26 lutego 1943 żołnierze Armii Krajowej, na rozkaz Cichociemnego por. Eugeniusza Kaszyńskiego ps. Nurt przeprowadzili akcję pod Baranowską Górą, przed szczytem wzniesienia o wysokości 300,3 m n.p.m. (nieopodal miejscowości Suchedniów), przez które przebiega droga Kielce – Skarżysko Kamienna (Kraków – Warszawa).
Dowódcą akcji został Cichociemny ppor Waldemar Szwiec ps. Robot, uczestniczył w niej Cichociemny por. Eugeniusz Kaszyński, ponadto 12 żołnierzy AK:
W akcji uczestniczył także jako obserwator płk Stanisław Dworzak ps. Daniel, komendant Okręgu Radomsko Kieleckiego AK. Była to druga akcja przeprowadzona przez Cichociemnego ppor Waldemara Szwieca ps. Robot, po akcji kolejowej pod Wąsoszem Koneckim w nocy 12/13 lutego 1943.
Tak opisał rozpoczęcie i cel akcji o kryptonimie „Wyrąb” Cichociemny Eugeniusz Kaszyński:
Jest rok 1943, luty. Około południa przychodzimy do podnóża Góry Baranowskiej. Jest nas trzynastu. Dowodzi „Robot”, jest także inż. Mieczysław. Nie przyszliśmy tu, aby zachwycać się przyrodą. Cel nasz jest znacznie mniej romantyczny: mamy zdobyć broń i wyekwipowanie niemieckie. Broń, buty, bielizna – to wszystko przyda się naszym partyzantom. Każdy pistolet czy choćby karabin powtarzalny jest nabytkiem niezwykle cennym. Mundur felgradu jest również nie do pogardzenia: dodasz orzełka do czapki i już jest siarczysty partyzant. Zresztą do pewnych akcji potrzebny jest mundur niemiecki w całym swoim splendorze: ze wszystkimi naszyciami, gwiazdkami, nawet swastyką. Alianci obiecują, co prawda, zrzuty zaopatrzenia, podobno nawet gdzieś się juz zdarzyły – cóż to jednak znaczy? Trzeba więc kombinować na własna rękę.
Zatem zasadzka. Na tym odcinku szosy samochody niemieckie krążą często. Szosa pnie się po stoku góry, w pewnym miejscu przeskakuje grzbiet i na ukos zjeżdża po śniegu w dolinę. Wzdłuż szosy idą dwa głębokie rowy gęsto zarośnięte kępami krzaków. Miejsce wprost wymarzone dla naszego celu”
26 lutego 1943, w piątek około południa, grupa bojowa AK zebrała się pod domem Materków w Michniowie. „Robot” przeprowadził odprawę przed akcją, następnie wszyscy udali się do wyznaczonych zadań. Ośmiu żołnierzy uzbrojonych w dwa karabiny i kilka pistoletów, z siekierami i piłami ruszyli przez las do miejsca „wyrębu”. „Robot”, „Daniel” oraz jeden z żołnierzy wraz z woźnicą, wyruszyli wozem z dłużycą w stronę Baranowskiej Góry. Wszyscy dotarli na miejsce akcji ok. godz. 14.
„Robot” wyznaczył na pobliskiej polanie miejsce tymczasowego „obozu dla zatrzymanych”. Jako jego ochronę wyznaczono dwóch żołnierzy, w obozie pozostał także płk „Daniel”. Po dwóch uzbrojonych w pistolety i granaty żołnierzy rozstawiono po obu stronach drogi, jako obserwatorów oraz ubezpieczenie akcji.
Tak relacjonuje to Cichociemny Eugeniusz Kaszyński:
Z obu stron szosy przycupnęło w rowie po dwóch chłopców. Każdy z nich ma pistolet i granaty. Dwaj inni przywarowali na skraju lasu, dając ubezpieczenie z obu kierunków szosy, oparłszy karabiny o pnie sierczyście „zabijają” ręce i klną prawdziwie po partyzancku: zimno, wojnę i Niemców. Nie przeszkadza im to wypatrywać pilnie i nadsłuchiwać samochodów, by w porę dać umówiony sygnał.
