Niedawno minęła kolejna rocznica kapitulacji Powstania Warszawskiego, warto więc zastanowić się, jakie były fundamentalne przyczyny upadku Powstania. Dzisiaj o trzech osobach, które miały kluczowy wpływ na rozpoczęcie i przebieg Powstania. Tego nie uczą w szkole ani nie dowiecie się o tym w oficjalnej wersji historii…
W mojej osobistej ocenie, Powstanie Warszawskie musiało być zainicjowane, ze względu na ówczesne realia. Pisałem o tym w artykule – Spór o Powstanie Warszawskie. Jednak (pośpiesznie) wybrano złą datę rozpoczęcia Powstania oraz fatalnie je „przygotowano”. Przyjęto także niedorzeczne założenia operacyjne, wynikające z rażąco błędnej oceny sytuacji własnej, położenia Niemców oraz zachowania Rosjan. Chyba bardziej nie dałoby się tego spieprzyć…
Podobnie jak wiele osób zastanawiam się, dlaczego doszło do rozpoczęcia Powstania w tak kiepskim momencie? Dlaczego było ono ewidentnie bardzo słabo przygotowane? Dlaczego nie przeszkodził brak broni, amunicji, zaopatrzenia, nawet brak wyznaczenia zrzutowisk „powstańczych” w rejonie Warszawy oraz świadomość, że zachodni alianci nie będą mogli znacząco pomóc?
Wśród wielu odpowiedzi „składowych”, których suma daje nam odpowiedź główną, jest kilka kluczowych. Pomijam decyzje personalne podejmowane w związku z „przygotowaniem” do Powstania, tj. pozbawianie funkcji (lub realnego wpływu) na decyzje tych oficerów, którzy wypowiadali się wcześniej przeciwko Powstaniu.
Do krajowych zwolenników Powstania należeli: m.in. gen. Tadeusz Bór-Komorowski, gen. Tadeusz Pełczyński, gen. Leopold Okulicki oraz: gen. Antoni Chruściel, płk. Jan Rzepecki, Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski, przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak. Do „londyńskich” zwolenników Powstania – premier Stanisław Mikołajczyk, gen. Kazimierz Sosnkowski, także prosowiecki gen. Stanisław Tatar, który przed Powstaniem podżegał do jego wybuchu, po jego kapitulacji tuszował swoją rolę podżegacza. Po klęsce Powstania niektórzy politycy twierdzili, że zawsze byli przeciw.
Przed Powstaniem jednoznacznie przeciwko jego rozpoczęciu opowiadali się m.in. Cichociemny płk Kazimierz Iranek-Osmecki (szef wywiadu AK), płk Janusz Bokszczanin (wtedy szef operacji AK). Ten ostatni proroczo mówił: ?Ja ich [Sowietów] znam, oni nie przybędą, pozostawią nas samych Niemcom?…
W mojej ocenie dla decyzji o rozpoczęciu powstania oraz dla faktycznego przebiegu powstania zwłaszcza trzy osoby miały istotne znaczenie, choć są to wciąż okoliczności słabo znane:
Szczerze mówiąc, nie potrafię zrozumieć, dlaczego do KG AK „wysłannikiem Naczelnego Wodza” – który był ponoć przeciw Powstaniu – został akurat gen. Leopold Okulicki, zwolennik bezwarunkowego rozpoczęcia Powstania. Od lipca 1944 przejął w KG AK kluczową funkcję szefa operacji. Jego opinia była przez niektórych w Warszawie postrzegana jako opinia zgodna z poglądami i decyzjami Naczelnego Wodza. Niestety, gen. Okulicki wiele uczynił, aby doszło do Powstania – w złym terminie, wbrew podstawowym zasadom operacyjnym oraz w ewidentnie niekorzystnej sytuacji operacyjnej.
Świetny oficer, płk dypl. Janusz Bokszczanin ps. Sęk, do lipca 1944 sprawował kluczową funkcję w Komendzie Głównej Armii Krajowej – był zastępcą szefa sztabu KG AK ds. operacyjnych. W rozmowie przeprowadzonej 14-15 listopada 1969 w Paryżu przedstawił swoją ocenę Powstania, z której wybrałem w mojej ocenie najistotniejsze elementy:
Jak wiadomo, nie ma jednego czynnika, który decyduje o wygranej walce, to raczej splot co najmniej kilku korzystnych okoliczności. Niezbędna jest odwaga żołnierzy oraz geniusz dowódcy, kluczowe położenie oraz dobre wyposażenie, śmiałe i zaskakujące manewry a także umiejętne wykorzystanie błędów przeciwnika. Fundamentalne znaczenie, zwłaszcza przy starciach dłuższych czasowo, ma logistyka ? zaopatrzenie w środki walki oraz środki przeżycia (żołnierze muszą m.in. jeść a także mieć zapewnioną pomoc medyczną).
Dysproporcja sił i środków nie przesądza o przegranej ?słabszego? ? historia wojen i konfliktów zbrojnych dowodzi, że w asymetrycznych starciach dosyć często zwycięzcą zostawał Dawid, a nie Goliat. Współcześnie, najnowszym przykładem jest wojna Rosji z Ukrainą?
Niestety, zadziwia jakby celowo nieumiejętne postępowanie ścisłego dowództwa AK w trakcie przygotowań do rozpoczęcia Powstania Warszawskiego. Otóż 14 lipca 1944 komendant główny AK do Naczelnego Wodza w Londynie wysłał „Meldunek sytuacyjny nr 243”. Wysłał go – uwaga: kurierem – więc meldunek dotarł do adresata 8 sierpnia, kiedy już nie miał prawie żadnego znaczenia (w zasadzie, poza historycznym).
Te dwa fragmenty tego „meldunku” budzą grozę w kontekście decyzji o rozpoczęciu Powstania:
Siły AK składają się z tzw. plutonów powstańczych i oddziałów partyzanckich, są dziś zdolne do wykonania „Burzy” [uwaga – podkreślenie RMZ] przez nękanie tylnych elementów cofających się Niemców, działalność ta nie może dać dużego efektu militarnego, jest jedynie demonstracją zbrojną„.
„Przy obecnym stanie sił niemieckich w Polsce i ich przygotowaniach przeciwpowstańczych, polegających na rozbudowie każdego budynku zajętego przez oddziały, a nawet urzędy, w obronne fortece z bunkrami, drutem kolczastym, powstanie nie ma widoków powodzenia. Może się jedynie udać w wypadku załamania się Niemców i rozkładu wojska. W obecnym stanie przeprowadzenie powstania, nawet przy wybitnym zasileniu w broń i współudział [błąd stylistyczny, powinno być: „współudziale – RMZ] lotnictwa i wojsk spadochronowych, byłoby okupione dużymi stratami.„
Czyli dowództwo AK miało świadomość dużej słabości sił powstańczych…
W takim stanie faktycznym naturalnym działaniem jest zadbanie o dostawy zaopatrzenia. Organizatorem zaopatrzenia dla Armii Krajowej był mjr dypl. Jan Jaźwiński, komendant Głównej Bazy Przerzutowej w Latiano nieopodal Brindisi.
17 lipca 1944 dowódca Armii Krajowej, w związku z rozważaną decyzją o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego wysłał do niego depeszę L.dz. 1333 ? „Sopja [kryptonim Jaźwińskiego – RMZ] podajcie na jaki wysiłek Jutrzenki [kryptonim Głównej Bazy Przerzutowej – RMZ] możemy liczyć w decydującej chwili podjęcia silnej akcji, co może nastąpić w początkach sierpnia.
W odpowiedzi mjr dypl. Jan Jaźwiński nadał do dowódcy AK depeszę L.Dz. 1061 o treści: „Lawina do rąk własnych. Na Waszą 1333 [numer depeszy – RMZ] melduję:
Jutrzenka nie ma środków, aby zapewnić przerzut dla Waszej silnej akcji, ani w sierpniu, ani we wrześniu b.r.,
Anglicy w pełni odpowiedzialni za przerzut do Polski oświadczyli dzisiaj, że wsparcie Powstania, ani też nasilonej akcji dywersyjnej Burza nie jest, powtarzam, nie jest przewidziane i nie celowe w tej fazie wojny.
Przerzut bieżący jest ograniczony tylko, powtarzam tylko, dla potrzeb prowadzonej dotąd akcji Burza na małą skalę, na komunikacjach niemieckich. Obszar zrzutów w Kraju jest ograniczony od wschodu pasem 80 km na zachód od linii frontu sowieckiego.
Stan polskiego dyonu spadł do 4 samolotów Liberator. Moje usilne zapotrzebowania o załogi polskie do stanu 27 załóg i 21 Liberatorów przyznanych etatem nie są realizowane przez Centralę. Współpracujący dyon brytyjski dać może tylko wysiłek ograniczony i często zmienny. Podkreślam, że powyższe dane są sprawdzone. Sopja 1061, 21 lipca 1944 r.
(Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 105, 107)
Czyli ścisły sztab AK miał świadomość, że nie powinien liczyć na znaczące wsparcie Powstania zrzutami lotniczymi.
Charakterystyczne jest to, że w reakcji na tę depeszę, tego samego dnia, gen. Stanisław Tatar odebrał mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu realną możliwość kierowania przerzutem lotniczym do Polski – zabronił mu bowiem utrzymywania łączności operacyjnej z dowódcą AK oraz z Brytyjczykami z SOE, które użyczało Polakom samolotów do przerzutu? Komendant Głównej Bazy Przerzutowej, który od początku organizował zrzuty dla Armii Krajowej do Polski nagle stracił realną możliwość działania. W tej sytuacji, 25 lipca 1944 mjr dypl. Jan Jaźwiński napisał do Naczelnego Wodza prośbę o zwolnienie go z funkcji dowódcy Bazy nr 11.
Żadna relacja o Polsce skrzywdzonej w II wojnie światowej, o zrzutach do Polski Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej nie może pominąć destrukcyjnej, szkodliwej roli gen. Stanisława Tatara – zdrajcy sprawy polskiej. Nie potrafię zrozumieć, jak rzekomym „wysłannikiem dowódcy Armii Krajowej” został w Londynie – wysłany tam przecież „za karę”, jako nadmiernie prosowiecki – właśnie gen. Tatar. Objął on tam funkcję zastępcy do spraw krajowych szefa Sztabu Naczelnego Wodza. W ten sposób prosowiecki i kapitulancki ignorant, za swą kapitulancką postawę wobec ZSRR (Rosji) ?zesłany do Londynu za karę? ? o czym nie wiedział Naczelny Wódz ? nagle stał się w Londynie jedną z najważniejszych postaci dla okupowanej Polski – także dla losów Powstania Warszawskiego.
Arogancki, żądny władzy lis był już w kurniku. Tatar miał znakomitą pozycję: znakomite relacje z premierem, zaufanie szefa sztabu NW, kierował najważniejszym Oddziałem VI (Specjalnym), a Mikołajczyk planował mianowanie go ministrem obrony narodowej. Miał uprzywilejowaną pozycję jako rzekomy osobisty wysłannik generałów: Bora i Pełczyńskiego.
W intrygach o umocnienie swej władzy Tatar zacieśnił swe relacje z naiwnym premierem rządu R.P. Stanisławem Mikołajczykiem. Najbardziej zażyłe relacje miał z sekretarką premiera Stefanią Liebermanową, która donosiła mu o bieżących posunięciach Mikołajczyka. Kilku osobom pokazała wykonane przez siebie szkice nagiego Tatara; jej nie tylko pozował. Franciszek Wilk, następca Mikołajczyka w emigracyjnym PSL po wojnie potwierdził, że Liebermanowa była metresą Tatara [była także kochanką premiera Mikołajczyka ? przyp. RMZ]. O poglądach Tatara powiedział tak: ?myślałem, że to przyjaciel PSL i Mikołajczyka, a tymczasem stwierdziłem, że to przyjaciel Gomułki i PPR??
Od początku Tatar żwawo podżegał do Powstania oraz manipulował decyzjami Naczelnego Wodza, nota bene wraz z walczącym z AK premierem Mikołajczykiem.
Po objęciu przez prosowieckiego gen. Stanisława Tatara funkcji zastępcy szefa Sztabu Naczelnego Wodza, nadzorującego Oddział VI (Specjalny), nastąpiło faktyczne blokowanie przerzutu lotniczego dla Armii Krajowej. Miało to istotne znaczenie dla zaopatrzenia AK także podczas Powstania Warszawskiego.
Cichociemny Jan Nowak ? Jeziorański na polecenie Naczelnego Wodza miał dostarczyć do KG AK rozkaz o niewszczynaniu Powstania Warszawskiego. Tatar chciał go wyslać do Polski… transportem morskim, co sprawiłoby, że przybyłby do kraju dawno po rozpoczęciu Powstania. Został jednak przerzucony do Polski drogą lotniczą, w nocy 25/26 lipca 1944 w sezonie operacyjnym ?Riposta?, podczas operacji lotniczej ?Most 3? (brytyjski kryptonim ?Wildhorn III?). Przed odlotem, 21 lipca 1944 spotkał się w Głównej Bazie Przerzutowej w Latiano nieopodal Brindisi z organizatorem przerzutu lotniczego dla AK, mjr dypl. Janem Jaźwińskim.
Jan Nowak ? Jeziorański zrelacjonował mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu tragiczny stan Oddziału VI pod rządami gen. Tatara ? ?Personel O.Sp. [Oddziału Specjalnego ? RMZ] zredukowany do kilku osób, sterroryzowanych przez Tatara. Nikt nie ma określonych zadań, brak jakiejkolwiek współpracy. Jedynie Pod, [kpt. dypl. Jan Podoski ? RMZ] były zastępca pana w Wydziale ?S?, widzi i zdaje sobie sprawę, że Tatar dąży jedynie do zniszczenia przerzutu do Kraju.
Tatar kontroluje radiostację i zastrzegł sobie wyłącznie wymianę depesz z dowódcą AK. Treści tych depesz nikt tam nie zna. Nie ma też żadnej współpracy z SOE. Po prostu Tatar jest źródłem informacji dla dowódcy AK, NW i rządu RP.? (Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 104)
Obydwaj (Nowak-Jeziorański i Jaźwiński) spotkali się z mjr naw. Stanisławem Królem, b. dowódcą 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia ? ?Mjr Król naświetlił warunki techniczne wykonania lotów do Polski, strefy klimatyczne, zależność warunków meteorologicznych, widoczność i zreasumował przeciętną ilość dni dostatecznie pogodnych, aby można było wykonać zadanie. Mówił jasno unikając terminologii technicznej wskazując na zasadnicze trudności nawigacji. Porównał typy używanych samolotów, Halifaxów i Liberatorów, ich zasięg, szybkość operacyjną oraz nośność przerzutową. Przechodząc do załóg porównał możliwości pracy załóg polskich i brytyjskich, podkreślił ich zainteresowanie oraz znajomość terenów. Porównał załogi młode i doświadczone. Uzupełniłem tę charakterystykę procentowym wykonaniem zadań. Szczególnie uwagę poświęcił własnemu dyonowi polskiemu, sprawie uzupełnienia i wymiany załóg.
Podkreślił wymownie: Mamy zgodę dowództwa brytyjskiego, że etatowy stan Liberatorów, to znaczy 21 maszyn możemy otrzymać, jeśli nasze władze polskie przyślą etatową ilość załóg, 27 przeszkolonych na Liberatorach. W wyniku starań Inspektora, a szczególnie Sztabu NW ? gen. Tatara, nie tylko nie przysłane jest uzupełnienie załóg, ale też załogi, które wylatały swe tury nie są zastąpione. W rezultacie stan dyonu polskiego wynosi obecnie 4 załogi i cztery Liberatory. Porównał możliwości wykonania zadań przez dyon etatowy i obecny. Naświetlił uporczywe starania o załogi, przyjmowane bez odpowiedzi i nazwał to po prostu sabotażem ze strony gen. Tatara. (Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 106)
Gdyby nie śmierć gen. Sikorskiego w Gibraltarze oraz aresztowanie gen. Roweckiego w okupowanej Polsce, Tatar nigdy nie zostałby wysłany do Londynu (raczej zostałby zlikwidowany za zdradę), nigdy nie objąłby żadnej funkcji w Sztabie Naczelnego Wodza. Obie tragedie nastąpiły w krótkim czasie i pozostawiły Armię Krajową na pastwę niekompetentnych generałów.
Rozpoczęli Powstanie w złym terminie (przedwcześnie), kierując się błędnymi założeniami operacyjnymi (zamknięcie Niemców w „kotle”, zamiast ich „wypchania” z miasta), dając rozkaz do rozpoczęcia pomimo braku właściwego przygotowania do walki (brak broni, amunicji, nawet brak zrzutowisk na przyjęcie zrzutów). Jeśli do tego dodamy sabotaż Tatara – głównej osoby, która powinna dbać o zaopatrzenie Armii Krajowej – klęska była nieunikniona.
Ryszard M. Zając
O tym nie przeczytacie w publikacjach historycznych… W styczniu 1942, po zaledwie trzeciej operacji zrzutowej do Polski, w relacjach pomiędzy Polakami z Oddziału VI (Specjalnego) a Brytyjczykami ze Special Operations Executive (Kierownictwo Operacji Specjalnych, SOE) pojawił się dość istotny temat – zasobnik zrzutowy pełen złota…
Dodam w tym w miejscu, że średnia waga zasobnika zrzutowego (zasobnik C.L.E. Mark I) wynosiła: zasobnika pustego – ok. 103,5 funta, z maksymalnym obciążeniem 350 funtów. Czyli zawartość mogła ważyć (350-103,5) ok. 240-250 funtów, tj. ok. 108 – 113 kg. Przyjmijmy w uproszczeniu 110 kg. Wartość złota tej wagi w 1942 to ok. 125 tys. dolarów. Obecnie kg złota kosztuje ok. 258 tys. zł, czyli 110 kg złota warte byłoby współcześnie (szacunkowo) ponad 28 mln złotych.
Przy okazji – załączona fota jest oczywiście fantazją, nie wysyłano sztabek złota, lecz złote monety. Były one pakowane w parciane (brezentowe) pasy z impregnowanego gorącym woskiem płótna, o długości ok. 120 cm i szerokości ok. 18 cm, z sześcioma kieszeniami. Do tych kieszeni wkładano zwykle po trzy paczki banknotów lub rulony monet. Paczki banknotów były opieczętowane, kieszenie przeszywano grubą, mocną, jedwabną nicią, której końce plombowano. Każdy pas posiadał numer; jeśli zawierał banknoty 10-dolarowe, jego wartość wynosiła 18 tys.; jeśli 20-dolarowe ? 36 tys. USD. Jeśli w pasie były złote monety 10-dolarowe, mieścił 2,4 tys. USD; jeśli złote monety 20-dolarowe ? 3,6 tys. USD.
Oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, mjr dypl. Jan Jaźwiński, organizator zrzutów Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej, w swoim „Dzienniku czynności” pod datą „2 stycznia 1942” zanotował:
„UWAGA: Minister Spraw Wewnętrznych – Mikołajczyk wszedł w sprawy wewnętrzne Armii interweniując w sprawach personalnych – składu ekip O.VI. Szt. N.W. [Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza – przyp RMZ] wysyłanych do Kraju – L.dz. 20/VI i 21/VI.
Kier. Ref. „S” [ Kierownik Referatu „S” w Oddziale VI, mjr. dypl. Jan Jaźwiński – RMZ] nie ma żadnego wpływu na dobór kandydatów [na Cichociemnych – RMZ]. Kandydaci dobierani są na podstawie opinii dowódców, sprawdzanych w Oddz. V. Szt.N.W., Biurze Rejestracji (gen. Modelski) i na podstawie danych kontrwywiadowczych. Procedura ta ma miejsce przed powołaniem kandydatów na kurs „0” [w tym przypadku był to pierwszy kurs dywersyjno – strzelecki – RMZ]. Zastrzeżenia min. Mikołajczyka – bez podania powodów zrobiona została [pisownia oryginału] w stosunku do dwóch kandydatów O.VI.Szt.N.W., którzy ukończyli kurs „0” z wynikiem „bdb” i zgłosili chęć do pracy w Kraju bez zastrzeżeń.
Interwencja Min. Mikołajczyka ujawniona została na st. XVII [stacji wyczekiwania przed odlotem do Polski – RMZ] tak ze strony zainteresowanych – zatrzymanych [Cichociemnych – RMZ] jak i ze strony emisariuszy min. Mikołajczyka [kurierów politycznych – RMZ]. Wywołało to oburzenie wśród pozostałych oficerów – kandydatów do Kraju.
Interwencja min. Mikołajczyka została wycofana w stosunku do jednego z zatrzymanych i ten poleciał do Kraju w dniu 27.XII. [1941 – RMZ] Drugi oficer – zatrzymany został w dn. 3.I. [1942 – RMZ] wycofany został do Londynu. Naprężenie trwające na st. XVII rozgorzało na nowo.
Poza nastrojami ekip, wypadek interwencji politycznej w wewnętrzne sprawy wojska postawił nas w przykrej sytuacji wobec władz angielskich. Brig. Gubbins [Colin Gubbins, wówczas dyrektor ds. operacyjnych i szkoleniowych, później szef SOE] zaprotestował przeciw zmianie kmdta ekipy „w ostatniej minucie” – L.dz. 22/VI. Taki wypadek odbija się szkodliwie na i tak bardzo trudnej pracy”. (Jan Jaźwiński, „Dziennik czynności”, niepublikowany, Studium Polski Podziemnej, sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW ? 1769/89, s.32)
W tym miejscu niezbędne są trzy istotne wyjaśnienia:
W swoim pamiętniku (Dramat dowódcy: pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego. Tom I i II, Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, ISBN 978-09-868-8513-6), organizator zrzutów do Polski, mjr dypl. Jan Jaźwiński podaje więcej szczegółów politycznej akcji Mikołajczyka:
2 stycznia 1942 roku ppłk Rudnicki [ppłk dypl. Tadeusz Rudnicki, od 15 grudnia 1941 do 27 marca 1942 szef Oddziału VI (Specjalnego) – RMZ] wręczył mnie swoją notatkę z rozmowy z ppłk. Wilkinsonem [z SOE – RMZ]:
„(…) 4. Wilkinson zakomunikował, że bryg. Gubbins jest zaniepokojony odwołaniem kpt. Runge z ekipy do Polski, gdyż nie jest dopuszczalne, aby dowódca ekipy był zmieniany w przeddzień lotu. Wyjaśniłem, że tą sprawą zajmuję się osobiście i przesunąłem kpt. Runge do innej ekipy, aby wyjaśnić i zlikwidować tę sprawę. (…)
6. Wspomniałem Wilkinsonowi, że skoro broń dywersyjna nie może być dostarczona przerzutem, potrzebne jest pół miliona funtów, zmienione na dolary, aby tę broń zakupić u Niemców, co jest możliwe. Również powiedziałem, że Kraj żąda złotych monet i mam możność zakupienia tej ilości złota w Portugalii. Podkreśliłem, że chcę wysłać jak najszybciej container złota.” (s. 329-330)
Na szczęście mjr dypl. Jan Jaźwiński nie był naiwniakiem i posiadał notatkę SOE z tej samej rozmowy – po porównaniu treści obu notatek wydało się, że ppłk Rudnicki go okłamał! W notatce SOE tak zapisano bowiem wyjaśnienia Rudnickiego dot. odwołania z lotu Cichociemnych:
„Ad. 4 i 5. Rudnicki oświadczył: Odwołanie kpt. Runge i Kalenkiewicza zarządziłem sam, na żądanie ministra Mikołajczyka, aby nie dopuścić do Kraju ,,agentów antyrządowych?. Wilkinson podkreślił, że bryg. Gubbins zastrzega się na przyszłość zmianie dowódcy ekipy w zbyt krótkim czasie przed odlotem.” (s. 330)
Mjr dypl. Jan Jaźwiński zauważył, „Z porównania tych dwóch notatek wynika: (…)
b/ propozycja Rudnickiego odnośnie container-a złota, budzi poważne znaki zapytania. Słyszałem już parę niedomówień odnośnie czarnego rynku w Lizbonie.
c/ notatka Rudnickiego dla szefa Sztabu jest wyraźnie sfałszowana. Rudnicki nie miał kompetencji, ani uprawnień do zmiany decyzji NW, aby decydować o bezwarunkowym oddaniu polskiej eskadry na cele obce. Czy container złota jest zapłatą na którą liczy. Wiadomo dla najgłupszego, że zrzut container-a nie może być kontrolowany, praktycznie przez nikogo.” (s. 331)
Bardzo interesująca jest treść następnych wpisów mjr dypl. Jana Jaźwińskiego w jego pamiętniku:
„4 stycznia przyjechał do mnie mjr Perkins [kpt. Harold Perkins, szef sekcji „polskiej” SOE – RMZ]: Jaz, niech mi pan wyjaśni sprawę złota i jak pan myśli przesłać to złoto do Kraju. Mam wątpliwości co do tranzakcji złotem w Portugalii? Popatrzyłem na niego i zapytałem: Harold, jakie złoto, dla kogo i co ma to wspólnego z Portugalią?
Perkins: Rudnicki sugeruje, że dowódca ZWZ potrzebuje złota na zakup materiałów dywersyjnych, że chce wysłać jak najprędzej to złoto container-em. Chce wymienić funty brytyjskie na monety złote na czarnym rynku w Portugalii w Lizbonie.
Powiedziałem: Dotąd nie miałem zapotrzebowania dowódcy ZWZ na monety złote. Trzeba go o to zapytać. Jeśli tak to przerzut złota nie może mieć miejsca containerem. Myślę, że taka wymiana powinna być dokonana przez Bank of England, chyba, że SOE ma w tym jakiś cel. Myślę, że taka rola dla O.VI jest nie właściwa i bardzo ryzykowna. Dodałem: Jeśli dowódca ZWZ zapotrzebuje złoto jako niezbędne dla skutecznej wymiany z personelem niemieckim broń za złoto, to obmyślimy sposób zapakowania. W każdym razie nie będzie to container. Kto może kontrolować taką pocztę?
Perkins: Ja też tak myślę. Powiem panu otwarcie. Rudnicki jest bardzo zainteresowany tranzakcją w Lizbonie, rzadko jest w O.VI, ma jakieś kontakty, prowadzi bardzo kosztowne życie w najdroższych lokalach Londynu w towarzystwie kosztownych kobiet. Wątpię, aby gaża nawet brytyjskiego generała pozwoliła na takie wydatki. Moja gaża jest większa, ale stać mnie tylko na jeden, dwa drinki w pubie lub w klubie, gdzie jest stosunkowo tanio. (…)
Żegnając się dodałem:Trzeba mieć otwarte oczy na Rudnickiego i jego protektora. Perkins: Tak, już nad tym pracuję.” (s. 331)
Nota bene, ta ostatnia wypowiedź Perkinsa świadczy o tym, że brytyjski kontrwywiad dobrze wykonywał swoją robotę, prowadząc dyskretną obserwację szefa Oddziału VI (Specjalnego)…
Dalej czytamy w pamiętniku mjr Jaźwińskiego – „W ciągu najbliższych dwóch tygodni Rudnicki nadal przychodzi do O.VI w różnych porach dnia na 1-2 godziny tygodniowo. O ruchach Rudnickiego wiem dość dużo. Często siedzi w MSWewn. z Siudakiem [sekretarz Mikołajczyka – RMZ], Librachem [m.in. inicjator „Akcji Kontynentalnej” – RMZ], Ulmanem [wszyscy ludowcy z partii Mikołajczyka – przyp. RMZ] ? to znaczy w Biurze Krajowym i wywiadu Mikołajczyka. (…)
W połowie stycznia Rudnicki sprowadził do O.VI sekretarkę – maszynistkę. Przedstawił ją jako bardzo dobrą siłę fachową dodając: Udało mi się uzyskać tą panią od mego przyjaciela Libracha. Zaostrzyłem uwagę mego personelu i kwatermistrza O.VI, człowieka pewnego. W zakresie Ref. ,,S? wszelki dostęp do korespondencji i depesz jest ograniczony do trzech pewnych oficerów. Każdy z nich używa sam maszyny do pisania. (s. 332)
Dzięki czujności mjr Jaźwińskiego nie powiodła się infiltracja działań dotyczących zrzutów przez podstawioną sekretarkę – wtyczkę Mikołajczyka. Wkrótce nastąpił frontalny atak – Jaźwiński rzekomo był pilnie potrzebny ambasadorowi Kotowi w Moskwie. Gdyby miał tam wyjechać, oznaczałoby to, że przestałby organizować zrzuty do Polski. Sprzeciwił się gen. Tadeusz Klimecki, który stwierdził wprost – „Ta machlojka się im nie uda.”
Potem były kolejne działania. Mjr Jaźwiński wspomina:
„Wieczorem, kiedy wracałem z biura do domu, dołączył do mnie ppłk dypl. Iranek-Osmecki, obecnie w O.IV Sztabu NW. Zagaił: Modelski zdecydował, że pan jest niezbędnie potrzebny gen. Andersowi, który zaproponował pana drogą przez ambasadora Kota?
Powiedziałem: Jedno jest tylko pewne, że tzw. ambasador Polski w Moskwie szuka wszelkich pozorów, aby ułatwić Mikołajczykowi robotę przeciw ZWZ.
Iranek: Tak, łobuzy chcą zniszczyć przerzut dla ZWZ.” (s.333)
W pamiętniku mjr Jaźwiński odnotował:
„W związku z pogarszaniem stosunku Air Ministry do przerzutu do Kraju zachodzi konieczność wprowadzenia gen. Klimeckiego do aktualnych, faktycznych warunków mojej pracy. Przygotowałem teczkę dokumentów: (…)
2. Przebieg dywersji Mikołajczyka w SOE. Stwierdzone fakty fabrykacji depesz Mikołajczyk – jego agent w Kraju, i definitywna likwidacja dywersji Mikołajczyka przez bryg. Gubbinsa. [Mikołajczyk zlecał wysyłanie depesz z przygotowaną przez siebie treścią, które potem przedstawiał jako rzekome „żądania Kraju” – RMZ]
3. Dalsze usiłowania Mikołajczyka celem likwidacji O.VI Sztabu NW, celem objęcia przerzutu do kraju przez Biuro Krajowe Mikołajczyka. Rola i poczynania Rudnickiego. Dokumenty: fałszywy meldunek Rudnickiego dla szefa Sztabu, oddanie bezprawne i bezwarunkowe polskiej eskadry do dyspozycji SOE oraz kryminalna sprawa poczynań Rudnickiego w użyciu pieniędzy ZWZ dla malwersacji na czarnej giełdzie.Podkreśliłem, że SOE wszczęła już obserwacje kontrwywiadu brytyjskiego, odnośnie pieniędzy, przeznaczonych dla ZWZ na drogach ich przerzutu oraz podejrzanych kontaktów Rudnickiego i jego życia nocnego. Liczyć się trzeba z interwencją brytyjską w stosunku do oficera Sztabu NW.” (s. 334)
Jaźwiński spotkał się z gen. Klimeckim prywatnie w jego mieszkaniu, tam wręczył mu teczkę z dokumentami. Zanotował w pamiętniku – „Dodałem: Nie użyję telefonu, gdyż mogę być podsłuchiwany. Generał: Tak i ja muszę na to zwrócić uwagę. Skończyliśmy kieliszkiem wina. Rozmowa trwała około trzy godziny.” (s.334).
Z przykrością trzeba podkreślić, że polityczne intrygi Mikołajczyka miały miejsce akurat wtedy, gdy Anglicy coraz bardziej „zaprzyjaźniali się” ze Stalinem. Jaźwiński odnotowuje w pamiętniku – „W okresie od drugiego lotu do Polski w nocy z 7/8 listopada przejawia się coraz bardziej niechęć Air Ministry, aby wykonać program lotów do Kraju. (…) 20 grudnia Perkins powiedział: Bryg. Gubbins uważa dalsze interwencje za nie celowe. Sprawa lotów do Polski jest bardzo delikatna w okresie rozmowy Sikorski-Stalin. Dalsze loty ruszą jeśli Foreign Office zmieni stanowisko.” (s. 334)
Choć to jednak bardzo przykre, pamiętnik mjr Jaźwińskiego czyta się jak scenariusz sensacyjnego filmu:
„26 stycznia Air Ministry zapowiedziało jeden lot do Polski. Udałem się z Perkinsem z pocztą, pieniędzmi na stację wyczekiwania. Tuż po naszym przybyciu Rudnicki zadzwonił: Niech pan poda mjr Perkinsowi mój rozkaz: Odwołuję loty do Polski. List do bryg. Gubbinsa jest w opracowaniu.
Perkins zadzwonił do bryg. Gubbinsa. Gubbins powiedział spokojnie: kontynuować odprawę skoczków. Wilkinson jedzie do Rudnickiego.
O godz. 13.00 Rudnicki dzwoni: Odwołuję moją decyzję wstrzymania lotów. Niech pan pozostanie na stacji wyczekiwania aż do odwołania. Odparłem: Wrócę kiedy tu zrobię wszystko co do mnie należy. Położyłem słuchawkę, wyłączając telefon. Kompletny dureń. Dotychczas nic nie wie co trzeba zrobić dalej aż do odlotu samolotu.
O godz. 16.00 mój oficer dyżurny Ref. ,,S? dzwoni i melduje: Dzwonię z innej linii, gdyż telefon Ref. ,,S? jest włączony na podsłuch. Rudnicki jest u Mikołajczyka. (…) O godz. 17.00 zadzwonił do Perkinsa dowódca lotniska, że Air Ministry odwołało dzisiejszy lot. O godz. 17.30 zadzwonił ppłk Rudnicki: Lot został odwołany bez podania powodów.” (s. 337)
Potem była wykwintna kolacja, wydana przez Rudnickiego dla oficerów SOE: Gubbinsa i Wilkinsona, w której uczestniczyli oficerowie Oddziału VI: Jaźwiński, Rudkowski i Zubrzycki. Oficerowie SOE potraktowali Rudnickiego chłodno i szybko wyszli, zaraz potem wyszli oficerowie O.VI.
Jaźwiński odnotował w swym pamiętniku – „Rudnicki został z nie dokończoną kolacją. Wyszedłem z Rudkowskim, tuż po wyjściu Anglików. Zapytałem Rudkowskiego: Co pan myśli?
Rudkowski: Rudnicki jest zbyt głupi, aby zrozumieć, że Gubbins uważa go durnia!
Dodałem: Jak pan ocenia, czy wstrzymanie lotu 26 stycznia było ukartowane przez Air Ministry przy pomocy Rudnickiego?
Rudkowski: Tak, na pewno inaczej Air Ministry miałoby argument, że my nie wykorzystujemy naszych lotów. Tu chodzi o nacisk Mikołajczyka, aby loty dla ZWZ wstrzymać lub ograniczyć do kilku lotów, potrzebnych dla Mikołajczyka.” (s.338)
W partyjnej grze ludowców o kontrolę nad łącznością z okupowaną Polską, w tym szczególnie nad zrzutami do Kraju, ludowcy bez żenady wykorzystywali swoje kontakty z Anglikami. Major Jaźwiński odnotował – „30 stycznia wieczorem przyszedł Rudnicki do mego biura mówiąc: Retinger [Józef Retinger, działający w interesie Anglików doradca gen. Sikorskiego, zwany „kuzynkiem diabła” – RMZ] rozmawiał w sprawie przerzutu do Kraju z synem Churchilla i uzyskał jego zainteresowanie się tą sprawą.” (.s 339)
Tak właśnie, przy pomocy intryg, również z wykorzystaniem Brytyjczyków, prowadzona była antypolska partyjna gra ludowców Mikołajczyka przeciwko zrzutom dla Armii Krajowej. Mikołajczyk i Kot chcieli zrzutów dla swoich „Batalionów Chłopskich”. Nie obchodził ich interes Polski – dbali o interes swojej partii.
Z pamiętnika mjr Jaźwińskiego – „7 lutego [1942 – RMZ] Rudnicki przyszedł do mnie: Niech pan przeprowadzi lot bez księżyca na rejon na ,,dziko?. Jak pan ustali rejon, dam ekipie hasło i adresy kontaktowe. Samolot uzyskam sam od Air Ministry. Pomyślałem: Czyje to będą adresy kontaktowe?” (s. 339)
Wskutek kreciej roboty ppłk Tadeusza Rudnickiego – będącego na usługach ministra Stanisława Mikołajczyka – ograniczano loty do Polski w okresie jego szefowania Oddziałowi VI (Specjalnemu). Realizowano zaledwie ok. 5-10 proc. potrzeb zgłaszanych przez dowódcę Armii Krajowej. Oddział VI nie tylko nie starał się o przydzielenie dodatkowych samolotów – do Polski latały tylko trzy Halifaxy – al;e nawet zgodził się, aby te trzy samoloty latały ze zrzutami także do innych krajów!
Mjr dypl. Jan Jaźwiński w tym czasie zgłaszał, że plan przerzutu może być zrealizowany polskim dywizjonem w składzie 12+4 Liberatorów… (s. 344). Jak to ujął w swoim „Dzienniku czynności” – ppłk. dypl. Tadeusz Rudnicki ?był przykro posłuszny Anglikom i interesował się głównie spelunkami Londynu. W wyniku tego utraciliśmy wyłączność na używanie przydzielonych nam trzech samolotów? („Dziennik czynności”, s. 126/128-136/138)
W marcu 1942, po fatalnym dla Polski przebiegu konferencji przedstawicieli O.VI z SOE, zdenerwowany sytuacją ppłk Roman Rudkowski (późniejszy Cichociemny) zdecydował się złożyć meldunek wprost do szefa sztabu Naczelnego Wodza. Wcześniej uzgodnił jego treść z mjr. dypl. Janem Jaźwińskim. Raporty obu oficerów przeczytał gen. Tadeusz Klimecki.
