Trójka pasjonatów historii, w ramach projektu „Okupowana Polska”, opublikowała na YouTube swój film pt. „Elita dywersji. Mordercze treningi i skoki do piekła. Kim byli Cichociemni?” W mojej ocenie całkiem niezły, zrobiony z pasją 🙂 Szkoda tylko, że w jego treści znalazło się niemało merytorycznych błędów…
Projekt „Okupowana Polska” (wcześniej pod nazwą „Okupowany Kraków”), obecny na YouTube od maja 2020 zainicjowali: Jan Jakub Grabowski (UJ) założyciel, historyk, przewodnik po Krakowie, Łukasz Szypulski kamerzysta, montażysta oraz Olga Jando – Dziedzic (UJ) odpowiedzialna za wizerunek, media, promocję. Autorzy definiują swój projekt jako historyczno-edukacyjno-naukowy. Mówią o sobie: „Jest nas troje i choć na co dzień zajmujemy się zupełnie innymi zajęciami, łączy nas jedno – poznawanie historii Polski podczas II wojny światowej. Z tego też powodu postanowiliśmy tworzyć filmy poświęcone tej najtrudniejszej historii naszego kraju.” Na swoim profilu na YT opublikowali dotąd aż 211 filmów…
Najnowszy klip trójki pasjonatów opowiada o Cichociemnych spadochroniarzach Armii Krajowej:
Klip zrobiony w interesujący sposób, wartka narracja, sporo ciekawych informacji. Niewątpliwie może być inspirujący poznawczo. Problem w tym, że zawiera niemało istotnych błędów merytorycznych. Piszę o tym że smutkiem, bowiem klip miał szansę stać się jedną z najlepszych opowieści o Cichociemnych spadochroniarzach Armii Krajowej. Należy wyrazić Autorom podziękowanie za odważne podjęcie trudnego tematu. Niestety, temat okazał się dla Autorów dość trudny.
Jak powiedziano mi w komentarzu na facebookowym profilu Okupowanej Polski – „korzystaliśmy z profesjonalnej literatury odrzucając tytuły, które są powszechnie krytykowane. Mimo to jednak niektóre informacje sporo się od siebie różniły, więc musieliśmy dokonać wyboru i własnej interpretacji.” Szkoda, że przed publikacją tego filmu Autorzy nie zechcieli skonsultować go ze mną, uniknęlibyśmy wielu obecnych w nim błędów. Ostatnio dyskretnie konsultuję nawet niektóre publikacje IPN, więc „Okupowana Polska” znalazłaby się w całkiem dobrym towarzystwie 🙂
Przejdźmy do rzeczy. Najpierw parę uwag ogólnych. Przede wszystkim brak podania źródeł wykorzystanych informacji oraz fotografii – ewidentnie narusza to zasady rzetelności oraz jest co najmniej niegrzeczne wobec Autorów, których prace wykorzystano. Prawnik zwróci uwagę na kwestię autorskich praw majątkowych i osobistych. Może to być także dla osób mniej zorientowanych w zagadnieniu przyczyną trudności ze zweryfikowaniem treści „obwieszczonych” w klipie przez narratora.
Parę tych narracji ma charakter infantylny, jak choćby opowieść o podporządkowaniu Naczelnemu Wodzowi konspiracyjnych organizacji w okupowanej Polsce – rzekomo ze względu na „bezpieczeństwo”. W istocie było to przecież realizowanie w praktyce władzy politycznej Sikorskiego; z bezpieczeństwem nie miało to nic wspólnego. Podobnie dziecinna jest fraza o „dwóch pistoletach po pięćdziesiąt nabojów każdy” (15.50) – każdy kto ma odrobinę pojęcia o broni krótkiej zauważy to przekłamanie – Autorom chodziło zapewne o dwa pistolety z magazynkami na naboje o łącznej pojemności 50 szt.
W kategorii treści infantylnych mieści się z pewnością także zaprezentowany w filmie (7.28) sposób „zamaskowania” spadochronu przez skoczka. Być może niektórzy uznają to za mało znaczący szczegół, ale trzeba zwrócić uwagę, że jest to jeden z pierwszych kadrów dotyczących bezpośrednio Cichociemnych, stąd też rażący nieprofesjonalizm „zamaskowania” spadochronu trochę mnie zbulwersował. Domyślić się należy, że to tylko amatorska inscenizacja Autorów.
Na marginesie dodać też należy, że sporo fotografii, które pojawiły się w treści filmu nie ma nic wspólnego z Cichociemnymi, choć towarzyszy im narracja przekonująca że tak właśnie jest. W części te fotografie dotyczą szkolenia żołnierzy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Wprawdzie spośród żołnierzy 1 SBS wywodziło się aż 61 późniejszych Cichociemnych, jednak kadry ze szkolenia Cichociemnych były – z oczywistych powodów – zupełnie inne.
Spośród najważniejszych błędów merytorycznych należy ponadto wymienić (w kolejności chronologicznej):
Nie znalazłem żadnych źródeł historycznych, które wskazywałyby takie lokalizacje. Próżno szukać nazw takich ośrodków na prawie kompletnej liście placówek SOE, opublikowanej w brytyjskiej Wikipedii. Próżno także szukać ich w zawierającej komplet ośrodków SOE pracy doktorskiej – Gregory Derwin’a pt. Built to Resist. An Assessment of the Special Operations Executive’s Infrastructure in the United Kingdom durning the Second World War, 1940-1946, vol. I, II University of East Anglia, 2015 (jest dostępna w necie). Co do pierwszej nazwy, Autorzy zapewne mieli na myśli Briggens (a nie turystyczny kurort Brighton). Można zapoznać się z wykazem ośrodków szkoleniowych kandydatów na Cichociemnych, opublikowanym na tej stronie. Proces szkolenia kandydatów na Cichociemnych jest opisany tutaj. Co do ośrodka Chalfont, St. Giles, Buckinghamshire – nie był to typowy ośrodek szkoleniowy (STS) lecz stacja wyczekiwania „Marta”, wg. brytyjskich oznaczeń STA 20A oraz STA 20B, na której przeprowadzano szkolenie z zakresu „czarnej propagandy”.
Co do ośrodków – Cichociemnych szkolono w ok. 30 specjalnościach w ok. 50 ośrodkach SOE (brytyjskich) oraz w kilku (ok. 6) ośrodkach polskich zorganizowanych przez Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Nie jest prawdą, że na potrzeby szkolenia kandydatów na Cichociemnych „zorganizowano 50 ośrodków”. Jest to prawda tylko w odniesieniu do kilku polskich ośrodków oraz w przypadku Audley End (częściowo także Briggens, zwłaszcza w początkowym okresie), także np. stacji wyczekiwania w Chalfont – oddanych przez SOE na wyłączne potrzeby Polaków (Oddziału VI). W pozostałych ośrodkach szkoleniowych SOE organizowano kursy specjalne dla kandydatów na Cichociemnych, ale nie organizowano wyłącznie dla Nich tych ośrodków; szkoliły się tam także inne nacje.
Należy podkreślić, że organy represji “Polski Ludowej” (od 1952 PRL), głownie UB, SB, represjonowały 103 Cichociemnych, w procesach będących parodią prawa skazano 40 Cichociemnych, 15 torturowano, 9 (lub 10) zamordowano (6 w więzieniu Warszawa-Mokotów, 3 w więzieniu na Zamku w Lublinie), 77 aresztowano (w tym 13 aresztowało NKWD, 5 wspólnie NKWD i UB), 19 skazano na śmierć, co najmniej 2 na dożywotnie pozbawienie wolności, 22 na więzienie.
Czasy powojenne nie były dla Nich wcale lepsze: 32 Cichociemnych pozostało na emigracji poza Polską (głównie w Wielkiej Brytanii), aż 59 zmuszonych było uciekać z PRL (po jakimś czasie 21 powróciło). Cichociemnych pozostałych w Polsce ścigały organy represji, niejednokrotnie wraz z sowieckim NKWD. Po wojnie w Polsce (od 1952 PRL) represjonowano aż 103 Cichociemnych, aresztowano 77 Cichociemnych, w tym 13 aresztowało NKWD i przekazało UB, 5 CC aresztowało wspólnie UB i NKWD. Niektórzy Cichociemni doświadczali represji kolejno: od Niemców, Sowietów, funkcjonariuszy “Polski Ludowej”…
W polskich więzieniach (w tym Warszawa Mokotów) pozbawiono wolności 58 Cichociemnych, w procesach będących parodią prawa skazano 40 Cichociemnych, w tym aż 20 CC skazano na śmierć, co najmniej 2 skazano na dożywocie, co najmniej 15 torturowano, 9 (lub 10) zamordowano. Nieliczni Cichociemni byli “tylko” szykanowani przez PRL-owską bezpiekę…
Organy represji ZSRR, głównie NKWD, pozbawiły wolności aż 122 Cichociemnych (2 SMIERSZ), w tym do sowieckich łagrów zesłano aż 83 Cichociemnych (7 dwukrotnie), 6 zamordowano. Gen. Leopold Okulicki ps. Niedźwiadek był aresztowany dwukrotnie (1941, 1945), po drugim aresztowaniu zamordowany w moskiewskim więzieniu NKWD na Łubiance.
Do sowieckich łagrów bezpośrednio przed II wojną światową, w trakcie wojny oraz po wojnie, według niepełnych danych zesłano 153 tys. Polaków! Wśród nich zesłano aż 83 Cichociemnych, aż 7 dwukrotnie! Część z nich aresztowano jeszcze zanim zostali Cichociemnymi, w latach 1939 – 1941: przy próbie przekroczenia granicy z Rumunią lub po zajęciu Kresów przez Armię Czerwoną. Odzyskiwali wolność dzięki układowi Sikorski – Majski wstępowali do Armii Andersa, zgłaszali się do służby w Kraju. Druga fala aresztowań i zsyłek miała miejsce pod koniec wojny oraz po jej zakończeniu, wraz z przejmowaniem Polski jako obszaru sowieckiej strefy wpływów…
Należy dodać, że 4 Cichociemni byli represjonowani zarówno przez Niemców, Sowietów oraz władze „Polski ludowej”. 24 Cichociemnych represjonowali najpierw Niemcy, potem Sowieci, spośród Nich dwóch zamordowano, dwóch popełniło samobójstwo. 19 Cichociemnych represjonowali podczas wojny Niemcy, a po wojnie funkcjonariusze “Polski Ludowej”, spośród Nich dwóch straciło życie. Aż 38 Cichociemnych doświadczyło represji ze strony zarówno Sowietów jak i funkcjonariuszy “Polski Ludowej”. Spośród Nich 5 CC straciło życie, w tym dwóch zamordowano na Zamku w Lublinie, katyńskim strzałem w tył głowy. Represji co najmniej od dwóch wrogów: Niemców i/lub Sowietów i/lub funkcjonariuszy “Polski Ludowej” doświadczyło aż 85 Cichociemnych…
Film obejrzało dotąd (18-09-2024) ok. 26 tys. osób. Mam nadzieję, że liczba ta znacząco wzrośnie, bowiem pomimo wykazanych mankamentów, film jest wart uważnego obejrzenia oraz ma charakter inspirująco – poznawczy. Autorom gratuluję, że pomimo złożoności zagadnienia, dość szczęśliwie przebrnęli przez większość merytorycznych pułapek, w które wpadają (nawet i obecnie) zawodowi historycy. Zachęcam do obejrzenia filmu, z przedstawionym przeze mnie wykazem błędów pod ręką 🙂
Pierwszy komentarz ze strony Autorów filmu – „Bardzo dziękuję za uwagi i mimo wszystko pozytywy odbiór naszego materiału! Mam jednak jedną uwagę: niezbyt sprawiedliwym jest wskazywanie, że nie podajemy pochodzenia źródeł, ponieważ wszystkie cytaty oraz zdjęcia na ekranie są podpisane (może poza niektórymi współczesnymi nagraniami, ale ich charakter nie wymaga podpisu, o czym informują ich twórcy). Bibliografia zaś znajduje się w opisie do filmu
Uwagi naprawdę cenne i wnikliwe. Aż dziw mnie bierze, że we współczesnej literaturze wciąż można odnaleźć informacje, które nie są poprawne.”
