• cichociemni@elitadywersji.org

Tag Archives: Krzysztof Tochman

Reorientacja Tochmana, blamaż PAP

Skądinąd dobry dziennikarz PAP Maciej Replewicz dał się oczarować znanemu „znafcy Cichociemnych” Krzysztofowi Tochmanowi – wraz z jego bajkami opublikował też własne, na dodatek w artykule rozpowszechnionym przez Polską Agencję Prasową. A wydawało się, że wszystkie bajki o Cichociemnych zostały już ostatecznie rozgromione. Niestety, zawsze znajdą się ludzie słabego intelektu, którzy brak wiedzy łączą z rozpowszechnianiem bzdur oraz publiczną autokompromitacją 🙁

 

26 grudnia 2024 Polska Agencja Prasowa opublikowała artykuł red. Macieja Replewicza pt. „80 lat temu ostatni cichociemni dotarli do Polski”. W tekście jest sporo fundamentalnych błędów, także żenujących konfabulacji Krzysztofa Tochmana.

Zacznijmy od wyliczenia błędów (według ich kolejności w artykule):

  1. Główna ilustracja artykułu (samolot Armstrong-Whitworth Whitley) nie ma nic wspólnego z operacją zrzutową „Staszek 2”
  2. Nieprawdziwy jest tytuł  artykułu – to nieprawda, że w operacji „Staszek 2” „80 lat temu ostatni cichociemni dotarli do Polski”
  3. Krzysztof Tochman konfabuluje, że Misja ostatnich cichociemnych była związana z organizacją łączności już w kraju opanowanym przez armię sowiecką” 
  4. Krzysztof Tochman konfabuluje, w związku z operacją zrzutową „Staszek 2”, że rzekomo „Nie zachowały się żadne pisemne rozkazy dotyczące celów ich misji, ale można przypuszczać, że dotyczyły właśnie przeorientowania łączności na nowego okupanta” 
  5. Krzysztof Tochman konfabuluje, w związku z operacją zrzutową „Staszek 2”, że rzekomo „Nieprzypadkowo większość uczestników akcji była wysokiej klasy specjalistami od szybkiej łączności telegraficznej przeszkolonymi na terenie Wielkiej Brytanii i Włoch do specjalnych zadań”
  6. Nieścisłe jest twierdzenie, że Cichociemni „byli szkoleni w Wielkiej Brytanii”
  7. Nieprawdziwe jest twierdzenie, że Cichociemni „wysyłani byli do okupowanej Polski początkowo z Wielkiej Brytanii w latach 1941-44”
  8. Rażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, że „Organizacją przerzutów [Cichociemnych] zajmowała się polska sekcja brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE (Special Operations Executive)”
  9. Nieścisłe jest twierdzenie, że „Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano łącznie 82 loty z cichociemnymi”
  10. Rażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, że W gronie ochotników [Cichociemnych] znalazła się kobieta – Elżbieta Zawacka”
  11. Nieścisła jest teza, że Ostatnia operacja zrzutowa nad okupowaną Polską odbyła się w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r.”
  12. Nieprawdziwe jest twierdzenie Krzysztofa Tochmana, jakoby „Dwustronna łączność radiowa pomiędzy strukturami konspiracji poakowskiej z Londynem funkcjonowała do sierpnia – września 1945 r. Częściowo była to właśnie zasługa ostatnich cichociemnych”
  13. Nieprawdziwe jest twierdzenie, że „91 [Cichociemnych]  uczestniczyło w Powstaniu Warszawskim”
  14. Rażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, iż „595 cichociemnych odznaczono Krzyżem Walecznych”

 

41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 Reorientacja Tochmana, blamaż PAPPrzykro to stwierdzić, że wciąż dla niektórych historia Cichociemnych jest niczym pole minowe, na którym „wylatują w powietrze” rozmaici opowiadacze, silący się na „ekspertów”. Publicystów można trochę zrozumieć, pod warunkiem, że korzystają z dobrych źródeł informacji – ale nie wtedy, gdy ich „źródłem” są żenujące opowieści rozmaitych „znafców”, w tym szczególnie Krzysztofa Tochmana, który naplótł już publicznie tyle bzdur o Cichociemnych, że powinien wreszcie przestać publicznie rozpowszechniać swoje kłamstwa i konfabulacje.

Przypomnę, że Krzysztof Tochman zasłynął licznymi nieprawdziwymi publikacjami nt. Cichociemnych. Nie analizowałem szczegółowo „Słownika Biograficznego Cichociemnych” jego autorstwa, aby uniknąć nieprawdziwego wrażenia, że się na niego „uwziąłem”. Jednak została m.in. podana w nim – w każdym biogramie Cichociemnego – rażąco nieprawdziwa dezinformacja, jakoby Cichociemni przeszli „konspiracyjne szkolenie„. A przecież Cichociemnych szkolono do pracy w konspiracji, ale szkolenia były tajne – a nie „konspiracyjne”, bo ani Wielka Brytania, ani Włochy nie były pod okupacją. Nie po raz pierwszy ten „znafca Cichociemnych” udowadnia, że zna się na wojsku jak wilk na gwiazdach. Miesiącami usuwałem to kłamstwo Tichmana z biogramów Cichociemnych opublikowanych (za Tochmanem) w Wikipedii.

 

FALSZERZE-HISTORII_-266x250 Reorientacja Tochmana, blamaż PAPKrzysztof Tochman jest tego rodzaju „historykiem”, że – niestety – nie odróżnia Cichociemnych, spadochroniarzy Armii Krajowej, żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego – od agentów SOE, spadochroniarzy Akcji Kontynentalnej, użyczonych Brytyjczykom przez rząd R.P. Ale nie tylko dlatego został wpisany – zaraz po Kacprze Śledzińskim (246 błędów i nieścisłości na 417 stronach) – na listę FAŁSZERZY HISTORII m.in. za 36 błędów na 45 stronach swej publikacji wydanej przez IPN Rzeszów.

Inne jego kłamliwe rewelacje to m.in. teza iż AK była częścią PSZ, „jeszcze przed wybuchem wojny utworzono SOE”, „cichociemni AK – spadochroniarze PSZ pełnili swoje misje na Bałkanach, we Włoszech, Albanii i we Francji”, Cichociemni rozkaz do odlotu do Polski wysłuchiwali w radiu, w odprawach Cichociemnych przed odlotem do Polski uczestniczył Naczelny Wódz PSZ lub premier, Główna Baza Przerzutowa mieściła się w Brindisi, była współdowodzona przez SOE, część Cichociemnych  wywodziła się z 1 Samodzielnej Kompanii Grenadierów, kilkudziesięciu spadochroniarzy PSZ-AK pełniło służbę w okupowanych krajach Europy, 91 cichociemnych brało udział w powstaniu warszawskim, 24 cichociemnych – żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych zostało zadysponowani przez Sztab Naczelnego Wodza – Wydział Specjalny Ministerstwa Obrony Narodowej do działań poza krajem itp. itd. Tego rodzaju bzdury dyskwalifikują Krzysztofa Tochmana jako historyka. Jakakolwiek teza musi mieć oparcie w wiarygodnym źródle historycznym; te „rewelacje” Tochmana są wyssane z palca, nie tylko nie mają oparcia w jakichkolwiek źródłach historycznych, ale są z nimi ewidentnie sprzeczne!

Kto chce poczytać te kłamstwa oraz moją erratę, zachęcam – tutaj tekst Tochmana, tu moja errata (pliki pdf)

 

Przystąpmy do prostowania najnowszych konfabulacji Krzysztofa Tochmana. Wprawdzie – jak mawiał Stanisław Lem – „Tego co jeden idiota nabredzi, nawet czterdziestu mędrców nie naprawi”, ale spróbujmy (wg. hierarchii ważności).

 
ad. 8 – organizacja zrzutów

button-zrzuty_200 Reorientacja Tochmana, blamaż PAPW artykule PAP opublikowano ewidentne kłamstwo, iż „Organizacją przerzutów [Cichociemnych] zajmowała się polska sekcja brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE (Special Operations Executive)” (ad. 8). Wprawdzie dalej podano, iż „Głównym polskim organizatorem przerzutu przeszkolonych dywersantów i wywiadowców drogą lotniczą do okupowanej Polski był ppłk. Jan Jaźwiński (…)” – ale nie zmienia to faktu, iż teza o organizowaniu nam czegokolwiek przez SOE jest łgarstwem.

Niestety, wciąż osoby słabe na umyśle rozpowszechniają kłamstwo, jakoby zrzuty dla AK organizowali nam rzekomo Brytyjczycy („polska sekcja SOE”). Po dziewięciu latach pisania przeze mnie, że to bzdura, pojawiła się zmodyfikowana wersja tego kłamstwa – jakoby Brytyjczycy organizowali nam zrzuty „we współpracy z Oddziałem VI (Specjalnym)”.

Proste pytanie – jak zrzuty dla Armii Krajowej mogli nam rzekomo organizować Brytyjczycy z SOE, skoro Angole nie mieli żadnych swoich ludzi na terenie Polski? Telefonowali na komórkę do pracowników struktur odbioru zrzutów Oddziału V Komendy Głównej AK (ZWZ), działającej pod kryptonimami: Syrena, Import, MII – Grad albo do oficerów zrzutowych w obszarach, okręgach i podokręgach Armii Krajowej?

Wszystkim opowiadającym brednie o „organizowaniu zrzutów dla AK przez SOE” zalecam przeczytanie:

  1. sprawozdania z operacji przerzutowych do Kraju (wszystkie sezony operacyjne) – Sprawozdanie z działalności Wydziału „S” Oddz. Specj. N.W. 1942-1944, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW II.52.353, dostępne na stronie Jan Jaźwiński
  2. „Planu czuwania”, w: Sprawozdanie z działalności Wydziału „S” Oddz. Specj. N.W. 1942-1944, Wojskowe Biuro Historyczne – Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW II.52.353, dostępny na stronie zrzuty
  3. syntetycznej informacji nt. organizacji zrzutów, dostępnej na stronie zrzuty

 

SOE – agencja transportowa

Wszystkich opowiadającym brednie, jakoby zrzuty dla Armii Krajowej organizowało nam brytyjskie SOE na terenie Wielkiej Brytanii zachęcam do lektury artykułu – Declan O’Reilly – Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945, w: „Polacy i Brytyjczycy w obliczu wybuchu drugiej wojny światowej”, IPN, Warszawa 2023, ISBN 978-83-8229-797-3). Moja recenzja tej publikacji jest dostępna na tej stronie

Doktor Declan O’Reilly z King’s College London (jeden z dziesięciu najlepszych uniwersytetów brytyjskich) był łaskaw napisać artykuł pt. Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945. Autor jest historykiem politycznym i gospodarczym specjalizującym się m.in. w historii międzynarodowej, jednak zakres jego zainteresowań jest niezwykle szeroki.

W zasadzie powinienem zacząć od razu od podziękowań, bowiem brytyjski Autor już na wstępie daje mi oręż do ręki pisząc prawdę – nieznaną różnym polskim pseudohistorykom i pseudodziennikarzom – że „polska” (tylko z nazwy), ledwo kilkuosobowa sekcja SOE niczego w Polsce nie organizowała.

Autor zauważa w pierwszym akapicie – „W przeciwieństwie do działań, jakie SOE podejmowało w innych miejscach w okupowanej Europie, jego współpraca z Polską dotyczyła logistyki raczej niż wspierania ruchu oporu (…)”. Dodaje także obiektywnie – „Polacy, od samego początku wojny aktywnie walczący z Niemcami, oczekiwali większego wsparcia ze strony Wielkiej Brytanii, ta nie chciała jednak lub nie była w stanie sprostać ich oczekiwaniom.”

Uwaga – brytyjski historyk podkreśla wyraźnie – „(…) Brytyjczycy nigdy nie kontrolowali polskiej polityki wywiadowczej. Polska sekcja SOE stała się agencją transportową współpracującą z RAF, który miał jedynie ograniczoną liczbę przestarzałych samolotów do operacji specjalnych, mogących dostarczać agentów [określenie błędne, polscy Cichociemni i kurierzy nie byli niczyimi „agentami” – RMZ] i zaopatrzenie do miejsc wskazanych przez Oddział VI”(s. 123).

 

Autor trafnie przytacza tezy z brytyjskiej historii SOE – „Polityka ograniczonego zaangażowania SOE, nakładająca wyłączną odpowiedzialność za działania wojskowe w Polsce na rząd RP na uchodźstwie i AK, sprawiała, że zadanie jego sekcji polskiej sprowadzało się właściwie do przekazywania dalej decyzji podjętych przez inne organy. SOE skwapliwie przyznało, że Armia Krajowa była najskuteczniejsza w Europie, lecz źle wykorzystywana, trudno sobie jednak wyobrazić, by mogło być inaczej (Historia sekcji polskiej SOE, 1945, s. 70, TNA, HS 7/183)

 

JAN-JAZWINSKI-elitadywersji-org-180x250 Reorientacja Tochmana, blamaż PAP

ppłk dypl. Jan Jaźwiński

Przetłumaczę to słowami zrozumiałymi dla prostych umysłów – SOE wykonywała na rzecz polskiego Oddziału VI (Specjalnego) usługi transportowe, niczego nam nie organizowała. Jeżeli zamawiamy taksówkę i jedziemy nią gdziekolwiek – to nie oznacza, że nasz przejazd tą taksówką organizuje firma przewozowa. Przejazd organizujemy sobie sami, wykorzystując istniejące możliwości i korzystając z dostępnej usługi.

Podobnie SOE niczego nam nie „organizowała”, tylko podstawiała samoloty zgodnie z uzgodnieniami z Oddziałem VI (Specjalnym) – czytaj: z mjr. dypl. Janem Jaźwińskim. Nota bene, nie dotrzymywała słowa, nie podstawiając nam ok. połowy żądanych samolotów. Przypomnę też, że nawet zawartość zasobników zrzutowych dla Armii Krajowej kompletowali polscy żołnierze – według zapotrzebowania Armii Krajowej. Podobnie to polscy żołnierze ładowali te zasobniki do komór bombowych samolotów lecących do Polski, w tym także do samolotów brytyjskich.

Rzekoma „organizacja zrzutów” dla AK przez SOE sprowadzała się do wydania dyspozycji brytyjskim pilotom samolotów latających w lotach specjalnych SOE, gdzie mają danego dnia lecieć – przy czym lokalizację wskazywał SOE mjr dypl. Jan Jaźwiński. Może anglofilno – ojkofobiczni opowiadacze kłamstw o rzekomej „organizacji zrzutów do Polski przez SOE” zechcą wreszcie pojąć, że rozpowszechniają bzdury?

 

ad. 3, 4, 5, 12 – operacja zrzutowa „Staszek 2”

Krzysztof Tochman naplótł, co mu ślina na język przyniosła, a dziennikarz PAP Maciej Replewicz bezkrytycznie to rozpowszechnił. Wg. Tochmana celem operacji zrzutowej „Staszek 2” była „organizacja łączności” oraz „przeorientowanie łączności na nowego okupanta” bowiem „nieprzypadkowo większość uczestników akcji była wysokiej klasy specjalistami od szybkiej łączności telegraficznej”. No cóż – brednie do kwadratu.

radiostacja-A5-Hefman-219x300 Reorientacja Tochmana, blamaż PAP

radiostacja A-5 konstrukcji inż. Tadeusza Heftmana

Po pierwsze, Tochman nie wyjaśnia, co ma się kryć za sformułowaniem „przeorientowanie łączności” – czy chodzi o inne ustawienie anteny nadawczej konspiracyjnej radiostacji („pipsztoka”), czy o nadawanie w systemie innym niż simplex, czy może o częstsze wymienianie w depeszach słów „armia czerwona”, „sowieci” itp.  Tochman robi aluzję do eksperymentalnego systemu „Telma”, wspominając o „specjalistach od szybkiej łączności telegraficznej”, według niego zapewne „przeorientowanie łączności”  miało polegać na przejściu na urządzenia do szybkiej telegrafii.

Po drugie, Tochman kłamie, jakoby „Telma” kiedykolwiek została użyta w okupowanej Polsce; kłamie też, jakoby „większość uczestników akcji [Staszek 2] była (…)  specjalistami od szybkiej łączności telegraficznej”. Jedynym takim specjalistą był Cichociemny  por. cc Bronisław Czepczak-Górecki. Pozostali dwaj łącznościowcy nie byli „specjalistami szybkiej telegrafii”. Warto też na marginesie zauważyć, że trzech spośród sześciu to nie jest „większość” – jak kłamie Tochman. Tym bardziej większością nie jest jeden z sześciu.

Po trzecie, warto zauważyć, że Cichociemny  por. cc Bronisław Czepczak-Górecki w swoich wspomnieniach – odnosząc się do eksperymentalnego systemu szybkiej telegrafii „Telma” – wyraźnie stwierdza: „Ostatecznie próby zakończyły się na początku czerwca [1944 – przyp. RMZ] i cały majdan został zwinięty. Obaj byliśmy zawiedzeni. Liczyliśmy, że będziemy pierwszą ekipą szybkiej telegrafii w Kraju.” Tak oto konfabulacje Krzysztofa Tochmana oraz Macieja Replewicza z PAP nt. rzekomego „przeorientowania łączności” zostały zdemaskowane.

Warto w tym kontekście odnotować przydziały służbowe, które otrzymali Cichociemni przerzuceni w operacji zrzutowej „Staszek 2”:

  • kpt. cc Stanisław Dmowski – Oddział III (operacyjny) Komendy Głównej AK
  • mjr cc Zdzisław Sroczyński – w dyspozycji 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK, wykładowca minerstwa na kursach dowódców kompanii oraz dowódców plutonów
  • mjr cc Witold Edward Uklański – w dyspozycji Komendy Okręgu Kraków AK
  • ppor. / por. cc  Jan Matysko –  1 batalion 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK, szef technicznej obsługi radiostacji, w dyspozycji Komendy Okręgu Kraków AK
  • por. cc Bronisław Czepczak-Górecki  – radiotelegrafista 1 Batalionu 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK
  • plut. cc Jan Parczewski – w dyspozycji  Komendy Okręgu Kraków AK, czasowo w 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK.

Żenujące kłamstwa Tochmana o rzekomym  „przeorientowaniu łączności” przez  tę ekipę Cichociemnych są więc oczywiste.

 

ad. 2 – „ostatni Cichociemni”

Nieprawdziwy jest tytuł  artykułu – to nieprawda, że w operacji „Staszek 2” „80 lat temu [czyli 26/27 grudnia 1944 – przyp. RMZ] ostatni cichociemni dotarli do Polski”. Ostatnim Cichociemnym, który dotarł do Polski był płk cc Adam Boryczka, szef łączności Delegatury Zagranicznej WiN, który konspiracyjnie przyjeżdżał do Kraju do 1952 roku.

 

ad. 6 – „szkoleni w Wielkiej Brytanii”

Nieścisłe jest twierdzenie, że Cichociemni „byli szkoleni w Wielkiej Brytanii”. Cichociemni byli szkoleni także we Włoszech.

 

ad. 7 – „wysyłani z Wielkiej Brytanii  (…) w latach 1941-44”

Nieprawdziwe jest twierdzenie, że Cichociemni „wysyłani byli do okupowanej Polski początkowo z Wielkiej Brytanii w latach 1941-44”. Od 1944 Cichociemni byli przerzucani do okupowanej Polski  po starcie z lotniska Campo Casale we Włoszech.

