• cichociemni@elitadywersji.org

Tag Archives: Cichociemni

CICHOCIEMNI – najczęstsze błędy

 

Cichociemni:

najczęściej popełniane błędy  (sprostowania)

 

 

41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 CICHOCIEMNI -  najczęstsze błędyPrzez siedem lat moich działań na rzecz Cichociemnych zrobiłem niemało:

 

Najbardziej cieszą mnie zwycięskie skutki moich działań:

  • wyjątkowe, dotąd nieznane artefakty oraz liczne publikacje,
  • unikalne bazy danych nt. Cichociemnych,
  • „odkurzenie” w społecznej pamięci – od lat pomijanych przez IPN:

 

Najbardziej martwi mnie to, że wciąż działam w pojedynkę, bez niczyjego wsparcia, wydając swoje skromne pieniądze – podczas gdy wysoko opłacani „eksperci” oraz instytucje z wielkim budżetem wciąż produkują kolejne kłamstwa nt. Cichociemnych. Wciąż obiektywna prawda historyczna jest zadeptywana przez ignorantów, anglofilów, ojkofobów, sitwy i koterie…

Udało mi się prawie całkiem wyplenić z przestrzeni publicznej błędy najbardziej rażąco odbiegające od prawdy historycznej. Już nie ma narracji o Cichociemnych – rzekomych „agentach SOE”, „żołnierzach PSZ”, „szkoleniu konspiracyjnym” w Wielkiej Brytanii, „Polskiej Szkole Wywiadu”.

 

Niestety, wciąż jeszcze rozpowszechniane są bzdury o rzekomo istniejącym „kursie cichociemnego”;  jakoby Cichociemni byli ?szkoleni przez SOE?, ?według standardów SOE? itp. Wciąż publikowane są kłamstwa o „organizowaniu zrzutów przez SOE, o „cichociemnych do innych krajów”.

Wciąż ukrywa się rzeczywistą skalę represji niemieckich, sowieckich i „władzy ludowej” wobec Cichociemnych. Wciąż zaniża się liczbę Cichociemnych uczestniczących w Powstaniu Warszawskim. Wciąż milczy się o powojennej walce Cichociemnych o wolną Polskę.

Wśród zagadnień wiążących się z historią Cichociemnych nadal przemilcza się przedwojenne polskie sukcesy w dywersji, spadochroniarstwie, wywiadzie. Rozmaitej maści „specjaliści” wywodzą, że rzekomo to Polacy uczyli się od Brytyjczyków czy Amerykanów – choć było dokładnie odwrotnie. Ale przecież dla niektórych – nic co polskie nie może być nigdy lepsze od zachodniego… 🙁

 

 


41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 CICHOCIEMNI -  najczęstsze błędySpis treści:


 

Ściąga dla dziennikarzy i edukatorów

Wkrótce kolejna rocznica pierwszego skoku Cichociemnych do Polski (15/16 lutego). Można spodziewać się zatem wielu publikacji nt. 316 spadochroniarzy Armii Krajowej.

Mam nadzieję, że nie będą to publikacje tak marnej jakości jak wydana przez IPN (sic!) broszura Krzysztofa Tochmana pt. ?Cichociemni 1941 ? 1945. W 80 rocznicę pierwszego skoku bojowego do Polski? (ok. 36 błędów) – albo wydany przez wydawnictwo „Znak” pseudoedukacyjny śmieć ahistoryczny: książka Kacpra Śledzińskiego ?Cichociemni. Elita polskiej dywersji? – 246 błędów i nieścisłości na 417 stronach…

Dla wszystkich autorów przygotowałem dość krótką, podręczną „ściągę” –  oto najczęściej popełniane błędy w narracji nt. Cichociemnych:

Do pobrania:   CICHOCIEMNI – najczęściej popełniane błędy (pdf)

 

Cichociemni:

 

  • Cichociemni nie byli rekrutowani przez SOE – kandydatów na CC rekrutował Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza. Oficerowie O VI. SNW osobiście przyjeżdżali do jednostek PSZ, od ich dowódców otrzymywali informacje o najlepszych żołnierzach i przeprowadzali z nimi rozmowę. Cichociemnych do wywiadu rekrutował oficer wywiadu (Oddział II SNW), do lotnictwa oficer lotnictwa (Oddział III SNW).

