Publiczna pamięć o Cichociemnych jest tego rodzaju, że coraz więcej bzdur rozpowszechnianych jest – pod pozorem prawdy – przez tzw. „autorytety”. Niestety, w tym niechlubnym gronie są także autorytety prawdziwe, które rozpowszechniają brednie na temat Cichociemnych pod zazwyczaj wiarygodnym szyldem. Tym bardziej takie kłamstwa są niebezpieczne.
W artykule „Najlepszy Cichociemny”, wcześniej w kilku innych, zwróciłem uwagę na rozwijający się żwawo proceder fałszowania historii Cichociemnych. To bardzo smutne, ale w nierzetelnej narracji historycznej uczestniczą nierzadko tzw. autorytety, albo podmioty zasłużone np. w środowiskach polonijnych. Jaki jest powód tego, że zadeptują prawdę historyczną oraz bardzo często rozpowszechniają antypolskie kłamstwa?
W ostatnich dniach można zauważyć niebywałą skalę historycznych krętactw oraz konfabulacji, rozpowszechnianych przez „pożytecznych idiotów” – tym razem działających na rzecz Anglików – w związku z przygotowywaną na maj premierą książki zaangażowanej „słusznej” lewackiej aktywistki Clare Mulley pt. „Agent ZO. The Untold Story of Fearles WW2 Resistance Fighter Elżbieta Zawacka”. Czy to przypadek, że lewackie kłamstwa, mające wesprzeć różne lewicowe teorie, uderzają z największym impetem? O książce i związanych z nią kłamstwach pisałem w artykule Elżbieta Zawacka – Cichociemna czy agent?
Niestety, to co się opowiada publicznie na temat Elżbiety Zawackiej bije wszelkie możliwe rekordy głupoty. Już nie tylko „jedyna cichociemna”, ale także „najlepsza”. W skrócie można to sprowadzić do jednej tezy – była mistrzem świata i okolic… Niestety, siła tych kłamstw jest potężna, bo uczestniczą w ich rozpowszechnianiu rozmaite podmioty, których nie sposób w pierwszej chwili podejrzewać o nierzetelność oraz działalność antypolską. Niestety, jak zauważył kiedyś Stanisław Lem – „Tego co jeden idiota nabredzi, nawet czterdziestu mędrców nie naprawi”.
Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w procederze, nazwijmy to wprost – fałszowania historii, na korzyść Brytyjczyków – chętnie uczestniczy… Fundacja Generał Elżbiety Zawackiej, dotąd dość rzetelna w swoich działaniach. Autorka książki, Clare Mulley – do której napisałem wskazując kłamstwo w tytule – „wyjaśnia” kłamliwie:
„Agent” nie odnosi się tutaj konkretnie do agenta SOE lub MI6, ale do roli, jaką rozumieją brytyjscy czytelnicy.” / 'Agent” here refers not specifically to SOE or MI6 agent, but to the role as understood by British readers.
Czyli nie była agentką, ale brytyjscy czytelnicy ją tak „rozumieją”… (patrz artykuł)
Dr Katarzyna Minczykowska, autorka propagandowej, niezbyt rzeczowej książki pt. CICHOCIEMNA. Generał Elżbieta Zawacka „Zo” (wyd. OW RYTM, Warszawa, 2014), także w odpowiedzi na wytknięcie kłamstwa w tytule, przyznała mi:
„Racja, Cichociemni nie byli agentami SOE (…) jeśli CC nazywa się agentem to jest fałsz.” Niestety, dodała do tego własne krętactwo – „„Zo” była nie tylko „cichociemną” (…) w Audley End doskonaliła się właśnie w kwestiach wywiadowczych, nie dla Brytyjczyków (bo – jak mawiała – za Anglików nie chciała umierać), ale na potrzeby KG AK, przede wszystkim „Zagrody”. (patrz artykuł)
Tych akurat bzdur nie ma w książce jej autorstwa – ani w jakichkolwiek innych źródłach, w tym w tece personalnej – więc to zapewne „nowe odkrycie” wyssane z palca, mające uzasadnić rewelacyjne kłamstwa Mulley. Teza, iż w STS 43 Audley End kogokolwiek „doskonalono w kwestiach wywiadowczych” jest nowa, w żadnej z bardzo wielu publikacji na ten temat oczywiście takich rewelacji nie ma. Audley End było „Wyższą Szkołą Kłamstwa”, szkolono w nim na kursach walki konspiracyjnej oraz odprawowym, uczono m.in. tzw. legendy.
