród oficerów sztabowych; dzięki przekonaniu Naczelnego Wodza, w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza utworzono Wydział Studiów i Szkolenia Wojsk Spadochronowych. Wydział planował użycie wojsk powietrznodesantowych w przygotowywanym powstaniu powszechnym w Polsce. Przygotował utworzenie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Przygotował podstawy koncepcji użycia Cichociemnych do wsparcia powstania powszechnego w okupowanej Polsce.
Mjr dypl. Jan Jaźwiński, dzięki swemu doświadczeniu pracy w wywiadzie, potrafił przekonać kpt. Harolda Perkinsa (późniejszego szefa polskiej sekcji Special Operations Executive) do idei „lotów łącznikowych” do Polski jako istotnego elementu polskich działań wywiadowczych na rzecz aliantów. Od początku organizował zrzuty ludzi (Cichociemnych) oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Gdyby nie Jego upór i determinacja, tych zrzutów by nie było, a przeszkoleni Cichociemni zostaliby wykorzystani do działań specjalnych w innych krajach, podobnie jak spadochroniarze Akcji Kontynentalnej oraz „Project Eagle”…
Utworzono go w Sztabie Naczelnego Wodza 29 czerwca 1940, po rozwiązaniu Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej na obczyźnie (we Francji). Jego podstawowym zadaniem było utrzymanie łączności radiowej i kurierskiej Naczelnego Wodza w Londynie z Komendantem Głównym Armii Krajowej w okupowanej Polsce. Podlegała mu cała wojskowa łączność z okupowaną Polską, w tym zrzuty sprzętu i pieniędzy oraz rekrutacja, szkolenie i zrzuty Cichociemnych dla Armii Krajowej.
Niektórzy historycy obecnie bajdurzą, że Armia Krajowa była rzekomo częścią Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W rzeczywistości wszyscy żołnierze (w czynnej służbie wojskowej) w okupowanej Polsce będący Armią Krajową (choć nie wszyscy się podporządkowali AK, nie wszystkie organizacje scalono) podlegali dowódcy AK – a nie bezpośrednio Naczelnemu Wodzowi, dowodzącemu PSZ na Zachodzie. Przesądzał o tym dekret Prezydenta RP z 1 września 1942 „O tymczasowej organizacji władz na ziemiach Rzeczpospolitej” (powtórzony ze zmianami 26 kwietnia 1944). Polscy żołnierze w okupowanej Polsce byli żołnierzami Armii Krajowej, a nie żołnierzami PSZ; podlegali dowódcy AK. Z dekretu nie wynika, aby AK była częścią PSZ, natomiast wynika, że Dowódca AK podlegał Naczelnemu Wodzowi w Londynie (nota bene, był przezeń wyznaczony).
W ówczesnych realiach technicznych nierealne było dowodzenie Armią Krajową w Polsce z Londynu. Nota bene, droga do ostatecznego przyjęcia tego dekretu znakomicie ilustruje realność „dowodzenia Armią Krajową” przez Naczelnego Wodza w Londynie – otóż Prezydent RP podpisał ten dekret 1 września 1942, w październiku1942 został wysłany do Delegata Rządu na Kraj, po otrzymaniu poprawek z okupowanej Polski dekret został wydany… 26 kwietnia 1944, tj. po prawie dwudziestu miesiącach…
Niezależnie od statusu prawnego AK oraz realności „zdalnego” dowodzenia konspiracyjnymi działaniami, wydaje się być oczywiste, że bez wyodrębnionej struktury – Oddziału VI (Specjalnego) – do utrzymania łączności Naczelnego Wodza z okupowaną Polską, wsparcie dla AK byłoby coraz słabsze. Świadczy o tym „rozpolitykowanie” oraz wielka aktywność Sztabu Naczelnego Wodza na rozmaitych polach oraz dość dziwaczny w praktyce status PSZ jako „wojsk wydzierżawionych”. W mojej ocenie, gdyby nie było Oddziału VI (Specjalnego) nie byłoby także Cichociemnych – zamiast Nich byliby tylko i wyłącznie polscy spadochroniarze do zadań specjalnych, zrzucani do innych krajów poza Polskę…
Loty specjalne ze zrzutami Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej były w ówczesnych realiach technicznych ekstremalnie trudne i niebezpieczne. Od początku istotną część tych lotów wykonywali polscy lotnicy, którzy motywowani ideowo prezentowali wyżyny swych umiejętności pilotażu, w tym nieznaną w lotnictwie brytyjskim umiejętność nawigacji wzrokowej. Asem wśród Nich był pilot Stanisław Kłosowski.