 

ad. 9 – „82 loty z cichociemnymi”

Nieścisłe jest twierdzenie, że „Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano łącznie 82 loty z cichociemnymi”. Z faktu, iż przerzucono do Polski Cichociemnych w 82 operacjach lotniczych wcale nie wynika, iż „zorganizowano 82 loty”. Rzecz w tym, że wielokrotnie Cichociemni lecieli do Kraju dwa, trzy, nawet cztery razy, bowiem za „pierwszym lotem” operacja przerzutowa nie doszła do skutku. Według moich obliczeń ogółem zorganizowano 105 „lotów z Cichociemnymi”.

 

ad. 10 – „w gronie ochotników Elżbieta Zawacka”

Rażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, że „W gronie ochotników [Cichociemnych] znalazła się kobieta – Elżbieta Zawacka”. Otóż Elżbieta Zawacka nie zgłosiła się jako ochotnik na szkolenia dla Cichociemnych. W dacie skoku do Polski (9/10 września 1943) nie była nawet żołnierzem Armii Krajowej; służyła w formacji pomocniczej – Wojskowa Służba Kobiet. Była kurierką KG AK, została dopiero po wojnie uznana za cichociemną, podobnie jak kurier Jan Nowak Jeziorański. Przez wojnę i wiele lat po wojnie uważała się za kogoś lepszego niż Cichociemni. Zgodnie z prawdą mówiła „cichociemną nie byłam, wykonałam tylko skok”. Gdy zorientowała się, że opinia społeczna wyżej ceni Cichociemnych niż kurierów przeistoczyła się w „jedyną cichociemną”, aby grzać się w blasku Ich chwały…

 

ad. 11 – „ostatnia operacja zrzutowa”

Nieścisła jest teza, że „Ostatnia operacja zrzutowa nad okupowaną Polską odbyła się w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r.” Rzecz w tym, że ostatnie operacje zrzutowe (materiałowe) przeprowadzono w nocy 28/29 grudnia 1944, w tym sześć udanych (dwie na placówki zapasowe). 

 

ad. 12 – „łączność do sierpnia-września 1945”

Nieprawdziwe jest twierdzenie Krzysztofa Tochmana, jakoby „Dwustronna łączność radiowa pomiędzy strukturami konspiracji poakowskiej z Londynem funkcjonowała do sierpnia – września 1945 r. Częściowo była to właśnie zasługa ostatnich cichociemnych” Piramidalna bzdura. Brytyjczycy wprowadzili od 1 kwietnia 1945 zakaz prowadzenia łączności radiowej z Polską. Nielegalna łączność z Polską prowadzona była jeszcze kilka tygodni po tym terminie przez „tatarowską konspirację” (tzw. centralę konspiracyjną „Hel”) z Włoch. Nie miała ona nic wspólnego z łącznością „struktur konspiracji poakowskiej”; ponadto nie uczestniczył w niej ani jeden Cichociemny przerzucony do Polski w operacji zrzutowej „Staszek 2”.

 

ad. 12 – „91 Cichociemnych w Powstaniu Warszawskim”

Powstanie-Warszawskie-flaga-300x188 Reorientacja Tochmana, blamaż PAPNieprawdziwe jest twierdzenie, że „91 [Cichociemnych]  uczestniczyło w Powstaniu Warszawskim”. Lata temu Krzysztof Tochman policzył – błędnie – liczbę Cichociemnych uczestniczących w Powstaniu Warszawskim i nie chce sprostować swej błędnej informacji. Przypomnę, że jednym z Cichociemnych, których Tochman nie zauważa jako uczestnika Powstania jest m.in.  ppor. cc  Edwin Scheller-Czarny, którego Naczelny Wódz 24 sierpnia 1948 odznaczył Orderem Wojennym Virtuti Militari – „za wyróżniające się męstwo w akcjach bojowych podczas konspiracji i walk Powstania Warszawskiego”.  Tochman nadal utrzymuje, że nie był uczestnikiem Powstania Warszawskiego…

 

ad. 13 – „595 Cichociemnych”

36_Krzyz-Walecznych-1920-146x200 Reorientacja Tochmana, blamaż PAPRażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, iż „595 cichociemnych odznaczono Krzyżem Walecznych”. Jakim cudem rzekomo możliwe było odznaczenie 595 Cichociemnych, skoro było Ich tylko 316? Autor tej bzdury nie dostrzegł, że Krzyżem Walecznych można było odznaczyć żołnierza wielokrotnie (np. mój Dziadek – Cichociemny został odznaczony Krzyżem Walecznych cztery razy). Prawidłowe jest zatem sformułowanie, że Cichociemnych odznaczono 595 razy Krzyżem Walecznych…

 

W artykule red. Macieja Replewicza z PAP podano także wiele wartościowych informacji, w tym sporą ich część, będących efektem mojej pracy. Przepisano je z mojego portalu elitadywersji.org nie wskazując źródła, nad czym ubolewam.

 

 

 

Najlepszy Cichociemny

Czy zastanawialiście się kiedyś – który Cichociemny był najlepszy? Ja też, nawet mam odpowiedź…

 

cc-Piwnik_Jan-228x300 Najlepszy CichociemnyOtrzymałem ciekawe zadanie od fana strony – Czy można prosić o zrobienie postu na temat tego kto z cichociemnych był jakby najlepszy? Tzn. który skacząc do okupowanej Polski zrobił najwięcej? Wiem że dobrym przykładem mógłby być Jan Piwnik ps. Ponury 🙂

Na dość proste pytanie „który Cichociemny był najlepszy?” niestety nie ma dobrej odpowiedzi, będącej sprawiedliwą oceną indywidualnych zasług każdego z 316 Cichociemnych. Każda odpowiedź będzie dyskusyjna, a niektóre być może nawet kontrowersyjne. Wraz z pytaniem otrzymałem podpowiedź, że „najlepszy Cichociemny” – to ten „który skacząc do okupowanej Polski zrobił najwięcej”. W podpowiedzi wskazano też kandydata na podium – Jana Piwnika ps. Ponury. Czy rzeczywiście „zrobił najwięcej dla Polski”?

 

Najpierw generalna uwaga. Każdy z Cichociemnych ma swoje indywidualne zasługi, które bardzo często nie sposób porównać z dokonaniami innych Cichociemnych. Rzecz w tym, że każdy z Nich nie tylko był specjalistą w konkretnej dziedzinie (było ich wiele), ale też każdy z Nich działał w różnych warunkach i czasie – choćby dlatego, że skakali do Polski w różnych miejscach i terminach.

Życie jest rażąco niesprawiedliwe. Niektórzy Cichociemni walczyli w okupowanej Polsce niemalże przez całą okupację, przeżyli wojnę i dożyli szczęśliwie długich lat na emigracji. Dziewięciu Cichociemnych poległo już w drodze do okupowanej Polski – sześciu w samolocie, trzech podczas skoku. Czy to oznacza, że ci którzy przeżyli byli „lepsi”, a Ci którzy zginęli „gorsi”?

Spośród 316 Cichociemnych 169 CC walczyło w dywersji oraz partyzantce, 50 CC w łączności, 37 CC w wywiadzie Armii Krajowej, 24 CC miało specjalność sztabową, 22 CC służb lotniczych, 11 CC pancerną, 3 CC fałszowanie dokumentów. Którzy z Nich byli „lepsi”, a którzy „gorsi”? Czy dywersant jest lepszy czy gorszy od oficera wywiadu, albo czy obaj są „lepsi” od łącznościowca? Czy „sztabowcy” rzeczywiście są „najgorsi” ze wszystkich pozostałych? Jak zmierzyć efekty Ich pracy i walki? Jak porównywać nieporównywalne i „mierzyć” niewymierne?

Jesteśmy niewolnikami pewnych stereotypów i często ulegamy też np. przekonaniu, że skoro któryś z Cichociemnych jest np. najbardziej znany, to zapewne jest najlepszy, albo jednym z najlepszych. Niestety, nie tylko życie, ale także historycy są rażąco niesprawiedliwi. Niekiedy nawet nie z własnej winy, ale z powodu braku źródłowych informacji. Poza tym historycy też ulegają (na szczęście nie wszyscy i nie zawsze) różnym stereotypom. Są i tacy, którzy świadomie fałszują fakty. Generalnie – wygodnie ocenia się życie i walkę innych ludzi, kilkadziesiąt lat po wojnie, siedząc na wygodnej kanapie. Takie oceny nie zawsze są sprawiedliwe, rzadko uwzględniają wszelkie możliwe aspekty ówczesnej rzeczywistości.

 

Kto zrobił najwięcej dla Polski?
cc-Zapora-300x172 Najlepszy Cichociemny

Hieronim Dekutowski

Jak ocenić, który Cichociemny „zrobił najwięcej dla Polski”? Przepraszam za takie pytanie – jak „ocenić” Cichociemnych, którzy świadomie oddali swoje życie za Ojczyznę, zwłaszcza Ci, którzy wytrzymali brutalne przesłuchania, represje, tortury: niemieckie, sowieckie, „władzy ludowej”? Który z nich jest „lepszy”, a który „gorszy”? Który zrobił „najwięcej dla Polski”? Przecież w wymiarze jednostkowym, indywidualnym, nie sposób zrobić więcej, niż oddać własnego życia za Ojczyznę…

Nie chcę nikogo obrazić albo oburzyć, ale nie zgadzam się z propozycją wytypowania płk cc Jana Piwnika jako „najlepszego Cichociemnego”. W pewnym sensie nie zgodziłaby się z nią także ówczesna Komenda Okręgu Radom – Kielce AK oraz „Kedyw” KG AK, bowiem właśnie w wyniku ich decyzji w styczniu 1944 został odwołany z funkcji dowódcy Zgrupowań Partyzanckich AK Ponury. To przykra uwaga, bowiem Cichociemny Jan Piwnik słusznie jest uważany za legendarnego dowódcę partyzantów. Niewątpliwie jest jednym z najlepszych Cichociemnych. Ale w mojej ocenie – nie jest „najlepszym”.

Gdybyśmy mieli wybierać nie spośród 316, ale spośród tylko dwóch Cichociemnych, to który z Nich jest „najlepszy” – Jan Piwnik czy Hieronim Dekutowski? Bolesław Kontrym czy Andrzej Czaykowski? Adam Boryczka czy Stanisław Sędziak? Piotr Szewczyk czy Tadeusz Starzyński? Witold Uklański czy Marian Gołębiewski? Jan Górski czy Maciej Kalenkiewicz?

 

Definicja „najlepszego”
cc-Kontrym-300x211 Najlepszy Cichociemny

Cichociemny Bolesław Kontrym w ubeckim więzieniu

Zastanówmy się, jak zdefiniować „najlepszość” danego Cichociemnego. Podpowiedź, że to ten, który zrobił „najwięcej dla Polski” jest całkiem mądra. Ale właśnie z tego powodu odpada zaproponowany kandydat do tytułu. Choć i tu mogą pojawić się wątpliwości – według jakich kryteriów oceniać „dorobek” każdego z Cichociemnych? Który zrobił „najwięcej”?

54-Stolyhwo-Olgierd-206x250 Najlepszy Cichociemny

ppor. Olgierd Stołyhwo

Czy mało znany Cichociemny Olgierd Stołyhwo, syn światowej sławy profesora antropologii, który z Odessy przez Moskwę, Iran, Afganistan, Indie pokonał ponad 17 tys. km, aby wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie? Czy może Andrzej Świątkowski, który w maju 1939 wyjechał jako inżynier na trzyletni kontrakt do Królestwa Afganistanu, po wybuchu wojny rozwiązał go, przez Persję, Iran, Syrię dotarł do Francji, wstąpił do PSZ na Zachodzie, skoczył do Kraju w operacji „Adolphus” i został drugim Cichociemnym który poległ w Polsce? Czy może dwudziestotrzyletni Cichociemny Longin Jurkiewicz, który poległ podczas śledztwa w siedzibie gestapo w Wilnie, skatowany na śmierć kijami? Albo Jan Rostworowski herbu nałęcz, syn ziemianina, szambelana papieża Piusa XI, który poległ w obozie koncentracyjnym KL Gross-Rosen, zadeptany na śmierć przez blokowego…?

Nuszkiewicz-Ryszard-KOL_023_0191-175x250 Najlepszy Cichociemny

mjr Ryszard Nuszkiewicz

To tylko przykładowe fragmenty biogramów niektórych Cichociemnych, takich ludzkich dramatów było znacznie więcej. Bardzo przepraszam, ale cynicznie, można by powiedzieć, że z perspektywy Polski te ludzkie dramaty nie znajdą się w kategorii „największych dokonań dla Kraju” – ale w wymiarze indywidualnym na pewno są świadectwem heroizmu, aby „zrobić najwięcej” dla Ojczyzny…

Czy gdyby udał się zamach na „króla Polski” (tak nazywanego przez Niemców) – czyli na generalnego gubernatora Hansa Franka, to „najlepszymi Cichociemnymi” zostaliby: Ryszard Nuszkiewicz oraz Henryk Januszkiewicz? Przecież zrobili wszystko jak najlepiej. Drobny ułamek sekundy za wcześniej nacisnął przycisk zapalarki uczestnik akcji, ppor. Zygmunt Kawecki ps. Mars, powodując detonację, która niestety nie odebrała życia hitlerowskiemu zbrodniarzowi.

37-1162-283x400 Najlepszy Cichociemny

kpt. Mieczysław Szczepański

Czy gdyby nie odstąpiono od zamachów na przewodniczącego KRN Bolesława Bieruta oraz na przewodniczącego PKWN Edwarda Osóbkę-Morawskiego – to „najlepszymi Cichociemnymi” zostaliby: Czesław Rossiński i Mieczysław Szczepański, których zamordowano strzałem w tył głowy 12 kwietnia 1945 po północy, na schodach podziemi Zamku w Lublinie? A może właśnie tytuł „najlepszych” należy Im się nie tylko za bohaterską śmierć, ale również za odstąpienie od tych zamachów, aby nie powodować chaosu w kraju oraz zwiększenia terroru komuny?

 

Cichociemny Przemysław Bystrzycki trafnie zauważył – „Trudno dziś skompletować listę skoczków szczególnie zasłużonych na polu walki. Lista godnych upamiętnienia, oprócz wielu żywych, obejmowałaby chyba prawie wszystkich poległych. Jednak bojowa działalność wielu spośród nich nie została dotąd ani opisana, ani nawet rzetelnie zbadana. Złożyło się na to kilka przyczyn: niechęć do mówienia o sobie ze strony zrzutka, czyli żołnierska skromność, bieg wydarzeń ogólnych, na ogół małe cywilne szczęście byłych cc (…) („Znak Cichociemnych” s.17-18)

 

Sławni „po znajomości”
Ruction-wrak-Halifaxa-L-9612_3-300x200 Najlepszy Cichociemny

wrak spalonego Halifaxa

Nie powinienem tego może pisać, ale „sława” niektórych bardzo znanych Cichociemnych czasem wynika bardziej ze splotu różnych okoliczności, nawet „układów” czy „znajomości” Ich krewnych niż – obiektywnie na to patrząc – z Ich rzeczywistych zasług. Nie chcę tu podawać nazwisk, aby nie wzniecać świętego oburzenia. Życie jest jednak rażąco niesprawiedliwe. Są Cichociemni, którzy mają „swoją” ulicę, albo „swoją” tablicę pamiątkową – bo krewni są lub byli znajomymi lokalnych władz albo byli z „właściwej” opcji politycznej. Nie twierdzę, że ta ulica czy tablica Im się nie należy. Ale przykro zauważyć, że obok Nich są też „zapomniani” Cichociemni – nawet tacy, którzy zapłacili własnym życiem za swoje bohaterstwo – a ulic, tablic, pomników nie mają, nawet są mało znani…

Są pewne „trendy”, w pamięci zbiorowej, zwłaszcza lansowane przez niedojrzałych reżyserów. W grudniu 2023 prezes IPN rozpoczął lansowanie gry IPN (ten instytut bije rekordy samochwalstwa) pt. „Lotnicy – wojna w przestworzach”. Za pomocą tej gry niedojrzali IPN-owcy wmawiają młodzieży, przepraszam zacytuję niedorzeczną tezę, że „na podniebnych szlakach Europy wykuwali chwałę polskiego lotnictwa” piloci lotnictwa myśliwskiego oraz (tu kłania się lewicowa poprawność polityczna) „dzielne polskie kobiety z Pomocniczej Służby Powietrznej”.

Klosowski-Stanislaw-237x300 Najlepszy Cichociemny

Stanisław Kłosowski

Cała ta gra IPN-u jest jednym wielkim zakłamaniem prawdziwej historii. Czy na „chwałę polskiego lotnictwa” nie pracowali inni lotnicy niż tylko piloci? Czyżby „mniej dzielni” byli – zawsze pomijani – lotnicy lotnictwa bombowego? A mężczyźni z personelu obsługi naziemnej nie są godni pochwały? Czyżby „w wojnie w przestworzach” nie brali czynnego, znaczącego udziału lotnicy lotnictwa specjalnego, np. latający ze zrzutami do Polski?

IPN wybrał sobie dwanaście nazwisk, wokół których zbudował swoją fałszywą historycznie grę. Wśród nich nie ma nazwiska – co należy uznać za skandal – pilota Stanisława Kłosowskiego – choć spośród 17 tys. polskich lotników PSP w Wielkiej Brytanii był jedynym podoficerem oraz jednym z dziesięciu lotników odznaczonych Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Był jednym z nielicznych dwukrotnie odznaczony brytyjskim Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym (Distinguished Flying Cross). Ale dla polityków z IPN nie był bohaterem i nie zasługuje nawet na wzmiankę w opisie gry…

 

Fałszerze historii

FALSZERZE-HISTORII_-266x250 Najlepszy CichociemnyNasza „pamięć historyczna” jest wypadkową rzeczywistych zasług oraz działań historyków i popularyzatorów. Jeśli te działania prowadzone są „z głową”, rzeczywiste zasługi nie są pomijane lecz utrwalane w naszej pamięci. Dlatego tak istotne jest połączenie dobrze pomyślanych narzędzi edukacyjnych z wiedzą ekspercką. IPN ma narzędzia a także – niestety – „ekspertów” od siedmiu boleści. Takich jak np. dr Krzysztof Tochman „od Cichociemnych”, który w okolicznościowej publikacji IPN – patrz „Rocznica pełna błędów” popełnia co najmniej 36 istotnych błędów, ale kolesie „po fachu” to przemilczają. „Ekspert”, który kłamliwie utożsamia Cichociemnych ze spadochroniarzami Akcji Kontynentalnej. Koledzy z IPN (by nie napisać wprost – koteria) zawsze się wspierają, nawet zadeptując prawdę historyczną. Taka jest „pamięć narodowa” w wydaniu IPN, czyli – niestety – dominująca pamięć historyczna w Polsce…

IPN jest na liście fałszerzy historii, bowiem do dzisiaj m.in. nie był w stanie pojąć, że nie było żadnego „kursu cichociemnego”, do dzisiaj nie był w stanie zauważyć Cichociemnych w obozach koncentracyjnych, łagrach i katowniach komuny – rzeczywistej skali represji niemieckich, sowieckich i „władzy ludowej” wobec Cichociemnych. IPN do dzisiaj nie dostrzegł Tadeusza Heftmana, rewelacyjnego „polish spy radia”, czy Polskich Wojskowych Warsztatów Radiotechnicznych. IPN do dzisiaj kłamie, jakoby zrzuty dla Armii Krajowej do Polski organizowało rzekomo SOE oraz jawnie, publicznie i bezkarnie bredzi, jakoby „sekcja polska [SOE] miała dużą autonomię w szkoleniu cichociemnych i przygotowywaniu zrzutów oraz dysponowała własnym systemem łączności z Krajem”.

