Spis treści:
Zobacz – Powstanie Warszawskie – trzy kluczowe persony
W każdą kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego mamy kolejną odsłonę sporu o jego sens. Nikt nie ośmieli się odmówić bohaterstwa Powstańcom Warszawskim oraz zwykłym cywilom. Jednak spór o Powstanie Warszawskie od lat toczy się z różnym natężeniem. Widać w nim echa komunistycznej propagandy. Ale wciąż kluczowe i nierozstrzygnięte pozostaje pytanie – czy miało ono sens? Czy życiem i cierpieniem Powstańców oraz cywilnych Warszawiaków nie zapłacono za nierealistyczne polityczne mrzonki? Czy Powstanie musiało wybuchnąć?
Jako wnuk Cichociemnego, Powstańca Warszawskiego, miałem jak gdyby obowiązek szerzenia „dobrego słowa” o Powstaniu. Obecnie, w miarę poznawania nowych informacji – zwłaszcza tych, które jakoś nie są obecne w publicznej narracji – mój entuzjazm jest wyraźnie mniejszy. Nie mam żadnych zastrzeżeń co do bohaterstwa żołnierzy czy cierpień walczącej Warszawy, także zwykłych cywilów 😢 Mam ambiwalentną ocenę decyzji podjętych przez władze AK – formalnie przez dowódcę. W mojej ocenie jest oczywiste, iż interesy i rachuby polityczne przeważyły nad wojskową ocena potrzeby Powstania. Prawdopodobnie nie mogli przewidzieć skutków zbrodniczego zachowania Niemców, choć w połowie 1944 wszystkie możliwe rodzaje zbrodni Niemcy już popełnili i należało się z tym liczyć. Podobnie nie sposób przyjąć, że można było mieć jakieś złudzenia co do sowietów. Ale wciąż brakuje bardzo wielu informacji, aby w pełni ocenić kontekst i realia podjętej decyzji o wybuchu Powstania…
Przedstawię własne zdanie w tym sporze. Podkreślę na początku, że wciąż w narracji o Powstaniu – nie tylko w tym sporze – zwykle pomijane są dość istotne wątki. Po pierwsze sens istnienia Armii Krajowej, po drugie świadomość sytuacyjna ówczesnych decydentów, po trzecie realna (a nie deklarowana) postawa zachodnich aliantów. Co do postawy Stalina chyba nikt nie ma już żadnych złudzeń…
Zupełnie niesłusznie pomijana jest też zasadnicza rola gen. Stanisława Tatara, odpowiedzialnego za wsparcie AK – przebywającego w Londynie w roli „trzeciej osoby z dowództwa Armii Krajowej” – zastępcy szefa Sztabu Naczelnego Wodza ds. krajowych. A przecież właśnie jego działania miały rozstrzygające znaczenie. To właśnie manipulacje tego prosowieckiego inspiratora, złodzieja publicznych pieniędzy II R.P. oraz zdrajcy niepodległej Polski miały kluczowe znaczenie dla Powstania Warszawskiego, także dla poprzedzającej go „Akcji Burza” – dewastującej Armię Krajową. Jeśli w sporze o Powstanie szukamy głównego winnego nierealistycznych decyzji -? to bez wątpienia jest nim właśnie Tatar – generał zdrajca…
Powstanie Warszawskie (eng. Warsaw Uprising) było zorganizowanym przez Armię Krajową zbrojnym wystąpieniem przeciwko okupującym Warszawę Niemcom. Trwało od 1 sierpnia do 3 października 1944. Było największą bitwą Armii Krajowej oraz największą bitwą Cichociemnych spadochroniarzy AK. Walczyło w nim, według różnych źródeł, ok. 50 tys. żołnierzy, głównie Armii Krajowej, a także: Narodowych Sił Zbrojnych (740-3,5 tys.), formacji komunistycznych: Armii Ludowej i Związku Walki Młodych (270-800), Korpusu Bezpieczeństwa (600-700), Polskiej Armii Ludowej (120-500). W Powstaniu walczyło także kilkuset obcokrajowców z ok. 17 krajów. Wszystkie formacje zbrojne były podporządkowane taktycznie dowództwu Armii Krajowej.