W mojej ocenie, do względnego sukcesu zrzutów ludzi i zaopatrzenia dla Armii Krajowej przyczynili się wspólnie: organizator wsparcia lotniczego AK mjr dypl. Jan Jaźwiński wraz z podległym mu personelem oraz polscy lotnicy, wykonujący loty specjalne SOE do Polski najpierw w ramach brytyjskiego 138 Special Duty Squadron RAF, później w strukturze polskiej eskadry „C”, nastepnie 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Gdyby nie było polskich lotników oraz polskich struktur, bardzo szybko lotnicze wsparcie Armii Krajowej zostałoby zepchnięte przez brytyjskie ministerstwo lotnictwa jeszcze bardziej na margines, albo nawet „zawieszone” na dłużej niż na kilka miesięcy. Rzecz jasna, bez lotniczego przerzutu Cichociemni staliby się szybko pewnego rodzaju efemerydą bez większego znaczenia.
W mojej subiektywnej ocenie istotnym – może najistotynejszym – kamieniem milowym koncepcji Cichociemnych byli Oni sami. Doskonale wyszkoleni – potrafili wszystko i byli zdolni do wszystkiego. Nader imponujący jest Ich „dorobek wojenny” – zważywszy choćby tylko na fakt iż byli trzystuszesnastoosobową grupą żołnierzy w służbie specjalnej wśród 390 tys. żołnierzy Armii Krajowej. Ich skuteczność działania oraz przydatność w walce okazała się na tyle wysoka, że choć przeszli do Historii z racji swych dokonań, nie stali się ostatnim kamieniem milowym tej niezwykłej koncepcji. Kontynuatorami tradycji i dokonań Cichociemnych są współcześnie bezpośrednio żołnierze JW GROM, ale także żołnierze innych polskich jednostek kompnentu wojsk specjalnych. To Oni wyznaczać będą kolejne kamienie milowe pięknej i użytecznej idei Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej…
W publicznej narracji o Cichociemnych drażnią szczególnie trzy kłamstwa:
Rzekomo uzasadnione mają być „kontrowersje co do liczby Cichociemnych”. Co znamienne, kontrowersji tych nie było, gdy żyło jeszcze kilkudziesięciu Cichociemnych. Powstały dopiero niedawno, gdy prawie wszystkich z Nich już nie ma.
Producenci tych kontrowersji wywodzą, że tym mianem należałoby nazywać także kurierów, spadochroniarzy polskich zrzucanych do innych krajów, albo kilku zrzuconych do Polski po wojnie. Według niektórych miano „Cichociemnego” należałoby… odebrać. Tym, którzy nie skoczyli na spadochronie, ale zostali przerzuceni do okupowanej Polski podczas jednej z trzech operacji „Most”…
Wszystkie te teorie wywodzą się z błędnego rozeznania – kim byli Cichociemni. Otóż byli oni żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej. Wystarczy przeczytać ze zrozumieniem przysięgę Cichociemnych, aby to zrozumieć. Do pracy i walki w okupowanej Polsce kierował ich Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza.
Nietrudno zauważyć, że nie byli żołnierzami AK, skierowanymi do pracy i walki w Polsce przez Oddział VI SNW:
Każdemu z Nich należy się szacunek, uznanie i pamięć, stosownie do Jego osobistych zasług. Pojęcie „cichociemny” nie jest orderem, przyznawanym za zasługi, lecz słowem definiującym grupę 316 żołnierzy AK w służbie specjalnej…
Większość autorów rozmaitych treści dotyczących Cichociemnych wskazuje Jana Górskiego i Macieja Kalenkiewicza jako współtwórców Cichociemnych. Bez różnicowania Ich wkładu, ale nieprzypadkowo w takiej właśnie kolejności. Są jednak i tacy, którzy piszą o Macieju Kalenkiewiczu jako twórcy Cichociemnych, a „zapominają” o Janie Górskim. Albo też stawiają Jana Górskiego na drugim miejscu. To rażąca nierzetelność.
Przypomnijmy fakty. To Jan Górski złożył Dowódcy Lotnictwa pierwszą propozycję w sprawie nawiązania łączności lotniczej z Krajem – 30 grudnia 1939. Przygotował opracowanie pt. „Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych”. Wobec braku reakcji ponowił raport 21 stycznia 1940 przedkładając go tym razem gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu.