Uświadomię pseudohistoryków z IPN – to nie „sekcja polska” miała autonomię, organizowała szkolenia, przygotowywała zrzuty oraz miała łączność z Krajem – to POLACY, a konkretnie Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Od początku zrzuty organizował mjr dypl. Jan Jaźwiński – postać w IPN wciąż raczej nieznana…

Ignaszak-Stefan-KOL_023_0076-184x250 Najlepszy Cichociemny

ppłk. cc Stefan Ignaszak

Czyż obiektywnie ważąc zasługi Cichociemnych nie odnosimy wrażenia, że niektórych jakby pominięto? Dlaczego na uwagę IPN (także naszą) nie zasłużył sobie ppłk Stefan Ignaszak, pogromca rakiet V-2? Dlaczego historycy nie zauważają ppor Stefana Jasieńskiego, zamordowanego w Auschwitz, który rozpoznawał możliwość uratowania więźniów tego obozu przez AK? Dlaczego IPN do dzisiaj nie chce nawet uznać za uczestnika Powstania Warszawskiego Cichociemnego ppor. Edwina Schellera – Czarnego, odznaczonego przez Naczelnego Wodza Orderem Wojennym Virtuti Militari – „za wyróżniające się męstwo w akcjach bojowych podczas konspiracji i walk Powstania Warszawskiego”. Czyżby w mniemaniu IPN Naczelny Wódz dał Mu fałszywy order? Pytania można stawiać, ilustrują one jak bardzo nasza pamięć historyczna jest manipulowana, przekłamywana.

 

Niezbędna historyczna rzetelność!
Zawacka-Elzbieta-KOL_023_0326-179x250 Najlepszy Cichociemny

gen. Elżbieta Zawacka

Pewnie wywołam kontrowersje, ale muszę to napisać – budzi we mnie co najmniej niesmak proceder budowania sławy na fałszywych lub zmanipulowanych „fundamentach”. Oto Cichociemna Elżbieta Zawacka – zasłużona kurierka KG AK, uznawana (podobnie jak kurier Jan Nowak – Jeziorański) za Cichociemnego (Cichociemną), żołnierza Armii Krajowej w służbie specjalnej. Fakt uznawania jej za Cichociemną nie budzi moich zastrzeżeń – to decyzja Cichociemnych, którzy zechcieli przyjąć Ją do swego grona. Zauważyć jednak należy, że była to sympatia nieodwzajemniona. Na początku Elżbieta Zawacka rzetelnie wyjaśniała – „cichociemną nie byłam, wykonałam tylko skok”, nawet podkreślała, że „była kurierem, a kurier w jej mniemaniu (…) był (…) kimś lepszym niż cichociemny.”

Gdy w przestrzeni publicznej upadła nierozsądna teza o „wyższości kuriera nad Cichociemnym” Elżbieta Zawacka otwarcie przyznawała się już do bycia „Cichociemną”, nawet jedyną. Obecnie fundacja Jej imienia wyraża zachwyt, że Clare Mulley w tytule i treści przygotowywanej książki nazywa Zawacką „agentem”. Pisałem o tym w artykule pt. Elżbieta Zawacka – Cichociemna czy agent?

 

agent-zo-okladka-162x250 Najlepszy CichociemnyW mojej ocenie działania autorki – pani Mulley oraz wspierającej ją Fundacji Generał Zawackiej ubliżają pamięci 315 Cichociemnych oraz fałszują historię. Cichociemni, w tym Zawacka, nie byli niczyimi agentami – byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej.

 

W krajach zachodnich pojawia się często – wynikająca z głupoty – narracja, jakoby Cichociemni byli „agentami SOE” („polish SOE”). Nota bene, twierdzenie, iż Elżbieta Zawacka służąc w Armii Krajowej była rzekomo „agentką” obcego (niepolskiego) wywiadu czy obcych służb specjalnych (brytyjskiego SOE?) ubliża pamięci o Niej. Ale fundacja jej imienia jest zachwycona tym odrażającym kłamstwem – zapewne uważając, że nieważne jak mówią, byle po nazwisku. Gdyby na topie byli niepełnosprawni, być może okazałoby się, że Elżbieta Zawacka nie miała palca u nogi… Tworzenie kłamliwych mitów nie może jednak być zadaniem kogokolwiek, kto chce upamiętnić Cichociemnych.

 

Naszym podstawowym obowiązkiem jest przede wszystkim rzetelność w historycznej narracji.

Odpowiadając na pytanie tytułowe – który Cichociemny jest najlepszy? Odpowiem krótko – wszyscy! Cichociemni byli elitą, byli najlepszymi żołnierzami Armii Krajowej. Porównywanie ich wzajemnych dokonań – w celu znalezienia „superbohatera” – nie ma większego sensu. Nie sposób przeprowadzić takiej sprawiedliwej oceny, nie tylko dlatego, że musielibyśmy porównywać nieporównywalne. Także i dlatego, że obiektywnie wciąż niewiele wiemy o dokonaniach i zasługach wszystkich 316 Cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej…

Ryszard M. Zając
7 stycznia 2024

 

 

 

Elzbieta Zawacka – Cichociemna czy agent?

 


41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Spis treści:


 

Kontrowersje:  Elżbieta Zawacka – Cichociemna czy agent?

Zobacz także – Ogniska ignorancji oraz  Lans na kłamstwach i po trupach…
Feministyczne kłamstwa

 

Zawacka-Elzbieta-KOL_023_0326-179x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?

gen. Elżbieta Zawacka

Takie pytanie należy postawić publicznie, w związku z reklamowaną dość silnie okładką książki Clare Mulley pt.  „Agent ZO. The Untold Story of Fearles WW2 Resistance Fighter Elżbieta Zawacka” („Agent ZO. Nieopowiedziana historia bojowniczki ruchu oporu z czasów II wojny światowej, Elżbiety Zawackiej”). Reklama książki mocno przedwczesna, ma bowiem zostać opublikowana ponoć za niespełna rok, w lipcu 2024. [Aktualizacja – ma być opublikowana w maju 2024].

W zasadzie na tytułowe pytanie można odpowiedzieć krótko: Elżbieta Zawacka ps. Zo nie była ani Cichociemną, ani agentką – a na pewno nie mogła być równocześnie Cichociemną i agentką. Cichociemni byli bowiem żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej, działali w wojskowych strukturach Polskiego Państwa Podziemnego. Ale jak to – nie była ani Cichociemną, ani agentką? No właśnie, jednak niezupełnie, rzeczowa odpowiedź wymaga szerszego wyjaśnienia.

 

kobieta-szpieg-176x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Kontrowersje wokół rzekomo „agenturalnej” działalności Cichociemnej Elżbiety Zawackiej pojawiły się niedawno m.in. po licznych wpisach na Facebooku brytyjskiej pisarki Clare Mulley, nadzwyczaj postępowej, walczącej piórem o ukazanie przykładów pozytywnego zaangażowania kobiet w heroiczne sprawy. W pierwszej swojej książce pt. „Kobieta, która uratowała dzieci: biografia Eglantyny Jebb” przybliżyła postać rzeczywiście zasłużonej dla praw dziecka pionierki postrzegania małoletnich jako pełnoprawnych uczestników życia społecznego, założycielki organizacji Save the Children. Jest ona porównywana do Janusza Korczaka, pioniera partnerskiej postawy wobec dzieci.

fundacja-zawackiej-300x112 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?W dorobku pisarskim Autorki znajduje się także książka pt. „Kobieta szpieg. Polka w służbie Jego Królewskiej Mości” (tytuł brytyjski: The Spy Who Loved: the Secrets and Lives of Christine Granville, Britain’s First Female Special Agent of World War II) nt. wybitnej Polki, agentki SOE – Krystyny Skarbek. Ta lektura wciąż na mnie czeka… Publikacje Clare Mulley cieszą się uznaniem czytelników i recenzentów, więc podjęcie przez nią jako temat najnowszej książki biografii Cichociemnej Elżbiety Zawackiej budzi dość zrozumiałe dreszcze emocji, zwłaszcza w Fundacji Generał Zawackiej.

 

Cichociemni nie byli agentami!

41a__ERRATA-sledzinski-znak-nie-kupuj-smieci-300x220 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Od dłuższego czasu funkcjonuje w przestrzeni publicznej rażąco nieprawdziwe kłamstwo, jakoby „Cichociemni byli agentami SOE”. To ordynarne i ubliżające Cichociemnym kłamstwo zostało rozpowszechnione zwłaszcza za sprawą fałszerza historii nr 1  – wraz z nierzetelnym Wydawnictwem ZNAK – pseudohistoryka Kacpra Śledzińskiego i jego dramatycznie nierzetelnej książki pt. „Cichociemni. Elita polskiej dywersji” , w której na 417 stronach opublikowano co najmniej 246 błędów i nieścisłości.

We wznowieniu tej skandalicznie kłamliwej książki w 2022 roku, na jej okładce opublikowano… hitlerowskiego skoczka spadochronowego „w roli cichociemnego, elity polskiej dywersji” (sic!!!).  Pseudohistoryk Kacper Śledziński w swym (udającym książkę popularnonaukową) śmieciu wydanym razem ze „Znakiem” wielokrotnie kłamie, jakoby Cichociemni byli rzekomo „agentami SOE”. Nawet bredzi w piramidalny sposób:  „Cichociemni należeli do międzynarodowej grupy agentów SOE (…) istotą ich działania były szeroko pojęte operacje specjalne na terenie różnych krajów Europy, Afryki i Azji” (str. 113).

Więcej info:

 

TOCHMAN-KLAMIE-247x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Do grona fałszerza historii nr 2 oraz 3  dołączyli także dwaj naukowcy z IPN (sic!), obaj z tytułem doktorskim (co przeczy mitowi, że naukowcy nie mogą pisać głupot) – dr Krzysztof Tochman oraz dr Waldemar Grabowski. Obaj uporczywie, prowadzą od wielu lat istotną dezinformację, sprzeczną także ze stanowiskiem Studium Polski Podziemnej w Londynie polegającą na kłamliwym określaniu jako „cichociemnych” spadochroniarzy Akcji Kontynentalnej – którzy byli właśnie agentami SOE!

Dr Krzysztof Tochman  opublikował dwie broszury o fałszywych tytułach: „Cichociemni na Bałkanach we Włoszech i we Francji” (to nie złośliwość, naprawdę w tytule nie ma znaków interpunkcyjnych – RMZ) oraz jeszcze bardziej niedorzecznym: „Zapomniani Cichociemni z Wydziału Spraw Specjalnych MON PSZ na Zachodzie” (nie było czegoś takiego jak „MON PSZ”, ani na wschodzie, ani na zachodzie, ani w innych stronach świata). 

Dr Waldemar Grabowski propaguje od lat kłamliwą teorię, że nie było 316 Cichociemnych, ale więcej – ilu, tego sam nie wie. Zastanawia się, czy za „cichociemnych” (cudzysłów użyty świadomie) nie należałoby uznać „spadochroniarzy zrzuconych w Polsce, ale wysłanych przez MSW, a także spadochroniarzy zrzuconych zarówno przez MON, jaki i MSW w innych krajach europejskich (Francja, Albania, Jugosławia, Włochy, Niemcy i Austria)”  Takie brednie z całą powagą rozpowszechniała niegdyś nawet  Fundacja im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej (sic!!!).

Okazuje się, że nawet tytuł doktora nie jest gwarancją, że jego nosiciel nie rozgłasza bzdur. Nota bene, czekam cierpliwie – wciąż bezskutecznie – kiedy dr Tochman czy dr Grabowski, czy też może Instytut Pamięci Narodowej (też na liście fałszerzy historii) podadzą mnie do sądu za publiczne nazwanie ich kłamcami i nierzetelnymi historykami – abym mógł przed sądem wykazać że są kłamcami i nierzetelnymi historykami….

 

English Heritage o „agentach SOE’

Z rzekomymi „cichociemnymi – agentami SOE” jest trochę tak, jak z „polskimi obozami koncentracyjnymi” – te rażąco kłamliwe frazy są wciąż prostowane i wciąż powracają… W maju 2022 brytyjska organizacja pozarządowa English Heritage opiekująca się zabytkami budownictwa w Anglii należącymi do „zbioru dziedzictwa narodowego” (National Heritage Collection) opublikowała na swojej stronie taką treść:

W tym roku [2022 – RMZ] przypada 80. rocznica powstania Stacji 43 w Audley End, bazy szkoleniowej polskiej sekcji Special Operations Executive (SOE) podczas II wojny światowej. Polscy agenci przybyli w kwietniu 1942 roku, a działania rozpoczęły się 1 maja. (…)  do Polski skoczyło 316 agentów SOE [tak niezgodnie z prawdą historyczną w oryginalnym brytyjskim tekście, podkreślenie własne – RMZ], większość z nich przeszkoliła się w Audley End. Ci dzielni mężczyźni i jedna niezwykła kobieta byli znani jako Cichociemni – Silent Unseen…

 

english-Heritage-300x168 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?3 maja 2022 na stronie oraz w grupie na Facebooku opublikowałem post zatytułowany „Brytyjskie kłamstwo w 80 rocznicę Audley End”. W poście podkreśliłem m.in.- Zmuszony jestem zaprotestować wobec bezczelnie kłamliwego twierdzenia, jakoby Cichociemni rzekomo byli „agentami SOE” – Cichociemni nie byli agentami SOE – tylko żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej. Byli szkoleni m.in. w brytyjskim ośrodku STS 43 Audley End, ale przez Polaków. W żadnej chwili nie podlegali SOE, po skoku otrzymali przydziały służbowe w Armii Krajowej i podlegali KG AK.”

 

Na szczęście, po mojej interwencji brytyjska organizacja przyznała, że Cichociemni nie byli „agentami SOE” (Special Operations Executivelecz żołnierzami polskiej Armii Krajowej 1f642 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?

Dr Andrew Hann (Properties Historians, Team Leader, Curatorial Department) był uprzejmy napisać do mnie dwa maile. W pierwszym napisał m.in „Dziękujemy za wiadomość e-mail zwracającą uwagę na błędy na naszej stronie internetowej związane z działaniem STS 43 w Audley End. Pragniemy zapewnić, że doskonale wiemy, iż Polacy szkolący się w Audley End w latach 1942-44 nie byli „agentami SOE”, ale spadochroniarzami sił specjalnych Armii Krajowej.”

W drugim mailu m.in. – „(…) Dziękuję za wskazanie błędu. Zawsze staramy się zachować najwyższy standard dokładności historycznej naszych treści, zarówno na stronie, jak i online.  (…)  Muszę przyznać, że bardzo interesujące było dla mnie badanie cichociemnych przez ostatnie kilka lat, a Twoja własna strona internetowa była dla mnie i moich kolegów bardzo przydatnym źródłem informacji.”

Bardzo dziękuję dr Andrew Hann, że zechciał sprostować błąd, a nawet był miły wobec mnie, pomimo mojej „napaści”. 🙂 

 

Elżbieta Zawacka – „Agent ZO”

agent-zo-okladka-162x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?W sierpniu 2023, kilka dni temu, natknąłem się na posty na Fb, zachwalające nową książkę Clare Mulley pt.  „Agent ZO. The Untold Story of Fearles WW2 Resistance Fighter Elżbieta Zawacka” („Agent ZO. Nieopowiedziana historia bojowniczki ruchu oporu z czasów II wojny światowej, Elżbiety Zawackiej”).

agent-zo-268x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Książka ma się ukazać w przyszłym roku, na razie więc możemy sobie polizać okładkę. Nie znam Autorki, ani też – przyznaję ze wstydem – nie czytałem żadnej Jej książki (muszę to niebawem nadrobić). Jednak treść okładki zapowiadanej publikacji książkowej – po wcześniejszych moich perypetiach z kłamstwami o „cichociemnych – agentach” –  mocno mnie zbulwersowała.

 

Napisałem więc do Autorki:  „Okładka zawiera nieprawdziwą treść – Cichociemni nie byli agentami 🙁 tylko żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej. W szczególności NIE BYLI AGENTAMI SOE  / The cover contains false content – Cichociemni were not agents 🙁 but soldiers of the National Army in special service. In particular, THEY ARE NOT SOE AGENTS  (tłumaczenie translatorem, niestety)

 

zawacka-agent-275x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Clare Mulley była uprzejma odpowiedzieć:  „Thank you for your comment. She was indeed the only female member of the Cichociemni to parachute back to Poland. Their training in the UK was supported by SOE P (Poland) section, while they reported to the Polish government in exile in London, then to the Home Army in Poland. All in the book. 'Agent” here refers not specifically to SOE or MI6 agent, but to the role as understood by British readers. Thanks again.”

Tłumaczenie Google – „Dziękuję za Twój komentarz. Była rzeczywiście jedyną kobietą spośród Cichociemnych, która zeskoczyła na spadochronie z powrotem do Polski. Ich szkolenie w Wielkiej Brytanii było wspierane przez sekcję SOE P (Polska), podczas gdy podlegali polskiemu rządowi na uchodźstwie w Londynie, a następnie Armii Krajowej w Polsce. Wszystko w książce. „Agent” nie odnosi się tutaj konkretnie do agenta SOE lub MI6, ale do roli, jaką rozumieją brytyjscy czytelnicy. Dzięki jeszcze raz.”

 

Na to zripostowałem – „British readers are not deprived of their minds to see the difference between a secret army soldier and a foreign service agent. A similiar distortion was once published by British Heritage [mój błąd, powinno być English Heritage – RMZ], after my intervention they corrected it. (no 39)  [tu link do strony Informacja o realizacji projektu]   Brytyjscy czytelnicy nie są pozbawieni rozumu, aby nie dostrzec różnicy między żołnierzem tajnej armii a agentem służb zagranicznych. Podobne przekłamanie opublikowało kiedyś British Heritage [mój błąd, powinno być English Heritage – RMZ], po mojej interwencji je poprawili (nr 39) [tu link do strony Informacja o realizacji projektu]  

 

 

Równie poczytna jak Harry Potter…

Minczykowska-3-220x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?

Moje protesty pod licznymi wpisami nt. zapowiadanej książki (oraz zachwytami nad okładką) wywołały reakcję dr Katarzyny Minczykowskiej, Autorki książki pt. CICHOCIEMNA. Generał Elżbieta Zawacka „Zo” (wyd. OW RYTM, Warszawa, 2014). W odpowiedzi na mój komentarz: „Niestety, autorka [Clare Mulley – RMZ] KŁAMIE na okładce, jakoby Cichociemna Elżbieta Zawacka była rzekomo czyimś „agentem” 🙁 Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej, a nie brytyjskimi agentami 🙁 Napisałem do autorki, tutaj mój post

 

Minczykowska-Cichociemna-Zawacka-167x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?dr Katarzyna Minczykowska odpowiedziała:  „Racja,  Cichociemni nie byli agentami SOE, ale „Zo” była nie tylko „cichociemną”. Zanim została „cc” sama stworzyła sporą (składającą się z kilkuset osób) siatkę wywiadowczą, współpracowała z „Dwójką”, a w Audley End doskonaliła się właśnie w kwestiach wywiadowczych, nie dla Brytyjczyków (bo – jak  mawiała – za Anglików nie chciała umierać), ale na potrzeby KG AK, przede wszystkim „Zagrody”. 