PS.
Jest szansa na wspólne przygotowanie filmu w wersji „bezbłędnej”. Bardzo mnie to cieszy 🙂
Syn Władysława, kolejarza i Franciszki z domu Garbarskiej, miał młodsze rodzeństwo: brata Juliana Andrzeja (późniejszego podpułkownika WP) siostrę Janinę. Gdy miał jedenaście lat, umarł mu ojciec. Do 1910 uczył się w Wyższej Szkole Realnej w Stanisławowie (obecnie Ukraina), pomagał mamie dorabiając korepetycjami. Wspominał później – „nasze skromne bytowanie na granicy głodu polepszyło się nieco od chwili, gdy zarabiałem lekcjami”.
Podczas nauki w gimnazjum uczył się także w tajnych kółkach samokształceniowych; w piątej klasie przewodniczył gimnazjalnym kółkom samokształceniowym, został też członkiem „piątki” – grupy przedstawicieli pięciu stanisławowskich szkół średnich. W czerwcu 1910 zdał egzamin dojrzałości z odznaczeniem.
W 1909 wstąpił do Organizacji Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie” oraz do Armii Polskiej. Rok później podjął naukę w Akademii Handlowej w Krakowie, w 1912 przerwał naukę, powrócił do Stanisławowa. Od stycznia 1909 jako podchorąży, po przemianowaniu Armii Polskiej, mianowany dowódcą 24 Polskiej Drużyny Strzeleckiej w Stanisławowie. Od 11 listopada 1911 organizował skauting (harcerstwo), do 1913 komendant hufca w Stanisławowie, zrezygnował po konflikcie z lokalnymi władzami współorganizującego skauting „Sokoła”.
W 1913 powołany do obowiązkowej służby w armii austro-węgierskiej; w sierpniu 1914 jako kapral w austriackim 58 pułku piechoty w Stanisławowie; z początkiem października uczestnik walk w rejonie Zakliczyna. W styczniu 1915 uczestniczył w zwycięskim ataku na bagnety na Czarną Górę (obecnie Słowacja). W czerwcu tego roku nad rzeką Leśną ranny w kolano (z porażeniem nerwu).
Wspominał – „unieruchomiło to moją prawą nogę na szereg lat, zanim odzyskałem pełną władzę (…). Pierś moją pokryły wszystkie dostępne podoficerom medale za waleczność łącznie z dodatkami do żołdu (…) Z moich 250 współtowarzyszy broni, którzy wyruszyli razem ze mną w pole, pozostało zaledwie trzech”.
W trakcie leczenia w szpitalu w Ołomuńcu awansowany na stopień podporucznika, zawarł związek małżeński z Marią Tokarską. Po rehabilitacji ortopedycznej na Morawach przydzielony do Urzędu Cenzury w Złoczowie. Od 1916 w Dowództwie XI Korpusu stacjonującego w Morawskiej Ostrawie, ukończył kurs archiwalny. W styczniu 1917 urodził się syn Stanisław.
Od lutego 1917 w archiwum w Bozen (obecnie Bolzano, Dolomity), od 1918 na własną prośbę przeniesiony do Lublina. Awansowany na stopień porucznika, nawiązał kontakt z komendantem lubelskiego okręgu Polskiej Organizacji Wojskowej, Stanisławem Burhardt-Bukackim.
Od listopada 1918 kierownik Komisji Likwidacyjnej b. austriackiego Generalnego Gubernatorstwa w Lublinie. 15 listopada awansowany na stopień kapitana; od stycznia 1919 przydzielony do Głównego Urzędu Likwidacyjnego w Ministerstwie Spraw Wojskowych w Warszawie. Z powodu kontuzji kolana nie uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej oraz polsko-ukraińskiej. Od marca 1920 przez ponad rok w Oddziale IV Zaopatrzenia i Komunikacji Sztabu Ministerstwa Spraw Wojskowych.
3 maja 1922 zweryfikowany w stopniu majora ze starszeństwem od 1 czerwca 1919. W latach 1922-1923 uczestnik Kursu Doszkolenia Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie, po jego ukończeniu przydzielony do Oddziału IV (kwatermistrzostwo) Sztabu Generalnego WP. 12 kwietnia 1927 awansowany na stopień podpułkownika ze starszeństwem od 1 stycznia 1927, od 23 maja dowódca II batalionu 75 Pułku Piechoty w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów). Od 31 października 1927 dowódca I batalionu 75 w Rybniku, od 26 kwietnia 1928 zastępca dowódcy 3 Pułku Strzelców Podhalańskich w Bielsku.
Od grudnia 1929 wykładowca, od 1930 kierownik katedry operacyjnej służby sztabów w Wyższej Szkole Wojennej w Warszawie. Od 1937 dowódca 9 Pułku Piechoty Legionów w Zamościu. W październiku 1938 urlopowany, leczony w Sanatorium Wojskowym w Zakopanem, w związku z tragediami rodzinnymi: wypadkiem syna Stanisława Janusza (podczas skoku do wody) oraz śmiercią wnuka Jacka (postrzelił się śmiertelnie z pistoletu ojca).
Wspominał – „Obydwa te rodzinne nieszczęścia załamały mnie. Dalsze pozostawanie w Zamościu było ponad moje siły. Zameldowałem się osobiście u Ministra Spraw Wojskowych, gen. [Tadeusza] Kasprzyckiego. On zrozumiał dobrze mój stan psychiczny i zostałem przeniesiony do Warszawy. (…) Ci wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, czym dla mnie była i jest rodzina. Synowie moi byli nie tylko moimi dziećmi, ale również moimi przyjaciółmi. Nie ukrywali swych przewinień. Nie znali kłamstwa wobec mnie”.
Od 21 lutego 1939 dowódca 21 Pułku Piechoty „Dzieci Warszawy” w Cytadeli Warszawskiej, 19 marca 1939 awansowany na stopień pułkownika.
W kampanii wrześniowej dowódca 21 Pułku Piechoty, wyróżnił się m.in. osłaniając wraz z pułkiem odwrót 8 Dywizji Piechoty, 29 września odznaczony przez gen. Juliusza Rómmla Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari „w uznaniu zasług i wykazane męstwo i ofiarność w czasie walk z Niemcami”.
W „rozkazie pożegnalnym” gen. Rommel podkreślił „bohaterstwo, upór i ofiarność żołnierzy 21 pp pod dowództwem wyśmienitego dowódcy pułku płk dypl. Stanisława Sosabowskiego, który w najcięższych chwilach kryzysu bitwy w dniach 2.IX. do 6.IX. utrzymał swój pułk w ręku i razem z dyonem artylerii 8 pal osłonił odwrót całej dywizji, odchodząc krok za krokiem; skutecznie zatrzymał nieprzyjaciela i tym dał możność innym oddziałom swojej dywizji zebrania się i zajęcia stanowisk wyjściowych do dalszej walki. Działanie to razem z akcją płk Sosabowskiego na wschodnim brzegu Wisły oraz udział chlubny w obronie Warszawy jeszcze raz stwierdza, że 21 pp zwany pułkiem „Dzieci Warszawy”, nie zawiódł i jest godzien tej zaszczytnej nazwy”.
30 września, zgodnie z aktem kapitulacji wyjechał do Żyrardowa aby oddać się do niemieckiej niewoli, tam symulując chorobę uciekł. Powrócił do Warszawy, wstąpił do konspiracyjnej Służby Zwycięstwu Polski. Wysłany przez. gen Michała Tokarzewskiego do Francji, z raportem o sytuacji w Kraju do Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego.
Wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem francuskim. Od lutego 1940 dowódca 1 Dywizji Piechoty, przemianowanej 3 maja 1940 na 1 Dywizję Grenadierów. Później uczestnik kursu taktyki artylerii w Mailly-le-Camp, od kwietnia 1940 dowódca 4 Dywizji Piechoty w Parthenay. Ewakuowany do Wielkiej Brytanii wraz 6 tys. żołnierzy dywizji 19 czerwca 1940 z portu La Pallice.
Wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie pod dowództwem brytyjskim, przydzielony jako dowódca formowanej Kanadyjskiej Brygady Strzelców, później 4 Brygady Kadrowej Strzelców.
Wspominał – „obozy w Biggar stanęły bardzo szybko (…). Namioty kilkuosobowe wyciągnięte pod sznur, równolegle w szeregi. W przepisanej odległości kotły do gotowania i w innym kącie „oczka”, czyli latryny. Dostaliśmy koce iu pelerynki przeciwdeszczowe, które miały jednocześnie służyć jako podłoga ochronna przed wilgocią w namiotach. Deszcz leje co dnia. Jest mokro. W namiotach wilgotno, między nimi błoto z powodu rozdeptanej ziemi.”
Polish Paratroops. Spadochroniarze polscy
wyd. prawdopodobnie Sztab Naczelnego Wodza, 1944
ze zbiorów Marcina Zugaja. Bardzo dziękujemy!
Podczas pobytu Brygady w Fife, niektórzy oficerowie, „typowani na robotę krajową” wyjeżdżali na kurs w Inverlochy Castle.
Wspominał – „Wybrani przeze mnie kandydaci, po wyrażeniu zgody na dobrowolne pójście do pracy w Kraju, odchodzili do Londynu i wiedziałem, że poza innym specjalnym przeszkoleniem są szkoleni u Brytyjczyków na skoczków spadochronowych. Tą bowiem drogą mieli się dostać do Kraju. Był koniec stycznia 1941 roku, gdy nieoficjalnie otrzymałem wiadomość ze Sztabu Naczelnego Wodza z Londynu, że jeżeli chcę i mam ochotników, to mogę ich wysłać na kurs spadochronowy do Ringway. (…)
Właśnie wrócili ci z Ringway. Meldują mi, że brytyjska metoda szkolenia wstępnego. czyli wychowanie fizyczne i opanowanie techniki wyskoku i lądowania na odpowiednich przyrządach, jest dla naszych kandydatów na skoczków zbyt wyczerpująca. Kondycja naszych jest o wiele słabsza niż Brytyjczyków (…) Jeśli więc zdecyduję się pójść drogą spadochronową, trzeba będzie zastosować swoisty system wychowania i wstępnego szkolenia spadochronowego. (…) Ludzi gorących i z silną wolą jest wielu w brygadzie. Tej reszcie niezdecydowanych pomoże przykład. (…) Powziąłem decyzję. Będziemy wszyscy spadochroniarzami.”
