Pisałem pod koniec grudnia o świetnym albumie pt. „Tam, gdzie skakali nocą… Historia wybranych zrzutowisk cichociemnych na terenie Generalnego Gubernatorstwa”. Mamy nową, ciekawą publikację w tym projekcie…
W ramach tego samego projektu naukowego – „GIS w historii. Możliwości wykorzystania i popularyzacji współczesnych narzędzi geoinformatycznych w naukach humanistycznych na przykładzie czynu zbrojnego cichociemnych” – Autorzy opublikowali właśnie naukowy artykuł pt. Role of Geographic Informations Systems in analysing the selection of cichociemni drop zones based on a case study of the „Mewa 1” drop zone / Rola systemów informacji geograficznej w analizie wyboru stref zrzutów cichociemnych na podstawie studium przypadku strefy zrzutu „Mewa 1”.
Nie dam rady zrecenzować tego artykułu, bo moja wiedza geoprzestrzenno – historyczna jest bardzo skromna, ale mogę artykuł chociaż omówić i skomentować. Choć jest to publikacja naukowa, na dodatek anglojęzyczna, w mojej ocenie warto ją uważnie przeczytać, ponieważ ma charakter bardzo wartościowy poznawczo – istotnie wzbogaca naszą wiedzę o zrzutach Cichociemnych. Dodam, że dr Agnieszka Polończyk – wnuczka Cichociemnego kpt. cc Bolesława Polończyka ps. Kryształ – poinformowała mnie, iż przygotuje niebawem podobną publikację w języku polskim, a także nawet jej uproszczoną, popularyzatorską wersję dla młodzieży. Bardzo dobry pomysł 🙂
Autorzy z projektowego zespołu naukowców: dr Agnieszka Polończyk, dr inż. Michał Lupa oraz prof. dr hab. inż. Andrzej Leśniak, systematycznie, rzetelnie i szczegółowo przeanalizowali, w jakim stopniu wybrane zrzutowiska (placówki odbiorcze) cichociemnych spełniały kryteria zawarte w instrukcjach. Publikacja jest w znacznej mierze studium placówki odbiorczej „Mewa 1” (brytyjskie oznaczenie numerowe pinpoints – 222), zlokalizowanej w pobliżu miejscowości Skalbmierz (powiat proszowicki).
Ta właśnie placówka odbiorcza w nocy 4/5 maja 1944 w sezonie operacyjnym „Riposta”, w operacji lotniczej „Weller 17”, przyjęła ekipę skoczków nr XLIX, skaczącą z samolotu Halifax JP-177 „P” (dowódca operacji lotniczej: F/O Edward Bohdanowicz, 1586 Eskadra PAF). Podkreślić należy, że prawidłowe wyznaczenie miejsca zrzutu spadochroniarzy miało kluczowe znaczenie dla pomyślnego Ich skoku na ojczystą ziemię oraz dla uniknięcia schwytania przez wroga.
Do swojej analizy Autorzy wykorzystali skalibrowane, przedwojenne mapy Wojskowego Instytutu Geograficznego, przekonwertowane na wersje wektorowe. Wykorzystali także cyfrowy model terenu (angielski termin: Digital Terrain Model – DTM) oraz utworzoną dzięki niemu cyfrową mapę przestrzenną. Ponadto żmudnie przeanalizowano wszystkie kryteria wyboru miejsc wyznaczonych jako placówka odbiorcza (zrzutowisko) wskazane w historycznych instrukcjach. Współcześnie trochę podobne, nawet może bardziej skomplikowane analizy, na użytek pilotów wojskowych, błyskawicznie wykonuje pokładowa elektronika samolotów i śmigłowców najnowszej generacji 🙂
W konkluzji artykułu stwierdzono, że ta konkretna placówka odbiorcza (Mewa 1) częściowo spełniała kryteria sformułowane w instrukcjach. Wykonano mnóstwo żmudnej, ale pożytecznej pracy, dzięki której wiemy obecnie dokładnie, jakie główne kryteria przesądzały o wyborze danego miejsca w terenie na placówkę odbiorczą – miejsce zrzutu dla Armii Krajowej. Rozmarzyłem się, że za jakiś czas będą może dostępne takie analizy dla wszystkich zrzutowisk Armii Krajowej, lub choćby tylko dla tych, na których odebrano Cichociemnych, odważnie skaczących do okupowanej Polski.