Powstanie rozpoczęło się o godzinie „W” (kryptonim dnia i godziny), tj. 1 sierpnia 1944 o godz. 17.oo. Powstańcze oddziały Okręgu Warszawa AK oraz oddziały dyspozycyjne Komendy Głównej AK zaatakowały Niemców we wszystkich dzielnicach stolicy Polski. Błędy w mobilizacji żołnierzy, a także organizacji akcji powstańczej (m.in. braki uzbrojenia), rozproszenie sił oraz brak efektu zaskoczenia (Niemcy zarządzili alarm dla garnizonu pół godziny wcześniej) spowodowały mniejsze sukcesy Powstańców. Opanowano znaczną część lewobrzeżnej Warszawy, w tym prawie całe Śródmieście i Stare Miasto. Nie powiodły się próby przejęcia głównych arterii komunikacyjnych Warszawy oraz przepraw na Wiśle.
Powstanie miało trwać ok. dwa tygodnie – trwało ponad dwa miesiące, aż 63 dni. Niemcy wykorzystując swoją przewagę stopniowo odzyskiwali kontrolę nad Warszawą, dopuszczając się w kolejnych dzielnicach bestialskiego mordowania cywilnych mieszkańców stolicy. Od 4 do 7 sierpnia wymordowali ponad 30 tys. mieszkańców Woli. Do 11 sierpnia przejęli Ochotę, mordując kilkanaście tysięcy jej mieszkańców. Do końca sierpnia trwały krwawe starcia na Starym Mieście, Niemcy objęli je 2 września, rozpoczynając kolejną rzeź cywilnych mieszkańców (obecnie Niemcy uczą Polaków moralności).
Żołnierze oddziałów powstańczych zmuszeni zostali do przejścia kanałami do Śródmieścia oraz na Żoliborz. 6 września Niemcy zdobyli Powiśle, 13 września wysadzili mosty na Wiśle. Po zaciętych walkach 24 września zdobyli Czerniaków. Cztery dni wcześniej Powstańcy kanałami przeszli na Mokotów. 27 września Powstańcy z Mokotowa skapitulowali, część z nich kanałami przeszła na Śródmieście. 30 września skapitulował Żoliborz, trwały ostatnie walki w Śródmieściu. W nocy 2/3 października 1944 przedstawiciele dowództwa Armii Krajowej podpisali akt kapitulacji. Ok. 15 tys. żołnierzy AK wzięto do niewoli.
W Powstaniu Warszawskim walczyło 95 Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej. Spośród 95 Cichociemnych uczestniczących w Powstaniu Warszawskim, co najmniej 20 było rannych lub ciężko rannych (niektórzy kilkakrotnie), 18 poległo w walce lub z powodu odniesionych ran.
Spośród dziewięciu osób z dowództwa Powstania Warszawskiego, dwóch było Cichociemnymi: gen. Leopold Okulicki ps. Kobra, I zastępca szefa sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej oraz płk. Kazimierz Iranek-Osmecki ps. Heller, szef Oddziału II (wywiad) Komendy Głównej Armii Krajowej. Ponadto siedmiu Cichociemnych było w składzie Komendy Głównej Armii Krajowej (I rzut), pięciu Cichociemnych w składzie KG AK (II rzut) oraz dwóch Cichociemnych w dowództwie oddziału łączności nr 39 / osłonowego KG AK. Cichociemni pełnili funkcje dowódcze w oddziałach Armii Krajowej, walczyli w wywiadzie AK oraz zapewniali łączność, pracując na wszystkich radiostacjach Powstania Warszawskiego, o kryptonimach: Wanda 1, 2, 3, 4, 7, 9, 13, 23, 23A.
Jednym z 95 Cichociemnych walczących w Powstaniu Warszawskim był mój Dziadek – por. cc Józef Zając ps. Kolanko. Uczestniczył w Powstaniu od pierwszego do ostatniego dnia. Od 5 sierpnia 1944 do końca był dowódcą obrony rejonu pl. Grzybowskiego oraz ulic: Grzybowska – Ceglana – Graniczna – Żelazna Brama – Królewska – Marszałkowska – Zielna – Świętokrzyska, dojścia do Pl. Bankowego. Podlegała mu m.in. placówka „Królewska 16” (budynek naprzeciwko ruin giełdy), położona na obrzeżu Ogrodu Saskiego, nazywana „Twierdzą Królewska 16” z powodu zaciętych walk – Niemcy atakowali ją ponad 30 razy, z użyciem lotnictwa, granatników, kompanii piechoty oraz dwóch czołgów – za każdym razem ataki Niemców były bezskuteczne.