14 lutego 1940 po raz trzeci złożono gen. Sosnkowskiemu raport w tej sprawie. Tym razem złożyli go: Jan Górski oraz Maciej Kalenkiewicz, którzy od czasów szkolnych przyjaźnili się ze sobą. Warto zauważyć, ze chociaż obaj są podpisani pod raportem, w nagłówku pisma jako nadawca widnieje Jan Górski (Erdman, „Droga do Ostrej Bramy”, s.86). Oryginał pisma w Studium Polski Podziemnej w Londynie.
Jan Erdman w biografii Macieja Kalenkiewicza pt. „Droga do Ostrej Bramy” napisał:
„Kpt. inż. Jan Górski przekroczył granicę polsko-rumuńską wraz ze Sztabem Głównym 18 września [1939 – przyp. RMZ], kiedy groziło im zagarnięcie przez Armię Czerwoną. Na perwszym postoju w Rumunii wprowadził przygnębionych kolegów w dobry humor, bo zapowiedział, że wróci do Polski jako spadochroniarz”.
Erdman podaje także, po analizie dokumentów z teczki Macieja Kalenkiewicza (w Studium Polski Podziemnej), że lista grupy 16 oficerów, absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej, wyrażających gotowość desantowania się do Kraju, zgłoszona gen. Sosnkowskiemu „jest napisana ręką Górskiego, a nie na maszynie„ (Erdman, s.89). Warto zauważyć, że szesnastkę oficerów (wśród Nich są oczywiście Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz) nazywano później „chomikami”, tj. nazwą pochodzącą od pseudonimu Jana Górskiego (ps. Chomik).
Przedstawiciel Polski w Międzyalianckiej Najwyższej Radzie Wojennej, płk dypl. Leon Mitkiewicz w publikacji „Z gen. Sikorskim na obczyźnie” wspomina:
„kpt. Górski – twórca projektu opanowania całej Europy poprzez działania armii alianckich, przerzucanych transportem powietrznym (…) obdarzony zresztą dużą inteligencją, wybitnymi zdolnościami, bardzo żywą wyobraźnią i wizją przyszłości, całymi miesiącami obchodził uparcie wszystkich wyższych oficerów naszego sztabu [Sztabu Naczelnego Wodza – przyp. RMZ] propagując swoją idee fixe”…
Nie ma sensu różnicowanie zasług Jana Górskiego oraz Macieja Kalenkiewicz, czy też ustalanie, który z Nich mógł mieć większy wpływ na powstanie Cichociemnych. Byli przyjaciółmi, bardzo się nawzajem cenili, wspólnie pracowali nad realizacją idei. Nie dbali o zaszczyty ani o aptekarskie wyważanie Ich zasług. W mojej ocenie rzetelność nakazuje, aby wymieniać Ich obu jako współtwórców Cichociemnych, zachowując właściwą kolejność: Górski i Kalenkiewicz. Pomijanie któregokolwiek z Nich jest wysoce niewłaściwe.
To zdumiewające, ale niewiele osób, także spośród wybitnych historyków, ma świadomość koncepcji ogólnonarodowego powstania powszechnego, które miało być przeprowadzone przez Armię Krajową w ostatniej fazie II wojny światowej. Tymczasem przygotowanie i zwycięskie przeprowadzenie powstania zbrojnego – z chwilą wkroczena na ziemie polskie regularnych wojsk polskich odtworzonych na obczyźnie – było głównym zadaniem Związku Walki Zbrojnej, a następnie Armii Krajowej. Cichociemni byli integralną częścią składową tej koncepcji. Więcej o idei powstania w haśle wikipedi (mojego autorstwa, na szczęście hasło nie było „poprawiane”) – powstanie powszechne oraz na stronie Armia Krajowa.
Idea powstania powszechnego pojawiła się już w listopadzie 1939, idea Cichociemnych była z nią bardzo ściśle związana. W maju 1940 Jan Górski oraz Maciej Kalenkiewicz złożyli do SNW trzynastostronicowy „Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju”. 10 października 1940 Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysław Sikorski wydał rozkaz L.408/III w sprawie przygotowania Polskich Sił Zbrojnych do możliwości przerzucenia transportem lotniczym do kraju, do bezpośredniego wsparcia i osłony Powstania (definicja celu dot. Powstania to sformułowanie z treści rozkazu). Brytyjski wywiad wojskowy MI (R) w swoim raporcie dla War Office z 17 lipca 1940 nt. krótko- i długoterminowej strategii współpracy z Polakami uznał możliwość wywołania powstania powszechnego w Polsce, zalecając nawiązanie ścisłej współpracy pomiędzy brytyjskim wywiadem wojskowym a Oddziałem II Sztabu Naczelnego Wodza.