Zbigniew Wawer – Polscy spadochroniarze w Wielkiej Brytanii 1940-1945
1 Samodzielna Brygada Spadochronowa
w: Zeszyt Naukowy Muzeum Wojska, 1988, nr 1 s. 56-90
„Jeszcze w okresie namiotowym [Biggar – RMZ] Górski i Kalenkiewicz zaprzyjaźnili się z dowódcą jednej z brygad kadrowych (szkieletowych) płk dypl. Stanisławem Sosabowskim. Był to żołnierz bojowy, energiczny i światły; obaj kapitanowie znali go jako Wykładowcę Wyższej Szkoły Wojennej. Teraz w Szkocji był trochę zagubiony. Dowodził czwartą brygadą strzelców. Nazywano ją „kanadyjską”; ponieważ plany Sikorskiego przewidywały rekrutację Amerykanów polskiego pochodzenia i szkolenie ich w Kanadzie (Kanada była w stanie wojny z Niemcami, a Stany Zjednoczone neutralne); brygada stanowiłaby wtedy kadrę instruktorską. Ale to były dalekie perspektywy, na razie Sosabowski musiał się zadowolić dowodzeniem kilkusetosobowym oddziałem, którego większość stanowili oficerowie z „nadwyżki”.
Górskiemu i Kalenkiewiczowi udało się przekonać pułkownika, żeby zwrócił się do sztabu o pozwolenie na szkolenie jego żołnierzy na spadochroniarzy. Sosabowski otrzymał na to zgodę pod warunkiem, ze oddział jego będzie nadal pełnił straż desantową na szkockim wybrzeżu. Nawet obwarowana takim zastrzeżeniem decyzja oznaczała narodziny wojsk desantowych, o które od tylu miesięcy walczyli nasi przyjaciele. Ale był to poród kleszczowy, z komplikacjami.
Świadectwo temu daje Sosabowski: Wszystko cośmy [w pierwszych dwóch latach] zrobili, czym dysponowaliśmy, było wynikiem naszej prywatnej inicjatywy, zapobiegliwości i „gentleman agreement’ [dżentelmeńskiej umowy – RMZ] z brytyjską szkołą spadochronową w Ringway pod Manchesterem. Trudno uwierzyć, ale prawdą jest, te zrobiliśmy bezprawnie dziurę w suficie zarekwirowanej stajni, by przez nią uczyć się zeskoku. Że na drzewach rozwiesiliśmy urządzenia do szkolenia w locie i zeskoku spadochronowego – stąd powstała nazwa nazwa „małpi gaj” [ośrodek szkolenia spadochronowego Largo House – RMZ]. Prawdą jest, że broń krótką nabywaliśmy na zasadzie policyjnego zezwolenia, amunicję kupowaliśmy za własne pieniądze.[Stanisław Sosabowski, Arnhem w perspektywie 20 lat, Tydzień Polski, Londyn, 14 listopada 1964].
Były więc trudności, były różne opory, ale zalążek wojsk spadochronowych już powstał. W początkach września 1940 roku pierwsza grupa oficerów (około 20) poszła na kurs skakania w Inverlochy Castle (Szkocja zachodnia): wśród nich był por. Jan Piwnik (Ponury), cichociemny (…). Kurs wyprzedził o cały rok oficjalne utworzenie Brygady Spadochronowej (23 września 1941). [Formalny rozkaz o powołaniu 1 BS wydano 9 października 1941, rozkazem z 20 października 1942 zmieniono nazwę na 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa – RMZ]. (Jan Erdman, Droga do ostrej bramy, t.I, s. 134-135)
Wspominał – „Pomieszczenia na „Małpi Gaj” znalazło się w uprzednio zarekwirowanym przez Brytyjczyków, obszernym budynku „Largo House” w miejscowości Upper Largo; znajdował się on w gęsto zadrzewionym parku. Właśnie ten dom i jego zabudowania, a przede wszystkim rozłożyste gałęzie drzew w parku posłużyły na zainstalowanie wszelkich urządzeń, potrzebnych dla wstępnego szkolenia. W stajni nasi oficerowie saperzy wykonali w suficie otwór imitujący dziurę wyskokową z samolotu. Z tego otworu na rozsypany na podłodze piasek trzeba było skakać z pozycji siedzącej, tak jak przepisowo skacze się z samolotu. Na drzewach parku porozwieszano różne rodzaje trapezów.
Szkoleni, zawieszani na linkach spadochronowych – użyczonych nam wraz ze spadochronami z Ringway – ćwiczyli zachowywanie się w powietrzu po wyskoku i lądowanie przy osiągnięciu ziemi. Sprzęt sportowy, jak np.: równoważnie, kozły, liny do wspinania, tzw. krążowniki, oraz cały zespół rozmaitych przyrządów i urządzeń do pokonywania przeszkód w terenie skonstruowaliśmy sami. Zostały one rozmieszczone w całym parku. Na rozległej łące, gdzie zazwyczaj pasły się owce, uczono się tzw. gaszenia czaszy.”
Według moich ustaleń. dokonanych na podstawie dokumentów personalnych Cichociemnych, z 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej wywodziło się co najmniej 61 Cichociemnych, oprócz tego jeszcze kilku CC szkoliło się w ośrodku 1 SBS. Baza danych Cichociemnych wywodzących się z 1 SBS – jest dostępna tutaj.
Ci, którzy szli na ochotnika do Kraju, zostali później nazwani „cichociemnymi”. Stanowili oni poważną część byłych żołnierzy Brygady. Nawet ci, którzy pochodzili z innych oddziałów, byli z Brygadą związani przeszkoleniem tak spadochronowym, jak i częścią specjalnego. (…)
Rozumiałem ogrom poświęcenia tych żołnierzy, którzy na ochotnika godzili się odlatywać do Kraju, i to nie jako kurierzy, ale na stałe, ze specjalnym zadaniem prowadzenia roboty dywersyjnej w terenie okupowanym przez Niemców. Musieli oni dobrowolnie zrzec się przywilejów umundurowanego żołnierza. Musieli ponosić wszelkie konsekwencje tajnego powrotu do Kraju. Ukrywanie się pod obcym nazwiskiem, zupełnie naturalna nieufność otoczenia w warunkach konspiracji; robota w ukryciu, często w nieznanym terenie i środowisku, poczucie wiecznie ściganego zwierzęcia, a w wypadku złapania – tortury, śmierć bezimienna i nieznany grób.
Z głęboką świadomością przystępowałem do wyboru ludzi, którym miałem postawić propozycję podjęcia się ochotniczo tego ryzykownego zadania. W przeprowadzonej z każdym indywidualnie rozmowie przedstawiono mu uczciwie wszelkie konsekwencje, wynikające z warunków tej służby. Każdy miał pozostawiony czas do namysłu i rozważenia przed podjęciem ostatecznej decyzji.
To hasło 1 SBS miało oznaczać, że żołnierze Brygady powrócą do Polski „najkrótszą drogą” – na spadochronach. Niestety, słowa hasła nie zmaterializowały się. Posłużyły tylko za pretekst do odmowy wyrażenia zgody przez sztab Naczelnego Wodza, we wrześniu 1943, na mianowanie płk dypl. Stanisława Sosabowskiego dowódcą brytyjsko-polskiej dywizji spadochronowej, która miała liczyć ok. 12 tys. żołnierzy, w tym tysiąc Polaków.
Od maja 1943 Brytyjczycy nakłaniali Polaków do przekazania 1 SBS pod ich rozkazy, w celu użycia w operacjach desantowych podczas inwazji na kontynencie. 2 marca 1944 Naczelnemu Wodzowi gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu formalną prośbę o włączenie 1 SBS w skład Alianckich Sił Ekspedycyjnych przekazał brytyjski gen. Artur E. Grasett. Naczelny Wódz odmówił. 11 marca 1944 wystąpił z taką prośbą brytyjski Szef Sztabu Imperialnego Alan Brooke.
M.in. wskutek działań prosowieckiego gen. Stanisława Tatara, ówczesny (kiepski) premier Stanisław Mikołajczyk wyraził zgodę. 17 marca 1944 formalną zgodę na przekazanie wyraziła Rada Ministrów, 6 czerwca 1944 1 SBS została oddana pod rozkazy Brytyjczyków. Brytyjczycy odmówili „gwarancji co do dostarczenia samolotów na transport Brygady do Polski„ oraz przemilczeli, iż wskutek ich uzgodnień z ZSRR wszelkie działania na terenie Polski muszą mieć sowiecką akceptację.
15 czerwca 1944 awansowany na stopień generała brygady. Zadaniem 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej miało być wsparcie powstania powszechnego w Polsce, w ostatniej fazie wojny. Dowódca Armii Krajowej liczył na wsparcie Brygady Spadochronowej w walkach Powstania Warszawskiego. Niestety, z powodów techniczno – operacyjnych, ale także politycznych, w tym wskutek działań prosowieckiego gen. Tatara, 1 SBS nie została użyta do walk o Warszawę. 13 sierpnia 1944 żołnierze Brygady zorganizowali protest przeciwko obojętności Brytyjczyków wobec tragedii Powstania Warszawskiego (odmówili przyjęcia posiłków).
14 sierpnia 1944 zameldował Naczelnemu Wodzowi: „Brygada cała odczuła głęboko fakt nieużycia jej do wykonania zadania, dla którego powstała. Odczucie to jest tym boleśniejsze, że dotyczy Warszawy, od której otrzymała sztandar. Brak pomocy alianckiej żołnierzom Armii Krajowe i nieużycie brygady tam, gdzie przede wszystkim powinna być użyta, nie może nie odbić się na nastroju żołnierzy stojących bezpośrednio przed akcją”.
Podczas walk Powstania Warszawskiego jego syn por. Stanisław Janusz Sosabowski – lekarz, dowódca plutonu „Stasinek” utracił wzrok (w prawym oku, lewe utracił w dzieciństwie). Po latach wspominał – „Legalny rząd polski w Londynie podczas II wojny światowej miał do dyspozycji armię złożoną z dwóch części: Polskich Sił Zbrojnych stacjonujących w Wielkiej Brytanii i sił zbrojnych w Polsce, znanych pod nazwą Armii Krajowej. Mój ojciec i ja reprezentowaliśmy „rozdarty naród” – dzieliła nas odległość; on przebywał w Wielkiej Brytanii, ja w Polsce. Łączył nas jednak wzajemny szacunek, zapewne silniejszy od tego, który zwykle łączy ojca i syna, a także, oczywiście, pragnienie walki za wspólną sprawę.
We wrześniu 1941 roku ojciec, wbrew rozmaitym przeciwnościom, sformował polską l Samodzielną Brygadę Spadochronową. Specjalnie dobrani żołnierze brygady przechodzili intensywne ćwiczenia, a następnie byli zrzucani na spadochronach nad terytorium okupowanej Polski, aby szkolić i wspomagać Armię Krajową. W Polsce mieli stać się znani jako Cichociemni. Z ponad trzystu skoczków wielu zginęło w walce, niektórzy zostali zamordowani przez nieprzyjaciela, niektórzy zesłani na Syberię przez drugiego wroga, a jeszcze inni straceni niedługo po wojnie przez reżim w Warszawie. Celem Armii Krajowej było: a) szkolenie i organizowanie sił zbrojnych, które miały zmierzyć się z nieprzyjacielem w zaplanowanych powstaniach, oraz b) formowanie oddziałów bojowych i dywersyjnych do działań nękających okupanta. Ja sam dowodziłem takim oddziałem w rejonie Warszawy, dzięki czemu miałem bezpośredni kontakt z Cichociemnymi i pośredni kontakt z ojcem”.
1 Samodzielna Brygada Spadochronowa wzięła udział w największej w II wojnie światowej alianckiej operacji powietrznodesantowej o kryptonimie Market Garden. Wskutek brytyjskich błędów zakończyła się ona piramidalną klęską, m.in. ok. 23 proc. żołnierzy 1 SBS straciło życie.