Mój Dziadek został ranny w Powstaniu, po jego kapitulacji na rozkaz poszedł do niewoli. Za męstwo i osobistą odwagę w czasie Powstania Warszawskiego odznaczony przez Dowódcę Armii Krajowej Krzyżem Walecznych po raz trzeci i czwarty (rozkaz nr 512 z sierpnia 1944) .
Podczas Powstania Warszawskiego poległo ok. 16 tys. żołnierzy, 20 tys. zostało rannych, 15 tys. wzięto do niewoli. W trakcie Powstania Warszawskiego, wskutek nalotów, ostrzału artyleryjskiego, zbrodni niemieckich – masowych mordów ludności cywilnej, a także z powodu bardzo ciężkich warunków bytowych zginęło ok. 150-200 tys. cywilnych mieszkańców Warszawy.
Według historyków, oprócz poległych w wyniku walk, co najmniej 63 tys. Warszawiaków straciło życie wskutek niemieckich zbrodni. Ze stolicy wypędzono ok. 550 tys. Warszawiaków, wypędzono także ok. 100 tys. mieszkańców miejscowości podwarszawskich. Spośród nich ok. 150 tys. osób wywieziono na przymusowe roboty do Niemiec. Straty Warszawy były ogromne pod każdym względem.
W trakcie walk powstańczych zniszczeniu uległo ok. 25 proc. zabudowy stolicy po lewej stronie Wisły, w tym prawie 100 proc. Starego Miasta. Znaczna część tych zniszczeń spowodowana była celowym podpalaniem całych kwartałów domów przez Niemców, na rozkaz naczelnego dowództwa. Ponadto od października 1944 do stycznia 1945 Niemcy wyburzyli ok. 30 proc. przedwojennej zabudowy Warszawy. Ogółem zniszczono ok. 65 proc. zabudowy przedwojennej Warszawy, w 1945 w stolicy zalegało 20 milionów metrów sześciennych gruzów. Za to wszystko odpowiadają Niemcy – a nie jacyś „naziści”…
Zasadniczym celem Powstania było wyzwolenie stolicy bezpośrednio przed wkroczeniem sowieckiej Armii Czerwonej, co miało powstrzymać lub utrudnić proces sowietyzacji całej Polski. Ten strategiczny cel nie został osiągnięty, po 63 dniach walk Armia Krajowa podpisała akt kapitulacji stolicy.
Przed wybuchem Powstania, 29 i 30 lipca 1944 sowieckie radio „Moskwa” i moskiewska radiostacja „Kościuszko” (udająca, że nadaje z terenu okupowanej Polski) żwawo wzywały mieszkańców Warszawy do walki z Niemcami, do „wspólnego wyzwolenia Warszawy”.
Po wybuchu Powstania Warszawskiego, sowiecka Armia Czerwona wstrzymała ofensywę. Wojska sowieckie po drugiej stronie Wisły bezczynnie i długo czekały aż Powstanie upadnie. Ta perfidna postawa miała dla Stalina racjonalne uzasadnienie – jego celem było zniszczenie Armii Krajowej. Cel Armii Krajowej nie został osiągnięty, Stalin dopiął swego…
Spór o Powstanie toczy się głównie dlatego, że Powstańcy musieli skapitulować. Powstanie upadło wobec przeważających sił wroga, w konsekwencji relatywnie słabych sił powstańczych, przy słabym i zbyt późnym wsparciu zachodnich aliantów oraz celowej bierności Stalina. Jeśli zgodzimy się z tym zdaniem, to zgadzamy się także z tym, że za upadek Powstania nie jest odpowiedzialna tylko Komenda Główna AK.