Jaźwiński odnotował: „Generał przestudiował i powiedział: Niech pan utrzyma w tajemnicy ten raport i fakt złożenia mnie obu raportów. Wielki czas, aby zlikwidować tę dywersję. (…)
Wieczorem jadłem kolację z płk. Spychalskim. Powiedział mnie: Rozmawiałem dziś po południu z płk. Mitkiewiczem. Ma już raport kontrwywiadu o życiu nocnym Rudnickiego. Rozmawiałem też z Mikołajczykiem. Jest on przeciwny rozbudowie AK i wysyłaniu z Londynu wszelkiej pomocy dla AK. [podkreślenie RMZ] Dodał: Pana ocena afery Mikołajczyk – Rudnicki jest całkowicie uzasadniona. Hańbą jest, aby minister rządu RP używał pomocy obcego państwa przeciw własnej Ojczyźnie. [podkreślenie RMZ]
Żegnając się powiedział: Jutro rano przyjdę do pana, aby opracować mój raport dla gen. Sikorskiego. (…) O godz. 11.30 raport był gotowy ? bez osłonek. W raporcie tym znalazł też wyraz meldunek kwatermistrza O.VI dotyczący tzw. funduszu reprezentacyjnego szefa O.VI oraz ciągłych nacisków, aby Rudnicki mógł użyć monety złote, przeznaczone do Kraju, dla manipulacji na czarnym rynku. Płk Spychalski doręczył ten raport szefowi Sztabu.” (s. 345-346)
Zanim Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski podjął konieczną decyzję, „kompletny dureń”, czyli ppłk Tadeusz Rudnicki (wciąż jeszcze szef Oddziału VI) wydał 17 marca 1942 „rozkaz reorganizacyjny” który odbierał mjr. Jaźwińskiemu prawo kontaktów z dowódcą AK oraz SOE, oraz dzielił jego referat na trzy części.
W reakcji na ten rozkaz, Jaźwiński złożył meldunek do szefa sztabu Naczelnego Wodza, podkreślając m.in.
„Melduję, że nie wezmę udziału w dalszym niszczeniu akcji przerzutowej do Kraju. Kontynuowanie tej akcji wymaga ściśle określonego mego zakresu pracy w formie czy Wydziału ,,S? czy też Samodzielnego Referatu ,,S?. Droga służbowa do Pana Generała musi być skrócona, gdyż w operacjach tych decydującym jest czynnik czasu.” (Pamiętnik, s. 346)
W bezpośredniej rozmowie z Rudnickim Jaźwiński dodał, że „opóźnianie decyzji i depesz jest po prostu zbrodnią!”.
18 marca 1942 o godz. 10 brytyjskie SOE powiadomiło kwatermistrza Oddziału VI, że przekazywanie pieniędzy dla Oddziału VI zostało wstrzymane. Zaraz potem kpt. Harold Perkins w osobistej rozmowie zapytał Jaźwińskiego – „Czy pan może dać osobistą gwarancję, że pieniądze te dojdą do dowódcy AK w Polsce?” Mjr Jaźwiński odparł – „Moją osobistą gwarancję dam, jeśli pieniądze dla AK wyślę drogą lotniczą na placówki odbiorcze AK. Nie gwarantuję, jeśli przerzut będzie wykonany na dziko (…) Perkins: Myślę, że taka gwarancja będzie przyjęta przez SOE.” (Pamiętnik, s. 347)
Tego samego dnia wieczorem Roman Rudkowski przekazał Jaźwińskiemu, że na kolacji z Perkinsem dowiedział się, że „bryg. Gubbins uznał, że dalsza współpraca z Rudnickim nie jest możliwa. Gubbins czeka na powrót szefa Sztabu ze Szkocji.” (Pamiętnik, s. 347)
Następnego dnia brytyjski kwatermistrz SOE oraz polski kwatermistrz Oddziału VI (Specjalnego) dokonali analizy pieniędzy przekazywanych przez SOE i wysyłanych do okupowanej Polski. Znaleźli wątpliwą transakcję – przerzut pieniędzy na placówkę O.VI w Sztokholmie, w koronach szwedzkich, na osobiste polecenie ppłk. Rudnickiego – ponoć dla dowódcy AK.
Także w marcu pojawiły się kontrowersje w związku z akcją dywersyjną „Wachlarza” – według Mikołajczyka oraz… ambasady sowieckiej, zadania „Wachlarza” sprawniej od Armii Krajowej miałaby przeprowadzić „inna organizacja zbrojna w okupowanej Polsce” (czytaj: Bataliony Chłopskie).
Mjr dypl. Jan Jaźwiński zanotował w pamiętniku – „26 marca o godz. 08.30 doręczyłem Spychalskiemu notatkę dla szefa Sztabu. Podałem dane o ostatniej interwencji SOE w sprawie pieniędzy do Kraju o manipulacji dolarami w Sztokholmie oraz sugestie Mikołajczyka przez Foreign Office podważające możliwość wykonanie Wachlarza przez AK.” (s. 350)
Nazajutrz ppłk Tadeusz Rudnicki został wreszcie odwołany z funkcji szefa Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza. Szef sztabu N.W. polecił mjr Jaźwińskiemu, aby przygotował reorganizację swojego referatu zgodnie z potrzebami przerzutu do Polski oraz wytyczne „dla reszty O.VI w zakresie współpracy z Sam. Ref. „S””. (s.351).
Dzień wcześniej obradował brytyjski Gabinet Wojenny pod przewodnictwem premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla. Tym razem zachował się wobec Polaków w miarę przyzwoicie. Zapewne pod wpływem treści nieznanego nam raportu SOE o zrzutach do Polski, Churchill powiedział podczas posiedzenia – „lepiej jest zrzucić 5 ton materiału dywersyjnego w Polsce, aniżeli 10 ton bomb w Reich-u”.
Brytyjczycy zdecydowali o zwiększeniu z trzech do pięciu Halifaxów wykonujących loty do Polski oraz o przesunięciu ich na lotnisko położone bliżej Polski. SOE zmieniło też swój limit finansowy dla Oddziału VI – kwotę 200 tys. dolarów do przerzucenia w jednej operacji przerzutowej do Polski zwiększono do pół miliona USD. Wbrew pozorom, nie skończyły się jednak problemy ze zrzutami do Polski. Do końca wojny nadal torpedowali je zgodnie zwłaszcza Brytyjczycy z Foreign Office oraz Air Ministry oraz… Polacy z „ekipy antypolskiej”: Modelski, Kot, Mikołajczyk. Później zyskali nowego sojusznika – zdrajcę polskiej racji stanu, generała Stanisława Tatara…
A zasobnik ze złotem? W mojej ocenie była to nieudolna próba „skoku ludowców na kasę”, której próbowała dokonać ekipa dowodzona przez Kota i Mikołajczyka. Nie udała się, bo nie mieli pojęcia o organizacji zrzutów. Ich człowiek, ppłk Rudnicki chętnie uczestniczył w tej intrydze, licząc zapewne na możliwość „uszczknięcia” jakiejś części złota na własne potrzeby. Życie nocne w Londynie, także podczas wojny, bywa nader kosztowne…
Ryszard M. Zając
PS.
Niezupełnie na marginesie – kłamliwe historycznie wywody dr Krzysztofa Tochmana oraz dr Waldemara Grabowskiego, jakoby „cichociemnymi” (cudzysłów użyty świadomie) byli także… spadochroniarze do innych krajów – zwłaszcza wysyłani z inicjatywy prof. Kota (w rządach: Sikorskiego i Mikołajczyka) do Europy spadochroniarze „Akcji Kontynentalnej” – należy uznać za współczesny „ciąg dalszy” antypolskiej dywersji partyjnej Kot – Mikołajczyk.
Nie jest w najmniejszym stopniu uzasadnione utożsamianie partyjnej gry ludowców z działaniami w interesie Polski. Nie ma i nie może być żadnego uzasadnienia dla fałszywego historycznie utożsamiania Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej – z polskimi spadochroniarzami oddanymi (jako ich agenci) do dyspozycji brytyjskiego SOE (Akcja Kontynentalna) oraz amerykańskiego OSS (Project Eagle). Dlatego Krzysztof Tochman i Waldemar Grabowski są na niechlubnej”czarnej liście” FAŁSZERZY HISTORII.
Zobacz także – Chytre chłopy z partii ludowej
Źródła:
Nie wszyscy mają świadomość, że polityczne afiliacje rozmaitych organizacji i środowisk miały bardzo silny wpływ na funkcjonowanie „polskiego Londynu” oraz krajowej konspiracji. Najostrzejsze spory stale wywoływali ludowcy – w tym Kot i Mikołajczyk, którzy mieli zasadniczy wpływ na cywilne struktury łączności z Krajem.
Podczas wojny podejmowano nie tylko walkę z okupantem – toczyła się również ostra wewnętrzna walka – głównie ludowców – o polityczne wpływy. Wplątano w nią Oddział VI (Specjalny) oraz lotnicze wsparcie AK, okradano Armię Krajową…
Nie zamierzam opisywać politycznych rozgrywek w „polskim Londynie” oraz w okupowanej Polsce podczas wojny – to temat na odrębną publikację i to sporej objętości. Warto jednak zwrócić uwagę na niemądre działania ludowców, których skutkiem była nawet realna groźba zbrojnej walki Armii Krajowej z Batalionami Chłopskimi…
Po Armii Krajowej największą konspiracyjną formacją zbrojną były właśnie Bataliony Chłopskie – partyjne wojsko ruchu ludowego. Utworzono je wbrew ZWZ, aby zapewnić chłopskim politykom wpływ na podziemie w okupowanej Polsce oraz pozycję do współdecydowania o kształcie przyszłej Polski. Przez całą wojnę chytre chłopy z ruchu ludowego podejmowały szereg działań zmierzających do zawłaszczenia kolejnych obszarów funkcjonowania Polskiego Państwa Podziemnego. Działania te zmierzały wprost do podporządkowania ludowcom konspiracji zbrojnej w Kraju, zmierzały do likwidacji Oddziału VI (Specjalnego) oraz zaprzestania akcji zrzutowej Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej.
Wkrótce po ewakuacji rządu do Wielkiej Brytanii, w lipcu 1940 prezydent R.P. Władysław Raczkiewicz w liście do gen. Sikorskiego domagał się m.in. odwołania z rządu Stanisława Kota, oskarżając go o ?brak umiaru, taktu i karności obywatelskiej, oraz tendencje do wykraczania poza swoje kompetencje?. To była w zupełności prawda, jednak Kot w rządzie pozostał. Prezydent zdymisjonował Sikorskiego, ale po brytyjskich naciskach Sikorski i jego rząd jednak ocalał. Silne spory polityczne w emigracyjnym rządzie trwały niemal przez cały okres jego istnienia. Dla naszych rozważań najistotniejsze są kwestie dotyczące łączności z okupowaną Polską.
Rząd Sikorskiego zorganizował dwie struktury łączności z okupowaną Polską – cywilną i wojskową. Początkiem struktury wojskowej były dwie placówki wywiadu: w Bukareszcie (Bolek) oraz w Budapeszcie (Romek). Później dołączono do niej kolejne placówki, które potem podporządkowano utworzonemu 28 czerwca 1940 Oddziałowi VI (Specjalnemu) Sztabu Naczelnego Wodza.
Organizację cywilnych struktur łączności z Krajem, po decyzji Rady Ministrów z 6 października 1939, rozpoczął minister Aleksander Ładoś. Na posiedzeniu Komitetu Ministrów ds. Kraju (KSK) 9 stycznia 1940 obowiązki te przejął Stanisław Kot, któremu KSK 2 lutego 1940 powierzył zadanie organizacji cywilnej struktury łączności. Miał zajmować się tym Wydział Polityczny Prezydium Rady Ministrów, później Wydział Społeczny MSW. Minister Kot zorganizował 16 przedstawicielstw konsularnych R.P. w: Belgradzie (Bogumił 2), Bemie (Bronisław), Budapeszcie (?Bolesław?), Bukareszcie (?Bogumił 1?), Jerozolimie (?Janusz?), Kairze (?Karol?), Kujbyszewie (?Krystyna?), Lizbonie (?Leon?), Madrycie (?Marceli?), Rzymie (?Roman?), Sofii (?Sonia?), Stambule (?Stefan?), Sztokholmie (?Adam?), Teheranie (?Teresa?), USA (?Urszula?), Vichy (?Wojciech?). W okupowanej Polsce funkcjonowała Delegatura Rządu na Kraj.
Zadaniem tych cywilnych placówek było przekazywanie pomiędzy emigracyjnym rządem a Polską informacji, ludzi (emisariuszy i kurierów), paczek oraz pieniędzy. W łączności korzystano z kurierów (zwanych kociakami) oraz poczty dyplomatycznej, później także z szyfrowanej łączności radiowej. Działająca od lipca 1941 na potrzeby Kota centrala radiowa zlokalizowana była na przedmieściu Londynu, w Mill Hill. Miała jedną stałą radiostację nadawczo – odbiorczą i kilka przenośnych; w połowie 1942 uruchomiono drugą radiostację z antenami kierunkowymi. MSW miało stałą, codzienną łączność z podległymi placówkami, w tym własną (odrębną od wojskowej) łączność z Delegatem Rządu na Kraj w okupowanej Polsce.
Struktury cywilnej łączności z Polską zostały zdominowane przez ludowców, a postawa ministra Kota doprowadziła do tego, że realizowały w znacznej części wyłącznie interesy partyjne. Chytre chłopy w wewnętrznych relacjach w rządzie (czytaj: w swoich intrygach) dla wsparcia własnych pomysłów wykorzystywali nawet rzekome „zdanie Kraju” (w istocie opinie inicjowane na ich życzenie) a nawet… przedstawicieli brytyjskich struktur rządowych, w tym SOE.
Bezpardonowość poczynań ludowców dobrze ilustruje meldunek komendanta głównego Związku Walki Zbrojnej z 30 listopada 1940, o działaniach podległej Kotowi placówki w Budapeszcie: ?przekupuje kurierów, bazy i wchodzi na trasy przez ZWZ zorganizowane, dezorganizując na nich ruch naszych kurierów” chociaż ?wszystkie agendy Nacz. Wodza i Premiera, tak w Kraju, jak i za granicą winny z sobą przecież ściśle współpracować”. Szef polskiego wywiadu płk. dypl. Stanisław Gano z obawy przed dekonspiracją własnych siatek wywiadowczych, w połowie 1943 wprost zakazał używania radiostacji ekspozytur wywiadu do łączności z opanowanym przez ludowców Wydziałem Spraw Specjalnych MON.
26 września 1940, po naiwnym memorandum gen. Sikorskiego do premiera Churchilla, nadzorujący SOE brytyjski minister Hugh Dalton spotkał się z ministrem Stanisławem Kotem. To był wstęp do łatwego rozgrywania polskich sporów przez Brytyjczyków, nota bene najczęściej z inicjatywy Kota.
Jak to ujął Dalton w notatce do Churchilla – ?Kot jest protegowanym Sikorskiego, ale nie jest w dobrych stosunkach z innymi Polakami, w tym z Sosnkowskim. […] Na szczęście moje osobiste stosunki z Polakami są od dawna dobre, znacznie lepsze niż między nimi samymi?.
Zastępca, później szef Oddziału VI (Specjalnego) mjr Marian Utnik w swoim powojennym opracowaniu nt. funkcjonowania Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie kilkakrotnie wspomina Stanisława Kota. Zauważa, że „monopolizując wspieranie akcji cywilnej na Kraj dbał przede wszystkim o utrzymanie prymatu swego stronnictwa” (Stronnictwa Ludowego). Podkreśla także:
„Sikorskiemu stwarzano klopoty i trudności wewnątrz samego obozu rządowego. Na odcinku współpracy z krajem dywersję uprawiał min. Kot nie tylko tym, że organizował niezależny kanał cywilnej łączności, ale przede wszystkim dlatego, że wysyłał sprzeczne z zamierzeniami premiera Sikorskiego wytyczne dla swojego stronnictwa w Polsce. Drugą kwestią kłopotliwą dla naczelnego wodza były ataki na (…) na politykę personalną w wojsku. Przewodził tej akcji Mikołajczyk, a sekundowali mu socjaliści z lewego skrzydła. Żądali usuwania oficerów zawodowych, szczegółnie wyższych stopni (…)”
Wymowną opinię o Stanisławie Kocie i jego intrygach miał Stanisław Mackiewicz:
„Dziwne było działanie tego człowieka – kraj byl okupowany, sprawa polska wisiała na włosku, a on się zajmował personaliami w biurach polskiego rządu. Wypędzał jednych, wprowadzał innych, tylko to go interesowało. U Kota zawziętość współżyla z głębokim zaufaniem do niektórych ludzi.”
Ludowcy, w tym głównie Stanisław Kot, później także Stanisław Mikołajczyk, wciąż podejmowali próby podporządkowania swym partyjnym celom wszelkich możliwych struktur. Zawłaszczyli dla siebie tzw. Akcję Kontynentalną, czyli tworzoną od 1941 w krajach Europy, Skandynawii, Ameryki Południowej sieć struktur polityczno ? wywiadowczych, w niewielkiej części także sabotażowo ? dywersyjnych. Mizerne efekty wojskowe tych działań „dywersyjnych” dobrze ilustrują, co stałoby się z Armią Krajową dowodzoną przez polityków ze środowiska ludowego. Oczywiście to nie umniejsza w żadnym stopniu bohaterstwa ok. 45 spadochroniarzy Akcji Kontynentalnej, którzy jako agenci SOE wykonywali zadania wywiadowcze, łącznościowe, także dywersyjne; nota bene – po nieudolnych działaniach „cywilów” – organizowane przez „pion wojskowy” Akcji.
W mojej ocenie Stanisław Kot był bardzo blisko uzyskania pozycji większego szkodnika w „polskim Londynie” niż generał – zdrajca Stanisław Tatar, z tą różnicą, że w odróżnieniu od Tatara minister Kot (także Mikołajczyk) zawłaszczyłby złoto FON oraz miliony dolarów pozostałe po likwidacji Oddziału VI (Specjalnego) nie dla osobistych korzyści, ale dla swojej partii. Ich wszystkich łączyło nadzwyczajne zamiłowanie do personalnych intryg oraz faktyczne lekceważenie „sprawy polskiej”…
Jak dość powszechnie wiadomo, „ambasada Armii Krajowej” ulokowana w Sztabie Naczelnego Wodza w Londynie – czyli Oddział VI (Specjalny) – całą swą aktywność podporządkowała wsparciu wysiłku zbrojnego Armii Krajowej w okupowanej Polsce. Istotnym narzędziem tego wsparcia były zrzuty Cichociemnych i zaopatrzenia dla AK, organizowane przez oficera wywiadu z Oddziału VI – mjr / ppłk. dypl. Jana Jaźwińskiego.
Lotnicze wsparcie Armii Krajowej zawsze było solą w oku londyńskich ludowców. Już na początku organizowania akcji zrzutowej, w sierpniu 1940, Jan Jaźwiński powiedział w rozmowie z kpt. Haroldem Perkinsem, późniejszym szefem polskiej sekcji Special Operations Executive:
„(?) Trudności są tu w Londynie. Jak pan wie, źródłem tych trudności jest prof. Kot i Mikołajczyk oraz dywersja, jaką prowadzi w wojsku Modelski. Kot, Mikołajczyk i Modelski zgodnie argumentują, że mają zrozumienie i poparcie grupy polityków brytyjskich, który mają duże wpływy w Foreign Office. (?)?
(Jan Jaźwiński ? Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego, przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki, tom I i II, Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6 s. 254-257)Jak to ujął płk dypl. Józef Smoleński, szef Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza ? ?Gra ich [Mikołajczyk, Kot, Modelski] ma na celu, aby pozbawić ZWZ wszelkiej pomocy z Londynu. Chcą zlikwidować O.VI Sztabu NW i otworzyć komórkę specjalną dla łączności z organizacją Mikołajczyka w Kraju (?)? (ibidem, s. 261)
Nie zachowało się zbyt wiele dokumentów ilustrujących w istocie wrogie działania ludowców wobec Armii Krajowej. Brak jest też porządnych, a nie przyczynkarskich badań naukowych dotyczących tego zagadnienia. Temat wciąż jest uważany za „niewygodny”.
Charakterystyczna dla perfidnych działań ludowców jest treść depeszy MON nr 5501 z końca 1942 w sprawie „stopniowego odciążenia oparatu Sił Zbrojnych od agend i prac, które właściwie winny leżeć w kompetencji władz cywilnych”. To „odciążenie” miało polegać na faktycznym przejęciu przez działaczy Stronnictwa Ludowego kontroli nad istotnymi strukturami wojskowymi, w tym Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej (oraz komend okręgów i obwodów) Armii Krajowej.
Ciekawym dokumentem jest odpowiedż na taką bezczelną próbę zawłaszczenia, wyrażona depeszą dowódcy AK z 23 grudnia 1942, w której na „polecenie odciążenia” odpowiada – „Wykluczam możliwość podporządkowania komukolwiek właściwych organów wojskowych. Jeśli Delegat Rządu potrzebuje podobnego organu – niech go sobie utworzy.”
W dokumencie „Wewnętrzne zagadnienia polityczne” dowódca Armii Krajowej gen. Stefan Rowecki zaapelował do Naczelnego Wodza – „Proszę Pana Generała o poparcie mego stanowiska i ograniczenie ciągłych apetytów odcinka cywilnego – brania gotowych z takimi ofiarami i trudem budowanych komórek pracy wojska w Kraju.”
Dowódca Armii Krajowej gen. Stefana Roweckiego do Naczelnego Wodza
„O wewnętrznych zagadnieniach politycznych”, 20 kwietnia 1943
źródło: Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego, sygn. PRM.106.12
Ludowcy jednak wciąż zamierzali brać dla siebie, co się dało. Dlatego oddziały „Chłostry” (późniejszych Batalionów Chłopskich) chętnie włączyły się w odbiór zrzutów. Ludowcom brakowało broni oraz innego zaopatrzenia; możliwość pozyskania go ze zrzutów była także silną motywacją do włączenia się w akcję scalenia z AK. Aparat odbioru zrzutów we wszystkich okręgach AK objętych akcją zrzutową oparty był na strukturach AK. Jednak we wschodnich obwodach Obszaru Warszawskiego AK z konieczności (brak struktur własnych) oparto się na strukturach Stronnictwa Ludowego. Od jesieni 1942 do wiosny 1943 ok. 25 proc. wszystkich zrzutów odebrały oddziały Batalinów Chłopskich, dzieląc się pozyskaną w ten sposób bronią i sprzętem z oddziałami Armii Krajowej.
W połowie 1943, zapewne na polecenie ludowców w rządzie Sikorskiego, Bataliony Chłopskie rozpoczęły organizowanie w okupowanej Polsce własnych zrzutowisk do podejmowania zrzutów lotniczych; m.in. w Małopolsce oraz w obwodach dębickim i jasielskim. Komendant główny AK, gen. Tadeusz Komorowski, raportował w depeszy z 5 sierpnia 1943 do Naczelnego Wodza:
?Na terenie kraju zjawiły się pierwsze niejasne oznaki zamierzeń M[inisterstwa] S[praw] Wewn[ętrznych] w postaci pogłosek ze strony Trójkąta [Stronnictwa Ludowego – przyp. RMZ], że będą mieli własne loty przerzutowe. Przygotowań konkretnych jeszcze nie stwierdzono. Zrealizowanie takich zamierzeń uważać bym musiał za akt dywersyjny w stosunku do Sił Zbrojnych w Kraju i najkategoryczniej mu się przeciwstawić. (…) Na pewno będziemy zmuszeni do walki o zapewnienie sobie odbioru. Wszelki odbiór w terenie niekontrolowany przez nas zmuszeni będziemy traktować jako obcy, to znaczy bolszewicki i będę go zwalczać. (?) Uruchomienie osobnych lotów przez M[inisterstwo] S[praw] Wewn[ętrznych] niezależnie od przerzutu wojskowego na pewno rozłoży nasz system przyjęcia przerzutu w sezonie 1943/44 i niechybnie doprowadzi do starć zbrojnych w terenie między nami?
Wkrótce, po odrzuceniu pomysłu ludowców o własnych zrzutach oraz odcięciu Batalionów Chłopskich od udziału w przyjmowaniu zrzutów dla AK rozpoczeły się… kradzieże broni Armii Krajowej oraz wrogie przejęcia zrzutów przez działaczy i żołnierzy ruchu ludowego. Na szczęście, nie były to działania powszechne i miały miejsce prawdopodobnie tylko w 1-2 okręgach AK. Co najmniej trzy takie przypadki miały miejsce w Okręgu Radom-Kielce AK. W nocy 9/10 kwietnia 1944 oddział BCh Józefa Sygieta ps. Jan, dowodzony przez Kazimierza Musiała ps. ?Groźny? odebrał zrzut dla AK, po zmyleniu załogi samolotu fałszywą sygnalizacją świetlną. Przejęto przeznaczone dla Armii Krajowej: 12 erkaemów, 50 pistoletów maszynowych, 60 pistoletów, ok. 300 granatów oraz amunicję. W nocy 24/25 maja 1944 chłopi z Turska przejęli zrzut dla AK, który miał trafić na położone ok. 5 km obok zrzutowisko „Palma 2”. Broń zawłaszczył oddział Batalionów Chłopskich dowodzony przez Mariusza Zembrzuckiego ps. Jacek; który miał część zrzutu zwrócić AK. W nocy 28/29 maja 1944 żołnierze BCh, także po zmyleniu załogi samolotu sygnalizacją świetlną, w rejonie wsi Oblekoń i Rataje odebrali cały zrzut broni przeznaczony dla Armii Krajowej.
Również w okręgu Radom-Kielce AK miały miejsce rabunkowe napady Batalionów Chłopskich na magazyny broni Armii Krajowej. Po zrzucie wiosną 1943 na placówkę odbiorczą „Sokół” w rejonie Garwolina i zamelinowaniu broni u komendanta rejonu BCh Kłoczew, żołnierze BCh upozorowali napad na ten magazyn AK, kradnąc jego zawartość. Pomimo interwencji komendy obwodu AK skradzionej broni nie zwrócono. Jesienią 1943 i wiosną 1944 żołnierze BCh okradli kilka wykrytych przez siebie magazynów broni Armii Krajowej, m.in. w: kamieniołomie w Maksymowie, Wiślicy, Sępichowie, Nisku. W kwietniu 1944 stuosobowy oddział BCh dowodzony przez Aleksandra Liszaja ps. Tomczyk zuchwale okradł magazyn broni AK w Ocisękach, przywłaszczając sobie m.in. 50 pistoletów maszynowych, 4 erkaemy, 1 granatnik przeciwpancerny ?Piat?, 50 pistoletów, dużą ilość amunicji. Pomimo akcji oddziału AK „Wybranieccy” i rewizjach w chłopskich domach (ze zrywaniem podłóg włącznie) w dwóch wsiach (Życin, Korytnica) odzyskano tylko niewielką część zrabowanej broni. Oddział Armii Krajowej został nawet w rejonie Oględowa ostrzelany przez „nieznanych sprawców”, wskutek ostrzału poległ jeden żołnierz AK. Z rozkazu komendy obwodu AK Busko zlikwidowano Aleksandra Liszaja, dowódcę akcji rabunkowej, wskutek czego w obwodzie Busko nie było scalenia BCh z AK. Według ustaleń historyków, większość powstałych w 1944 oddziałów BCh na Kielecczyźnie była uzbrojona w broń zrzutową, w części skradzioną Armii Krajowej.
Od początku organizacji cywilnej struktury łączności z Krajem, Stanisław Kot nie tylko zawłaszczył te struktury rządowe dla partyjnych celów własnej partii (Stronnictwa Ludowego), ale stale podejmował ze Stanisławem Mikołajczykiem nieustanne próby zawłaszczania kolejnych obszarów działalności dla partyjnych celów ludowców.
Początkowo aktywiści ludowi usiłowali uzyskać większy wpływ na konspirację wojskową, wprowadzając swoich ludzi do kierownictwa struktur Służby Zwycięstwa Polski oraz Związku Walki Zbrojnej. Gdy zamiar ten się nie powiódł, ewidentnie w opozycji do Związku Walki Zbrojnej działacze Stronnictwa Ludowego utworzyli swe partyjne wojsko – „Chłopską Straż” („Chłostrę”, późniejsze Bataliony Chłopskie). Podjęli przy tym wiele działań, zmierzających do uzyskania przez nie statusu „wojsk rządowych”.
W praktyce chcieli pieniędzy i zrzutów broni i zaopatrzenia dla swojego partyjnego wojska. Nie respektowali rozkazu gen. Władysława Sikorskiego o utworzeniu Armii Krajowej; nie chcieli uczestniczyć w działaniach scalających polską konspirację wojskową.
1 marca 1942 dowódca AK gen. Stefan Rowecki meldował w depeszy do Naczelnego Wodza: „Zarysowujące się w poprzednim okresie pogorszenie lojalnej współpracy przerodziło się w wręcz nieprzychylny stosunek Trójkąta [Stronnictwa Ludowego – przyp. RMZ] do PZP [Polskiego Związku Powstańczego, kryptonim AK – RMZ]. Wzmogła się znacznie działalność organizacyjna Batalionów Chłopskich przy jednoczesnej nielojalnej agitacji przeciwko naszym oddziałom, aż do przeciągania naszych ludzi włącznie”
Grzegorz Rutkowski – Udział Batalionów Chłopskich
w odbiorze zrzutów lotniczych z Zachodu na terenie okupowanej Polski
w: „Zimowa Szkoła Historii Najnowszej 2012. Referaty”, IPN, Warszawa 2012, s. 15 – 25
W sierpniu 1942 w partyjnym organie ludowców „Żywią i bronią” opublikowano artykuł „Dwa etapy walki”, w którym partyjni działacze Stronnictwa Ludowego obwieścili – „żadne dzisiaj zaklęcia i posądzenia nas o partyjnictwo ani żadne zwodnicze hasła jedności narodowej, za którymi kryje się obrona całkiem przyziemnych interesów: władzy i posiadania nie zawrócą nas z drogi walki o Polskę ludową”. Chodziło im o nieco inną „Polskę ludową” niż działaczom PPR, ale częściowa zbieżność celów była oczywista – podobnie jak komuniści chcieli „nowego ustroju” Polski. Jednak zarówno w kierownictwie partii, jak i wśród szeregowych członków dominowała niechęć wobec komuny, głównie z powodów światopoglądowych. Dzięki temu nie doszło wówczas do sojuszu ludowców z komunistami.
Odpowiedzią na ten partyjny rokosz ludowców był rozkaz gen. Sikorskiego z 15 sierpnia 1942, rozpoczynający się od zdania – „Wszystkie organizacje wojskowe istniejące na terenie kraju i których celem jest współdziałanie w walce z nplem lub w pomocniczej służbie wojskowej, podporządkowuję dowódcy Armii Krajowej”. Rozkaz był jednoznaczny, zapowiadał, że wszystkie organizacje wojskowe uchylające się od scalenia z AK nie będą uznane, należącym do nich żołnierzom AK grozi odpowiedzialność sądowo-karna. Ponadto Delegat Rządu w okupowanej Polsce został zobowiązany do udzielenia „wszelkiej możliwej pomocy” dowódcy AK w akcji scaleniowej.
Urzędujący w Londynie Stanisław Mikołajczyk kilka dni później wysłał do Delegata Rządu list, w którym… zakwestionował rozkaz gen. Sikorskiego, twierdząc że nie został o nim poinformowany, a jego wykonanie według niego jest „jednak niemożliwe”. Ale stanowisko Sikorskiego poparły inne partie, domagając się, aby „wojska partyjne” podporządkowały się Armii Krajowej. W styczniu 1943 „Chłostra” formalnie podjęła więc rozmowy scaleniowe, faktycznie starając się scalenie odwlec. Jeszcze w lipcu 1943, już po katastrofie gibraltarskiej, nowy premier rządu, ludowiec Stanisław Mikołajczyk usiłował wymusić na prezydencie R.P. zmianę decyzji o mianowaniu Naczelnym Wodzem gen. Kazimierza Sosnkowskiego, sugerując „Chłostrze” zerwanie umowy scaleniowej z AK.
Wskutek bardziej ugodowej postawy AK wobec BCh proces scalenia postępował, choć jeszcze w 1944 ludowcy lokalnie zrywali umowy scaleniowe, oskarżając AK że jest „wojskiem pańskim”. AK-owcy meldowali Komendzie Głównej, że najlepsi ludzie „Chłostry” wciąż pozostają poza AK, samowolnie dzielą ziemię dworską, a także iż komunizując stanowią oparcie dla „desantów bolszewickich”. Spory pomiędzy ludowcami a Armią Krajową miały więc wciąż także fundamentalny charakter. Ludowcy wyłączyli z procesu scaleniowego ponad połowę struktur Batalionów Chłopskich (ponad 60 tys. osób), tworząc z nich tzw. Ludową Straż Bezpieczeństwa a także podlegający Delegaturze Rządu na Kraj Państwowy Korpus Bezpieczeństwa oraz „Straż Samorzadową”.
Teza o prokomunistycznych poglądach ludowców nie była całkiem pozbawiona podstaw. Dówódca Armii Krajowej gen. Tadeusz Bór Komorowski depeszował do Londynu 23 maja 1944 – „SL jest w całej Polsce centralnej największą i niekwestionowaną siłą. W terenie jednak niejednolitą i nie zdyscyplinowaną. Kierownictwo stronnictwa musi się liczyć z radykalizacją mas, która w niektórych okolicach przybiera niepokojący charakter nie tylko społeczny, ale ze względu na zbyt przychylny stosunek do dywersji sowieckiej (Podlasie, zachodnia Lubelszczyzna). Separatyzm BCh i tendencje rewolucyjne dołów powodują w terenie liczne konflikty z AK.”
Charakterystyczna jest treść depeszy z obwodu Busko-Borsuk AK – „L.563/2274 D.St. Sprawa broni 2 ostatniego top. Melduję, że broń otrzymaną z top przydzieliłem grupie do ochrony dalszych zrzutów w ilości podanej w załączeniu. Zrobiłem to dlatego, że na tym terenie gdzie jest czuwanie nie stacjonuje silny grupa PPR w sile 200 ludzi, wszyscy posiadają broń maszynową lekką i ciężką. Obecnie grupa PPR zwiększyła się do 300 ludzi przez połączenie z Dziekanem grupą specjalną LSB [Ludowej Straży Bezpieczeństwa – RMZ]. Grupa ta i cała BCH czycha z namiętnością zawodowych złodziei na sposobność odebrania.„
Warto zauważyć, że choć pod koniec 1944 (sic!) scalenie części (niespełna połowy) oddziałów ludowców z AK nabrało tempa, to praktycznie do końca wojny ludowcy usiłowali stać się jakąś „trzecią siłą” pomiędzy lewicą a prawicą. Po wojnie ludowcy z Mikołajczykiem na czele dołączyli do obozu „jałtańczyków” (akceptujących ustalenia Jałty) co dla Polski i dla samych ludowców skończyło się bardzo fatalnie…
Na zakończenie warto zauważyć, że w latach 1942-1945 oddziały ok. 390 tys. żołnierzy Polski Walczącej – głównie Armii Krajowej – przeprowadziły ponad 110 tys. akcji zbrojnych oraz dywersyjnych. Liczba akcji bojowych i dywersyjnych Batalionów Chłopskich liczących ponoć 170 tys. żołnierzy, wynosi niespełna 4-5 tys. …
PS.
Zdaję sobie sprawę że ten post może wywołać kontrowersje. Przy całym szacunku dla ruchu ludowego – takich faktów nie można ukryć…
Dla znających nakreślony skrótowo powyżej kontekst polityczny, niebywale niedorzeczne muszą wydawać się próby utożsamienia politycznych działań ludowców z MSW, MON ze ściśle wojskowymi działaniami podejmowanymi przez Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Próby zakłamywania historii poprzez wywody, jakoby spadochroniarze organizowanej przez ludowców „Akcji Kontynentalnej” (zapewne zbieżność skrótu „Akcji” – AK, z Armią Krajową nieprzypadkowa) zrzucani przez SOE do państw europejskich byli rzekomo także Cichociemnymi, czyli spadochroniarzami Armii Krajowej, przerzucanymi do Kraju przez wojsko…
Dodam, że nikt nie ma prawa odmawiać spadochroniarzom Akcji Kontynentalnej bohaterstwa oraz niekiedy bardzo spektakularnych sukcesów. Jest jednak faktem, iż nie działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego.
Zobacz także – Zasobnik pełen złota…
Źródła:
ps. „Erazm”, „Tabor”, „Turski”, „Warta”
Uwaga – informacja o współpracy Tatara z komunistycznym wywiadem wojskowym została usunięta z Wikipedii, choć pochodzi z publikacji historyka IPN – Dawid Koreś, U źródeł afery TUN: generał Stanisław Tatar, rozpad Komitetu Trzech i przekazanie komunistycznemu wywiadowi wojskowemu funduszu „Drawa” 1947-1949, w: Przegląd Historyczno – Wojskowy, Warszawa, 2021, nr 1/2021 s. 69-71…
Odpowiedzialny za:
Urodził się 3 października 1896 w Biórkowie Wielkim (powiat miechowski) jako syn Wojciecha Tatara, nauczyciela szkoły powszechnej oraz Marii z Grzybowskich. W 1915 ukończył z wyróżnieniem obecne VIII Liceum Ogólnokształcące w Warszawie im. Władysława IV. Podjął studia na Wydziale Matematycznym Uniwersytetu Warszawskiego, ewakuowany wraz z uczelnią latem 1915 do Rostowa nad Donem.
Jesienią 1915 powołany do carskiej armii. Od grudnia 1915 w Oficerskiej Szkole Artylerii w Odessie, po jej ukończeniu w połowie 1916 awansowany na stopień chorążego rezerwy (praporszczik zapasa), później na stopień podporucznika. Jako delegat baterii w czerwcu 1917 uczestniczył w Zjeździe Wojskowych Polaków z armii rosyjskiej w Piotrogrodzie.
Od jesieni 1917 dowódca baterii artylerii ciężkiej w rejonie Bobrujska, w składzie I Korpusu Polskiego gen. Józefa Dowbora – Muśnickiego. Po rozwiązaniu Korpusu od maja 1918 w centralnej Polsce, awansowany na stopień porucznika. Po 11 listopada organizator 8 Pułku Artylerii Polowej w Płocku. Wraz z pułkiem jako dowódca plutonu, później baterii uczestnik wojny polsko – bolszewickiej (1918-1919). 1 czerwca 1919 awansowany na stopień kapitana. Po wojnie dowódca grupy manewrowej artylerii w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Rembertowie. w 1923 uczestnik kursu dowódców dywizjonów w Toruniu, po ukończeniu, od października 1923 dowódca szkolnej 2 baterii podchorążych w Oficerskiej Szkole Artylerii w Toruniu. w sierpniu 1924 awansowany na stopień majora. Od marca 1927 dowódca 1 dywizjonu 17 Pułku Artylerii Ciężkiej w Gnieźnie.
