Czy zastanawialiście się kiedyś – który Cichociemny był najlepszy? Ja też, nawet mam odpowiedź…
Otrzymałem ciekawe zadanie od fana strony – Czy można prosić o zrobienie postu na temat tego kto z cichociemnych był jakby najlepszy? Tzn. który skacząc do okupowanej Polski zrobił najwięcej? Wiem że dobrym przykładem mógłby być Jan Piwnik ps. Ponury 🙂
Na dość proste pytanie “który Cichociemny był najlepszy?” niestety nie ma dobrej odpowiedzi, będącej sprawiedliwą oceną indywidualnych zasług każdego z 316 Cichociemnych. Każda odpowiedź będzie dyskusyjna, a niektóre być może nawet kontrowersyjne. Wraz z pytaniem otrzymałem podpowiedź, że “najlepszy Cichociemny” – to ten “który skacząc do okupowanej Polski zrobił najwięcej”. W podpowiedzi wskazano też kandydata na podium – Jana Piwnika ps. Ponury. Czy rzeczywiście “zrobił najwięcej dla Polski”?
Najpierw generalna uwaga. Każdy z Cichociemnych ma swoje indywidualne zasługi, które bardzo często nie sposób porównać z dokonaniami innych Cichociemnych. Rzecz w tym, że każdy z Nich nie tylko był specjalistą w konkretnej dziedzinie (było ich wiele), ale też każdy z Nich działał w różnych warunkach i czasie – choćby dlatego, że skakali do Polski w różnych miejscach i terminach.
Życie jest rażąco niesprawiedliwe. Niektórzy Cichociemni walczyli w okupowanej Polsce niemalże przez całą okupację, przeżyli wojnę i dożyli szczęśliwie długich lat na emigracji. Dziewięciu Cichociemnych poległo już w drodze do okupowanej Polski – sześciu w samolocie, trzech podczas skoku. Czy to oznacza, że ci którzy przeżyli byli “lepsi”, a Ci którzy zginęli “gorsi”?
Spośród 316 Cichociemnych 169 CC walczyło w dywersji oraz partyzantce, 50 CC w łączności, 37 CC w wywiadzie Armii Krajowej, 24 CC miało specjalność sztabową, 22 CC służb lotniczych, 11 CC pancerną, 3 CC fałszowanie dokumentów. Którzy z Nich byli “lepsi”, a którzy “gorsi”? Czy dywersant jest lepszy czy gorszy od oficera wywiadu, albo czy obaj są “lepsi” od łącznościowca? Czy “sztabowcy” rzeczywiście są “najgorsi” ze wszystkich pozostałych? Jak zmierzyć efekty Ich pracy i walki? Jak porównywać nieporównywalne i “mierzyć” niewymierne?
Jesteśmy niewolnikami pewnych stereotypów i często ulegamy też np. przekonaniu, że skoro któryś z Cichociemnych jest np. najbardziej znany, to zapewne jest najlepszy, albo jednym z najlepszych. Niestety, nie tylko życie, ale także historycy są rażąco niesprawiedliwi. Niekiedy nawet nie z własnej winy, ale z powodu braku źródłowych informacji. Poza tym historycy też ulegają (na szczęście nie wszyscy i nie zawsze) różnym stereotypom. Są i tacy, którzy świadomie fałszują fakty. Generalnie – wygodnie ocenia się życie i walkę innych ludzi, kilkadziesiąt lat po wojnie, siedząc na wygodnej kanapie. Takie oceny nie zawsze są sprawiedliwe, rzadko uwzględniają wszelkie możliwe aspekty ówczesnej rzeczywistości.
Jak ocenić, który Cichociemny “zrobił najwięcej dla Polski”? Przepraszam za takie pytanie – jak “ocenić” Cichociemnych, którzy świadomie oddali swoje życie za Ojczyznę, zwłaszcza Ci, którzy wytrzymali brutalne przesłuchania, represje, tortury: niemieckie, sowieckie, “władzy ludowej”? Który z nich jest “lepszy”, a który “gorszy”? Który zrobił “najwięcej dla Polski”? Przecież w wymiarze jednostkowym, indywidualnym, nie sposób zrobić więcej, niż oddać własnego życia za Ojczyznę…
Nie chcę nikogo obrazić albo oburzyć, ale nie zgadzam się z propozycją wytypowania płk cc Jana Piwnika jako “najlepszego Cichociemnego”. W pewnym sensie nie zgodziłaby się z nią także ówczesna Komenda Okręgu Radom – Kielce AK oraz “Kedyw” KG AK, bowiem właśnie w wyniku ich decyzji w styczniu 1944 został odwołany z funkcji dowódcy Zgrupowań Partyzanckich AK Ponury. To przykra uwaga, bowiem Cichociemny Jan Piwnik słusznie jest uważany za legendarnego dowódcę partyzantów. Niewątpliwie jest jednym z najlepszych Cichociemnych. Ale w mojej ocenie – nie jest “najlepszym”.
Gdybyśmy mieli wybierać nie spośród 316, ale spośród tylko dwóch Cichociemnych, to który z Nich jest “najlepszy” – Jan Piwnik czy Hieronim Dekutowski? Bolesław Kontrym czy Andrzej Czaykowski? Adam Boryczka czy Stanisław Sędziak? Piotr Szewczyk czy Tadeusz Starzyński? Witold Uklański czy Marian Gołębiewski? Jan Górski czy Maciej Kalenkiewicz?
Zastanówmy się, jak zdefiniować “najlepszość” danego Cichociemnego. Podpowiedź, że to ten, który zrobił “najwięcej dla Polski” jest całkiem mądra. Ale właśnie z tego powodu odpada zaproponowany kandydat do tytułu. Choć i tu mogą pojawić się wątpliwości – według jakich kryteriów oceniać “dorobek” każdego z Cichociemnych? Który zrobił “najwięcej”?
Czy mało znany Cichociemny Olgierd Stołyhwo, syn światowej sławy profesora antropologii, który z Odessy przez Moskwę, Iran, Afganistan, Indie pokonał ponad 17 tys. km, aby wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie? Czy może Andrzej Świątkowski, który w maju 1939 wyjechał jako inżynier na trzyletni kontrakt do Królestwa Afganistanu, po wybuchu wojny rozwiązał go, przez Persję, Iran, Syrię dotarł do Francji, wstąpił do PSZ na Zachodzie, skoczył do Kraju w operacji “Adolphus” i został drugim Cichociemnym który poległ w Polsce? Czy może dwudziestotrzyletni Cichociemny Longin Jurkiewicz, który poległ podczas śledztwa w siedzibie gestapo w Wilnie, skatowany na śmierć kijami? Albo Jan Rostworowski herbu nałęcz, syn ziemianina, szambelana papieża Piusa XI, który poległ w obozie koncentracyjnym KL Gross-Rosen, zadeptany na śmierć przez blokowego…?
To tylko przykładowe fragmenty biogramów niektórych Cichociemnych, takich ludzkich dramatów było znacznie więcej. Bardzo przepraszam, ale cynicznie, można by powiedzieć, że z perspektywy Polski te ludzkie dramaty nie znajdą się w kategorii “największych dokonań dla Kraju” – ale w wymiarze indywidualnym na pewno są świadectwem heroizmu, aby “zrobić najwięcej” dla Ojczyzny…
Czy gdyby udał się zamach na “króla Polski” (tak nazywanego przez Niemców) – czyli na generalnego gubernatora Hansa Franka, to “najlepszymi Cichociemnymi” zostaliby: Ryszard Nuszkiewicz oraz Henryk Januszkiewicz? Przecież zrobili wszystko jak najlepiej. Drobny ułamek sekundy za wcześniej nacisnął przycisk zapalarki uczestnik akcji, ppor. Zygmunt Kawecki ps. Mars, powodując detonację, która niestety nie odebrała życia hitlerowskiemu zbrodniarzowi.
Czy gdyby nie odstąpiono od zamachów na przewodniczącego KRN Bolesława Bieruta oraz na przewodniczącego PKWN Edwarda Osóbkę-Morawskiego – to “najlepszymi Cichociemnymi” zostaliby: Czesław Rossiński i Mieczysław Szczepański, których zamordowano strzałem w tył głowy 12 kwietnia 1945 po północy, na schodach podziemi Zamku w Lublinie? A może właśnie tytuł “najlepszych” należy Im się nie tylko za bohaterską śmierć, ale również za odstąpienie od tych zamachów, aby nie powodować chaosu w kraju oraz zwiększenia terroru komuny?
Cichociemny Przemysław Bystrzycki trafnie zauważył – “Trudno dziś skompletować listę skoczków szczególnie zasłużonych na polu walki. Lista godnych upamiętnienia, oprócz wielu żywych, obejmowałaby chyba prawie wszystkich poległych. Jednak bojowa działalność wielu spośród nich nie została dotąd ani opisana, ani nawet rzetelnie zbadana. Złożyło się na to kilka przyczyn: niechęć do mówienia o sobie ze strony zrzutka, czyli żołnierska skromność, bieg wydarzeń ogólnych, na ogół małe cywilne szczęście byłych cc (…) (“Znak Cichociemnych” s.17-18)
Nie powinienem tego może pisać, ale “sława” niektórych bardzo znanych Cichociemnych czasem wynika bardziej ze splotu różnych okoliczności, nawet “układów” czy “znajomości” Ich krewnych niż – obiektywnie na to patrząc – z Ich rzeczywistych zasług. Nie chcę tu podawać nazwisk, aby nie wzniecać świętego oburzenia. Życie jest jednak rażąco niesprawiedliwe. Są Cichociemni, którzy mają “swoją” ulicę, albo “swoją” tablicę pamiątkową – bo krewni są lub byli znajomymi lokalnych władz albo byli z “właściwej” opcji politycznej. Nie twierdzę, że ta ulica czy tablica Im się nie należy. Ale przykro zauważyć, że obok Nich są też “zapomniani” Cichociemni – nawet tacy, którzy zapłacili własnym życiem za swoje bohaterstwo – a ulic, tablic, pomników nie mają, nawet są mało znani…
Są pewne “trendy”, w pamięci zbiorowej, zwłaszcza lansowane przez niedojrzałych reżyserów. W grudniu 2023 prezes IPN rozpoczął lansowanie gry IPN (ten instytut bije rekordy samochwalstwa) pt. „Lotnicy – wojna w przestworzach”. Za pomocą tej gry niedojrzali IPN-owcy wmawiają młodzieży, przepraszam zacytuję niedorzeczną tezę, że “na podniebnych szlakach Europy wykuwali chwałę polskiego lotnictwa” piloci lotnictwa myśliwskiego oraz (tu kłania się lewicowa poprawność polityczna) “dzielne polskie kobiety z Pomocniczej Służby Powietrznej”.
Cała ta gra IPN-u jest jednym wielkim zakłamaniem prawdziwej historii. Czy na “chwałę polskiego lotnictwa” nie pracowali inni lotnicy niż tylko piloci? Czyżby “mniej dzielni” byli – zawsze pomijani – lotnicy lotnictwa bombowego? A mężczyźni z personelu obsługi naziemnej nie są godni pochwały? Czyżby “w wojnie w przestworzach” nie brali czynnego, znaczącego udziału lotnicy lotnictwa specjalnego, np. latający ze zrzutami do Polski?
IPN wybrał sobie dwanaście nazwisk, wokół których zbudował swoją fałszywą historycznie grę. Wśród nich nie ma nazwiska – co należy uznać za skandal – pilota Stanisława Kłosowskiego – choć spośród 17 tys. polskich lotników PSP w Wielkiej Brytanii był jedynym podoficerem oraz jednym z dziesięciu lotników odznaczonych Złotym Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Był jednym z nielicznych dwukrotnie odznaczony brytyjskim Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym (Distinguished Flying Cross). Ale dla polityków z IPN nie był bohaterem i nie zasługuje nawet na wzmiankę w opisie gry…
Nasza “pamięć historyczna” jest wypadkową rzeczywistych zasług oraz działań historyków i popularyzatorów. Jeśli te działania prowadzone są “z głową”, rzeczywiste zasługi nie są pomijane lecz utrwalane w naszej pamięci. Dlatego tak istotne jest połączenie dobrze pomyślanych narzędzi edukacyjnych z wiedzą ekspercką. IPN ma narzędzia a także – niestety – “ekspertów” od siedmiu boleści. Takich jak np. dr Krzysztof Tochman “od Cichociemnych”, który w okolicznościowej publikacji IPN – patrz “Rocznica pełna błędów” popełnia co najmniej 36 istotnych błędów, ale kolesie “po fachu” to przemilczają. “Ekspert”, który kłamliwie utożsamia Cichociemnych ze spadochroniarzami Akcji Kontynentalnej. Koledzy z IPN (by nie napisać wprost – koteria) zawsze się wspierają, nawet zadeptując prawdę historyczną. Taka jest “pamięć narodowa” w wydaniu IPN, czyli – niestety – dominująca pamięć historyczna w Polsce…
IPN jest na liście fałszerzy historii, bowiem do dzisiaj m.in. nie był w stanie pojąć, że nie było żadnego “kursu cichociemnego”, do dzisiaj nie był w stanie zauważyć Cichociemnych w obozach koncentracyjnych, łagrach i katowniach komuny – rzeczywistej skali represji niemieckich, sowieckich i “władzy ludowej” wobec Cichociemnych. IPN do dzisiaj nie dostrzegł Tadeusza Heftmana, rewelacyjnego “polish spy radia”, czy Polskich Wojskowych Warsztatów Radiotechnicznych. IPN do dzisiaj kłamie, jakoby zrzuty dla Armii Krajowej do Polski organizowało rzekomo SOE oraz jawnie, publicznie i bezkarnie bredzi, jakoby “sekcja polska [SOE] miała dużą autonomię w szkoleniu cichociemnych i przygotowywaniu zrzutów oraz dysponowała własnym systemem łączności z Krajem”.
Uświadomię pseudohistoryków z IPN – to nie “sekcja polska” miała autonomię, organizowała szkolenia, przygotowywała zrzuty oraz miała łączność z Krajem – to POLACY, a konkretnie Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Od początku zrzuty organizował mjr dypl. Jan Jaźwiński – postać w IPN wciąż raczej nieznana…
Czyż obiektywnie ważąc zasługi Cichociemnych nie odnosimy wrażenia, że niektórych jakby pominięto? Dlaczego na uwagę IPN (także naszą) nie zasłużył sobie ppłk Stefan Ignaszak, pogromca rakiet V-2? Dlaczego historycy nie zauważają ppor Stefana Jasieńskiego, zamordowanego w Auschwitz, który rozpoznawał możliwość uratowania więźniów tego obozu przez AK? Dlaczego IPN do dzisiaj nie chce nawet uznać za uczestnika Powstania Warszawskiego Cichociemnego ppor. Edwina Schellera – Czarnego, odznaczonego przez Naczelnego Wodza Orderem Wojennym Virtuti Militari – „za wyróżniające się męstwo w akcjach bojowych podczas konspiracji i walk Powstania Warszawskiego”. Czyżby w mniemaniu IPN Naczelny Wódz dał Mu fałszywy order? Pytania można stawiać, ilustrują one jak bardzo nasza pamięć historyczna jest manipulowana, przekłamywana.
Pewnie wywołam kontrowersje, ale muszę to napisać – budzi we mnie co najmniej niesmak proceder budowania sławy na fałszywych lub zmanipulowanych “fundamentach”. Oto Cichociemna Elżbieta Zawacka – zasłużona kurierka KG AK, uznawana (podobnie jak kurier Jan Nowak – Jeziorański) za Cichociemnego (Cichociemną), żołnierza Armii Krajowej w służbie specjalnej. Fakt uznawania jej za Cichociemną nie budzi moich zastrzeżeń – to decyzja Cichociemnych, którzy zechcieli przyjąć Ją do swego grona. Zauważyć jednak należy, że była to sympatia nieodwzajemniona. Na początku Elżbieta Zawacka rzetelnie wyjaśniała – „cichociemną nie byłam, wykonałam tylko skok”, nawet podkreślała, że “była kurierem, a kurier w jej mniemaniu (…) był (…) kimś lepszym niż cichociemny.”
Gdy w przestrzeni publicznej upadła nierozsądna teza o “wyższości kuriera nad Cichociemnym” Elżbieta Zawacka otwarcie przyznawała się już do bycia “Cichociemną”, nawet jedyną. Obecnie fundacja Jej imienia wyraża zachwyt, że Clare Mulley w tytule i treści przygotowywanej książki nazywa Zawacką “agentem”. Pisałem o tym w artykule pt. Elżbieta Zawacka – Cichociemna czy agent?
W mojej ocenie działania autorki – pani Mulley oraz wspierającej ją Fundacji Generał Zawackiej ubliżają pamięci 315 Cichociemnych oraz fałszują historię. Cichociemni, w tym Zawacka, nie byli niczyimi agentami – byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej.
W krajach zachodnich pojawia się często – wynikająca z głupoty – narracja, jakoby Cichociemni byli “agentami SOE” (“polish SOE”). Nota bene, twierdzenie, iż Elżbieta Zawacka służąc w Armii Krajowej była rzekomo “agentką” obcego (niepolskiego) wywiadu czy obcych służb specjalnych (brytyjskiego SOE?) ubliża pamięci o Niej. Ale fundacja jej imienia jest zachwycona tym odrażającym kłamstwem – zapewne uważając, że nieważne jak mówią, byle po nazwisku. Gdyby na topie byli niepełnosprawni, być może okazałoby się, że Elżbieta Zawacka nie miała palca u nogi… Tworzenie kłamliwych mitów nie może jednak być zadaniem kogokolwiek, kto chce upamiętnić Cichociemnych.
Naszym podstawowym obowiązkiem jest przede wszystkim rzetelność w historycznej narracji.
Odpowiadając na pytanie tytułowe – który Cichociemny jest najlepszy? Odpowiem krótko – wszyscy! Cichociemni byli elitą, byli najlepszymi żołnierzami Armii Krajowej. Porównywanie ich wzajemnych dokonań – w celu znalezienia “superbohatera” – nie ma większego sensu. Nie sposób przeprowadzić takiej sprawiedliwej oceny, nie tylko dlatego, że musielibyśmy porównywać nieporównywalne. Także i dlatego, że obiektywnie wciąż niewiele wiemy o dokonaniach i zasługach wszystkich 316 Cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej…
Ryszard M. Zając
7 stycznia 2024
Urodził się w rodzinie sosnowieckiego adwokata Józefa Eugeniusza Heftmana oraz Anieli Adeli z Bobowskich, w parafii Wniebowzięcia NMP w Sosnowcu, mieszkał wraz z rodzicami na ul. Wspólnej 36, później przy ul. Piłsudskiego 16.
Uczył się początkowo w domu, w 1915 podjął naukę w prywatnym gimnazjum Karola Araszkiewicza w Sosnowcu, od 1920 uczył się w Państwowym Gimnazjum im. S. Staszica (obecnie IV LO) w Sosnowcu.
Do “Staszica” uczęszczali też bracia Danilewiczowie: przyjaciel Heftmana Ludomir oraz jego młodszy brat Leonard Danilewicz. Wszyscy trzej byli pasjonatami krótkofalarstwa. Tadeusz i Leonard produkowali dość prymitywne, dwulampowe odbiorniki krótkofalarskie, które sprzedawali kolegom w gimnazjum.
Pasjonaci krótkofalarstwa byli – jak to wówczas mówiono – “radiofilami”. Bracia Danielewiczowie (także urodzeni w Sosnowcu) używali znaku wywoławczego TPAV, później SP3AV. W spisie krótkofalowców z 1931 Ludomir ma znak nasłuchowy PL6, Leonard PL7. W maju 1925 Tadeusz Heftman zdał w “Staszicu” egzamin dojrzałości, razem z Ludomirem Danilewiczem.
Po maturze w 1925, podobnie jak Ludomir Danielewicz, od 29 września 1925 podjął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej. Od 1929 studiował w Institut National Polytechnique de Grenoble (Francja), uzyskując dyplom inżyniera elektronika. Nadawał stamtąd pod znakiem F8TPAX.
Od założenia w 1924 członek Komitetu Szkolenia Młodzieży w Radjotechnice w Sosnowcu (jego współzałożycielem był Jego ojciec), jednej z najstarszych organizacji radioamatorskich w Polsce. Konstruował wtedy swoje pierwsze odbiorniki i nadajniki radiowe.
Siedzibą Komitetu była kancelaria Rady Wychowania Fizycznego i Wojskowego powiatu będzińskiego, znajdująca się w koszarach im. Romualda Traugutta, przy ul. Nowej (obecnie Hanki Ordonówny) w Sosnowcu. W II Powstaniu Śląskim koszary były siedzibą 73 Pułku Piechoty; w 1939 miejscem zbiórki m.in. Batalionu Obrony Narodowej “Sosnowiec”.
Jako pierwszy Polak radioamator (znak wywoławczy TPAX), przy pomocy radiostacji własnej konstrukcji nawiązał z Sosnowca (udokumentowaną) łączność z zagranicą: 6 grudnia 1925 z Holandią (z Ten Kate, znak wywoławczy N-0PM). Stał się tym samym pionierem krótkofalarstwa polskiego.
Radiostacja Heftmana (patrz obok) dzięki której uzyskał te połączenia to 1-lampowy nadajnik telegraficzny o mocy 3 W z lamp RT pracujący w układzie Hartleya na fali ok. 110 m (zasilany przez transformator z sieci prądu zmiennego nie prostowanego) i 2-lampowy odbiornik reakcyjny. Odbiornik Heftmana pracował w popularnym wówczas układzie Reinartza.
Radiostacje (nadajniki) konstrukcji: braci Danielewiczów, a także Heftmana zdobyły złote medale na Pierwszej Ogólnokrajowej Wystawie Radiowej w Warszawie, zorganizowanej w dniach od 15 do 24 maja 1926.
Zaraz potem ich radiostacje zostały przez władze państwowe… skonfiskowane, jako nielegalne. A były “nielegalne”, bo konstruktorzy nadajników nie mieli państwowych licencji. Tyle tylko, że w tym czasie nikomu jeszcze nie wydano takiej licencji…
W kwietniu 1926 Tadeusz Heftman nawiązał jako pierwszy łączność międzykontynentalną z USA (z krótkofalowcem znak wywoławczy U-1AAO) oraz Y-2PM w Rawalpindi (obecnie Pakistan). Wszystkie połączenia zostały udokumentowane kartami QSL, opublikowanymi w jubileuszowym, grudniowym numerze “Krótkofalowca Polskiego”
Już podczas studiów, z uzdolnionym Ludomirem Danilewiczem nawiązał współpracę Oddział II Sztabu Głównego WP (wywiad, radiowywiad, kontrwywiad, radiokontrwywiad, dywersja, kryptologia), włączając go do prac nad konstrukcją urządzeń specjalnych dla wojska, w tym maszyn szyfrujących.
Jeden z tej trójki pasjonatów Leonard Danilewicz – jak wynika z relacji (patrz poniżej) ppłk. dypl. inż. Tadeusza Lisickiego, wybitnego konstruktora [m.in. polskiego wykrywacza min] – ujawnił, co wpłynęło na ich decyzję:
“Przyjazd do Sosnowca por. J.Groszkowskiego [prof. dr inż. Janusz Groszkowski m.in. pomógł rozpracować tajną broń Hitlera] z odczytem o radiu ostatecznie zadecydował o naszej przyszłości. Nasza grupka została zaproszona przez por. Groszkowskiego do Warszawy gdzie zwiedziliśmy radiostację w Cytadeli, Centralne Biuro Operacyjne i radiostację pod Wawrzyszewem. Także skromne laboratorium radiowe Politechniki Warszawskiej. (…) od tego czasu zachował dla nas życzliwość i zrozumienie dla naszych poczynań i zawsze był gotów służyć radą i pomocą”
Warto zauważyć, że kpt Tadeusz Lisicki był przed wojną dowódcą kompanii radiowywiadu; jego zadaniem było również rozszyfrowywanie niemieckich szyfrów: kluczy ręcznych i maszynowych. Wiosną 1940 w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) opracowano “Sonderfahndungliste GB” (specjalny list gończy), znany jako “Czarna lista Hitlera” (zobacz także tutaj). Zawiera nazwiska i dane osobowe 2820 osób, które po inwazji na Wielką Brytanię miały zostać wytropione i aresztowana przez jednostki specjalne SS. Pod numerem L101 widnieje tam nazwisko oraz dane Tadeusza Lisickiego. Wspomniana wcześniej przez Danilewicza “radiostacja pod Wawrzyszewem” to Transatlantycka Radiotelegraficzna Centrala Nadawcza (Babice) Boernerowo.
Ryszard M. Zając – Zapomniany konstruktor “pipsztoków”
w: Biuletyn Informacyjny AK nr 05 (409), maj 2024, s. 34-37
Dzięki wsparciu “dwójki” (Oddziału II SG WP), w 1928 utworzono spółkę, z kapitałem zakładowym 7 tys. zł, pod nazwą Wytwórnia Radiotechniczna AVA. Jej założycielami byli bracia Danielewiczowie, oficer Sztabu Głównego WP inż. Antoni Palluth oraz b. starszy majster wojsk łączności Edward Fokczyński. Nazwę firmy utworzyły połączone znaki wywoławcze braci Danilewiczów (TPAV) oraz inż. Pallutha (TPVA).
Dyrektorem wytwórni został Antoni Palluth (podczas wojny polsko-bolszewickiej obsługiwał radiostację w pociągu Naczelnego Wodza i prowadził podsłuch radiostacji bolszewickich), jego zastępcą Ludomir Danilewicz. Kierownikiem technicznym został Tadeusz Heftman. Niejawnym udziałowcem spółki był Sztab Główny WP.
Początkowo siedzibą firmy był mały warsztat radiotechniczny Edwarda Fokczyńskiego, zlokalizowany w Warszawie, przy ul. Nowy Świat 43, później przeniosła się do większego lokalu, pod numer 34. Po pięciu latach działania, w 1936 AVA wybudowała własny obiekt (o powierzchni ok. 800 m.kw.) na siedzibę firmy, na ul. Stępińskiej 25.
Bracia Danielewiczowie oraz Palluth wnieśli jako wkład do nowej spółki siedem tysięcy złotych jako kapitał założycielski. Fokczyński wniósł do spółki aport rzeczowy – swój warsztat. Bracia zajmowali się sprawami technicznymi i konstrukcjami, Palluth sprawami handlowymi (głównie zlecenia dla wojska i wywiadu), Fokczyński odpowiadał za organizację produkcji.
Wytwórnia radiotechniczna AVA prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu “Enigmy”.
ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki
Krzysztof Dąbrowski – W kręgu zakładów AVA
w: Polska myśl techniczna w II wojnie światowej
w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne.
Centralna Biblioteka Wojskowa, ISBN 978-83-63050-28-3, Warszawa 2015, s.117-126
Od chwili powstania firma produkowała stacje krótkofalarskie oraz części radiotechniczne dla potrzeb cywilnych i wojskowych. Już na początku ok. 60 proc. produkcji przeznaczonych było dla wojska.
AVA produkowała m.in. radiostacje lotnicze i morskie, a także sprzęt łączności oraz radiopodsłuchu dla Biura Szyfrów (m.in. ośrodka w Lesie Kabackim). Produkowała również sprzęt łączności m.in. dla Policji oraz Straży Granicznej.
Głównym inżynierem, konstruktorem Wytwórni AVA został inż. Tadeusz Heftman. Zaprojektował m.in. radiostacje typu AP-1 dla polskiego wywiadu (tzw. pipsztoki) oraz cztery radiostacje krótkofalowe dużej mocy (dalekiego zasięgu) dla Sztabu Głównego WP w Pyrach pod Warszawą (obecnie w dzielnicy Ursynów). Oprócz niego AVA zatrudniała w zespole konstrukcyjnym jeszcze 8 inżynierów.
Tadeusz Lisicki – AVA (maszynopis / rękopis)
w zbiorach Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu, sygn. K 1074
W Wytwórni AVA złamano konstrukcję pierwszych wersji niemieckiej maszyny szyfrującej “Enigma” oraz wyprodukowano jej 15 ulepszonych “sobowtórów” (wojskowej wersji), dla Biura Szyfrów. W roku akademickim 1928/29 mjr Franciszek Pokorny zaproponował wybitnemu matematykowi, prof. Zdzisławowi Krygowskiemu z Uniwersytetu Poznańskiego, zorganizowanie tajnego kursu kryptograficznego. Prof. Krygowski wytypował do udziału w nim ok. 20 swych najlepszych studentów. Wykładowcami byli mjr. Franciszek Pokorny, jego zastępca kpt. Maksymilian Ciężki oraz inż Antoni Palluth. Z grupy kursantów wybrano 8 najlepszych, których zatrudniono w poznańskiej ekspozyturze Biura Szyfrów. Po jej likwidacji, trójka najlepszych studentów: Marian Rejewski, Henryk Zygalski, Jerzy Różycki została zatrudniona w Biurze Szyfrów Oddziału II w Warszawie. Według relacji Henryka Zygalskiego, na zorganizowanym w 1931 w Poznaniu kursie dla kandydatów na szyfrantów wśród wykładowców byli m.in. Maksymilian Ciężki oraz Antoni Palluth, a wśród słuchaczy m.in. Marian Rejewski oraz Jerzy Różycki.
W ciągu kilku miesięcy zespół mgr Rejewskiego odtworzył połączenia wewnętrzne Enigmy i opracował jej “model matematyczny”. Na jego podstawie został skonstruowany “sobowtór” Enigmy, zresztą znacznie lepszy i wydajniejszy niż niemiecki oryginał. Praca ta została wykonana w Warszawskiej Wytwórni Radiotechnicznej AVA. Razem zbudowano 15 takich zrekonstruowanych maszyn “Enigma”…
Ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego “ENIGMA”
Pierwszy egzemplarz “Enigmy” (w wersji handlowej) polski wywiad skopiował prawdopodobnie w styczniu 1929, w niecałe dwie doby, po tajnym przechwyceniu niemieckiej przesyłki na lotnisku Okęcie. Ludomir Danilewicz maszynę rozebrał na części, zrobił ich fotografie oraz pomiary, po zmontowaniu maszynę dostarczono do niemieckiego adresata…
Według relacji Mariana Rejewskiego – “W końcu 1927, lub może na początku roku 1928, nadeszła z Rzeszy Niemieckiej do Urzędu Celnego w Warszawie przesyłka mająca, według deklaracji, zawierać sprzęt radiowy. Przedstawiciel niemieckiej firmy domagał się bardzo usilnie zwrotu tej przesyłki do rzeszy jeszcze przed odprawą celną, jako wysłanej omyłkowo z innym sprzętem. Jego nalegania były tak natarczywe, że wzbudziły czujność urzędników celnych, którzy zawiadomili Biuro Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego, instytucję zainteresowaną wszelkimi nowościami w dziadzinie radiosprzętu. A ponieważ była to przypadkowo sobota po południu, więc wydelegowani przez Biuro Pracownicy mieli czas spokojnie sprawę zbadać. Skrzynię otworzono i przekonano się, że istotnie sprzętu radiowego nie zawierała, była w niej natomiast maszyna do szyfrowania. Maszynę bardzo dokładnie zbadano, po czym skrzynię znów starannie zamknięto”. (Marian Rejewski – Jak matematycy polscy rozszyfrowali Enigmę, Wiadomości Matematyczne XXIII (1980), s. 1-28)
Według projektu Mariana Rejewskiego skonstruowano i wyprodukowano także maszyny szyfrujące LACIDA. Jej nazwa była skrótem dwóch pierwszych liter nazwisk: ppłk. Gwido LAngera, szefa operacji (szefa Biura Szyfrów), por. Maksymiliana CIężkiego oraz por. Leonarda DAnielewicza.
Zespół sześciu “sobowtórów Enigmy” (w wersji wojskowej) tworzył tzw. bombę kryptologiczną do łamania szyfrów, zawierającą zestaw wirników szyfrujących sześciu “Enigm”. “Bomba” umożliwiała rozpoznanie klucza szyfrującego średnio w czasie ok dwóch godzin. Jej nazwa wzięła się od… kawiarnianego deseru pod nazwą “bomba lodowa”. Rejewski, Różycki, Zygalski oraz Lisicki właśnie jedli “bombę lodową”, gdy Tadeusz Lisicki omawiał z kryptologami swój pomysł na taką maszynę deszyfrującą… (David Link: Resurrecting Bomba Kryptologiczna: Archaeology of Algorithmic Artefacts, I, Cryptologia, 33:2, 168, 2009; Władysław Kozaczuk: Enigma: How the German Machine Cipher Was Broken and How It Was Read by the Allies in World War Two. Praeger, S. 63, 1984, ISBN 0-313-27007-4)
Kod “Enigmy” złamali trzej polscy matematycy – Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, ale korzystanie z tego odkrycia było możliwe dzięki wyprodukowaniu udoskonalonych kopii “Enigmy” przez Wytwórnię AVA. Ponadto AVA wyprodukowała urządzenia pomocnicze do złamania szyfru “Enigmy”, m.in. tzw. cyklometr oraz bombę kryptologiczną.
Ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego “ENIGMA”
źródło: Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53
więcej informacji – ENIGMA
Wytwórnia Radiotechniczna AVA wyprodukowała m.in. radionadajniki III B.13 dla niszczycieli “Wicher”, “Grom”, “Burza”, Błyskawica” oraz okrętów podwodnych ORP “Orzeł” i “Sęp”, ok. 200 samolotowych stacji radiotelefonicznych typu N2L/O, goniometry stałe, ruchome, samochodowe i samolotowe do radionawigacji oraz radionamierzania, a także części i podzespoły elektroniczne, w tym rezonatory kwarcowe m.in. dla Polskiego Radia.
W 1930 Wytwórnia AVA otrzymała zamówienie na cztery radiostacje krótkofalowe dużej mocy i dalekiego zasięgu dla Sztabu Głównego WP (w Pyrach) o wartości ok. 360 tys. zł. Ich produkcję rozpoczęto w wynajętym lokalu w Warszawie, przy ul. Nowy Świat 34.
Prawdopodobnie AVA także skonstruowała i wyprodukowała sprzęt do radionasłuchu dla siedmiu stacji Biura Szyfrów: w Warszawie, Lidzie, Równem, Kołomyji, Starogardzie, Poznaniu oraz Krzesławicach k. Krakowa.
Po wybudowaniu własnej siedziby firmy AVA – w Warszawie przy ul Stępińskiej 25, część maszyn i sprzętu laboratoryjnego przeniesiono do tajnego ośrodka łącznościowo – kryptologicznego (BS-4) w Lesie Kabackim (niedaleko Pyr) o kryptonimie “Wicher”. Obecnie jest to obiekt Centrum Operacji Powietrznych – Dowództwa Komponentu Powietrznego.
Radiostację umiejscowioną w podziemnym schronie zaprojektował inż. Tadeusz Heftman, za stronę techniczną i konstrukcyjną ośrodka odpowiadał Ludomir Danilewicz.
Wytwórnia Radiotechniczna AVA sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie przy ul. Stępińskiej 25, oficjalnie oferowała: “krótkofalowe radiostacje nadawczo – odbiorcze, naziemne i samolotowe, odbiorniki i urządzenia radiowe do celów technicznych, sprzęt nadawczy”. Takiej treści ofertę opublikowała w reklamie (patrz obok) w przewodniku po Ogólnopolskiej Wystawie Radiowej w Bydgoszczy, którą zorganizowano od 30 października do 14 listopada 1937.
W 1937 roku AVA złożyła wniosek patentowy, uzyskując w 1939 patent nr 28 638 na konstrukcję laryngofonu elektromagnetycznego.
W wytwórni pracowano także, na zlecenie Sztabu Głównego, nad wykrywaczem min. Projekty firmy AWA zostały wykorzystane przez por. inź Józefa Kosackiego (vel Józef Kos, Józef Kosecki) w skonstruowanym przez niego w 1941 rewelacyjnym wykrywaczu min “Mine Detector Polish Mark I”. Wynalazek nie został opatentowany, inż Kosacki podarował go armii brytyjskiej.
AVA skonstruowała także, dla Państwowego Instytutu Meteorologicznego, w oparciu o projekt prof. Jana Lugeona, odbiornik rejestrujący zakłócenia atmosferyczne o nazwie “Armoradiograf”. Pracowały one w obserwatoriach w Polsce (Jabłonna, Gdynia, Rabka, Hala Gąsienicowa) oraz w Szwajcarii, na wyspach Azorskich a także w Norwegii: w Tromso i na Wyspie Niedźwiedziej.
Kapitał zakładowy spółki podniesiono do 40 tys. zł; spółka zatrudniała wówczas ok. 20 pracowników umysłowych oraz ok. 80 pracowników fizycznych. Obrót spółki za 1936 – ok. 600 tys. zł. W 1938 roku spółka zatrudniała ogółem 250 osób, przed wybuchem wojny już ok. 300. Ówczesna wartość majątku spółki wynosiła ok. 400 tys. zł.
Po wojnie w b. siedzibie wytwórni AVA rozpoczął działalność w 1958 Zakład Podzespołów Radiowych OMIG (przedsiębiorstwo państwowe, produkujące filtry, rezonatory i generatory kwarcowe, podzespoły elektroniczne i przez krótki czas odbiorniki tranzystorowe.
Od 1989 profil produkcji kontynuuje OMIG spółka akcyjna, która jest jednym z większych producentów wyrobów kwarcowych w Europie, mających wszechstronne, profesjonalne zastosowanie, m.in. w radiokomunikacji, telekomunikacji,w produkcji generatorów, elektronicznych urządzeń pomiarowych, komputerów, motoryzacji i in.
Na urządzeniach mobilnych aby zobaczyć całość należy przewinąć w poziomie
Oznaczenie | Nazwa | Wyprodukowano | Okres |
---|---|---|---|
radiostacje krótkofalowe dużej mocy dalekiego zasięgu dla SG WP | 4 szt. | 1930 | |
N2/M | radiostacja dla myśliwców | 230 szt. | 1934-1939 |
N1L/L | radiostacja dla lotnictwa towarzyszącego | 2 szt. | 1934-1939 |
N1L/G | radiostacja lotniskowa samochodowa | 1 szt. | 1934-1939 |
PG | goniometry lotnicze samolotowe | 7 szt. | 1934-1939 |
ROK/S | goniometry stałe | 14 szt. | 1934-1939 |
ROK | goniometry ruchome | 15 szt. | 1934-1939 |
CW1-4 | odbiorniki podsłuchowe | 50 szt. | 1934-1939 |
300 W/PO | sprzęt dla Marynarki Wojennej | 5 szt. | 1934-1939 |
AW1-4 | radiostacja kutrowa | 20 szt. | 1934-1939 |
MP | radiostacje dla ORP "Grom", "Gryf" oraz "Błyskawicy" | 3 szt. | 1934-1939 |
MG | goniometry dla Marynarki Wojennej | 6 szt. | 1934-1939 |
odbiorniki uniwersalne | 3 szt. | 1934-1939 | |
rezonatory kwarcowe oraz wyposażenie dla Polskiego Radia | 1934-1939 | ||
A1 (AP-1) | radiostacje "agencyjne" dla wywiadu tzw. pipsztoki | przed 1939 | |
kopie niemieckiej maszyny szyfrującej "ENIGMA" | 15 szt. | przed 1939 | |
LACIDA | polska maszyna szyfrująca | 80 szt. | przed 1939 |
W2/4B | radiostacja dla bombowców | prototyp | 1939 |
Katarzyna Dzierzbicka – Zanim było Bletchley Park
w: Pamięć.pl – 2015, nr 7-8, s. 96-100
W związku z wybuchem II wojny światowej, Wytwórnia AVA została ewakuowana. W sierpniu 1939 wywieziono do Wiązownej części produkowanych radiostacji lotniczych. Władze wytwórni przedostały się do Francji, po kampanii wrześniowej 1939 dołączył do nich inż. Tadeusz Heftman wraz z grupą polskich radiotechników. Zabrał ze sobą prototyp “pipsztoka” – konspiracyjnej radiostacji małej mocy, pierwotnie oznaczonej KP 10W.
Polskie Wojskowe Warsztaty Radiowe (właściwie: Polskie Wojskowe Warsztaty Radiotechniczne) od września 1940 funkcjonowały jako “zaplecze” Ośrodka Radio Sztabu Naczelnego Wodza. Ośrodek zlokalizowany był w Stanmore pod Londynem, gdzie działała także polska radiostacja “Marta” oraz polska sekcja radiowywiadu. Jego siedzibą były baraki przy Gordon Avenue: Instead House oraz Herendile House.
PWWR kierował inż. Tadeusz Heftman, jego “prawą ręką” był radioamator krótkofalowiec sierż. Stefan Włodarczyk. Pracownikami PWWR było ok. kilkudziesięciu polskich żołnierzy. Produkowano tam stacje nadawczo-odbiorcze, oznaczone A (AP) i B (BP). Miały zwartą konstrukcję, niewielkie rozmiary (280 x 210 x 100 mm) i wagę (6 kg), były solidnie wykonane oraz trudne do wykrycia podczas pracy. Zyskały opinię najlepszych tego typu urządzeń!
W połowie 1942 brytyjski rząd uznał PWWR za placówkę wojskową, podporządkowano ją wspólnemu polsko – brytyjskiemu kierownictwu; łącznikiem z Brytyjczykami był J.A.D. Timms, który odpowiadał za kwestie bezpieczeństwa. Dzięki temu PWWR otrzymywała od Brytyjczyków przydziały niezbędnych podzespołów.
Od lutego 1943, po reorganizacji, w związku z likwidacją Ośrodka Radio Sztabu Naczelnego Wodza, PWWR rozpoczęły działalność jako autonomiczny ośrodek produkcyjny. 29 kwietnia 1943 w hotelu “Rubens” miała miejsce polsko-brytyjska konferencja, na której przedstawiciele SOE zaakceptowali propozycję współpracy.
W myśl ustaleń polsko-brytyjskich, PWWR kierował dyrektor i 12 osobowa Rada Nadzorcza, w skład której wchodziło sześciu przedstawicieli Sztabu Naczelnego Wodza, jeden przedstawiciel Instytutu Badań nad Telekomunikacją (Telecommunications Research Estabilishment) oraz po dwóch przedstawicieli SIS oraz brytyjskiej organizacji rządowej Special Operations Executive (SOE). Po podpisaniu umowy rozpoczęło budowę warsztatów o powierzchni 10 000 stóp kwadratowych (929,03 m. kw.). Przez kilka lat szukałem ich lokalizacji i dopiero niedawno znalazłem – PWWR zlokalizowano na terenie Wykeham House przy Gordon Avenue w Stanmore. Budowa została częściowo sfinansowana przez SOE. (Gregory Derwin – Built to Resist. An Assessment of the Special Operations Executive’s Infrastructure in the United Kingdom durning the Second World War, 1940-1946, vol. I, II University of East Anglia, 2015 (praca doktorska), s. 106-108)
PWWR po rozbudowie dysponowało własnym laboratorium, biurem, dwoma warsztatami: mechanicznym oraz elektrycznym, a także zapleczem inspekcyjnym. Warsztat mechaniczny wyposażony był w kilka obrabiarek; warsztat elektryczny dysponował wyposażeniem umożliwiającym montaż oraz sprawdzenie gotowych radiostacji. Dział kontroli używał do swych zadań precyzyjnych przyrządów. W dziale badawczym pracowali odpowiedni fachowcy, wszyscy z wyższym wykształceniem. (Gregory Derwin – Built to Resist. An Assessment of the Special Operations Executive’s Infrastructure in the United Kingdom durning the Second World War, 1940-1946, vol. I, II University of East Anglia, 2015 (praca doktorska), s. 106-108)
W PWWR pracowało wtedy 7 inżynierów, 5 techników i ok. 50 robotników. Działalność miała charakter ściśle tajny, produkowano bowiem radiosprzęt komunikacyjny do celów specjalnych (“Notatka w sprawie działalności Polskich Wojskowych Warsztatów Radiotechnicznych w 1943, Instytut Polski i Muzeum gen. Sikorskiego, IPMS A.XII.69/5 s. 96)
Niezwykle udaną konstrukcją była radiostacja AP, zwana “polish spy radio”. W małej, aluminiowej skrzynce z odchylaną pokrywą, znajdowały się wszystkie podzespoły i akcesoria oraz instrukcja obsługi. Klucz telegraficzny montowano zwykle na płycie czołowej, jego naciśnięcie przerywało nasłuch, rozpoczynało nadawanie. Zamiast wskaźników wychyłowych były wskaźniki świetlne: żarówki i neonówki.
Radiostacja była zasilana z sieci prądu zmiennego o napięciu 120/220V, z baterii akumulatorów i przetwornicy wibratorowej, z ręcznego generatora. W zasilaczu użyto lampy 5Z4. Radiostacje Heftmana stale doskonalono, za najlepszy uznaje się model AP-5 o maksymalnym zasięgu do 1,5 tys. km! W wersji dla Polaków radiostacja pracowała w zakresie 12-14 MHz, w wersji dla Brytyjczyków (mniejszy zasięg) wystarczał zakres do 8 MHz.
Odbiornik to superheterodyna na 3 lampach 6K8, 6SJ7, 6SC7, z częstotliwością pośrednią 1,5 MHz. Czułość na CW – 2-3 mikrovolty, szerokość pasma dla -6 dB wynosiła 2 kHz, transmisji słuchano na słuchawkach. Nadajnik wyposażono w jedną lampę 6L6 co dawało moc ok. 8-20 W. Jako antenę stosowano anteny typu long wire o długości 13 m z przeciwwagą oraz dipole o długości 2×5 m lub 2×7 m.
W 1940 wyprodukowano 5 szt. “pipsztoków”, w 1941 – 50 szt. Problemem był brak niezbędnych części, które kupowano na “czarnym rynku” oraz sprowadzano pocztą z USA. Do końca 1942 wyprodukowano ok. 200 radiostacji, wg. relacji Zbigniewa S. Siemaszko – 183 typu A-1 oraz A-2. Jeden z pierwszych egzemplarzy zabrał ze sobą gen. Władysław Anders w kwietniu 1942, w podróży z Londynu do Uzbekistanu. Posłużyła m.in. do łączności pomiędzy podlondyńskim Stanmore a Taszkientem.
W 1943 PWWR zreorganizowano. Szefem technicznym pozostał inż. Tadeusz Heftman, nadal wojskowym dowódcą był por. Józef Kruczek, jednak powołano naczelnego dyrektora – kpt. inż Antoniego Jakubielskiego oraz utworzono zarząd PWWR, któremu szefował płk. inż Witkowski.
Tego roku wyprodukowano 543 radiostacje (wg. relacji Zbigniewa S. Siemaszko – 538 radiostacji typu: A-1, A-2, A-3 oraz A-4); w 1944 aż 1000 radiostacji różnych typów. Co najmniej 600 przekazano brytyjskiemu wywiadowi wojskowemu MI6 oraz SOE, trafiły także do francuskiego Resistance oraz francuskich służb specjalnych DSR/SM. W imieniu SOE radiostacje odbierał brytyjski oficer łącznikowy MI6 Wilfred Dunderdale. Ok. 400 radiostacji zrzucono na potrzeby Armii Krajowej, dzięki współpracy z SOE Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza.
W 1944 Polskie Wojskowe Warsztaty Radiowe rozpoczęły także produkcję małych odbiorników OP3 (początkowo oznaczonych 30/1), dla brytyjskich agentów SOE i polskich Cichociemnych. Pracowały one w zakresach 200-500 kHz, 2-5 MHz i 5-12 MHz, na baterii anodowej 60 V oraz żarzeniowej 1,4 V, były niezwykle małe (175 x 125 x 40 mm).
Ogółem PWWR wyprodukowały co najmniej ok. 1 – 1,4 tys. radiostacji zwanych “pipsztokami”: AP-1, AP-2, AP-4, AP-5 oraz typu B1 (BP3). Większość z nich miała brytyjskie oznaczenia MR-2, MR-3 (brytyjskiej firmy Monitor Radio, Stechford, Birningham), była rozdzielana przez SOE. Pod koniec wojny inż Tadeusz Heftman skonstruował miniaturową radiostację AP-7 o wymiarach zaledwie 90 x 60 x 10 mm!. Składała się z odbiornika (3 lampowej superheterodyny) oraz nadajnika o mocy 3 W.
Według Zbigniewa S. Siemaszko, “pipsztoki” używane były m.in. podczas akcji dywersyjnych na tyłach sił japońskich na Bliskim Wschodzie, przez wojska amerykańskie podczas zdobywania wysp na Pacyfiku, a także w polskiej konspiracji we Francji.
Od 1942 PWWR wyprodukowała 5 modeli radiostacji serii B (od 1943 oznaczane BP, ostatni model BP-5), umożliwiające łączność telegraficzną oraz telefoniczną. Egzemplarze radiostacji tej konstrukcji używane były przez brytyjskie służby specjalne w operacjach na Dalekim Wschodzie i w Europie, a także przez Amerykanów w operacjach na wyspach Pacyfiku. Radiostacja BP-5 pracowała emisjami CW oraz AM w zakresie od 2 do 8 MHz, miała moc użyteczną 50-70 W, przy pracy w modulacji AM – ok. 15 W. Konstrukcja umieszczona była w metalowej skrzynce o wymiarach 280 x 210 x 95 mm, ważyła 6 kg.
Nadajnik zbudowano z generatora kwarcowego pracującego w układzie siatka-katoda na lampie 6V6 oraz wzmacniacza mocy w układzie przeciwsobnym na podwójnej tetrodzie 829. Modulacja amplitudy stopnia końcowego odbywała się w siatce sterującej. Posiadał wbudowany lub zewnętrzny klucz włączony w obwód katody generatora kwarcowego.
Odbiornik to 4-lampowa superheterodyna o częstotliwości pośredniej 1,5 MHz. Układ składał się z mieszacza i heterodyny na lampie stalowej 6K8, wzmacniacza p.cz. na lampie stalowej 6SK7, detektora i wzmacniacza m.cz. na lampie stalowej 6SQ7 oraz stopnia końcowego m.cz. i generatora dudnieniowego na lampie stalowej 6SC7. Radiostacja zasilana była z sieci (zasilacz na lampie prostowniczej 5Z3), opcjonalnie mógł być zasilany z akumulatora 12 V/120 Ah oraz jednej lub dwóch przetwornic maszynowych.
Do łączności na fali przyziemnej używano niesymetrycznej anteny z promiennikiem długości 15 m oraz 14 m przeciwwagi. Radiostacja zapewniała niezawodną łączność na odległość 70 km dla telegrafii oraz 25 km na AM. Do łączności na falach odbitych, na odległość powyżej 70 km stosowano antenę dipolową długości 2 x 10 m, zasilaną linią symetryczną 5 m.
Radiostacje znakomitej konstrukcji inż. Tadeusza Heftmana umożliwiły łączność Armii Krajowej w okupowanej Polsce, także podczas Powstania Warszawskiego. Spośród 57 radiostacji ogółem pracujących podczas wojny (9 w Powstaniu) w sieci łączności Armii Krajowej w Polsce, aż 50 radiostacji obsługiwali Cichociemni – łącznościowcy…
Podczas wojny współzałożyciele Wytwórni Radiotechnicznej AVA, Antoni Paluth oraz Edward Fokczyński zostali zamordowani w obozie koncentracyjnym KL Oranienburg. Po wojnie Ludomir Danilewicz, jego brat Leonard Danilewicz oraz Tadeusz Heftman pozostali na emigracji, zamieszkali w Londynie (Wielka Brytania). Ludomir Danilewicz zmarł w Londynie na atak serca, 25 lutego 1971, Leonard Danilewicz w 1976.
Po wojnie PWWR rozwiązano, zaraz potem w siedzibie PWWR Tadeusz Heftman wraz z brytyjskim oficerem bezpieczeństwa J. Timsem założył firmę British Communication Corporation Ltd. Pracowało w niej wielu Polaków, w tym m.in. gen. Michał Karaszewicz – Tokarzewski oraz gen. Wacław Przeździecki.
BCC produkowała głównie sprzęt radiowy przeznaczony dla wojska, w tym. m.in. uznaną radiostację czołgową WS C13. Znacznie później, została spółką zależną Racal Electronics PLC, następnie przeistoczyła się w Vodafone, brytyjskiego potentata telefonii komórkowej, obecnie drugą na świecie (po China Mobile) firmę telekomunikacyjną…
Tadeusz Heftman zmarł w Londynie w 1995.
INSTRUKCJA RADIOSTACJI AP-5
skan w zbiorach autora portalu, oryginał w zbiorach Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu
digitalizacja: własna, skan w archiwum portalu
Na urządzeniach mobilnych aby zobaczyć całość należy przewinąć w poziomie
Typ | Urządzenie | Lampy | Zakres częstotliwości (MHz) | Moc wyjściowa (W) |
---|---|---|---|---|
A1 (AP-1) | TX - RX | 6L6, 6K8, 6SC7, 5Z4 | 3,5 - 9,5 | 8 - 20 |
A2 (AP-2) | TX - RX | 6L6, 6K8, 6SJ7, 6SC7, 5Z4 | 4,0 - 16 | 8 - 20 |
A3 (AP-3) | TX - RX | 6L6, 6K8, 6SC7, 5Z4 | 2,0 - 8,0 | 8 - 20 |
AP-4 | TX - RX | 6L6, 6K8, 6SJ7, 6SC7, 5Z4 | 2,0 - 8,0 | 8 - 20 |
AP-5 | TX - RX | 6L6, 6K8, 6SJ7, 6SC7, 5Z4 | 2,0 - 16 | 8 - 20 |
AP-7 | TX - RX | 117L7, 4x 9001, 9002 | 4,5 - 8,0 | 3 |
BP-3 | TX - RX | 6V6, 829, 6K8, 6SK7, 6SQ7, 6SC7 | 2,0 - 8,0 | 50 - 70 |
BP-4 | TX - RX | 6V6, 829, 6K8, 6SK7, 6SQ7, 6SC7 | 4,0 - 16 | 50 - 70 |
BP-5 | TX - RX | 6V6, 829, 6K8, 6SK7, 6SQ7, 6SC7 | 2,0 - 8,0 | 50 - 70 |
NP-3 | TX | 2x 1J6G | 3,5 - 9,0 | 3 |
NP-3A | TX | 3A5 | 3,5 - 9,0 | 3 |
OP-3 | RX | 1R5, 2x1T4, 1S5 | 0,5 - 1,5; 2,0 - 12 |
Zbigniew S. Siemaszko – Pipsztoki
w: Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne 98, 1991 s. 37-56
Dziękujemy prof. dr hab. inż. Krzysztofowi Zaremba, rektorowi Politechniki Warszawskiej
za życzliwe udostępnienie źródłowych dokumentów dotyczących Tadeusza Heftmana
W 2019 oraz w 2020 roku wystąpiłem do prezydenta Sosnowca Arkadiusza Chęcińskiego z wnioskiem o godne uhonorowanie Tadeusza Heftmana. Niestety, bezskutecznie, podobnie bezskuteczne okazało się wystąpienie w tej sprawie do radnych Rady Miejskiej w Sosnowcu.
29 stycznia 2021 Rada Miejska Sosnowca – po osobistej interwencji (na niekorzyść) partyjnego prezydenta miasta Arkadiusza Chęcińskiego (“Platforma Obywatelska”) – w istocie zakpiła sobie z mojego wniosku o godne uhonorowanie Tadeusza Heftmana.
Otóż radni planowali uczynić Tadeusza Heftmana patronem ronda u zbiegu ulic Ostrogórskiej i Jagiellońskiej w Sosnowcu. Niestety, godną pochwały inicjatywę zablokował… partyjny prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński. Radni wycofali się więc z tej inicjatywy, chociaż usłużna wobec PO “Gazeta Wyborcza” zdążyła już opublikować artykuł o zmianie nazwy ronda na swoim portalu (patrz screeny obok). Został zdjęty z portalu |Wyborczej” bodaj po godzinie…
Radni zdecydowali także, iż w peryferyjnej dzielnicy “aby upamiętnić Tadeusza Heftmana oraz Ludomira i Leonarda Danilewiczów zostanie ulokowana – w pobliżu ul. Kryptologów – tablica poświęcona ww. osobom wraz z ich biogramem i wizerunkiem.” Tak oto pionier polskiego krótkofalarstwa, konstruktor słynnych “polish spy radio” (radiostacji typu AP) został – w mniemaniu radnych – kryptologiem…. 🙁
Moje protesty w grupie wielbicieli prezydenta Chęcińskiego skończyły się… odebraniem mi prawa głosu na miesiąc… 🙁 Nota bene – tablicy nie ma do dzisiaj…