W okładce nowej książki o naszej polskiej bohaterce, o której wciąż niewielu słyszało, mi najbardziej nie pasuje fotka Elżbiety, zupełnie niezwiązana z jej działalnością wojenną, zaczerpnięta z indeksu studenckiego (1927), w żaden sposób niewyrażająca charyzmy i siły „Zo”, ale ta foteczka na okładce to drobiazg.

Minczykowska-5-214x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Najważniejsze, że powstaje opowieść o gen. Zawackiej, adresowana nie tylko do polskiego czytelnika. I tym się zachwycamy. To jest tu istotą sprawy. Gdy wydawałam „Cichociemną” wydawca mi z przekąsem powiedział, że nie mam co liczyć na duży nakład i honorarium, „bo to nie Harry Potter” :)) mimo że pierwsza biografia „Zo” dostała pierwszą nagrodę „Klio” [tu link do strony „Nagrody Klio rozdane” – RMZ], więc musiała być nie najgorsza, skoro niezależne jury uznało, że była najlepsza 🙂 No, ale to Polska właśnie 🙁  Liczymy, że Clare Mulley uda się wydać książkę o „Zo” równie poczytną jak „Harry”, co jeśli się uda będzie zasługą tyleż autorki co wydawcy. I tego im życzę.”

 

Minczykowska-6-227x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Wymieniliśmy jeszcze kilka uwag, m.in. ripostowałem:  „w Pani książce o Zo nie znalazłem info o działalności Zo jako agenta… Konspiracja a działalność agenturalna na rzecz wywiadu to odrębne kwestie… skoro wg. Pani tytuł jest ok, to poczekam na książkę. Ale Brytyjczycy stale kłamią o CC, zresztą  u nas wiele tych kłamstw jest powtarzanych… np. że CC byli agentami SOE, że Anglicy organizowali nam zrzuty, że oni szkolili CC itd.”

Napisałem też – nie jestem przeciwny jakiejkolwiek książce tylko utożsamianiu cc z agentami. Zo była kurierką a nie cc, co sama mówiła. Nie znam aż tak dobrze Jej życiorysu, ale w audley end nie szkolono w wywiadzie. Nie po to zresztą pojechała do GB, it. itd. Temat na dłuższą rozmowę. Ale jeśli CC nazywa się agentem to jest fałsz.”

prof. zw. dr hab. Józef Półturzycki – Spór o Elżbietę Zawacką – żołnierza i pedagoga
[recenzja książki: Katarzyna Minczykowska, Cichociemna generał Elżbieta Zawacka Zo, OW Rytm, 2014]
w: Rocznik andragogiczny nr 21, Uniwersytet Warszawski, s. 317-331

 


Elżbieta Zawacka – Cichociemna czy agentka?

Przejdźmy zatem do kwestii zasadniczej, czyli udzielenia odpowiedzi na dwa pytania:

  1. czy Elżbieta Zawacka była Cichociemną?
  2. czy Elżbieta Zawacka była agentem / agentką?


 

Czy Elżbieta Zawacka była Cichociemną?
elzbieta_zawacka_1943 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?

Elżbieta Zawacka, 1943 źródło: Fundacja Generał Elżbiety Zawackiej

Elżbieta Zawacka nie była Cichociemną, ale uznajemy Ją za Cichociemną. Jak to rozumieć? – już wyjaśniam. Elżbieta Zawacka była m.in. kurierką Komendy Głównej AK, pracowała również w sztabie Wojskowej Służby Kobiet. Nigdy nie była Cichociemnym, czyli żołnierzem Armii Krajowej w służbie specjalnej, nigdy też nie została – jak Cichociemniprzeszkolona do służby specjalnej. Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza, który rekrutował, szkolił i ekspediował żołnierzy do służby specjalnej w Armii Krajowej nie traktował jej jako „cichociemnej”, ponieważ jej nie zrekrutował, nie szkolił ani nie przydzielił żadnych zadań.

 

Prof. zw. dr hab. Józef Półturzycki, w artykule pt. Spór o Elżbietę Zawacką – żołnierza i pedagoga (patrz pdf powyżej), będącym recenzją książki Katarzyny Minczykowskiej pt. Cichociemna generał Elżbieta Zawacka Zo zauważa:

Jedna z uwag, jakie wypada zgłosić wobec tekstu książki Katarzyny Minczykowskiej o życiu i działalności profesor Elżbiety Magdaleny Zawackiej, jest to sprawa tytułu Cichociemna. Generał Elżbieta Zawacka „Zo”. Nie jest to bowiem tytuł adekwatny do treści książki, a także do form aktywności Elżbiety Zawackiej w czasie wojny i okupacji. (…) Była aktywnym kurierem i emisariuszem. Jej szczególnym wyczynem okazała się wyprawa z Warszawy do Naczelnego Wodza w Londynie. Zawacka spełniła ważną funkcję i przekazała raport oraz bogate informacje o sytuacji w kraju, a zwłaszcza o działalności Armii Krajowej. Kłopot był tylko z powrotem do kraju. Planowano dokonać zrzutu na teren Francji, Szwajcarii lub Lizbony, ale ostatecznie zdecydowano o skoku z cichociemnymi z samolotu nad krajem. Zawacka przyjęła ten wariant i przygotowywała się do takiej formy powrotu. Odbyła ćwiczenia skoków spadochronowych z wieży i samolotu, a następnie została dołączona do zespołu, który odlatywał do kraju w nocy z 9 na 10 września 1943 roku. (…) 

Na wyprawę do kraju nie otrzymała żadnych zadań czy instrukcji, a także nie otrzymała – jak inni cichociemni – sześciomiesięcznego uposażenia, zaś po wylądowaniu udała się do Warszawy do swoich zadań w „Zagrodzie”. W Wielkiej Brytanii nie przeszła żadnego merytorycznego kursu dla cichociemnych, których szkolenie trwało dość długo, na przykład w szkole wywiadu był to okres 8 miesięcy. Zawacka nie brała udziału w kursach, ale prowadziła zajęcia na temat sytuacji w kraju i zasad działalności podziemnej w czasie okupacji. Przyjęto natomiast nazywać Elżbietę Zawacką cichociemną, co zwłaszcza z czasem zaczęło się upowszechniać. (s. 320-321)

 

W dalszej części swojej publikacji prof. zw. dr hab. Józef Półturzycki podkreśla – „Na stronie 142 w przypisie autorka podaje, że „sama Elżbieta Zawacka nie nazywała siebie cichociemną. Uważała, że była kurierem, a kurier w jej mniemaniu i w opinii innych żołnierzy „Zagrody” był żołnierzem znacznie lepiej przygotowanym do działań konspiracyjnych, kimś lepszym niż cichociemny… (s. 321). Dodać należy, że później akceptowała określanie jej jako „cichociemnej”.  Profesor Półturzycki reasumując podkreśla – „Myślę, że możemy także oczekiwać uczciwego wyjaśnienia tytułowego określenia „cichociemna”, bo jak sama Elżbieta Zawacka mówiła „cichociemną nie byłam, wykonałam tylko skok” (s. 331)

 

 Warto podkreślić także, że Cichociemni byli nie tylko żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej, ale także – jako jedyni polscy spadochroniarze przeszkoleni na Zachodzie – Skoczkami do Kraju. Listę 316 Cichociemnych spisano dopiero po wojnie – jako listę skoczków odznaczonych Znakiem [Spadochronowym] dla Skoczków do Kraju – znalazła się na niej m.in. Elżbieta Zawacka oraz Jan Nowak Jeziorański (także kurier).  Przeciwko kształtowi tej listy nie protestował nikt, w tym żaden z kilkudziesięciu żyjących wtedy Cichociemnych. Skoro sami Cichociemni przyjęli wymienionych kurierów do swojego grona – nie można tego obecnie kwestionować.

 

 

Czy Elżbieta Zawacka była agentem / agentką?
cc-Zawacka-234x350 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?

Elżbieta Zawacka
kolor – Mirosław Szponar

Elżbieta Zawacka nie była agentem / agentką. Trafnie wskazuje dr Katarzyna Minczykowska, Autorka biograficznej książki pt. CICHOCIEMNA. Generał Elżbieta Zawacka „Zo”, że w jej misji do Londynu  „Komendant Główny AK, gen. Stefan Rowecki, powierzył Zawackiej dwa zadania: 1/ miała ona wpłynąć na Sztab NW [Naczelnego Wodza – RMZ], by ten usprawnił ze swej strony łączność z krajem oraz 2/ miała przekonać władze wojskowe i polityczne na emigracji o konieczności prawnego uregulowania służby kobiet w Wojsku Polskim” (s. 113).

Prawie zupełnie w zgodzie z prawdą obiektywną argumentuje dr Katarzyna Minczykowska,  że Elżbieta Zawacka „(…) stworzyła sporą (składającą się z kilkuset osób) siatkę wywiadowczą, współpracowała z „Dwójką”  chociaż nie sposób znaleźć uzasadnienia do wywodu, iż rzekomo Elżbieta Zawacka   „w Audley End doskonaliła się właśnie w kwestiach wywiadowczych”.  Żadne źródło – w tym książka dr Minczykowskiej – nie podaje takich rewelacji, nadto Audley End (STS 43) nie był ośrodkiem szkolenia specjalistów wywiadu, lecz ośrodkiem w którym przeprowadzano kursy: walki konspiracyjnej oraz odprawowy. Cichociemnych ze specjalnością w wywiadzie szkolono w polskiej szkole wywiadu, zorganizowanej w Londynie, potem w Glasgow, pod kamuflażową nazwą „Oficerski Kurs Doskonalący Administracji Wojskowej”.

Należy zauważyć, że Cichociemna Elżbieta Zawacka organizowała struktury Wojskowej Służby Kobiet (które wykonywały również zadania wywiadowcze) oraz trasy i placówki kurierskie, również dla Oddziału II (tzw. „dwójki”, czyli dla wywiadu). Wcale jednak z tego – że wykonywała zadania pomocnicze na rzecz wywiadu – nie wynika, że Cichociemna Elżbieta Zawacka  sama była agentem / agentką wywiadu. Wbrew pozorom różnica jest zasadnicza. Nota bene, byłoby strasznym marnotrawstwem ze strony polskiego wywiadu, gdyby taką rzekomą „agentkę”, która sama się ponoć w tym fachu „doskonaliła”, wykorzystywać nadal jako kurierkę w pracy „Zagrody” KG AK – zamiast w wywiadzie, tj. do zbierania informacji wywiadowczych…

Dodam jeszcze, że każdy żołnierz ZWZ-AK miał obowiązek przekazywania przełożonym informacji nt. działań okupantów (AK liczyła ok. 390 tys. osób), czyli wprost zajmował się działalnością wywiadowczą – a nie organizowaniem struktur łączności jak Elżbieta Zawacka. Byłoby jednak absurdem wywodzenie, iż rzekomo podczas II wojny światowej działało w Polsce 390 tys. agentów polskiego wywiadu. Nieporozumienia w kwestii – czy ktoś był czy nie był agentem wywiadu – wynikają z tego, że wypowiadają się na ten temat osoby o niewielkiej bądź znikomej wiedzy o funkcjonowaniu jakichkolwiek struktur wywiadu.

 

Podsumowanie

RZ-notatka-msw-245x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?1993-07-23_GW_Pomaranczowa_alternatywa_sprost-284x250 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Przy okazji dyskusji o „agencie Zawackiej” niebanalny przykład z mojego własnego życia. Otóż w grudniu 1983 (kiedy „knułem w konspirze”) kontrwywiad wojskowy PRL aresztował mnie w Warszawie (patrz obok fragment tajnej notatki MSW o moim zatrzymaniu), po spotkaniu z II sekretarzem Ambasady Stanów Zjednoczonych w Polsce Panią Ewą Groening, nota bene rezydentką CIA w Polsce.

Na szczęście prl-owscy kontrwywiadowcy nie mieli pewności, czy II sekretarz ambasady faktycznie jest z CIA, nie nagrała im się też nasza rozmowa (zapewne miała ze sobą zagłuszarkę, na szczęście). Choć więc chcieli ze mnie zrobić agenta CIA, jakoś się wywinąłem. 

W czasach „konspiry” kilkakrotnie spotkałem się potajemnie m.in. z konsulem USA w Krakowie Panem Steven’em Black’iem, dostarczając pokaźne paczki z „bibułą, tj. nielegalną wtedy tzw. prasą bezdebitową. Kilka razy rozmawialiśmy nawet o bieżącej polityce 🙂 w uniemożliwiającej podsłuch tzw. klatce Faraday’a w siedzibie krakowskiego konsulatu.

Czy to oznacza, że jednak byłem agentem CIA? Oczywiście nie – choć z punktu widzenia prawa (art. 130 k.k.), działalnością agenturalną jest każde uczestnictwo w działalności obcego wywiadu. Jak można poczytać w komentarzach prawniczych, przestępstwo szpiegostwa można popełnić z zamiarem bezpośrednim  albo ewentualnym. W obu przypadkach „niezbędny jest element świadomości sprawcy, że ma do czynienia z obcym wywiadem”.

RZ-sprostowanie-gw-300x164 Elzbieta Zawacka - Cichociemna czy agent?Przeciętny człowiek gubi się w tych subtelnościach, a trzeba bardzo uważać, zanim nazwie się kogokolwiek „agentem wywiadu”, bo to może być kosztowne (na gruncie prawa cywilnego) lub spotkać się z represją karną za zniesławienie (na gruncie prawa karnego).

W lipcu 1993, w związku z kampanią wyborczą do Sejmu R.P.  „Gazeta Wyborcza” opublikowała w sporym nakładzie, na rozkładówce, artykuł o mnie pt. „Pomarańczowa alternatywa – Czerwone Zagłębie”  (miałem być ową „pomarańczową alternatywą”). W tekście Lidia Ostałowska napisała – niezgodnie z prawdą – iż rzekomo postanowiłem „zostać szpiegiem CIA”. Podałem redakcję „GW’ do sądu, no i musiała sprostować że „nieprawdziwe jest stwierdzenie, że wnioskodawca „postanawia zostać szpiegiem CIA”. 🙂

 

Na miejscu Clare Mulley bardzo uważałbym z tytułem na okładce jej przyszłej książki pt.  „Agent ZO. The Untold Story of Fearles WW2 Resistance Fighter Elżbieta Zawacka”. W sądzie nie obroni oczywiście nieprawdziwej tezy, że Cichociemna Elżbieta Zawacka była czyimkolwiek „agentem”, zwłaszcza wywiadu. Wykazałem w tej publikacji, że nie była także Cichociemną, choć można obronić tezę, że niezgodnie z prawdą historyczną – ale grzecznościowo – można Ją uznać za Cichociemną w uznaniu jej zasług, także dlatego że wcześniej zrobili to, po wojnie, pozostali przy życiu Cichociemni – których głos jest akurat w tej kwestii rozstrzygający.

Autorka ma świadomość, że określenie gen. Zawadzkiej mianem „agenta” jest nieprawdziwe, bowiem przyznaje – Wszystko w książce. „Agent” nie odnosi się tutaj konkretnie do agenta SOE lub MI6, ale do roli, jaką rozumieją brytyjscy czytelnicy.” Wydaje się więc, że z okładką książki i słowem „agent” w jej tytule jest trochę tak jak z „zupką chińską z Radomia” ze znanego kabaretowego skeczu – zupka nie jest wcale chińska, to tylko chwyt marketingowy. Ale działa!  – słyszymy na kabaretowej scenie…

Ryszard M. Zając

19 sierpnia 2023

 

PS.

Zgodnie z banalnym i powszechnym rozumieniem tego pojęcia (patrz np. Wikipedia) – „agent wywiadu” to osoba zwerbowana, wyszkolona, kierowana i zatrudniona w celu zbierania i przekazywania informacji 😜 Ciekawe jaki wywiad (którego państwa) rzekomo Elżbietę Zawacką „zwerbował, wyszkolił, kierował i zatrudnił w celu zbierania informacji”?  Pytanie mocno retoryczne, a nawet dla Elżbiety Zawackiej mocno obraźliwe…  🙁 Ale jej zwolennicy bezrozumnie twierdzą, że była agentem… Czyim?

 

 

FAŁSZERZE HISTORII

 


41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 FAŁSZERZE HISTORIISpis treści:


zobacz także – Ogniska ignorancji  |  Cichociemna czy agent?

 

 

Publiczna pamięć o Cichociemnych jest tego rodzaju, że coraz więcej bzdur rozpowszechnianych jest – pod pozorem prawdy – przez tzw. „autorytety”. Niestety, w tym niechlubnym gronie są także autorytety prawdziwe, które rozpowszechniają brednie na temat Cichociemnych pod zazwyczaj wiarygodnym szyldem. Tym bardziej takie kłamstwa są niebezpieczne.

Dlatego nasz portal publikuje listę fałszerzy historii Cichociemnych. Będziemy publicznie piętnować szczególnie rażące kłamstwa. Każdy, kto znajdzie się na tej niechlubnej liście ma szansę na poprawę – wystarczy opublikować sprostowanie albo poprawić błędne treści…

Lista będzie weryfikowana oraz aktualizowana.

 


 

Miejsce pierwsze:

41a__ERRATA-sledzinski-znak-nie-kupuj-smieci-300x220 FAŁSZERZE HISTORIIEx aequo:  Kacper Śledziński  (autor)
oraz  Wydawnictwo „ZNAK”

 

za wydanie w 2012 oraz 2022 książki: „Cichociemni. Elita polskiej dywersji” zawierającej co najmniej 246 błędów i nieścisłości na 417 stronach  (ISBN 978-83-240-87-47-1)

Rozpowszechnianie od 2012 roku (w dwóch wydaniach) rekordowej liczby błędów i nieścisłości – ostatnie wydanie „wyróżnia się” hitlerowskim skoczkiem spadochronowym na okładce „w roli cichociemnego, elity polskiej dywersji” (sic!!!) – jest rekordowym pokazem ignorancji autora oraz wydawnictwa. Te nierzetelne treści pseudohistoryczne, udające „książkę popularnonaukową” powinny być natychmiast usunięte z obiegu publicznego. 

NIE KUPUJ ŚMIECI udających książki popularnonaukowe!

 

Więcej info:

 

Artykuły:


 

 

Miejsce drugie:

IPN_Cichociemni_broszura_500px-205x300 FAŁSZERZE HISTORIIEx aequo:  dr Krzysztof Tochman  (autor)
oraz  IPN Oddział w Rzeszowie  (wydawca)

 

za wydanie w 2021 broszury „Cichociemni 1941-1945. W 80 rocznicę pierwszego skoku bojowego do Polski” ISBN 978-83-8229-075-2, zawierającej co najmniej 36 błędów na 45 stronach, w tym kłamliwe określanie jako „cichociemnych” spadochroniarzy Akcji Kontynentalnej.

 

Więcej info:

 

Artykuły:


 

 

Miejsce trzecie:

SPADOCHRONIARZE-DO-ZADAN-SPECJALNYCH__2-190x250 FAŁSZERZE HISTORIIEx aequo:  dr Krzysztof Tochman
oraz dr Waldemar Grabowski

 

za uporczywą, prowadzoną od wielu lat istotną dezinformację, sprzeczną także ze stanowiskiem Studium Polski Podziemnej w Londynie polegającą na kłamliwym określaniu jako „cichociemnych” spadochroniarzy Akcji Kontynentalnej.