Elżbieta Zawacka była kurierką, określaną czasem jako „przyszywaną cichociemną”, którą w istocie nigdy nie była (została uznana za Cichociemną, podobnie jak kurier Jan Nowak-Jeziorański). Ukończyła tylko jeden kurs spadochronowy, po to aby powrócić samolotem (i skoczyć ze spadochronem) do Polski. Nie uczestniczyła w żadnych innych kursach specjalnych dla Cichociemnych. Opowieści, że była rzekomo „agentką wywiadu” (którego?) można śmiało włożyć pomiędzy kiepskiej jakości bajeczki dla dzieci. Nota bene, polski wywiad dopuścił się strasznego marnotrawstwa, nie wykorzystując do pracy w wywiadzie takiej rzekomej „agentki”, która sama się ponoć w tym fachu „doskonaliła”. Przecież po powrocie nadal pracowała jako kurierka w „Zagrodzie” KG AK…
Nie znam treści książki lewicowej aktywistki feministycznej Mulley, ale już w jej tytule zwarte jest rażąco nierzetelne kłamstwo – otóż Elżbieta Zawacka nie była żadną „agentką”. To echo brytyjskiego fałszowania historii, w myśl której „Enigmę” złamali Brytyjczycy, a cały europejski ruch oporu był wynikiem działań brytyjskiego Special Operations Executive (SOE). Oczywiście naturalną konsekwencją tego rażącego łgarstwa jest kłamstwo, iż Cichociemni byli „agentami SOE” oraz rzekomo działali pod brytyjskie dyktando, będąc właśnie agentami obcych służb specjalnych.
Bezrozumnie rozpowszechniający tę brednię zwolennicy Zawackiej nie potrafią jednak zrozumieć, iż bezczelnie kłamliwe twierdzenie jakoby Cichociemni – w tym Elżbieta Zawacka, która faktycznie nawet nie była Cichociemną (była kurierką) – byli rzekomo agentami, urąga obiektywnej prawdzie historycznej, także w przykry sposób urąga pamięci o 316 Cichociemnych Spadochroniarzach Armii Krajowej.
Wpisana w kłamliwą propagandę książki Mulley piramida kłamstw na temat Zawackiej sięga szczytów absurdu. Instytut Kultury Polskiej w Nowym Jorku (Polish Cultural Institute New York) opublikował 10 stycznia br. na Facebooku post, w którym czytamy ewidentne brednie nt. Zawackiej:
Dokładne sprostowanie tych bzdur wymagałoby odrębnego, całkiem sporego artykułu. Przypomnijmy Stanisława Lema – „Tego co jeden idiota nabredzi, nawet czterdziestu mędrców nie naprawi”. Otóż Zawacka nie była niczyją agentką, nie dołączyła do „elitarnych sił specjalnych” (ukończyła tylko krótki kurs spadochronowy), nie była „potajemnie przeszkolona na brytyjskiej wsi” (do zadań wywiadowczych), nie odegrała „wiodącej roli” ani w Powstaniu Warszawskim ani w „wyzwoleniu Polski”…
Post rozpowszechnił także, skompromitowany już niegdyś swoją niewiedzą, Jego Ignorancja Arkady Rzegocki (patrz: Arkady Rzegocki – ambasador ojkofobii) obecny ambasador RP w Irlandii. Do kłamstw cudzych dołożył własne, wywodząc kłamliwie że Zawacka:
Oczywiście Cichociemni nie byli żadną „jednostką specjalną AK”, w ogóle nie stanowili żadnej jednostki wojskowej.
Jego Ignorancja Ambasador ma też inne rewelacje, np. 17 stycznia rozpowszechnił post, iż rzekomo:
Nie wiem, co to za ambasador R.P., który kłamie na temat Polaków i przypisuje ich zasługi Brytyjczykom i Francuzom 🙁
W rzeczywistości 17 stycznia 1940 Polacy złamali pierwszy klucz dzienny „Enigmy” używanej przez Wehrmacht. Później liczba odnalezionych nastawień i kluczy wzrosła do 126. Co to są klucze i nastawienia szkoda wyjaśniać Panu Rzegockiemu, bowiem jest on na tym poziomie intelektualnym, że używa dziecinnej (nieprawdziwej) frazy „kod „Enigmy”. To złamanie jednego klucza miało miejsce nie w Paryżu, ale 35 km od Paryża, w willi Chateau de Vignolles w Gretz-Armainvilliers, we francuskim ośrodku „P.C.Bruno”. Allan Turing przywiózł Polakom do tego ośrodka 60 kompletów wykonanych przez Brytyjczyków „płacht Zygalskiego”, jego obecność nie miała większego znaczenia dla polskich kryptologów.