Od 20 grudnia 1929 uczestnik X kursu Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie, po roku skierowany do Ecole Superieure de Guerre w Paryżu (Francja). 1 stycznia 1932 awansowany na stopień podpułkownika. Po powrocie do kraju, od października 1932 przydzielony do Wydziału Operacyjnego Sztabu Generalnego. Od września 1933 wykładowca, następnie kierownik katedry taktyki artylerii w Wyższej Szkole Wojennej.
Tam poznał późniejszych swych współpracowników: Mariana Utnika oraz Stanisława Nowickiego (potem preferował otaczać się artylerzystami). Od stycznia 1938 dowódca 3 Pułku Artylerii Lekkiej Legionów w Zamościu (w składzie 3 Dywizji Piechoty Legionów), 19 marca 1939 awansowany na stopień pułkownika. Po agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 rozwiązał resztki dywizji, wraz z dwójką oficerów schwytany na granicy po denuncjacji przewodnika, trafili do szpitala. Po dotarciu w lubelskie za zgodą hr. Jana Zamoyskiego (później utrzymywał, że był jego przyjacielem, hr. Zamoyski temu zaprzeczył), w nadleśnictwie lasów ordynacji zamojskiej w Lipie, od zimy 1939/40 w leśniczówce Flisy.
W styczniu 1940 odszukany przez łączniczkę dowódcy Związku Walki Zbrojnej płk. Stefana Roweckiego, po rozmowie z nim organizator Oddziału Operacyjnego KG ZWZ, m.in. opracowywał plany powstania powszechnego. Od 1941 kierował Oddziałem IIIa KG ZWZ; w Oddziale pracowali m.in. ppłk. dypl. Jerzy Kirchmayer oraz współtwórca Cichociemnych, mjr dypl. Maciej Kalenkiewicz. 1 października 1943 awansowany na stopień generała brygady. W drugiej połowie 1943 opracowywał plany operacyjne, zakładające ujawnienie się Armii Krajowej wobec Sowietów – tzw. akcja Burza. Zarządzał farmą, która była zakonspirowanym ośrodkiem wypoczynkowym Komendy Głównej AK, miał z tego powodu znakomite relacje z oficerami KG AK.
Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej 25/26 kwietnia 1943 Sowieci zerwali stosunki dyplomatyczne z rządem RP. Ale Tatar w listopadzie 1943, wygłosił na tej farmie wobec kilku wyższych oficerów, byłych wykładowców WSW, m. in. Cichociemnego płk dypl. Kazimierza Iranka – Osmeckiego tekst swojego kapitulanckiego memorandum do dowódcy Armii Krajowej gen. Tadeusza Bór – Komorowskiego. Głosiło ono, iż zwycięzcą wojny będzie Rosja, okupacja Polski jest nieunikniona, należy zawrzeć z Sowietami „kompromis”, zrezygnować z ok. połowy terytorium Polski, w tym z Kresów. Memoriał był oczywistą zdradą polskiej racji stanu, która nakazywała – zwłaszcza armii – stać na straży suwerenności i nienaruszalności państwa. Warto dodać, że ZSRR przywłaszczył sobie 42,1 proc. terytorium przedwojennej Polski oraz pozbawił wolności 13,7 mln Polaków…
W reakcji na to defetystyczne memorandum – zamiast oddać Tatara pod sąd wojenny – gen. Tadeusz Bór – Komorowski oraz gen. Tadeusz Pełczyński ograniczyli się jedynie do udzielenia mu ostrej reprymendy słownej. Obowiązujący kodeks karny przewidywał za kolaborację z wrogiem karę śmierci. Według późniejszej relacji Cichociemnego, szefa wywiadu ofensywnego AK, płk Kazimierza Iranka – Osmeckiego – gen. Stefan Rowecki oddałby Tatara pod sąd lub kazałby go „rozwalić”. Wskazuje, że gdy szef sztabu Roweckiego, płk dypl. Janusz Albrecht, aresztowany przez Niemców, podjął się pośredniczenia w pertraktacji z Niemcami – gen. Stefan Rowecki zasugerował mu samobójstwo, co ten uczynił.
Tatar miał niebywałe szczęście – przełożeni zignorowali go, nie zaproponowali honorowego rozwiązania. Został zlekceważony, zdążył także uciec przed prawdopodobnym wyrokiem konspiracyjnego podziemia. Kilka miesięcy później, latem 1944 dokonano w Polsce kilku politycznych morderstw „żydokomuny”, tj. osób podejrzewanych o ugodową postawę wobec ZSRR. Akcje likwidacyjne miał organizować referat 996, także kierowana przez Witolda Bieńkowskiego ps. Kalski (z Delegatury Rządu), grupa Aleksandra Kelusa, współpracująca z komórką 999 (tzw. „Korwetą”). 13 czerwca 1944 zlikwidowano mjr Jerzego Makowieckiego i jego żonę, zastrzelono Ludwika Widerszala. 25 czerwca zabito wolnomularza Jana Czarnomskiego, podjęto próbę likwidacji Kazimierza Moczarskiego. Na początku lipca 1944, po donosie do gestapo zostali aresztowani: Marceli Handelsman i Halina Krahelska.
Doradca Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego, prosowiecki Józef Retinger nazywany „kuzynkiem diabła”, miał sposobność spotkać się z Tatarem w okupowanej Polsce. Miał przylecieć z Wielkiej Brytanii do Polski w lutym 1944 lotem specjalnym SOE, w operacji Wildhorn I (Most 1), w której Tatar odleciał do Londynu, ale wskutek jej opóźnienia (doszła do skutku 15/16 kwietnia 1944), przyleciał nieco wcześniej w operacji „Salamander” 3/4 kwietnia 1944. Po jego przybyciu do Warszawy, oddział likwidacyjny KG AK (tzw. „Wapiennik”) kryptonim 993/W, otrzymał depeszę płk Franciszka Demela z poleceniem likwidacji Retingera jako niebezpiecznego agenta obcego wywiadu, agitującego za ugodą z ZSRR (Rosją). Adresat depeszy, płk. Kazimierz Iranek-Osmecki ponoć nie wykonał zadania, miał oczekiwać wyraźnego rozkazu od przełożonego. Gen. Tadeusz Bór-Komorowski był zdecydowanie przeciw. Pomimo tego podjęto co najmniej dwie próby przeprowadzenia zamachu na Retingera.
Por. Izabela Horodecka ps. Teresa z oddziału 993/W uczestniczyła w ok. 20 akcjach likwidacyjnych. W kwietniu 1944 jej szef mjr Stefan Ryś ps. Fischer wraz z szefem II Oddziału (wywiad) KG AK płk Kazimierzem Irankiem-Osmeckim zaproponował jej asystowanie Retingerowi w oczekiwaniu na odlot samolotem oraz przed odlotem zasypanie białym proszkiem (wąglikiem?) rzeczy w walizce Retingera. Proszek miał spowodować po kilku tygodniach śmierć. Zapewniono ją, że to rozkaz Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego.
Podjęto także próbę otrucia. Wg. historyka Normana Davies’a – Niedoszła zabójczyni dostała się do apartamentu Retingera, zaprawiła trucizną butelkę z lekarstwem, którą tam znalazła, po czym się wycofała, żeby z daleka obserwować efekty. Retinger wrócił, zażył lekarstwo i dostał gwałtownych torsji. Ale ponieważ po chwili przyszedł do siebie, nie podejrzewał niczego poza kłopotami żołądkowymi. Historyk Władysław Bułhak przeanalizował w Wojskowym Biurze Badań Historycznych „Receptę na trucie” opracowaną w przez Wydział Legalizacji i Techniki Oddziału II KG AK dla kontrwywiadu AK. W jego ocenie Retingerowi podano, pozbawioną smaku i zapachu, truciznę „sacharyna Q”. Wywołuje ostry atak polyneuritis, powoduje postępujący paraliż, po kilku dniach śmierć, jest bardzo trudna do wykrycia podczas sekcji zwłok. Kontrwywiad AK dysponował 20 fiolkami tej trucizny. W późniejszej rozmowie w Londynie z Naczelnym Wodzem Tatar nazwał zamach na Retingera „gestapowskimi metodami”…
Wg. relacji płk. Tadeusza Boguszewskiego, wyrok na Retingera wydała także Grupa Szańca oraz władze Narodowych Sił Zbrojnych, do akcji likwidacyjnej jednak nie doszło. Po przeprowadzonych później śledztwach ustalono, że likwidację Makowieckiego, Widerszala i Czarnomskiego prawdopodobnie przeprowadziła grupa Andrzeja Popławskiego (Odolińskiego), „Andrzeja Sudeczki”, przekonana że likwiduje agentów gestapo. Według niektórych historyków te likwidacje organizowali członkowie NSZ.
Tatar zgłosił się na wyjazd do Londynu, zapewniając iż nie ujawni tam swoich silnie prosowieckich poglądów. Szef wywiadu ofensywnego AK, Cichociemny płk Kazimierz Iranek – Osmecki dwukrotnie interweniował aby Tatara nie wysyłać – bezskutecznie. Generałowie: Pełczyński i Komorowski uznali, że wobec wkroczenia armii sowieckiej na teren Polski, ze swą kapitulancką postawą Tatar nie może pozostać w składzie Komendy Głównej AK. Zdecydowali naiwnie, że w Londynie będzie „pilnować potrzeb AK”. Nie poinformowali Naczelnego Wodza o wyrażonej w „memorandum” ochotniczej gotowości Tatara do zdrady Polski.
W nocy 15/16 kwietnia 1944, w sezonie operacyjnym „Riposta”, w tajnej operacji brytyjskiego Specjal Operatons Executive (SOE), w operacji lotniczej „Wildhorn I” (Most 1), po starcie z lotniska Campo Casale nieopodal Brindisi, w okupowanej Polsce o godz. 00.40 na polowym lądowisku „Bąk” (N51°11′ E22°22′), w okolicach miejscowości Matczyn, 35 km od Lublina wylądował samolot Dakota FD-919 „I” z brytyjską załogą 267 Dywizjonu RAF, współpilotowany przez Bolesława Koprowskiego ze 1586 Eskadry PAF. Nikt nie wiedział, że właśnie nastąpiła symboliczna „wymiana” – do Polski przyleciał m.in. Cichociemny rtm. Narcyz Łopianowski ps. Sarna, który nie dał się zwerbować Sowietom nawet w „willi szczęścia” w Małachówce. Natomiast z okupowanej Polski do Londynu o godz. 00.55 odleciał Stanisław Tatar, który Sowietom gotów był chętnie nieba uchylić…
Żadna relacja o Polsce skrzywdzonej w II wojnie światowej, o zrzutach do Polski Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej nie może pominąć destrukcyjnej, szkodliwej, zdradzieckiej roli gen. Stanisława Tatara. Odpowiedzialny za organizację zrzutów do Kraju oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza – mjr / ppłk dypl. Jan Jaźwiński w swych relacjach („Dziennik czynności” oraz „Pamiętnik”) wielokrotnie przytacza przykłady poczynań Tatara, których skutkiem było blokowanie ilości zrzutów oraz zwiększania ilości polskich załóg samolotów wykonujących loty specjalne SOE. To były jednak „tylko” szkody o charakterze raczej „taktycznym” – znacznie większe znaczenie miały poczynione przez Tatara szkody „strategiczne”.
Pierwszy kontakt z Tatarem, po wylądowaniu w Brindisi 18 kwietnia 1944, odpowiedzialny za zrzuty Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej oficer wywiadu mjr. dypl Jan Jaźwiński tak opisuje:
„Na sygnał lądowania dany przez pilota wyszliśmy do Dakoty. Pilot zameldował wykonanie zadania. Z Kraju przybyło trzech oficerów AK: gen. Tatar, ppłk Hańcza [Marian Dorotycz-Malewicz – RMZ] i por. [Dowmuntt – K.B.] [Andrzej Pomian vel Bohdan Sałaciński – RMZ] oraz dwóch cywilnych: delegat Rady Jedności Narodowej w kraju [Stanisław Ołtarzewski – RMZ] oraz reprezentant delegata Rządu na Kraj [Zygmunt Berezowski – RMZ]. Po śniadaniu skierowałem obie ekipy cywilną i wojskową na stację wyczekiwania, aż do odlotu do Londynu, jaki przygotuje ppłk Threlfall samolotem brytyjskim z Bari do Londynu. Z uwagi na zapowiedzianą następną operację przerzutową do Kraju i konferencję z MAAF [alianckie Dowództwo Sił Powietrznych Obszaru Morza Śródziemnego – RMZ] pojechałem na rozmowę z gen. Tatarem i politykami 18 kwietnia.
Rozpocząłem rozmowę z gen. Tatarem, którą zagaiłem: Prawdopodobnie jutro po południu cała ekipa z Kraju odleci samolotem brytyjskim do Londynu, gdzie będzie przyjęta przez oficera O.Sp. Sztabu NW. Gen. Tatar oznajmił, że przybywa w charakterze pełnomocnika dowódcy AK wraz z dwoma oficerami, którzy pracować będą w O.Sp. jako eksperci znający możliwości przyjęcia zrzutów lotniczych w Kraju.
Zaproponowałem: Chciałbym zapoznać pana generała z możliwościami Bazy Jutrzenka [Główna Baza Przerzutowa w Latiano], która obecnie i w najbliższych miesiącach jest jedynym źródłem przerzutu do AK. Gen. Tatar odpowiedział: Nie jestem zainteresowany ani Bazą Jutrzenka, ani też możliwościami przerzutu lotniczego w ogóle. Przybywam z misją. [Podkreślenie RMZ] W wykonaniu mojej misji zrobię wszystko co uważam za celowe dla Polski.
Dodał: zadam panu kilka pytań, na które da mi pan odpowiedź. W ciągu następnej półtorej godz. Tatar wygłosił tyradę zarzutów w stosunku do polityki rządu RP przed wojną oraz rządu RP na emigracji. (…) Nie przerywałem tej tyrady, gdyż Tatar operował ogólnikami bez podania konkretnych faktów. Cała ta tyrada ujawniła dwa istotne punkty. Jest zupełnie ciemny politycznie oraz jest zdecydowanie pod wpływem agentur prosowieckich [Podkreślenie RMZ]. Jego formułowanie zarzutów przypominają często dosłownie oświadczenia Majskiego, Litwinowa, Mołotowa oraz Bogomołowa jakie dawali i dają prasie brytyjskiej i amerykańskiej w stosunku do Polski. Zarzuca Anglikom ich dwuznaczną grę, nie zarzuca nic Amerykanom. (…) Wyszedłem zmęczony tą sowiecką propagandą wyrażoną przez pełnomocnika dowódcy AK. Postanowiłem wyjaśnić tę „misję Tatara” nim sformułuję konkretne wnioski. Pojechałem do stacji wyczekiwania polityków przybyłych z Kraju.
Trafiłem dobrze, gdyż na stacji zastałem tylko reprezentanta delegata Rządu w Kraju [Zygmunt Berezowski – RMZ]. Drugi polityk był na dłuższym spacerze. Będę mógł rozmawiać z nimi kolejno. (…) Zapytałem: Jako dowódca Bazy Jutrzenka, czy mogę pana zapytać, w jakim charakterze przybył gen. Tatar? Zamieniłem z nim kilka słów. Mówi on o misji. Na czym polega jego misja nie określił. Chcę z nim rozmawiać głębiej. Czy jest on naprawdę pełnomocnikiem dowódcy AK? Delegat: Znam pana majora z opinii, jaką dał mnie o panu dowódca AK Powiem panu szczerze, że dowódca AK i delegat Rządu w Kraju są zadowoleni, że pozbyli się z Kraju Tatara. Tatar ma zbyt przeciwne poglądy dotyczące stosunku do Sowietów. Praca z nim na terenie Kraju nie jest teraz możliwa. Zresztą jest on bardzo trudny we współpracy nawet w normalnych warunkach.
(…) Rozmowę przerwał na chwilę delegat Rady Jedności Narodowej w Kraju [Stanisław Ołtarzewski – RMZ], który wrócił ze spaceru. Mój rozmówca – możemy rozmawiać otwarcie, pan major zna dość dobrze sytuację polityczną i wojskową w Kraju (…) Dodałem: Pytałem panów, na czym polega „misja” Tatara. Z odpowiedzi panów odnoszę wrażenie, że jest zbyt duża różnica poglądów Tatara w stosunku do poglądów dowódcy AK i delegata Rządu. Rozumiem, że najłatwiej było pozbyć się jego z Kraju. Jeżeli jednak ta różnica poglądów polega na stosunku do Sowietów to zjawienie się Tatara w Londynie może mieć bardzo poważne i nieobliczalne skutki. Tatar może działać w Londynie jako pełnomocnik dowódcy AK [Podkreślenie RMZ]. Obawiam się, że Tatar może najłatwiej porozumieć się z Mikołajczykiem, który od dłuższego już czasu idzie po linii przypodobania się Sowietom względnie prosowieckim grupom brytyjskim i amerykańskim, aby uzyskać uznanie rządów obu aliantów, a w szczególności Roosevelta. Mikołajczyk i Tatar są podobni, politycznie ciemni, żądni władzy. (Jan Jaźwiński – Dramat dowódcy. t II, s. 36-40)
Mjr / ppłk dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) relacjonuje – „25 maja otrzymałem pocztę prywatną, drogą przez kuriera SOE z Londynu we Włoszech. Jeden list od Wandy [żony – RMZ], wypełniony ściśle prywatnymi sprawami, drugi list od Podoskiego [oficera Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza]. (…) [Harold] Perkins [szef polskiej sekcji brytyjskiego Special Operations Executive – RMZ] rozmawiał dwukrotnie z Tatarem. Ja tłumaczyłem. Perkins powiedział mnie: Wystarczą te dwa razy. Tatar damned fool [głupi jak but – tłumaczenie Kajetan Bieniecki] nie ma pojęcia o roli A.K., albo usiłuje zniszczyć A.K. w oczach Aliantów albo, na co wskazują dane z wywiadu brytyjskiego, kontaktuje się ze znanym nam agentem ambasady sowieckiej. (…)
W kilka dni potem, będąc w Torre a Mare, czytałem minutes [protokół, zapis rozmowy – RMZ] z prezentacji Churchillowi [premierowi Wielkiej Brytanii] delegacji przybyłej z Polski w składzie Berezowski i Tatar, jaką przedstawił Churchillowi [premier R.P.] Mikołajczyk i [prezydent R.P.] Raczyński. Berezowski zwrócił się do Churchilla krótko i rzeczowo z apelem Polski Walczącej, która ma głęboką wiarę, że Churchill zabezpieczy granice Polski Niepodległej. Podkreślił, że linia Curzona prowadzi do uniemożliwienia Federacji krajów między Bałtykiem i Adriatykiem w przymierzu z W. Brytanią. Prowadzi to więc do utraty Europy Środkowej, na korzyść Sowietów. (…) [Churchill] Zapytał Mikołajczyka o AK Sytuację AK referował Tatar. Rozpoczął referat opisem plutonu samodzielnego AK określając ilość tych plutonów na 6500. Robiło to wrażenie, że tak zwana Armia Krajowa jest niezorganizowanym zlepkiem małych, lokalnych grupek ludzi. Churchill słuchał tego referatu kilka minut, wstał i wychodząc powiedział Mikołajczykowi: Podobną relację o AK słyszałem już w Moskwie.(…)
Threlfall [płk Henry McLeod Threfall, oficer SOE] dając mi te minutes [protokół, zapis spotkania – RMZ] powiedział: Otrzymałem to z Londynu, dotyczy to ekipy, jaka przybyła z Polski drogą Wildhorn I. Nie rozumiem co oznacza uwaga Churchilla. Wiem, że w Moskwie Sowiety uparcie powtarzali, że nie ma co liczyć się z AK, gdyż jest to tylko luźne nie zorganizowane zbiorowisko drobnych band leśnych. Niezgodne to jest z opinią SOE wielokrotnie sprawdzaną. Jest to niewątpliwie dobrze i całkowicie zorganizowana siła zdolna do walki. Potwierdza tę opinię sprawne przyjęcie lotów zrzutowych na całym terenie, do którego sięgamy z Włoch. (…) Powiedziałem: Tatar zrobił już dużą szkodę. Niewątpliwie udało mu się wstrzymać polskie załogi tak bardzo nam potrzebne dla polskiego dyonu. [dywizjonu specjalnego wykonującego zrzuty do okupowanej Polski – RMZ] (Jan Jaźwiński – Dramat dowódcy. tom II, s. 56-58)
Szczęśliwym dla siebie trafem, bezpośrednio po przylocie do Wielkiej Brytanii Tatar uniknął tzw. Patriotic School, tj. szczegółowych pytań brytyjskiego wywiadu; później (po spotkaniu Tatara z Churchillem) było to już niemożliwe. Tatara skierowano na stację wyczekiwania skoczków pod Londynem. Spotkali się tam z nim: szef Sztabu Naczelnego Wodza gen. Stanisław Kopański oraz szef Oddziału VI (Specjalnego) ppłk dypl. Michał Protasewicz.
Tatar chciał złożyć raport Naczelnemu Wodzowi oraz wracać do Kraju. Z właściwą sobie arogancją zaatakował gen. Stanisława Kopańskiego za mizerne działania na rzecz Kraju. Był to pretekst, mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu Tatar oznajmił, że wcale nie jest zainteresowany przerzutem lotniczym (wsparciem dla Polski) bowiem przybył z polityczną misją, krytycznie oceniając działania emigracyjnego rządu R.P. Kopański i Tatar znali się od 1924, obaj byli wykładowcami Oficerskiej Szkoły Artylerii. Po spotkaniu, gen. Kopański, naiwnie interpretując arogancję Tatara jako jego zaangażowanie w sprawy krajowe, wysłał do niego (znanego mu wcześniej) Mariana Utnika, wówczas zastępcę szefa Oddziału VI (Specjalnego). Złożył koledze z uczelni propozycję objęcia funkcji… zastępcy do spraw krajowych szefa Sztabu Naczelnego Wodza…
Andrzej Pomian vel Bohdan Sałaciński – „Tatar był człowiekiem brutalnym i prymitywnym. (…) Przez ponad pół roku razem jadaliśmy codziennie śniadanie. Wyłuszczał mi wtedy swoje poglądy. Uważał, że Związek Sowiecki stanie się niebawem na wszystkich ziemiach polskich decydującym czynnikiem siły. Tak samo i ja oceniałem, na tym jednak kończyły się podobieństwa. Tatar był bowiem zdania, że w tych warunkach Polska powinna wejść w układy z Moskwą, poczynić na jej rzecz ustępstwa i zmienić orientację z prozachodniej na prosowiecką.”
25 kwietnia 1944, już cztery dni po swoim przylocie do Wielkiej Brytanii, wraz z wicepremierem Stanisławem Mikołajczykiem oraz Zygmuntem Berezowskim Tatar został przyjęty przez premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, jako rzekomo „trzecia osoba z dowództwa Armii Krajowej”. Wtedy też opowiadał Churchillowi bajki, jakoby Armia Krajowa byla zlepkiem lokalnych grup partyzanckich. Ale potem, dowartościowany Tatar przyjął propozycję posady od Kopańskiego.
W ten sposób prosowiecki i kapitulancki ignorant, za swą kapitulancką postawę wobec ZSRR (Rosji) „zesłany do Londynu za karę” – o czym nie wiedział Naczelny Wódz – nagle stał się w Londynie jedną z najważniejszych postaci dla okupowanej Polski. Arogancki, żądny władzy lis był już w kurniku. Tatar miał znakomitą pozycję: znakomite relacje z premierem, zaufanie szefa sztabu NW, kierował najważniejszym Oddziałem VI (Specjalnym), a Mikołajczyk planował mianowanie go ministrem obrony narodowej. Miał uprzywilejowaną pozycję jako rzekomy osobisty wysłannik generałów: Bora i Pełczyńskiego. Od Tatara stała się zależna Armia Krajowa oraz lotnicze wsparcie (zrzuty) dla AK, które uważał za… nieistotne. Spięcie aroganckiego, prosowieckiego Tatara z patriotycznym mjr dypl. Janem Jaźwińskim było nieuniknione.
Zaufany człowiek Tatara, płk Stanisław Nowicki – Tatar „jest to człowiek bardzo ambitny, zarozumiały, despotyczny, a przy tym uparty, żądny władzy, człowiek o zacięciu dyktatorskim”
W pierwszej połowie czerwca 1944 z premierem Stanisławem Mikołajczykiem Tatar pojechał w delegacji rządu R.P. do USA. Premier Mikołajczyk spotkał się z prezydentem USA Franklinem Roseveltem. Jak to ocenia historyk prof. Wojciech Roszkowski – Prezydent Stanów Zjednoczonych zaprezentował cały kunszt swej dwulicowości. Mikołajczyk był przezeń przekonywany do przyjęcia sowieckich żądań (uzgodnionych na konferencji w Teheranie) w sprawie granicy Polski i ZSRR według tzw. linii Curzona. Mikołajczyk w USA, z inicjatywy Departamentu Stanu, spotkał się też z amerykańskim wykładowcą ekonomii Oskarem Langiem (agentem NKWD), który również nakłaniał do rezygnacji z ok. połowy terytorium II R.P.
Na spotkaniu w najwyższym dowództwie sił alianckich – CCS (Combined Chiefs of Staff, Połączeni Szefowie Sztabów) gen. Stanisław Tatar jako domniemany przedstawiciel Armii Krajowej opowiadał rewelacje, które zaskoczyły wszystkich: że „Armia Krajowa będzie współdziałała w pobiciu Niemców z pierwszym z aliantów, który się zbliży odpowiednio do obszarów Polski”; rozpowszechnił także kłamstwa: „współpraca nasza z Rosjanami na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej była pod względem wojskowym zadowalająca. W niektórych wypadkach wspólne działania oddziałów polskich i sowieckich były uzgodnione i dały pomyślne rezultaty.” Faktycznie zaś żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK zostali wrogo rozbrojeni przez sowietów, część AK-owców rozstrzelano, pozostałych NKWD osadziło w więzieniach lub zesłało do sowieckich lagrów. Podobnie było w Małopolsce Wschodniej, w szczególności we Lwowie. W najwyższym alianckim dowództwie Tatar ochoczo zdradził Armię Krajową, ale zachwyceni jego prosowiecką postawą Brytyjczycy następnego dnia po powrocie do Londynu odznaczyli go Orderem Łaźni….
Sprawozdanie ze spotkania Roosevelt, Mikołajczyk, Tatar (lipiec 1944)
źródło: Centralne Archiwum Wojskowe, CAW sygn. II.52.395
Historyk Władysław Pobóg Malinowski – „[Tatar] był to oficer łączący przeciętną inteligencję z nadmiarem ambicji osobistej i dużą energią; arbitralny w stosunkach z otoczeniem, bezwzględny w dążeniu do swych celów; tupetem, pewnością siebie, kategorycznym tonem onieśmielał także i przełożonych; ziemie wschodnie uważał za „raka” od wieków toczącego Polskę; głosił konieczność wyrzeczenia się ich (…)”
Po powrocie do Londynu Tatar zaczął wprowadzać swoje „porządki” w podległym mu Oddziale VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza. 26 czerwca 1944 utworzył we Włoszech zbędne „dowództwo „Elba”, mianując jego szefem ppłk Dorotycz – Malewicza ps. Roch, Hańcza. Ppłk dypl. Tadeusz Rola, szef Wydziału Łączności Oddziału VI oceniał go jako „oficera o przeciętnych zdolnościach”. Tatar podporządkował „Hańczy” placówki Oddziału VI (Specjalnego): ośrodek szkoleniowy Cichociemnych – bazę nr 10 w Ostuni, bazę „Capri” oraz Główną Bazę Przerzutową „Jutrzenka” (bazę nr 11) w Latiano, nieopodal Brindisi, dowodzoną przez mjr dypl. Jana Jaźwińskiego.
Jak zauważył później Władysław Michniewicz – „Hańcza dysponował znacznymi środkami i ciążyła na nim duża odpowiedzialność. W skład bazy wchodziło paruset oficerów i około tysiąca szeregowych; zarządzał on materiałem technicznym, zapasami broni, stacjami radio i całą siecią łączności, kolumnami samochodów oraz miał pod ręką eskadry samolotów na pobliskich lotniskach”...
Po objęciu przez prosowieckiego gen. Stanisława Tatara funkcji zastępcy szefa Sztabu Naczelnego Wodza, nadzorującego Oddział VI (Specjalny), nastąpiło faktyczne blokowanie przerzutu lotniczego dla Armii Krajowej. Miało to istotne znaczenie dla zaopatrzenia AK także podczas Powstania Warszawskiego. Cichociemny Jan Nowak – Jeziorański na polecenie Naczelnego Wodza miał dostarczyć do KG AK rozkaz o niewszczynaniu Powstania Warszawskiego. Został przerzucony do Polski, w nocy 25/26 lipca 1944 w sezonie operacyjnym „Riposta”, podczas operacji lotniczej „Wildhorn III” („Most 3”). Przed odlotem, 21 lipca 1944 spotkał się w Głównej Bazie Przerzutowej w Latiano nieopodal Brindisi z organizatorem przerzutu lotniczego dla AK, mjr dypl. Janem Jaźwińskim.
Jan Nowak – Jeziorański zrelacjonował mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu tragiczny stan Oddziału VI pod rządami gen. Tatara – „Personel O.Sp. [ Oddziału Specjalnego – RMZ] zredukowany do kilku osób, sterroryzowanych przez Tatara. Nikt nie ma określonych zadań, brak jakiejkolwiek współpracy. Jedynie Pod, [kpt. dypl. Jan Podoski – RMZ] były zastępca pana w Wydziale „S”, widzi i zdaje sobie sprawę, że Tatar dąży jedynie do zniszczenia przerzutu do Kraju. Tatar kontroluje radiostację i zastrzegł sobie wyłącznie wymianę depesz z dowódcą AK. Treści tych depesz nikt tam nie zna. Nie ma też żadnej współpracy z SOE. Po prostu Tatar jest źródłem informacji dla dowódcy AK, NW i rządu RP.” (Jan Jaźwiński – Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 104)
Obydwaj spotkali się z mjr naw. Stanisławem Królem, b. dowódcą 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia – „Mjr Król naświetlił warunki techniczne wykonania lotów do Polski, strefy klimatyczne, zależność warunków meteorologicznych, widoczność i zreasumował przeciętną ilość dni dostatecznie pogodnych, aby można było wykonać zadanie. Mówił jasno unikając terminologii technicznej wskazując na zasadnicze trudności nawigacji. Porównał typy używanych samolotów, Halifaxów i Liberatorów, ich zasięg, szybkość operacyjną oraz nośność przerzutową. Przechodząc do załóg porównał możliwości pracy załóg polskich i brytyjskich, podkreślił ich zainteresowanie oraz znajomość terenów. Porównał załogi młode i doświadczone. Uzupełniłem tę charakterystykę procentowym wykonaniem zadań. Szczególnie uwagę poświęcił własnemu dyonowi polskiemu, sprawie uzupełnienia i wymiany załóg.
Podkreślił wymownie: Mamy zgodę dowództwa brytyjskiego, że etatowy stan Liberatorów, to znaczy 21 maszyn możemy otrzymać, jeśli nasze władze polskie przyślą etatową ilość załóg, 27 przeszkolonych na Liberatorach. W wyniku starań Inspektora, a szczególnie Sztabu NW – gen. Tatara, nie tylko nie przysłane jest uzupełnienie załóg, ale też załogi, które wylatały swe tury nie są zastąpione. W rezultacie stan dyonu polskiego wynosi obecnie 4 załogi i cztery Liberatory. Porównał możliwości wykonania zadań przez dyon etatowy i obecny. Naświetlił uporczywe starania o załogi, przyjmowane bez odpowiedzi i nazwał to po prostu sabotażem ze strony gen. Tatara.
Wskutek sabotażu Tatara Polacy mieli ledwo cztery „Liberatory” – choć Brytyjczycy obiecali nam 21 samolotów – tj. ponad pięć razy więcej! Brytyjską „kroplówkę zrzutową” definiuje zwłaszcza fakt, iż na 430 zaplanowanych (uzgodnionych z SOE) lotów do Polski wykonano tylko 229 – trochę ponad połowę.
Gdyby Brytyjczycy dotrzymywali słowa – Armia Krajowa mogłaby otrzymać dwa razy więcej zaopatrzenia. Gdyby nie było sabotażu Tatara – Armia Krajowa dostałaby ok. dziesięć razy więcej zrzutów…
17 lipca 1944 dowódca Armii Krajowej, w związku z rozważaną decyzją o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego wysłał do mjr Jaźwińskiego, komendanta Głównej Bazy Przerzutowej „Jutrzenka” (brytyjski kryptonim „Impudent”) w Latiano niedaleko Brindisi depeszę L.dz. 1333 – Sopja podajcie na jaki wysiłek Jutrzenki możemy liczyć w decydującej chwili podjęcia silnej akcji, co może nastąpić w początkach sierpnia.
W odpowiedzi mjr dypl. Jan Jaźwiński nadał do dowódcy AK depeszę L.Dz. 1061 o treści: Lawina do rąk własnych. Na Waszą 1333 melduję:
(Jan Jaźwiński – Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6, tom II, s. 105, 107)
W reakcji na tę depeszę, tego samego dnia gen. Stanisław Tatar odebrał mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu realną możliwość kierowania przerzutem lotniczym do Polski, zabronił mu bowiem utrzymywania łączności operacyjnej z dowódcą AK oraz z Brytyjczykami z SOE, które użyczało Polakom samolotów do przerzutu…
22 lipca 1944 Tatar zarządził, że tylko Hańcza ma prawo kontaktowania się z Brytyjczykami (SOE) i dowódcą AK. Następnego dnia zakazał mjr dypl Janowi Jaźwińskiemu wysyłania depesz do Polski (KG AK) i do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Komendant Głównej Bazy Przerzutowej, który od początku organizował zrzuty do Polski nagle stracił realną możliwość działania. W tej sytuacji, 25 lipca 1944 mjr dypl. Jan Jaźwiński napisał do Naczelnego Wodza prośbę o zwolnienie go z funkcji dowódcy Bazy nr 11. Drugiego sierpnia Tatar wezwał do siebie… żonę mjr dypl. Jaźwińskiego – Wandę Jaźwińską oraz zagroził jej – jeśli mąż się nie podporządkuje, to… „na dłoni wyrosną mi włosy jeśli kiedykolwiek on wróci do Pani…”
3 sierpnia 1944 mjr dypl. Jan Jaźwiński wysłał telegram do Tatara, żądając wszczęcia przeciwko sobie dochodzenia. Na zakończenie dodał – „Pozwoli Pan, że wyrażę swoją osobistą opinię w sprawie oceny mojego dorobku dla kraju. Wyrażę to w sposób dla Pana zrozumiały. Mam w d… Pańskie oceny.” Tatar stchórzył – nie było żadnego postępowania sądowego przeciwko podwładnemu, oficerowi niższemu stopniem, który go w telegramie obraził…
Wcześniej, bo 10 lipca 1944, za sprawą Tatara zmieniono szefa Oddziału VI (Specjalnego), został nim mjr Marian Utnik. Prawie wszystkie najważniejsze stanowiska Oddziału VI w Londynie, we Włoszech, w strukturach łączności itp. zostały obsadzone przez zaufanych ludzi Tatara. Według szefa wywiadu Komendy Głównej AK, Cichociemnego Kazimierza Iranka Osmeckiego zgrupowani wokół gen. Tatara oficerowie artylerii naiwnie składali mu nawet jakąś odrębną przysięgę lojalnościową.
Tatar nie ustawał w prymitywnych intrygach, zmierzających do wzmocnienia swej megalomanii oraz realnej władzy. W przewidywaniu konieczności „zagospodarowania majątku” likwidowanego Oddziału VI (Specjalnego), jego zaufani ludzie objęli nawet funkcje kwatermistrzów 2 Korpusu Polskiego oraz 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Póżniej nieformalnie podlegali Tatarowi w jego „organizacji konspiracyjnej”, przekonani że współdziałają na rzecz akceptowanej przez władze R.P. opcji niepodległościowej dla Polski. W intrygach o umocnienie swej władzy Tatar zacieśnił swe relacje z naiwnym premierem rządu R.P. Stanisławem Mikołajczykiem. Najbardziej zażyłe relacje miał z sekretarką premiera Stefanią Liebermanową, która na bieżąco donosiła mu o posunięciach Mikołajczyka. Kilku osobom pokazała wykonane przez siebie szkice nagiego Tatara; jej nie tylko pozował. Franciszek Wilk, następca Mikołajczyka w emigracyjnym PSL po wojnie potwierdził, że Liebermanowa była metresą Tatara [była także kochanką premiera Mikołajczyka – przyp. RMZ]. O poglądach Tatara powiedział tak: „myślałem, że to przyjaciel PSL i Mikołajczyka, a tymczasem stwierdziłem, że to przyjaciel Gomułki i PPR”…
Jan Nowak Jeziorański: „Tatar (…) miał opinię zdolnego oficera sztabowego, lecz rozpierała go ambicja i żądza władzy (…) Podwładnych terroryzował sposobem bycia. Oficerów Oddziału VI traktował jak „feldfebel” szeregowców. Od początku nie ukrywał żywiołowej nienawiści do Sosnkowskiego i kompleksu antysanacyjnego, graniczącego z aberracją (…) Tatar dyszał nienawiścią do piłsudczyków (…) Niestety, wygórowane ambicje Tatara nie miały żadnego pokrycia w jego inteligencji politycznej. Był pod tym względem naiwnym prymitywem (…) To człowiek o ponurym, złym spojrzeniu”
Sześć tygodni po przylocie Tatara do Londynu, drugim „Mostem” z 29/30 maja 1944, ostrzeżenie przed nim dla Naczelnego Wodza przywiózł mjr Zbigniew Leliwa Sujkowski. Zanim jednak dotarł, Tatar był rozreklamowany jako przedstawiciel dowódcy AK, ponadto był już zastępcą szefa sztabu NW do spraw krajowych i… przełożonym Leliwy. Ostrzeżenie do Naczelnego Wodza nie zostało więc przekazane. Wcześniejsi przełożeni Tatara – generałowie Tadeusz Bór – Komorowski oraz gen. Tadeusz Pełczyński znowu popisali się infantylną naiwnością. Wcześniej bowiem zobowiązali… Tatara, aby Naczelnemu Wodzowi doniósł sam na siebie. Oczywiście tego nie zrobił, zatem nikt z najwyższych władz R.P. w Londynie nie wiedział, że Tatar był od dawna gotowy do zdrady wobec Sowietów, nikt nie znał treści defetystycznego memorandum Tatara, w tym jego chęci rezygnacji z ok. połowy terytorium R.P..