Autorzy zasadnie podkreślają trafne spostrzeżenie D.R.Kelley’ego (2010, s. 22) że „Historia była zawsze geohistorią”. Zauważają, że współczesny system informacji geograficznej GIS może być innowacyjnym narzędziem analizy, ale też prezentacji historycznych informacji o danej przestrzeni. W skrócie można powtórzyć za klasykami tej subdyscypliny naukowej (np. Szady, 2013), że przecież nie można zajmować się historią bez znajomości geografii ani odrywać przestrzeni geograficznej od jej kontekstu historycznego. Cała otaczająca nas przestrzeń jest właśnie wynikiem różnych procesów społeczno – historycznych, trzeba tylko umieć je dostrzec, odczytać, zinterpretować.
W omawianym artykule Autorzy zauważają, że takie geoanalizy w odniesieniu do miejsc zrzutów „mogą stanowić cenne uzupełnienie merytorycznej istniejącej literatury na temat dziejów cichociemnych, otwierając nowe perspektywy badawcze w tym obszarze”. Rzeczywiście, „geohistoria” nie tylko pozwala na nowe spojrzenie na – wydawałoby się już dobrze znane – wydarzenia z historii, ale także, właśnie dzięki narzędziom „geografii historycznej” pozwala ustalić dotąd nieznane lub pomijane aspekty zdarzeń z przeszłości.
Autorzy artykułu przybliżają nam tło historyczne analizowanych zdarzeń. Wskazują, że nawigatorzy samolotów lecących ze zrzutami używali wojskowych map WIG w skali 1:300 000. Dodatkowymi punktami orientacyjnymi, ułatwiającymi dotarcie na miejsce zrzutu były dobrze widoczne z nieba (zwłaszcza w księżycowe noce) linie rzek (piloci mówili nawet o „Wisłostradzie”), mosty, jeziora, tory kolejowe oraz dworce, także inne wyróżniające się, charakterystyczne obiekty terenowe (np. kominy fabryczne, klasztory itp.).
Poszczególne zrzutowiska (placówki odbiorcze), już po wyznaczeniu w terenie, miały swoje „karty ewidencyjne” w dokumentach Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, który organizował zrzuty. Przybliżoną lokalizację punktu zrzutu wyznaczano poprzez pomiar odległości podanych w milimetrach od krawędzi konkretnego arkusza mapy w kierunku południkowym i równoleżnikowym. Autorzy publikacji tego nie podają, bo wykracza to poza zakres tematyczny artykułu, ale warto dodać, że po znalezieniu się w domniemanej strefie zrzutu, lotnicy z „samolotu zrzutowego” mieli zwykle nie więcej niż ok. 15 minut na odnalezienie świateł sygnalizacyjnych zrzutowiska na ziemi. Czasem – szukając zrzutowiska – krążyli nad danym terenem dłużej, ale zawsze wiązało się to z problemami z powrotem na macierzyste lotnisko, ze względu na nadmierne zużycie paliwa…
Trzeba przyznać, że w ramach tego projektu trójka naukowców wykonała sporo pożytecznej pracy. Najpierw starannie zdigitalizowano, potem skalibrowano stare mapy. Później dokonano georeferencji (pewnego rodzaju dopasowania) tak pozyskanych cyfrowych map, dodając wyznaczone punkty kontrolne oraz identyfikując charakterystyczne obiekty terenowe. Następnymi etapami pracy w ramach projektu były: wektoryzacja, przygotowanie projektu mapy, także analiza przestrzenna.
Gdyby oficer komórki zrzutów AK dysponował wówczas tak nowoczesnym narzędziem jak GIS, zapewne miejsce zrzutowiska „Mewa-1” 222 (oraz pozostałych) byłoby wyznaczone perfekcyjnie, w tym przypadku położone kilometr dalej na północy wschód. Autorzy artykułu wskazują bowiem, że „wybrana lokalizacja nie spełniała założonych standardów bezpieczeństwa”, tzn. w przyjętym miejscu utrudnione było ukrycie (zakopanie) zasobników i paczek zrzutowych. Na szczęście inne kryteria wyboru miejsca były respektowane, przynajmniej częściowo.