 

Dr Krzysztof Tochman – opublikował dwie broszury o fałszywych tytułach: „Cichociemni na Bałkanach we Włoszech i we Francji” (to nie złośliwość, naprawdę w tytule nie ma znaków interpunkcyjnych – RMZ) oraz jeszcze bardziej niedorzecznym: „Zapomniani Cichociemni z Wydziału Spraw Specjalnych MON PSZ na Zachodzie” (nie było czegoś takiego jak „MON PSZ”, ani na wschodzie, ani na zachodzie, ani w innych stronach świata). W rzeczywistości nie są to cichociemni, ale spadochroniarze Akcji Kontynentalnej.

Dr Waldemar Grabowski propaguje od lat kłamliwą teorię, że nie było 316 Cichociemnych, ale więcej – ilu, tego sam nie wie. Zastanawia się, czy za „cichociemnych” (cudzysłów użyty świadomie) nie należałoby uznać „spadochroniarzy zrzuconych w Polsce, ale wysłanych przez MSW, a także spadochroniarzy zrzuconych zarówno przez MON, jaki i MSW w innych krajach europejskich (Francja, Albania, Jugosławia, Włochy, Niemcy i Austria)” – patrz m.in. post z dnia 28 września 2014 na stronie Fundacja im. Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, Facebook  [dostęp 2020-02-16]

 

Artykuł:


 

 

Miejsce czwarte:

IPN-plansza-blad__210-620627-1-240x200 FAŁSZERZE HISTORIIInstytut Pamięci Narodowej

 

za nierzetelną „wystawę elementarną” Cichociemni, w tym szczególnie za:

a także za:

  • uporczywe utrzymywanie, że w Powstaniu Warszawskim uczestniczyło 91 Cichociemnych, podczas gdy faktycznie uczestniczyło 95 Cichociemnych a także za przeczącą faktom odmowę uznania za uczestnika Powstania m.in. Cichociemnego Edwina Scheller-Czarnego, oznaczonego orderem Virtuti Militari właśnie za udział w Powstaniu Warszawskim;
  • uporczywe uchylanie się od upowszechniania informacji o skali represji wobec Cichociemnych: niemieckich, sowieckich oraz „władzy ludowej”,
  • uporczywe uchylanie się od upamiętnienia Cichociemnych – Żołnierzy Wyklętych,
  • krzyz-oficerski2-1-265x250 FAŁSZERZE HISTORIIuporczywe pomijanie faktów dotyczących mjr / ppłk dypl. Jana Jaźwińskiego – organizatora lotniczego przerzutu Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej, również dotyczących konstruktora radiostacji dla Cichociemnych Tadeusza Heftmana, a także przypisywanie polskich zasług Brytyjczykom…
    Nota bene, w reakcji na moją petycję, 19 stycznia 2023 Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Pan Andrzej Duda nadał ppłk dypl. Janowi Jaźwińskiemu  (pośmiertnie) Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, za wybitne zasługi położone w służbie państwu i społeczeństwu. Dziękujemy Panie Prezydencie 1f642 FAŁSZERZE HISTORII

 

 

Miejsce piąte:

muzeum-ak-cichociemni-300x172 FAŁSZERZE HISTORIIEx aequo: Mirosław Brach (autor)
Muzeum Armii Krajowej (wydawca)
Narodowe Centrum Kultury (sponsor)

 

za co najmniej 33 błędy w materiałach edukacyjnych:

  • film „Cichociemni”
  • „Prezentacja” i „Karta zadań”

dotowanych przez Narodowe Centrum Kultury kwotą aż 43 tys. złotych

 

Artykuł;


 

 

Miejsce szóste:

FALSZERZE-polskie-radio-238x250 FAŁSZERZE HISTORIIPolskie Radio
portal Cichociemni

 

za fundamentalne kłamstwo, jakoby Cichociemnych utworzono „na rozkaz Churchilla” oraz za co najmniej 319 błędów w publikacjach:

  • oraz za przekręcenie nazwisk czterech Cichociemnych a także za kilkaset (sic!) błędów w krótkich (dwuakapitowych) biogramach Cichociemnych

 

Artykuł;


 

 

Miejsce siódme:

warhist-20-298x250 FAŁSZERZE HISTORIIMateusz Łabuz (autor)
portal warhist

 

za co najmniej 25 błędów w dwóch publikacjach:

  • a także za rażąco nierzetelną rekomendację (jako „wystarczająco dobrą”) śmiecia pseudohistorycznego – książki głównego fałszerza historii Cichociemnych, mianowicie “Cichociemni. Elita dywersji” Kacpra Śledzińskiego wyd. „Znak”, zawierającej 246 błędów i nieścisłości na 417 stronach.

Tutaj moja errata do książki Śledzińskiego i Znaku (plik pdf)

 

Artykuł;


 

 

 

Zobacz także: 

CICHOCIEMNI – NAJCZĘŚCIEJ POPEŁNIANE BŁĘDY

 

 

 

 

Okradanie Cichociemnych

 

Nie uważam się za kogoś szczególnego z tego powodu, że jestem wnukiem jednego z 316 Cichociemnych – spadochroniarzy, żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej. Ale jako wnuk Cichociemnego chciałbym publicznie prosić – nie okradajcie Cichociemnych!

To bardzo przykre, ale do okradania Cichociemnych włączył się ostatnio nawet… Instytut Pamięci Narodowej (sic!!!) – zobacz post na Facebooku

 

„Nie było nas…”

CC-prezentacja-073-300x224 Okradanie CichociemnychCichociemny Przemysław Bystrzycki podkreślał – „Nie mieliśmy barw, broni. Ani świętego patrona, ani tradycji, ani sztandaru. Nie mieliśmy szczególnych oznak ani własnego mundurowego sznytu, jak na przykład lotnicy: trzy guziki odpięte pod szyją; ani olbrzymich beretów obszytych czarną skórą i o stalowej barwie jak nasi spadochroniarze; ani szczególnie krzywych nóg, jak Boże odpuść, kawaleria. Nawet przesądów czy maskotek. Wojsko bez podobnych atrybutów nie jest wojskiem. Czyli na dobrą wiarę nie było nas”…

 

Cichociemni nie stanowili zwartej formacji, nie byli jednostką czy oddziałem, nie mieli odrębnej struktury dowódczej, munduru, sztandaru, patrona. Byli w sporej mierze indywidualistami – wysokiej klasy fachowcami przeznaczonym do zadań specjalnych. Rekrutacja, szkolenie, skok ze spadochronem do okupowanej Polski, już po skoku nawet fakt bycia skoczkiem – to wszystko było objęte ścisłą tajemnicą wojskową.

Rozkaz Naczelnego Wodza (L.dz. 2525/tjn.43) był jednoznaczny: „Wszystkie bez wyjątku czynności związane z lotem do Kraju są ścisłą tajemnicą wojskową. Bezwzględne przestrzeganie tej tajemnicy jest podstawowym warunkiem powodzenia samych lotów oraz całości akcji lotniczej w Kraju, jak również jedynym sposobem zabezpieczenia przed represjami rodziny skoczka.”

ZAJAC-JOZEF-KOL_023_0321-300x186 Okradanie Cichociemnych

Deklaracja por. cc Józefa Zająca

Zobowiązanie do zachowania ścisłej tajemnicy wojskowej zawarto w treści deklaracji składanej przez kandydatów na Cichociemnych jeszcze przed rekrutacją (na druku zgłoszenia do służby w Polsce). Po zakończeniu wszystkich kursów (po szkoleniu), przed skokiem do Polski składali przysięgę cichociemnych. Od utworzenia Armii Krajowej w lutym 1942 składali również rotę przysięgi AK.

Tekst przysięgi Cichociemnych także był jednoznaczny: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny, jako żołnierz powołany do służby specjalnej przysięgam, że poświęconego mi sprzętu, poczty i pieniędzy strzec będę nie tylko jako dobra państwowego, ale i jako środków i pieniędzy przeznaczonych dla odzyskania wolności Ojczyzny, a tajemnicy służby specjalnej dochowam, nawet wobec moich przełożonych i kolegów w konspiracji i nie zdradzę jej nikomu, aż do końca wojny. Tak mi Panie Boże dopomóż.”

Przed skokiem ze spadochronem do Polski, każdy Cichociemny składał pisemną deklarację, której pkt. 1 stanowił: „Zachowam całkowitą tajemnicę co do drogi, jaką przerzucony zostałem do Kraju i co do charakteru mojej pracy. Zachowanie tajemnicy zobowiązuje mnie również wobec wszystkich organów Armii w Kraju, za wyjątkiem odpowiedzi na zapytania skierowane do mnie w drodze służbowej.”

 

Mieli tylko jedno słowo…

Ścisłe przestrzeganie tajemnicy wojskowej skutkowało także i tym, że początkowo nie było nawet oficjalnej nazwy tej grupy żołnierzy do zadań specjalnych. Słowo „cichociemni” zostało wymyślone spontanicznie, nazwa definiowała raczej sposób w jaki żołnierze znikali z macierzystych oddziałów, gdy wyrazili zgodę na skok do Kraju oraz kierowani byli na tajne, specjalistyczne szkolenia. (Nie było czegoś takiego jak „kurs cichociemnego” – proces szkolenia obejmował cztery grupy różnych kursów).

ZAJAC-JOZEF-KOL_023_0321-2-272x250 Okradanie Cichociemnych

Deklaracja por. cc Józefa Zająca

Oto relacja jednego z powracających ze szkolenia (z kursu dywersyjno – strzeleckiego, STS 25, Inverlochy) kandydatów na Cichociemnych, wówczas żołnierza 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej (4 BKS), Władysława Stasiaka:

Po zakończeniu odprawy z dowódcą spotkaliśmy się wreszcie z kolegami. Koledzy niemal rzucili się na nas z pytaniami (…) A my zobowiązani tajemnicą odpowiadaliśmy twardo, że mamy zakaz mówienia czegokolwiek o kursie i sprawach z nim związanych. Na drugi dzień przyszedł do mnie por. Józef Wija – znany w brygadzie dowcipniś i złośliwiec. (…) Zaczął mnie męczyć pytaniami. Odpowiedziałem mu, że przecież dobrze wie, że mamy siedzieć cicho (…)

On, złośliwie, rysując palcem kółko na czole, powiedział: „ty ciemniaku, nawet mnie nie ufasz? Taki jesteś cicho-ciemniak!”. Z biegiem czasu wszystkich uczestników szkolenia zaczęto nazywać cicho-ciemnymi (W locie szumią spadochrony, IW PAX, Warszawa 1991, s.41-42, ISBN 83-211-1153-X).

 

CICHO_CIEMNI__20220517_102242-300x180 Okradanie CichociemnychNazwa cichociemni po raz pierwszy została oficjalnie użyta w instrukcji szkoleniowej Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza z września 1941 pt. „Codzienne życie w Kraju. Szkic dla skoczków do września 1941 r.”. W pierwszym zdaniu czytamy: „Praca niniejsza ma za zadanie ułatwienie „cicho-ciemnym” zaaklimatyzowanie się w Kraju (…)” (źródło: CAW sygn. II.52.150.1).

Po wojnie znaczenie nazwy cichociemni wyjaśniono w publikacji będącej zbiorem wspomnień CC, wydanym z inicjatywy Koła Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej w Londynie:

Nazywamy się cichociemnymi. Nazwa niejednemu wyda się może dziwaczna, ale spróbujcie znaleźć lepszą na określenie takiego charakternika, który potrafi zjawić się nie spostrzeżony tam gdzie się go najmniej spodziewają i pożądają, cicho a sprawnie narobić nieprzyjacielowi bigosu i wsiąknąć niedostrzegalnie w ciemność, w noc – skąd przyszedł

 

Skoczkowie do Kraju

Codzienne-zycie-w-kraju_2_20220517_102240-220x250 Okradanie CichociemnychSłowo CICHOCIEMNI zawsze było tożsame z frazą „Skoczkowie do Kraju, w służbie specjalnej Armii Krajowej” – dlatego Cichociemnymi nie byli inni polscy spadochroniarze: kurierzy oraz oddani do SOE i OSS polscy spadochroniarze zrzucani jako agenci alianckich służb do innych krajów, choć niekiedy mieli za sobą w części podobne szkolenia, a niektórzy byli także zaprzysięgani na rotę przysięgi AK.

Nie byli jednak przydzielani do służby specjalnej w Armii Krajowej w okupowanej Polsce – to jest ta zasadnicza różnica. Nie jest też tajemnicą, że realia okupacyjne w Polsce, niezależnie od tego czy była to okupacja niemiecka czy sowiecka – stawiały o wiele większe wymagania Cichociemnym niż polskim spadochroniarzom do innych krajów.

Przez całą wojnę Cichociemni mieli tylko to jedno słowo, które Ich określało. Po wojnie nie trzeba było już przestrzegać tajemnicy – ale tylko poza granicami Polski. W komunizowanej siłą Polsce „ludowej” wskazanie kogoś jako cichociemnego było równoznaczne z jego uwięzieniem a niekiedy nawet ze śmiercią.

Spośród 316 Cichociemnych 214 przeżyło wojnę, spośród Nich 32 pozostało na emigracji, aż 59 musiało uciekać przed represjami z Polski. Łącznie poza granicami kraju, głównie w Wielkiej Brytanii, znalazło się aż 91 CC – prawie połowa z tych, którzy przeżyli. Z pozostałych w Polsce 123 Cichociemnych aż 103 represjonowano w Polsce „ludowej” – 77 aresztowano, 15 torturowano, 19 skazano na śmierć, 22 na wieloletnie więzienie, 9 (lub 10) zamordowano. Nielicznym udało się pozostać w cieniu, głównie dlatego, że nadal przestrzegali tajemnicy.

 

Codzienne-zycie-w-kraju_20220517_102230-218x250 Okradanie CichociemnychMieli tylko to jedno słowo… Niektórzy mniej rozgarnięci – lub ewidentnie nierzetelni – badacze i publicyści (jak np. Krzysztof Tochman albo Kacper Śledziński) wywodzą, że istniał jakoby jakiś „znaczek cichociemnego”, z którym skoczkowie skakali do kraju. Byłby to chyba jedyny przypadek w dziejach, że żołnierze w tajnej służbie stosowali jakieś jawne oznaczenia, zapewne po to, aby ich łatwiej zidentyfikować i złapać…

Oczywiście przez całą wojnę nie było żadnego „znaczka cichociemnego”. 20 czerwca 1941 gen. Władysław Sikorski rozkazem ustanowił Znak Spadochronowy – taki sam dla wszystkich spadochroniarzy. Wyprodukowano 6550 zwykłych Znaków, z tego Cichociemnym spadochroniarzom Armii Krajowej wydano 311. Znaki Spadochronowe otrzymali ponadto spadochroniarze przeszkoleni przez Polaków, kurierzy polityczni oraz skoczkowie Akcji Kontynentalnej, żołnierze 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej oraz spadochroniarze z innych krajów: 238 Francuzi, 172 Norwegowie, 46 Anglicy, po 4 Belgowie i Holendrzy, po 2 Amerykanie i Czesi.

 

40_Znak-Spadochronowy-AK-187x300 Okradanie CichociemnychW tej sytuacji, z inicjatywy Koła Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej w Londynie – dziewięć lat po wojnie – zarządzeniem nr L.dz. 72/54 Kierownika Ministerstwa Obrony Narodowej z 5 lutego 1954 gen. Tadeusza Malinowskiego, ustanowiono tylko dla Cichociemnych „Znak dla Skoczków do Kraju”, czyli Znak Spadochronowy AK, będący wersją Znaku Spadochronowego. Jest nieco większy, wewnątrz wieńca laurowego ma umieszczoną srebrną kotwicę „Polski Walczącej”. Zgodnie z pkt. 3 zarządzenia „Znak może być nadany tylko tym żołnierzom, którzy zrzuceni do Kraju, wzięli udział w bojowej akcji spadochronowej”.

Fakt tak późnego prawnego uregulowania Znaku dla Skoczków do Kraju spowodował, iż jest on kwestionowany jako prawnie wątpliwy. W istocie, według ustaleń znawców problematyki – „Znak spadochronowy AK był tak naprawdę odznaką pamiątkową o charakterze kombatanckim” (Rafał Niedziela, „Tobie Ojczyzno”. Znaki spadochronowe i szybowcowe w Polskich Siłach Zbrojnych (1941-1947), Warszawa 2021, ISBN 978-83-942317-2-9, s. 347-351).

Czyli Cichociemnym – obecnie Ich Rodzinom – wciąż pozostało tylko to jedno słowo…

 

Trzy grupy skoczków

SPADOCHRONIARZE-DO-ZADAN-SPECJALNYCH__2-190x250 Okradanie CichociemnychWśród polskich spadochroniarzy do zadań specjalnych (nie tylko Cichociemnych) z okresu II wojny światowej można wyróżnić trzy zasadnicze grupy:

  • Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej, którzy działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, byli wysyłani przez wojsko i realizowali cele wojskowe.
  • Emisariusze i kurierzy polityczni – cywilni łącznicy pomiędzy emigracyjnym rządem R.P. a cywilną strukturą w okupowanej Polsce – Delegaturą Rządu na Kraj, także pomiędzy rządem a krajowymi partiami i stronnictwami politycznymi. Byli wysyłani przez polityków i realizowali cele polityczne. Nie byli Cichociemnymi.
  • Spadochroniarze do innych krajów – żołnierze w alianckich służbach specjalnych, działali poza Polską oraz poza strukturami Polskiego Państwa Podziemnego. W porozumieniu z emigracyjnym rządem RP byli wysyłani (im podlegali) przez alianckie służby specjalne: brytyjskie SOE (Akcja Kontynentalna) lub amerykańskie OSS (Project Eagle). Jako agenci tych służb, realizowali cele polityczno – wojskowe, wskazane przez zachodnie służby specjalne: SOE lub OSS.

 

CC-prezentacja-014-300x224 Okradanie CichociemnychPodział na te trzy zasadnicze grupy skoczków jest klarowny i czytelnie uwzględnia diametralne różnice pomiędzy nimi, dotyczące ich podległości służbowej, charakteru służby, celów, zadań, obszaru oraz specyfiki działań. Wbrew pozorom, nie jest to przypisanie poszczególnych spadochroniarzy do którejś z grup, ale uwzględnienie naturalnych oraz zasadniczych różnic pomiędzy nimi.

Podkreślić należy, że wskazane trzy grupy to nie jest jakiś nowy, wymyślony przeze mnie porządek. To tylko odwołanie się do odrębnych cech charakterystycznych tylko dla danej grupy skoczków. To respektowanie standardów naukowych, w myśl których każda teza musi być oparta na wiarygodnym źródle (np. dokumencie) historycznym. Takie ustrukturyzowanie jest zatem ułożeniem pojęć w określonym, naturalnym porządku, zgodnym z wiedzą historyczną. Oczywiście nie ma na celu deprecjonowania którejkolwiek z tych grup, czy któregokolwiek ze spadochroniarzy do zadań specjalnych. Wszystkim polskim spadochroniarzom do zadań specjalnych – niezależnie od tego jak Ich nazwiemy – należy się nasz podziw, szacunek oraz wdzięczność.

Naturalnie osobiste zasługi każdego z Nich też nie są identyczne, różnią się – podobnie jak bardzo zróżnicowane były warunki bojowe w których musieli i ochotniczo chcieli działać. Wszystkich łączy jedno – byli ochotnikami, chcieli i działali z poczucia patriotyzmu – dla Polski.