„Akcja Burza” – zgodnie z planami operacyjnymi opracowanymi przez gen. Tatara oraz ppłk. dypl. Kirchmayera zakładała rozpoczęcie przez Armię Krajową działań dywersyjnych wobec Niemców, bezpośrednio przed wkroczeniem Armii Czerwonej oraz ujawnianie się oddziałów AK przed wkraczającymi oddziałami sowieckimi. Zakazano działań zbrojnych przeciwko Rosjanom, według planów Tatara – Kirchmayera: „Miejscowy dowódca polski winien zgłosić się wraz z mającym się ujawnić przedstawicielem cywilnej władzy administracyjnej u dowódcy oddziałów sowieckich i stosować się do jego życzeń„. Ujawniania się wobec Sowietów delegatów rządu w Londynie oraz dowódców lokalnych struktur Armii Krajowej – nawet pomimo braku stosunków dyplomatycznych z ZSRR – nie przewidywała Instrukcja dla Kraju – na której ponoć całkowicie oparto plany „akcji Burza”.
Zbigniew S. Siemaszko – Okoliczności rozpoczęcia Powstania Warszawskiego
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1985, zeszyt 72, s. 159-176
Zanim doszło do „Burzy”, Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski 26 marca 1943 depeszował z Londynu do dowódcy Armii Krajowej gen. Stefana Roweckiego ostrzegając, że gdyby stosunek Sowietów „okazał się wyraźnie wrogi, wówczas wskazane byłoby ujawnić tylko administrację cywilną, a siły Armii Krajowej wycofać w głąb kraju, aby uchronić je przed zniszczeniem przez Rosjan. W tym kierunku polecam zmodyfikować swoje przewidywania i wydać odpowiednie instrukcje”. W czerwcu 1943 Rowecki prosił o zgodę na zajęcie przez AK „obronnej postawy wobec Rosji” oraz „pozostawienie Sił Zbrojnych w konspiracji, gotowych do wystąpienia przeciw Rosji w odpowiedniej chwili na rozkaz Naczelnego Wodza”. Takiej zgody nie dostał. 23 czerwca 1943 gen. Władysław Sikorski depeszował do dowódcy Armii Krajowej – „naszym nakazem chwili musi być oszczędność w szafowaniu zorganizowanymi siłami kraju, które będą niezbędne na etapie końcowym i w okresie powojennej odbudowy”.
Tatar miał gdzieś rozsądny postulat chronienia sił AK przed zniszczeniem przez Rosjan – uważał, że żołnierze mają walczyć bez względu na szanse zwycięstwa. Chciał realizacji swoich planów „Burzy”. Aby doprowadzić do realizacji swoich zachcianek, nie tylko odpowiednio inspirował Naczelnego Wodza oraz Komendę Główną AK. Dopuścił się nawet… cenzurowania depeszy pomiędzy Londynem a Warszawą. Za sprawą Tatara nie dotarła do Naczelnego Wodza depesza KG AK o zarządzeniu czujności do powstania powszechnego. Do KG AK nie przekazano depeszy NW z 21 lipca 1944 w której czytamy m.in. „W obliczu sowieckiej polityki gwałtów i faktów dokonanych, powstanie zbrojne byłoby faktem pozbawionym politycznego sensu mogącym za sobą pociągnąć niepotrzebne ofiary”.
Wkraczający do Polski Rosjanie realizowali własne, zbrodnicze plany. Sowieckie służby bezpieczeństwa: NKWD oraz kontrwywiad wojskowy Smiersz dokonywały aresztowań i rozbrojeń oddziałów AK. Żołnierzy Armii Krajowej rozstrzeliwano (m.in. w Rozryszczu, Przebrażu, Łozowie i Antonówce) bądź wcielano do armii Berlinga. Oficerów AK wywożono w głąb Rosji. Po zdobyciu Wilna z udziałem ok. 5,5 tys. żołnierzy AK, ich dowódców podstępnie zaproszono na „negocjacje”, aresztowano i wywieziono do ZSRR. Na żołnierzy zorganizowano obławę, osadzono ich w obozie w Miednikach, a po odmowie wstąpienia do armii Berlinga wywieziono do łagrów ZSRR, głównie w rejonie Kaługi. Podobne działania NKWD miały miejsce wobec żołnierzy AK z okręgu lwowskiego. W okręgu lubelskim 3 dywizje AK podczas wspólnej ofensywy w kierunku Warszawy zostały otoczone przez wojska sowieckie i rozbrojone. Żołnierzy AK wysłano transportami w głąb Rosji, a 2,7 tys. z nich do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Swoją tragiczną daninę krwi wskutek kretyńskich rozkazów z Londynu oddali także Cichociemni. Ogółem sowieckie służby bezpieczeństwa, głównie NKWD, osadziły w więzieniach i obozach ok. 50 tys. żołnierzy AK, uczestniczących w Akcji Burza. Towarzyszył temu terror wobec Polaków zamieszkałych na Kresach, kilkanaście tysięcy wymordowano. Tylko z Wilna przymusowo deportowano ok. 35 tys. mieszkających tam Polaków.
Tatar nadal realizował swoją zbrodniczą politykę – intensywnie inspirował nie tylko samobójczą „Burzę” w wersji naiwnego ujawniania się Sowietom przez oddziały AK, usilnie zabiegał także o rozpoczęcie Powstania Warszawskiego. 11 lipca 1944 Naczelny Wódz wyjechał w zaplanowaną wcześniej podróż do 2 Korpusu Polskiego we Włoszech. Z inspiracji Tatara gen. Kopański ocenzurował kluczową depeszę Naczelnego Wodza z 24 lipca 1944. Usunięto z niej sformułowania o unikaniu walki AK z Sowietami i wycofaniu oddziałów Armii Krajowej na zachód, o nakazie „oszczędzania substancji biologicznej narodu”, „wycofania młodzieży na zachód i ku granicy słowacko – węgierskiej”. Gdy Naczelny Wódz zdecydował o wysłaniu do okupowanej Polski – do dowódcy AK gen. Tadeusza Komorowskiego – swego emisariusza, Cichociemnego Jana Nowaka – Jeziorańskiego, z rozkazem niewszczynania Powstania, Tatar sabotował tę decyzję. Usiłował znacznie opóźnić wylot do kraju Jeziorańskiego, chciał go nawet wysłać do Polski… konwojem morskim (co potrwałoby ok. dwa miesiące).
Zbigniew S. Siemaszko – Łączność radiowa Sztabu N.W. w przededniu Powstania Warszawskiego
w: Instytut Literacki Paryż, 1964, Zeszyty Historyczne nr. 6, s. 64 – 116
Tatar nie przekazał Naczelnemu Wodzowi m.in. kluczowej depeszy dowódcy Armii Krajowej z 25 lipca 44 – „Jesteśmy gotowi w każdej chwili do walki o Warszawę. Przybycie do tej walki Brygady Spadochronowej będzie miało olbrzymie znaczenie polityczne i taktyczne. Przygotujcie możliwość bombardowania na nasze żądanie lotnisk pod Warszawą. Moment rozpoczęcia walki zamelduję.” Przed dowódcą Armii Krajowej Tatar zataił, że z powodów techniczno – operacyjnych niemożliwe było zrzucenie do walki o Warszawę żołnierzy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Tatar zataił też przed dowódcą AK, że 24 maja 1944 sam postulował oddanie 1 SBS do dyspozycji Brytyjczykom, co stało się jeszcze przed wybuchem Powstania.
Po rozpoczęciu Powstania Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski przebywał w Ankonie (Włochy), powrócił do Londynu dopiero 6 sierpnia. Królem politycznych gier oraz intryg nadal był Tatar. Ceniony historyk Zbigniew S. Siemaszko (b. łącznościowiec, miał skoczyć do Polski jako Cichociemny) podkreśla – „łączność pomiędzy dowódcą A.K. w Warszawie a Naczelnym Wodzem przebywającym we Włoszech, biegła przez Londyn i była bardzo powolna. Pomiędzy wysłaniem depeszy a otrzymaniem jej przez adresata upływały 3-4 dni; to samo dotyczyło odpowiedzi”. Można przyjąć, że ta łączność w sporej mierze była fikcją – jakie znaczenie mogły mieć decyzje Naczelnego Wodza przesłane do walczącej Warszawy po tygodni od wysłania depeszy z pola walki? Jedno było pewne – całość korespondencji kontrolował Tatar…
Gdy 3 października 1944 Powstanie Warszawskie upadło, dowódca Armii Krajowej gen. dyw. Tadeusz Komorowski udał się do niemieckiej niewoli, wyznaczając jako komendanta AK Cichociemnego gen. Leopolda Okulickiego. Intrygował przeciwko niemu w Londynie Tatar, który… chciał zostać komendantem Armii Krajowej w Wielkiej Brytanii, kierując strukturami AK w Polsce poprzez swego delegata „Sławbora”. Przez jakiś czas rozważano ochotnicze zgłoszenie Tatara jako dowódcy AK, dlatego Okulickiego mianowano dopiero w grudniu 1944. Gen Kazimierz Sosnkowski w odnalezionym w 2020 liście (z 1945) do płk dypl. Franciszka Demela wymienia nawet Tatara jako… ochotniczego, potencjalnego kandydata na Naczelnego Wodza…
Historyk Stanisław Salmonowicz w publikacji pt. „Powstanie Warszawskie: refleksje w 60. rocznicę” podkreśla – „najnowsze badania naukowe grzebią obraz generała Tatara jako realisty; w istocie był u boku S. Mikołajczyka głównym protagonistą idei powstania, dla niej wstrzymał bezprawnie depeszę Naczelnego Wodza wzywającego do ostrożności, a po klęsce sprytnie tuszował swoją rolę inspiratora” (s.10). Jeśli w sporze o Powstanie szukamy winnego nierealistycznych decyzji – bez wątpienia jest nim właśnie Tatar…
Warto zauważyć, że od wiosny 1944, do czasu wybuchu Powstania Warszawskiego, centrala łączności Oddziału VI Barnes Lodge nawiązała oraz systematycznie prowadziła łączność – wysyłając i odbierając depesze, zaszyfrowane nieznanym szyfrem – z radiostacją spoza krajowej sieci „Wand”, zlokalizowaną na polskich Kresach (zajętych przez Sowietów). Zaszyfrowane depesze z centrali przekazywano do ppłk Mariana Utnika – podwładnego Tatara. Historyk Zbigniew S. Siemaszko podejrzewa, że Tatar nawiązał i prowadził łączność z nieznaną radiostacją sowiecką.
29 listopada 1944 utworzył się w Londynie rząd Tomasza Arciszewskiego (po dymisji Sosnkowskiego). Nowy premier zaproponował tekę ministra obrony Tatarowi, ale ten odmówił – wg. własnej relacji arogancko odparł, że „nie jest pewny czy Arciszewski potrafiłby spełniać obowiązki wójta, a cóż dopiero premiera”… Z całą pewnością od daty powołania rządu Arciszewskiego, Tatar wraz z raczej nieświadomymi tego współpracownikami podjął nielegalną, zdradziecką, zdecydowanie podwójną grę wobec legalnych władz R.P. oraz wobec Sztabu NW. Miał przecież swoją „misję”…
Już pod koniec maja 1944 gen. Marian Kukiel, minister obrony narodowej rządu R.P. na emigracji, wtajemniczył Tatara w sprawę złota FON przetrzymywanego w piwnicach hotelu Rubens,
Fundusz Obrony Narodowej (FON) utworzono dekretem Prezydenta R.P. Ignacego Mościckiego – 9 września 1936 zarządził ogólnonarodową zbiórkę na wzmocnienie obronności Polski. Kierowani patriotyzmem Polacy przekazywali na obronę Polski m.in. gotówkę, papiery wartościowe, wyroby złote, srebrne, cenne obrazy, monety, nieruchomości. Po roku zebrano ok. 128 mln zł (ówczesną równowartość 25 mln USD), 18 kg brylantów i 36,6 kg monet numizmatycznych.
W pierwszych dniach wojny podjęto decyzję o ewakuacji wartościowych przedmiotów ze zbiórki FON. Przez Lwów trafiły 17 września do ambasady RP w Bukareszcie. Tam je spisano i podzielono na srebrne i złote. Srebrna część FON dotarła w grudniu 1939 do Marsylii, powróciła do Polski w 1971. Złoty FON wędrował przez Rumunię, Francję, później ambasada R.P. w Paryżu za pośrednictwem ambasady francuskiej w Bukareszcie przerzuciła 11 skrzynek ze złotem i kosztownościami do Keys (Sudan). Do 7 grudnia 1944 „złoty FON” przechowywany był w Dakarze. Wreszcie przejął go rząd gen. Władysława Sikorskiego, dzięki umowie z niepodległościowym rządem francuskim („Komitet Wolnej Francji”) W tajemnicy – także przed Anglikami – przetransportowano złoto FON do Londynu i złożono w podziemiu hotelu „Rubens”, m.p. Sztabu Naczelnego Wodza.
Wg Tatara „Złoty FON był przechowywany w jedenastu artyleryjskich skrzyniach, które zostały zaplombowane po komisyjnym przebadaniu, posegregowaniu i sporządzeniu dokładnych wykazów, dla każdej skrzyni osobny wykaz z wyszczególnieniem ścisłej wagi każdego przedmiotu. Łączna waga wszystkich złotych przedmiotów wynosiła 350 kg.”
Sztab Naczelnego Wodza (i MON) jeszcze w 1944 przeniesiono z hotelu Rubens do St. Paul’s School for Boys w Londynie, przy Hammersmith Road; prawdopodobnie w 1945 do budynków 7, 8 i 91 Achley Gardens (74). Przy pomocy gen. Kukiela, Tatar przejął ze Sztabu Naczelnego Wodza część Funduszu Obrony Narodowej, tzw. złoty FON, zawierający 350 kg precjozów ze złota, 18 kg brylantów oraz 36,6 kg monet numizmatycznych, w jedenastu skrzyniach. Przechowywał skarb w willi, w której mieszkał, z dużym ogrodem i garażem w Londynie przy 6 Montepelier Avenue. Miała zainstalowany system alarmowy. Ponadto pilnował go (częściowo wtajemniczony), por. Alfred Wiśniewski ps. As, jeden z 217 przeszkolonych kandydatów na Cichociemnego, których nie zrzucono do Polski. Według szacunkowych obliczeń, ówczesna wartość złota wynosiła ok. czterystu tysięcy dolarów. Według innej wersji, złoto FON było przechowywane w dwóch kasach pancernych w domu przy Cornwall Gardens 11.
Szef MON gen. Marian Kukiel, rozporządzeniem z 10 lutego 1945, także pismem z 23 kwietnia 1945 do Tatara, zdecydował, że „złoty FON” ma zostać przeznaczony „na wydatki wojskowe związane z dalszą walką o niepodległość Polski” oraz „na pomoc dla żołnierzy byłej Armii Krajowej, pozostających w Polsce lub deportowanych” (CA MSW, III PN 41/56/II, t. 15, k. 122, protokół przesłuchania M. Utnika)
Marek Gieleciński – Wojenne i powojenne losy FON
w: Biuletyn Wojskowej Służby Archiwalnej, 2000 nr 23
W związku ze zbliżającym się zakończeniem II wojny św., na początku 1945 rozpoczęto likwidację Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza. Likwidacją Oddziału VI i jego aktywów w Wielkiej Brytanii i za granicą kierował powołany na szefa Komisji Likwidacyjnej mjr Marian Utnik, dotychczasowy szef Oddziału, mianowany na tę funkcję z rekomendacji gen. Stanisława Tatara, nota bene – jego zaufany człowiek (oczywiście artylerzysta).
Przy akceptacji ówczesnego premiera Stanisława Mikołajczyka oraz szefa sztabu Naczelnego Wodza gen. dyw. Stanisława Kopańskiego przyjęto taką formułę likwidacji Oddziału VI, aby przejąć jego aktywa na potrzeby działalności konspiracyjnej na rzecz Polski. Nikomu nie przyszło do głowy, że pozbawiony nadzoru Tatar będzie dysponował ogromnymi aktywami według własnego widzimisię. Centrala „Hel” utrzymywała łączność z działającymi w Polsce resztkami struktur AK, organizacji „NIE” oraz Zrzeszenia WiN.
Dla przejęcia aktywów likwidowanego Oddziału VI (Specjalnego) utworzono dwie struktury:
Centrala „Hel” od Komisji Likwidacyjnej Oddziału VI przejęła w całości jego dwa Wydziały: Łączności (Ł), nadzorujący łączność radiową oraz Łączności Lądowej (A) nadzorujący kurierów, zamierzała przejąć bazy i placówki Oddziału VI (Specjalnego) m.in. w Rzymie, Paryżu, Atenach, Sztokholmie, Lizbonie, Egipcie, Turcji, Luksemburgu, Niemczech oraz na Węgrzech. Najistotniejsze było oczywiście przejęcie majątku funkcjonującej w Latiano, nieopodal Brindisi (Włochy) Głównej Bazy Przerzutowej (Bazy nr 11) o kryptonimie „Jutrzenka” – niegdyś dowodzonej przez organizatora zrzutów Cichociemnych i zaopatrzenia dla Armii Krajowej mjr / ppłk dypl. Jana Jaźwińskiego.
Według ustaleń historyka Zbigniewa S. Siemaszko, w Głównej Bazie Przerzutowej (bazie nr 11) z dotacji prezydenta USA Roosevelta na wsparcie konspiracji w Polsce pozostało 6.451 tys. USD (sześć milionów czterysta pięćdziesiąt jeden tysięcy dolarów). Pieniądze te rozdysponowano następująco:
Depozyty w Paryżu i Brukseli nie były znane legalnym władzom RP: Prezydentowi, Naczelnemu Wodzowi czy szefowi sztabu NW gen. Kopańskiemu. Centrala „Hel” dzięki mjr. Utnikowi przejęła także 99 tys. USD z bazy O.VI w Szwajcarii. Ponadto centrala „Hel” Tatara przejęła liczne nieruchomości będące własnością O.VI. oraz zakupiła nowe, m.in:
W tym czasie w sowietyzowanej siłą Polsce wykrwawiali się żołnierze wyklęci organizacji „NIE”, Delegatury Sił Zbrojnych, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oraz innych formacji antykomunistycznych. W emigracyjnych środowiskach niepodległościowych w Wielkiej Brytanii działały antykomunistyczne struktury wspierające walkę w Kraju, m.in: Delegatura Zagraniczna WiN, Polski Ruch Wolnościowy Niepodległość i Demokracja i in.
Wobec braku środków finansowych na działalność konspiracyjną w Polsce, środowiska emigracyjne zmuszone były korzystać z pomocy zachodnich służb specjalnych (SiS, OPC, CIA), które przekazały im ok. miliona dolarów. Po roku 1952 było to przyczyną ostrych kontrowersji znanych jako afera Bergu oraz uniemożliwiło zjednoczenie struktur polskiej emigracji. Tatar nie wsparł antykomunistycznej walki, uważał że może swobodnie dysponować państwowymi pieniędzmi, dlatego ostatecznie je zdefraudował…
Do sierpnia 1945 Tatar gładko i werbalnie pozorował wsparcie opcji niepodległościowej, z DSZ bardzo krótko współpracowała założona przez Tatara centrala konspiracji „Hel”. Potem otwarcie – choć także na krótko – Tatar wsparł zwolenników postanowień z Jałty, w tym Mikołajczyka. Według ustaleń historyka Zbigniewa S. Siemaszko, Tatar przekazał Mikołajczykowi i jego ludziom zaledwie ok. 270 tys. dolarów. Finalnie Tatar oszukał własny rząd i prezydenta R.P., rozpoczął negocjacje z wywiadem „Polski Ludowej”, licząc na intratną posadę po powrocie do Polski. Swój prywatny interes uznał za najważniejszy – centrala konspiracyjna „Hel” posłużyła mu do bezczelnego przywłaszczenia majątku będącego w dyspozycji emigracyjnego rządu R.P.
Tatar był szefem efemerycznej organizacji „Niepodległość i Wolność„, której ekspozyturą była właśnie „centrala Hel”. We władzach tej organizacji mieli być – według jego opowieści – on sam (ps. Gruda), prezydent Władysław Raczkiewicz (ps. Atut), premier Kwapiński (ps. Dukat), Naczelny Wódz (ps. Hetman), gen Kopański szef sztabu NW (ps. Namiestnik), „szef sztabu centrali Hel” Nowicki (ps. Sternik); naturalnie w depeszach posługiwano się odrębnym szyfrem. Zbigniew S. Siemaszko podkreśla – „tajna organizacja montowana przez Tatara i jego głównych pomocników Nowickiego i Utnika była oparta na fałszerstwie. Polegało ono na tym, iz na zewnątrz występowali oni jako niepodległościowcy, działający zgodnie z legalnymi władzami znajdującymi się na emigracji, natomiast w rzeczywistości byli zdecydowanymi zwolennikami uległości, którą wprowadzał Mikołajczyk”.
Udało się ustalić nazwiska 23 osób, które – w większości w dobrej wierze – działały w „konspiracji tatarowskiej’. Był wśród nich m.in. płk dypl. Leon Mitkiewicz, oficer łącznikowy Sztabu Naczelnego Wodza przy Połączonym Komitecie Szefów Sztabów (Combined Chief of Staff) w Waszyngtonie. Na polecenie Tatara zorganizował tam dwuosobową placówkę „Star”. Tatarowska centrala „Hel” miała także placówki w Niemczech: „Knieja” przy 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka w Meppen (kpt. dypl. Jan Krzyżanowski), oraz „Kartel” (kpt. dypl. Jan Podoski) przy 1 Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej gen. Sosabowskiego, także placówkę „Niebo” w Rzymie, kierowaną przez „Hańczę” oraz placówki w Paryżu, Luksemburgu i Brukseli. „Hel” miał trzy radiostacje: przy Cornwall Gardens 11, na której pracował cichociemny Leszek Starzyński, przy Montpelier Avenue 6 (kpr Jan Leszczyński) oraz w Dyrham Park k. High Barnet (plut. Kazimierz Janke). Finalnie, z całej „konspiracji tatarowskiej” tylko czterech oficerów powróciło do „Polski Ludowej”. Pozostali twierdzili (w większości prawdziwie) że zostali oszukani. Historycy do dzisiaj nie odnaleźli cienia śladu jakiejkolwiek pożytecznej działalności „tatarowskiej konspiracji” w interesie Rzeczpospolitej…
Cichociemny płk cc Bruno Nadolczak relacjonuje otwarcie i jednoznacznie: „Z końcem grudnia 1944 Brytyjczycy zawiesili operacje do Polski z powietrza. Kurierzy dochodzili drogą naziemną i z reguły wpadali w ręce UB na melinach kontaktowych (…) Doszliśmy w kraju do przekonania, że Londyn jest źródłem wsyp. Między innymi w tej sprawie wybrałem się do Londynu. W Kopenhadze poprosiłem brytyjską misję wojskową o przekazanie wiadomości do O. Spec. celem odebrania mnie. Odpowiedź przyszła, a w jej wyniku zostałem osadzony w twierdzy. I pewnie długo wygrzewałbym się na jej blankach, gdyby nie komendant twierdzy, oficer duński, który zawiadomił dowódcę Dyw. Pancernej na okupacji w Niemczech. Przysłany oficer przewiózł mnie do Brygady Spadochronowej.
W Londynie przekonałem się bez większych trudności, że wyjście każdego kuriera do kraju oraz adresy kontaktowe w Polsce były przekazywane urzędującej w stolicy W. Brytanii misji warszawskiej [przedstawicielom władz „Polski Ludowej” – RMZ]. Nie było natomiast wpadek na osi Baza włoska – kraj, będącej w dyspozycji „Hańczy” [ppłk Dorotycz-Malewicz – przyp. RMZ] (…). Londyn [czytaj: renegaci z grupy Tatara – przyp. RMZ] sypał własne podziemie w kraju.
W tym czasie w Wielkiej Brytanii – oprócz sowieckich „agentów wpływu” w brytyjskim Foreign Office – funkcjonowała groźna sowiecka siatka szpiegowska, tzw. piątka z Cambridge. Wśród nich był osławiony Kim Philby, oficer brytyjskiej MI6 / SOE, szpieg współpracujący z sowieckim NKWD. Był jednym z brytyjskich instruktorów Cichociemnych w „szkole szpiegów” STS 34 – the Drokes, Beaulieu, Hampshire (Wielka Brytania); szkolił się tam m.in. mój Dziadek.
Historyk Zbigniew S. Siemaszko, w kontekście Tatara oraz Philby’ego zauważa, że „padli ofiarą brytyjskich czy też polskich donosów” m.in. rtm Witold Pilecki, kpt. Jerzy Żuralski – kurier „Helu” do Jana Rzepeckiego, także Cichociemni: kpt. Adam Boryczka – kurier WiN, mjr Bolesław Kontrym, rtm Andrzej Czaykowski, także kurier Jan Błaszczyk ps. Kret, instruktor wywiadu w ośrodku łącznościowców w Polmont…
Fundacja Drawa była jedną z dwóch (obok centrali „Hel”) struktur „tatarowskiej konspiracji”; miała charakter „przykrywkowy”, kamuflowała funkcjonowanie funduszu „Drawa” oraz przepływy finansowe. Służyła do niejawnych operacji finansowych, formalnie zarejestrowana została jako – nomen omen – „Polskie Stowarzyszenie Samopomocy” (Polish Self-Help Association), z siedzibą w Londynie przy ul. Cornwall Gardens. Do działania tego przykrywkowego stowarzyszenia wciągnięto płk Edwarda Maliszewskiego (powrócił do Polski) i Franciszka Prochaskę (wyemigrował do Paryża). Obaj sądzili – jak wynika z protokołu przesłuchania Tatara z 11 listopada 1949, że utworzono je w celu zabezpieczenia pieniędzy Cichociemnych oraz kurierów.
Nazwa fundacji (funduszu) „Drawa”, pochodzi od nazwy dopływu Dunaju, przepływającego przez Włochy, Austrię i Chorwację. W okresie tworzenia fundacji, Główna Baza Przerzutowa – baza nr 11 w Latiano nieopodal Brindisi (Włochy), uczestniczyła wraz z placówką brytyjskiego SOE w „Akcji Drawa” która miała integrować środowiska polonijne na tamtych terenach. Działania Oddziału VI zawsze były tajne, ale być może poprzez zbliżoną nazwę Tatar chciał wywołać wrażenie, że fundacja (czy fundusz) „Drawa” ma cokolwiek wspólnego z działaniami polskiej Bazy nr 11 oraz właściwej terytorialnie placówki brytyjskiej Special Operations Executive.
Fundacją – a ściślej jej funduszem – dysponowali: Stanisław Tatar, Marian Utnik, Stanislaw Nowicki, Utnik lansował dla tej grupy propagandową nazwę „Komitet Trzech”. Fundacja „Drawa” była ściśle związana z „centralą Hel” na tyle ściśle, że używano tych nazw także zamiennie. Należy jednak mieć na uwadze, że obie struktury były ściśle podporządkowane Tatarowi, a pozostałe osoby z „Komitetu Trzech” były od niego zależne.
Fundacja początkowo dysponowała kwotą ok. 6,5 mln dolarów (6.451 tys. USD) byłego Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, kontem bankowym z kwotą stu tysięcy funtów szterlingów (przekazaną przez MON), a także złotem FON (ok. 400 tys. USD).
Marian Utnik – Likwidacja Oddziału VI
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1982, zeszyt 62, s. 201-205
Według historyka Zbigniewa S. Siemaszki, w obu strukturach: centrali „Hel” oraz fundacji „Drawa” działali: płk dypl. Edward Maliszewski (powrócił do „Polski Ludowej”), Cichociemny mjr dypl. Kazimierz Bilski (pozostał w Wielkiej Brytanii), mjr dypl. Adam Szanser (szef łączności centrali „Hel”), mjr inż. Sabin Popkiewicz (łączność centrali „Hel”), kpt. Stefan Jagiełło (szyfrant O.VI oraz centrali „Hel”, powrócił do PL), kpt. Eysmont (szyfrant, pozostał w GB), por. Rzeczycki (szyfrant), por. Ignacy Chwiałkowski (rachmistrz O.VI oraz centrali „Hel”), por. Alfred Wiśniewski (archiwista, fotograf, strażnik FON), ppłk Marian Dorotycz – Malewicz ps. Hańcza (placówka „Niebo” w Rzymie), mjr dypl. Jan Krzyżanowski (placówka „Knieja” przy 1 DP w Meppen), kpt. dypl. Jan Podoski (placówka „Kartel” przy 1 SBS, kwatermistrz 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, powrócił do PL), kpt. dypl. Jan Kociołek (komendant radiostacji 1 DP w Meppen), por. inż Feliks Doborzyński (oficer techniczny radiostacji 1 DP w Meppen), ppłk dypl. Antoni Szczerbo – Rawicz (od marca 1945 dowódca 1 SBS), kpt. dypl. Jerzy Morawicz (kwatermistrz 1 SBS), Zdzisław Woydat vel Wojdat (cywil, szwagier Tatara, placówka we Francji), ppłk Franciszek Prochaska (b. szef Wydziału Finansowego O.VI, Chateau Presles en Brie, Francja), kpt. Jan Majeranowski (Chateau Presles en Brie, Francja), Janina p.v. Pronaszko sec. Konopacka (Chateau Presles en Brie, Francja), ppłk Znamierowski (Francja, prawdopodobnie placówka „Witold” lub „Kura”), płk Władysław Garlicki oraz H. Niewiadomska (placówka „Bogumił” w Luksemburgu). W lutym 1947 Tatar nakazał rozwiązanie centrali „Hel”…
Marian Utnik – Obrona utopijnych planów
w: Wojskowy Przegląd Historyczny 1986, nr 1, s. 144-167
2 czerwca 1944 ppłk Marian Dorotycz – Malewicz ps. Hańcza został mianowany szefem nowo utworzonego dowództwa „Elba”, któremu podporządkowano dwie bazy i placówkę we Włoszech, mianowicie: Główną Bazę Przerzutową (baza nr 11) w Latiano kierowaną przez mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, ośrodek szkolenia Cichociemnych (baza nr 10) w Ostuni, kierowany przez ppłk dypl. Leopolda Krizara, oraz placówkę „Capri” w Bari, kierowaną przez kpt. Stanisława Mitko. „Capri” zajmowała się przerzutem Polaków do 2 Korpusu Polskiego oraz przygotowywaniem tras przerzutowych z brzegów Adriatyku do Polski, przez Jugosławię i Węgry, bowiem spodziewano się takiego kierunku natarcia aliantów. „Hańczy” podporządkowano także centralę łączności (pracującą głównie dla Bazy nr 11) w pobliskim Mesagne.
W związku ze spodziewanym zakończeniem wojny, na początku 1945 rozpoczęto likwidację Oddziału VI (Specjalnego) oraz wszystkich jego baz i placówek. Likwidacją Oddziału VI i jego aktywów w Wielkiej Brytanii i za granicą kierował powołany na szefa Komisji Likwidacyjnej mjr Marian Utnik, dotychczasowy szef Oddziału, mianowany na tę funkcję z rekomendacji gen. Stanisława Tatara, nota bene – jego zaufany człowiek (oczywiście artylerzysta). Dzięki niemu Tatar przerzucał wszystkie potrzebne mu aktywa do w pełni kontrolowanej przez siebie „centrali konspiracyjnej Hel” oraz do fundacji (funduszu) „Drawa”.
Najistotniejsze było przejęcie ogromnego majątku Głównej Bazy Przerzutowej (Bazy nr 11) w Latiano, nieopodal Brindisi (Włochy). W jej zasobach znajdowało się m.in. 6.451 tys. USD (sześć milionów czterysta pięćdziesiąt jeden tysięcy dolarów). Tatar kazał „Hańczy” przesłanie tych pieniędzy do Londynu. Gdy pierwszy transport 300 tys. dolarów zatrzymała brytyjska kontrola celna, zrezygnował z tego pomysłu. We Włoszech utworzono Ośrodek Wyszkolenia Łączności, w skład którego wchodziła Szkoła Radiotechniczna w Rzymie przy Piazza Remuria oraz istniejące warsztaty radiowe w Safar pod Rzymem. W jedenastu czarnych walizach obwiązanych kablem telefonicznym, przewieziono miliony dolarów z byłej Bazy nr 11; ulokowano je w pokoju Szkoły Radiotechnicznej. „Hańcza” wynajął mieszkania w Rzymie, w tym jedno w ekskluzywnej dzielnicy Parioli przy ogrodzie zoologicznym, nieopodal Villa Borghese oraz przy Fonte di Fauno (w pobliżu tej szkoły), gdzie zamieszkał.
„Hańcza” we Włoszech znalazł się w skomplikowanym położeniu. Jak wszyscy żołnierze polscy na tym terenie podlegał 2 Korpusowi, ściślej (jako szef OWŁ) jego szefowi łączności płk dypl. Tadeuszowi Roli. Jako szef placówki „Niebo” (tatarowskiej centrali „Hel”) podlegał bezpośrednio Tatarowi, jako były dowódca „Elby” odpowiadał za jego likwidację przed szefem Komisji Likwidacyjnej Oddziału VI – mjr dypl. Utnikiem.
Ppłk dypl. Tadeusz Rola, bezpośredni zwierzchnik „Hańczy” we Włoszech, relacjonował: „Ppłk Malewicz był wówczas komendantem Szkoły Radiotechnicznej w Rzymie ze zlikwidowanej Bazy nr 11 [Głównej Bazy Przerzutowej – RMZ]. Szkoła podlegała służbowo mnie, ale ppłk Malewicz jednak stale jeszcze komunikował się bezpośrednio z gen. Tatarem w sprawach zlikwidowanej Bazy. (…) Rozmawialiśmy z nim, że nie powinien już otrzymywać żadnych poleceń ani rozkazów bezpośrednio od gen. Tatara poza plecami d-cy 2 Korpusu, gdyż za całość wojska polskiego na terenie Włoch jest odpowiedzialny gen. Anders. Ppłk Malewicz zgadzał się ze mną i w sierpniu 1945, jadąc do 1 Dyw. Panc. w celu spotkania się z gen. Tatarem miał mu tę sytuację dokładnie przedstawić”.
Jakby było mało potrójnego podporządkowania, Tatar kazał „Hańczy” prowadzić podwójną księgowość: niejawny fundusz „Depozyty Centrali” oraz supertajny fundusz „Drawa”. Ten pierwszy miał obejmować – znaną Naczelnemu Wodzowi – część pieniędzy byłej Bazy nr 11, ten drugi – pozostałą część milionów dolarów Bazy nr 11, ukrytą przed legalnymi władzami R.P. na emigracji. Naczelny Wódz został okłamany przez Tatara, że w Bazie nr 11 pozostało ok. 4,2 mln dolarów – faktycznie zaś pozostało ponad 6,5 mln USD.
Przebywający w Rzymie gen. Anders wezwał na rozmowę „Hańczę”; zgodnie z ustaleniami z prezydentem oraz premierem R.P. kazał przekazać miliony dolarów b. Bazy nr 11 w części do 2 Korpusu, w części do ambasady R.P. przy Watykanie. O rozkazie „Hańcza” zameldował Tatarowi. Od Nowickiego otrzymał informację, że ma tego nie robić – decyzję o miejscu przechowywania pieniędzy podejmie centrala „Hel”.
21 czerwca 1945 powrócił z niewoli gen. Tadeusz Komorowski, objął funkcję Naczelnego Wodza; Tatar uzgodnił z nim i gen. Kopańskim, że pieniądze „depozytów Centrali” przekaże do Niemiec, kwatermistrzom: 1 Dywizji Pancernej oraz 1 SBS. Wściekły z powodu niewykonania jego rozkazu gen. Anders zrugał „Hańczę”, ten zameldował o problemie Tatarowi, po czym Komorowski zadepeszował do Andersa i potwierdził swoją decyzję o przekazaniu dolarów do Niemiec. Tatar zakazał „Hańczy” informowania Naczelnego Wodza (sic!) o funduszu „Drawa”…
Zgodnie z poufną dyspozycją Komorowskiego oraz supertajną Tatara, „Hańcza” przekazał (do Niemiec):
Sprawozdanie komisji mjr dypl. Jana Gorzko ws. przejęcia aktywów Głównej Bazy Przerzutowej i in.
(Dokumenty z teczki „Sprawa ś.p. płk Hańcza – Studium Polski Podziemnej, sygn. SK 26/39)
Przewidując rychłą likwidację zbędnej „Szkoły Radiotechnicznej” – która była fikcją – „Hańcza” zdecydował ukryć pieniądze „funduszu Drawa”. Ustalił z O. Maurycym z klasztoru i szpitalu Bonifratrów w Rzymie, że umieści na strychu prowadzonego przez Bonifratrów szpitala „Fatebenefratelli”, na Wyspie Tyberyjskiej w Rzymie, skrzynię z „ważnymi dokumentami”. Osobiście przewiózł do klasztoru drewnianą skrzynię, zamkniętą na dwie kłódki. Znajdowały się w niej pieniądze tatarowskiego „funduszu Drawa”. Wiedział o tym tylko adiutant „Hańczy” por. Czesław Miciński.