„Złamanie kodu Enigmy” nie miało miejsca „w 1940” roku jak bajdurzy kiepski ambasador. Pierwszą depeszę „Enigmy” Marian Rejewski odczytał w grudniu 1932 lub w drugiej połowie stycznia 1933. Pomogło mu w tym trafne założenie, że w okresie świątecznym załogi niemieckich okrętów będą sobie w krótkich, szyfrowanych depeszach życzyć „eine fröhliche Weihnachtszeit” (wesołych świąt Bożego Narodzenia). Gdy Niemcy składali sobie nawzajem życzenia, Rejewski przez cały świąteczny okres pracował. Genialny matematyk wykorzystał teorię permutacji do zbudowania zespołu sześciu równań z czterema niewiadomymi, dzięki czemu tylko za pomocą wyników rozwiązywanych równań odtworzył wewnętrzne połączenia bębenków (walców) „Enigmy”. Założył, że klawiatura „Enigmy” wojskowej jest identyczna z klawiaturą zwykłej maszyny do pisania, czyli ma układ QWERTZU, wiedział też, że niemiecka marynarka wojenna Kriegsmarine używa „Enigmy” z 29 klawiszami. To wszystko złożyło się na niemiecką klęskę oraz sukces złamania maszyny szyfrującej „Enigma”.
Pierwszy egzemplarz „Enigmy” (w wersji handlowej) polski wywiad skopiował prawdopodobnie w styczniu 1929, w niecałe dwie doby, po tajnym przechwyceniu niemieckiej przesyłki na lotnisku Okęcie. Ludomir Danilewicz maszynę rozebrał na części, zrobił ich fotografie oraz pomiary, po zmontowaniu maszynę dostarczono do niemieckiego adresata… Nie miało to nic wspólnego z dostarczeniem przez francuski wywiad w grudniu 1931: instrukcji posługiwania się kluczami szyfrującymi i tablic miesięcznych kluczy…
Więcej info – zobacz „Enigma” oraz Tadeusz Heftman.
Niedorzeczne idiotyzmy pana Rzegockiego (bez ambasadorskich bzdur) bezrozumnie polubiło i powieliło zaraz „Ognisko Polskie” / Polish Hearth w poście z tego samego dnia (10 stycznia). Na moje protesty i wskazywanie zawartych w nim idiotyzmów, otrzymałem odpowiedź – „prosimy o oglądanie filmu na naszej stronie YouTube z pełniejszą informacją o Cichociemnych w WB”. Tutaj link do filmu.
Jestem wnukiem jednego z 316 Cichociemnych, od stycznia 2016, czyli od ponad ośmiu lat codziennie po kilka (czasem nawet po kilkanaście) godzin analizuję wszelkie dostępne źródła historyczne dotyczące Cichociemnych, w tym oczywiście także mojego Dziadka. Mam za sobą kwerendy w wielu archiwach i instytucjach, własne digitalizacje artefaktów, kilkanaście własnych, oryginalnych ustaleń badawczych, których tylko wskazanie wymagałoby napisania odrębnego, całkiem sporego artykułu.
Zachęcam do przeczytania wywiadu ze mną, będącego elementem pracy licencjackiej Pana Radosława Kotowskiego pt. „Rola Cichociemnych podczas II wojny światowej, kultywowanie pamięci oraz przejęcie tradycji przez JW GROM” – a także do przeczytania informacji co dotąd zrobiłem.
O skali moich zainteresowań mogą świadczyć np. moje recenzje w tym jedna z bardziej wartościowych recenzja książki prof dr hab. Jacka Tebinki oraz dr hab. Anny Zapalec pt. „Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)”. Ostatnio byłem (nadal jestem) konsultantem kilku publikacji, w tym jednej [obecnie już kilku] wydanej przez IPN. Piszę o tym nie po to, aby się chwalić, ale po to aby uzmysłowić, że jeśli chodzi o Cichociemnych raczej wiem, o czym piszę…
Pomimo pewnego, także własnego, dorobku badawczego, zawsze jestem chętny na nową porcję wiedzy, więc propozycję „Ogniska Polskiego” potraktowałem poważnie. Niestety, filmik klubu towarzyskiego o nazwie „Ognisko Polskie”, zatytułowany „Cichociemni” niewiele ma wspólnego z tytułem tego filmiku. Bardzo długi, przegadany filmik jest w zasadzie bardziej relacją z imprezy „Ogniska” niż rzeczową fabularyzowana historią Cichociemnych, jak można byłoby się spodziewać.