Jak wiadomo, nie ma jednego czynnika, który decyduje o wygranej walce, to raczej splot co najmniej kilku korzystnych okoliczności. Niezbędna jest odwaga żołnierzy oraz geniusz dowódcy, kluczowe położenie oraz dobre wyposażenie, śmiałe i zaskakujące manewry a także umiejętne wykorzystanie błędów przeciwnika. Fundamentalne znaczenie, zwłaszcza przy starciach dłuższych czasowo, ma logistyka – zaopatrzenie w środki walki oraz środki przeżycia (żołnierze muszą m.in. jeść a także mieć zapewnioną pomoc medyczną). Dysproporcja sił i środków nie przesądza o przegranej „słabszego” – historia wojen i konfliktów zbrojnych dowodzi, że w asymetrycznych starciach dosyć często zwycięzcą zostawał Dawid, a nie Goliat. Współcześnie, najnowszym przykładem jest wojna Rosji z Ukrainą…
Nie jestem specjalistą historii alternatywnej, nie mam też wystarczających danych, aby autorytatywnie przesądzić, czy Powstanie Warszawskie mogło być wygrane. Po jego kapitulacji łatwo mówić, że samo jego rozpoczęcie było błędem. Doprowadzając taką postawę do absurdu można powiedzieć, że wszelkie akcje zbrojne przeciwko Niemcom były w okupowanej Polsce błędem. Przecież wszędzie Niemcy mieli ogromną przewagę, zatem teoretycznie Polacy nie mieli żadnych szans. A jednak wiele akcji bojowych Armii Krajowej było niewątpliwym sukcesem.
W mojej ocenie Powstanie Warszawskie – niezależnie od czynników politycznych – też miało szansę na wygraną. Ale tylko wtedy, gdyby było dobrze przygotowane, świetnie zrealizowane, także w odpowiednich okolicznościach zewnętrznych. Ale właśnie tego wszystkiego zabrakło.
Pierwsze dni Powstania miały kluczowe znaczenie dla jego dalszego przebiegu. Woli walki nigdy nie brakowało. Jednym z istotniejszych czynników było zaopatrzenie Powstańców, zwłaszcza w broń i amunicję. To właśnie zawiodło, głównie z winy aliantów, ale także częściowo z winy Sztabu Naczelnego Wodza oraz Komendy Głównej Armii Krajowej. Przede wszystkim za późno pomyślano o zaopatrzeniu i za szybko wyznaczono datę wybuchu Powstania (także na skutek sowieckiej dezinformacji).
Za kuriozum należy uznać fakt, że Komendant Armii Krajowej dość długo domagał się… zrzutu brygady spadochronowej (1 SBS) – nie wiedząc, że Naczelny Wódz już przekazał ją do dyspozycji Anglików (sic!). Jest też oczywiste, że zrzut brygady nie miałby ani sensu, ani zasadniczego wpływu na sukces Powstania. Za wszystkie błędy i zaniechania, za zbędną brawurę, najwyższą cenę zapłacili żołnierze Armii Krajowej oraz cywile – mieszkańcy Warszawy….
Spór o sens Powstania trwa od lat i pewnie długo jeszcze pozostanie nierozstrzygnięty. Pierwszym argumentem, jakiego się zazwyczaj używa w dyskusji o celowości Powstania Warszawskiego, jest wielkość strat, konsekwencje kapitulacji. Nie sposób przejść obojętnie wobec bardzo wysokich strat wśród ludności cywilnej oraz planowego wyburzania Warszawy przez Niemców. Dowództwo Armii Krajowej nie miało jednak żadnej realnej możliwości przewidzenia takiego zbrodniczego zachowania Niemców. W mojej ocenie argument strat nie jest zasadny.
Podjęcie decyzji o wybuchu Powstania należy oceniać nie z perspektywy wygodnej kanapy i obecnej wiedzy – ale z perspektywy ówczesnych realiów, w tym zwłaszcza wtedy znanych decydentom faktów. Chłodne spojrzenie na fakty daje większą szansę na racjonalną ocenę.
W mojej ocenie fundamentalne znaczenie w tym sporze ma tu dostrzeżenie sensu istnienia Armii Krajowej. To współcześnie jakoś słabo znana wiedza, ale strategicznym celem Związku Walki Zbrojnej, a następnie Armii Krajowej było przygotowanie powstania powszechnego w Polsce w ostatniej fazie wojny. Dla żołnierzy było to tak oczywiste, że Armia Krajowa miała kryptonim „Polski Związek Powstańczy”.