Dolary przerzucane przez Cichociemnych pakowane były w parciane (brezentowe) pasy z impregnowanego gorącym woskiem płótna, o długości ok. 120 cm i szerokości ok. 18 cm, z sześcioma kieszeniami. Do tych kieszeni wkładano zwykle po trzy paczki banknotów lub rulony monet. Paczki banknotów były opieczętowane, kieszenie przeszywano grubą, mocną, jedwabną nicią, której końce plombowano. Każdy pas posiadał numer; jeśli zawierał banknoty 10-dolarowe, jego wartość wynosiła 18 tys.; jeśli 20-dolarowe – 36 tys. USD. Jeśli w pasie były złote monety 10-dolarowe, mieścił 2,4 tys. USD; jeśli złote monety 20-dolarowe – 3,6 tys. USD. Pasy miały pojemność do 100 tys. dolarów (w zależności od nominału pakowanych banknotów).
W ten sposób wszystkie – rządowe – aktywa, w tym pieniądze byłego Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza zostały przez Tatara w części rozdysponowane, w części „sprywatyzowane”. Tatar kontrolował łączność pomiędzy „centralą konspiracyjną Hel” w Londynie a radiostacjami Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość w komunizowanej Polsce. Radiostacje w Londynie obsługiwali łącznościowcy z „tatarowskiej konspiracji”. Miliony dolarów zdeponowane u kwatermistrzów 1 Dywizji Pancernej oraz 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej – choć formalnie przekazane – nadal były kontrolowane przez ludzi „tatarowskiej konspiracji”. Pozostały majątek (w tym miliony dolarów) został przez Tatara faktycznie „sprywatyzowany” – nie wiedział o nim ani Naczelny Wódz, ani emigracyjny rząd R.P. Wszystkie aktywa były nadal w rękach ludzi z „tatarowskiej konspiracji”. Niektóre już bezczelnie ukradzione, jak paryskie pieniądze u szwagra Tatara.
Prowadzenie nielegalnej łączności przez „tatarowską konspirację” z Włoch spowodowało problemy, których Tatar nie przewidział oraz częściowe rozsypanie się misternego planu. Brytyjczycy wprowadzili od 1 kwietnia 1945 zakaz prowadzenia łączności radiowej z Polską. Kilka tygodni po tym terminie, brytyjski gen. Harold Alexander, dowódca 15 Grupy Armii, któremu podlegał także 2 Korpus Polski gen. Władysława Andersa zażądał respektowania zakazu. Anders wezwał „Hańczę” i powtórzył zakaz, „Hańcza” pisemnie zobowiązał się do jego przestrzegania. Po kilku kolejnych tygodniach gen. Alexander, na bankiecie w którym uczestniczył także gen. Anders, wystąpił z pretensjami – „Obiecałeś, że nie będzie korespondencji radiowej z Włoch, a tymczasem wasze stacje w dalszym ciągu nadają stąd do Polski”. Anders się wściekł, następnego dnia, 2 października 1945 wezwał „Hańczę” do kwatery 2 Korpusu Polskiego w Porto San Giorgio. Po ostrej reprymendzie „Hańcza” napisał oświadczenie – „radiostacja Szkoły Radiotechnicznej nie prowadziła w ostatnich miesiącach żadnej korespondencji ani z krajem, ani z Londynem. (…) stwierdzam to oficerskim słowem”.
Gen Anders przygotował się do tej rozmowy – miał niezbite dowody, że „Hańcza” kłamie. Później potwierdziło się, że prowadzono łączność z Londynem, Kairem, Stambułem, Niemcami oraz – prawdopodobnie – także z Polską. Gen. Anders nałożył na „Hańczę” areszt domowy i rozkazał mu pozostanie w kwaterze głównej 2 Korpusu. Odpowiedzialny za wykonanie tego rozkazu płk dypl. Wincenty Bąkiewicz przydzielił „Hańczy” kaprala jako quasi ordynansa, nakazując żołnierzowi dyskretną obserwację „Hańczy”. Gdy po kilku dniach „Hańcza” zniknął, zarządzono poszukiwania, wysyłając list gończy do placówek wywiadu 2 Korpusu z nakazem aresztowania.
Po zniknięciu „Hańczy”, gen. Władysław Anders ściśle tajnym rozkazem powołał komisję do przejęcia przez 2 Korpus wszystkich aktywów i dokumentów Głównej Bazy Przerzutowej. W skład komisji włączono adiutanta „Hańczy”, por. Micińskiego. Rozkazem z 29 września 1945 gen. Anders rozkazał mjr dypl. Janowi Jaźwińskiemu, oficerowi wywiadu, byłemu komendantowi G.B.P. (bazy nr 11) jednostronne (bez udziału Hańczy) przejęcie jej akt, szyfrów, radiostacji oraz wszelkich skrytek.
Mjr dypl. Jan Jaźwiński dość szybko wpadł na trop skrzyni z dolarami Bazy nr 11, ukrytej w szpitalu Bonifratrów na wyspie Isola Tibertina. Już 2 października 1945, od dwóch byłych swoich podwładnych, dowiedział się, że słyszeli nazwę „Tiberina” w rozmowie „Hańczy” z Micińskim (Pamiętnik, tom. II, s. 340). Adiutant „Hańczy” por. Miciński podczas przesłuchania początkowo zaprzeczał istnieniu skrytek, w końcu przyznał że przewiózł pieniądze do klasztoru na wyspie Tiberina. Po przesłuchaniu Micińskiego, mjr dypl. Jan Jaźwiński napisał notatkę dla szefa sztabu 2 Korpusu (do rąk własnych), w której podkreślił:
„(…) główny wysiłek Hańczy i Tatara był skoncentrowany na problemie jak i gdzie pieniądze A.K. przerzucić z Włoch do Niemiec względnie Francji. Odchodząc z Bazy Jutrzenka przekazałem Hańczy ok. 12 milionów dolarów przeznaczonych dla A.K., których do Polski nie można było przerzucić.”
Jan Jaźwiński – Dramat dowódcy. Pamiętnik oficera sztabu oddziału wywiadowczego i specjalnego (przygotowanie do druku: Piotr Hodyra i Kajetan Bieniecki), tom II, s. 345, Polski Instytut Naukowy w Kanadzie, Montreal 2012, ISBN 978-0-9868851-3-6
Podpisany przez komisję – w tym mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego – „Protokół znalezienia, odebrania i otwarcia zawartości skrytki, założonej przez płk. Hańcza Ryszarda i por. Miciński Czesława, w Ospedale dei Fatebenefratelli na wyspie Tiberina w Rzymie, spisanego w Kancelarii Placówki „R” dnia 5.X.1945″ zawiera informację, że komisja udała się na to miejsce tego dnia w samo południe, z pomocą ślusarza otworzyła skrzynię i zabrała z niej dwie mniejsze drewniane skrzynki, zostawiając zakonnikowi, O. Maurycemu pokwitowanie.
W rzymskiej placówce II Oddziału (wywiadu) 2 Korpusu Polskiego komisja otworzyła skrzynkę oznaczoną numerem „5” oraz znajdującą się w niej „walizkę nr 5”, w której znaleziono 12 pasów sześciokieszeniowych z dolarami oraz paczkę 5.638 dolarów. Komisja otworzyła też drugą skrzynkę, oznaczoną nr „4”, w której była walizka z numerem „4”, ale walizki tej nie otworzono.
Później w sprawozdaniu mjr dypl. Jana Gorzko wskazano, że w obu tych walizkach znajdowały się dolary papierowe, łącznie na kwotę 1.136.638 (milion sto trzydzieści sześć tysięcy sześćset trzydzieści osiem). Jak relacjonuje we wspomnieniach mjr dypl. Jan Jaźwiński, Ojciec Maurycy poinformował, że w skrzyni znajowało się pięć skrzynek, z których trzy zostały już zabrane przez płk Dorotycza-Malewicza ps. Hańcza oraz por. Micińskiego.
Protokół i in. dokumenty komisji mjr dypl. Jana Jaźwińskiego ws. przejęcia depozytu dolarowego
(Dokumenty z teczki „Sprawa ś.p. płk Hańcza – Studium Polski Podziemnej, sygn. SK 26/39)
Gdy obie komisje powołane przez gen. Andersa zakończyły już swoje prace, wciąż trwały poszukiwania „Hańczy”, który samowolnie oddalił się z nałożonego na niego aresztu domowego. We wtorek 9 października 1945, o godz. 9.30 patrol w składzie: ppor. Aleksander Aksan, ppor. Lech Lipowicz, pchor. Lisowski udał się do mieszkania „Hańczy” w Rzymie, przy Fonte di Fauno. Na ich widok „Hańcza” – który na polecenie Tatara ukrył (czyli ukradł) pieniądze przed legalnymi władzami R.P. oraz swoimi przełożonymi – strzelił sobie w głowę. Ppor. Aksan zawiadomił 104 Brytyjski Szpital Wojskowy oraz swojego przełożonego.
W nocy 9/10 października 1945 ppłk Marian Dorotycz – Malewicz ps. Hańcza zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Pozostawił dwa pożegnalne listy, w tym szczegółowe dyspozycje co do rozdysponowania swoich rzeczy.
Oficer do zleceń gen. Andersa, płk dypl. Wincenty Bąkiewicz wspominał: „Wreszcie nadszedł meldunek z placówki [wywiadu] w Rzymie, że są na tropie „Hańczy”, a wkrótce potem następny, że „Hańcza” zastrzelił się. Było to dla mnie poważnym zaskoczeniem, gdyż nie spodziewałem się, że targnie się na swoje życie, chociaż z drugiej strony, przed wojną w Krakowie „Hańcza” usiłował popełnić samobójstwo, więc musiała to być psychika niestabilna. Wówczas chodziło o jakieś sprawy kwatermistrzowskie, zresztą „Hańcza” osobiście miał czyste ręce,to jego podwładni robili jakieś machlojki.
Celowo zostawiliśmy sprawę w rękach Anglików i nie braliśmy udziału w sekcji zwłok i ustaleniu przyczyny śmierci. Angielscy eksperci stwierdzili, iż było to samobójstwo. Tymczasem krążą plotki, że myśmy go zamordowali. Gdyby rzeczywiście był zamiar likwidacji „Hańczy”, to przecież nie zostawiłbym tej, tak drażliwej sprawy w rękach przypadkowego zespołu placówki rzymskiej, a wysłałbym specjalny patrol bardziej nadający się do tego rodzaju, dość zresztą niezwykłego zadania”.
Władysław Michniewicz – Śmierć płk. Hańczy
w: Kultura nr 10/192, Instytut Literacki Paryż, 1963, s. 87-104
Opublikowane później w paryskiej „Kulturze” (nr 10/192 z 1963) rewelacje o rzekomym morderstwie „Hańczy” tak skomentował płk dypl Wincenty Bąkiewicz – „Ostatnio płk Michniewicz ogłosił w „Kulturze” (Mr 10/192, 1963) artykuł oskarżający nas o zamordowanie „Hańczy” w celu dostania w swe ręce pieniędzy przeznaczonych na akcję krajową, które były pod jego opieką. Jest to pomylenie faktów.”
Po cofnięciu 5 lipca 1945 dyplomatycznego uznania Wielkiej Brytanii dla rządu R.P. na emigracji, w Polskich Siłach Zbrojnych służyło ok. 230 tys. żołnierzy (oprócz Brygady Świętokrzyskiej podległej Amerykanom). Władze „Polski Ludowej” zamierzały przejąć zwierzchnictwo nad nimi. Obawiając się buntu Polaków, Brytyjczycy przedłożyli polskim dowódcom następującą propozycję rozwiązania problemu:
7 września 1946 pierwsza grupa 76 oficerów, w tym 5 generałów (Chruściel, Kopański, Maczek, Malinowski, Masny), podpisała kontrakt z PKPiR; gen Kopański został mianowany Inspektorem Generalnym PKPiR. 26 września 1946 rząd „Polski Ludowej” (w tym Mikołajczyk) pozbawiła ich polskiego obywatelstwa. Ostatecznie do PKPiR wstąpiło ok. 114 tys. żołnierzy PSZ; ok. 14 tys. emigrowało do Francji, Kanady, USA, Argentyny, Brazylii i innych krajów.
Już podczas odprawy generałów Sztabu Naczelnego Wodza, 9 i 10 sierpnia 1945 Tatar otwarcie opowiedział się – wywołując zdumienie pozostałych – za powrotem do „Polski Ludowej”. Finalnie, spośród żołnierzy „organizacji tatarowskiej” przeważająca większość wstąpiła do PKPiR. Tylko nieliczni (oprócz Tatara, Utnika, Nowickiego) zgłosili się na wyjazd do „Polski Ludowej”: Stefan Jagiełło, Jan Podoski, Alfred Wiśniewski. Utnik swój zamiar wyjazdu do sowietyzowanej Polski ujawnił gen. Kopańskiemu 28 marca 1947.
W połowie października 1945 przyjechała z „Polski Ludowej” do Londynu sześcioosobowa „Misja Wojskowa”, która miała zorganizować repatriację żołnierzy PSZ do Polski. Rząd brytyjski nie zaakceptował przymusowej repatriacji zbiorowej, wyrażając zgodę na dobrowolną oraz jednostkową. Misja powróciła z niczym; w Londynie pozostali jej członkowie: płk dypl. Józef Kuropieska (później attache wojskowy) oraz ppłk Maksymilian Chojecki (zastępca). Już w październiku 1945 Kuropieska spotkał się z Utnikiem, ten zameldował o spotkaniu gen. Kopańskiemu. Został poinstruowany, że do spotkań z warszawską „misją” upoważniony jest wyłącznie szef wywiadu Sztabu Naczelnego Wodza płk dypl. Stanisław Gano. Do zadań Kuropieski należało inwigilowanie oraz infiltrowanie polskiej emigracji, składał regularnie meldunki wywiadowcze. Wbrew instrukcji gen. Kopańskiego Utnik regularnie spotykał się z Kuropieską; w styczniu 1946 spotkał się nawet w jego mieszkaniu ze „specjalistą od walki z reakcyjnym podziemiem” gen. Wiktorem Groszem (właśc. Icchak Medres). Grosz wypytywał o Mikołajczyka oraz fundusz Drawa.
Anna Marcinkiewicz-Gołaś – Przyczyny powołania i działalność
Polskiej Misji Wojskowej w Londynie (1945 -1946)
w: „Niepodległość i Pamięć” 2010 nr 17/1 (31) s. 213 – 226
W 1946 z ambasadą „Polski Ludowej” kontaktował się także Tatar, pod koniec tego roku ujawnił Kuropiesce, że dysponuje znacznymi pieniędzmi, a także że „komitet trzech” chce powrócić do Polski. 19 grudnia 1946 płk. Kuropieska zameldował szefowi wywiadu gen. Wacławowi Komarowi: „jest najwyższy czas, aby zająć się pieniędzmi grupy Tatar, Utnik, Nowicki. Sądzę, że jest tego nie mniej niż 500 000 funtów.”
W marcu 1947 na rozmowę z Tatarem przyleciał do Londynu wiceszef wywiadu płk Stanisław Flato, aby ustalić przekazanie władzom „Polski Ludowej” majątku „funduszu Drawa”. W rozmowie z nim Tatar oświadczył że ma ok. 2,2 mln dolarów i kilka nieruchomości w Wielkiej Brytanii, Francji oraz Belgii. Utnik przekazał Flato „Ogólny plan przekazania państwu polskiemu mienia znajdującego się pod opieką „Komitetu Drawa”.
W tymże „Planie” Tatar z Utnikiem postawili warunki przekazania majątku, m.in.:
Zdumiewająco bezczelna oferta Tatara sprowadzała się zatem do przekazania „władzom Polski Ludowej” części majątku państwowego II R.P., którym dysponował, w zamian za prywatne korzyści. „Plan” Tatara na początku lipca 1947 zaakceptował gen. Marian Spychalski, prawdopodobnie w uzgodnieniu z Gomułką i/lub Bermanem.
29 maja 1947 Tatar spotkał się z ambasadorem PL Jerzym Michałowskim oraz nowym attaché wojskowym płk Maksymilianem Chojeckim. 19 czerwca 1947 dziesięć metalowych skrzyń ze złotem FON Tatar z Utnikiem przekazali do ambasady „Polski Ludowej” w Londynie. Prawdopodobnie wtedy – w zamian za złoto – Tatar, Utnik i Nowicki otrzymali… paszporty konsularne, wystawione przez komunistyczne władze Polski. Ok. 208 kg „złotego FON” Tatar przekazał za pośrednictwem attaché wojskowego płk Maksymiliana Chojeckiego; ok. 40 proc. „złotego FON” przejął wywiad PL (Oddział II SG LWP) na potrzeby antyzachodniej działalności wywiadowczej.
Wiosną 1947 Utnik za 500 funtów (ówczesna równowartość ok. dwuletniego stypendium studenckiego – RMZ] kupił list Cadogana, urzędnika brytyjskiego Foreign Office do Mikołajczyka, z 2 listopada 1944 do Mikołajczyka, informujący o poparciu władz Wielkiej Brytanii dla granicy polskiej na Odrze i Nysie. List przekazano do ambasady, wkrótce posłużył jako podłoże propagandowej broszury pt. „Przyczyny ucieczki Mikołajczyka. Zatajony dokument. Rewelacyjne zeznania”…
W Centralnym Archiwum Wojskowym zachował się list Mariana Utnika do Oddziału II (wywiad), w którym potwierdzał wcześniejsze ustalenia w sprawie utworzenia przez niego na terenie Wielkiej Brytanii trzech siatek wywiadowczych pracujących na rzecz „Polski Ludowej” (do zbierania informacji wojskowych, naukowo – technicznych i politycznych) oraz instruował, kogo przysłać jako oficera wywiadu, aby mógł go „wprowadzić do środowiska jako mojego prywatnego znajomego”.
W końcu maja 1947 r. gen. bryg. Stanisław Tatar i jego wspólnicy – płk dypl. Stanisław Nowicki oraz ppłk dypl. Marian Utnik – zdecydowali się jawnie na współpracę z komunistycznym wywiadem wojskowym. Pod płaszczykiem szczytnych celów, za zdefraudowane pieniądze z funduszu „Drawa” oraz złoto Funduszu Obrony Narodowej, należące do polskiego rządu na emigracji, kupowali sobie faktycznie lepszą przyszłość w Polsce Ludowej. Tak przynajmniej sądzili, gdyż nieodległa przyszłość brutalnie zweryfikowała ich przypuszczenia. (…) Działania Komitetu, noszące wszelkie znamiona defraudacji majątku należącego do Skarbu Państwa, zawsze zmierzały w jednym kierunku: powrotu do Polski i wykorzystania zawłaszczonego majątku w celu zabezpieczenia własnej przyszłości. Oczywiście dążenia te na zewnątrz starannie maskowano troską o odbudowę kraju. Daniel Koreś – U źródeł afery TUN: generał Stanisław Tatar, rozpad Komitetu Trzech i przekazanie komunistycznemu wywiadowi wojskowemu funduszu „Drawa” 1947-1949, Przegląd Historyczno – Wojskowy (1/2021), Warszawa 2021, s. 66-104.
15 września 1947 r. miała miejsce konferencja w Ambasadzie Polski Ludowej w Londynie, m.in. z udziałem Tatara (…) ustalono szczegóły szeroko zakrojonego planu zakupów na rzecz Polski w krajach zachodnich, oczywiście dzięki funduszowi „Drawa”. Zdecydowano wówczas o otwarciu przy Ambasadzie tzw. biura zakupów Tatara, którym miał kierować Utnik. Biuro miało przede wszystkim realizować zakupy sprzętu i materiałów wg. zapotrzebowania płynącego z Warszawy, a konkretnie z szefostwa wywiadu wojskowego, choć w konsultacji z Ministerstwem Przemysłu. Ustalono także uruchomienie akcji przerzutu gotówki z „Drawy” (…)
W drugiej połowie 1947 r. Tatar (…) zdecydowany był już na pełną współpracę z komunistami. W lipcu tr. Utnik i Nowicki (i zapewne także Tatar, choć w jego przypadku nie udało mi się dotąd znaleźć stosownego dokumentu) ostatecznie odmówili wstąpienia do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPiR), a żeby nie zostać usuniętymi z terenu Wlk. Brytanii, otrzymali fikcyjne zatrudnienie na terenie Ambasady Polski Ludowej w Londynie oraz paszporty dyplomatyczne, które sankcjonowały ich dalszy pobyt na Wyspach Brytyjskich.
Gra pozorów definitywnie się skończyła. Kolejnym przykładem świadomego odcięcia się od dawnych sojuszników była odmowa udzielenia jakiejkolwiek pomocy Mikołajczykowi, wyrażona przez Utnika, za wiedzą i wolą Tatara (…)[ Daniel Koreś – U źródeł afery TUN: generał Stanisław Tatar, rozpad Komitetu Trzech i przekazanie komunistycznemu wywiadowi wojskowemu funduszu „Drawa” 1947-1949, Przegląd Historyczno – Wojskowy (1/2021), Warszawa 2021, s. 69-71.
Uwaga – informacja o współpracy Tatara z komunistycznym wywiadem wojskowym została usunięta z Wikipedii, choć pochodzi z publikacji historyka IPN – patrz cytat powyżej…
Tatar 17 listopada 1979 na spotkaniu w Kurii Biskupiej w Lublinie opowiedział bajkę, że wykorzystano do tego pogrzeb gen. Lucjana Żeligowskiego – artyleryjskie skrzynie ze złotem miały stanowić „złoty katafalk”, na którym złożono trumnę generała po pogrzebie 15 lipca 1944 w Londynie. Katafalk i trumna z generałem wylądowały na Okęciu, zaraz potem skrzynie artyleryjskie przejął gen. Piotr Jaroszewicz i gen. Wacław Komar (właśc. Mendel Kossoj), szef Oddziału II Sztabu Generalnego LWP.
Bajka o „złotym katafalku” była dla naiwnych – na użytek publiczny, do niedawna była publikowana nawet w „Wikipedii”… (musiałem to poprawić). W rzeczywistości złoto potajemnie przesyłano z Londynu do Polski pocztą dyplomatyczną. Pierwsze dwie skrzynki złota przewiózł kurier por. Leon Szwajcer 2 lipca 1947, osiem kolejnych przewiozła 13 lipca 1947 Pola Landau, żona zastępcy Szefa Oddziału II Sztabu Generalnego WP. W Londynie pozostało 142 kg złota (w dwóch skrzyniach) w dyspozycji Oddziału II Sztabu Głównego LWP na cele wywiadu antyzachodniego.
Po przewiezieniu do Polski złoty FON formalnie („papierkowo”) przechowywany był w skarbcu NBP jako „depozyt zastrzeżony”, faktycznie przechowywano go w MON, ale uwaga – już nie w skrzynkach, ale w… kasetach. Przy tym „zawieruszyły się gdzieś” oryginalne spisy zawartości skrzynek ze złotem. W kwietniu 1949 uchwalono ustawę o likwidacji FON, w styczniu 1952 międzyministerialna komisja MON i MF dokonała przeglądu depozytu. Tylko jedna ze skrzyń miała spis zawartości, w pozostałych ich już nie było. Monety numizmatyczne i inne złote przedmioty przekazano na… złom do Skarbca Emisyjnego. 8 listopada przetopiono na sztabki nieznaną ilość przedmiotów o wadze 112 kg.
Do dyspozycji Kancelarii Cywilnej Prezydenta i URM przekazano 526 złotych zegarków, 156 szt. biżuterii, 156 innych złotych przedmiotów oraz kamienie szlachetne. Majątkiem tym dysponowali Bierut, Cyrankiewicz, Jaroszewicz. W 1956 prezes NBP powołał komisję, która wyceniła przedmioty i przekazała je do centrali jubilerskiej „Jubiler” oraz do sklepów „Desy”. Do Zarządu Muzeów przekazano zaledwie 19 przedmiotów. Komisja ustaliła, że części przedmiotów brakuje. Ogółem 96 kg cennych precjozów „złotego FON” rozdysponowano, w 1956 ok. 826 szt. sprzedano w „Jubilerze i „Desie”. Część przywłaszczyli sobie dygnitarze PRL przed 1956.
Od października 1947 do końca 1948 Tatar, Utnik, Nowicki przekazali władzom „Polski Ludowej”:
Ponadto ze środków funduszu Drawa kupiono i przekazano do Polski m.in.: urządzenia radarowe i niewielką ilość radu (56,6 tys. USD), francuskie autobusy dla Warszawy (100 tys. USD), pięć stacji sanitarnych (75 tys. USD), wyposażenie laboratorium fizycznego (15 tys. USD), ponadto książki i inne towary. Władzom „Polski Ludowej” Tatar, Utnik, Nowicki przekazali też dwie nieruchomości w Londynie, jedną w Paryżu oraz farmę pod Paryżem. W lipcu 1948 Tatar został odznaczony przez Bieruta Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski IV kl., Utnik orderem V kl. oraz został zweryfikowany w stopniu podpułkownika, następnie awansowany na pułkownika…
Historyk Zbigniew S. Siemaszko w swojej publikacji „Działalność generała Tatara” przytacza relację odpowiedzialnego za łączność „centrali Hel” Sabina Popkiewicza: „Po wojnie inż. Popkiewicz opowiadał mi, że w centrali „organizacji tatarowskiej” na Montpelier Ave coraz częściej i w coraz większych ilościach pojawiały się polskie specjały jak „Wyborowa”, kiszone ogórki, kapusta, polska kiełbasa. W tym czasie, a był to rok 1946, wyrobów tego rodzaju na rynku londyńskim nie było i można je było wówczas dostać jedynie przez ambasadę PRL.”
Tatar był zapewne przekonany, że podobna sielanka będzie trwać także po jego przyjeździe do skomunizowanej Polski. Po bezprawnym przekazaniu złota FON 18 lub 19 lipca 1947 Tatar pojechał do „Polski Ludowej” na negocjacje w sprawie przekazania „funduszu Drawa”. W tym czasie ostatecznie zerwał już ze pozorami wspierania Mikołajczyka. Szczodrze czerpał z państwowych pieniędzy II R.P., zagarniając je na własne potrzeby. Tatar i Nowicki mieli np. po dwa samochody, koszty ich zakupu i użytkowania pokrywał fundusz. Ponadto z tego samego źródła Tatar przekazał po tysiąc dolarów m.in. swojej żonie, żonie Kirchmayera, żonie Rzepeckiego i in. Ze środków funduszu Drawa finansowano propagandowe artykuły w prasie brytyjskiej. Wszystkie te wydatki w księgach bezczelnie zapisano jako „pomoc Polsce”. Tatar i jego sitwa czerpali dochody z nieruchomości zakupionych z funduszu Drawa: z najmu mieszkań przy Cornwall Gardens 13, z quasi pensjonatu urządzonego przy Cornwall Gardens 11. Nota bene, zamieszkał tam pracownik attachatu wojskowego „Polski Ludowej” Pakszta, który mógł na bieżąco kontrolować „komitet trzech”. W łączności pomiędzy Tatarem a wywiadem „Polski Ludowej” używano sowieckich szyfrów…
Na początku września 1949 Utnik dostał wezwanie od Komisji Specjalnej Rady Narodowej R.P. w Londynie, badającej działalność gospodarczą emigracyjnych władz państwowych. O wezwaniu powiadomił płk Maksymiliana Chojeckiego z attachatu wojskowego, ten zaś szefa wywiadu „Polski Ludowej”. Po kilku dniach Utnik dostał wezwanie od gen Komara do przyjazdu na początku października do Warszawy. Utnik był zdziwiony, jak sam relacjonował kompanom z „komitetu trzech” – „uważałem wezwanie moje do kraju za rezygnację Oddziału II z propozycji lipcowych stworzenia jakiejś rezydentury informacyjnej w Anglii„. Jak wynika z tej wypowiedzi, trójka cwaniaczków z „komitetu trzech”: Tatar, Utnik, Nowicki, miała zamiar zaangażować się jeszcze aktywniej w agenturalną działalność szpiegowską na rzecz wywiadu „Polski Ludowej”. Ok. dwa tygodnie po przyjeździe Utnika do Warszawy, przyjechali także Tatar i Nowicki, zaniepokojeni że bez nich prowadzone są jakieś negocjacje. Naiwnie sądzili, że po odegraniu roli „pożytecznych idiotów” oraz przekazaniu znacznej części zdefraudowanego majątku państwowego II R.P. będą jeszcze do czegoś potrzebni nowej, komunistycznej władzy w Polsce…
Utnikowi kazano wracać – miał jechać pociągiem Pragi, stamtąd lecieć do Londynu. W Łodzi pociąg zatrzymano, Utnik dostał list gen. Komara z żądaniem powrotu do Warszawy. Przyjechał po północy, 3 listopada 1949, został aresztowany na dworcu Łódź Kaliska. Tego samego dnia w pociągu aresztowano Nowickiego. Dzień wcześniej na lotnisku w Modlinie (samolot po starcie z Warszawy wylądował tam pod pozorem uszkodzenia silników) został aresztowany Tatar. Zaraz potem do Londynu przyjechała grupa funkcjonariuszy wywiadu „Polski Ludowej”, dysponująca wszystkimi kluczami aresztowanych. Po drobiazgowej rewizji zabrali interesujące ich dokumenty i rzeczy, w tym dwie kasy pancerne. Były w nich m.in. teczki personalne współpracowników i kurierów „centrali Hel”…
Jak później ustalili historycy, decyzję o aresztowaniu „komitetu trzech” podjął Bierut, a formalnie Komisja Biura Politycznego KC PZPR do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, po zapoznaniu się z opiniami kilku najwyższych oficerów wywiadu, którzy zalecali aresztowania. Gen. Wacław Komar (właśc. Mendel Kossoj), gen. Mieczysław Mietkowski (właśc. Mojżesz Bobrowicki), gen. Roman Romkowski (właśc. Natan Grinszpan-Kikiel), płk Ignacy Krzemień (właśc. Ignacy Feuerberg), płk. Józef Czaplicki (właśc. Izydor Kurtz) zgodnie uważali, że przekazanie złota i pieniędzy przez Tatara, Utnika, Nowickiego do „Polski Ludowej” ma charakter wrogi. Jak ujął to historyk Jerzy Poksiński – Powstała koncepcja „konia trojańskiego”, który nafaszerowany złotem i pieniędzmi przybywa do kraju, aby zyskać zaufanie władzy, a następnie rozpocząć wrogą przeciwko niej działalność.
Aresztowanych osadzono w areszcie MBP w Warszawie przy ul. Koszykowej (piwnice obecnego Ministerstwa Sprawiedliwości); wobec braku „postępów w śledztwie” na początku 1950 przeniesiono ich do aresztu Głównego Zarządu Informacji, tam poddano wielogodzinnym przesłuchaniom tzw. „konwejerowi”. Od lata 1951 do 1954, w tzw. „procesach tatarowskich” oskarżono 93 oficerów o udział w „spisku w wojsku” oraz „szpiegostwo”. 38 skazano na śmierć (18 później zmieniono na dożywotnie więzienie); pozostałych na wieloletnie więzienie (trzech zmarło za kratami), tylko jednego uniewinniono. Według niektórych ocen, sprawa Tatara miała być użyta także do procesu politycznego przeciwko Marianowi Spychalskiemu.
Stanisław Salmonowicz – Meandry „sprawy” generała Stanisława Tatara
w: Czasy Nowożytne, 2000, nr 9 (10), s. 187-202
W 1956 zwolniono z więzień oraz zrehabilitowano skazanych w „procesach tatarowskich”, w tym „pożytecznego idioty” – Tatara. Przez krótki okres Tatar był doradcą ministra obrony narodowej do spraw II wojny światowej, odznaczony przez Gomułkę Orderem Odrodzenia Polski III kl. Potem wycofał się z życia publicznego, przez środowisko żołnierzy Armii Krajowej był traktowany niechętnie. Żył w dostatku w Warszawie. Zmarł 16 grudnia 1980, pochowany 22 grudnia 1980 na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie (kwatera A18-8-28).
Utnik po wyjściu z więzienia zawarł związek małżeński z siostrą Gustawa Herling-Grudzińskiego, mieszkał w wygodnym mieszkaniu na warszawskim Bemowie. Często wyjeżdżał z żoną do jej brata do Włoch. Pod koniec życia zamieszkał w Domu Społecznym dla Kombatantów, zmarł 24 lutego 2003 w Warszawie.
Nowicki zmarł 9 października 1963, siedem lat po wyjściu z więzienia, pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach (kwatera A32-4-3).
Gen. Roman Odzierzyński, minister obrony narodowej – do Rady Narodowej R.P.: „(…) O tym, że gen. Tatar ukrył część pieniędzy przeznaczonych na dział krajowy przed władzami, dowiedział się gen. Bór po raz pierwszy z raportu gen. Andersa. W raporcie tym gen. Anders donosił o dokonaniu rewizji z bazie [nr 11 – RMZ] i o odkryciu tam i o przejęciu ukrytej kwoty ok. milion i 136.000 dolarów i drobniejszych kwot w innych walutach (lirach). Ponadto doniósł o znalezieniu ksiąg kasowych, które wskazywały, że dalsze jeszcze kwoty zostały ukryte. Po otrzymaniu tej wiadomości gen. Bór wysłał natychmiast gen. Chruściela do Szkocji, celem przesłuchania na miejscu gen. Tatara i spisania protokołu. Gen. Tatar przyznał się, że ukrył na terenie Francji sumę ok. 2.500.000 dolarów i że te ukryte pieniądze pochodziły z tzw. akcji „Drawa”, oraz że całą manipulację w tej sprawie przeprowadził, gdy Naczelnym Wodzem był gen. Sosnkowski (…).
Ponieważ pisemnego rozkazu gen. Bora, przekazania natychmiast tych pieniędzy Szefowi Sztabu Głównego [b. Sztab Naczelnego Wodza – RMZ] nie wykonał i odmówił wykonać, zwolnił go [Tatara – RMZ] gen. Bór ze stanowiska służbowego, jakie zajmował. Sprawy sądowej nie kazał wytaczać, co zresztą uzgodnił z Prezydentem R.P. do czasu zabezpieczenia pieniędzy krajowych, które były wówczas na terenie Niemiec w 1 Dyw. Pancernej i Brygadzie Spadochronowej, a które były pod opieką, jak się okazało, oficerów związanych i oddanych gen. Tatarowi. Gen Tatar odgrażał się, że jeżeli będzie mu wytoczona sprawa sądowa, to przekaże gospodarzom [Brytyjczykom – RMZ] kwotę i miejsce przechowania pieniędzy krajowych, o co wówczas oni bardzo zabiegali i o co się kilkakrotnie upominali. (…)
Ppłk dypl. Kamieński [Jan Kamieński, Cichociemny – RMZ] jest oficerem PSZ. W r. 1944 został jako skoczek wysłany do Kraju (…) Jego to (…) wysunął płk. Bokszczanin (…) jako kandydata, który by się nadawał do tak ryzykownego przedsięwzięcia jak podjęcie pieniędzy od zaufanych gen. Tatara i przesunięcie ich do Belgii i Francji, celem zachowania w tajemnicy miejsca ich przechowywania i zabezpieczenia. (…) Ppłk Kamieński podjął się przeprowadzenia całej akcji, która nie była łatwa, wymagała bowiem dużej dozy odwagi i ryzyka. (…) Akcję całą sprawnie przeprowadził, wszystkie pieniądze podjął, wywiózł i zabezpieczył, odcinając za sobą i pieniędzmi wszelkie ślady”. (…) Pieniądze trzeba było kilkakrotnie przesuwać, by wszystkie ślady zatrzeć. (…) Rozkaz wydany przez gen. Bora wygotowania aktu oskarżenia zbiegl się z przekazywaniem funkcji Naczelnego Wodza (…).
Zdrajca Tatar (także Utnik) nigdy nie został rzetelnie rozliczony i osądzony. Wciąż nie ma też pełnej wiedzy o jego zdradzieckich „dokonaniach”. Wciąż pokutuje prosowiecka narracja historyczna, według której Tatar chciał dobrze dla Polski, ale padł ofiarą „błędów i wypaczeń”, czyli stalinowskiego, pokazowego „procesu generałów”. Do dzisiaj ukrywane są informacje historyków o współpracy Tatara z komunistycznym wywiadem wojskowym, są nawet… usuwane z Wikipedii …
W tym kontekście można zacytować tylko dwa zdania ze sporządzonego w trzech egzemplarzach ściśle tajnego raportu „Grupy Specjalnej [Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego] do opracowania [przekazanych przez Tatara] materiałów archiwum O. Spec.” z dnia 27 czerwca 1951, adresowanego do wieloletniego komunistycznego aparatczyka, wówczas wiceministra bezpieczeństwa publicznego gen. Mieczysława Mietkowskiego (właśc. Mojżesza Bobrowickiego):
„Cała zawartość archiwum O. Spec. [Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza] została zinwentaryzowana, sporządzono wykazy dokumentów, nazwisk i charakterystyki teczek. Zakartekowano nazwiska i wszelkie dane co do 12516 osób występujących w materiałach archiwum. (…)”
Fragment pisma z 27-06-1951 Kierownika Grupy Specjalnej [Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego] do opracowania materiałów archiwum O. Spec. [Oddziału VI (Specjalnego] Stefana Szmita do wiceministra bezpieczeństwa publicznego Mieczysława Mietkowskiego, Centralne Archiwum Wojskowe, CAW sygn. II.52.1
Przez długie powojenne lata wciąż najwięcej do powiedzenia mieli prosowieccy historycy. Dlatego wciąż niektórzy nie przyjmują do wiadomości, że Tatar bezczelnie zdefraudował powierzone mu rządowe pieniądze, licząc na zaszczyty i apanaże w PRL. Niektórzy wciąż jednak wierzą w kłamliwe opowieści o „przekazaniu funduszy do kraju” oraz nie rozumieją, że Tatar padł ofiarą własnych intryg, politycznych gier i kalkulacji. Nawet samobójstwo płk „Hańczy”, wplątanego w intrygi Tatara zostało wykorzystane w prosowieckiej narracji do oskarżenia… gen. Andersa o rzekome zlecenie morderstwa – w celu przejęcia pieniędzy, które wcześniej już zostały odzyskane przez mjr / ppłk. dypl. Jana Jaźwińskiego…
Przez całą wojnę – także długie lata po wojnie – wszystkie sprawy związane z działalnością Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza były super tajne. Jego finanse nie były przez nikogo kontrolowane. Po wojnie, na początku 1945, na zlecenie nowego premiera NIK przeprowadziła kontrolę finansów Oddziału VI, ale niewiele ustaliła, m.in. „przeoczyła” ponad ok. 2 mln USD znajdujących się już we Włoszech. Kontrolujących oszukano (podobnie jak Anglików) że wszystkie pieniądze przerzucono do Kraju. Dopiero po samobójstwie Hańczy wywiad 2 Korpusu przejął księgi finansowe bazy nr 11, wtedy wykryto brak ok. 2 mln USD. Gen Anders zameldował o tym gen. Komorowskiemu.