W filmiku zdumiewająco mało uwagi poświęcono Cichociemnym właśnie. Czołówka filmiku oznaczona jest wprawdzie napisem „Cichociemni”, ale przedstawia… nie Cichociemnych, lecz znane zdjęcie instruktorów szkolących CC z STS 43 Audley End. Treści zawarte w tym przydługim filmiku są bardzo chaotyczne, na ogół drugo- lub trzeciorzędne, dobrane na zasadzie „co się komu kojarzy z Cichociemnymi”. Niestety, w większości wypowiadający się na ten temat niewiele wiedzą, więc kojarzą im się zwykle głupoty i stereotypy. Z punktu widzenia historii Cichociemnych filmik jest bardzo słaby i mało wartościowy poznawczo, choć są niewielkie fragmenty bardzo wartościowe, jak np. mało znany program szkolenia w STS 34 Bealieu. Generalnie, w skali ocen od 0 do 6 oceniłbym ten filmik na słabą trójkę (trzy minus).
Wypowiadający się w filmiku „Ogniska Polskiego” eksperci i pseudoeksperci (jak np. Clare Mulley) zdumiewająco dużą część swych wypowiedzi poświęcili wątkom bardzo pobocznym, nie związanym z historią Cichociemnych.
Mamy więc bardzo długie monologi dotyczące np.
Warto jednak odnotować nieliczne, bardzo dobre wypowiedzi:
Obecna podczas tego „spotkania gadających głów” Clare Mulley dała dowód swojej żenującej niewiedzy, wypytując – czy Zawacka wiedziała, co jest na mikrofilmie który przemycała do Londynu… czy znała Kazimierza Leskiego ps. Bradl, jaka była jej rola w Powstaniu Warszawskim? Pytania bardzo dziecinne, jak na autorkę powstającej książki o Zawackiej. Zgromadzenie „ekspertów” na tym filmiku było tego rodzaju, że nikt nie potrafił udzielić jej jakiejkolwiek odpowiedzi…
Prowadzący tę osobliwą debatę zadał nawet kuriozalne pytanie – uwaga – czy Cichociemni istnieli przed II wojną światową, czy też są wyłącznie dziełem brytyjskiego SOE? Na szczęście Pan Mark Marozik z Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie rzeczowo sprostował tę rażącą bzdurę. Wyjaśniając wspomniał nawet o inicjatywie współtwórców Cichociemnych – Macieja Kalenkiewicza i Jana Górskiego. Była to jedna z bardzo niewielu rzeczowych wypowiedzi na temat.
Filmik „Ogniska Polskiego” powstał ok. dwa lata temu, obejrzało go zaledwie 1,5 tys. widzów. Podejrzewam, że część z nich odpadła po pierwszych kilku- kilkunastu minutach. Wyniki oglądalności potwierdzają, że filmik jest po prostu nudny, mało atrakcyjny. Do tego zawiera w znacznej mierze treści fałszywe lub wcale nie dotyczące Cichociemnych. Zdecydowanie nie polecam, szkoda czasu na ten pseudohistoryczny, nadęty gniot. Dlaczego „Ognisko Polskie” bezrozumnie się nim chełpi? Trudno zrozumieć.
Przez dwa lata na You Tube „Ognisko Polskie” pozyskało „aż” 206 subskrybentów. Mój portal dziennie odwiedza kilka razy więcej osób, rocznie prawie dwieście tysięcy. Nie piszę tego po to, aby się wywyższać, ale po to, aby „Ognisko Polskie” zechciało zrozumieć – może lepiej skoncentrować się na działalności gastronomiczno – towarzyskiej, która jest ich główną domeną i chyba im nieźle wychodzi? Produkcja bezwartościowych filmików pseudohistorycznych, zwłaszcza w swej wymowie antypolskich (kłamliwa teza o Cichociemnych jako agentach SOE) naprawdę nie ma większego sensu…
18 stycznia 2024