Brytyjski gen. Browning, w swoim raporcie winą za klęskę operacji bezczelnie i bezpodstawnie obciążył… gen. Stanisława Sosabowskiego. Pod koniec listopada 1944 złożył wniosek o zmianę dowódcy 1 SBS, gen. Sosabowski 26 grudnia został odwołany, następnego dnia mianowany inspektorem Jednostek Etapowych i Wartowniczych. Zobacz więcej informacji o udziale 1 SBS w operacji „Market Garden”.
We wspomnieniach przytacza m.in. rozmowę z ambasadorem R.P. w Londynie – „wytworzyła się paradoksalna sytuacja, jeżeli chodzi o powrót wojska, które walczyło na Zachodzie. Londyn nie chce, aby wracało, i daje swoje powody. Ale przecież i Warszawa także nie chce ich przybycia. Chciałaby, aby wracali żołnierze, a nie zwarte oddziały. I tak było rzeczywiście. Nie chcieli nas również Brytyjczycy, bo byliśmy im już niepotrzebni.”
W lipcu 1948 zdemobilizowany, pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii z niewidomym synem i jego żoną Krystyną Dębską – Sosabowską. Prowadził z żoną sklep z używanymi meblami, ale bez sukcesu. Potem pracował jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, później telewizorów, w CAV Electricls w Acton (Londyn)/.
Wspominał – „przez 17 lat pracowałem w fabryce jako oficjalnie nie znany, prowadząc żywot podwójny: zwykłego robotnika przez 5 dni w tygodniu, „jako szeregowiec fabryczny” – „Stan”, oraz dostojny żywot polskiego generała, poniekąd „ojca” polskich spadochroniarzy, znanego wśród swoich i Brytyjczyków, Amerykanów i Holendrów”.
Działał w londyńskim Kole Lwowian, w Związku Polskich Spadochroniarzy. 25 września 1967 zmarł wskutek zawału serca w szpitalu Hillingdon w Middlesex, pochowany 30 września 1967 po pogrzebie w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie. Uhonorowany wieloma wysokimi odznaczeniami polskimi, brytyjskimi i innych krajów.
W 1969 spadochroniarze generała przywieźli Jego prochy do Polski – zgodnie ze swą wolą został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie – kwatera A19 rząd 7 grób 10/11.
Są tam także pochowani: jego żona Maria (zm. 1958) i syn Stanisław Janusz (zm. 2000).
Źródła:
Zobacz także:
Wydawało mi się, że po publikacji dr Krzysztofa Tochmana, dotąd uchodzącego za „głównego specjalistę od Cichociemnych” w Instytucie Pamięci Narodowej, nie trzeba będzie pisać kolejnego odcinka „Rocznicy pełnej błędów”.
Smutny rekord liczby błędów (co najmniej 36) nagromadzonych w tej „rocznicowej publikacji edukacyjnej IPN” wciąż nie został pobity, ale w ślady dr Tochmana – jak się wydaje – podążają następni wybitni historycy…
W numerze „Biuletynu Informacyjnego” nr 02 (368), luty 2021 można przeczytać dwa interesujące artykuły nt. Cichociemnych:
Mam uwagi, także krytyczne, do obu publikacji, najwięcej do tej pierwszej…
dr Andrzej Chmielarz – Prawdziwa historia Cichociemnych
w: Biuletyn Informacyjny nr 2 (386), luty 2021 s. 4-12
Dr Andrzej Chmielarz posłużył się sensacyjno – demaskatorskim tytułem („Prawdziwa historia”), który wcale nie oddaje treści artykułu, wprowadza w błąd oraz bardziej przystoi pryszczatemu studentowi niż poważnemu naukowcowi. Bo cóż – wg. Pana Doktora – w historii Cichociemnych jest „nieprawdziwego”?
Autor wskazuje jako „nieprawdziwe”:
1.1 – uznanie kpt. dypl. Jana Górskiego i kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza „za pomysłodawców utworzenia wojsk spadochronowych i rozpoczęcia szkolenia spadochroniarzy dywersantów na potrzeby kraju”.
1.2 – pierwszeństwo kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza w sprawie postulatu „przekształcenia Wojska Polskiego w Polski Korpus Desantowy i Lotnictwo Wsparcia Powstania”.
Jako „dowody” tych buńczucznych tez mają służyć:
Krótko mówiąc, wg. Autora „inicjatywa wykorzystania spadochronu” wyprzedziła propozycje „utworzenia wojsk spadochronowych” a także „szkolenia spadochroniarzy dywersantów”. W drugim zaś przypadku propozycja sformowania brygady wyprzedziła projekt przekształcenia Wojska Polskiego.
Nietrudno dostrzec, że dr Andrzej Chmielarz mocno się rozpędził z tezami o „nieprawdziwości historii Cichociemnych”. Po pierwsze skupił się na zaledwie niewielkim fragmencie tej historii, po drugie porównuje nieporównywalne i na tej nierzetelnej podstawie stawia fałszywą tezę o domniemanym „pierwszeństwie”. Po trzecie, rażąco niezgodnie z faktami wywodzi, jakoby Cichociemni byli „spadochroniarzami dywersantami”…
Wyjaśnijmy po kolei: W mojej ocenie teza o „nieprawdziwości historii Cichociemnych” sama jest nieprawdziwa. Z wielu powodów.
1/ Po pierwsze, z faktu, że mjr dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki złożył 7 grudnia 1939 meldunek do dowódcy Polskich Sił Powietrznych o możliwości wykorzystania polskich spadochroniarzy „do desantów spadochronowych o charakterze dywersyjnym i wywiadowczym” wcale nie wynika – jak twierdzi Autor artykułu – że rzekomo „nieprawdziwy” jest fakt złożenia przez kpt. dypl. Jana Górskiego 30 grudnia 1939 opracowania pt. ?Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych?.
Nieprawdziwy jest też wywód, jakoby można było rozważać czyjekolwiek „pierwszeństwo”, skoro meldunek i opracowanie, choć dotyczą tej samej problematyki, mają odmienną treść. Rażąco nieprawdziwa jest teza dr Chmielarza, jakoby 12 stycznia 1940 kpt. dypl. Jan Górski „dopiero zaczynał formułować swoje tezy”, wystarczy przypomnieć, iż pierwszy raport w tej sprawie złożył 30 grudnia 1939.
Rzetelną odpowiedź kto i co pierwszy proponował mogłaby dać dopiero analiza treści obu propozycji; nawet jednak wtedy nie oznaczałoby to wcale że „propozycja druga” jest rzekomo nieprawdziwa. W mojej ocenie propozycje te prezentowały częściowo takie same, a częściowo zupełnie różne aspekty tego samego zagadnienia. Domniemane „pierwszeństwo” nie jest wcale nadmiernie istotne, to nie były zawody „kto pierwszy”, obie propozycje miały charakter komplementarny. Nawet na takim poziomie ogólności, jak potraktował je Autor, żadna z nich nie jest „pierwsza” w tej problematyce…
2/ Po drugie, z faktu iż kpt. obs. Lucjan Fijuth proponował utworzenie Brygady Lotniczo – Desantowej, a kpt. dypl. Maciej Kalenkiewicz przekształcenie całości Polskich Sił Zbrojnych w „Polski Korpus Desantowy i Lotnictwo Wsparcia Powstania” wcale nie wynika – jak twierdzi dr Andrzej Chmielarz, że rzekomo „nieprawdziwy” był ten drugi postulat. Właśnie on był pierwszą najbardziej kompleksową propozycją strategicznych rozwiązań.
W mojej ocenie mało rzetelne są oceny Autora, że minimalistyczny projekt Fijutha był rzekomo „realistyczny”, a kompleksowy projekt Kalenkiewicza „nierealny”. Takie tezy wygodnie formułuje się na wygodnej kanapie, kilkadziesiąt lat po wojnie. Oczywiste jest, że sformowanie najmniejszego związku taktycznego jest łatwiejsze niż przeformowanie całości sił zbrojnych. Wcale jednak to nie oznacza, że ten drugi postulat jest nierealny.
Okazał się nim dopiero po jakimś czasie, wskutek nieudolności polskiego Sztabu Naczelnego Wodza i „polityków londyńskich”. Nie oznacza to jednak wcale, że projekt Kalenkiewicza był nieprawdziwy i nierealny. Był śmiały i znacznie bardziej „nowatorski” niż określony tym mianem pomysł Fijutha sformowania zaledwie jednej brygady. Równie dobrze można byłoby wywodzić, że realne było np. postulowanie zrzutów do Polski stu ton zaopatrzenia – a nierealne tysiąca. Tylko że np. do Francji zrzucono realnie dziesięć tysięcy ton broni, amunicji itp. dla tamtejszego „ruchu oporu”.
Na marginesie należy zauważyć, że polska 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa była największą spośród niebrytyjskich jednostek Korpusu Powietrznego Wojsk Lądowych (Army Air Corps). Anglicy zamierzali dowódcę brygady, gen. Stanisława Sosabowskiego, mianować dowódcą brytyjsko-polskiej dywizji spadochronowej! Nie zgodził się na to Sztab Naczelnego Wodza, bowiem w polskich planach 1 SBS miała zostać użyta do wsparcia planowanego powstania powszechnego w Polsce.
W mojej ocenie, gdyby intelekt polskich dowódców i polityków dorównywał dzielności polskiego żołnierza, wykorzystując brytyjskie chęci można było realnie przeprowadzić operację przekształcenia co najmniej znacznej części (może nawet całości) Polskich Sił Zbrojnych w proponowany przez kpt. dypl. Macieja Kalenkiewicza „Polski Korpus Desantowy”.
3/ Po trzecie, Autor nie zechciał wprost zauważyć, że wszystkie projekty, uznane przezeń za „prawdziwe” oraz „nieprawdziwe” spotkały się w październiku 1940, w nowo utworzonym wydziale studiów i szkolenia wojsk spadochronowych w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza. Dr Andrzej Chmielarz „odkrył”, że w skład tego wydziału powołano kpt. dypl. Górskiego i kpt. dypl. Kalenkiewicza – ale przemilczał przydzielenie do tego samego wydziału kpt. naw. Lucjana Fijutha. Jak się stawia tezy o „prawdziwości” oraz „nieprawdziwości” czegokolwiek, miło byłoby nie przemilczać podstawowych faktów.
Wojskowe szkolenie spadochronowe – Legionowo 1937
4/ Po czwarte, twierdzenie Autora, jakoby mjr dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki rzekomo w Wojsku Polskim oraz Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie, był pierwszym który pomyślał o „wykorzystania spadochronu w charakterze środka umożliwiającego skryte przerzucanie ludzi i sprzętu” jest rażąco nieprawdziwe. Dość przypomnieć, że w 1939 utworzono na lotnisku w Bydgoszczy Wojskowy Ośrodek Spadochronowy (WOS), który od 1 maja 1939 szkolił kandydatów do wojsk powietrznodesantowych.
Skoro dr Chmielarz ekscytuje się domniemanym „pierwszeństwem”, to wypada zauważyć, że maj 1939 był znacznie wcześniej niż 7 grudnia 1939. Jeśli natomiast szukać „pierwszego” Polaka, który dostrzegł zalety spadochronu to można wskazać Włodzimierza Mazurkiewicza, który w listopadzie 1914 został instruktorem w armii chińskiej.