27 grudnia 1941 mjr dypl. cc Jan Górski w swoim pamiętniku zanotował:
Nasz polski pogląd na sposób przeprowadzenia głównej rozgrywki wojennej z Niemcami został dwukrotnie aprobowany przez N.W. [Naczelnego Wodza] i zatwierdzony jego podpisami w rozkazach 408/II tj. 40 oraz 841/III tj. 41.1 (red: wszystkie siły na powstanie powszechne przeznaczyc!).
Rozkazy te wymagają dużego wysiłku w celu doprowadzenia do ich realizacji. Powstaje zagadnienie natury strategicznej wymagające tak samo jednolitego kierownictwa i doboru najlepszych naszych sił. W ramach całego wysiłku anglo-amerykańskiego, europejska kampania kontynentalna odegra bez wątpienia najpoważniejszą rolę. Sposób przeprowadzenia tej kampanii ujęły wyżej wymienione rozkazy. Do dziś dnia nie wysuwa się innego poglądu na tę sprawę. Chyba wśród tych, co widzą rozwiązanie w zwycięstwie Rosji (…) tak na prawdę rozpacz, że rozkazy są, ale działania?
(niepublikowane, źródło: archiwum rodzinne Michała Górskiego. Dziękuję za wyrażenie zgody na publikację).
Idea wywołania powstania powszechnego w Polsce była obecna wśród politycznych i wojskowych elit w kraju i na emigracji praktycznie od początku wojny – do końca 1944. Podjęta 1 sierpnia 1944 przez Armię Krajową walka o Warszawę, określana mianem Powstania Warszawskiego nie była powstaniem powszechnym, a realizacją „Burzy” (jedno nie miało związku z drugim). Jeszcze 27 listopada 1944 szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Stanisław Kopański pisał w swojej depeszy do gen. Leopolda Okulickiego – „Prawdopodobieństwo ogólnego powstania na ziemiach polskich pod okupacją niemiecką w obecnych warunkach coraz bardziej maleje, niemniej jednak nie może być całkowicie wykluczone, toteż nie może być wyeliminowane z przygotowań AK„.
Podkreślić należy, że Cichociemni byli wysyłani do okupowanej Polski właśnie w tym strategicznym zamiarze, aby jako żołnierze AK w służbie specjalnej uczestniczyli w przygotowaniach do przeprowadzenia powstania powszechnego w końcowej fazie wojny. Po to zresztą wśród Nich byli liczni specjaliści lotnictwa – Armia Krajowa nie miała własnych samolotów, a Ich zadaniem (oprócz m.in. przygotowywania zrzutów) było także przygotowywanie miejsc dla lądowania polskich spadochroniarzy…
Realizacji koncepcji powstania powszechnego w Polsce zaniechano wskutek postawy aliantów, w tym zwłaszcza ich decyzji (w Teheranie, Jałcie i Poczdamie) o oddaniu Polski Stalinowi, do sowieckiej strefy wpływów.
Pomijanie w historycznej narracji istnienia koncepcji powstania powszechnego – czyli zorganizowanej woli Polaków do walki pod kierownictwem emigracyjnego rządu o wyzwolenie i niepodległość Polski – jest niestety widocznym przejawem sowietyzacji polskiej historii…
Jest wiele innych przekłamań dotyczących problematyki Cichociemnych, wkrótce o tym napiszę. Są też rozmaite wątki, mało znane lub wcale nie znane. Rozważam uruchomienie grupy dyskusyjnej na Fb, aby umożliwić żywą dyskuję nam wszystkim, zainteresowanym historią i upamiętnieniem Cichociemnych. Liczę na to, że dyskusje te staną się dla nas świetną inspiracją. Proszę o ew. komentarze, czy ta grupa byłaby potrzebna, będę wdzięczny za uwagi.
Ryszard M. Zając
Artykuł opublikowany 19 kwietnia 2020 na naszym profilu na Facebooku – Cichociemni Spadochroniarze AK