W rozmowie z gen. Chruścielem zdrajca Tatar przyznał się do ukrycia 2,5 mln USD we Francji. Nie wytoczono mu procesu, bo zaszantażował emigracyjne władze R.P. ujawnieniem finansów Oddziału VI Brytyjczykom. Jedynym realnym skutkiem wykrycia potężnej defraudacji było odwołanie w kwietniu 1946 Tatara z funkcji zastępcy szefa sztabu oraz Utnika z kierownika Komisji Likwidacyjnej Oddziału VI. Pomimo odwołania, Tatar z Utnikiem ukradli jeszcze ok. 3 tys. teczek (w tym personalnych) Oddziału VI, które przekazali wywiadowi „Polski Ludowej”. Wszystkie aktywa będące w dyspozycji Tatara w znacznej części zmarnotrawiono, w tym rozkradziono.
Zasadniczą przyczyną „sprawy Tatara” był sam Tatar, jego megalomania, chciwość, brak zasad moralnych oraz żądza władzy. Oficer, zwłaszcza z dowództwa Armii Krajowej, który otwarcie opowiadał się za dobrowolnym oddaniem – na dodatek podczas wojny – ok. połowy ówczesnego terytorium II Rzeczypospolitej wrogowi – ZSRR (Rosji) powinien być osądzony za zdradę. Wówczas obowiązywała za to kara śmierci. Tatar powinien zostać oddany pod sąd wojenny po swoim kapitulanckim memorandum z listopada 1943, następnie zlikwidowany jako zdrajca Ojczyzny. Pierwsi odpowiedzialni za to zaniechanie to generałowie Tadeusz Komorowski oraz Tadeusz Pełczyński. Żaden z nich nie wywiązał się ze swego obowiązku w listopadzie 1943. Infantylnie wysłali Tatara do Londynu (aby mieć go „z głowy”), przy tym nie potrafili skutecznie poinformować Naczelnego Wodza o silnie prosowieckiej postawie Tatara. Wskutek osobliwego qui pro quo doprowadziło to do mianowania tego zdrajcy na funkcję zastępcy do spraw krajowych szefa Sztabu Naczelnego Wodza.
Tatarowi pomogła także nieprawdopodobna koincydencja zdarzeń – 30 czerwca 1943 Niemcy aresztowali gen. Stefana Roweckiego, w nocy 4/5 lipca 1943 tragicznie zginął w Gibraltarze gen. Władysław Sikorski. Żaden z nich nie tolerowałby zdrajcy u swego boku. Później, wskutek prosowieckiej presji Brytyjczyków, także intryg wolnomularza Retingera, zdrajca Tatar stawał się głównym rozgrywającym w Sztabie Naczelnego Wodza. Niekontrolowany przez nikogo stopniowo poszerzał swoje wpływy, aspirując do roli ministra obrony, komendanta Armii Krajowej, a nawet… Naczelnego Wodza. Po przyjeździe do Londynu wciąż działał w interesie największego wroga Polski – ZSRR (Rosji). Nie interweniowały brytyjskie służby specjalne, wobec prosowieckiego nastawienia Churchilla, karmionego bajkami przez agentów NKWD oraz sowieckich agentów wpływu. Amerykańskie służby specjalne były dopiero w fazie organizacji. Polskie służby nie zrobiły nic.
Nawet po wojnie, po uzyskaniu niepodważalnych dowodów zdrady i defraudacji Tatara nie zrobiono nic, aby przynajmniej rzetelnie osądzić go choćby tylko w narracji historycznej. W skomunizowanym PRL, także w postkomunistycznej III R.P. nadal utrzymywano bajkę o Tatarze, który rzekomo chciał dobrze. Najczęstszą postawą było milczenie – to zjawisko, które psychologia nazywa „heurystyką dostępności” – jeśli problem jest nieobecny w debacie publicznej, wywołuje się wrażenie jego nieistotności.
Problem zdrady i defraudacji Tatara jednak wciąż istnieje i jest realny. Historycy powinni go dogłębnie zbadać i rzetelnie opisać. Także w poszukiwaniu odpowiedzi na wiele niepostawionych dotąd pytań. W mojej ocenie również m.in. o rolę Tatara w grze operacyjnej MBP i NKWD pod kryptonimem „Cezary” prowadzonej w latach 1948-1952. Zasadnicza część tej rozgrywki toczyła się w czasie, gdy Tatar był już w więzieniu, jednak nadzwyczaj dobra orientacja MBP w strukturach Zrzeszenia WiN oraz strukturach emigracyjnych środowisk niepodległościowych mogła wynikać nie tylko z przejęcia archiwum WiN w kraju oraz szaf pancernych w Londynie z dokumentami „centrali konspiracyjnej Hel” Tatara. Niestety, archiwalia WiN znajdują się w prywatnych rękach, historycy mają do nich utrudniony dostęp.
Historyk dr Jarosław Pałka podkreśla – „Przekroczeniem granic zdrady było przekazanie środków FON [władzom „Polski Ludowej” – RMZ], ale nie ma dowodów na to, że Tatar był agentem sowieckim”. W jego naiwnej ocenie, gdyby Tatar był agentem NKWD, można byłoby takie informacje znaleźć w… aktach stalinowskiego „procesu generałów”… To bardzo naiwna argumentacja, tego rodzaju informacji nigdy się nie ujawnia. Gdyby nawet przyjąć, że jest racjonalna, to w mojej ocenie nie ma większego znaczenia, czy Stanisław Tatar był sowieckim agentem czy tylko manipulowanym przez Sowietów „pożytecznym idiotą”. Nawet gdyby przyjąć, że Tatar nie był agentem NKWD, to niewątpliwie uczynił dla ZSRR (Rosji) znacznie więcej niż najlepsi sowieccy agenci. Bardzo mocno zaszkodził Polsce…
Przez wiele lat po wojnie, aż do czasów współczesnych w przestrzeni publicznej dominowała antypolska, prosowiecka narracja, według której Tatar chciał dobrze, a Hańczę rzekomo zamordowano na polecenie gen Andersa (takie brednie publikował np. „Wprost”)… Podobne bzdury były w hasłach Wikipedii, na szczęście udało mi się je rzeczowo sprostować…
PS.
Trójka cwaniaczków: Tatar, Utnik, Nowicki dla swej kariery w „Polsce Ludowej” zdradziła Polskę i Polaków. Według najnowszych ustaleń historyków Marian Utnik oraz Stanisław Nowicki zostali formalnie agentami komunistycznych służb. Stanisław Tatar formalnie ponoć nim nie był (nie zachował się żaden dokument) ale faktycznie współpracował, wykonywał polecenia szefa komunistycznego wywiadu wojskowego „Polski Ludowej”, a także donosił na kogo się dało, w tym także na swych kompanów z tej odrażającej trójki 🙁
Powojenne losy Cichociemnych – tych którzy pozostali przy życiu z 316 żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej – są dosyć skomplikowane oraz nie całkiem zbadane. Wiadomo, że gremialnie nie akceptowali nowej władzy z sowieckiego nadania, nie chcieli Polski jako 17 republiki ZSRR.
Co najmniej 64 Cichociemnych walczyło jako żołnierze wyklęci (NIE, DSZ, WiN, in.). Aż 103 CC represjonowano w „Polsce ludowej”: 77 aresztowano, 15 torturowano, 19 skazano na śmierć, 22 na więzienie, 9 lub 10 zamordowano.
Ok. 30 Cichociemnych po rozwiązaniu AK otrzymało przydział do organizacji NIE, której komendantem głównym został Cichociemny gen. bryg. Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek. Co najmniej 43 CC walczyło w strukturach Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, co najmniej 32 CC działało w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość (kilku w Delegaturze Zagranicznej WiN), 5 CC w innych formacjach antykomunistycznych. Co najmniej 9 uczestniczyło w operacjach specjalnych SIS / CIA. Wciąż odkrywane są nowe fakty…
Archiwista [Marian Utnik] – Zestawienie wydarzeń
dotyczących kierowania konspiracją w Kraju po Powstaniu Warszawskim
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż, 1973, nr 26, s. 207 – 216
Celem władz polskich podczas II wojny światowej było odzyskanie niepodległości oraz odbudowa państwa w granicach co najmniej z sierpnia 1939, z przyłączeniem obszaru Prus Wschodnich, Gdańska, Pomorza i Śląska Opolskiego. Jednak od pierwszego dnia wojny mocarstwa nie respektowały interesów Polski i Polaków, skazując nasz kraj na przegraną.
Ofensywa Sowietów w styczniu 1945 zakończyła się ostatecznie zagarnięciem Polski (w nowym kształcie terytorialnym) do strefy podporządkowanej ZSRR. Żołnierze AK mieli kiepski wybór: albo ujawnić się i wstąpić do armii Berlinga, albo pozostać w konspiracji wobec Sowietów jak i nowych władz Polski (z sowieckiego nadania). Ta druga opcja była pozorną możliwością wyboru – część AK-owców i tak była już zdekonspirowana (m.in. wskutek akcji „Burza„)…
Marian Utnik – Likwidacja Oddziału VI
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1982, zeszyt 62, s. 201-205
Dylemat – współpraca z PKWN albo konspiracja – był także osią podziału w środowisku emigracyjnej (głównie londyńskiej) Polonii. Podzielone były środowiska polityczne, generalicja i kadra oficerska PSZ na Zachodzie. Dylemat nie został formalnie i jednoznacznie rozstrzygnięty.
Trójka „londyńskich” generałów: Stanisław Kopański, Marian Kukiel, Stanisław Tatar, w porozumieniu z premierem Tomaszem Arciszewskim doprowadziła do wydania przez prezydenta RP Władysława Raczkiewicza zarządzenia o rozwiązaniu Armii Krajowej z dniem 19 stycznia 1945. Minister Kukiel rozkazem z października 1945 wybór pomiędzy kolaboracją a walką pozostawił osobistym decyzjom żołnierzy AK…
Wobec wycofania zachodniego wsparcia, Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza przekształcono w Komisję Likwidacyjną tego oddziału, kierowaną przez ppłk Mariana Utnika, od marca 1946 przez jego zastępcę ppłk Józefa Hartmana („ojca cichociemnych”).
Lotnicze wsparcie (zrzuty) dla AK przeszło do historii, w kontaktach z Krajem postawiono znowu na lądowe trasy kurierskie (pierwszy kurier dotarł do Polski w lutym 1945) i łączność radiową (9 radiostacji). Emigracyjne polskie władze dysponowały sporymi możliwościami: ludźmi, strukturami, nawet wieloma milionami dolarów, pozostałymi z dotacji prezydenta Roosevelta dla Armii Krajowej. Ich wartość według obecnych realiów sięgnęłaby kwoty aż stu milionów dolarów!!! Te cenne aktywa zostały zmarnowane, głównie „dzięki” zdradzie zadufanego w sobie tępego megalomana, prosowieckiego gen. Tatara…
Janusz Kurtyka – Na szlaku AK (NIE, DSZ, WiN)
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż, 1990, zeszyt 94, s. 13-35
Pierwszą poakowską, ogólnopolską strukturą konspiracyjną była organizacja NIE. Jak zauważa historyk Janusz Kurtyka – „Koncepcja NIE narodziła się w drugiej połowie 1943 przy okazji wymiany depesz pomiędzy Komendantem Głównym AK gen. T. Komorowskim „Borem” a NW [Naczelnym Wodzem] gen. K. Sosnkowskim na temat akcji „Burza” i była wynikiem rozpatrzenia takiego wariantu realizacji „Burzy”, według którego Armia Czerwona przekroczy w walce z Niemcami granice Rzeczypospolitej, zaś stosunki dyplomatyczne Polski z ZSRR będą nadal zerwane”. (Na szlaku AK (NIE, DSZ, WiN), w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1990, zeszyt 94, s. 15).
Do planowanych struktur NIE przydzielono ok. 30 Cichociemnych. W pierwszej kolejności nową organizację tworzono na Kresach. Warto zauważyć, że urodziło się tam 77 Cichociemnych, walczyło 70, poległo 20. Można założyć, że do NIE przydział otrzymali, spośród 57 ocalałych, wszyscy lub prawie wszyscy Cichociemni z Kresów, znajdujący się pod koniec 1944 w Polsce. Organizacja miała mieć charakter polityczno – wojskowy. Miała zostać rozwiązana po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Pierwsze instrukcje i pieniądze dla NIE (ok. 2 mln USD) przywiózł z Londynu (w ścisłej tajemnicy przed Brytyjczykami, także przed Oddziałem VI) dla Cichociemnego gen. Leopolda Okulickiego Cichociemny Roman Rudkowski, drugi raz przerzucony do Polski w operacji lotniczej „Poldek 1” (16/17-10-1944). Zanim utworzono całkowicie struktury NIE rozpoczęła się akcja Burza, potem Powstanie Warszawskie. Później dowództwo AK przyjęło podstępne sowieckie „zaproszenie do rozmów” zakończone procesem szesnastu. „Burza” oraz powstanie przetrzebiły i zdekonspirowały kadry, proces pozbawił NIE komendanta.
W „nowej Polsce” w antykomunistyczne podziemie zaangażowało się ponad pół miliona Polaków, w tym ok. 150-200 tys. konspiratorów oraz ok. 20 tys. partyzantów w ponad setce oddziałów leśnych. Aby nie tracić kontroli nad konspiracją krajową, w oparciu o resztki częstochowskiej Komendy Głównej AK Naczelny Wódz gen. Władysław Anders 7 maja 1945 rozkazał utworzyć Delegaturę Sił Zbrojnych na Kraj. Jej szefem został płk dypl. Jan Rzepecki ps. Ożóg, szefem sztabu płk Janusz Boszczanin ps. Sęk.
Szybki rozpad NIE spowodował zasadniczą zmianę koncepcji: DSZ miała być organizacją wojskową (choć jej szef podlegał politykowi – Delegatowi Rządu na Kraj) realizującą działania doraźne – „opór przed sowietyzacją”. W jej działalność zaangażowało się 43 Cichociemnych. Niestety, struktury DSZ oparto na kadrze AK, już od czerwca 1945 bezpieka rozpoczęła aresztowania. 28 czerwca 1945 powstał komunistyczny „Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej”, uznany kilka dni później przez wszystkie państwa koalicji antyhitlerowskiej. W Polsce Mikołajczyk ignorował represje bezpieki wobec żołnierzy AK, w listopadzie 1945 potępił nawet… NSZ oraz stanowisko polskiej emigracji. W czerwcu 1946 rządzący Polską komuniści sfałszowali referendum, w styczniu 1947 wybory do sejmu.
W lipcu 1945 – po zaledwie trzech miesiącach funkcjonowania – Naczelny Wódz Tadeusz Komorowski nakazał rozwiązanie DSZ, bo „wojskowa działalność konspiracyjna stoi w sprzeczności z podjętą obecnie w kraju jawną akcją polityczną”. Rzepecki wezwał antykomunistyczną partyzantkę do wyjścia z konspiracji, gdy nie zagraża to bezpieczeństwu żołnierzy. W sierpniu 1945 DSZ rozwiązano, 2 września 1945 utworzono konspiracyjne Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość – właśc. Ruch Oporu bez Wojny i Dywersji „Wolność i Niezawisłość”. Jego główne cele zawarte były w nazwie – WiN miał walczyć o Wolność Obywatela i o Niezawisłość Państwa. Był próbą przekształcenia kilkudziesięciotysięcznej konspiracji wojskowej w cywilny ruch społeczno – polityczny.
Początkowo WiN miał ok. 30 tys. członków, w jego działalność zaangażowało się ogółem dwa razy więcej osób. W 1946 Zrzeszenie WiN przekazało za granicę Memoriał do Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie podporządkowania Polski ZSRR. Cichociemny Bruno Nadolczak ps. Piast był autorem raportu WiN o sowieckim ludobójstwie i zsyłkach Polaków. WiN utworzono w oparciu o znane wcześniej struktury AK-NIE-DSZ, było więc słabo zakonspirowane. Masowe aresztowania i amnestie zmniejszyły w połowie 1947 liczebność organizacji do kilkuset osób; działały także niektóre oddziały i grupy leśne.
Prosowiecki terror był wspierany pokazowymi procesami politycznymi przeciwko Zarządom Głównym WiN:
Płk Franciszek Niepokólczycki, prezes II ZG WiN na początku 1946 doprowadził do utworzenia Komitetu Porozumiewawczego Organizacji Polski Podziemnej. W tę inicjatywę zjednoczenia opozycji zaangażowali się także: ppłk doc. dr Wacław Lipiński, prezes Stronnictwa Niezawisłości Narodowej, Włodzimierz Marszewski (Stronnictwo Narodowe). Potem dołączył Adam Obarski (PPS), politycy Polskiego Stronnictwa Demokratycznego oraz Stronnictwa Katolickiego. Komitet miał być jakby odpowiednikiem Rady Jedności Narodowej, politycznej reprezentacji Polskiego Państwa Podziemnego. Komitet opracował memoriał do Rady Bezpieczeństwa ONZ,
Wytyczne ideowe Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż, 1979, zeszyt 48, s. 84-87
Chaosowi i niedowładowi organizacyjnemu krajowej konspiracji poakowskiej sprzyjał znaczny rozgardiasz w środowisku polskiej emigracji. Jedno i drugie wynikało z braku rozsądnej koncepcji reagowania na postępowanie Sowietów. Było to udziałem praktycznie wszystkich środowisk, także państw po zachodniej stronie „żelaznej kurtyny”…
Bezpośrednio po wojnie scena polityczna „londyńskich” środowisk polskich była podzielona na trzy główne ośrodki:
„Zamek” – po wycofaniu 5 lipca 1945 dyplomatycznego uznania dla emigracyjnego rządu RP – był oficjalnie ignorowany przez wszystkie instytucje władzy Wielkiej Brytanii. Ale działacze wchodzącego w skład rządu Stronnictwa Demokratycznego (kontrolującego polskie MSW) oraz działacze Delegatury Zagranicznej WiN, a także z obozu „socjalistów” – Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja” nawiązali tajne relacje z amerykańską CIA i brytyjską SIS, dzięki ich finansowej pomocy (łącznie ok miliona dolarów) organizując struktury wywiadowcze oraz dwa ośrodki łączności z Krajem, szkolące konspiratorów do przerzutu do Polski.
Z „zamkiem” ściśle współpracował Cichociemny ppłk dypl. Jan Kamieński. Cieszył się zaufaniem rządu oraz gen. Tadeusza Komorowskiego. Od 1946 prawdopodobnie do ok. 1955 był dysponentem części funduszy z amerykańskiej pomocy dla AK (ok. 1,2 mln. USD, równowartość obecnych 15 mln.), m.in. finansowano z nich rządy R.P. na uchodźstwie.
Znaczną rolę odgrywało Stronnictwo Narodowe, do lutego 1949 współtworzące emigracyjny rząd. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, kierowane przez Zygmunta Berezowskiego (SN), zorganizowało strukturę wywiadowczą, z placówkami m.in. w strefach: brytyjskiej i amerykańskiej Niemiec, we Francji, Belgii, Austrii. Do grudnia 1948 finansowane były przez rząd. Potem SN podjęło negocjacje z Amerykanami, z „płk Davisem” z amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA). 4 grudnia 1949 powstała Rada Polityczna, jako quasi parlament obozu „socjalistów”. W lipcu 1950 kierownik Działu Krajowego Rady Politycznej Edward Sojka (SN) zawarł umowę o współpracy z CIA. Zaakceptowali ją jego zastępcy: Tadeusz Żenczykowski (NiD) i Franciszek Białas (PPS). We wrześniu 1950 umowa objęła też Radę. Na początku 1951 podobną umowę zawarto z brytyjską Secret Intelligence Service (SIS). Według późniejszych ustaleń komisji ws. „afery Bergu” umowa nie powodowała „zależności organizacyjnej strony polskiej od strony obcej”.
Do końca 1952 Rada otrzymała od CIA ok. 840 tys. USD; stronnictwa Rady – ok. 172 tys. USD. Cóż za ironia – środowiska niepodległościowe z braku środków musiały przejść „na garnuszek” brytyjskich i amerykańskich służb specjalnych. W tym samym czasie gen. Tatar – złodziej państwowych pieniędzy (przeznaczonych do przerzutu do Polski przez Cichociemnych) – dysponował kwotą kilkakrotnie wyższą, którą w znacznej części roztrwonił oraz zdefraudował… 🙁
Działacze SN łączność z Krajem (także wywiad) prowadzili za pośrednictwem dwóch placówek:
Placówki miały ekspozytury w Berlinie Zachodnim, Wiedniu, Szwecji, ponadto w Polsce kilkadziesiąt ok. trzyosobowych, konspiracyjnych struktur tzw. „punktów informacyjnych”. Oba ośrodki zorganizowały 47 wypraw kurierskich do komunizowanej Polski, w tym „Północ” – 33, „Południe” – 14 (w tym 5 drogą morską). Materiały do Polski przesyłano także w „paczkach specjalnych”, z puszkami o podwójnych ściankach. informacje przesyłano listami neutralnej treści z niejawnymi informacjami pisanymi atramentem sympatycznym.
Dzięki umowom ze służbami, rozpoczęto szkolenie konspiratorów do pracy w kraju. Walki wręcz, różnymi rodzajami broni oraz technik przeżycia we wrogim środowisku uczył Wojciech Borek, b. sierżant Legii Cudzoziemskiej. Posługiwania się łącznością, szyframi, tajnopisami, mikrofilmami itp.oficer amerykański Oscar Leen. Zorganizowano trzy szkolenia: dwa w Niemczech, jedno w Londynie. Dwaj przeszkoleni kursanci – Dionizy Sosnowski oraz Stefan Skrzyszowski, w nocy 4/5 listopada 1952 zostali zrzuceni w okolicach Koszalina, po starcie samolotu z polską załogą z lotniska USAF w Wiesbaden (RFN). Obaj zostali aresztowani przez bezpiekę 6 grudnia 1952, skazani na śmierć 18 lutego 1953, wyrok wykonano 15 maja 1953. Ich szczątki odnaleziono dopiero w maju 2013, w kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na Powązkach.
Po infiltracji struktury w Polsce przez komunistyczną bezpiekę, aresztowano 14 kurierów (10 z ośrodka „Północ”, 4 z „Południa”). Dało to potem pretekst do politycznych oskarżeń o „handel śmiercią” (życiem kurierów i konspiratorów) i było podłożem „afery Bergu”.
Rafał Wnuk – Dwie prowokacje
Piąta Komenda Zrzeszenia WiN i Berg
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne 2002
nr 141 s. 71 – 112 ISBN 2716801576
W Polskim Ruchu Wolnościowym Niepodległość i Demokracja aktywnie działali Cichociemni płk Adam Boryczka, kpt. Jan Nowak-Jeziorański, także mjr Jerzy Szymański. NiD miał dobre relacje z amerykańskimi służbami specjalnymi: OPC (Office of Policy Coordination, Biuro Koordynacji Politycznej), potem z utworzoną 26 lipca 1947 CIA. Kontakty oraz osobiste predyspozycje dały w amerykańskich operacjach kluczowe role Cichociemnym. Płk Adam Boryczka był kurierem Delegatury Zagranicznej WiN, kpt. Jan Nowak-Jeziorański pod koniec 1951 został dyrektorem amerykańskiej rządowej Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Cichociemny Roman Rudkowski werbował polskich pilotów (ze Stowarzyszenia Lotników Polskich, prawdopodobnie Eugeniusza Arciuszkiewicza oraz Stanisława Króla) do lotów w tajnych operacjach CIA samolotami C-47 Skytrain (Dakota), C-54, z bazy USAF w Wiesbaden. Z „Ruchem” był też związany płk dypl. Tadeusz Lisicki, jeden z współautorów polskiego sukcesu złamania „Enigmy”, po wojnie szef osobistego sztabu gen. Władysława Andersa.
Operacja CIA Rollback (zrzuty pod kryptonimem Redsox) były realizacją doktryny Dullesa, zakładającej zmianę pasywnej postawy USA – z powstrzymywania komunizmu na jego wypieranie (roll back). Operacje specjalne prowadzono m.in. na terytorium Albanii, Białorusi, Bułgarii, Grecji, Litwy, Łotwy, Mołdawii, Rumunii, Ukrainy, Węgier, ZSRR. Jeden (choć nie jedyny) zrzut do Polski wykonano m.in. 4/5 listopada 1952.
Współpracę z CIA podjął też jeden z 217 przeszkolonych i zaprzysiężonych kandydatów na Cichociemnych Ludwik Martel ps. Kobus. Również piloci: mjr pil. Józef Jeka i mjr pil. Stefan Janus – w tajnej operacji CIA mieli zostać zrzuceni na teren PRL, aby porwać najnowszy radziecki odrzutowiec myśliwski MiG-15. Prawdopodobnie pilotów zwerbował Rudkowski. Operację odwołano po ucieczce 5 marca 1953 z Polski tym samolotem pilota LWP Franciszka Jareckiego.
Podziały istniały również w polskim środowisku londyńskiej generalicji oraz wyższych oficerów. Po likwidacji Oddziału VI (Specjalnego) SNW w marcu 1945, jego aktywa podzielono. Znaczną ich część przejęła „centrala konspiracyjna Hel” oraz Fundacja Drawa – założone przez gen. Stanisława Tatara. Centralą „Hel” kierował jego podwładny płk Stanislaw Nowicki. Fundacją Drawa kierowali: Stanisław Tatar, Marian Utnik, Stanisław Nowicki (zwani „Komitetem Trzech”); początkowo także płk Edward Maliszewski (powrócił do Polski) i Franciszek Prochaska (wyemigrował do Paryża). Fundację formalnie zarejestrowano (nomen omen) jako „Komitet Samopomocy Koleżeńskiej” (Polish Self Help Association), z siedzibą w Londynie przy ul. Cornwall Gardens.
Do sierpnia 1945 Tatar pozorował wsparcie opcji niepodległościowej, potem przytulił Mikołajczyka i „jałtańczyków”. W działania „Helu” w latach 1945-1947 zaangażowali się, nieświadomi politycznych sympatii Tatara, dwaj Cichociemni. Mjr Kazimierz Bilski był referentem ds. łączności kurierskiej, ppor. Leszek Starzyński pracował na radiostacji w Londynie, przy ul. 11 Corwall Gardens. Omówienie szkodliwej działalności gen. Tatara wymaga odrębnego opracowania.
Intendent – Kilka uwag o gospodarce pieniężnej polskich władz w Londynie w latach 1944 – 1946
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż, 1973, zeszyt 26, s. 203-206
Oprócz niewielkiej grupy „jałtańczyków” istniał wśród oficerów silny ideowo obóz niepodległościowy, zbliżony do Polskiego Ruchu Wolnościowego „Niepodległość i Demokracja”. Skupili się wokół gen. Władysława Andersa, nazywano ich złośliwie „prorokami III wojny św.” Poglądy polskich środowisk emigracyjnych ewoluowały, zmieniały się ich składy osobowe. Generalnie nie widziano sensu walki zbrojnej w Polsce, Naczelny Wódz gen. Tadeusz Komorowski w listopadzie 1945 nakazał rozwiązanie WiN. Zanim rozkaz dotarł do kraju UB aresztował już I Zarząd Główny WiN.
Jesienią 1946 Naczelny Wódz kazał rozwiązać „Hel” i powołać Komitet do Spraw Kraju „Zbiornica”. Był to efekt ustaleń z premierem Tomaszem Arciszewskim, wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych Zygmuntem Berezowskim oraz przedstawicielami PPS i SN. „Zbiornica” miała zjednoczyć cywilne i wojskowe środowiska emigracyjne, zbierać dane wywiadowcze o sytuacji w Polsce za żelazną kurtyną. Zajmowali się tym oficerowie b. oddziałów Sztabu NW: VI (Specjalnego), II (wywiad), wywiadu i kontrwywiadu AK. Od 1947 brytyjskie służby MI-6 zadaniowały ich oraz przekazywały im środki finansowe, w ramach operacji „Broadway”.
Zndrzej Zaćmiński – Trzecia wojna światowa w planach emigracji polskiej
w Wielkiej Brytanii w latach 1945 – 1956: zarys problemu badawczego
w: Czasy Nowożytne 1996, nr 1, s. 111-133
Działalność wywiadowczą prowadziły też inne emigracyjne ośrodki. Gen. Władysław Anders w drugiej połowie 1946 utworzył Biuro Planowania „Ekspozytura”, dowodzone przez płk. Franciszka Demela. Działali w nim oficerowie b. Oddziału II (wywiad) 2 Korpusu. Początkowo siedziba mieściła się przy 2 Korpusie PSZ w Ankonie (Włochy), po jego ewakuowaniu do Wielkiej Brytanii „Ekspozyturę” ulokowano w Brukseli pod przykrywką firmy transportowej „Le Gazol”, później przeniesiono ją do Londynu.
Współpracowały z nią struktury wywiadowcze, poprzednio podległe Oddziałowi II oraz nowe, w tym siatka rtm. Witolda Pileckiego. Zadaniem „Ekspozytury” było zbieranie informacji wywiadowczych, przerzucanie uciekających z Polski na Zachód, także działalność kontrwywiadowcza wśród emigracyjnej Polonii. „Ekspozytura” współpracowała z brytyjskimi (SIS) i amerykańskimi (OPC/ CIA) służbami specjalnymi.
Witold Bagieński, Działalność wywiadowcza i kontrwywiadowcza
polskich emigrantów w pierwszych latach po II wojnie światowej
w: Biuletyn Informacyjny, wrzesień 2016, nr 09 (317), s. 113-120
Delegatura Zagraniczna Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość o kryptonimie „Dardanele” została utworzona jesienią 1946, kierował nią Józef Maciołek. Wysłany przez WiN przybył do Londynu wraz ze Stefanem Rostworowskim we wrześniu 1946. Obaj spotkali się z gen. Stanisławem Kopańskim, później ich przewodnikami po politycznym świecie „polskiego Londynu” zostali: szef wywiadu Naczelnego Wodza płk dypl. Stanisław Gano oraz Krzysztof Sałaciński vel Andrzej Pomian, współzałożyciel NiD. Po rozmowach z przedstawicielami (pozarządowych) sił politycznych, w listopadzie 1946 WiN oraz NiD podjęły współpracę, Komitet do Spraw Kraju przyznał WiN dotację.
Działacze Zrzeszenia WiN początkowo uznawali za pierwszoplanowy cel walkę (zbrojną) o niepodległość Polski, przewidując rychły wybuch III wojny światowej. Później oceniali sytuację geopolityczną bardziej realistycznie, przekształcając WiN w organizację ideową, lecz nie militarną – przygotowującą „możliwość walki zbrojnej w Kraju”. Mrzonki o III wojnie św. rozwiały rzeczowe analizy: Amerykanie mogli zrzucić kilka bomb atomowych na Rosję (jak na Japonię). Ale później nie mogliby jej kontrolować – wyliczyli, że do okupacji tak ogromnego kraju musieliby mieć ok. 12 milionów ludzi.
Emisariuszy WiN przez pierwsze trzy tygodnie pobytu w Londynie przesłuchiwał brytyjski wywiad. Od września 1947 „Dardanele” nawiązała współpracę z brytyjską SIS, w listopadzie 1950 zawarła umowę z amerykańską CIA. W październiku 1949 Delegatura nawiązała współpracę z niejawnym Zawiązkiem Sztabu Głównego PSZ, funkcjonującym pod przykrywką Polskiego Instytutu Historycznego. Łącznikiem tego Instytutu z gen. Stanisławem Kopańskim był Cichociemny mjr. Jerzy Szymański. Współpracowała też ze „Zbiornicą”. Z czasem Delegatura Zagraniczna WiN stała się głównym ośrodkiem dyspozycyjnym polskiej emigracji, miała siedzibę w Monachium oraz placówki w USA, Paryżu, Londynie, Sztokholmie, Watykanie.
W Delegaturze Zagranicznej WiN działał Cichociemny Bohdan Kwiatkowski, jej kierownikiem łączności oraz emisariuszem był Cichociemny Adam Boryczka. Na terenie RFN działał Cichociemny Stanisław Kolasiński ps. Ulewa; szefem placówki łączności w Mannheim był Cichociemny Franciszek Rybka ps. Kula. Prawdopodobnie we współpracy ze „Zbiornicą” i CIA w 1946 został zrzucony do Polski Cichociemny Zdzisław Sroczyński.
Cichociemny Adam Boryczka jako szef łączności Delegatury Zagranicznej WiN pięciokrotnie przyjeżdżał do Polski. W połowie listopada 1947 przyjechał do Warszawy pod fałszywą tożsamością Zygmunt Radziszewski, odbył spotkania w Tarnowie, Gliwicach, Prudniku, Jeleniej Górze, Wrocławiu. Pod koniec stycznia 1948 wyjechał do Paryża, złożył raport m.in. gen. Tadeuszowi Komorowskiemu ps. Bór. 11 kwietnia 1948 przywiózł na cele organizacyjne 35 tys. dolarów w banknotach. Nieświadomy zdrady Stefana Sieńki, nawiązał kontakt z kadrowym pracownikiem UB Henrykiem Wendrowskim ps. Zygmunt, Józef.
Przyjeżdżał do Polski pięciokrotnie: pod koniec listopada 1947, jesienią 1948, na przełomie kwietnia i maja 1949, w marcu 1950. Przekazywał pieniądze na działalność (tzw. zastrzyki, ok. miliona dolarów), 12 radiostacji (tzw. patefony), 25 aparatów fotograficznych, środki chemiczne do tajnopisów i in. Przekazał też założenia planu „Wulkan”, przygotowującego sabotaż i dywersję na szlakach komunikacyjnych (wsparcie i osłona wojsk amerykańskich), plan „X” (plan „0001” lub „1000”, „Montownia”) z listą celów działań dywersyjnych w Polsce, w przypadku wybuchu III wojny św. Po tzw. „ujawnieniu” się 27 grudnia 1952 „V Komendy WiN”, w połowie stycznia 1953 drobiazgowo przesłuchiwany przez oficerów amerykańskiego wywiadu.
Pod koniec listopada 1953 spotkał się z hr. Wacławem H. Bnińskim ps. Roman, Key, od stycznia 1952 do maja 1953 przedstawicielem Delegatury Zagranicznej WiN przy Stolicy Apostolskiej. 5 grudnia 1953 wyjechał z Monachium do Berlina Zachodniego, po 10 stycznia dotarł do Paryża, na przełomie stycznia i lutego 1954 przeprowadził rozmowy nt. możliwości odtworzenia siatki WiN, m.in. z dr Julianem Ursynem – Niemcewiczem. 13 czerwca 1954 przyjechał do Polski aby zweryfikować sytuację (być może także po narzeczoną Elżbietę Śledź, w grudniu 1952 zwerbowaną przez bezpiekę).
16 czerwca 1954 ok. godz. 6 aresztowany pod fałszywą tożsamością Ryszard Nogal. Podczas pierwszego przesłuchania ujawnił prawdziwą tożsamość, po osadzeniu w warszawskim więzieniu na Mokotowie poddany okrutnemu śledztwu, torturowany, przesłuchiwany po 22 godziny (!!!). 21 maja 1955 skazany na śmierć. Osadzony w celi śmierci z niemieckim zbrodniarzem wojennym, dowódcą SS i policji na dystrykt warszawski gen. bryg. Paul’em Otto Geibel’em. 14 października 1955 Rada Państwa zmniejszyła wyrok śmierci na dożywotnie więzienie, 27 listopada 1967 na 5 lat więzienia i zwolniła warunkowo 28 listopada 1967. Po wyjściu szykanowany, rozpracowywany agenturalnie.
Rafał Wnuk – Dwie prowokacje – Piąta Komenda Zrzeszenia „WiN” i Berg
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 2002, zeszyt 141, s. 71-112
Gdy w komunizowanej siłą Polsce wykrwawiali się żołnierze wyklęci organizacji „NIE”, Delegatury Sił Zbrojnych, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oraz innych formacji antykomunistycznych wygodne życie wiódł na emigracji zdrajca – gen. Stanisław Tatar który przejął aktywa likwidowanego Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza na potrzeby działalności konspiracyjnej na rzecz Polski. Nikomu nie przyszło do głowy, że pozbawiony nadzoru Tatar będzie dysponował ogromnymi aktywami według własnego widzimisię. Centrala „Hel” utrzymywała łączność z działającymi w Polsce resztkami struktur AK, organizacji „NIE” oraz Zrzeszenia WiN. Historycy do dzisiaj nie odnaleźli cienia śladu jakiejkolwiek pożytecznej działalności „tatarowskiej konspiracji” w interesie Rzeczpospolitej…
Zbigniew S. Siemaszko podkreśla – tajna organizacja montowana przez Tatara i jego głównych pomocników Nowickiego i Utnika była oparta na fałszerstwie. Polegało ono na tym, iż na zewnątrz występowali oni jako niepodległościowcy, działający zgodnie z legalnymi władzami znajdującymi się na emigracji, natomiast w rzeczywistości byli zdecydowanymi zwolennikami uległości, którą wprowadzał Mikołajczyk.
W emigracyjnych środowiskach niepodległościowych w Wielkiej Brytanii działały antykomunistyczne struktury wspierające walkę w Kraju, m.in: Delegatura Zagraniczna WiN, Polski Ruch Wolnościowy Niepodległość i Demokracja i in. Wobec braku środków finansowych na działalność konspiracyjną w Polsce, środowiska emigracyjne zmuszone były korzystać z pomocy zachodnich służb specjalnych (SiS, OPC, CIA), które przekazały im ok. miliona dolarów. Tatar – choć miał kilka milionów dolarów – nie wsparł antykomunistycznej walki, uważał że może swobodnie dysponować państwowymi pieniędzmi, dlatego ostatecznie je zdefraudował. Finalnie, z całej „konspiracji tatarowskiej” tylko czterech oficerów powróciło do „Polski Ludowej”. Pozostali twierdzili (w większości prawdziwie) że zostali oszukani.