Dziesięć lat przed wybuchem wojny, w 1929 uruchomiono w Legionowie warsztat spadochronów typu Irvin. Także w 1929 – dziesięć lat przed mjr dypl. Mizgierem – Chojnackim – mjr dyplomowany pilot Marian Romeyko opublikował w ?Przeglądzie Lotniczym? artykuł ?Wyprawy specjalne?, w którym napisał m.in.:
„Przetransportowanie dwoma ? trzema samolotami plutonu piechoty wraz z karabinami maszynowymi nie wydaje się już dziś dziełem nie do osiągnięcia. W niedalekiej przyszłości (a na Zachodzie już dziś) ? może stać się zjawiskiem normalnym. Natomiast wysadzenie pojedynczych szpiegów będzie się odbywało prawdopodobnie za pomocą spadochronów (wobec udoskonalenia tychże). Pewna ilość zdyscyplinowanych, uzbrojonych żołnierzy z bronią maszynową, stać się może na tyłach dość groźną jednostką, szczególnie wobec obiektów komunikacyjnych”.
Dr Chmielarz może więc, odpowiednio dostosowując kryteria, wybrać swojego „pierwszego” – co nie oznacza, że następni są „nieprawdziwi w historii”. Zdecydowanie nieprawdziwa jest natomiast teza, że mjr dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki był „pierwszy”, a zwłaszcza że jest jakoby „prawdziwym” fragmentem historii Cichociemnych…
5/ Po piąte, Cichociemni nie byli „spadochroniarzami dywersantami” – to rażące, nieprawdziwe uproszczenie Autora. Cichociemni byli w sporej mierze indywidualistami ? wysokiej klasy fachowcami przeznaczonym do zadań specjalnych. Szkolono Ich w ok. 30 specjalnościach, w ok. 50 tajnych ośrodkach SOE oraz kilku polskich ośrodkach wyszkolenia i bazach. Żaden Cichociemny nie był wyłącznie „dywersantem” – jest to teza równie „prawdziwa” jak to, że był rzekomo jeden „kurs cichociemnego”.
Nawet uproszczone sklasyfikowanie specjalności 316 Cichociemnych każe wskazać 160 CC ze specjalnością w dywersji (ale nie wyłącznie „dywersantów”), 50 CC ze specjalnością w łączności, 37 CC ze specjalnością w wywiadzie, 24 CC oficerów sztabowych, 22 CC ze specjalnościami „lotniczymi”, 11 CC o specjalności „pancernej i p/panc.”, także 3 CC specjalizujących się w tzw. legalizacji.
6/ Po szóste, nie są od dawna tajemnicą okoliczności utworzenia w 1939 roku Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy, następnie ukończenia 5 sierpnia 1939 pierwszego pełnego kursu przez 80 oficerów i podoficerów, w tym absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej w Warszawie. Nikt jednak dotąd z tych okoliczności nie wywodził – a przecież kursantów przeszkolono w skokach dziennych i nocnych, walce wręcz, strzelaniu z różnych typów broni oraz w dywersji: niszczeniu mostów, wiaduktów, torów kolejowych – że to było pierwszych 80 „prawdziwych” (używając ulubionej frazy dr Chmielarza) Cichociemnych. Szkoda jednak, że zabrakło o tym choćby wzmianki w artykule odkrywającym rzekomo dotąd ukryte – „prawdziwe” elementy historii Cichociemnych.
7/ Po siódme, interesujące jest źródło „ustalenia” przez dr Andrzeja Chmielarza przyczyn braku początkowej reakcji gen. Sosnkowskiego na postulaty kpt. dypl. Górskiego i kpt. dypl. Kalenkiewicza, złożone 21 stycznia oraz 14 lutego 1940. Tezy stawiane przez Autora nie zawierają odniesienia do źródłowych dokumentów, nie bardzo więc wiadomo, czy jest to historyczny fakt, czy tylko domniemanie z kategorii „widzimisię”.
8/ Po ósme, jak na „prawdziwą historię Cichociemnych” zadziwia że dr Andrzej Chmielarz pominął milczeniem fakt spotkania kpt. dypl. Kalenkiewicza 20 września 1940 z Naczelnym Wodzem Polskich Sił Zbrojnych gen. Władysławem Sikorskim, podczas którego koncepcja lotniczej łączności z Krajem została zreferowana Naczelnemu Wodzowi. Pominięcie Naczelnego Wodza w „prawdziwej historii Cichociemnych” musi zdumiewać.
Należy podkreślić, iż spotkanie nie było kurtuazyjne, a jego efektem było to, że dwadzieścia dni później Naczelny Wódz wydał rozkaz L.408/II – w sprawie przygotowania Polskich Sił Zbrojnych do możliwości przerzucenia transportem lotniczym do kraju, do bezpośredniego wsparcia i osłony Powstania. Rozkazał także rozpocząć formowanie pierwszej polskiej jednostki spadochronowej. Czyżby to, według Autora, były fakty z „nieprawdziwej” historii Cichociemnych?
9/ Po dziewiąte, niezupełnie prawdziwa jest fraza w artykule dr Andrzeja Chmielarza, iż „Pod koniec listopada 1940 r. brytyjskie Kierownictwo Akcji Specjalnych (SOE) wyznaczyło wstępnie termin próbnego lotu do Polski. (…) Pierwszą dogodną datą planowanego zrzutu był 20 grudnia 1940 r.”
Jak wynika z relacji mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, oficera wywiadu z Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, organizatora łączności lotniczej z okupowaną Polską, polski memoriał w tej sprawie przekazano Brytyjczykom 19 sierpnia 1940, wskazując jako datę pierwszego „lotu łącznikowego” połowę września 1940. Dopiero w połowie października 1940 Brytyjczycy zgodzili się uruchomić pierwszy kurs spadochronowy, 6 listopada 1940 ukończylo go 12 skoczków.
W drugim memoriale z 13 listopada1940 Polacy postulowali pierwszy lot jeszcze w listopadzie 1940. W odpowiedzi z 19 listopada brig. Bridge uznał za „nieprawdopodobne” zorganizowanie pierwszego lotu przed końcem listopada 1940. Po polskich interwencjach Brytyjczycy ulegli. Polski Inspektor Sił Powietrznych zawiadomił szefa Oddziału VI, że pierwszy lot może nastąpić najwcześniej 21 grudnia 1940.
Do 19 grudnia depeszami do KG AK ustalano miejsce zrzutu. Po wymianie depesz Polacy, w porozumieniu z SOE ustalili jako datę zrzutu 20 grudnia. Opowieść o 20 grudnia jako o rzekomej „pierwszej dogodnej dacie planowanego zrzutu” jest więc nieprawdziwa.
Dodać należy, że wciąż historycy także nieprawdziwie głoszą „kliencki” charakter brytyjskich relacji SOE – polski Oddział VI (Specjalny) SNW. Według tego nieprawdziwego założenia Polacy byli „klientami” Brytyjczyków, o wszystkim decydowało i wszystko organizowało SOE, a Polacy byli jedynie „pasażerami” oraz „odbiorcami”.
Warto przeczytać „Dziennik czynności” mjr dypl. Jana Jaźwińskiego, aby porzucić tego rodzaju opowieści. Fakty są takie, że ze względów formalnych (także w praktyce) wszelkie decyzje musiały mieć charakter dwustronnych, polsko – brytyjskich uzgodnień, co wynikało wprost z podpisanej 30 lipca 1940 umowy polsko ? brytyjskiej dot. formowania Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie oraz funkcjonowania Sztabu Naczelnego Wodza w Wielkiej Brytanii.
10/ Po dziesiąte, nie jest całkiem prawdziwe twierdzenie Autora: „Termin kolejnego lotu zostaje wyznaczony przez Air Ministry na dzień 15 lutego”. Faktycznie bowiem 29 stycznia 1941 na konferencji w Air Ministry uzgodniono kolejny termin pierwszego lotu na 8 lutego 1941. Od 8 do 12 lutego miała miejsce jednak przerwa w łączności radiowej z KG AK w okupowanej Polsce, stąd też termin tego lotu musiał zostać zmieniony. Termin został uzgodniony (a nie wyznaczony) z brytyjskim ministerstwem lotnictwa, po zapewnieniu „odbioru” w Polsce, zatem kolejny termin pierwszego lotu to był 15 lutego 1941.
11/ Po jedenaste, krzykliwym tytułem o rzekomo jedynie „prawdziwej historii Cichociemnych” oznaczono artykuł, który powiela od dawna znane fakty, niektóre zresztą mocno zniekształcając. O domniemanej „prawdziwości” relacji dr Andrzeja Chmielarza mają świadczyć – wg. Autora – mocno naciągane tezy o rzekomym „pierwszeństwie” mjr dypl. Mizgier – Chojnackiego oraz kpt. obs. Fijutha.
Byłoby wskazane, aby w narracjach dotyczących Cichociemnych częściej spoglądać w dokumenty, a znacznie rzadziej poszukiwać sensacji czy rzekomego „pierwszeństwa”. Byłoby też wskazane, aby już ustalonych faktów nie przeinaczać lub nie przemilczać.
Ryszard M. Zając – Errata / Uwagi do artykułu: 'dr Andrzej Chmielarz – Prawdziwa historia Cichociemnych’
elitadywersji.org, Sosnowiec, 10 marca 2021
dr hab. Jacek Sawicki – Cichociemni – nowa jakość na polu walki
w: Biuletyn Informacyjny nr 2 (386), luty 2021 s. 13-17
Artykuł dr hab. Jacka Sawickiego, profesora nadzwyczajnego KUL, przeczytałem z dużym zainteresowaniem. Mam tylko kilka uwag.
1/ Po pierwsze, Autor definiuje Cichociemnych takim zdaniem – „Ochotnicy, wyselekcjonowani specjaliści, najlepsi z najlepszych; po kursie spadochronowym zrzuceni do kraju z zadaniem zasilenia struktur Polski Podziemnej i Armii Krajowej”. W zdaniu tym użyto bardzo nieprecyzyjnej frazy – „po kursie spadochronowym zrzuceni do kraju” – co może sugerować, iż szkolenie Cichociemnych sprowadzało się tylko do tego jednego kursu (spadochronowego), zaś innych nie było.
To oczywiście zasadniczy błąd, bowiem nie było jednego „kursu cichociemnego” lecz cztery grupy po kilka kursów. Cichociemnych szkolono w ok. 30 specjalnościach, oczywiście nie tylko na kursie spadochronowym. Wbrew pozorom, choć istotny, kurs spadochronowy nie był przecież najważniejszy, bowiem Cichociemni skakali do Polski (z jednym wyjątkiem) tylko raz, a niektórzy wcale (wysiedli z samolotu podczas operacji MOST).
2/ Po drugie, z faktu iż gen. Władysław Sikorski „przekazał uprawnienia Komendanta Głównego ZWZ Stefanowi Roweckiemu„ wcale nie wynika, iż „Tym samym Komenda Główna przeniesiona została do Kraju”. Jeden komendant to nie cała komenda, zaś słowo „przeniesienie” wcale nie jest synonimem „przekazania”.
Wolałbym bardziej precyzyjne sformułowania, zwłaszcza, że „przeniesienie do Kraju” oficerów dawnej KG ZWZ polegało na tym, że zostali przydzieleni do nowo utworzonego w Londynie Wydziału Krajowego, późniejszego Oddziału IV (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza. Na marginesie zauważę, że dr Krzysztof Tochman z IPN wywodzi, że Komendę Główną ZWZ „przeniesiono do Wielkiej Brytanii”. Fakty są zaś takie, iż KG ZWZ na obczyźnie rozwiązano…
3/ Po trzecie, w artykule niejako „tradycyjnie” (to zła tradycja części polskich historyków) zadania Oddziału VI (Specjalnego) spłycono niemalże tylko do roli przerzutu powietrznego do Kraju. Gdyby tak było rzeczywiście, wystarczyłby tylko mjr dypl. Jan Jaźwiński, który w praktyce tym się zajmował.