Cichociemni – będący elitą Armii Krajowej – mieli trzy zasadnicze cele do zrealizowania: 1/ wesprzeć Armię Krajową w konspiracyjnej walce w okupowanej Polsce, 2/ uczestniczyć w przygotowaniach do powstania powszechnego, następnie 3/ uczestniczyć w odtworzeniu Sił Zbrojnych R.P. po wojnie. O tym też mało kto wie, dominują powtarzane za Śledzińskim kłamstwa o rzekomych „misjach Cichociemnych„. Strategiczna koncepcja powstania jako sensu istnienia AK do niedawna była na tyle mało znana, że musiałem nawet napisać hasło w Wikipedii – powstanie powszechne
Jak trafnie zauważa znany historyk prof. Stanisław Salmonowicz – „wybuch powstania dla rzeszy żołnierzy Armii Krajowej wydawał się niezbitą polityczną, psychologiczną koniecznością: istniała więc obawa, że walki o stolicę wybuchną spontanicznie bądź zostaną sprowokowane przez jedną ze stron – Niemców czy komunistów.” Ówczesna sytuacja przypominała znaną zasadę kompozycyjną, zwaną „strzelbą Czechowa” – „jeśli w pierwszym akcie powiesiłeś strzelbę na ścianie, to w kolejnym musi wystrzelić. W przeciwnym razie nie umieszczaj jej tam.”
Od początku wojny Armia Krajowa była przygotowywana (przynajmniej teoretycznie) do zorganizowania powstania zbrojnego w ostatniej fazie wojny. Powstanie Warszawskie niewątpliwie było fatalnie „przygotowane”, Powstańcy nie mieli wystarczającej ilości broni i amunicji, nie przygotowano nawet zrzutowisk do odbioru zrzutów w pobliżu Warszawy (zwraca na to uwagę np. Kajetan Bieniecki w fundamentalnej pracy „Lotnicze wsparcie Armii Krajowej”), wreszcie łudzono się jakimiś mrzonkami o desancie brygady spadochronowej, która była już całkowicie pod komendą Anglików (jak zresztą całe PSZ).
Co do jednego będziemy zapewne zgodni – jeśli Armia Czerwona stała za rzeką, z pewnością była to dla Warszawy „ostatnia faza wojny”… Powstanie Warszawskie w pewnym sensie jest kwintesencją wszystkich błędów strategicznych Naczelnego Wodza i jego sztabu oraz sumą błędów dowództwa Armii Krajowej… Niestety, wszędzie – nie tylko w Warszawie – polscy dowódcy szastali krwią polskich żołnierzy… Niekiedy nawet w obronie cudzych interesów…
Rozkazem z 20 listopada 1943 Dowódca AK nakazał przeprowadzenie Akcji Burza, czyli operacji wojskowej AK przeciwko Niemcom, prowadzonej bezpośrednio przed wkroczeniem na terytorium II Rzeczypospolitej Armii Czerwonej. Operacja „Burza” trwała od momentu przekroczenia przez Armię Czerwoną granicy polsko-radzieckiej z 1939, tj. na Wołyniu od 4 stycznia 1944 do stycznia 1945. Wzięło w niej udział ok. 100 tys. żołnierzy i oficerów AK.
Cel „Akcji Burza” był prawie taki sam jak Powstania Warszawskiego – wystąpienie jako gospodarz na terytorium Polski. Rozkaz był jasny – „Miejscowy dowódca polski winien zgłosić się wraz z mającym się ujawnić przedstawicielem cywilnej władzy administracyjnej u dowódcy oddziałów sowieckich (…)”.
Ciekawe było zakończenie zdania powyżej – otóż „miejscowy dowódca polski” po zbrojnym opanowaniu terenu i zgłoszeniu się u dowódcy sowieckiego miał… „stosować się do jego życzeń”. Plany „Burzy” opracowali w Komendzie Głównej AK gen. Tatar oraz ppłk. dypl. Kirchmayer, ponoć na podstawie „Instrukcji dla Kraju” przyjętej przez rząd R.P. 26 października 1943.
I znów mamy „strzelbę na ścianie” – główna teza „Instrukcji” brzmiała – „Rząd Polski po uzgodnieniu z Aliantami dochodzi do przekonania, że należy dać rozkaz do powstania”, jego głównym celem ma być „opanowanie jak największego obszaru Rzeczypospolitej, jako podstawy do przywrócenia na ziemiach Polski suwerenności Państwa Polskiego i odtworzenia Sił Zbrojnych w Kraju”.