 

  • Cichociemni nie byli agentami SOE – Polacy jako jedyni mieli wyjątkową pozycję w relacjach z SOE: sami rekrutowali oraz szkolili kandydatów na CC, mieli swoich instruktorów, własne radia, szyfry, radiotelegrafistów, sami organizowali zrzuty. Po skoku do Polski Cichociemni byli przydzielani do struktur Armii Krajowej, nigdy nie podlegali SOE.

 

  • Cichociemni nie byli brytyjskimi komandosami – niektórzy kandydaci na Cichociemnych byli szkoleni na miesięcznym, organizowanym przez Brytyjczyków, kursie komandosów i sabotażystów w STS 17 (Special Training School) k. Hertford. Nie byli jednak żołnierzami brytyjskich jednostek.

 

  • Cichociemni nie byli żołnierzami PSZ – byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej, co wprost wynika z treści Ich przysięgi oraz przydziału służbowego po skoku. Służyli w strukturach wojskowych Polskiego Państwa Podziemnego, bo podczas służby w Polskich Siłach Zbrojnych ochotniczo zgłosili się do służby w kraju. AK uważa się za część PSZ, jednak formalnie (status prawny) tylko dowódca AK podlegał Naczelnemu Wodzowi w Londynie. W ówczesnych realiach niemożliwe było bieżące dowodzenie dużą wojskową strukturą konspiracyjną na odległość.

 

  • Cichociemni nie byli agentami wysyłanymi na „misje specjalne” – Cichociemni nie byli agentami lecz żołnierzami konspiracyjnej Armii Krajowej. Nie byli „wysyłani na misje specjalne” tj. jednorazowe zadania do wykonania – lecz mieli służyć w AK. W pewnym sensie Ich „misją” było wsparcie Armii Krajowej w konspiracyjnej walce w okupowanej Polsce, udział w przygotowaniach do powstania powszechnego, które planowano rozpocząć w ostatniej fazie wojny w Polsce oraz odtworzenie Sił Zbrojnych R.P. po wojnie

 

  • Cichociemni nie skakali do innych krajów – wbrew rozpowszechnianym dezinformacjom, polscy spadochroniarze do innych krajów nie byli Cichociemnymi lecz spadochroniarzami Akcji Kontynentalnej lub „Project Eagle”. Tylko Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej w służbie specjalnej, działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, byli wysyłani przez wojsko i realizowali cele wojskowe. Spadochroniarze do innych krajów działali poza Polską oraz poza strukturami Polskiego Państwa Podziemnego, byli agentami brytyjskiego SOE lub amerykańskiego OSS.

 

  • Cichociemni nie byli nazywani „chomikami” – Początkowo Cichociemnych nazywano ?ptaszkami? lub ?zrzutkami?, a kurierów politycznych ?kociakami?. Natomiast „chomikami” nazwano grupę 16 oficerów, absolwentów Wyższej Szkoły Wojennej, których 14 lutego 1940, w raporcie do gen. Sosnkowskiego, zgłosił kpt. Jan Górski (wraz z kpt. Maciejem Kalenkiewiczem), jako gotowych do desantowania się do Kraju. Od Jego pseudonimu (Chomik) nazwano tę grupę ?chomikami?.

 

  • Cichociemni, tej nazwy nie wymyślono – zwłaszcza dlatego, że Cichociemni „działali cicho i po ciemku”. To powojenne dywagacje i interpretacje. Początkowo nie było żadnej nazwy, później powstała spontanicznie, jako koleżeńska kpina z tajnego charakteru szkoleń. Od września 1941 używano jej oficjalnie w dokumentach Oddziału VI (Specjalnego).

Po wojnie znaczenie nazwy cichociemni wyjaśniono w publikacji („Drogi Cichociemnych”) będącej zbiorem wspomnień CC, wydanym z inicjatywy Koła Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej w Londynie: „Nazywamy się cichociemnymi. Nazwa niejednemu wyda się może dziwaczna, ale spróbujcie znaleźć lepszą na określenie takiego charakternika, który potrafi zjawić się nie spostrzeżony tam gdzie się go najmniej spodziewają i pożądają, cicho a sprawnie narobić nieprzyjacielowi bigosu i wsiąknąć niedostrzegalnie w ciemność, w noc ? skąd przyszedł”

 

Szkolenie Cichociemnych:

 

  • nie było „kursu cichociemnego” – kandydatów na Cichociemnych szkolono zgodnie ze zgłaszanymi przez dowódcę AK potrzebami Armii Krajowej, w ok. 30 specjalnościach w ok. 50 tajnych ośrodkach szkoleniowych brytyjskich (SOE) oraz polskich. Przyszłych Cichociemnych, nawet w brytyjskich ośrodkach w większości szkolili polscy instruktorzy, według polskich programów szkolenia. Zasadą było, że ośrodki te miały dwóch komendantów, przy czym brytyjski odpowiadał za sprawy administracyjno-gospodarcze.