Warto podkreślać, wciąż pomijaną, podstawową rolę Oddziału VI, ważniejszą nawet od przerzutu lotniczego – administrowanie całością funduszy dla Armii Krajowej oraz pełnienie roli niejako „ambasady AK” dla wszystkich pozostałych oddziałów Sztabu Naczelnego Wodza oraz innych, także brytyjskich instytucji. Nie sposób uznać że to były marginalne, nieznaczące zadania Oddziału VI SNW.
4/ Po czwarte, cichociemni nie byli „kurierami wojskowymi”, to rażąco nierzetelne spłycenie Ich roli, zadań, zasług. Wcale nie byli „gońcami w mundurze”, tego rodzaju określenie uwłacza Ich pamięci, podobnie jak stawianie znaku równości pomiędzy CC jako „kurierami wojskowymi” a „kurierami cywilnymi” czyli wysłannikami politycznymi. Wydawało mi się dotąd, że nietrudno odróżnić żołnierza od polityka.
5/ Po piąte, zasygnalizowana w tytule „nowa jakość na polu walki” nie została w tekście wspomniana. Choć teza jest prawdziwa, w artykule brak jej uzasadnienia, nie wiadomo na czym miała polegać ta nowa jakość. Za uzasadnienie tytułu może jedynie posłużyć fragment końcowego zdania:
„Cichociemny był nie tylko spadochroniarzem świetnie przygotowanym do pracy w konspiracji, ale przede wszystkim synonimem wolności, żołnierzem Wojska Polskiego, które, chociaż daleko od kraju, nadal walczyło”.
To jednak trochę za mało jak na uzasadnienie – prawdziwej – tezy o „nowej jakości”. Autor nie zechciał choćby przedstawić specyfikacji składników tej „nowej jakości”…
Cieszę się, że historycy piszą o Cichociemnych, choć smuci mnie, że czynią to niejako „przy okazji” (wypada napisać coś w rocznicę). Jeszcze bardziej smuci mnie, że wciąż narracja historyczna o Cichociemnych zawiera podstawowe błędy, wciąż spłyca się Ich dokonania, wciąż przypisuje się polskie zasługi Brytyjczykom (to wspaniałe SOE, które w pełnej krasie zaprezentowało swą niekompetencję np. w Holandii)…
Ale czyż może być inaczej w sytuacji, w której nie ma ani jednej placówki naukowej czy muzealnej zajmującej się kompleksowo tym zagadnieniem? W sytuacji w której liczne dokumenty leżą sobie w archiwach i nikt do nich od wielu lat nie zagląda?
W sytuacji, w której nawet ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii nie wie, że Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej? W sytuacji w której nawet Instytut Pamięci Narodowej (sic!!!) depcze pamięć o Cichociemnych oraz rozpowszechnia kłamstwa na Ich temat w rocznicowej publikacji największego swego „znawcy problematyki”?
Ryszard M. Zając
Moje – przedstawione powyżej – uwagi do obu w/w artykułów przesłałem do redakcji „Biuletynu Informacyjnego” z prośbą o publikację… Otrzymałem bardzo rzeczową i życzliwą odpowiedź z redakcji.
Pan Piotr Hrycyk, redaktor naczelny był uprzejmy odnieść się też do niedawnej mojej polemiki z dr Krzysztofem Tochmanem. Napisał m.in. „Z wielkim zainteresowaniem czytałem Erratę [pdf] i wykaz błędów popełnionych, a przez Pana rzeczowo uzasadnionych. Nie spodziewałem się jednak, że podobną Erratę przeczytam w związku z publikacjami w Biuletynie.”
Szczerze mówiąc, też się nie spodziewałem, „Biuletyn” jest jednym z niewielu żródeł naprawdę rzeczowych informacji . Na szczęście jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy błędami dr Tochmana a pewnymi nieścisłościami w artykułach dr Andrzeja Chmielarza oraz dr hab. Jacka Sawickiego. To różnica jakościowa – dr Tochman popełnił fundamentalne błędy, niekiedy nawet co do dat, roli i znaczenia niektórych instytucji czy osób. W artykułach w „Biuletynie” są natomiast pewne nieścisłości oraz potknięcia co do faktów i związanych z nimi ocen.
Moje uwagi do obu tekstów (o treści jak powyżej) zostały przesłane obu Autorom. Pan Piotr Hrycyk uważa – co też popieram – że warto byłoby dojść wspólnie do porozumienia oraz spróbować uzgodnić, w oparciu o źródłowe dokumenty rzeczywiste fakty – „by na przyszłość uniknąć takich niezręcznych sytuacji”. Jestem jak najbardziej „za” takim rozwiązaniem, czekam na reakcję obu Autorów 🙂👍
* * * * *
Gdy już napisałem powyższe słowa, Pan Piotr Hrycyk był uprzejmy przesłać mi odpowiedzi obu Panów Doktorów.
W skrócie:
Pełną treść odpowiedzi obu Panów, wraz ze swoją ripostą opublikuję w najbliższą niedzielę 14 marca br., w samo południe. (opublikowane – patrz poniżej)
Ubolewam nad tym, że z wyżyn swych katedr Panowie Historycy nie raczą rzeczowo podejść do dyskusji, a jeden z Panów nawet rozpoczął od argumentów ad personam wobec mnie – co jak powszechnie wiadomo, żadnej rzeczowej dyskusji służyć nie może. Przykre, nawet bardzo…
Ryszard M. Zając
Moje polemiki redaktor naczelny „Biuletynu Informacyjnego” Pan Piotr Hrycyk byl uprzejmy przed publikacją przesłać Panom Autorom. W mailu do mnie zechciał wyrazić pogląd – który także poparłem – że warto byłoby dojść wspólnie do porozumienia oraz spróbować uzgodnić, w oparciu o źródłowe dokumenty, rzeczywiste fakty ? ?by na przyszłość uniknąć takich niezręcznych sytuacji?.
Niestety reakcja obu Autorów mocno rozczarowywuje, a wartość poznawcza „replik” rozczarowuje. Obaj Autorzy nie odnieśli się wprost do treści mojej polemiki, za to – nie znając mnie wcale – raczyli sformułować pod moim adresem zarzuty personalne.
.
Uważa, że „nie znam materiałów archiwalnych i warsztatu historyka”. Podkreśla, że wszelka polemika z Nim „jest chybiona”, a nawet że jest „ślepą uliczką”, bowiem dokonał „wieloletniej, żmudnej kwerendy żródłowej” (czyli przeszukał archiwa), na dodatek uczynił to „w archiwach polskich i zagranicznych”. Oczywiście – zarzucając mi nie wiadomo co – nie wskazał mających to potwierdzać domniemanych źródeł, ani publikacji, ani nawet nazw archiwów. Niestety, nie uklękłem na wieść, że był też (osobiście bądź wirtualnie) w archiwach „zagranicznych”.
Pan Doktor nie raczył wcale odnieść się do mojej polemiki, ale wybrał sobie kilka zdań z portalu https://elitadywersji.org/ i polemizuje już nawet nie tylko z ich treścią, ale z tym, co sądzi że z tych zdań wyczytał. Taki sposób „odpowiedzi” powinien logicznie prowadzić do repliki, w której wybiorę sobie jeszcze inną publikację Pana Doktora i będę z jakimiś jej tezami (albo innymi, całkiem wymyślonymi) polemizował. W odpowiedzi Pan Doktor prześle swoją polemikę do jeszcze innego mojego tekstu itp. itd.
Nietrudno zauważyć, że ten rodzaj „dyskusji” nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek dyskusją, czyli wymianą argumentów – rzetelnym odniesieniem się do spornych elementów danego tematu. Ten rodzaj „dyskusji”, który zainicjował dr Chmielarz, jest wyłącznie wywoływaniem chaosu, nie sposób bowiem dyskutować naraz o wszystkim, w całkowitym oderwaniu od argumentów przedstawianych przez oponenta.
Niemniej krótko odniosę się do niektórych uwag Pana Doktora, choć mój iloraz inteligencji (142) oraz zapewne bardzo nikła ilość kwerend i pobytów w achiwach (zwłaszcza zagranicznych) niewątpliwie wpychają mnie prosto w „ślepą uliczkę”, co czyni że nie jestem godzien polemizować z ogłoszeniami historycznymi Pana Doktora…
Przypomnę, że moja polemika z artykułem Pana Doktora została zawarta w 11 punktach:
Pełna treść moich zastrzeżeń do artykułu dr Chmielarza – patrz powyżej lub plik pdf
Na te 11 zarzutów tak odpowiada dr Andrzej Chmielarz:
"ZAMIAST REPLIKI"
Szanowny Panie,
z przykrością muszę stwierdzić, że Pańska polemika, która w moim odczuciu jest skutkiem braku znajomości materiałów archiwalnych i warsztatu historyka, jest chybiona. Kwestionuje Pan moje ustalenia będące wynikiem wieloletniej, żmudnej kwerendy źródłowej, w archiwach polskich i zagranicznych. Próba konfrontacji moich ustaleń z dotychczasowymi publikacjami na ten temat jest ślepą uliczką.
Swoje zainteresowania koncentruję na okresie obejmującym powstanie koncepcji lotniczej łączności z okupowanym Krajem i ustaleniu, kiedy narodziła się idea przerzutu wyszkolonych spadochroniarzy na potrzeby konspiracji wojskowej. Ten etap historii, rozpoczynający się na przełomie października-listopada 1939 r., a zakończony pierwszym lotem do Kraju w lutym 1941 r., nie został dotychczas w sposób należyty opracowany. Pragnę Pana zapewnić, że wszystkie podane przeze mnie ustalenia są oparte na konkretnych dokumentach archiwalnych. Możemy się oczywiście różnić się w ich ocenie, znaczeniu itp., ale nie zmieni to faktu, że zmieniają one w sposób zasadniczy dotychczasowy opis narodzin idei przerzutu powietrznego do Polski w latach II wojny światowej.
Moja uwaga: nie znam tych „konkretnych dokumentów archiwalnych” na które powołuje się dr Andrzej Chmielarz. Problem w tym, że wcale nie odnosi się do moich zarzutów, tylko usiłuje dyskutować wokół kwestii o których nie pisałem
Formułując swoje zastrzeżenie, nie bierze Pan pod uwagę prostego faktu. Znakomita większość opracowań dotyczących historii polskich spadochroniarzy i lotniczej łączności z krajem powstała w okresie, kiedy dostęp do archiwaliów krajowych i zagranicznych był mocno utrudniony.
Moja uwaga: Pan Doktor nie zauważa prostego faktu: moje zastrzeżenia dotyczą zupełnie innych kwestii.
Jak ważna jest znajomość i wykorzystanie zachowanych archiwaliów, pokazują dobitnie opracowania oparte na solidnej bazie źródłowej. Mam tu na myśli czterotomowy Słownik biograficzny Cichociemnych Krzysztofa K. Tochmana i Lotnicze wsparcia Armii Krajowej Kajetana Bienieckiego. Te opracowania unaoczniły wszystkim, jak wielkie luki i jak znacząco niepełny był funkcjonujący w dotychczasowej literaturze opis wielu zdarzeń.