Cichociemny płk cc Bruno Nadolczak relacjonuje otwarcie i jednoznacznie: Z końcem grudnia 1944 Brytyjczycy zawiesili operacje do Polski z powietrza. Kurierzy dochodzili drogą naziemną i z reguły wpadali w ręce UB na melinach kontaktowych (…) Doszliśmy w kraju do przekonania, że Londyn jest źródłem wsyp. Między innymi w tej sprawie wybrałem się do Londynu. W Kopenhadze poprosiłem brytyjską misję wojskową o przekazanie wiadomości do O. Spec. celem odebrania mnie. Odpowiedź przyszła, a w jej wyniku zostałem osadzony w twierdzy. I pewnie długo wygrzewałbym się na jej blankach, gdyby nie komendant twierdzy, oficer duński, który zawiadomił dowódcę Dyw. Pancernej na okupacji w Niemczech. Przysłany oficer przewiózł mnie do Brygady Spadochronowej.
W Londynie przekonałem się bez większych trudności, że wyjście każdego kuriera do kraju oraz adresy kontaktowe w Polsce były przekazywane urzędującej w stolicy W. Brytanii misji warszawskiej [przedstawicielom władz „Polski Ludowej” – RMZ]. Nie było natomiast wpadek na osi Baza włoska – kraj, będącej w dyspozycji „Hańczy” (…) Londyn sypał własne podziemie w kraju…
W tym czasie w Wielkiej Brytanii – oprócz sowieckich „agentów wpływu” w brytyjskim Foreign Office – funkcjonowała groźna sowiecka siatka szpiegowska, tzw. piątka z Cambridge. Wśród nich był osławiony Kim Philby, oficer brytyjskiej MI6 / SOE, szpieg współpracujący z sowieckim NKWD. Był jednym z brytyjskich instruktorów Cichociemnych w „szkole szpiegów” STS 34 – the Drokes, Beaulieu, Hampshire (Wielka Brytania); szkolił się tam m.in. mój Dziadek. Historyk Zbigniew S. Siemaszko, w kontekście Tatara oraz Philby’ego zauważa, że „padli ofiarą brytyjskich czy też polskich donosów” m.in. rtm Witold Pilecki, kpt. Jerzy Żuralski – kurier „Helu” do Jana Rzepeckiego, także Cichociemni: kpt. Adam Boryczka – kurier WiN, mjr Bolesław Kontrym, rtm Andrzej Czaykowski, również kurier Jan Błaszczyk ps. Kret, instruktor wywiadu w ośrodku łącznościowców w Polmont…
Także konspiratorzy zaangażowani w działalność WiN byli nieświadomi zdrady Stefana Sieńki, byłego kierownika Biura Studiów Wydziału Informacji IV Zarządu Głównego WiN. Umożliwiło to kadrowemu pracownikowi UM, zbrodniarzowi komunistycznemu Henrykowi Wendrowskiemu ps. Zygmunt, Józef, pozorowanie utworzenia „V Komendy WiN”, w ramach gry operacyjnej MBP i NKWD pod kryptonimem „Cezary”.
Andrzej Friszke, Jerzy Poksiński – Pomiędzy Londynem a Warszawą
rozmowa z Marianem Utnikiem
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1994, zeszyt 108, s. 121-138
Ubecka prowokacja – gra operacyjna oznaczona kryptonimem „Cezary” – rozpoczęła się na przełomie kwietnia i maja 1948. Wcześniej, na przełomie 1947 i 1948 bezpieka aresztowała cały IV Zarząd Główny WiN oraz przejęła archiwum organizacji. Współpracę z bezpieką podjął Stefan Sieńko, niegdyś podkomendny Józefa Maciołka, od jesieni 1946 kierującego Delegaturą Zagraniczną WiN. Zdrajca utworzył tzw. V Komendę WiN, jako swego zastępcę wprowadził w konspirację zbrodniarza komunistycznego Henryka Wendrowskiego, funkcjonariusza Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Informację o „V Komendzie” przekazał na Zachód nieświadomy zdrady Sieńki Adam Boryczka.
W grze operacyjnej, oprócz zdrajcy „Macieja” (Stefan Sieńko) bezpieka wprowadziła w konspiracyjne struktury rezydentów: „Kamińskiego” (Jarosław Hamiwka, Ukrainiec) oraz funkcjonariuszy MBP: „Józefa” (Henryk Wendrowski) i „Romana” (Czesław Krupowies). W grze bezpieki wzięło udział kilkudziesięciu innych agentów, którzy nie zostali w pełni wtajemniczeni w szczegóły operacji.
MBP utworzyło specjalny Wydział III „A” w Departamencie III. Miał pozorować istnienie konspiracyjnej struktury podległej „V Komendzie WiN” oraz rozpracowywać działaczy konspiracji. W toku gry operacyjnej bezpieki infiltrowano struktury niepodległościowe, likwidowano antykomunistyczne oddziały partyzanckie.
W trakcie pozorowanej działalności konspiracyjnej, kontrolowana przez MBP struktura przerzuciła na Zachód dwóch autentycznych konspiratorów. Przeszkoleni w Monachium Dionizy Sosnowski oraz Stefan Skrzyszowski w nocy 4/5 listopada 1952 zostali zrzuceni w rejonie Koszalina, aresztowani 6 grudnia 1952, skazani na śmierć. Ubecką grę operacyjną zakończyło tzw. „ujawnienie się V Komendy WiN”; oświadczenie w tej sprawie podpisał J.J. Kowalski ps. Kos, rzekomy komendant V Komendy oraz zdrajca Stefan Sieńko. Wskutek gry operacyjnej bezpieka przejęła m.in. 17 radiostacji, ponad milion dolarów. Aresztowano ok. 230 osób, 15 skazano na śmierć, 55 na długoletnie więzienie.
Wojciech Frazik – Operacja „Cezary”. Prowokacyjna V Komenda WiN
w: Biuletyn IPN 2008 nr 1-2, s. 167 – 170
Wojciech Frazik – Agent „Roman” – członek tzw. V Komendy WiN
w: Aparat represji w Polsce Ludowej 1944-1989, IPN Rzeszów 2011, nr 1 (8-9) s. 139 – 151
23 grudnia 1952 agenci MBP, pracownicy ośrodka „Południe” w Bergu (Bawaria. RFN) Jan Ostaszewski (ps. Paweł Choma) i Wanda Macińska (ps. Wanda Weber) zgłosili się do konsulatu PRL w Berlinie (wschodnim), przekazując dane nt. kurierów, tras przerzutu ludzi, pieniędzy i dokumentów oraz finansowania ośrodka przez zachodnie wywiady. Wkrótce potem w Polsce rozpoczęły się aresztowania, 15 osób skazano na śmierć.
Ostaszewski pracował w Bergu jako księgowy oraz instruktor radiołączności od 1950 (Macińska od 1952). Uciekając do PRL, 22 grudnia 1952 spotkał się w restauracji w Berlinie Zachodnim z przybyłym z kraju kurierem „Albertem” (agentem UB). W spotkaniu uczestniczyła też Macińska i pracownik berlińskiej ekspozytury ośrodka w Bergu. Dosiadło się do nich dwóch agentów UB. Nad ranem znaleziono w toalecie powieszonego na rurze wodociągowej pracownika ekspozytury ośrodka. Został zamordowany przez Ostaszewskiego i dwóch UB-eków, sekcja zwłok wykryła w jego żołądku silny środek usypiający.
W 1953 Kazimierz Tychota, zwolniony z funkcji szefa ośrodka „Północ”, bezskutecznie prosił o protekcję Amerykanów, potem w rewanżu opublikował listy otwarte: do prezesa Stronnictwa Narodowego Tadeusza Bieleckiego (1953) oraz zatytułowany „Stosunek Prezydium do kraju” (lipiec 1953). Opublikował broszurę pt. „Ostatni Raport”, nadto przedstawicielowi emigracyjnego rządu w Niemczech przedłożył pismo oskarżające ośmiu polityków o „działanie na szkodę interesu narodowego”.
W reakcji na intrygi Tychoty, prezydent Zaleski zarzucił Radzie działalność agenturalną. Premier londyńskiego rządu Stanisław Mackiewicz opublikował broszury pt. „O handel śmiercią” (życiem kurierów i konspiratorów) oraz „O sąd obywatelski nad handlarzami śmiercią”. Emigracyjny minister sprawiedliwości oskarżenie Tychoty (oskarżając także autora) skierował do Sądu Obywatelskiego, po bezskutecznej próbie uruchomienia procesu opublikował „Zbiór dokumentów w sprawie Bergu”. 23 sierpnia 1953 b. członek władz SN Jan Matłachowski (według późniejszych ustaleń współpracownik bezpieki) zorganizował w tej sprawie konferencję prasową dla dziennikarzy polskich w Londynie. Działania te wywołały publiczne kontrowersje…
Dla wyjaśnienia tej „afery Bergu”, 1 września 1954 Tymczasowa Rada Jedności Narodowej powołała Komisję do Rozpatrzenia Spraw Łączności z Krajem. 28 stycznia 1956 przedłożyła ona sprawozdanie, wskazując w nim m.in. że prawo do łączności z Krajem mają też stronnictwa polityczne, a nie tylko rząd. Łączność ta wymaga wsparcia materialnego, także nieuniknionych działań wywiadowczych – ale tylko prowadzonych w interesie polskim, bo finansowane z obcych źródeł działań z nim sprzecznych ma charakter agenturalny.
W ocenie Komisji aktywność polskiej emigracji w sferze łączności z Krajem w latach 1945 – 1952 dzieli cezura roku 1950, tj. zawarcie przez Radę Polityczną „umowy o współpracę z czynnikami zainteresowanymi jego działalnością” (czytaj: SIS / CIA). Komisja ustaliła, że fundusze na łączność z Polską – w kwocie ok. 5 mln dolarów – były w dyspozycji gen. Tatara, któremu pomagał ppłk. Utnik. Jednak „po zakończeniu działań wojennych wydało się, że gen. Tatar zataił ponad dwa miliony dolarów i ukrył je we Francji. (…) W wyniku dochodzeń gen. Tatar został zwolniony ze stanowiska.” W ocenie Komisji, choć łączność z Krajem organizowana była „za pieniądze sojusznicze” – to niewątpliwie w polskim interesie.
Sprawozdanie Komisji do Rozpatrzenia Spraw Łączności z Krajem
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1987, zeszyt 79, s. 4-73
Wniosek ministra sprawiedliwości K. Okulicza o wszczęcie sprawy Bergu przed Sądem Obywatelskim
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1987, zeszyt 79, s. 73-87
Paweł Ziętara – Misja ostatniej szansy. Próba zjednoczenia
polskiej emigracji politycznej w latach 1952-1056
w: Przegląd Historyczny, 1993, nr 84/2, s. 199-220
Wciąż brak publikacji podejmujących całościowo zagadnienie ujęte w tytule, co jest dość zrozumiałe ze względu na tajny charakter tych działań. Niniejszy tekst jest pierwszym takim ujęciem tej tematyki. Jest oczywiste, że poznanie ówczesnego kontekstu społeczno – politycznego jest niezbędne dla zrozumienia powojennego zaangażowania niektórych Cichociemnych w operacje specjalne zachodnich służb.
Polska emigracja nie byłaby w stanie funkcjonować (także w sferze kulturalnej, wydawniczej) zwłaszcza bez amerykańskiego wsparcia. Cichociemni oraz Armia Krajowa w znacznej mierze także funkcjonowali w oparciu o – udzielone przecież bezwarunkowo – amerykańskie wsparcie.
Większość emigracyjnych środowisk polonijnych obłudnie uznała powojenną współpracę z zachodnimi wywiadami za moralnie naganną, paraliżując późniejsze działania Polaków. Zawsze jednak współpraca – podczas wojny i po wojnie – prowadzona była w interesie Rzeczypospolitej, nie zaś agenturalnie na rzecz któregokolwiek państw zachodnich. Jednak „afera Bergu” spowodowała negatywne postrzeganie powojennej współpracy środowisk niepodległościowych z zachodnimi służbami. Zupełnie niesłusznie…
Franciszek Grabowski – Ostiary i nie tylko.
Lotnicy polscy w operacjach specjalnych SIS, OPC i CIA w latach 1949-1965,
w: Pamięć i Sprawiedliwość 2009, nr 8/1 (14), s. 305-341
Wg. jego sekretarza Jana Pomiana „żarliwy socjalista” oraz „szara eminencja” polityki. Członek Rady Naczelnej PPS (ale bezpartyjny), współinicjator m.in. Europejskiej Ligi Współpracy Ekonomicznej, Rady Europy, Ruchu Europejskiego, Europejskiego Centrum Kultury w Genewie, Grupy Bildeberg, Wspólnoty Europejskiej, doradca gen. Władysława Sikorskiego.
Józef Retinger nie był Cichociemnym, choć za „cichociemnego” uważa go Bogdan Podgórski, autor niezłej książki biograficznej „Józef Retinger – prywatny polityk” (Universitas, Kraków 2013, s. 335, ISBN 97883-242-1974-2). Być może zasugerował się tym, że także Tadeusz Chciuk nazwał sam siebie „cichociemnym” – choć był kurierem prof. Stanisława Kota, czyli kociakiem.
Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej – zatem ani Retinger, ani Chciuk (ani inni kurierzy) nimi nie są. Istnieje jednak pewien związek – podobnie jak Cichociemni, obaj zostali zrzuceni do Polski na spadochronie, w operacji lotniczej SOE. W tym przypadku była to operacja „Salamander”, w nocy z poniedziałku na wtorek 3/4 kwietnia 1944 – na placówkę odbiorczą „Zegar”, 26 km na wschód od stacji kolejowej Warszawa Główna.
Urodził się 17 kwietnia 1988 w Krakowie, w kamienicy przy ul. Wiślnej 3, jako najmłodsze z pięciorga dzieci adwokata, (wcześniej tłumacza literackiego, wydawcy i redaktora), doktora prawa Józefa Stanisława Retingera oraz Marii Krystyny Czyrniańskiej, córki profesora chemii Emiliana Czyrniańskiego, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pochodził z rodziny żydowskiej, która w 1827 w Tarnowie przyjęła chrzest i przeszła na katolicyzm. Wychowywany w duchu katolickim i patriotycznym. Miał dwie siostry: Helenę i Marię Antoninę oraz dwóch braci: Juliusza i Emila. Mówił biegle kilkoma językami: polskim, angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim.
Jego ojciec, Józef Stanisław Retinger (po ojcu Röttinger), właściciel licznych krakowskich nieruchomości, był uznanym adwokatem, reprezentował m.in. Władysława hr. Zamoyskiego, wygrał dla niego licytację Zakopanego w 1889 oraz do swojej śmierci w 1897 reprezentował przed międzynarodowym trybunałem w Grazu w procesie o ustalenie przynależności państwowej Morskiego Oka (proces zakończył się 6 maja 1909 wyrokiem Trybunału Kasacyjnego w Wiedniu). Jako piętnastolatek walczył w powstaniu styczniowym.
Jego dziadek, prof. Emilian Czyrniański, autor „Słownictwa polskiego chemicznego” (1853), wbrew nakazom austro-węgierskich władz wykładał po polsku – a nie po niemiecku – na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Jego ojcem chrzestnym był przyjaciel jego biologicznego ojca – Władysław hrabia Zamoyski. Zgodnie z chrześcijańską tradycją, po śmierci przyjaciela zaopiekował się dziesięcioletnim wówczas Józefem Retingerem.
W 1912 poślubił Otolię Zubrzycką (rozwiedli się w 1922), mieli córkę Malinę (Wanda Puchalska). W 1926 zawarł związek małżeński ze Stellą Morel (zm. 1933), córką parlamentarzysty Dundee E.D. Morel’a i Mary Richardson, mieli dwie córki, Marię (Marya Fforde) i Stasię (Stanisława French).
Prababcią jego pierwszej żony Otolii Zubrzyckiej była Izabella z Psarskich Zubrzycka. Jej dziadek Władysław Psarski był bratem Marianny z Psarskich Olszowskiej. Jej prawnuczka Julia Olszowska była żoną Aleksandra Brzezińskiego, ojca Jadwigi z Brzezińskich Jasiewiczowej, której wnuczką była Jadwiga z Jasiewiczów Kaczyńska – matka Lecha i Jarosława Kaczyńskiego…
Ukończył z wynikiem celującym c.k. gimnazjum św Anny w Krakowie, po protekcji hrabiego Zamoyskiego przyjęty do nowicjatu jezuitów w Rzymie, miał studiować w Academiae Nobili Ecclesiastici. Po kilku miesiącach powrócił do Krakowa, podjął studia filologii romańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po roku studiów wyjechał do Paryża, jako osiemnastolatek w 1906 podjął studia na Wydziale Literatury w Sorbonie oraz w École Libre des Sciences Politiques.
Podczas pobytu w Paryżu, jako biegle władający językiem francuskim krewny Misi Godebskiej, żony bogatego i wpływowego wydawcy „Le Matin” Alfreda Edwardsa (potem m.in. hiszpańskiego malarza José Marii Serta), w jej salonie przy rue d’Athenes poznał m.in. malarzy: Pierre Bonnard, Pierre Laprade, Édouard Vuillard; pisarzy: Arnold Bennett, Léon-Paul Fargue, André Gide, Valéry Larbaud, François Mauriac, Jean Moréas, Paul Valéry; kompozytorów: Manuel de Falla, Maurice Ravel, Erik Satie, Claude Terrasse, polityków: książę Sixte Bourbon-Parme, Lord Northcliffe, markiz Boniface de Castellane. Zaprzyjaźnił się z markizem de Castellane, przyjacielem króla Edwarda VII. Markiz zainspirował go do podejmowania działań na rzecz politycznego zjednoczenia Europy. W 1908 poznał również Bolesława Wieniawę – Długoszowskiego, który przybył do Paryża z żoną, śpiewaczką operową.
29 maja 1908 obronił na Sorbonie (Paryż) pracę doktorską pt. Opowieść fantastyczna w romantyzmie francuskim. Dzięki wsparciu finansowemu hr Zamoyskiego wyjechał do Monachium (Niemcy), podjął studia z psychologii porównawczej narodów, dzięki André Gide poznał kilku artystów niemieckich. We Florencji i Londynie studiował w School of Economics. W 1908 opublikował pierwszą książkę, rozszerzoną wersję swej pracy doktorskiej.
W 1911 opublikował monografię nt. historii literatury francuskiego romantyzmu. Próbował pisać książki o sztuce i literaturze francuskiej, zaprzestał po krytyce Paula Valéry’ego oraz André Gide – że nigdy nie zostanie dobrym pisarzem. Po powrocie do Krakowa współpracował z młodopolską „Chimerą”, po jej zamknięciu przez rok wydawał „Miesięcznik Literacki i Artystyczny”.
19 lutego 1912 zawarł związek małżeński z Otolią Zubrzycką, córką Emilii i Zygmunta Zubrzyckich (herbu Wieniawa), właścicieli majątku i dworu w Goszczy koło Miechowa. Zamieszkał tam z żoną, po kilku miesiącach przenieśli się do Krakowa.
Pod koniec 1912 wyjechał z żoną do Londynu, założył przy Arudel Street biuro finansowane przez hrabiego Zamoyskiego, mające wspierać ubogich polskich emigrantów. W 1913 w Birmingham, wraz z Andrzejem Małkowskim współorganizował udział polskich skautów z trzech zaborów w III Wszechbrytyjskim Zlocie Skautowskim. Choć Polski nie było na mapie, nad ich obozem z napisem „Poland” powiewała polska flaga.
Wypełniając rolę „agenta wpływu” hrabiego Zamoyskiego poznawał wpływowe osoby, rozszerzał koneksje. Dzięki listowi polecającemu pisarza Arnolda Bennetta w 1912 poznał Józefa Konrada Korzeniowskiego, w jego domu Capel House (hrabstwo Kent). Zaprzyjaźnili się, często spędzał tam wraz z żoną weekendy. Wspólnie pisali sztukę teatralną „Nostromo” o rewolucji w Meksyku, na motywach powieści Conrada (pod tym samym tytułem), jej zakończenie mieli napisać w lipcu 1914, podczas pobytu Conrada, jego żony i dwóch synów w Goszczy. Rodzina Conradów dotarła do Krakowa, gdy 30 lipca 1914 ogłoszono mobilizację, nie pojechali więc do Goszczy, lecz do Zakopanego, stamtąd po dwóch miesiącach do Wiednia, następnie przez Genuę do Londynu.
W związku z wybuchem wojny wyjechał do Lwowa, następnie do Francji, dwukrotnie aresztowany, uwolniony dzięki znajomościom, dotarł do Londynu. Wspierany przez Conrada, także finansowo, podjął działania na rzecz „sprawy polskiej” w Wielkiej Brytanii oraz Francji. M.in. w 1916 w Paryżu opublikował broszurę pt. Polska i równowaga europejska oraz w ćwierćmilionowym nakładzie Mały podręcznik polityki angielskiej, ze wstępem Stéphena Pichona, ministra spraw zagranicznych Francji.
W 1916, dzięki wsparciu przyjaciela, markiza de Castellane, księżnej de Montebello oraz księcia Sykstusa Bourbon-Parme, uczestniczył w tajnych rokowaniach pokojowych Austro-Węgier, zmierzających do rozbicia trójprzymierza poprzez zawarcie separatystycznego pokoju z aliantami.
Hrabia Zamoyski zaprotegował Retingera u generała jezuitów Włodzimierza Ledóchowskiego, ten wciągnął go w realizację planów Watykanu stworzenia federacji rzymsko-katolickich państw centralnej i wschodniej Europy, jako przeciwwagi dla protestanckich Niemiec cesarza Wilhelma II. Retinger był pośrednikiem między księciem Sykstusem de Bourbon-Parme a generałem jezuitów.
Retinger lansował koncepcję utworzenia Polski jako trzeciego państwa w Austro-Węgrzech, pozyskał akceptację tej idei przez premiera Wielkiej Brytanii Herbert’a Asquith’a oraz Lorda Northcliffa, potentata prasowego, właściciela „Timesa”. Był obserwowany przez wywiady Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, ale także zapraszany na spotkania w rezydencji brytyjskiego premiera.
W 1916 dzięki Misi Godebskiej poznał Arthur’a Capel’a (znanego jako „Boy”), bardzo bogatego przedstawiciela brytyjskiej arystokracji, od 1908 kochanka i sponsora Gabrielle Chanel, znanej jako „Coco Chanel”. Propagował ideę utworzenia rządu światowego opartego na sojuszu francusko-angielskim, jako gwaranta światowego pokoju, zainteresował nią m.in. Briand’a, Clemenceau i Wilson’a. Capel w 1917 wydał książkę pt. Refleksje nad Zwycięstwem i Projekt Federacji Rządów, postulując utworzenie Federacji Europejskich Mocarstw (Federation of the Powers of Europe). Rozwinął tę ideę w kolejnej książce pt. Balance of Power or Federation. Retinger propagował poomysł Capela, usiłując zainteresować nią polityków Europy. Wspólnie podjęli się napisania trzeciej książki pt. The World on the Anvil (Świat na kowadle), nie została ukończona wskutek śmierci Capela 22 grudnia 1919 (w wypadku samochodowym).
Zbigniew Siemaszko – I beg to differ [Józef Retinger]
w: Instytut Literacki Paryż, Kultura, 1965, nr 12/218, s. 58-66
16 sierpnia 1916 przedłożył brytyjskiemu rządowi memorandum, napisane z udziałem Josepha Conrada, pt. Note on the joint Protectorate of the Western Powers, proponując odbudowę państwa polskiego pod wspólnym protektoratem Wielkiej Brytanii oraz Francji. Projekt memorandum poparł George Russell Clerk z brytyjskiego Foreign Office. Retingera sprowadził na ziemię Conrad, który w liście napisał mu – „Od samego początku byłeś informowany, że Anglia nie może omawiać spraw dotyczących Polski gdzie indziej, niż w Piotrogrodzie (…) Do tego przedsięwzięcia potrzebna jest zgoda wszystkich stronnictw politycznych w Polsce na ten projekt. Dopiero wtedy sprawa przyszłości Polski przedstawiona w złożonym memorandum może zostać rozpatrzona”.
W 1918 protestował przeciwko utworzeniu armii polskiej, wysyłając memoranda do europejskich rządów. Naraził się Rosjanom, Francuzom, Anglikom, formującemu się w Paryżu Komitetowi Narodowemu Polski, zwolennikom Romana Dmowskiego przygotowującym utworzenie armii Hallera, alternatywnej wobec sił formowanych przez Józefa Piłsudskiego. Po protestach Rosji w Paryżu i Londynie pozbawiony prawa pobytu we Francji i Wielkiej Brytanii, w maju 1918 wydalony z Francji jako persona non grata.
Wg. Zbigniewa S. Siemaszko Retinger popadł we francuską i brytyjską niełaskę wcześniej, na przełomie 1917/1918. Wg. sekretarza Retingera, Jana Pomiana, w wydaleniu pomógł lord Northcliffe, zazdrosny o romans Retingera z amerykańską dziennikarką Jane Anderson. Romans spowodował też konflikt Retingera z Josephem Conradem też romansującym z Anderson (została pierwowzorem bohaterki Dony Rity w jego powieści pt. Złota strzała). Z powodu romansu, pod koniec 1917 rozpadł się związek małżeński Retingera z Otolią Zubrzycką, rozwiedli się w 1921. W 1923 dostał kosza od Jane Anderson, próbował popełnić samobójstwo w Hadze, łykając weronal.
Zbigniew Siemaszko – List do redakcji [Józef Retinger]
w: Instytut Literacki Paryż, Kultura, 1966, nr 5/223, s. 157-159
Po wydaleniu z Francji wyjechał do Hiszpanii, zamieszkał w miasteczku Fuenterrabia pomiędzy Hendaye a San Sebastian, żył skromnie, bo Francja i Anglia zablokowały jego konta bankowe, później fnansowo wsparł go Conrad. Wiosną 1919 wyjechał przez Kubę do Meksyku, stamtąd wypłynął do USA, do brata Juliusza, wykładowcy biochemii na uniwersytecie w Chicago oraz w nadziei na ponowne nawiązanie relacji z Jane Anderson. Na statku poznał Luisa Napoleóna Moronesa (późniejszego polityka), współpracownika Plutarco Elíasa Callesa, doradcy prezydenta Meksyku Álvaro Obregóna.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę Retinger nielegalnie przekroczył granicę meksykańsko-amerykańską, następnie uzyskał paszport w poselstwie RP w Waszyngtonie i wyjechał do Polski. Po zmianie władzy w Meksyku, mianowaniu Luisa N. Moronesa ministrem przemysłu i handlu powrócił do Meksyku, został jego doradcą. Doradzał rządowi Meksyku m.in. nacjonalizację amerykańskich i europejskich firm naftowych w Meksyku. Zorganizował pierwszy w Ameryce Łacińskiej Międzynarodowy Kongres Związków Zawodowych. W 1926 zainsprował brytyjską Partię Pracy do utworzenia komitetu parlamentarnego ds. Meksyku, współpracę meksykańskich związkowców z Confederación Regional Obrera Mexicana z angielskimi socjalistami: Arthurem Hendersonem, Edwardem D. Morelem, Arthurem Ponsonby, Benem Smithem.
Z upoważnienia prezydenta Callesa wyjechał do Waszyngtonu z misją normalizacji stosunków z USA, po przekroczeniu granicy jako aktywista meksykańskiej rewolucji aresztowany. Po dwóch tygodniach aresztu zwolniony przez sędziego federalnego, po wyjściu z sądu aresztowany pod pretekstem włóczęgostwa. Po miesiącu aresztu powrócił do Meksyku, USA zażądały jego wydalenia przez Meksyk. Przez wiele lat miał zakaz wjazdu do USA, był postrzegany jako sympatyk komunizmu.
Na polecenie prezydenta Meksyku analizował kilka tysięcy depesz między Departamentem Stanu a ambasadą USA w Meksyku, pozyskanych przez meksykański wywiad. Proponował ujawnienie w amerykańskiej i brytyjskiej prasie intryg i korupcji urzędników amerykańskiej administracji oraz spisku inspirowanego przez finansistów i liderów przemysłu naftowego przeciw rządowi Meksyku. Miało to spowodować zaniechanie planów zbrojnej interwencji w Meksyku.
W swoich publikacjach (The Social Movement in Mexico, Amsterdam 1925; Morones de México, México 1927; Tierra mexicana, Londyn 1930) Retinger wskazywał rewolucję w Meksyku jako wzór dla europejskich ruchów robotniczych i związkowych, podkreślając że zasady regulujące przebudowę społeczną i reformę agrarną w Meksyku parlament meksykański przyjął w lutym 1917, dziewięć miesięcy przed rewolucją październikową w Rosji.
W związku z ostrą formą laicyzacji Meksyku (prześladowanie księży, palenie kościołów) Retinger w liście z 17 lipca 1949 do dr Luigiego Geddy, prezesa Akcji Katolickiej i przyjaciela papieża Piusa XII, napisał: „Uroczyście oświadczam, że nigdy nie uczestniczyłem w walce z zasadami Kościoła pod żadną postacią, nawet pasywnie nie akceptowałem najmniejszej krytyki nie tylko dogmatów, ale również taktyki Kościoła. (…) Niech ktoś spróbuje znaleźć w moich dwudziestu książkach i setce artykułów, choć słowo, które mogłoby być zinterpretowane jako nieufność wobec reguł Kościoła. Oczywiście popełniłem niemało grzechów w moim życiu prywatnym, ale nigdy nie przestałem uważać się za katolika i w trudnych momentach życia poddawałem się przykazaniom Kościoła i przyjmowałem obowiązki nałożone na katolików”.
Podczas pobytu w Meksyku poznał Melchiora Wańkowicza i ułatwił mu nawiązanie kontaktów m.in. z zaprzyjaźnionym z nim malarzem Diego Riverą, gorliwym sympatykiem komunizmu. W rezydencji jego żony Fridy Kahlo, sympatyzującej z komunizmem, przebywał po przyjeździe do Meksyku Lew Trocki, w 1940 zamordowany na rozkaz Stalina. Przez siedemnaście lat „okresu meksykańskiego” Retinger często podróżował do Polski, Wielkiej Brytanii, Francji. Od 1918 posiadał polski paszport, od pobytu w Meksyku paszport meksykański.
Dzięki swym znajomościom pod koniec 1922 odzyskał prawo pobytu w Wielkiej Brytanii, później także we Francji. Powrócił do Londynu, odbudowywał kontakty i koneksje, współpracował z brytyjską Labour Party, pośredniczył w nawiązaniu w 1924 kontaktów z Polską Partią Socjalistyczną, polskimi i brytyjskimi organizacjami związkowymi. Czołowych działaczy Labour Party: Marion Phillips, George’a Middletona, Grahama Poole’a przekonywał do idei zjednoczenia Europy jako jedynego sposobu na rozwiązanie europejskich problemów gospodarczych i utrzymanie pokoju. Nawiązał bliskie relacje z brytyjskim dziennikarzem i politykiem (z matki Angielki oraz ojca Francuza) Edmundem Dene Morel’em, rzecznikiem brytyjskiej Partii Pracy, posłem do izby Gmin, jednym z kandydatów na brytyjskiego ministra spraw zagranicznych.
Po śmierci Morela w 1924, dwa lata później Retinger zawarł związek małżeński z jego córką Stellą Morel. Po ślubie wyjechali do Meksyku, następnie z ciężarną żoną przyjechał do Londynu, po narodzinach córki Maryi zostawił żonę z dzieckiem w Londynie, wrócił do Meksyku. W 1929 urodziła im się druga córka, Stanisława. Po śmierci żony w 1933, obie dziewczyniki zabrała matka Stelli, zakazując Retingerowi jakichkolwiek kontaktów, gdyż uważała go za „awanturnika bez grosza”. Później córki Retingera wychowywał wraz ze swymi synami Robert Morel, brat zmarłej żony Retingera.
Niektóre źródła podają, że Retinger miał działać w Maroku, dostarczając broń oraz doradzając marokańskim powstańcom Abd el Karima w czasie ich walk przeciwko Francuzom i Hiszpanom, brak jest dowodów takiego zaangażowania, choć jest prawdopodobne.
Zbigniew Siemaszko – Retinger w Polsce w 1944 r.
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki, Paryż, 1967, nr 12 s. 56-115
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, także w kraju, bez powodzenia, propagował swoją „ideę europejską” – „chodziło o to, by nie łączyć partii, ale najwybitniejsze jednostki, tych, co jak szczyty wyrastali ponad ogólną pagórkowatą panoramę polityczną”. [Niestety, obecna UE jest karykaturalną formą tego antydemokratycznego założenia – przyp. RMZ]
Wybierany w skład Rady Naczelnej PPS, formalnie bezpartyjny, reprezentował PPS we Francji i Wielkiej Brytanii. W 1929 uczestniczył w rozmowach inicjujących powstanie antysanacyjnego Centrolewu, w 1930 uczestnik Kongresu Centrolewu w Krakowie. Uzyskał pomoc finansową brytyjskiego związku TUC (Trade Union Congress) i Brytyjskiej Federacji Górników dla lewicowych działaczy skazanych w procesie brzeskim. Od 1935 kontaktował się m.in. z Mieczysławem Niedziałkowskim z PPS, Stanisławem Kotem, gen. Władysławem Sikorskim, Wincentym Witosem, Wojciechem Korfantym. Uważany jest za autora instytucjonalnych form współpracy antysanacyjnej opozycji na emigracji. Obserwowany przez brytyjską Intelligence Service. Po śmierci Piłsudskiego w 1935, bezskutecznie inspirował nawiązanie dialogu pomiędzy polskim rządem a opozycją.
W 1916 poznał w Szwajcarii gen. Władysława Sikorskiego, z jego inspiracji generał utworzył w lutym 1936 sojusz przedstawicieli socjalistów, ludowców i chadeków pod nazwą Front Morges (nazwa miejscowości w której znajdowała się posiadłość Paderewskiego), pod patronatem Ignacego Paderewskiego. Frontu nie poparły: PPS, Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Narodowe, okazał się przydatny podczas formowania emigracyjnego rządu polskiego we Francji. Podczas pobytów w Polsce nawiązał współpracę z „Wiadomościami Literackimi”, publikował teksty pod pseudonimem Ben Jossuf.
Od początku lat dwudziestych reprezentował polskich przedsiębiorców we Francji i Wielkiej Brytanii, pośredniczył w pozyskiwaniu kredytów oraz między europejskimi firmami petrochemicznymi a rządem Meksyku. Z tej działalności uzyskiwał mniejsze dochody niż z wynagrodzenia doradcy kolejnych rządów Meksyku, które płaciły za podróże i pobyty w Europie. Prowadził wstępne negocjacje nt. warunków eksploatacji meksykańskich złóż ropy naftowej przez brytyjskie i międzynarodowe kompanie naftowe.
Zbigniew Siemaszko – Retinger- wysłannik Foreign Office i Mikołajczyka
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne, 2009, nr 170, s. 205-229
Już w listopadzie 1939 przedstawił Władysławowi Sikorskiemu memoriał pt. „Polska polityka w Anglii. Obserwacje”, postulując „powojenną federację środkowoeuropejską” (Polska, Czechosłowacja, Litwa, Węgry, Rumunia, ew. Ukraina) jako element „federacji europejskiej” (Francja, Włochy, Niemcy). Z poparciem władz Wielkiej Brytanii, z jego inicjatywy powstał „Sekretariat Międzyaliancki”, organizujący spotkania ministrów spraw zagranicznych rządów przebywających w Londynie, którego celem miała być koordynacja integracji europejskiej. 18 grudnia 1939 rząd RP poparł koncepcję federacji państw europejskich. Retinger wspierał koncepcję Międzymorza jako federacji z wspólną armią, unią celną oraz polityką zagraniczną.
Po upadku Francji przekonał premiera Winstona Churchilla do ewakuacji gen. Władysława Sikorskiego oraz ok. 35 tys. polskich żołnierzy i lotników z Francji. Spotkał się z Sikorskim w Libourne, przedstawił plan ewakuacji polskich żołnierzy do Anglii, zaproponował spotkanie z Churchillem w Londynie. Doszło doń 19 czerwca, dzień po przylocie do Wielkiej Brytanii. Tego samego dnia Sikorski powrócił do Francji, zarządził ewakuację. Do 25 czerwca przerzucono do Wielkiej Brytanii ok. 25 tys. żołnierzy, statkami brytyjskiej floty oraz polskimi: „Batory”, „Sobieski”, „Wilno”, „Kroman” i in. Za pomoc w ewakuacji gen. Sikorski – wg sekretarza Retingera – miał go odznaczyć Virtuti Militari, lecz ten odmówił; według innych źródeł miał dostać Krzyż Walecznych, brak dokumentów potwierdzających te relacje. Został doradcą i tłumaczem, kierował sekretariatem gen. Sikorskiego, pośredniczył w spotkaniach z brytyjskimi politykami. Jako „szara eminencja” rządu Sikorskiego nazywany był „kuzynkiem diabła”.