Trzy największe grupy szkolonych to Cichociemni ze specjalnością w dywersji, łączności oraz wywiadzie. Szkolono także oficerów sztabowych, lotników, pancerniaków oraz kilku specjalistów ?legalizacji? (czyli fałszowania dokumentów). Rozpowszechniana  teoria, że wszystkich tych umiejętności można było rzekomo nauczyć się na jednym ?kursie cichociemnego? jest oczywistą niedorzecznością, absurdem.

 

  • nie szkolono Cichociemnych na „stacjach SOE” – poza krótkim okresem początkowego zamieszania w nazewnictwie, szkolono w ośrodkach (szkołach) nazywanych STS (Special Training School) i oznaczanych numerem arabskim. Natomiast „stacje SOE” (Station, STA) służyły do celów innych niż szkoleniowe; były to m.in. stacje wyczekiwania, stacje pakowania zasobników zrzutowych itp. Kandydatów na Cichociemnych szkolono także m.in. w całkowicie polskich ośrodkach, nazywanych bazami, które nie były „stacjami SOE”.

 

Znak Spadochronowy

  • nie był „Znakiem Cichociemnych” – Znak Spadochronowy był odznaką spadochroniarzy, a nie tylko Cichociemnych. Wyprodukowano 6550 zwykłych Znaków Spadochronowych, z tego użyto 6252. Cichociemnym spadochroniarzom Armii Krajowej wydano 311 zwykłych Znaków Spadochronowych (w grupie numerów od 0001 do 0500). Wydano 2090 Bojowych Znaków Spadochronowych, z tego Cichociemnym zaledwie 149.

 

1 SBS

  • nie była „formacją Cichociemnych” – 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego została utworzona w ramach przygotowań do powstania powszechnego w Polsce. Miała je wesprzeć dużym desantem spadochronowych zwłaszcza w 4 głównych ośrodkach Polski. Powstała formalnie w październiku 1941; w jej składzie było 299 oficerów, 2839 szeregowych. Z 1 SBS wywodziło się 61 późniejszych Cichociemnych.

 

Largo House

  • nie było „ośrodkiem Cichociemnych” – w Largo House (Upper Largo k. Leven, hrabstwo Fife, Szkocja, Wielka Brytania) znajdował się polski ośrodek wstępnego szkolenia spadochronowego 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Szkolili się tam także kandydaci na Cichociemnych, którzy z reguły byli później szkoleni także w brytyjskim ośrodku szkolenia spadochroniarzy STS 51 – Parachute Training School w Ringway pod Manchesterem.

 

Briggens

  • nie był „ośrodkiem szkolenia spadochronowego” – zlokalizowano tu brytyjski ośrodek STS 38; w latach 1941-1942 zorganizowano w nim dwa kursy walki konspiracyjnej dla kandydatów na Cichociemnych. Ponadto przez całą wojnę działał tu brytyjski ośrodek (STA 38) fałszowania dokumentów (także pieniędzy, w tym okupacyjnych złotych). Początkowo pracował tylko na polskie potrzeby, pracował w nim doświadczony polski fałszerz Jerzy Maciejewski, przedwojenny pracownik Samodzielnego Referatu Technicznego Oddziału II (wywiad) Sztabu Generalnego WP. Ogółem podczas wojny w tym ośrodku wytworzono ok. 275 tysięcy (sic!) różnych dokumentów dla ruchów oporu w okupowanej Europie. Od lipca 1943 wyprodukowano w nim także ok. 50 mln okupacyjnych złotych dla Armii Krajowej.