Moja uwaga: Refleksje Pana Doktora nie mają żadnego związku z moimi zastrzeżeniami do tekstu, który napisał. Nota bene, w „Słowniku Biograficznym Cichociemnych” autorstwa dr Tochmana jest kilka istotnych błędów.
Bazowanie wyłącznie na literaturze skutkuje opisem, który niestety w wielu przypadkach na niewiele wspólnego z faktycznym przebiegiem wydarzeń. Odbicie tego ułomnego stanu wiedzy można znaleźć w bardzo wielu publikacjach, w tym niestety również na stronie www.elitadywersji.org.
Moja uwaga: Pan Doktor nie odnosi się do tematu dyskusji, tj. nie odnosi się do moich zastrzeżeń do jego artykułu.
By unaocznić skalę błędnego przekazu, pozwolę sobie na komentarz do zamieszczonego tam krótkiego tekstu zatytułowanego ?Łączność lotnicza?:
Moja uwaga: Byłoby wskazane, aby Pan Doktor odniósł się do moich zastrzeżeń do jego artykułu, zaś nową polemikę dotycząca jakiejkolwiek (jednej czy wielu) publikacji adresował do autorów tych publikacji, na których ten tekst został oparty. Chętnie zmienię treść danych tekstów mojego autorstwa, jeśli otrzymam wgląd w źródłowe dokumenty. Publikuję treści nie kwestionowane dotąd przez najpoważniejszych badaczy.
[cytat ze strony] Pierwszą propozycję w sprawie nawiązania łączności lotniczej z Krajem 30 grudnia 1939 złożył Dowódcy Lotnictwa gen. Józefowi Zającowi kpt. Jan Górski ps. Chomik.
? Górski nie jest autorem koncepcji nawiązania łączności lotniczej z krajem. Powstała ona w KG ZWZ w Paryżu i była przedmiotem dyskusji z udziałem gen. K. Sosnkowskiego i gen. Józefa Zająca 10 listopada 1939 r. W sztabie Dowództwa Lotnictwa zagadnienie to opracował płk. obs. Czesław Filipowicz.
Moja uwaga: kpt. dypl. Jan Górski jest autorem tego, pod czym się podpisał. Nigdzie nie twierdzę, że nikt inny nie wypowiadał się w sprawie idei łączności z okupowana Polską. Pan Doktor polemizuje więc nie tylko z innymi autorami ale także z tezą, której w moim tekście nie ma.
? pismo w sprawie utworzenia oddziałów desantowych skierowane do Dowódcy Lotnictwa gen. Józefa Zająca 7 grudnia złożył mjr. dypl. Włodzimierz Mizgier – Chojnacki, zajmujący się od lat spadochroniarstwem i wówczas oficer Komendy Głównej ZWZ w Paryżu, meldując, że: Na terenie Francji oraz w obozach w Rumunii i na Węgrzech znajduje się spora liczba naszych spadochroniarzy przeszkolonych przez LOPP i Wojskowy Ośrodek Spadochronowy w Bydgoszczy. Element ten, składający się z młodzieży ideowej i nadzwyczaj dzielnej mógłby być wykorzystany do desantów spadochronowych o charakterze dywersyjnym i wywiadowczym.
Jego propozycja zorganizowania w porozumieniu z dowództwem francuskim ośrodka spadochronowego (została przedstawiona lista kadry), został przyjęty do realizacji, na co wskazuje pismo mjr Władysława Tuchółki (przedwojenny komendant Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy) do gen. Zająca z 14 grudnia 1939 r., w reakcji na przekazaną mu przez płk. pil. Pawlikowskiego informację, że otrzymał przydział do szkolnictwa spadochronowego. 12 stycznia 1940 r. gen. Zając przedstawił Francuzom obsadę personalną centrum wyszkolenia spadochronowego, którego komendantem (Dir. du Centre d?instr.) został mjr. Mizgier-Chojnacki. Lista liczyła 17 ludzi (plus jeden kandydat na kurs spadochronowy ppor. Jan Rogowski). Szkolenie polskich spadochroniarz miało się odbyć w Avignon. W okresie styczeń – maj 1940 r. Dowództwo Sił Powietrznych monitowało Francuzów w tej sprawie wielokrotnie.
Moja uwaga: To cenne, że Pan Doktor zechciał napisać o inicjatywie mjr. dypl. Włodzimierza Mizgier – Chojnackiego. Przecież tego nie zakwestionowałem. Nie oznacza to jednak, że nie było inicjatywy kpt. dypl. Jana Górskiego. Pana wywód, jakoby Chojnacki był „pierwszy” nie jest prawdziwy.
? pismo 30 grudnia kpt. Górskiego i kpt Kalenkiewicza nie posiada ani tytułu, ani adresata i trudno je z uwagi na treść określać jako propozycję nawiązania łączności lotniczej z krajem: Wiadomości kraju zebrane od kolegów przybywających z Polski oraz częściowo osobiste obserwacje wskazują na konieczność ściślejszej opieki nad społeczeństwem pozostającym pod zaborami. [?] Uzupełnienie to powinno być wykonywane przy pomocy: ? emisariuszy – naocznych świadków odradzającej się Polski; – samolotów łącznikowych rozrzucających okresowo ulotki; w chwili odpowiedniej przez: – desanty powietrzne ? jako ? moralne i częściowo materialne oparcie dla Krajowych Władz Powstańczych. [?] Desanty powietrzne – mogą być wyrzucone w chwili, gdy siły niemieckie będą związane uderzeniem Aliantów.
Moja uwaga: pismo z 30 grudnia 1939 złożył tylko kpt. dypl. Jan Górski. Wraz z kpt. dypl. Maciejem Kalenkiewiczem złożył je po raz trzeci dopiero 14 lutego 1940. Podobnie wydaje się wyglądać Pana „precyzja” w określeniu jego treści. Cytat z pisma kpt dypl. Górskiego i kpt. dypl. Kalenkiewicza – ?Głównym zadaniem wojsk polskich we Francji jest jak najwydajniejsze i jak najbardziej bezpośrednie działanie na korzyść Kraju. Taką właśnie jego formą jest wsparcie powstania przez desanty oddziałów wojsk polskich tworzonych we Francji?.
[cytat ze strony] Przygotował opracowanie pt. ?Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz dla wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych?.
? w nazwie zbędne drugie ?dla?.
Moja uwaga: Nazwa jest cytatem z tytułu dokumentu, którego oryginał znajduje się w Studium Polski Podziemnej. Jeśli wszyscy badacze popełnili ten sam błąd, proszę opublikować skan oryginału.
– Jest to kolejna wersja powstałego w kwietniu 1940 r. Planu wsparcia i osłony powstania w Kraju.
Moja uwaga: Pisma: z 30 grudnia 1939, 21 stycznia 1940 oraz z 14 lutego 1940 nie są (nie mogą być, powstały wcześniej) „kolejną wersją” napisanego później, w kwietniu 1940 przez kpt. dypl. Kalenkiewicza „?Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju”.
[cytat ze strony] Wobec braku reakcji ponowił raport 21 stycznia 1940 przedkładając go tym razem gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu. Wraz z kpt. Maciejem Kalenkiewiczem po raz trzeci złożył raport w tej sprawie 14 lutego 1940.
? powtarzana informacja o braku reakcji na wystąpienia Górskiego i Kalenkiewicza jest nieprawdziwa. Przeczą temu adnotacje kancelaryjne na złożonych dokumentach oraz notatka z 25 stycznia 1940 r. świadcząca o prowadzonych rozmowach z obu oficerami: Kpt. Kalenkiewicz oświadczył, że niezbyt chętnie wróciłby do swej organizacji w kraju? [?] Wróci, gdy dostanie rozkaz. Natomiast razem [z] kpt. Górskim pójdą na każdą wojskową dywersyjną pracę w Polsce.
Moja uwaga: Być może była jakaś reakcja, a informacja o braku reakcji jest błędna. W mojej ocenie „adnotacja” czy „rozmowa” niekoniecznie musi być uznana za właściwą reakcję. Prowadzi Pan jednak „dyskusję” z ustaleniami innych badaczy – a nie ze mną, powołując się przy tym na nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść.
– raport z 21 stycznia i 14 lutego 1940 r. jest tym samym dokumentem i dotyczył sprawy użycia oficerów wychowanków WSWoj. w desantach spadochronowych w Kraju. Referent tej sprawy płk dypl. Albin Habina, szef Wydziału Operacyjnego KG ZWZ, pisał: W sprawie tej wpłynęły zasadniczo 2 załączone referaty, przyczem referat z 21.I b.r. pisany ręcznie i zaopiniowany przeze mnie, iż ma w przyszłości widoki powodzenia, został zwrócony na żądanie autorów i dosłownie przepisany na maszynie dnia 14.II b.r. 21 marca gen. Sosnkowski zgłoszenie grupy wychowanków WSWoj. przekazał Dowódcy Lotnictwa gen. Zającowi pisząc: proszę Pana Generała o umożliwienie tym oficerom przeszkolenia na kursach spadochronowych. 20 kwietnia 1940 r. gen. Zając wydał dyspozycję: Wychowankowie WSWoj. mogą być na dalszej liście kandydatów.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
[cytat ze strony] Podkreślał w nim ? ?Głównym zadaniem wojsk polskich we Francji jest jak najwydajniejsze i jak najbardziej bezpośrednie działanie na korzyść Kraju. Taką właśnie jego formą jest wsparcie powstania przez desanty oddziałów wojsk polskich tworzonych we Francji. Zgłosił też gotowość grupy 16 oficerów, absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej (nazywanych od Jego pseudonimu ?chomikami?), do desantowania się do Kraju.
? w piśmie z 14 lutego 1940 r. nie ma przywołanego zdania. Pochodzi z niedatowanego i niepodpisanego dokumentu zaczynającego się od słów: Grono oficerów wychowanków Wyższej Szkoły Wojennej znajdujących się we Francji ustaliło w czasie dyskusji koleżeńskich co następuje? (fakt, że wspomniany dokument znany jest w wersji rękopiśmiennej i maszynowej pozwala przypuszczać, że był to prawdopodobnie załącznik do pisma z 14 lutego, którego nie odnotowano na piśmie przewodnim).
Należy uściślić, że w dokumencie tym owo grono oficerów nie przewidywało żadnego szkolenia dywersantów, czy też nawiązywania łączności z Krajem. Desanty przewidywano dopiero w momencie wybuchu powstania w okupowanym Kraju, a: Do chwili wybuchu powstania chcemy brać udział w oddziaływaniu na społeczeństwo w kraju. Owe formy oddziaływanie to wg nich: utrzymanie ducha w narodzie; podniesienie dumy społeczeństwa, utrzymanie spokoju i zaciętości; wykazanie, że wojsko polskie we Francji jest godne narodu i utrzymanie jedności wysiłku i władzy.
Moja uwaga: Prowadzi Pan „dyskusję” nie ze mną lecz właściwie z autorami wielu publikacji, powołując się nie nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść. Na marginesie – załącznik jest integralną częścią pisma.