„Instrukcja dla Kraju” nie przewidywała ujawniania się wobec Sowietów dowódców lokalnych struktur Armii Krajowej – zwłaszcza pomimo braku stosunków dyplomatycznych z ZSRR. Ale taki rozkaz otrzymała Armia Krajowa za sprawą gen. Tatara…
Konsekwencją manipulacji Tatara była silna dewastacja Armii Krajowej. Sowieckie służby bezpieczeństwa: NKWD oraz kontrwywiad wojskowy Smiersz dokonywały aresztowań i rozbrojeń oddziałów AK. Żołnierzy Armii Krajowej rozstrzeliwano (m.in. w Rozryszczu, Przebrażu, Łozowie i Antonówce) bądź wcielano do armii Berlinga. Oficerów AK wywożono w głąb Rosji.
Ogółem sowieckie służby bezpieczeństwa (głównie NKWD), osadziły w więzieniach i obozach ok. 50 tys. żołnierzy AK, uczestniczących w Akcji Burza. Towarzyszył temu terror wobec Polaków zamieszkałych na Kresach, kilkanaście tysięcy wymordowano. Tylko z Wilna przymusowo deportowano 35 tys. mieszkających tam Polaków.
W polskim Londynie gen. Tatar bezczelnie kłamał aliantom o „zadowalającej współpracy oddziałów polskich i sowieckich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej”. Faktycznie zaś żołnierzy AK sowieci wrogo rozbrajali, część rozstrzeliwali, pozostałych osadzali w więzieniach lub zsyłali do łagrów. Brytyjczycy zachwyceni prosowiecką postawą Tatara następnego dnia po tym kłamstwie odznaczyli go Orderem Łaźni…
Według „polskiego Londynu” czyli emigracyjnych elit II R.P., w tym szczególnie rządu i Sztabu Naczelnego Wodza, Powstanie Warszawskie było – jak to ujął historyk prof. Stanisław Salmonowicz – „ostatnią być może deską ratunku” przed przejęciem przez komunistów władzy w Polsce. „Polski Londyn” oraz KG AK w okupowanej Polsce zgodnie uznały Powstanie za sposób walki o niepodległość Rzeczpospolitej.
Emigracyjne władze II R.P. praktycznie od września 1941 były oszukiwane przez Brytyjczyków w kwestii fundamentalnej – utrzymania niepodległości Polski. To wtedy podpisano umowę o współpracy pomiędzy brytyjskim SOE a sowieckim NKWD. Jeszcze przed jej formalnym podpisaniem, efektem ścisłej współpracy brytyjsko – sowieckiej było m.in. to, że po pierwszym skoku Cichociemnych do Polski (15/16 lutego 1941), brytyjska Special Operations Executive wykonała co najmniej trzy zrzuty do Polski co najmniej dziewięciu sowieckich agentów. Potem NKWD już sama wysyłała do Polski spadochroniarzy Stalina.
Wymownym barometrem brytyjskiego stałego oszukiwania Polaków była znikoma skala lotniczej pomocy dla AK. Według moich obliczeń cała pomoc zaopatrzeniowa SOE dla Armii Krajowej zmieściłaby się w jednym pociągu towarowym. Do Polski zrzucono ledwo 670 ton zaopatrzenia (4802 zasobniki, 2971 paczek, 58 bagażników), z czego odebrano 443 tony. W tym samym czasie SOE zdecydowało o zrzuceniu do Jugosławii ponad sto dziesięć razy więcej, tj. 76117 ton zaopatrzenia; do Francji 10485 ton, a do Grecji 5796 ton…
Całe wsparcie finansowe Brytyjczyków dla Polski stanowiło zaledwie ok. 2/3 wydatków Wielkiej Brytanii na wojnę, poniesionych (statystycznie) JEDNEGO dnia. Po wojnie wystawili Polsce „fakturę”, m.in. zabierając część polskiego złota. Zrzucono 316 Cichociemnych, choć przeszkolono do zadań specjalnych 533 spadochroniarzy. Tak bardzo Brytyjczycy wspierali Polaków oraz pomagali Polsce…
Niezależnie od brytyjskich kłamstw oraz intryg Tatara, najbardziej fundamentalnym błędem było… zaufanie ówczesnego premiera Stanisława Mikołajczyka do prezydenta USA. Prof. Stanisław Salmonowicz pisze wprost – „pośrednio głównym winowajcą ryzykownej decyzji powstańczej był Prezydent USA: gdyby nie wprowadzał wielokrotnie premiera Mikołajczyka w błąd, to Polacy, przynajmniej od lutego 1944 r., wiedzieliby, że na Anglików nie można liczyć.”