 

SOE (Special Operations Executive):

 

  • SOE nie było nadmiernie profesjonalne ani samodzielne – początkowo kierownictwo SOE wywodziło się z brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, z elitarnych brytyjskich szkół, zwłaszcza z Eton. Ludzie ci całe życie żyli pod kloszem i nie mieli bladego pojęcia o realnym życiu, zwłaszcza pod niemiecką okupacją. Ponadto rekrutowali do pracy w SOE? prawników, bankowców i biznesmenów. Byli jeszcze mniej „profesjonalni” niż np. brytyjski marszałek Montgomery, który tak bezdennie głupio zaplanował operację „Market Garden”, że skończyła się piramidalną kompromitacją, za którą życiem zapłaciło wielu żołnierzy.

„Profesjonalizm SOE” był podobny – najbardziej skompromitowała się sekcja holenderska: od marca 1942 do grudnia 1943, wskutek działań niemieckiej Abwehry (operacja Der Englandspiel, Angielska Gra), Niemcy przejęli całkowitą kontrolę nad siatką SOE w Holandii. Kontrolowali 30 placówek, 14 radiostacji; przechwycili 54 agentów, aresztowali byłego premiera Vorrink’a, ok. 150 najważniejszych osób z konspiracji. Ponadto przechwycili pół miliona guldenów, setki ton materiałów wybuchowych i sprzętu. Do tego jeszcze zestrzelii 12 samolotów RAF wracających ze zrzutów.

SOE stała się bardziej profesjonalna dopiero od września 1943, gdy jej szefem został bryg. Colin McVean Gubbins. W Polsce jakoś to fakt nieznany choć nie jest tajemnicą – ale został szefem SOE właśnie ze względu na jego „polskie doświadczenia” (m.in. E.D.R. Harrison, The british Special Operations Executive and Poland, The Historical Journal, 43,4 (2000), s. 1071-1091). Gubbins był autorem pierwszego brytyjskiego podręcznika wojny partyzanckiej, do którego materiały zbierał w Polsce. Wzorował się na Polsce i chciał aby ruchy oporu w innych krajach funkcjonowały podobnie jak polska Armia Krajowa. Wykorzystywał polskie doświadczenia dywersyjne, spadochronowe oraz wywiadowcze.

Dodać należy, że SOE nigdy nie była w pełni samodzielna ? uzależniona była operacyjnie od brytyjskiego lotnictwa i marynarki, materiałowo od ministerstwa wojny, politycznie od ministerstwa spraw zagranicznych, strategicznie podlegała Komitetowi Szefów Sztabu Imperialnego.

 

  • SOE nie było instytucją nadrzędną nad Polakami – PSZ oraz Sztab Naczelnego Wodza funkcjonowały w Wielkiej Brytanii na podstawie umowy polsko-brytyjskiej z 30 lipca 1940. W sprawach związanych z wsparciem lotniczym Armii Krajowej, w tym zrzutami Cichociemnych i zaopatrzenia dla AK Polacy byli samodzielni, chociaż uzależnieni od decyzji SOE. Brytyjczycy nie dowodzili Oddziałem VI (Specjalnym) Sztabu Naczelnego Wodza, który organizował zrzuty dla AK, ale starali się wpływać na jego działania.

Generalną zasadą był wzajemne świadczenie usług przez Polaków i Brytyjczyków, wszelkie decyzje podejmowano po uzgodnieniach które potwierdzano protokołami, wypracowywanymi podczas dwustronnych spotkań. Dzięki zaangażowaniu polskiego oficera wywiadu z O.VI – mjr./ppłk. dypl. Jana Jaźwińskiego, Polacy aktywnie starali się wpływać na korzystne dla Polski decyzje SOE.

 

  • SOE nie wyznaczało „standardów szkolenia” Cichociemnych – początkowo SOE nie miało żadnych „standardów”, dopiero uczyło się – głównie od Polaków – podstawowych zasad dywersji, konspiracji, spadochroniarstwa, organizacji zrzutów, konstrukcji zasobników zrzutowych itp. itd. Kandydatów na Cichociemnych szkolono zgodnie z potrzebami Armii Krajowej, wg. programów opracowywanych przez Oddział VI (Specjalny) SNW oraz wytycznych i uwag zgłaszanych (depeszami z Polski) przez dowódcę AK.

Wyjątkowo za dobre „standardy szkolenia” można uznać nowatorskie metody szkoleń w zakresie walki wręcz, nożem oraz tzw. strzelania instynktownego (Point shooting). Nie były to jednak „standardy SOE”, a raczej standardy Wiliama F. Fairbairn’a. Ponadto, w zakresie strzelania instynktownego nowatorskich standardów uczył także polski instruktor Aleksander Ihnatowicz, (później spadochroniarz Akcji Kontynentalnej).