 

Czy kot może zaszczekać?
Akcja-Kontynentalna-struktura_00182-300x218 Okradanie Cichociemnych

Struktura organizacyjna Akcji Kontynentalnej, Francja
Tadeusz Panecki, Akcja Kontynentalna, s. 118

Każde słowo ma znaczenie. Niestety kultura intelektualna części osób jest tego rodzaju, że skutkuje poruszaniem się w przestrzeni intelektualnego chaosu. Jeśli ktoś spyta: czy mówimy jak myślimy czy też myślimy jak mówimy – to powinien mieć świadomość że są to procesy współzależne. Nasza mowa kształtuje nasze myśli, podobnie jak nasze myśli wpływają na to jak mówimy. Warto świadomie zwrócić uwagę na tą kwestię, zwłaszcza że żyjemy przecież w społeczeństwie informacyjnym. Jedną ze znanych technik dezinformacyjnych jest takie manipulowanie słowami, aby osiągnąć właściwy – według manipulującego – ich odbiór. To dlatego np. w Rosji Putina nie wolno mówić o wojnie, natomiast należy mówić o „specjalnej operacji wojskowej”.

Dezinformacja zawsze wykorzystuje niepełną wiedzę odbiorcy (lub jej brak) w celu wprowadzenia go w błąd. W tym miejscu przechodzimy do kwestii zasadniczej – czy stół powinniśmy nazywać szafą? Czy kot nazwany psem ma szansę zaszczekać? Oczywiście że nie, tego rodzaju słowne manipulacje wywołują tylko chaos i nie przyczyniają się do zrozumienia istoty danego zagadnienia.

 

SPADOCHRONIARZE-DO-ZADAN-SPECJALNYCH-190x250 Okradanie CichociemnychW przypadku pojęcia > Cichociemni < także zdarzają się dezinformacyjne manipulacje. Z najbardziej oczywistych i znanych – kurier polityczny Tadeusz Chciuk sam siebie w tytule własnej książki nazwał cichociemnym – choć nim nie był. Bezrozumnie powtarzają to po nim inni, współcześnie np. portal Polskiego Radia (gdzie jest zatrzęsienie rozmaitych przekłamań i nieścisłości nt. Cichociemnych).

tochman-fake-300x231 Okradanie CichociemnychW publicznej przestrzeni są także mniej prostackie próby manipulowania słowem > Cichociemni <. Oto np. dr Krzysztof Tochman – niegdyś czołowy „specjalista IPN od Cichociemnych” – opublikował nie tak dawno dwie broszury o fałszywych tytułach: „Cichociemni na Bałkanach we Włoszech i we Francji” (to nie złośliwość, naprawdę w tytule nie ma znaków interpunkcyjnych – RMZ) oraz jeszcze bardziej niedorzecznym: „Zapomniani Cichociemni z Wydziału Spraw Specjalnych MON PSZ na Zachodzie” (nie było czegoś takiego jak „MON PSZ„, ani na wschodzie, ani na zachodzie, ani w innych stronach świata).

Drugi „specjalista IPN”, także doktor, Waldemar Grabowski, miesza w ludzkich głowach jeszcze subtelniej. Według niego nie było 316 Cichociemnych, ale więcej – ilu, tego sam nie wie. Zastanawia się, czy za „cichociemnych” (cudzysłów użyty świadomie) nie należałoby uznać „spadochroniarzy zrzuconych w Polsce, ale wysłanych przez MSW, a także spadochroniarzy zrzuconych zarówno przez MON, jaki i MSW w innych krajach europejskich (Francja, Albania, Jugosławia, Włochy, Niemcy i Austria)”.

POWN-pluton-Zachwieja-300x223 Okradanie CichociemnychPan Doktor Krzysztof Tochman jest uznanym badaczem, opublikował m.in. czterotomowy „Słownik Biograficzny Cichociemnych”, który choć zawiera trochę różnej wagi błędów, wciąż ma znaczenie fundamentalne (nie tylko dlatego, że poza np. Tucholskim nie ma wartościowych publikacji w tym obszarze). Nie tak dawno nastąpiła jednak autodetronizacja tegoż „autorytetu”, po brutalnym podeptaniu przezeń precyzji wypowiedzi, poprzez opublikowanie aż kilkudziesięciu błędów w jednej publikacji nt. Cichociemnych.

Pan Doktor Waldemar Grabowski także jest uznanym badaczem, choć jest autorem głównie publikacji przyczynkarskich, ma na koncie poważny sukces badawczy w postaci monograficznej publikacji pt. „Polska Tajna Administracja Cywilna 1940-1945”. Warto też odnotować jego znaczące publikacje dotyczące Akcji Kontynentalnej.

 

„Projekt Orzeł”

 

kompania-grenadierow-250x192 Okradanie Cichociemnych

Samodzielna Kompania Grenadierów

Wybitny amerykański historyk, specjalizujący się w historii najnowszej Europy Środkowo – Wschodniej, dr John S. Micgiel z Uniwersytetu Columbia, także wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego (serdecznie pozdrawiam), w 2019 opublikował niezwykle interesującą książkę pt. „Project Eagle. Polscy wywiadowcy w raportach i dokumentach wojennych amerykańskiego Biura Służb Strategicznych”, Kraków 2019, ISBN 97883-242-3549-0, e-ISBN 97883-242-2982-6. Więcej info – Nie tylko Cichociemni

Pan Doktor J.S. Micgiel przeprowadził swoje interesujące badania głównie w oparciu o całkowicie odtajniony w 1984, przekazany do Narodowego Archiwum w Waszyngtonie, przez William’a Casey’a, dyrektora CIA, zbiór dokumentów OSS London: Special Operations Branch and Secret Intelligence Branch War Diaries. Dr John S. Micgiel ujawnił kulisty tajnych operacji, przeprowadzonych w ramach „Projektu Eagle”.

Co ciekawe, z tych badań wynika, że niemała grupa polskich skoczków z „Project Eagle” – zrzuconych od stycznia 1944 do kwietnia 1945 na teren Niemiec – to w części żołnierze Samodzielnej Kompanii Grenadierów; po skoku podlegali amerykańskiemu OSS (poprzedniczce CIA). Z tej samej jednostki wywodziła się ok. połowa skoczków zrzuconych w ramach Akcji Kontynentalnej do Francji. Co więcej – mieli bardzo podobne zadania – głównie wywiadowcze.

Dr John S. Micgiel nie wpadł jednak na pomysł, aby polskich spadochroniarzy „Projektu Orzeł” nazwać > cichociemnymi <. Zgodnie z obiektywną prawdą historyczną nazwał Ich „polskimi wywiadowcami” (patrz tytuł książki), taktownie przemilczając, że polskimi byli z pochodzenia, bowiem w istocie wykonywali swe misje na rzecz amerykańskiej służby specjalnej (której podlegali); oczywiście za zgodą rządu R.P. Doktor Waldemar Grabowski w swoich pokrętnych teoriach nt. polskich spadochroniarzy tej grupy 32 skoczków nawet nie zauważył…

 

Okradanie Cichociemnych

Obaj wymienieni wcześniej panowie: dr K.Tochman i dr W.Grabowski, od dłuższego czasu publicznie i bezrozumnie kwestionują liczbę 316 Cichociemnych. Ignorują przy tym nawet protesty zasłużonego Studium Polski Podziemnej w Londynie, gdzie przechowywane są teczki personalne Cichociemnych. Jak można zauważyć z tematyki ich publikacji obaj podejmują – niestety – dość zakurzony temat spadochroniarzy do zadań specjalnych, zrzucanych do innych krajów (poza Polską) w ramach Akcji Kontynentalnej.

Przeczytałem niedawno prawie wszystkie dostępne publikacje na ten temat, poszperałem w dokumentach źródłowych, przejrzałem ponad połowę teczek personalnych tych spadochroniarzy. Efekt mojego wysiłku intelektualnego, także w postaci kolejnej bazy danych, zebrałem na stronie, temat pozostaje nadal w obszarze moich zainteresowań, więc treści będą weryfikowane, poprawiane i uzupełniane. Zredagowałem także nowe hasło w Wikipedii, bo dotąd go nie było. Zamierzam wkrótce opracować biogramy skoczków Akcji Kontynentalnej, póki co zapraszam do lektury hasła głównego – Akcja Kontynentalna

 

CC-ZAJAC-ZNAK_SPADOCHRONOWY-250x154 Okradanie Cichociemnych

Bojowy Znak Spadochronowy por. ccJózefa Zająca

Po co to piszę? Ano po to, aby publicznie ogłosić, że nie podobają mi się czynione przez obu „specjalistów IPN” próby okradania Cichociemnych z Ich nazwy. Wojskowi skoczkowie do Kraju, czyli Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej – działali w nieporównywalnie gorszych realiach okupacyjnych niż pozostali. Dodajmy, że zwykle działali też o wiele dłużej oraz intensywniej. Działali wprost na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego, a nie dla zachodnich służb specjalnych. Chyba panowie: K.Tochman i W.Grabowski nie będą próbowali wmawiać opinii publicznej, że realia okupacyjne Polski, zarówno pod okupacją niemiecką jak i sowiecką były takie same jak w zachodnich krajach okupowanej Europy? Chyba nie będą przekonywać, że Polskie Państwo Podziemne, (w tym Armia Krajowa, w sensie operacyjnym) funkcjonowało poza Polską? Chyba nie będą przekonywać, że nie ma różnicy pomiędzy żołnierzem Armii Krajowej a agentem brytyjskiej czy amerykańskiej służby?

Od września 2014 dr W.Grabowski mąci ludziom w głowach, dywagując czy aby > Cichociemnymi < nie byli „spadochroniarze zrzuceni w Polsce, ale wysłani przez MSW” – czyli cywilni kurierzy i emisariusze polityczni. Nie wiem, dlaczego historyk, jednak doktor, ma tego rodzaju problem intelektualny z odróżnieniem cywila od żołnierza czy polityka od wojskowego że chce obie grupy skoczków nazywać tak samo.

CC-Jozef-Zajac-znak-spadochronowy-300x282 Okradanie Cichociemnych

znak spadochronowy por. cc Józefa Zająca

Pan W.Grabowski dywaguje też publicznie, czy aby > cichociemnymi < nie byli również „spadochroniarze zrzuceni zarówno przez MON, jaki i MSW w innych krajach europejskich” – czyli spadochroniarze „pionu wojskowego” Akcji Kontynentalnej, agenci SOE. W tej części wtóruje mu też dr K.Tochman. Nie wiem, dlaczego obaj jednak historycy (z IPN) chcą również tak samo nazywać jeszcze dwie inne grupy skoczków. Czy rzeczywiście mają również problem intelektualny z odróżnieniem żołnierzy działających w ramach Polskiego Państwa Podziemnego, ściślej: w Armii Krajowej, rzecz jasna na terenie Polski, podlegających KG AK – od żołnierzy działających poza Polską, poza Polskim Państwem Podziemnym, poza Armią Krajową, podlegających (Akcja Kontynentalna) brytyjskim (SOE) lub (Project Eagle) amerykańskim (OSS) służbom specjalnym…

Być może sekret rzekomego „niezrozumienia” czy „niedostrzegania” zasadniczych różnic pomiędzy trzema fundamentalnie odmiennymi grupami spadochroniarzy ma dość proste wytłumaczenie. Być może obaj panowie poszukują grantów na swoje badania i muszą przekonać nadzwyczaj tępych decydentów – którzy coś tam słyszeli o Cichociemnych, ale nic nie kumają o Akcji Kontynentalnej?

IPN-plansza-blad__210-620627-1-fake-300x250 Okradanie CichociemnychObaj Panowie Doktorzy nie są historykami od wczoraj i zapewne doskonale dostrzegają różnice: pomiędzy cywilem a żołnierzem, czy pomiędzy żołnierzem AK a agentem zachodniej służby specjalnej. Nie chce mi się wierzyć, że motywem działań Panów Doktorów mogłaby być prymitywna chęć ogrzania się w blasku cudzej sławy.

Chciałbym zauważyć, że Cichociemni – niczego Im nie ujmując, ani nie dodając – „startowali” w zupełnie innej kategorii niż pozostali polscy skoczkowie. Nie należy więc mieszać i udawać, że np. spadochroniarze SOE to także Cichociemni. Zbyt wiele jest zasadniczych różnic, by Ich ze sobą utożsamiać. Tylko Cichociemni podlegali rozkazom polskim, mieli diametralnie różne zadania, działali w odmiennych realiach…

Nie da się Ich także porównywać. Ale jeśli zauważyć, że np. jednym ze skoczków Akcji Kontynentalnej był instruktor Cichociemnych mjr Aleksander Ihnatowicz, który chyba jako jedyny skakał czerokrotnie, m.in. zdobył (na polecenie SOE) 2 egz. nowatorskiego wówczas rkm Fallschirmjägergewehr 42 (FG42), albo w dwuosobowym zespole wysadził w rejonie miasta Aosta aż siedem czołgów niemieckich przy użyciu min magnetycznych z zapalnikiem czasowym – to raczej nie skłamię, że niejeden Cichociemny mógłby Mu pozazdrościć.

Usilnie więc publicznie proszę, aby nie okradać Cichociemnych z tego jedynego słowa, którym się Ich określa – z Ich nazwy. To pojęcie jest definicją, której znaczenia nie powinno się zniekształcać. Spadochroniarze Akcji Kontynentalnej są obecnie może mniej znani, ale to nie powód by fałszować fakty, wywołując wrażenie iż rzekomo bez znaczenia było czy skoczkowie byli cywilami czy żołnierzami, czy działali w Armii Krajowej czy poza AK, czy podlegali polskim władzom czy alianckim służbom specjalnym. Te bardzo istotne, zasadnicze różnice przecież nie przekreślają niczyich zasług, ani też nie umniejszają bohaterstwa żadnego z polskich spadochroniarzy. Proszę więc nie okradać Cichociemnych z Ich nazwy…

Ryszard M. Zając, wnuk Cichociemnego

22 września 2022

 

Pobierz artykuł w PDF

Nie kupuj śmieci – errata: książka Śledziński, „Znak”

 

Odcinek 3

417 stron – 189 błędów…

czyli errata do książki – „Cichociemni. Elita polskiej dywersji”

 

NIE-KUPUJ-SMIECI-sledzinski-znak-errata-300x208 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"Pseudohistoryk Kacper Śledziński napisał, a nierzetelne wydawnictwo „Znak” wydało książkę „Cichociemni. Elita polskiej dywersji” (Znak, Kraków 2022, ISBN 978-83-240-87-47-1 oraz Znak Kraków, 2012, ISBN 978-83-240-2191-8).

Uff, nareszcie zakończyłem wielogodzinna pracę nad wyszukaniem błędów w tym pseudohistorycznym gniocie. Na początku był skandal z okładką – SKANDALICZNE SZYDERSTWO – kiepski autor oraz szmatławe wydawnictwo umieściło tam hitlerowskiego skoczka jako rzekomego „cichociemnego” oraz „elitę polskiej dywersji”…

Zaraz potem okazało się, że w tej pseudo „popularnonaukowej” publikacji aż roi się od błędów. Dotąd Śledzińskiemu i „Znakowi” udawało się tą tandetę pseudohistoryczną prezentować jako pełnowartościową publikację. Wydawnictwo kłamało w żywe oczy o rzekomych procedurach weryfikacji”, które niby zawiodły. W rzeczywistości wcale ich nie ma. Gdyby były, byłby ślad w tzw. metryce wydawniczej. Niestety, to co sobie Śledziński nawypisywał – pseudowydawnictwo „Znak” bezkrytycznie opublikowało. 189 błędów na 417 stronach to niewątpliwie nie tylko krajowy rekord ignorancji. To intelektualne oszustwo….

AKTUALIZACJA – historyk dr Bartłomiej Szyprowski znalazł w tej książce K. Śledzińskiego aż 152 błędy i niedokładności. Po odliczeniu tych samych błędów (tj. znalezionych przeze mnie i dr Szyprowskiego), w książce znaleziono łącznie aż 246 błędów i nieścisłości!!!

 


 

Kacper Śledziński oraz wydawnictwo „Znak” od ponad dziesięciu lat
sprzedaje nierzetelne treści pseudohistoryczne
udające „książkę popularnonaukową”.
 

Trwa kampania społeczna:  NIE KUPUJ ŚMIECI udających książki popularnonaukowe!

 

pobierz – ERRATA DO KSIĄŻKI ŚLEDZIŃSKI, ZNAK  (plik pdf)

 


 

ERRATA-sledzinski-znak-nie-kupuj-smieci-300x220 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"Błędów, przekłamań i nieścisłości w tej książce tak wiele, że musiałem je wskazać i skomentować już w trzech artykułach:

Dzisiaj – na szczęście – odcinek ostatni. W tej publikacji wskażę błędy, które znalazłem w pozostałej części książki. Wszystkie błędy (wskazane w w/w publikacjach) zebrałem w jedną całość w postaci wygodnego pliku pdf do pobrania (patrz link powyżej)

 

W pierwszym odcinku tej „epopei o pseudorzetelności” wskazałem 58 błędów z 55 stron, w drugim 155 błędów z 312 stron, w tym odcinku 189 błędów znalezionych w książce (417 stron).

 

37-982-280x400 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

kpt. Henryk Januszkiewicz
źródło: NAC

156/ str. 313 – w kontekście akcji likwidacji agenta gestapo Michała Pankowa jest: „Powolny” stał jeszcze chwilę nad konfidentem, chcąc się upewnić, że nie żyje. „Dość. Wiejemy!”, usłyszał stanowczy głos „Spokojnego”. Śledziński relacjonuje zachowanie dwóch Cichociemnych: Henryka Januszkiewicza ps. Powolny oraz Ryszarda Nuszkiewicza ps. Spokojny. W zasadzie przepisuje relację Ryszarda Nuszkiewicza – ale nie wskazuje źródła oraz istotnie ją modyfikuje. W oryginale jest bowiem: „Kobieta odskoczyła, nie podniosła jednak krzyku. Pies skomlał obok swego zabitego pana. Przechodnie przyspieszyli (…) Teraz stałem przez chwilę w pogotowiu czekając na reakcję kobiety i ewentualny atak psa. Zachowanie kobiety było dziwne. Odskoczyła nieco w bok i bez słowa ruszyła dalej. Wilczur zaś, jak gdyby wstydząc się swego pana, zaskowyczał i umknął w rozpraszający się tłum przechodniów. – Dość! – usłyszałem głos „Spokojnego” przypominający o odwrocie.” (Ryszard Nuszkiewicz, Uparci, s. 173).