Dodaje – „ówcześnie nie było dobrego wyjścia: każdy z możliwych scenariuszy wiązał się z dużym ryzykiem, wieloma niewiadomymi. Co gorsza, polscy decydenci nie mieli pełnego obrazu sytuacji, która nakazywała szybkie podejmowanie decyzji, mogących odwrócić niekorzystny dla kraju bieg wydarzeń. Zabójcza nade wszystko dla Polaków była anglosaska taktyka przemilczania spraw niewygodnych, informowania półsłówkami, jednym słowem użyjmy banalnego określenia: winna była hipokryzja naszych sojuszników (…).” Podzielam taką ocenę.
O wybuchu Powstania przesądziła decyzja z 21/22 lipca 1944 trzech generałów: Tadeusza Bór-Komorowskiego, Tadeusza Pełczyńskiego, Leopolda Okulickiego. Podjęli ją następnego dnia po sensacyjnych informacjach o puczu w Berlinie oraz zamachu na Hitlera, przeprowadzonym przez płk. Staufenberga. Dość przytomnie liczyli na chaos w niemieckim Wermachcie – choć nie było widać oznak tego chaosu, a puczyści zostali dość szybko schwytani i straceni.
Do zwolenników Powstania należeli (oprócz trójki wymienionych): w kraju – m.in. gen. Antoni Chruściel, płk. Jan Rzepecki, Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski, przewodniczący Rady Jedności Narodowej Kazimierz Pużak; w Londynie – premier Stanisław Mikołajczyk, gen. Kazimierz Sosnkowski. Potem niektórzy politycy twierdzili, że zawsze byli przeciw. Przed Powstaniem jednoznacznie przeciwko opowiadali się m.in. płk Kazimierz Iranek-Osmecki, płk Janusz Bokszczanin. Ten ostatni proroczo mówił: „Ja ich [Sowietów] znam, oni nie przybędą, pozostawią nas samych Niemcom”...
Drugim fundamentalnie błędnym założeniem było polskie przekonanie, że zachodni alianci będą respektować własne zasady, zadeklarowane w tzw. Karcie Atlantyckiej. Stany Zjednoczone oraz Wielka Brytania 14 sierpnia 1941 zadeklarowały m.in. że: „nie życzą sobie zmian terytorialnych, które nie zgadzałyby się z wolno wypowiedzianymi życzeniami narodów, których te zmiany dotyczą”. Ponadto obwieściły całemu światu, że „uznają prawo wszystkich narodów do wyboru formy własnego rządu; pragną przywrócenia niepodległości i niezależnych rządów w tych wszystkich państwach, które zostały pozbawione swej niepodległości”. Polska stała się najtragiczniejszą ofiarą tych uroczyście ogłoszonych kłamstw, ponosząc ich bolesne konsekwencje przez kilkadziesiąt lat zmagania się z komuną.
Zanim podjęto decyzję o wybuchu Powstania, w lipcu 1943 doszło do tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego w katastrofie gibraltarskiej. Odtąd „polskim Londynem” kierował Stanisław Mikołajczyk, kiepski i ugodowy premier rządu RP na uchodźstwie. Mało kto wie, że Mikołajczykiem w znacznym stopniu od maja 1944 kierował… gen. Stanisław Tatar. Nie tylko formalnie odgrywał istotną rolę – jako zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza ds. krajowych odpowiadał za kontakt z Armią Krajową w okupowanej Polsce. Ponadto miał nieformalne, zażyłe relacje z tym słabo wykształconym chłopskim naiwniakiem. Były tak znakomite, że Mikołajczyk planował mianować intryganta Tatara ministrem obrony narodowej w swoim rządzie. W tym samym czasie Tatar zastanawiał się, czy aby nie zostać premierem, miał też chęć dowodzenia Armią Krajową… z Londynu.