Grupka czterech żołnierzy, w głębi boru, nudzi się na razie. Dwaj z nich maja odprowadzać zatrzymanych Niemców z szosy do lasu, dwaj ini pilnować ich tutaj. Strugaja kozikami sękate kije, nie wypada bowiem nad rozbrojonymi stać ze spluwą. (…)
„Mieczysław”, wykształcony w inżynierskim fachu, ma odprowadzać zatrzymane samochody z szosy na duktę leśną (…) Ostatni z naszej paczki chłopiec (…) wozem ma tarasować szosę w momencie zbliżania się jakiegoś samochodu. Zawróci wozem, lecz – jako mało doświadczony – nie potrafi się w porę usunąć i samochód będzie się musiał zatrzymać…
Ok. godz. 15.30 rozpoczyna się akcja. Od strony Skarżyska nadjeżdża limuzyna, ostro hamuje przed blokującą przejazd, niby zawracającą na drodze furmanką. Dwaj Cichociemni oraz dwóch żołnierzy AK nakazują pasażerom opuszczenie pojazdu. Pierwsi zatrzymani to: dyrektor Herman Göring Werke (Zakładów Amunicyjnych w Skarżysku) z żoną oraz urzędnik fabryki. Przerażony dyrektor, w trosce o własne życie, oferuje der polonischen Wermacht sto tysięcy złotych, które ma w samochodzie. Zatrzymami trafiają do tymczasowego „leśnego aresztu”.
Po chwili, tym samym na pozór nieudolnym manewrem zawracania furmanką na szosie, zatrzymany zostaje następny samochód osobowy. Wysiadają z niego, zostają rozbrojeni oraz rozebrani z mundurów dwaj Niemcy: funkcjonariusz SA, podoficer Wermachtu oraz towarzysząca im Niemka.
Z trzeciego zatrzymanego samochodu żołnierze AK „wyłuskują” jednego z szefów kieleckiej żandarmerii oberleutnanta Schmidta, trzech żandarmów oraz żołnierza Wermachtu. Jak zauważa Eugeniusz Kaszyński – Od Schmidta zalatuje wódką, ale patrzy tak trzeźwo, jakby od roku nie tknął kieliszka… W tymczasowym „leśnym areszcie” zgromadziło się już kilkunastu Niemców oraz kilkudziesięciu Polaków, którzy akurat znaleźli się w pobliżu akcji.
Żołnierzom AK dopisuje szczęście – przed kolejnym, ósmym już pojazdem zbuntowany koń nie wyjechał w porę na drogę. Samochód przejeżdża spokojnie, a w chwilę po nim kolejne samochody zmotoryzowanej kolumny SS…
Po przejeżdzie SS-manów żołnierze AK zatrzymują jeszcze cztery kolejne samochody, w tym ciężarówkę. O godz. 18 „Robot’ nakazuje zakończenie akcji.
Relacjonuje Cichociemny Eugeniusz Kaszyński:
Jedni niszczą i palą zdobyczne samochody, inni układają broń i wyekwipowanie. Łup mamy niezły: kilkadziesiąt sztuk broni, przeważnie krótkiej, choć są i poczciwe karabiny powtarzalne, amunicja, granaty, kupa korespondencji dotyczącej spraw wojska, żandarmerii, fabryki amunicji, jest także trochę pieniędzy w różnej walucie: polskiej, niemieckiej, francuskiej, w dolarach, na ogólną sumę kilkuset tysięcy złotych, jest wreszcie rzecz o tej porze roku dla nas najważniejsza: umundurowanie, ciepła bielizna, buty. Poza tym mamy sporo dowodów policyjnych, które mogą się przydać komórce legalizacyjnej.
Grupa bojowa AK z tymczasowego „internowania” w leśnym areszcie zwalnia zatrzymanych Polaków. Rozbrojonym i rozebranym z mundurów Niemcom „Robot” nakazuje pozostanie na leśnej polanie do rana. Zdobyte przez grupę bojową „Robota”: broń i ekwipunek zostały rozdysponowane żołnierzom Armii Krajowej z Michniowa, Niekłania oraz Końskich.
Po jakimś czasie, według różnych relacji: wkrótce po odejściu „Robotowców” lub następnego dnia, w rejon Baranowskiej Góry przyjechały dwie ciężarówki niemieckich żandarmów z oddziału „antypartyzanckiego”. Jednak nikogo ani niczego już nie znaleźli. Niemcy rozplakatowali obwieszczenie, w którym oferowali 100.000 złotych nagrody za wskazanie sprawców „napadu leśnych bandytów„. Nikt jednak żołnierzy AK nie wydał.