Tadeusz Katelbach, analizujący wpływy masonów we władzach R.P. wskazuje na okoliczności, w których Retinger został doradcą Sikorskiego – „Klęska Francji spowodowała nie tylko zawieszenie prac loży „Kopernik”. Odcięła Sikorskiego od jego cennych kontaktów masońskich w Paryżu [Sikorski był powiązany z masonami obrządku „wschodniego”, tj. podporządkowanymi francuskiej Loży Wielkiego Wschodu – RMZ] Musiał teraz szukać takich samych względnie podobnych na zupełnie nieznanym gruncie angielskim, który obsadzili „szkoci” [masoni loży wolnomularskiej – Wielkiej Narodowej Loży Polskiej – rytu szkockiego, nazywani „szkotami” – RMZ]. Niektórzy z nich, jak Zaleski, znali Anglię od dawna. Toteż z prawdziwą ulgą powitał Sikorski przybycie do załamującej się Francji w samolocie brytyjskim swego starego przyjaciela dr. J. Retingera. W swym burzliwym życiu – według powszechnej opinii – Retinger utrzymywał bliskie stosunki z obrządkiem „wschodnim”, a nawet w pewnym czasie z żydowską masonerią „B’nai B’rith” [w jęz. hebrajskim – „Synowie Ziemi’ – RMZ]. On też do ostatka był nieodstępnym towarzyszem premiera rządu polskiego. Nie tylko ułatwiał mu nawiązywanie w Anglii kontaktów oficjalnych, ale zbliżył z lożami tak potężnymi w Wielkiej Brytanii.” (Tadeusz Katlebach, Loże, w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż, 1963 nr 3, s.198)
W marcu 1941, podczas wizyty w USA gen. Sikorski przedłożył prezydentowi Rooseveltowi napisany przez Retingera „Plan powojennej organizacji Środkowo-Wschodniej Europy”, zakładający utworzenie federacji Czech, Jugosławii oraz Polski. Roosevelt miał poprzeć projekt. W listopadzie 1941 przy współudziale Retingera powstała Rada Planowania Centralnej i Wschodniej Europy z udziałem przedstawicieli rządów, pracodawców, związków: Czechosłowacji, Jugosławii, Grecji i Polski. Negocjacje integracyjne Polski z Czechosłowacją torpedował ZSRR, przerwały je ostatecznie: zerwanie w kwietniu 1943 stosunków dyplomatycznych ZSRR z Polską po ujawnieniu zbrodni katyńskiej, śmierć Sikorskiego oraz układ radziecko – czechosłowacki, podpisany w grudniu 1943. Efektem działań Retingera było zainicjowanie procesu utworzenia Beneluksu, tj. unii belgijsko-holendersko-luksemburskiej.
Uczestniczył w trwających ponad miesiąc rozmowach poprzedzających podpisanie 30 lipca 1941 układu Sikorski-Majski. Wzięli w nich udział: gen. Sikorski, brytyjski minister spraw zagranicznych Anthony Eden oraz radziecki ambasador Iwan Majski. Układ spowodował przesilenie w polskim rządzie – rezygnację złożyli ministrowie: gen. Sosnkowski, Zaleski i Seyda w proteście wobec „cichej zgody na zabór polskich ziem wschodnich„. Przeciwny umowie prezydent Raczkiewicz odmówił premierowi Sikorskiemu pełnomocnictwa do jej podpisania, pismem z 1 sierpnia 1941 uznał umowę za nieważną, zdymisjonował Sikorskiego. Po naciskach brytyjskich i protestach polskich wojskowych dymisję cofnął.
14 sierpnia 1941 w Moskwie podpisano polsko-radziecką umowę wojskową, zapowiedzianą w układzie Sikorski – Majski z 30 lipca 1941, ws. zwolnień Polaków z więzień i obozów pracy oraz tworzenia polskiej armii pod dowództwem gen. Andersa. Brytyjczycy wspierali dążenie Retingera, aby został chargé d’affaires rządu RP w Moskwie, do czasu mianowania ambasadora. Gen. Sikorski odmówił, ostrzegał nowego ambasadora prof. Stanisława Kota przed Retingerem: „Ostrzegam Cię jak najbardziej stanowczo przed tym włóczęgą. Ja nie wiem, dla kogo on pracuje. Ja go tam na swoją odpowiedzialność nie wyślę. Ile on tam i z kim naintryguje, nie mogę przewidzieć” (wg. pamiętników prof. S. Kota). Retinger wyjechał do Moskwy jako kurier dyplomatyczny, jednak na wniosek prof. Kota Sikorski wkrótce mianował go chargé d’affaires.
Polish Charge d’Affairs arrives in Moscow – August 1941
źródło: Polish Institute and Sikorski Museum, SIK 2244
12 września 1941 Retinger powrócił z Moskwy do Londynu, w drugą rocznicę agresji ZSRR na Polskę londyński „Times” opublikował z nim wywiad, w którym wychwalał realizację umowy przez Sowietów. Towarzyszył gen. Sikorskiemu w podróży przez Gibraltar, Maltę, Egipt do oblężonego Tobruku, następnie przez Bagdad i Teheran do Kujbyszewa i Moskwy. Polska emigracja podejrzewała Retingera o współpracę z wywiadem brytyjskim oraz sowieckim. Po tragicznej śmierci gen. Sikorskiego w Gibraltarze, znaczna część Polonii uznawała katastrofę za efekt działań wywiadów: brytyjskiego, radzieckiego lub niemieckiego. Retingera podejrzewano o związek z tą katastrofą.
Po śmierci Sikorskiego Retinger był krótko doradcą i tłumaczem nowego premiera Stanisława Mikołajczyka. Retinger uważał go (całkiem trafnie) za polityka małego formatu, Mikołajczyka zaś irytowały znakomite koneksje Retingera w brytyjskim rządzie i jego opinia przebiegłego intryganta.
Tadeusz Pełczyński – List do redakcji [Retinger]
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne, 1968, nr 13, s. 233-234
W 1944 zgłosił Mikołajczykowi chęć wyjazdu do Polski aby nawiązać kontakty z przywódcami podziemia w kraju, dokonać analizy sytuacji i przekazać informacje nt. stanowiska aliantów. W rzeczywistości chciał zrealizować misję na rzecz Brytyjczyków. Premier dał się przekonać, powołując się na niego, Retinger przekonał do swego wyjazdu urzędników brytyjskiego Foreign Office: Franka Robertsa i Williama Stranga. Po liście Mikołajczyka, pismem z 14 stycznia 1944 wyraził zgodę Anthony Eden.
Mikołajczyk wysłał z Retingerem do Polski kuriera Tadeusza Chciuka ps. Celt, wyjaśniając mu: „Przypuszczam, że to Eden wysyła Retingera albo, – co jest bardziej prawdopodobne, Retingerowi udało się przekonać Edena, że jego wyjazd do Polski jest potrzebny. Owszem, niech jedzie – jego wyjazd może dużo pomóc, a nie widzę, w czym mógłby nam zaszkodzić. (…) Retinger ma w sobie wielką żyłkę awanturniczą i oczywiście jest to jednym z powodów jego wyjazdu. Chce by o nim było głośno – chciał nawet, aby ogłoszono przez radio jego wyjazd do Polski, ale to oczywiście nonsens, ani ja, ani Anglicy na to się nie zgodzili (…) sprawa jest trzymana ściśle w tajemnicy i właśnie wy musicie bardzo uważać, by się nie rozeszła ani we Włoszech, ani w kraju, bo to dużo zaszkodzi. Zwłaszcza w interesie samego Retingera leży tajemnica, bo jak się „dwójka” [polski wywiad – przyp RMZ] dowie o jego pobycie w kraju, to go sprzątną, a jeśli dowie się wojsko wcześniej o wyjeździe, to gotowi mu go sabotować” (archiwa IPN sygn. BU 01168/422 J-2675, s. 7; Bogdan Podgórski, „Józef Retinger – prywatny polityk”, Universitas, Kraków 2013, ISBN 97883-242-1974-2, s. 125).
Mikołajczyk zaakceptował zrzucenie Retingera do Polski w tajemnicy przed Prezydentem R.P. i Naczelnym Wodzem, z pomocą władz wojskowych innego, choć zaprzyjaźnionego państwa: Wielkiej Brytanii. Prawna kwalifikacja tego zdarzenia wyczerpuje znamiona czynu określanego jako „zdrada dyplomatyczna”. No ale Retinger – choć był doradcą Sikorskiego – zawsze czuł się bardziej „obywatelem świata” czy „prywatnym politykiem” – niż obywatelem Rzeczpospolitej.
Retinger zwrócił się o przerzucenie do Polski do szefa SOE gen. Colina Gubbinsa, przygotowaniami zajął się szef polskiej sekcji SOE ppłk Harold Perkins. Przed wylotem do Włoch, skąd miał zostać przerzucony do Polski, spotkał się z brytyjskim ministrem Edenem, miał przekazać stanowisko brytyjskiego rządu – „Powiedz Pan Polakom, że my się o wschodnie granice Polski bić nie będziemy i że jeśli nie chcą stracić wszystkiego i uniemożliwić nam wszelkiej pomocy – to niech jak najszybciej dochodzą do zgody z Rosją” (stanowisko to potwierdza m.in. pismo Churchilla z 20 grudnia 1943, znak: PRO PREM 3/355/6, nakazujące Edenowi nakłonić Polaków do rezygnacji z kresów wschodnich).
Odbył teoretyczne przeszkolenie spadochronowe, bojąc się kontuzji odmówił udziału w części praktycznej. Oczekiwał na lot w bazie RAF w Bari (Włochy). W dniu wylotu przebrano go w mundur brytyjskiego kapitana, założono na twarz skórzaną maskę; udał się na lotnisko jako kapitan Edward Albert George Paisley lecący z tajną misją na osobisty rozkaz szefa SOE, gen. Gubbins’a. Otrzymał brytyjski dokument bez zdjęcia oraz przygotowane przez SOE: kenkartę i kartę pracy na nazwisko Józef Brzoza, pieniądze, ekwipunek, cywilne ubrania. Wbrew niektórym relacjom nie używał pseudonimu „Salamander” (to była nazwa operacji lotniczej).
W związku z długim czasem oczekiwania na lot został zdekonspirowany, rozpoznał go mjr dypl Marian Utnik, wówczas zastępca szefa Oddziału VI, który przybył do bazy nr 11 w Latiano nieopodal Brindisi. 1 lutego 1944 wysyłał szyfrogram do Londynu (L. dz. 903): „Od Mewy do Centrali. Do N.W. Pismo Mikołajczyka z rozkazem przerzutu Brzozy. Brzoza jest ukryty przez ang. ma być dostarczony do samolotu w masce. O pilną decyzję. Premier zakazał meldować o tym do Sztabu N.W. Nr Mewy 196”. Wysłał także 2 lutego 1944 szyfrogram (L. dz. 843): „Własna do Mewy. Nie widzę możliwości zatrzymania Brzozy. Zidentyfikować go”.
Po zdekonspirowaniu Retinger wysłał list do prezydenta Raczkiewicza, za pośrednictwem premiera Mikołajczyka, który doręczono po jego wylądowaniu w Polsce (25 kwietnia 1944). Po szyfrogramach mjr dypl. Utnika, gen Sosnkowski zadepeszował: „Nie można temu zapobiec drogą awantury, gdyż mogłoby to spowodować przerwanie lotów w ogóle. Dlatego zarządziłem obserwację celem zidentyfikowania osób, a gdyby można było bez awantur – celem stwierdzenia, co kurier czy też kurierzy polityczni wiozą ze sobą. Do kraju więcej w tych sprawach nie depeszujcie z wyjątkiem zasygnalizowania, na którą placówkę odbiorczą idzie podejrzany zrzut. Resztę załatwimy stąd.”
Retinger miał zostać przerzucony do Polski w pierwszej operacji „Most” (Wildhorn I), planowanej na 28 lutego 1944, ale doszła do skutku dopiero 15/16 kwietnia 1944. Poleciał więc w operacji „Salamander”; wraz z Chciukiem wsiadł do samolotu w masce, aby uniknąć rozpoznania (stąd wzięły się późniejsze opowieści o Cichociemnych którzy rzekomo wsiadali do samolotu w maskach przeciwgazowych). W poniedziałek 3 kwietnia 1944 o godz. 19.25 samolot Halifax JP-180 „V” z polską zalogą (1586 Eskadra PAF) wystartował z polskiej bazy w Brindisi. Poleciał trasą nr 4, nad miejscowościami Bar i Kotor, przez Czarnogórę na Węgry, ominał od wschodu Budapeszt, dotarł do Polski na wschód od Tatr. We wtorek 4 kwietnia 1944 Retinger został zrzucony na placówkę odbiorczą „Zegar” 120 (kryptonim polski, brytyjskie oznaczenie numerowe pinpoints), niedaleko majątku Olesin Duży, gmina Dębie Wielkie, powiat Mińsk Mazowiecki, 26 km na wschód od stacji kolejowej Warszawa Główna. W czterech nalotach na placówkę zrzucono skoczków, dziewięć zasobników i dziewięć paczek. Wylądował bez problemów (wbrew relacjom nie skręcił kostki, nie złamał nogi), m.in. dzięki spadochronowi dla cięższej osoby, zwalniającemu opadanie. Zrzut sprawnie odebrał oddział AK, Retinger i Chciuk nocowali w dworze Jolanty i Jerzego Gruhnów w Olesinie Dużym, następnie pociągiem dojechali do Warszawy, zamieszkali przy ul. Marszałkowskiej. Podczas pobytu w Polsce używał pseudonimu Jan Brzoza, przypisywany mu pseudonim Salamander był nazwą operacji lotniczej.
Retinger leciał do Polski, na zlecenie Brytyjczyków ze ściśle tajną misją „Denham” – „miał zbadać poglądy przywódców politycznych w Kraju i zachęcić ich do przyjęcia realistycznego [czytaj: brytyjskiego – przyp. RMZ] stanowiska.” Znał ustalenia „Wielkiej Trójki” z konferencji w Teheranie, ustalony przebieg granicy wschodniej na linii Curzona oraz deklarację Churchilla złożoną premierowi Mikołajczykowi i ambasadorowi Raczyńskiemu, że Wielka Brytania nigdy nie gwarantowała żadnych polskich granic. Akceptował brytyjską politykę i chciał przekonać do porozumienia z ZSRR (Rosją). Chciał „aby za wszelką cenę ruch podziemny kierowany z Londynu porozumiał się z ruchem podziemnym kierowanym z Moskwy” (archiwa IPN sygn. BU 01168/422 J-2675, s. 73, „Józef Retinger – prywatny polityk”, s. 140). Spotkał się w Warszawie z gen. Borem-Komorowskim, Delegatem Rządu na Kraj Janem Stanisławem Jankowskim, z przywódcą Kierownictwa Walki Cywilnej Stefanem Korbońskim, przewodniczącym Rady Jedności Narodowej Kazimierzem Pużakiem, uczestniczył także w spotkaniach Rady. Z dokumentów wynika, że priorytetowym celem misji Retingera było sprawdzenie, czy przywódcy polskiego podziemia poprą premiera Mikołajczyka i jego ustępstwa wobec Stalina, w szczególności wschodnie granice Polski na linii Curzona. Niewykluczona jest także teza, iż miał również zbadać możliwość utrzymania struktur Podziemnego Państwa Polskiego po sowieckim „wyzwoleniu” Polski. Jest prawdopodobne, że wówczas Retinger poznał – podobnie jak on silnie prosowieckiego – gen. Stanisława Tatara; później inspirował jego działania w „polskim Londynie”…
W połowie maja wyjechał do Krakowa, następnie do dworu w Dołędze koło Tarnowa, oczekiwał na odlot samolotem do Brindisi i Londynu. Miał odlecieć w operacji lotniczej „Most 2” (Wildhorn II) z polowego lądowiska „Motyl”, zlokalizowanego w okolicach wsi Wał – Ruda, Jadowniki Mokre, pomiędzy rzeczką Kisieliną i Dunajcem kilka kilometrów od Dołęgi, 18 km od Tarnowa. Samolot Dakota KG-477 „V” (1586 Eskadra PAF) lądował o godz. 00.07, po trwającym 7 minut rozładunku odleciał, ale bez Retingera, który był obecny na lądowisku, ale nie został na czas doprowadzony do samolotu. Akcją kierował płk. Roman Rudkowski, na polecenie płk. Franciszka Demela miał skontrolować dokumenty zabierane przez Retingera z Polski, kazał więc mu przekazać je łącznikowi, który miał je oddać bezpośrednio na ladowisku. Retinger zakpił z nich, przekazując grubą, zaklejoną kopertę, po jej otworzeniu okazało się, że zawiera plik czystych kartek. W rewanżu odstawiono go na odległy koniec lądowiska, wskutek czego nie zdążył zgłosić się do odlatującego samolotu. W drodze powrotnej z lądowiska, podczas przejazdu przez rzekę Uszwicę, zorganizowano wywrócenie bryczki, Retinger wpadł do wody, co umożliwiło skontrolowanie jego bagaży, jednak nie znaleziono żadnych notatek.
Próba zatrzymania (także zamachy na Retingera) wynikały wprost z ostrych sporów w Londynie i Kraju co do właściwego kierunku polityki polskiej wobec ZSRR, który przywłaszczył sobie 42,1 proc. terytorium Polski oraz pozbawił wolności 13,7 mln Polaków. Po śmierci gen. Sikorskiego głównym ośrodkiem decyzyjnym Polski została wprawdzie Komenda Glówna AK, ale wśród oficerów nie było jednomyślności co do polityki wschodniej.
W „Dzienniku czynności” mjr dypl. Jan Jaźwiński oficer wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, komendant Głównej Bazy Przerzutowej „Jutrzenka” w Latiano nieopodal Brindisi, organizator lotniczych przerzutów do Polski odnotował treść depeszy, jaką wysłał do Naczelnego Wodza w związku z organizowanym przez SOE (a nie przez Polaków!!!) zrzutem Retingera do Polski:
„Do rąk własnych – doręczyć natychmiast. Szef działu S.O.E. dla spraw włoskich – podkreślam, że nie sekcji polskiej – okazał dwa pisma premiera Mikołajczyka z rozkazem dla d-cy bazy [mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego – przyp. RMZ], abym pierwszym lotem wysłał do Kraju ob. BRZOZA wraz z ob. KABEL [Chciuk – przyp. RMZ]. Ob. BRZOZA nie znany, jest ukryty przez Anglików i ma być dostarczony do samolotu w masce. Przerzut chcą do rej. Warszawy. Premier M. zakazał meldować o tym do Sztabu N.W. [Naczelnego Wodza] a w razie potrzeby depeszować wprost do premiera drogą przez Anglików (…) Odnośnie afery z przerzutem ob. Brzoza stwierdzam:
W tej sytuacji melduję:
(„Dziennik czynności” mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, SPP sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW – 1769/89, s. 271/275/293 – 272/276/294)
Naczelny Wódz zdecydował: „Kurierów politycznych Premiera wysłać do Kraju”. Później mjr dypl. Jan Jaźwiński odnotował: „Afera ta była wstępem do objęcia G.B.P. W wyniku bezpośrednim dała ona wstrzymanie się SOE od włażenia w sprawy dowódcy G.B.P.”
Zbigniew S. Siemaszko – Szara eminencja w miniaturze
w: Zeszyty Historyczne, Instytut Literacki Paryż 1973, zeszyt 23, s. 172-185
Po przybyciu Retingera do Warszawy, oddział likwidacyjny KG AK (tzw. „Wapiennik”) kryptonim 993/W, otrzymał depeszę płk Franciszka Demela z poleceniem jego likwidacji jako niebezpiecznego agenta obcego wywiadu, który miał agitować za ugodą z ZSRR (Rosją). Adresat depeszy płk. Kazimierz Iranek-Osmecki ponoć nie wykonał zadania, miał oczekiwać wyraźnego rozkazu od przełożonego. Gen. Tadeusz Bór-Komorowski był zdecydowanie przeciw. Pomimo tego podjęto co najmniej dwie próby przeprowadzenia zamachu.
Por. Izabela Horodecka ps. Teresa z oddziału 993/W uczestniczyła w ok. 20 akcjach likwidacyjnych. W kwietniu 1944 jej szef mjr Stefan Ryś ps. Fischer wraz z szefem II Oddziału (wywiad) KG AK płk Kazimierzem Irankiem-Osmeckim zaproponował jej asystowanie Retingerowi w oczekiwaniu na odlot samolotem oraz przed odlotem zasypanie białym proszkiem (wąglikiem?) rzeczy w walizce Retingera. Proszek miał spowodować po kilku tygodniach śmierć. Zapewniono ją, że to rozkaz Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego.
Podjęto także próbę otrucia. Wg. historyka Normana Davies’a – Niedoszła zabójczyni dostała się do apartamentu Retingera, zaprawiła trucizną butelkę z lekarstwem, którą tam znalazła, po czym się wycofała, żeby z daleka obserwować efekty. Retinger wrócił, zażył lekarstwo i dostał gwałtownych torsji. Ale ponieważ po chwili przyszedł do siebie, nie podejrzewał niczego poza kłopotami żołądkowymi. Historyk Władysław Bułhak przeanalizował w Wojskowym Biurze Badań Historycznych „Receptę na trucie” opracowaną przez Wydział Legalizacji i Techniki Oddziału II KG AK dla kontrwywiadu AK. W jego ocenie Retingerowi podano, pozbawioną smaku i zapachu, truciznę „sacharyna Q”. Wywołuje ostry atak polyneuritis, powoduje postępujący paraliż, po kilku dniach śmierć, jest bardzo trudna do wykrycia podczas sekcji zwłok. Kontrwywiad AK dysponował 20 fiolkami tej trucizny.
Wskutek zamachu Retinger miał problemy z poruszaniem się, jego niedowład kończyn leczono w prywatnej klinice „Omega” w Warszawie, przy Al. Ujazdowskich 51, potem w celu ukrycia go został przeniesiony do Kliniki Dermatologicznej przy ul. Koszykowej, na oddział dla chorych wenerycznie. Po dwóch tygodniach 17 lipca wyjechał z Chciukiem do Krakowa, w wynajętym za dwa tysiące złotych łapówki przedziale pociągu. Następnego dnia pojechali do Tarnowa, stamtąd z łącznikiem AK na plebanię we wsi Zdrochec. Po tygodniu oczekiwania, tydzień przed wybuchem Powstania Warszawskiego, w nocy 25/26 lipca 1944 dotarli na lądowisko „Motyl”.
Samolot Dakota KG-477 „V” (267 Dywizjon RAF) z brytyjską załogą (w jej składzie był też polski pilot F/O Kazimierz Szrajer z 1586 Eskadry PAF), lecący w operacji lotniczej „Most 3” (Wildhorn III), po drugim podejściu wylądował o godz. 00.23, po pięciu minutach był rozładowany i załadowany. Jednak przy starcie w drogę powrotną, koła samolotu ugrzęzły w podmokłej ziemi, dopiero przy czwartej próbie, po ok. 65 min. pilot poderwał „Dakotę” do lotu. Samolotem odleciał Retinger i Chciuk oraz trzech innych pasażerów, w tym Tomasz Arciszewski. Samolot zabrał zdobyte przez wywiad AK części rakiety V-2 oraz przygotowany przez naukowców konspiracyjny raport w tej sprawie. Po starcie, wskutek uszkodzenia przewodów hydraulicznych, miał problem ze schowaniem podwozia (co zwiększało zużycie paliwa podczas lotu) oraz z automatycznym pilotem. Zbiornik hydrauliczny wypełniono więc… herbatą z termosów oraz innymi płynami, co pozwoliło schować podwozie podczas przelotu nad Tatrami. Piloci lecieli bez automatycznego pilota, trzymając stery na zmianę. Samolot wylądował w Campo Casale szczęśliwie, choć bez hamulców, o godz. 05.43, po locie trwającym (wraz z postojem podczas lądowania) dziesięć godzin 15 minut.
W drodze z Brindisi do Londynu samolot otrzymał polecenie lądowania późnym wieczorem 26 lipca w Rabacie, gdzie zatrzymał się premier Mikołajczyk w drodze do Kairu. Retinger wrócił do Londynu w dniu wybuchu Powstania Warszawskiego, umieszczony został w apartamencie hotelu Dorchester, gdzie zmagał się z chorobą. Rychło odwiedzili go minister Eden i gen. Gubbins. Przekazał Brytyjczykom i Amerykanom, że Polska poprze Mikołajczyka w porozumieniu ze Stalinem, nawet jeśli utraci Wilno, choć nie za cenę utraty Lwowa, a także że nie da się utrzymać konspiracji AK pod nową okupacją sowiecką. 5 sierpnia 1944 brytyjskie Foreign Office przekazało te informacje w depeszy wysłanej do Moskwy… 10 maja 1948 król Jerzy VI nadał Retingerowi Medal for Courage in the Cause of Freedom (Medal za Odwagę w Walce o Wolność).
Po wojnie Retinger otrzymał informacje o próbach zamachu na niego od szefa Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza (pod koniec wojny) płk. Stanisława Gano. 29 maja 1958, podczas posiedzenia Rady Instytutu im. gen. Sikorskiego w Londynie, oskarżył płk Kazimierza Iranka-Osmeckiego o „wydanie na niego dwukrotnie wyroku śmierci”. Gen. Marian Kukiel polecił udzielenia wyjaśnień gen. Borowi-Komorowskiemu i płk. Irankowi-Osmeckiemu, ten ostatni pisemnie zaprzeczył oskarżeniu.
Podczas pobytu Retingera w Polsce, latem 1944 dokonano kilku politycznych morderstw „żydokomuny”, tj. osób podejrzewanych o ugodową postawę wobec ZSRR. Akcje likwidacyjne miał organizować referat 996, także kierowana przez Witolda Bieńkowskiego ps. Kalski (z Delegatury Rządu), grupa Aleksandra Kelusa, współpracująca z komórką 999 (tzw. „Korwetą”). 13 czerwca 1944 zlikwidowano mjr Jerzego Makowieckiego i jego żonę, zastrzelono Ludwika Widerszala. 25 czerwca zabito wolnomularza Jana Czarnomskiego, podjęto próbę likwidacji Kazimierza Moczarskiego. Na początku lipca 1944, po donosie do gestapo aresztowano Marcelego Handelsmana i Halinę Krahelską.
Wg. relacji płk. Tadeusza Boguszewskiego, wyrok na Retingera wydała także Grupa Szańca oraz władze Narodowych Sił Zbrojnych, do akcji likwidacyjnej jednak nie doszło. Po przeprowadzonych później śledztwach ustalono, że likwidację Makowieckiego, Widerszala i Czarnomskiego prawdopodobnie przeprowadziła grupa Andrzeja Popławskiego (Odolińskiego), „Andrzeja Sudeczki”, przekonana że likwiduje agentów gestapo. Według niektórych historyków te likwidacje organizowali członkowie NSZ.
Jan Ciechanowski – Jozef Retinger (1888-1957)
w świetle raportów brytyjskiego wywiadu z lat 1913 do 1941
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne, 1982, nr 59, s. 196-205
Wielka Brytania uważana jest za kolebkę wolnomularstwa, pierwsza loża masońska – Wielka Loża Anglii – powstała tam w 1717 roku w oberży „Pod Gęsią i Rusztem”. Przysługuje jej tytuł Wielkiej Loży Matki Świata, należą doń m.in. członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej.
Podczas pobytu Retingera we Francji działały 532 loże wolnomularskie, do jednej z nich należał rzeźbiarz Cyprian Godebski, ojciec Cypriana i Misi Godebskiej Edwards-Sert. W jej salonie bywali masoni: André Gide, Paul Valéry, Jean Cocteau, z którym dobrze znal się Retinger.
Wg. wybitnego znawcy dziejów polskiego wolnomularstwa, Leona Chajna, istnieje pod datą 8 lutego 1931 zapis o liście od Séverina Kutnera z loży „Les Rénovateurs” Grand Orient de France (Wielkiego Wschodu Francji), w sprawie „inicjacji Polaków do loży”, a na załączonej liście są nazwiska m.in. Henryka Kołodziejskiego, prof. Stanisława Kota i Józefa Retingera. List potwierdza członkostwo Retingera w paryskiej loży „Les Rénovateurs” oraz wniosek o jego przyjęcie do Wielkiej Loży Narodowej Polski. Warto zauważyć, że Kutner, podobnie jak Wielki Wschód Francji uważał że nie można wykluczyć bolszewizmu z życia międzynarodowego. Taka była też opinia Retingera. Według danych brytyjskiego wywiadu należał także do żydowskiej loży „B’nai B’rith” (hebr. – Synowie Przymierza).
W Polsce dwudziestolecia międzywojennego wielu członków politycznych elit należało do wolnomularstwa. Obóz piłsudczyków popierała Wielka Loża Narodowa Polski, zaś środowisko Sikorskiego należało do Wielkiego Wschodu Francji.
Zdaniem wybitnego oficera polskiego wywiadu Kazimierza Leskiego ps. „Bradl”, informacje pozyskane przez Retingera były istotne także dla masonerii, która już od lata 1944 sygnalizowała konieczność współpracy z Armią Czerwoną. Podczas pobytu w Polsce Retinger spotkał się z wybitnymi polskimi wolnomularzami: Janem Czarnomskim, Henrykiem Kołodziejskim, Zbigniewem Stypułkowskim.
Retinger miał wstąpić do wolnomularstwa podczas swych studiów w Paryżu, utrzymywał kontakty w Meksyku i Londynie. Działał w Anglii, Francji, Meksyku (w czasie gdy masoneria sięgnęła tam po władzę), w krajach Beneluksu oraz USA – czyli wszędzie tam, gdzie działają struktury wolnomularskie, a wszystkie jego działania były zbieżne ze strategicznymi planami światowego wolnomularstwa.
Wg. Bogdana Podgórskiego „Retinger niewątpliwie należał do masonerii, ponieważ tę zadziwiającą łatwość, jaką posiadał w dostępie do najważniejszych polityków i wybitnych osobistości, mogą wyjaśniać jedynie reguły obowiązujące w masonerii oraz przywileje dotyczące osób posiadających najwyższe stopnie wtajemniczenia w strukturach wolnomularskich lub też w organizacjach, które skupiają wolnomularzy różnych obediencji współpracujących ze sobą w ważnych politycznie i społecznie sprawach”. Warto zaznaczyć, że nie miał problemów np. z uzyskaniem bezpośredniego połączenia telefonicznego z prezydentem USA Roseveltem czy premierem Wielkiej Brytanii Churchillem.
W liście do dr Luigiego Geddy, prezesa Akcji Katolickiej i przyjaciela papieża Piusa XII, Retinger zaprzecza: „w normalnym funkcjonowaniu Państw i Rządów byłem i jestem absolutnie przeciwny wszelkiej tajnej organizacji politycznej. Dlatego sądzę, że masoneria często brała mnie na cel swych ataków i to właśnie masoni, co zauważyłem wiele razy, rozpowszechniali plotki, według których ja również byłem masonem, aby oddalić mnie od moich przyjaciół”. Ale Tadeuszowi Chciukowi powiedział – Można się domyślać. [że ktoś należy do masonerii]. Wiedzieć nie można, ponieważ żaden porządny mason nie przyzna się do tego, że nim jest.
Dr John Coleman, były agent brytyjskiej MI6, utrzymuje, że Retinger miał 33 (najwyższy) stopień wolnomularskiego wtajemniczenia…
Halina Świderska – O Retingerze w archiwum Foreign Office
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne, 1993, nr 106, s. 226-227
Jesienią 1944 organizował w Londynie cotygodniowe spotkania z ludowcami, chwalił politykę Mikołajczyka oraz namawiał, by spieszyć się z dogadaniem się z Rosją i PKWN… Wkrótce wyjechał do wyzwolonej północnej Francji i Belgii, zaangażował się w Akcję Kontynentalną rządu RP, prowadzoną we wspólpracy z SOE. Planowano włączenie Polaków do powstania we Francji, skoordynowanego z atakiem wojsk alianckich, po inwazji w Normandii.
Po wojnie, w październiku 1945 przyjechał do Polski, dzięki znajomości z brytyjskimi ministrami: Staffordem Crippsem (handlu) i Hugh Daltonem (skarbu) uzyskał brytyjską pomoc rządową dla Polski (odzież, żywność, kuchnie polowe, mosty pontonowe Baileya i in.) wartości ok. 4 mln funtów. Przyjechał do Polski ponownie w grudniu 1945 oraz w marcu 1946. Chcial wejść do rządu lub zostać ambasadorem R.P. w Londynie, zabiegał o włączenie w skład delegacji Mikołajczyka, udającej się do Moskwy na rozmowy ze Stalinem. W ściśle tajnym piśmie szefa NKWD Ławrentija Berii oraz szefa NKGB Wsiewołoda Mierkułowa do Stalina i Mołotowa z 20 kwietnia 1945 przekazano, że „Retinger jest agentem angielskiego wywiadu„. Nie zrealizował zatem swych planów w Polsce, ale uniknął aresztowania.
7 maja 1946 w Królewskim Instytucie Spraw Zagranicznych (Royal Institute of International Affairs) w Chatham House wygłosił odczyt pt. „Kontynent europejski”, wskazując kulturowe podstawy tradycji jedności Europy jako bazę w procesie jednoczenia kontynentu. Przypomniał, że współcześnie podjęto dwie próby zniesienia podziału kontynentu europejskiego: opartą na „Nowym Porządku” Hitlera i na stalinowskiej ideologii państwa komunistycznego.
30 sierpnia 1946 opublikował pełny tekst wystąpienia z „Postscript’em” zawierającym wnioski. Postulował najpierw integrację gospodarczą, za którą miała podążać integracja polityczna. Jean Monnet opracowując swe założenia przedstawione w deklaracji Schumana, wyznaczającej początek Unii Europejskiej, mógł uwzględnić koncepcje Retingera. Denis de Rougemont podkreślał – Retinger i Monnet nigdy nie pracowali razem, różnili się metodami dojścia do celu, ale ich działania związane z integracją europejską mają charakter komplementarny.
Retinger zakładał że integracja europejska będzie przebiegać etapami i obejmie swoim zasięgiem Europę Zachodnią, a w dalszej kolejności, po uwolnieniu się spod wpływów sowieckich, pozostałą część Europy. Uważał również, że Turcja także powinna zostać uwzględniona w procesie integracyjnym. Tą drogą podąża proces integracji państw europejskich. Połączył działania wielu organizacji dążących do integracji europejskiej.
Na początku 1948 ministrowie spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii i Włoch publicznie zaakceptowali koncepcję europejskiej integracji. 17 marca 1948 w Brukseli podpisano Traktat Brukselski (Pakt Brukselski) ustanawiający Unię Zachodnią (sojusz Belgii, Holandii, Luksemburga, Wielkiej Brytanii i Francji). W kwietniu 1846 utworzono Organizację Europejskiej Współpracy Gospodarczej (Organization for European Economic Cooperation), późniejszą OECD.
W dniach 7 – 10 maja 1948 odbył się w Hadze kongres, z udziałem 800 delegatów reprezentujących organizacje działające na rzecz zjednoczenia Europy, 12 byłych premierów, 40 byłych i 20 pełniących urząd ministrów, ponad 100 parlamentarzystów, wielu prawników, ekonomistów, naukowców, przedstawicieli Kościołów, związkowców reprezentujących środowiska europejskie. Kongres Haski zapoczątkował utworzenie Rady Europy i powstanie Ruchu Europejskiego.
Władysław Bułhak – Wokół misji Józefa H. Retingera do kraju, kwiecień-lipiec 1944
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne, 2009, nr 168, s. 3-80
Inicjator i sekretarz tzw. Grupy Bilderberg (od 30 stycznia 1960 pod nazwą „Spotkania Bilderbergskie”), zwanej przez niektórych „rządem światowym”. To forum poufnego dialogu wpływowych osób na świecie, zainicjowane spotkaniem 25 września 1952 w Paryżu, pod patronatem członka holenderskiej rodziny królewskiej, księcia Bernharda, z udziałem: Retingera, Rykensa, van Zeelanda, Guy Molet, Antoine Pinay z Francji, Sir Colin Gubbins, Hugh Gaitskell z Anglii, Pietro Quaroni z Włoch, Panayotis Pipinelis z Grecji, Max Brauer, Rudolf Mueller z Niemiec, Ole Björn Kraft z Danii.
W maju 1954, w luksusowym hotelu De Bilderberg (Oosterbeek nieopodal Arnhem, Holandia) miało miejsce pierwsze oficjalne spotkanie najbardziej wpływowych ok. 80 polityków, przemysłowców, finansistów, naukowców z USA i Europy.
Spotkania organizowane są co ok. 9 miesięcy, za każdym razem w innym miejscu, nigdy dwa razy pod rząd w tym samym kraju. Co cztery lata odbywają się po drugiej stronie Atlantyku, w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Tematykę obrad stanowią najbardziej aktualnie istotne problemy państw i społeczeństw. Na każde spotkanie zaprasza się nowych uczestników, którzy mogą wnieść konkretny wkład do aktualnie omawianych spraw. Oficjalnymi językami spotkań są: angielski i francuski. Wszystkie są nagrywane, sekretariat przygotowuje poufne, niepubliczne raporty. Miejsca spotkań oddawane są do wyłącznej dyspozycji uczestników, ochronę zapewnia policja państwa organizującego dane spotkanie.
Fundusze na działalność zapewniają coroczne, dobrowolne wpłaty europejskich i amerykańskich koncernów, m.in. Unilever, Benson, Chemical Industries, BAT Industries, British Petroleum oraz fundacji: Forda, Rockefellera, Carnegie Endowment for International Peace.
Początkowo sekretariat mieścił się w Londynie, po ustąpieniu Retingera z funkcji sekretarza (pod koniec 1959) przeniesiono go do Hagi. Ostatnią konferencją zorganizowaną przez Retingera było spotkanie 18-20 września 1959 w Yesilköy (Turcja). Więcej informacji – na stronie Bilderberg.
Wg. Daniela Estulin’a Retinger należał do najstarszego z istniejących obecnie zakonów rycerskich – Zakonu Maltańskiego. Wiadomo, że należeli do niego także William Donovan, szef wojennego Biura Służb Strategicznych (OSS), po wojnie przewodniczący Amerykańskiego Komitetu na Rzecz Zjednoczonej Europy (ACUE) oraz szefowie CIA: Walter Bedell Smith i Allen Dulles. Gdyby ta informacja była prawdziwa, zaprzeczałaby pogłoskom o wspólpracy Retingera z wywiadem, bo szefowie CIA nie utrzymuja osobistych kontaktów z jakimkolwiek agentem.
Józef Retinger zmarł 12 czerwca 1960 na raka płuc (palil dużo papierosów), pochowany na londyńskim cmentarzu North Sheen.
Krzysztof Tarka – Jest typem dość sympatycznym. Józef Retinger i wywiad cywilny PRL
w: Pamięć i sprawiedliwość, 2020, nr 1 (35, ISSN 1427-7476
Żródła:
Zobacz: