Skądinąd dobry dziennikarz PAP Maciej Replewicz dał się oczarować znanemu „znafcy Cichociemnych” Krzysztofowi Tochmanowi – wraz z jego bajkami opublikował też własne, na dodatek w artykule rozpowszechnionym przez Polską Agencję Prasową. A wydawało się, że wszystkie bajki o Cichociemnych zostały już ostatecznie rozgromione. Niestety, zawsze znajdą się ludzie słabego intelektu, którzy brak wiedzy łączą z rozpowszechnianiem bzdur oraz publiczną autokompromitacją 🙁
26 grudnia 2024 Polska Agencja Prasowa opublikowała artykuł red. Macieja Replewicza pt. „80 lat temu ostatni cichociemni dotarli do Polski”. W tekście jest sporo fundamentalnych błędów, także żenujących konfabulacji Krzysztofa Tochmana.
Zacznijmy od wyliczenia błędów (według ich kolejności w artykule):
Przykro to stwierdzić, że wciąż dla niektórych historia Cichociemnych jest niczym pole minowe, na którym „wylatują w powietrze” rozmaici opowiadacze, silący się na „ekspertów”. Publicystów można trochę zrozumieć, pod warunkiem, że korzystają z dobrych źródeł informacji – ale nie wtedy, gdy ich „źródłem” są żenujące opowieści rozmaitych „znafców”, w tym szczególnie Krzysztofa Tochmana, który naplótł już publicznie tyle bzdur o Cichociemnych, że powinien wreszcie przestać publicznie rozpowszechniać swoje kłamstwa i konfabulacje.
Przypomnę, że Krzysztof Tochman zasłynął licznymi nieprawdziwymi publikacjami nt. Cichociemnych. Nie analizowałem szczegółowo „Słownika Biograficznego Cichociemnych” jego autorstwa, aby uniknąć nieprawdziwego wrażenia, że się na niego „uwziąłem”. Jednak została m.in. podana w nim – w każdym biogramie Cichociemnego – rażąco nieprawdziwa dezinformacja, jakoby Cichociemni przeszli „konspiracyjne szkolenie„. A przecież Cichociemnych szkolono do pracy w konspiracji, ale szkolenia były tajne – a nie „konspiracyjne”, bo ani Wielka Brytania, ani Włochy nie były pod okupacją. Nie po raz pierwszy ten „znafca Cichociemnych” udowadnia, że zna się na wojsku jak wilk na gwiazdach. Miesiącami usuwałem to kłamstwo Tichmana z biogramów Cichociemnych opublikowanych (za Tochmanem) w Wikipedii.
Krzysztof Tochman jest tego rodzaju „historykiem”, że – niestety – nie odróżnia Cichociemnych, spadochroniarzy Armii Krajowej, żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego – od agentów SOE, spadochroniarzy Akcji Kontynentalnej, użyczonych Brytyjczykom przez rząd R.P. Ale nie tylko dlatego został wpisany – zaraz po Kacprze Śledzińskim (246 błędów i nieścisłości na 417 stronach) – na listę FAŁSZERZY HISTORII m.in. za 36 błędów na 45 stronach swej publikacji wydanej przez IPN Rzeszów.
Inne jego kłamliwe rewelacje to m.in. teza iż AK była częścią PSZ, „jeszcze przed wybuchem wojny utworzono SOE”, „cichociemni AK – spadochroniarze PSZ pełnili swoje misje na Bałkanach, we Włoszech, Albanii i we Francji”, Cichociemni rozkaz do odlotu do Polski wysłuchiwali w radiu, w odprawach Cichociemnych przed odlotem do Polski uczestniczył Naczelny Wódz PSZ lub premier, Główna Baza Przerzutowa mieściła się w Brindisi, była współdowodzona przez SOE, część Cichociemnych wywodziła się z 1 Samodzielnej Kompanii Grenadierów, kilkudziesięciu spadochroniarzy PSZ-AK pełniło służbę w okupowanych krajach Europy, 91 cichociemnych brało udział w powstaniu warszawskim, 24 cichociemnych – żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych zostało zadysponowani przez Sztab Naczelnego Wodza – Wydział Specjalny Ministerstwa Obrony Narodowej do działań poza krajem itp. itd. Tego rodzaju bzdury dyskwalifikują Krzysztofa Tochmana jako historyka. Jakakolwiek teza musi mieć oparcie w wiarygodnym źródle historycznym; te „rewelacje” Tochmana są wyssane z palca, nie tylko nie mają oparcia w jakichkolwiek źródłach historycznych, ale są z nimi ewidentnie sprzeczne!
Kto chce poczytać te kłamstwa oraz moją erratę, zachęcam – tutaj tekst Tochmana, tu moja errata (pliki pdf)
Przystąpmy do prostowania najnowszych konfabulacji Krzysztofa Tochmana. Wprawdzie – jak mawiał Stanisław Lem – „Tego co jeden idiota nabredzi, nawet czterdziestu mędrców nie naprawi”, ale spróbujmy (wg. hierarchii ważności).
W artykule PAP opublikowano ewidentne kłamstwo, iż „Organizacją przerzutów [Cichociemnych] zajmowała się polska sekcja brytyjskiego Kierownictwa Operacji Specjalnych SOE (Special Operations Executive)” (ad. 8). Wprawdzie dalej podano, iż „Głównym polskim organizatorem przerzutu przeszkolonych dywersantów i wywiadowców drogą lotniczą do okupowanej Polski był ppłk. Jan Jaźwiński (…)” – ale nie zmienia to faktu, iż teza o organizowaniu nam czegokolwiek przez SOE jest łgarstwem.
Niestety, wciąż osoby słabe na umyśle rozpowszechniają kłamstwo, jakoby zrzuty dla AK organizowali nam rzekomo Brytyjczycy („polska sekcja SOE”). Po dziewięciu latach pisania przeze mnie, że to bzdura, pojawiła się zmodyfikowana wersja tego kłamstwa – jakoby Brytyjczycy organizowali nam zrzuty „we współpracy z Oddziałem VI (Specjalnym)”.
Proste pytanie – jak zrzuty dla Armii Krajowej mogli nam rzekomo organizować Brytyjczycy z SOE, skoro Angole nie mieli żadnych swoich ludzi na terenie Polski? Telefonowali na komórkę do pracowników struktur odbioru zrzutów Oddziału V Komendy Głównej AK (ZWZ), działającej pod kryptonimami: Syrena, Import, MII – Grad albo do oficerów zrzutowych w obszarach, okręgach i podokręgach Armii Krajowej?
Wszystkim opowiadającym brednie o „organizowaniu zrzutów dla AK przez SOE” zalecam przeczytanie:
Wszystkich opowiadającym brednie, jakoby zrzuty dla Armii Krajowej organizowało nam brytyjskie SOE na terenie Wielkiej Brytanii zachęcam do lektury artykułu – Declan O’Reilly – Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945, w: „Polacy i Brytyjczycy w obliczu wybuchu drugiej wojny światowej”, IPN, Warszawa 2023, ISBN 978-83-8229-797-3). Moja recenzja tej publikacji jest dostępna na tej stronie
Doktor Declan O’Reilly z King’s College London (jeden z dziesięciu najlepszych uniwersytetów brytyjskich) był łaskaw napisać artykuł pt. Zarząd Operacji Specjalnych, polski rząd emigracyjny i Armia Krajowa – logistyka i finanse w polskiej tajnej wojnie 1940-1945. Autor jest historykiem politycznym i gospodarczym specjalizującym się m.in. w historii międzynarodowej, jednak zakres jego zainteresowań jest niezwykle szeroki.
W zasadzie powinienem zacząć od razu od podziękowań, bowiem brytyjski Autor już na wstępie daje mi oręż do ręki pisząc prawdę – nieznaną różnym polskim pseudohistorykom i pseudodziennikarzom – że „polska” (tylko z nazwy), ledwo kilkuosobowa sekcja SOE niczego w Polsce nie organizowała.
Autor zauważa w pierwszym akapicie – „W przeciwieństwie do działań, jakie SOE podejmowało w innych miejscach w okupowanej Europie, jego współpraca z Polską dotyczyła logistyki raczej niż wspierania ruchu oporu (…)”. Dodaje także obiektywnie – „Polacy, od samego początku wojny aktywnie walczący z Niemcami, oczekiwali większego wsparcia ze strony Wielkiej Brytanii, ta nie chciała jednak lub nie była w stanie sprostać ich oczekiwaniom.”
Uwaga – brytyjski historyk podkreśla wyraźnie – „(…) Brytyjczycy nigdy nie kontrolowali polskiej polityki wywiadowczej. Polska sekcja SOE stała się agencją transportową współpracującą z RAF, który miał jedynie ograniczoną liczbę przestarzałych samolotów do operacji specjalnych, mogących dostarczać agentów [określenie błędne, polscy Cichociemni i kurierzy nie byli niczyimi „agentami” – RMZ] i zaopatrzenie do miejsc wskazanych przez Oddział VI”(s. 123).
Autor trafnie przytacza tezy z brytyjskiej historii SOE – „Polityka ograniczonego zaangażowania SOE, nakładająca wyłączną odpowiedzialność za działania wojskowe w Polsce na rząd RP na uchodźstwie i AK, sprawiała, że zadanie jego sekcji polskiej sprowadzało się właściwie do przekazywania dalej decyzji podjętych przez inne organy. SOE skwapliwie przyznało, że Armia Krajowa była najskuteczniejsza w Europie, lecz źle wykorzystywana, trudno sobie jednak wyobrazić, by mogło być inaczej (Historia sekcji polskiej SOE, 1945, s. 70, TNA, HS 7/183)
Przetłumaczę to słowami zrozumiałymi dla prostych umysłów – SOE wykonywała na rzecz polskiego Oddziału VI (Specjalnego) usługi transportowe, niczego nam nie organizowała. Jeżeli zamawiamy taksówkę i jedziemy nią gdziekolwiek – to nie oznacza, że nasz przejazd tą taksówką organizuje firma przewozowa. Przejazd organizujemy sobie sami, wykorzystując istniejące możliwości i korzystając z dostępnej usługi.
Podobnie SOE niczego nam nie „organizowała”, tylko podstawiała samoloty zgodnie z uzgodnieniami z Oddziałem VI (Specjalnym) – czytaj: z mjr. dypl. Janem Jaźwińskim. Nota bene, nie dotrzymywała słowa, nie podstawiając nam ok. połowy żądanych samolotów. Przypomnę też, że nawet zawartość zasobników zrzutowych dla Armii Krajowej kompletowali polscy żołnierze – według zapotrzebowania Armii Krajowej. Podobnie to polscy żołnierze ładowali te zasobniki do komór bombowych samolotów lecących do Polski, w tym także do samolotów brytyjskich.
Rzekoma „organizacja zrzutów” dla AK przez SOE sprowadzała się do wydania dyspozycji brytyjskim pilotom samolotów latających w lotach specjalnych SOE, gdzie mają danego dnia lecieć – przy czym lokalizację wskazywał SOE mjr dypl. Jan Jaźwiński. Może anglofilno – ojkofobiczni opowiadacze kłamstw o rzekomej „organizacji zrzutów do Polski przez SOE” zechcą wreszcie pojąć, że rozpowszechniają bzdury?
Krzysztof Tochman naplótł, co mu ślina na język przyniosła, a dziennikarz PAP Maciej Replewicz bezkrytycznie to rozpowszechnił. Wg. Tochmana celem operacji zrzutowej „Staszek 2” była „organizacja łączności” oraz „przeorientowanie łączności na nowego okupanta” bowiem „nieprzypadkowo większość uczestników akcji była wysokiej klasy specjalistami od szybkiej łączności telegraficznej”. No cóż – brednie do kwadratu.
Po pierwsze, Tochman nie wyjaśnia, co ma się kryć za sformułowaniem „przeorientowanie łączności” – czy chodzi o inne ustawienie anteny nadawczej konspiracyjnej radiostacji („pipsztoka”), czy o nadawanie w systemie innym niż simplex, czy może o częstsze wymienianie w depeszach słów „armia czerwona”, „sowieci” itp. Tochman robi aluzję do eksperymentalnego systemu „Telma”, wspominając o „specjalistach od szybkiej łączności telegraficznej”, według niego zapewne „przeorientowanie łączności” miało polegać na przejściu na urządzenia do szybkiej telegrafii.
Po drugie, Tochman kłamie, jakoby „Telma” kiedykolwiek została użyta w okupowanej Polsce; kłamie też, jakoby „większość uczestników akcji [Staszek 2] była (…) specjalistami od szybkiej łączności telegraficznej”. Jedynym takim specjalistą był Cichociemny por. cc Bronisław Czepczak-Górecki. Pozostali dwaj łącznościowcy nie byli „specjalistami szybkiej telegrafii”. Warto też na marginesie zauważyć, że trzech spośród sześciu to nie jest „większość” – jak kłamie Tochman. Tym bardziej większością nie jest jeden z sześciu.
Po trzecie, warto zauważyć, że Cichociemny por. cc Bronisław Czepczak-Górecki w swoich wspomnieniach – odnosząc się do eksperymentalnego systemu szybkiej telegrafii „Telma” – wyraźnie stwierdza: „Ostatecznie próby zakończyły się na początku czerwca [1944 – przyp. RMZ] i cały majdan został zwinięty. Obaj byliśmy zawiedzeni. Liczyliśmy, że będziemy pierwszą ekipą szybkiej telegrafii w Kraju.” Tak oto konfabulacje Krzysztofa Tochmana oraz Macieja Replewicza z PAP nt. rzekomego „przeorientowania łączności” zostały zdemaskowane.
Warto w tym kontekście odnotować przydziały służbowe, które otrzymali Cichociemni przerzuceni w operacji zrzutowej „Staszek 2”:
Żenujące kłamstwa Tochmana o rzekomym „przeorientowaniu łączności” przez tę ekipę Cichociemnych są więc oczywiste.
Nieprawdziwy jest tytuł artykułu – to nieprawda, że w operacji „Staszek 2” „80 lat temu [czyli 26/27 grudnia 1944 – przyp. RMZ] ostatni cichociemni dotarli do Polski”. Ostatnim Cichociemnym, który dotarł do Polski był płk cc Adam Boryczka, szef łączności Delegatury Zagranicznej WiN, który konspiracyjnie przyjeżdżał do Kraju do 1952 roku.
Nieścisłe jest twierdzenie, że Cichociemni „byli szkoleni w Wielkiej Brytanii”. Cichociemni byli szkoleni także we Włoszech.
Nieprawdziwe jest twierdzenie, że Cichociemni „wysyłani byli do okupowanej Polski początkowo z Wielkiej Brytanii w latach 1941-44”. Od 1944 Cichociemni byli przerzucani do okupowanej Polski po starcie z lotniska Campo Casale we Włoszech.
Nieścisłe jest twierdzenie, że „Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano łącznie 82 loty z cichociemnymi”. Z faktu, iż przerzucono do Polski Cichociemnych w 82 operacjach lotniczych wcale nie wynika, iż „zorganizowano 82 loty”. Rzecz w tym, że wielokrotnie Cichociemni lecieli do Kraju dwa, trzy, nawet cztery razy, bowiem za „pierwszym lotem” operacja przerzutowa nie doszła do skutku. Według moich obliczeń ogółem zorganizowano 105 „lotów z Cichociemnymi”.
Rażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, że „W gronie ochotników [Cichociemnych] znalazła się kobieta – Elżbieta Zawacka”. Otóż Elżbieta Zawacka nie zgłosiła się jako ochotnik na szkolenia dla Cichociemnych. W dacie skoku do Polski (9/10 września 1943) nie była nawet żołnierzem Armii Krajowej; służyła w formacji pomocniczej – Wojskowa Służba Kobiet. Była kurierką KG AK, została dopiero po wojnie uznana za cichociemną, podobnie jak kurier Jan Nowak Jeziorański. Przez wojnę i wiele lat po wojnie uważała się za kogoś lepszego niż Cichociemni. Zgodnie z prawdą mówiła „cichociemną nie byłam, wykonałam tylko skok”. Gdy zorientowała się, że opinia społeczna wyżej ceni Cichociemnych niż kurierów przeistoczyła się w „jedyną cichociemną”, aby grzać się w blasku Ich chwały…
Nieścisła jest teza, że „Ostatnia operacja zrzutowa nad okupowaną Polską odbyła się w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r.” Rzecz w tym, że ostatnie operacje zrzutowe (materiałowe) przeprowadzono w nocy 28/29 grudnia 1944, w tym sześć udanych (dwie na placówki zapasowe).
Nieprawdziwe jest twierdzenie Krzysztofa Tochmana, jakoby „Dwustronna łączność radiowa pomiędzy strukturami konspiracji poakowskiej z Londynem funkcjonowała do sierpnia – września 1945 r. Częściowo była to właśnie zasługa ostatnich cichociemnych” Piramidalna bzdura. Brytyjczycy wprowadzili od 1 kwietnia 1945 zakaz prowadzenia łączności radiowej z Polską. Nielegalna łączność z Polską prowadzona była jeszcze kilka tygodni po tym terminie przez „tatarowską konspirację” (tzw. centralę konspiracyjną „Hel”) z Włoch. Nie miała ona nic wspólnego z łącznością „struktur konspiracji poakowskiej”; ponadto nie uczestniczył w niej ani jeden Cichociemny przerzucony do Polski w operacji zrzutowej „Staszek 2”.
Nieprawdziwe jest twierdzenie, że „91 [Cichociemnych] uczestniczyło w Powstaniu Warszawskim”. Lata temu Krzysztof Tochman policzył – błędnie – liczbę Cichociemnych uczestniczących w Powstaniu Warszawskim i nie chce sprostować swej błędnej informacji. Przypomnę, że jednym z Cichociemnych, których Tochman nie zauważa jako uczestnika Powstania jest m.in. ppor. cc Edwin Scheller-Czarny, którego Naczelny Wódz 24 sierpnia 1948 odznaczył Orderem Wojennym Virtuti Militari – „za wyróżniające się męstwo w akcjach bojowych podczas konspiracji i walk Powstania Warszawskiego”. Tochman nadal utrzymuje, że nie był uczestnikiem Powstania Warszawskiego…
Rażąco nieprawdziwe jest twierdzenie, iż „595 cichociemnych odznaczono Krzyżem Walecznych”. Jakim cudem rzekomo możliwe było odznaczenie 595 Cichociemnych, skoro było Ich tylko 316? Autor tej bzdury nie dostrzegł, że Krzyżem Walecznych można było odznaczyć żołnierza wielokrotnie (np. mój Dziadek – Cichociemny został odznaczony Krzyżem Walecznych cztery razy). Prawidłowe jest zatem sformułowanie, że Cichociemnych odznaczono 595 razy Krzyżem Walecznych…
W artykule red. Macieja Replewicza z PAP podano także wiele wartościowych informacji, w tym sporą ich część, będących efektem mojej pracy. Przepisano je z mojego portalu elitadywersji.org nie wskazując źródła, nad czym ubolewam.