Tatar najbardziej zażyłe relacje miał z sekretarką premiera Stefanią Liebermanową, która na bieżąco donosiła mu o posunięciach Mikołajczyka. Kilku osobom pokazała wykonane przez siebie szkice nagiego Tatara; jej nie tylko pozował. Franciszek Wilk, następca Mikołajczyka w emigracyjnym PSL, po wojnie potwierdził, że Liebermanowa była metresą Tatara [była także w tym samym czasie kochanką premiera Mikołajczyka – przyp. RMZ]. O poglądach Tatara powiedział tak: „myślałem, że to przyjaciel PSL i Mikołajczyka, a tymczasem stwierdziłem, że to przyjaciel Gomułki i PPR”…
Prof. Stanisław Salmonowicz zasadnie podkreśla – „najnowsze badania naukowe grzebią obraz generała Tatara jako realisty; w istocie był u boku S. Mikołajczyka głównym protagonistą idei powstania, dla niej wstrzymał bezprawnie depeszę Naczelnego Wodza wzywającego do ostrożności, a po klęsce sprytnie tuszował swoją rolę inspiratora”. Bardziej konkretnie o roli prosowieckiego Tatara w podżeganiu do Powstania Warszawskiego – na tej stronie.
Obecnie wiadomo, że – dla uniknięcia niepotrzebnych ofiar i strat – potencjalnie (oraz teoretycznie) zapewne najlepszym rozwiązaniem wobec nieuchronnego zagarnięcia Polski przez Stalina mogłoby być: formalne rozwiązanie Armii Krajowej już na przełomie 1943/44, odstąpienie od „akcji Burza” oraz od Powstania Warszawskiego oraz przystąpienie do organizowania antykomunistycznej konspiracji (o charakterze politycznym). Czy takie rozwiązanie rzeczywiście było realne?
Wybitny historyk, prof. Stanisław Salmonowicz gorzko konstatuje – „Polskie władze w kraju i na obczyźnie nie miały w toku wojny żadnych alternatywnych rozwiązań, które dawałyby szanse na sukces. Walka, którą naród podjął z obu okupantami, została generalnie przez nich wymuszona zbrodniami. Potem, gdy Stalin stał się sojusznikiem naszych aliantów, znaleźliśmy się znów w sytuacji bez wyjścia. Żądania, byśmy w toku wojny, podjętej dla obrony naszej suwerenności, zrezygnowali z 1/3 terytorium bez żadnych gwarancji dla milionów Polaków poza linią Curzona oraz problem ustosunkowania się do wkraczającej do Polski Armii Czerwonej były nie do rozwiązania.
„Burza” i Powstanie Warszawskie były próbami daremnymi zatrzymania biegu wydarzeń. PP po 5 latach walki i oczekiwania na zwycięstwo było jednak niezdolne do kapitulacji bez walki wobec żądań sowieckich. Państwo Podziemne poniosło klęskę, jego dorobek w sporej mierze został zmarnowany. Nie negując pewnych własnych błędów, trzeba powiedzieć, że przyczyny działań ryzykownych leżały w sytuacjach, które były poza zasięgiem naszych możliwości, były skutkami ubocznymi fatalnej polityki aliantów wobec Związku Radzieckiego, której największą ofiarą stała się właśnie Polska, przechodząc po 6 latach zbrodniczych okupacji pod rządy stalinowskie odrywające kraj na długie lata od ewolucji pozytywnych, których – wraz z pokonanymi Niemcami – doczekała się Europa Zachodnia.” (Dylematy Polskiego Państwa Podziemnego (1939?1945) w: Studia Iuridica Lublinensia vol. XXV, 3, 2016, s. 830)
W mojej ocenie zarówno „Burza” jak i Powstanie Warszawskie nie były dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza w takiej formule w jakiej je przeprowadzono. Jednak nawet gdyby udało się je rozsądniej przeprowadzić – a nawet od nich odstąpić – czy ktokolwiek zdrów na umyśle mógł wtedy zakładać, że Polacy zostaną bezczelnie oszukani przez dwa zachodnie mocarstwa?
Amerykanie nie byli zainteresowani losami Polski, najpierw uważali że to sprawa Brytyjczyków, później że to strefa sowiecka. Brytyjski premier Churchill, który oszukiwał nas praktycznie przez całą wojnę, już 2 sierpnia 1944 bredził w brytyjskim parlamencie – „Armie rosyjskie stoją obecnie u wrót Warszawy. Przynoszą one za sobą oswobodzenie Polski. Ofiarują Polakom wolność, suwerenność, niepodległość.”
Paweł Ukielski – Spór o Powstanie Warszawskie
w: biuletyn IPN, sierpień-wrzesień 2009, nr 8-9 (103-104), s. 116-125
Stanisław Salmonowicz – Powstanie Warszawskie: refleksje w 60. rocznicę
w: Czasy Nowożytne, 2004, nr 17, s. 9-15