? pismo z 14 lutego 1940 r. jest wspomnianym wyżej zgłoszeniem grupy oficerów wychowanków Wyższej Szkoły Wojennej: pragnących wziąć udział w desantach spadochronowych w Kraju. [?] Melduję, że wyżej wymieniona grupa posiada wystarczającą ilość oficerów fachowo przygotowanych do opracowania szczegółowego projektu wstępnego. Tak więc w połowie lutego 1940 r. nie ma żadnego jeszcze projektu.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
[cytat ze strony] W maju 1940 obaj współtwórcy Cichociemnych zostali przeniesieni do ?Biura gen. Sosnkowskiego?. Pod tą zakamuflowaną nazwą funkcjonowała Komenda Główna ZWZ (później przemianowanego na Armię Krajową). Pracowali tam nad planami wsparcia drogą lotniczą powstania powszechnego.
? ?współtwórcy cichociemnych?, brak jakiejkolwiek podstawy do takiego twierdzenia.
Moja uwaga: raczy Pan żartować. Kto zatem wg. Pana jest wspóltwórcą? Mizgier – Chojacki?
– Ich projekty dotyczyły użycia desantów wojskowych jako wsparcie ruchu powstańczego, a nie przygotowania spadochroniarzy dywersantów, jako wsparcia pracy wojskowej w okupowanym Kraju i w tej roli znaleźli się w komórce gen. Paszkiewicza, prowadzącej na szczeblu KG ZWZ studia nad planem wsparcia powstania przez oddziały transportowane przy użyciu lotnictwa;
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
? przydział Kalenkiewicza z Górskim do KG ZWZ był czasowy i obejmował miesiące maj-czerwiec 1940 r. (do jej rozwiązania). Pisze o tym 23 sierpnia 1940 r. gen. bryg. Paszkiewicz dowódca 1 Brygady Strzelców do szefa Oddziału V Sztabu NW, w związku z ich planowanym przydziałem do kadry jednej z brygad kanadyjskich stwierdza: w dalszym ciągu przewidywanym jest użycie ich do prac łączności lotniczej z krajem. Efektem tego pisma było m.in. przydzielenie 11 września Kalenkiewicza na okres 4 tygodni do Oddziału III Sztabu NW, skąd z dniem 6 grudnia przeniesiony został do Oddziału V Sztabu NW.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
[cytat ze strony] Także w maju złożyli do Sztabu Naczelnego Wodza memorandum w tej sprawie. Przygotowali również Instrukcję dla pierwszych lotów łącznikowo ? rozpoznawczych w sprawie zrzutów spadochronowych, lądowania lub wodowania samolotów oraz podejmowania poczty z ziemi.
? Kolejność prac była zupełnie inna. Sprawą nierozstrzygniętą pozostaje ustalenie autorstwa. Są one w znanych mi zbiorach identyfikowane jako opracowania Kalenkiewicza. Jako pierwszy, w kwietniu 1940 r., powstał Plan wsparcia i osłony powstania w Kraju, który po przepracowaniu otrzymał nazwę Użycie lotnictwa dla łączności i transportów wojskowych drogą powietrzną do Kraju oraz wsparcia powstania. Stworzenie jednostek wojsk powietrznych. Kolejnymi były: Instrukcja dla pierwszych lotów łącznikowo-rozpoznawczych do Kraju i Rozpoznanie lotnisk i lądowisk w Kraju. W połowie czerwca 1940 r. powstało Planowanie wsparcia i osłony powstania (porządek pracy) i Plan pracy nad organizacją wsparcia i osłony powstania. Spis zagadnień do opracowania (dla pamięci).
Moja uwaga: Prowadzi Pan „dyskusję” nie ze mną lecz właściwie z autorami wielu publikacji, powołując się nie nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść.
Przeczytałem z ciekawości Pańskie uwagi pod adresem broszury K. Tochmana. Z niewielką częścią uwag się zgadzam.
Moja uwaga: Niestety, Pana wspaniałomyśla deklaracja ma zerową wartość poznawczą – nie wiadomo, z którymi uwagami Pan się zgadza…
Szkoda jednak, że w ferworze wytykania niedostatków jego publikacji nie udało się Panu uniknąć również szeregu uproszczeń i błędów.
Najpoważniejsze z nich to:
? spadochroniarze zrzucani na Bałkany składali przysięgę na rotę AK;
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat. Nie kwestionowałem nigdzie faktu składania przysięgi przez niektórych spadochroniarzy. Najistotniejsza jest podległość służbowa żołnierza – polscy spadochroniarze zrzucani w operacjach specjalnych w innych krajach byli oddawani do dyspozycji SOE lub OSS, od tych struktur otrzymywali rozkazy i tym strukturom składali meldunki.
Nota bene – wbrew Pana insynuacji nic mi nie wiadomo o „ferworze wytykania niedostatków” – wcale nie znajdowałem się w „stanie uniesienia”, wręcz przeciwnie, byłem zdumiony i zrozpaczony (lubiłem dotąd dr Tochmana).
? Armia Krajowa tworzyła struktury eksterytorialne ? ?Wachlarz?, placówki wywiadu dalekiego zasięgu, Okręg Berlin (szybko rozbity przez Niemców) i Okręg AK Węgry;
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
Istotą „działania” (takiego określenia użyłem w tym wątku) jakiejkolwiek armii jest walka. Użyłem tego określenia w kontekście operacji specjalnych. Armia Krajowa w tym znaczeniu nie działała poza Polską.
To, że na jej rzecz różne osoby (obojętnie w jakich strukturach), zaprzysiężone na rotę AK, wykonywały rozmaite zadania poza Polską nie ma nic do rzeczy. Z faktu, że oficerowie Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza składali przysięgę na rotę AK chyba nie usiłuje Pan wywodzić nieprawdziwego twierdzenia, że np. „Armia Krajowa działała w Sztabie Naczelnego Wodza”?
? nie ma potrzeby żadnego szacowania ilości placówek. W zachowanej kartotece znajduje się 437 placówek (sezon ?Riposta? i ?Odwet?), z czego duża część nigdy nie została postawiona nawet w stan pogotowia;
Moja uwaga: Prowadzi Pan „dyskusję” nie ze mną lecz właściwie z autorami wielu publikacji), powołując się nie nieopublikowane nigdzie dokumenty. Nie mam zdolności jasnowidzenia, aby się do ich treści odnieść.
? bazę włoską organizował ppłk M. Utnik, a o jej dowództwo zabiegał płk L. Okulicki, ale NW odrzucił jego kandydaturę. Jaźwiński nie palił się do objęcia kierownictwa. W meldunku pisemnym do szefa sztabu z 8 stycznia 1944 r. pisał, że do objęcia tego stanowiska brakuje mu ?niezbędnych środków?. Jaźwiński bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z iluzorycznej samodzielności tej placówki i pisał we wspomnianym meldunku wprost: Całokształt spraw związanych z realizacją przerzutu załatwiony być może w praktyce tylko drogą współpracy Dcy Bazy Przerzutowej z miejscowymi władzami brytyjskimi.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat.
Co do mjr. dypl. Jana Jaźwińskiego – wybaczy Pan, ale mam więcej zaufania do jego osobistej relacji w „Dzienniku czynności” (mam cyfrową kopię oryginału) oraz „Pamiętniku”, a także do dokumentów Sztabu Naczelnego Wodza (w tym pism, depesz, rozkazów) – niż do Pana oceny jego postaw i reakcji. Nota bene – nie było jednej „bazy włoskiej”, były np. baza 10, baza 11 itd….
? cytowana formuła, którą wygłaszał przyjmujący jest błędna. Przyjmujący zgodnie z rozkazem gen. S. Roweckiego nr 58 z 22 lutego 1942 r. odpowiadał: Przyjmuję Cię w szeregi żołnierzy Wolności, obowiązkiem twoim będzie walczyć z bronią w ręku o odzyskanie Ojczyzny.
Moja uwaga: Nie wiem z jakiego powodu Pan o tym pisze, ani w moich zastrzeżeniach do Pana artykułu, ani we fragmencie ze strony, który wybrał Pan sobie do „polemiki zastępczej” nic nie ma na ten temat. Opublikowany przeze mnie (na innej stronie) tekst przysięgi został uchwalony przez Komitet dla Spraw Kraju 12 grudnia 1942.
Z poważaniem
Andrzej Chmielarz
Moja uwaga: Do żadnego z 11 moich zastrzeżeń do swojego artykułu nie raczył Pan się odnieść. Grzecznościowa formułka nie zastąpi rzeczywistej, poważnej reakcji oraz rzetelnej polemiki na argumenty. Zamiast tego przesłał mi Pan swoje uwagi nie na temat. Przykro mi, ale w mojej ocenie nie jest to poważne.
Uprzejmie zarzucił mi jedynie „przesadę i próbę monopolizowania tematu”. Mój domniemany „monopol” polega zapewne na tym, że ośmieliłem się publicznie zabrać głos, a nawet wskazać błędy lub nieścisłości…
Przypomnę, że moja polemika z artykułem Pana Doktora została zawarta w 5 punktach:
Na to wszystko Pan Doktor odpowiada – „Co do mojego tekstu zarzuty sprowadzają się do użycia przeze mnie skrótów w tworzeniu narracji na poziomie popularnego artykułu. W ten sposób mozna uszczegóławiać (ale i rozbudowywać ponad miarę) każde niemal zdanie. To przesada i próba monopolizowania tematu. Co do kolegi Chmielarza, on sam musi się odnieść do tekstu”.
Moja uwaga: Do żadnego z 5 moich zastrzeżeń do swojego artykułu nie raczył Pan się odnieść.
Ubolewam nad tym, że z wyżyn swych katedr Panowie Historycy nie raczą rzeczowo podejść do dyskusji, a jeden z Panów nawet rozpoczął od argumentów ad personam wobec mnie ? co jak powszechnie wiadomo, żadnej rzeczowej dyskusji służyć nie może. Przykre, nawet bardzo?
Ryszard M. Zając
* * * * *
Każdy kto posiada zdolność używania własnego rozumu jest w stanie wyrobić sobie własną opinię nt. jakości – a zwłaszcza zasadności – moich zarzutów oraz domniemanej rzetelności odpowiedzi na te zarzuty Panów Historyków.
Cieszę się, że historycy piszą o Cichociemnych, choć smuci mnie, że czynią to niejako ?przy okazji? (wypada napisać coś w rocznicę). Jeszcze bardziej smuci mnie, że wciąż narracja historyczna o Cichociemnych zawiera podstawowe błędy, wciąż spłyca się Ich dokonania, wciąż przypisuje się polskie zasługi Brytyjczykom (to wspaniałe SOE, które w pełnej krasie zaprezentowało swą niekompetencję np. w Holandii)?
Ale czyż może być inaczej w sytuacji, w której nie ma ani jednej placówki naukowej czy muzealnej zajmującej się kompleksowo tym zagadnieniem? W sytuacji w której liczne dokumenty leżą sobie w archiwach i nikt do nich od wielu lat nie zagląda?
W sytuacji, w której nawet ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Wielkiej Brytanii nie wie, że Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej? W sytuacji w której nawet Instytut Pamięci Narodowej (sic!!!) depcze pamięć o Cichociemnych oraz rozpowszechnia kłamstwa na Ich temat w rocznicowej publikacji największego swego ?znawcy problematyki??
Żywa dyskusja nt. Cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej w służbie specjalnej jest bardzo potrzebna, warto byłoby zwracać uwagę, aby dyskutować na temat i używać argumentów merytorycznych, a nie ad personam.
RMZ
PS. Na stronie na Facebooku znajomi oraz sympatycy Pana Tochmana rozpoczęli akcję insynuacji na mój temat, w tym m.in. sugerowania iż jestem agentem jakichś niecnych służb, a moje wskazanie błędów jest „atakiem na IPN”. Bez komentarza, szkoda słów…