 

157/ str. 314 – jest: „Będzie pan dowódcą tego oddziału” powiedział do podporucznika Adolfa Pilcha „Góry” porucznik Aleksander Warakomski „Świr”, dowódca Obwodu Stołpce AK”. (…). Kończył się dopiero trzeci dzień pobytu cichociemnego wśród partyzantów.” Śledziński pomija, że Cichociemny Adolf Pilch został do tego obwodu przydzielony decyzją Komendy Głównej AK. Pilch nie pojechał sobie na wycieczkę do lasu – bez decyzji KG AK nie mógłby samowolnie opuścić Warszawy (gdzie przebywał na aklimatyzacji) – bo zostałby oddany pod sąd ze dezercję. Nota bene wcześniej Śledziński wywodził, że „odstawiony na boczny tor” przedwojenny szef kontrwywiadu i wywiadu Sztabu Generalnego WP, płk dypl. Stefan Mayer założył sobie szkołę wywiadu (bez akceptacji Naczelnego Wodza). Tak sobie Kacperek Śledziński wyobraża wojsko – nie wiadomo, śmiać się – czy płakać…

 

158/ str. 314 – w kontekście zastrzeżeń Cichociemnego Adolfa Pilcha co do objęcia dowództwa jest: „(…) zaczął „przedkładać swoje obiekcje”: nie znał „w ogóle Kresów, tutejszych ludzi ani problemów partyzantki”. Śledziński wskazuje jako źródło ksiązkę Adolfa Pilcha („Patryzanci trzech puszcz, s. 59) ale cytuje nierzetelnie. Mianowicie Cichociemny Adolf Pilch wskazuje jeszcze dwa, istotne powody: był najmłodszym (stopniem i wiekiem) oficerem na tym terenie, a ponadto – jak podkreślał – „(…) nie znam tak potrzebnego tu języka białoruskiego lub rosyjskiego” (także str. 59).

 

159/ str. 315-316 – w odniesieniu do Batalionu Stołpeckiego AK oraz postawy Sowietów jest: „Wiadomości o pojawieniu się w szeregach partyzantów trzech skoczków dotarły również do pułkownika Grigorija Sidoroka vel Dubowa. Postanowił on oficjalnie podporządkować sobie Polski Oddział Partyzancki (…).”  Faktycznie od tego, co sobie „postanowił” rosyjski pułkownik istotniejsze jest, że 12 października 1943 wydał rozkaz – o czym Śledziński milczy – podporządkowywujący polski oddział im. T. Kościuszki dowództwu sowieckiego zgrupowania (Rozkaz pełnomocnika KC KP(b)B G. Sidoruka „Dubowa” na centrum międzyrejonowe Iwieniec nr 038 z 12 października 1943, ANRB, f. 3602 op.1, d.2, k.49)

 

 

PILCH-Adolf-ppor-piech-rez-300x377 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

Cichociemny Adolf Pilch

160/ str. 317 – jest: „Żaden z oficerów: (…) [tu nazwiska] nie wybierał się dobrowolnie do Sojedninienia Iwienieckiego Rajona” – Ani na tej, ani na następnej stronie Śledziński nie wyjaśnia, że 27 listopada 1943 dowódca sowieckiej partyzantki zaprosił oficerów AK na rzekomą  ?naradę wojenną? 1 grudnia 1943. Warto dodać, że w drodze zostali w zasadzce aresztowani przez partyzantów sowieckich. Następnie rozbrojono i aresztowano 135 żołnierzy AK, część zamordowano w trakcie stawiania oporu. Oficerów przetransportowano samolotem do Moskwy, osadzono w więzieniu NKWD na Łubiance żołnierzy przumusowo wcielono do oddziałów sowieckich (potem z nich uciekali). U Śledzińskiego nie ma o tym ani słowa, jest tylko niejasne sformułowanie – patrz błąd 161.

 

 

161/ str. 317 – w kontekście Cichociemnego Adolfa Pilcha jest: „Pilch natomiast widział, jak partyzanci weszli na teren obozu, jak Miłaszewski tłumaczył coś Wasilewiczowi. Wreszcie zauważył przechodzącego obok szefa kancelarii Jana Orlinę. „Biegnij do kompanii porucznika Groma – polecił mu Pilch – i zamelduj, że delegacja jadąca na naradę wojenną została rozbrojona, a bolszewicy są już w obozie”. Śledziński nie podaje źródła tego cytatu, ale znalazłem fragment w książce Adola Pilcha, z której Śledziński niechlujnie przepisał.

Tak wygląda oryginalna relacja Cichociemnego Adolfa Pilcha: „Zatrzymali się kilka kroków ode mnie i Wasilewicz [rosyjski major, zastępca Dubowa – przyp. RMZ] zwrócił się do Miłaszewskiego: – Nu, a teraz zrób mi zbiórkę waszego oddziału. Miłaszewski odpowiedział, że skoro jest rozbrojony, nie ma prawa wydawać rozkazów. W tym czasie przymaszerowała cała kolumna sowieciarzy. Szli czwórkami czy szóstkami i zatrzymali się przy Wasilewiczu i Miłaszewskim. W tej chwili z ziemianki dowództwa wyszedł Janek Orlina, kancelista. Zblizyłem się do niego i szepnąłem: – Jasiu, biegnij do „Groma” i zamelduj, że nasza delegacja jadąca na naradę została w drodze rozbrojona i sowieciarze są już w obozie.” („Patryzanci trzech puszcz, s. 101).  Frazę „Miłaszewski tłumaczył coś Wasilewiczowi” Śledziński też przepisał z relacji Adolfa Pilcha, ale w oryginale jest „Lewald” coś tłumaczył Wasilewiczowi” („Drogi Cichociemnych”, s. 182)

Gdyby Śledziński był rzetelnym historykiem, to choćby w przypisie podałby informację, że rozkaz do sowieckiej napaści na Zgrupowanie Stołpecko – Nalibockie AK wydał 30 listopada 1943 płk Dubow, czyli Grigorij Sidoruk, po otrzymaniu radiodepeszy od Ponomarienki (NA RB. F.3602, op. I.s.36)

 

162/ str. 319 – w kontekście napaści Rosjan na obóz partyzantów AK jest: „[Bolszewicy] plądrowali baraki, szukając dokumentów, złota, skarbów, a przede wszystkim zegarków. Wyrywali bierwiona ze ścian, małe okienka i drzwi. Wszędzie ich było pełno. Każdy szukał co by zagrabić. Wyglądało na to, że nie ma tu żadnego dowódcy”. Nie wiadomo dlaczego Śledziński nierzetelnie pominął następne zdanie: „Porządek panował tylko w szeregu, który pilnował naszych rozbrojonych chłopaków”. Śledziński nierzetelnie pominął także liczebność napastników – Adolf Pilch relacjonował – „Liczbę bolszewików w obozie oceniałem na półtora tysiąca ludzi. A to jeszcze nie było wszystko. Sporo ich stało na ubezpieczeniach”… (Drogi cichociemnych, s. 183)

 

163/ str. 319 – jest: „Wymykanie się podporucznika Pilcha czy to poprzednio do „Groma” czy za drugim razem do wilnian robi takie wrażenie, jakby za wszelką cenę chciał się wydostać z matni”. Śledziński najpierw przemilcza istotne fakty, w tym fundamentalny o ogromnej przewadze Rosjan, a potem opluwa Cichociemnego. Łaskawie w następnym zdaniu Go usprawiedliwia: „nie miał wyboru” –  ale istotną wątpliwość zasiał… Śledziński nierzetelnie pominął też wyjaśnienie Cichociemnego Adolfa Pilcha„Na placu stały trzy szeregi naszych żołnierzy, a przed nimi o kilkanaście kroków szereg sowieciarzy z bronią maszynową gotową do strzału. W tej chwili padło kilka strzałów od strony, gdzie znajdowali się mołodeczanie. Wasilewicz krzyknął donośnym głosem, że jeśli jeszcze ktoś strzeli, każe otworzyć ogień do naszych ludzi stojących w szeregach. Wobec tej straszliwej groźby nie zdecydowałem się na podjęcie akcji (…)”. („Patryzanci trzech puszcz, s. 102)

 

soe-london-baker-street-64-1-240x300 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

w tym budynku w Londynie mieściła się w latach 1940 – 46 centrala SOE

164/ str. 323 – jest: „Pod koniec 1943 podział Europy został dokonany. W szarym budynku na Baker Street [siedziba centrali SOE – przyp RMZ] zrozumiano, że o strategicznym wsparciu Armii Krajowej będą decydować Rosjanie. Minister spraw zagranicznych Anthony Eden domagał się kontroli nad depeszami wysyłanymi przez Oddział VI do okupowanego kraju. Oczywiście nie chodziło tylko o teksty, lecz o narzucenie reguł postępowania względem radzieckiego sojusznika. Dostawy broni i sprzętu ograniczono niemal do zera”. Bzdury do kwadratu, Śledziński nie ma pojęcia o czym pisze.

Po pierwsze, o wsparciu dla AK nigdy nie decydowali Rosjanie. Po drugie, akurat 30 października 1943 miała miejsce ważna konferencja z udziałem przedstawicieli brytyjskiego SOE oraz polskiego Oddziału VI, dotycząca właśnie reorganizacji dotychczasowego wsparcia lotniczego dla AK. Było to związane głównie z przebazowaniem polskiej 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia na lotnisko Sidi Amor w rejonie Tunisu (zaraz potem na Campo Cassale). Szef polskiej sekcji SOE kpt. Harold Perkins zaoferował na tej konferencji podwojenie liczby samolotów do zrzutów do Polski. 3 listopada 1943 mjr dypl. Jan Jaźwiński został komendantem nowo tworzonej Głównej Bazy Przerzutowej; od 22 grudnia 1943 do końca 1944 z tej bazy przerzucono do Polski 133 Cichociemnych. W dwóch ostatnich sezonach operacyjnych przerzucono do Polski 620 ton zaopatrzenia (w ostatnim 355 ton); w dwóch pierwszych – tylko 51,5 tony…

Po trzecie, Brytyjczycy domagali się prawa kontroli depesz (przychodzących i wychodzących) z bazy „Jutrzenka” nie „pod koniec 1943” – ale w kwietniu 1944. Nie miało to nic wspólnego z rzekomymi „regułami postępowania względem radzieckiego sojusznika” – jak bredzi Śledziński – ale związane było z przygotowaniami do zbliżającej się inwazji. Oficjalnie poinformował o tym mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego m.in. brytyjski dowódca bazy Campo Cassale ppłk Threfall – w piśmie CE/63 z 6 maja 1944; w pkt. 1 podkreśla: „Jak Pan wie, bardzo ostre przepisy bezpieczeństwa wprowadzone zostały w Anglii (…) aby zapobiec przeciekaniu do nieprzyjaciela wiadomości o znaczeniu wojskowym, a szczególnie wiadomości dotyczących inwazji” (Dziennik czynności, sygn. SK 16.9, CAW ? 1769/89, s. 295/290/317)

Po czwarte, w grudniu 1943 przeprowadzono osiem operacji zrzutowych, już po przebazowaniu, częściowo z Sidi Amor, częściowo już z Campo Casaale; w styczniu 1944 cztery, w lutym 1944 dwanaście, w marcu 1944 jedenaście, w kwietniu 1944 aż sto, w maju 1944 także sto itd.! Spadek ilości zrzutów na początku 1944 związany był z przebazowaniem eskadry oraz organizacją tworzonej dopiero Głównej Bazy Przerzutowej, nie miał nic wspólnego z działaniami „radzieckiego sojusznika” jak określa Rosjan Śledziński…

Po piąte, rzekome „ograniczenie do niemal do zera” zrzutów w grudniu 1943 jest brednią nie tylko w świetle faktów, czy negocjacji na konferencji z SOE. Np. brytyjski brig. H. Redman w memorandum z 18 stycznia 1944 pisał do płk Mitkiewicza, polskiego oficera łącznikowego przy Połączonym Komitecie Szefów Sztabów – „konieczne jest dalsze zwiększenie dostaw drogą powietrzną (…) w Londynie (…) rozważa się wzmożenie rozmiarów wsparcia lotniczego” (Armia Krajowa w dokumentach 1939 ? 1945, wyd. Studium Polski Podziemnej, Gryf Printers, wyd. II, Londyn 1984,tom III: kwiecień 1943 ? lipiec 1944, s. 251-154).

 

ozn_Dziennik-czynnosci-mjr-Jazwinskiego_600px-300x161 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"165/ str. 323 – jest: „Z drugiej strony SOE musiało realizować ustalone z Oddziałem VI dostawy, co też wynikało ze zobowiązań Zjednoczonego Królestwa wobec polskiego sojusznika. Pośrednio była to również pomoc dla sojusznika radzieckiego”. Znowu bzdury do kwadratu, Śledziński nie ma pojęcia o czym pisze. Po pierwsze uzgodnienia pomiędzy brytyjską sekcją SOE, nazywaną „polską sekcją” (kpt. Perkins) a polskim Oddziałem VI (mjr dypl. Jan Jaźwiński) wcale nie były „zobowiązaniem Zjednoczonego Królestwa”  lecz ustaleniami między służbami specjalnymi.

Po drugie, SOE niczego nie „musiało” – Brytyjczycy stale – przez całą wojnę –  nie dotrzymywali własnych ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym) ws. lotów ze zrzutami do Polski. W sezonie operacyjnym 1941/42 zaplanowano 30 lotów do Polski, wykonano tylko 11. W sezonie 1942/43 zaplanowano 100, wykonano zaledwie 46. W sezonie 1943/44 zaplanowano 300, wykonano tylko 172.

Po trzecie – zrzuty dla Armii Krajowej, poza związanymi z „Wachlarzem”, nie były „pośrednią pomocą dla sojusznika radzieckiego”. SOE nie chciało zaopatrywać AK w większe ilości broni, gdyż obawiało się że ta broń zostanie użyta przeciwko Rosjanom. Z drugiej strony Stalin nie chciał wspierania zrzutami – lecz zniszczenia Armii Krajowej, najlepiej przez Niemców,…

 

166/ str. 324 – w odniesieniu do Cichociemnego Józefa Spychalskiego jest: „(…) najpierw kierował Okręgiem Lubelskim, a od września 1940 – Okręgiem Białostockim”. W rzeczywistości Cichociemny Józef Spychalski od października 1940 kierował Obszarem II ZWZ Białystok, w skład którego wchodziły okręgi: białostocki, nowogródzki oraz poleski. Okręg Białystok jako samodzielna struktura podporządkowana KG AK funkcjonował dopiero od 24 marca 1944.

 

Krakow-bernardynska-smocza-300x227 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

„Wieża Śledzińskiego”…

167/ str. 325 – w kontekście planowania zamachu na Hansa Franka jest: „Powolny zwrócił uwagę na dom na rogu ulic Bernardyńskiej i Smoczej. Do kamienicy dobudowano wieżę. To właśnie ją chcieli wykorzystać (…)”. Nierzetelna relacja ze wspomnień Cichociemnego Ryszarda Nuszkiewicza, do tego bez podania źródła. „Dobudowana do kamienicy wieża” powstała wyłącznie w wyobraźni Śledzińskiego. Ryszard Nuszkiewicz relacjonuje – „Upatrzyliśmy narożny dom nr 12 przy zbiegu Bernardyńskiej i Smoczej. Wysoka wieżyczka, wznosząca się ponad mury Wawelu wydawała się dobrym punktem do ostrzelania Franka (…)” („Uparci”, s. 161).  W rzeczywistości „dobudowana wieża” jest wieżyczką na dachu kamienicy. Można ją dostrzec na mapie Google, po wpisaniu tego krakowskiego adresu…

 

168/ str. 326 – Śledziński „cytuje”: (jak zwykle niedokładnie) – bez podania źródła – słowa Cichociemnego Ryszarda Nuszkiewicza nt. „wojskowej zasady ekonomii sił”, przepisane z książki „Uparci” (s. 187). Na kolejnych stronach powtarza ten proceder.

 

169/ str. 326 – w kontekście planowania zamachu na Hansa Franka, w odniesieniu do 25 żołnierzy Armii Krajowej jest: „stan wyekwipowania i morale przeciwnika jeszcze powiększał tę różnicę”. W mojej ocenie to niebywała bezczelność ze strony Śledzińskiego, aby insynuować, że rzekomo kiedykolwiek, zwłaszcza na początku 1944 „morale” niemieckich żołnierzy było wyższe niż morale żołnierzy Armii Krajowej.

 

170/ str. 330 – jest: „(…) sztab AK musiał dostosować swe metody i zasady do (…) stosunków z SOE.” Śledziński bredzi, Komenda Główna AK („sztab”) nie miał i nie mógł mieć żadnych „stosunków z SOE”, co więcej nie istniały żadne bezpośrednie możliwości kontaktu. KG AK kontaktowała się wyłącznie z Oddziałem VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza.

 

37-1127-286x400 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

Franciszek Rybka

171/ str. 360 – w odniesieniu do relacji Cichociemnego Franciszka Rybki z odprawy w dniu 17 czerwca 1944 Śledzński nierzetelnie pomija główny powód przyjęcia broni oraz oferty zawieszenia broni złożonej przez Niemców. Oprócz podstępnego aresztowania polskich oficerów a także rozbrojenia żołnierzy AK przez Sowietów, głównym powodem była „ochrona miejscowej ludności polskiej przed terrorem partyzantki sowieckiej”.

 

172/ str. 360 – w odniesieniu do odprawy prowadzonej przez Cichociemnego Macieja Kalenkiewicza jest: „Nie zadawał już więcej pytań na ten temat przeszedł natomiast do operacji „Ostra Brama”. Porucznik Rybka powiedział wtedy, że radziecki sojusznik zablokował drogi (…)”. Określenie „radziecki sojusznik” jako pochodzące rzekomo od Cichociemnego Franciszka Rybki jest wymysłem Śledzińskiego, to jego autorska fraza – rażąco nierzetelna – którą powtarza wielokrotnie w książce – jakby ZSRR kiedykolwiek był sojusznikiem Armii Krajowej albo Cichociemnych… W rzeczywistości Cichociemny Franciszek Rybka mówił właśnie nie o „sojuszniku radzieckim” lecz o „terrorze partyzantki sowieckiej”.

 

173/ str. 370 – w kontekście Cichociemnego Adolfa Pilcha oraz przyjazdu do Dziekanowa kpt. Józefa Krzyczkowskiego, przekazującego decyzje KG AK, jest: „Góra” miał się zatrzymać w Puszczy Kampinowskiej. To była dobra wiadomość, jaką „Szymon” przywiózł do Dziekanowa. Druga była zła. W KG zdecydowano, że porucznik Pilch powinien zostać oddany pod sąd. Chodziło o sprawę rotmistrza Świdy.”  Pięć zdań i kilka błędów.

Po pierwsze, nie było takich „decyzji KG” AK, tj. przejścia do Puszczy oraz decyzji o sądzie. Cichociemny Adolf Pilch relacjonuje co się działo po przejściu mostu na Wiśle: „Nazajutrz w cywilnym ubraniu, udałem się do Warszawy celem nawiązania kontaktu z Komendą Główną AK (…) W tym samym dniu na kwatery naszego zgrupowania w Dziekanowie Polskim przybył komendant VIII Rejonu AK kapitan ?Szymon? ? Józef Krzyczkowski. (…) W dniu 26 lipca do Warszawy pojechał porucznik Kula – Franciszek Rybka. Nazajutrz obaj przywieźli decyzje centrali, która dla żołnierzy tego zgrupowania była wręcz tragiczna. Wraz z oddziałem miałem się udać do Borów Tucholskich, a po drodze częściowo się rozpraszać.” (Marian Podgóreczny, Zgrupowanie Stołpecko – Nalibockie Armii Krajowej: oszczerstwa i fakty. Wywiad z dowódcą Zgrupowania, cichociemnym, mjr Adolfem Pilchem ps. ?Góra?, ?Dolina?, Sopot, 11 czerwca 2010, s. 99). Co do „oddania pod sąd” także nie było decyzji KG AK, kpt. Krzyczkowski mógł jedynie zrelacjonować krążące plotki, bo takiej decyzji KG oraz takiej sprawy sądowej nigdy nie było. „Sprawa rotmistrza Świdy” nie miała związku z Cichociemnym Adolfem Pilchem, rozstrzygnął ją sąd m.in. z udziałem Cichociemnego Macieja Kalenkiewicza.