Części z teoretycznych kryteriów lokalizacji zrzutowiska, z uwagi na brak danych, nie sposób było jednak zweryfikować. Można te naukowe analizy podsumować krótko – nie tylko „Mewa 1” 222, ale zapewne inne placówki odbiorcze nie były idealnymi miejscami zrzutu, zawsze jakieś kryteria bezpiecznej lokalizacji mogły nie być spełnione. To tylko ilustruje tezę, że przy każdym zrzucie (skoczków czy materiałowym) istniało – tam, na ziemi – spore ryzyko walki z agresywnym wrogiem. Na szczęście, jak wiemy obecnie, poza niewieloma przypadkami zrzutów, ryzyko udało się okiełznać. Bardzo przykrym przykładem skutku zrzucenia spadochroniarzy w niewłaściwe miejsce jest operacja zrzutowa „Jacket”, podczas której brytyjski nawigator pomylił się aż o 130 km! Szereg błędów – z których kluczowym był właśnie zrzut w niewłaściwe miejsce – skutkowało śmiercią dwóch Cichociemnych…
Autorzy artykułu w jego zakończeniu odnoszą się do pracy wykonanej przez dr Andrzeja Borcza oraz Waldemara Natońskiego, przeprowadzonej w ramach naszego projektu „Na tropie zrzutowisk Armii Krajowej”. W artykule czytamy m.in. – coraz więcej badaczy zainteresowanych lokalną historią poszukuje rzeczywistych stref zrzutów w oparciu nie tylko o dokumenty archiwalne, ale także relacje i wspomnienia świadków (Borcz, 2023; Natoński, 2023). (…) Z pewnością badania terenowe mogą stanowić cenne uzupełnienie dotychczasowych badań, które – wzmocnione analizami przestrzennymi – przybliżają nas do jeszcze dokładniejszej rekonstrukcji faktów historycznych.”
Sądzić wolno, że to dobre podsumowanie wysiłków, aby przy użyciu rozmaitych narzędzi badawczych, dotrzeć do istoty prawdy obiektywnej dotyczącej zrzutów Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Projekt naukowy, zrealizowany przez trójkę krakowskich naukowców, należy uznać nie tylko za udany, nowatorski, ale także za bardzo pomocny w ustaleniu istotnych elementów naszej „wiedzy zrzutowej”. Projekt naukowy „GIS w historii. Możliwości wykorzystania i popularyzacji współczesnych narzędzi geoinformatycznych w naukach humanistycznych na przykładzie czynu zbrojnego cichociemnych” realizowany był w latach 2018-2023 w ramach programu „Dialog” Ministerstwa Edukacji i Nauki, przez zespół naukowców: dr Agnieszka Polończyk, dr inż. Michał Lupa oraz prof. dr hab. inż. Andrzej Leśniak.
Warto podkreślić, że wskutek brytyjskich decyzji politycznych mieliśmy podczas wojny paskudną dla Polski politykę „kroplówki zrzutowej” dla Armii Krajowej. Łamanie przez SOE ustaleń z Oddziałem VI (Specjalnym) spowodowało dwukrotnie mniejszą ilość zrzutów niż możliwe. Wyznaczenie Polski jako trzeciorzędnego teatru działań wojennych – dodatkowo ponad sto dziesięć razy mniej zrzutów niż np. do Jugosławii. W efekcie brytyjskiej polityki, także przez hamowanie zrzutów przez np. premiera Mikołajczyka czy prosowieckiego gen. Tatara, przez całą wojnę Armia Krajowa została wzmocniona ledwo 316 Cichociemnymi (choć przeszkolono 533 spadochroniarzy do zadań specjalnych) oraz otrzymała niewielkie zaopatrzenie, mieszczące się w całości w jednym niedużym pociągu towarowym. Ale było to istotne źródło zaopatrzenia AK – gdyby nie te zrzuty, byłoby jeszcze gorzej…
Agnieszka Polończyk, Michał Lupa, Andrzej Leśniak – Role of Geographic Informations Systems in analysing the selection of cichociemni drop zones based on a case study of the „Mewa 1” drop zone, w: Polish Cartographical Review, vol 55, styczeń 2023, s. 87-110, e-ISSN 0324-8321, 2450-6966, ISSN 0324-8321.
Publikacja jest do pobrania (pdf) dla wszystkich na tej stronie, a także (po podaniu hasła dostępu) w portalowej wirtualnej bibliotece oraz w bibliotece zrzutowej.
PS.
Oryginalna okładka Polish Cartographical Review nie zawiera grafiki ze spadochronem, ale nie mogłem się oprzeć, aby na potrzeby tego artykułu ją wzbogacić 🙂