 

Cetys_Teodor-254x300 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"174/ str. 372 – w kontekście aresztowania przez Sowietów płk Aleksandra Krzyżanowskiego oraz Cichociemnego mjr Teodora Cetysa jest: „Około 18 lipca, choć ta data dzienna nie jest pewna, pułkownik Krzyżanowski z szefem sztabu majorem Cetysem (…)”. Otóż jest „pewna data” – w teczce personalnej Cichociemnego Teodora Cetysa znajduje się m.in. własnoręcznie spisany (po wojnie) życiorys, w którym można przeczytać: „17.07.44 rozbrojony podstępnie wraz z kom. Okręgu „Wilkiem” (…) Od 17.07.44 więzienie na Ofiarnej w Wilnie” (SPP.Kol.023.0028.21)

 

175/ str. 376 – w kontekście Stalina jest: „Stalin podpisał się pod Manifestem PKWN. Soso dbał o pozory”. Po pierwsze, w mojej ocenie nie jest właściwe określanie mordercy milionów ludzi pieszczotliwym sformułowaniem „Soso”, używanym przez jego matkę i kolegów ze szkoły. Po drugie, Śledziński zaprzecza sam sobie. Właśnie dlatego, że dbał o pozory, Stalin choć zatwierdził tekst „manifestu PKWN” oficjalnie się pod nim nie podpisał – podpisali się członkowie PKWN…

 

176/ str. 377 – jest: „Nie mógł natomiast marzyć Kaszyński o artylerii. W tym wypadku musiał liczyć na wsparcie sojusznika. Sojusznik zaś nie zamierzał oszczędzać partyzantów i kilka dni później Kaszyński dostał rozkaz zaatakowania i opanowania Ostrowca. Wymigiwał się od wykonania tego rozkazu (…) Rosjanie jednak nie przyjmowali do wiadomośći argumentów cichociemnego.”  Nie jest znane źródło „ustalenia” przez Śledzińskiego, że Cichociemny Eugeniusz Kaszyński rzekomo wykonywał rozkazy Rosjan albo się od ich wykonania „wymigiwał”. Śledziński nie podał żadnego źródła tej rewelacji, więc zapewne jest to kolejna jego autorska „zardzewiała złota myśl”, przekłamująca fakty historyczne.

37-995-1-300x360 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

mjr Eugeniusz Kaszyński
źródło: NAC

W tym kontekście rzeczowy fragment: „(…) na początku sierpnia 1944 r. doszło do pierwszego kontaktu żołnierzy ?Nurta? z oddziałami sowieckimi. Współpraca bojowa początkowo była poprawna. Oddziały AK wspomagały wojska sowieckie, wykonując wspólne rozpoznanie w kierunku na Piórków, Nieskurzów i Łagów. Po 6 sierpnia 1944 r., gdy strona sowiecka próbowała wymusić na dowództwie 2 pp Leg. AK podporządkowanie się rozkazom Armii Czerwonej nastąpił kryzys. W trudnych rozmowach z gen. W. A. Mitrofanowem (?Muratowem?), dowódcą 7 Korpusu Pancernego Gwardii, stronę polską reprezentował dowódca pułku mjr Antoni Wiktorowski ?Kruk?. (…) Po rozmowie z ppłk. Żółkiewskim zdecydowano odskoczyć od jednostek Armii Czerwonej i przejść całym pułkiem przez linię frontu na stronę niemiecką, by dołączyć do oddziałów AK, które realizowały plan ?Burza?.” (Marek Jedynak, Renata Ściślewska Skrobisz, Major Eugeniusz Gedymin Kaszyński ?Nurt?, ?Mur?, ?Zygmunt? (1909?1976), s. 24).

 

177/ str. 378 – w kontekście zamachu na Koppego jest: „Pierwsze strzały z broni maszynowej komandosów AK rzuciły generała SS na podłogę samochodu i to ocaliło mu życie”. Śledziński nie ma pojęcia o czym pisze. Nie było „komandosów z AK” lecz grupa harcerzy – żołnierzy wydzielonych z batalionu AK „Parasol”. Życie SS-mana uratował jego kierowca, który wyminął ciężarówkę usiłującą zatarasować przejazd. Wskutek nieporozumienia, ostrzał rozpoczął się dopiero po tym wyminięciu.

 

178/ str. 382 – w kontekście Stalina jest: „Musiał zachować pozory sprawiedliwego demokraty. To nie przeszkadzało mu jednak w eliminowaniu pojedynczych oddziałów AK. Taktyka ta sprawdzała się doskonale na Białorusi, na Wołyniu i w Wilnie.” Śledziński ordynarnie fałszuje historię. Sowieckie służby bezpieczeństwa, głównie NKWD, osadziło w więzieniach i obozach ok. 50 tys. żołnierzy AK, uczestniczących w „Akcji Burza”. Towarzyszył temu terror wobec Polaków zamieszkałych na Kresach, kilkanaście tysięcy wymordowano. Tylko z Wilna przymusowo deportowano 35 tys. mieszkających tam Polaków. Tak wyglądało „eliminowanie pojedynczych oddziałów” – jak wywodzi Śledziński.

 

179/ str. 382 – w kontekście sowieckiej ofensywy i Powstania Warszawskiego jest: „(…) chciał, by warszawiacy posłuchali i bezbronni rzucili się na Niemców. Wówczas do miasta miały wejść z odsieczą bataliony radzieckie, a zwycięski Stalin oddałby miasto Polakom, naturalnie Polakom lubelskim.”  Nie jest znane źródło tych „ustaleń” Śledzińskiego. Tak sobie Kacperek wyobraża plany Stalina.

 

ABW-455E_00004-266x350 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

Radiostacja AP-4 źródło: ABW

180/ str. 384 – w kontekście wybuchu Powstania Warszawskiego jest: „Już 2 sierpnia udało się połączyć z Londynem”. Śledziński nie ma pojęcia o czym pisze. Latem 1944 roku nie było jakichś nadzwyczajnych problemów z łącznością. Cała łączność Armii Krajowej była oparta o pracę 50 Cichociemnych łącznościowców. Także wszystkie radiostacje Powstania Warszawskiego, o kryptonimach: Wanda 1, 2, 3, 4, 7, 9, 13, 23, 23A, były obsługiwane przez 12 Cichociemnych.

Jak ustalił historyk Zbigniew S. Siemaszko, wówczas łącznościowiec w centrali Barnes Lodge – „(…) latem 1944 r. w okresie popołudniowym istniały najbardziej znośne warunki korespondencji radiowej pomiędzy Warszawą i Londynem i akurat w czasie rozpoczęcia walki w Warszawie 1 sierpnia, któraś z Wand warszawskich korespondowała z Barnes Lodge. Trudno się dziwić warszawskiemu radiotelegrafiście, że nadał tekstem otwartym po polsku wiadomość, która brzmiała mniej więcej tak: „Już walczymy. Flaga biało – czerwona powiewa nad Warszawą” (Zbigniew S. Siemaszko ? Łączność radiowa Sztabu N.W. w przededniu Powstania Warszawskiego, Zeszyty Historyczne 1964 nr. 6, s. 113). Naturalnie łączność funkcjonowała także normalnie przed Powstaniem…

 

181/ str. 386 – w kontekście hipotetycznego przerzucenia 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej do walczącej Warszawy w sierpniu 1944 jest: „Brygada musiałaby wystartować z Wielkiej Brytanii, podobnie jak Cichociemni, przelecieć nad Danią i na wysokości Władysławowa skręcić nad ląd (…)”. Śledziński nie ma pojęcia o czym pisze.

Po pierwsze 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa znajdowała się od 18 marca 1944 pod komendą brytyjską. Po drugie, od stycznia 1944 Cichociemnych nie przerzucano do Polski z Wielkiej Brytanii, lecz z Włoch. Po trzecie, trasy nad Danią (trasa nr 2) nie używano już od grudnia 1943. Po czwarte, nie było wystarczającej liczby samolotów transportowych do jednoczesnego przerzutu ponad trzech tysięcy spadochroniarzy 1 SBS (ze sprzętem). Po piąte wreszie, Śledziński nie wyjaśnił, w jakim celu samoloty transportowe w dużej operacji powietrznej (osłanianej przecież przez myśliwce) miałyby lecieć okrężną trasą nad Danią „(…) i na wysokości Władysławowa skręcić nad ląd (…)”.

W przypadku pojedyynczych samolotów wykonujących loty specjalne było to zrozumiałe, nastomiast w przypadku zorganizowania dużej operacji zrzutowej byłby to absurd. Warto zauważyć, że w operacji lotniczej „Frantic VII” z brytyjskich lotnisk wystartowało 101 fortec ? amerykańskich samolotów Boening B-17 ze zrzutem dla powstańczej Warszawy. Jakoś nie skorzystali z „porad” Śledzińskiego i nie skręcili nad ląd „na wysokości Władysławowa”...

 

37-982-280x400 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

kpt. Henryk Januszkiewicz
źródło: NAC

182/ str. 390 – jest: „Jednodaniowe obiady, mimo dość dużej ilości gotowanego mięsa, nie bardzo smakowały”. Kapitan „Powolny” przyznał, że nie może patrzeć „na wciąż suchy chleb”. To był impuls do skoku na mleczarnię w Racławicach.” Śledziński jest rażąco nierzetelny w tym opisie, wynika bowiem z niego, iż powodem „skoku na mleczarnię” był kaprys dowódcy, który chciał się lepiej odżywiać.

Śledziński podał, że opis pochodzi z relacji Cichociemnego Ryszarda Nuszkiewicza, ale zacytował – jak zwykle nierzetelnie. Bez zaznaczenia swej ingerencji w cytat opuścił bowiem dalszą część opisu nt. wyżywienia – „na śniadania i kolacje dawaano przeważnie suche pieczywo i niekiedy kawałek kiełbasy. Do tego zdarzały się zakłócenia w dostawach i to przeważnie chleba. Pomny wojennych doświadczeń bytowałem na równi z podwładnymi. Odczuwałem zatem tak jak oni żołądkowe niedostatki i rozumiałem dobrze narzekania większych od siebie żarłoków. Trzeba temu jakoś zaradzić – pomyślałem i wezwałem do siebie podoficera żywnościowego. (…) Wiesz gdzie znajdują się niemieckie mleczarnie?  – Najbliższa i to duża jest w Racławicach. Wybierz się tam. Zaświadczenie podbijesz pieczątką „Błyskawicy”, bo innej na razie nie ma.”  Do tej mleczarni pojechał pięcioosobowy patrol żołnierzy. (Uparci, s 258-259). Śledziński zatem nie tylko fałszywie przedstawił motywację Cichociemnego ws. mleczarni, ale także fałszywie nazwał „skokiem” zwykłą rekwizycję.

 

183/ str. 391 – w odniesieniu do Cichociemnego Adolfa Pilcha jest: „(…) szła za nim opinia KG AK, że jest godny „tylko sądu i kuli w łeb”. Śledziński opluwa Bohatera, ponadto nie podaje źródła tej rewelacji. W rzeczywistości nie było takiej „opinii KG AK”, nota bene, gdyby KG AK faktycznie tak zdecydowała, nie byłoby żadnego problemu z oddaniem jakiegokolwiek żołnierza (w tym oficera) pod sąd.

 

184/ str. 391 – w odniesieniu do Cichociemnego Adolfa Pilcha oraz jego dowództwa Pułkiem „Palmiry – Mlociny” jest: „Kotowski nie miał zamiaru liczyć się ze zdaniem Pilcha. Odsunął go od dowództwa”. Śledziński bajdurzy, za taką samowolę właśnie można byłoby oddać pod sąd. W rzeczywistości – „W dniu 2 sierpnia 1944 ranny w bitwie o lotnisko Bielańskie kpt. Szymon przekazał dowództwo ?Grupy Kampinos? A. Pilchowi, który z kolei w dniu 23 sierpnia 1944 r. na podstawie rozkazu mjr Żywiciela ? Mieczysława Niedzielskiego przekazał dowództwo Grupy Kampinos mjr Okoniowi – Alfonsowi Kotowskiemu, pozostając dowódcą Pułku Palmiry (…).” (Marian Podgóreczny, Zgrupowanie…, s. 8) . Czyli: nie odsunął od dowodzenia, nadto dotyczyło to innego oddziału…

 

Kalenkiewicz-Maciej-206x300 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

Maciej Kalenkiewicz

185/ str. 397 – w odniesieniu do śmierci Cichociemnego ppłk Macieja Kalenkiewicza Śledziński (podobnie jak na poprzednich stronach) przepisuje, modyfikując, relację z ksiązki Erdmana. Przy opisie śmierci Cichociemnego jest jednak rażąco nierzetelny – nie dość, że ukrył prawdziwe źródło i przepisuje z cudzej pracy, to jeszcze pominął, że nie było świadków śmierci mjr Kalenkiewicza, zaś podany przez niego opis (przepisany od Erdmana) jest „pogłoską, którą ludzie powtarzaja od kilkudziesięciu lat”  (Jan Erdman, Droga do Ostrej Bramy, s. 416). Wyjątkowo podła nierzetelność Śledzińskiego.

 

186/ str. 398 – w kontekście śmiałego wypadu na Truskaw, jest: „Porucznik Adolf Pilch z grupy sześciuset ochotniników wybrał osiemdziesięciu wyborowych żołnierzy, ostrzelanych weteranów, uzbrojonych w najlepszą broń pułku „Palmiry – Młociny”. Śłedziński znowu nie trzyma się faktów. Cichociemny Adolf Pilch nie wybrał 80 „wyborowych żołnierzy” lecz 70 z oddziałów liniowych oraz 10 z „kwatermistrzostwa, żandarmerii, gońców, kancelistów itp”. (Adolf Pilch, Partyzanci trzech puszcz, s. 198, identycznie w „Drogach Cichociemnych” s. 444). Nie jest znane źródło „ustalenia” przez Śledzińskiego, że byli oni „uzbrojeni w najlepszą broń pułku”. To pewnie taka sama „prawda” jak z „wyborowymi żołnierzami”

 

187/ str. 416 – w kontekście powojennych losów Cichociemnego Alfreda Paczkowskiego Śledziński znowu nierzetelnie „cytuje” list żony tego Cichociemnego – „do Londynu” – wskazując jako źródło „kopię w archiwum autora” (tj. Śledzińskiego). W rzeczywistości list znajduje się w teczce personalnej w Studium Polski Podziemnej (SPP.Kol.023.0198.46-47) i nie jest zaadresowany „do Londynu” lecz do Cichociemnego, płk. Kazimierza Iranka – Osmeckiego. Wbrew wywodom Śledzińskiego nie chodziło tylko o zaległą gażę. W ogóle Śledziński tworzy wokól tego listu atmosferę jakiejś nadzwyczajności, podczas gdy nie było niczym wyjątkowym, że po wojnie Cichociemni (lub Ich rodziny) odbierali pozostawione w Oddziale VI własne depozyty, w tym dokumenty i pieniądze.

 

188/ str. 417 – w odniesieniu do Cichociemnego Ryszarda Nuszkiewicza jest: „Po 1945 r. został aresztowany przez UB, osadzony w więzieniu na Montelupich, ustawicznie przesłuchiwany, inwigilowany, wreszcie zwolniony.”  Jak to u Śledzińskiego – poplątanie faktów. W rzeczywistości Cichociemny Ryszard Nuszkiewicz był po wojnie aresztowany dwukrotnie przez UB: w czerwcu 1945 aresztowany przez UB w Krakowie, osadzony przy pl. Inwalidów. W grudniu 1955 ponownie aresztowany, osadzony w więzieniu w Krakowie przy ul. Montelupich. Intensywnie rozpracowywany (w tym inwigilowany) przez UB od marca 1953 do aresztowania, później m.in. od września 1957, następnie od 15 czerwca 1964 co najmniej do listopada 1974.

 

189/ – str. 417-418 – Na zakończenie Śledziński przywołuje płk Józefa Hartmana i jego zwyczaj sadzenia róży (miał ich ponad sto) dla upamiętnienia poległego Cichociemnego. Ale pomija Jego ważne i znane słowa o Cichociemnych:

Józef_Sławomir_Hartman-228x300 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"

Józef Hartman

„Wszyscy nasi i moi chłopcy ?sami wybierani? ? najpiękniejszy kwiat wojska ? byli innym, niezwykłym wojskiem! Ich zespoły nigdy nie stanęły na zbiórce w całości, nie defilowali przy dźwiękach orkiestr. Nie otrzymali sztandaru, nie mieli dnia swojego święta i nie weszli do boju całym oddziałem!

?Sami wybierani? wchodzili do akcji bojowej indywidualnie, tracąc przy tym dotychczasową swoją osobowość cywilną i żołnierską. Śmierć czyhała na nich od chwili oderwania się od ziemi angielskiej, towarzyszyła długo na własnej ziemi, a gdy ich dosięgła była okrutna!”

W mojej ocenie uchylenie się od zacytowania tych pięknych słów jest błędem nierzetelności Kacpra Śledzińskiego, „specjalisty od Cichociemnych”…

 

Jestem szczęśliwy, że wreszcie analizę tego pseudo „popularnonaukowego” gniota mam już za sobą. Czuję się w obowiązku zaznaczyć, że pod koniec nie byłem już tak uważny w tropieniu błędów i nieścisłości w książce udającego historyka Kacpra Śledzińskiego. Byłem bowiem znużony wieloma godzinami pracy przy sprawdzaniu pokrętnych treści – w większości nierzetelnie przepisanych od innych autorów – opublikowanych jako „dzieło” Śledzińskiego.

Lista błędów może więc okazać się niekompletna; nawet jednak gdyby było ich tylko ćwierć z tych wskazanych – to ich liczba i ranga kompromitują Kacpra Śledzińskiego oraz wydawnictwo „Znak”. Nie słyszałem dotąd o choćby trochę podobnym przypadku tak skandalicznie rażącej nierzetelności…

 

 


 

W reakcji na intelektualne oszustwo Śledzińskiego i wydawnictwa „Znak” trwa kampania społeczna:

 

 

NIE  KUPUJ  ŚMIECI 

udających książki popularnonaukowe!

 

Na miano „śmieci” zasłużyły oba wydania pseudohistorycznej tandety Śledzińskiego i „Znaku”, z 2012 oraz z 2022 (Kacper Śledziński, Cichociemni. Elita polskiej dywersji, Znak, Kraków 2022, ISBN 978-83-240-87-47-1 oraz Znak Kraków, 2012, ISBN 978-83-240-2191-8).

 

NIE-KUPUJ-SMIECI-sledzinski-znak-errata-300x208 Nie kupuj śmieci - errata: książka Śledziński, "Znak"Nie dajmy się oszukiwać

nie kupujmy książek

nierzetelnych, nawet kłamliwych!

Kampania będzie prowadzona dotąd, dopóki wydawnictwo „Znak” nie naprawi szkód spowodowanych dziesięcioletnim rozpowszechnianiem bzdur na temat Cichociemnych – elity Armii Krajowej oraz dopóki nie wprowadzi procedur weryfikacji publikowanych treści.

 

Wzywam wydawnictwo ?Znak? – przestańcie być znakiem ignorancji!

Ryszard M. Zając
wnuk  Cichociemnego

cichociemni (at) elitadywersji.org


 

 

 

 

12