 

  • SOE nie nadzorowało łączności KG AK ze Sztabem Naczelnego Wodza – Brytyjczycy nie mogli nadzorować łączności pomiędzy Sztabem Naczelnego Wodza a ośrodkami i placówkami Oddziału VI, polskiego wywiadu oraz Armią Krajową w Polsce. Polacy mieli własny sprzęt – centrale radiowe: nadawczą (w Chipperfield Lodge), odbiorczą (w Barnes Lodge), radiostację „zrzutową” (w Mesagne) oraz radiostacje w Polsce i placówkach wywiadu za granicą (polish spy radio, pipsztoki) konstrukcji inż. Tadeusza Heftmana.

Polacy mieli także całkowicie polski ośrodek szkoleniowy (Anstruther, później Auchtertool, następnie Polmont), w którym szkolili się m.in. kandydaci na Cichociemnych ze specjalnością w łączności. Ponadto używano w łączności własnych szyfrów, nieznanych Brytyjczykom. W łączności pomiędzy zespołem polskich kryptologów z francuskiego ośrodka ?Cadix? depesze szyfrowano polską maszyną szyfrującą ?Lacida?.

Sprzęt do łączności był polskiej konstrukcji oraz polskiej produkcji (Polskie Wojskowe Warsztaty Radiowe w Stanmore pod Londynem). Dopiero w kwietniu 1944 Brytyjczycy zażądali udostępnienia im polskich szyfrów używanych w łączności, w związku z przygotowaniami do inwazji.

 

  • SOE nie organizowało zrzutów do Polski – zrzuty Cichociemnych i zaopatrzenia organizował Oddział VI (Specjalny), kierował tym oficer wywiadu z tego oddziału mjr./ppłk. dypl. Jan Jaźwiński. Był on inicjatorem oraz organizatorem akcji zrzutowej od początku (lipiec 1940) do końca lipca 1944. Miał znaczną swobodę w organizowaniu przerzutu lotniczego do Kraju. Za pośrednictwem SOE przekazywał zadania zrzutowe (czas i trasa lotu, miejsce zrzutu itp.) brytyjskiej jednostce lotniczej wykonującej zrzuty (148 Special Duty Squadron); później przekazywał je także do polskiej 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Każdorazowo na lot ze zrzutami do Polski wydawał zgodę brytyjski minister lotnictwa, SOE przekazywało ją Polakom.

SOE nie była więc organizatorem zrzutów do Polski lecz jedynie użyczała Polakom samolotów będących w jej dyspozycji. W zamian m.in. otrzymywała z Oddziału VI (Spec.) m.in. raporty polskiego wywiadu. Zaopatrzenie dla Armii Krajowej było w dużym stopniu pozyskiwane (także kupowane) oraz pakowane przez polski Oddział VI (Specjalny).

 

Polska sekcja SOE

  • nie była strukturą polską – słowo „polska” w nazwie sekcji określało wyłącznie teren, którym się zajmowała. Ta sekcja SOE była strukturą wyłącznie brytyjską – żaden z polskich oficerów nie pracował w „polskiej” sekcji SOE, ani nie był do nie przydzielony czy oddelegowany – to była wyłącznie brytyjska struktura. Polacy mieli wyjątkową pozycję w relacjach z Brytyjczykami, więc zaledwie kilkuosobowa „polska” sekcja SOE była tylko pośrednikiem w kontaktach pomiędzy polskim Oddziałem VI (Specjalnym) a odpowiednimi władzami brytyjskimi.

 

Oddział VI (Specjalny)

  • nie podlegał SOE, nie był strukturą polsko-brytyjską – Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza był wyłącznie strukturą polską; swoistą „ambasadą Armii Krajowej” w sztabie Naczelnego Wodza w Londynie. Jego podstawowym zadaniem było utrzymanie łączności radiowej i kurierskiej Naczelnego Wodza w Londynie z Komendantem Głównym Armii Krajowej w okupowanej Polsce. Zajmował się więc m.in. rekrutacją i szkoleniem kandydatów na Cichociemnych, zrzutami skoczków, zaopatrzenia i pieniędzy dla AK, organizacją operacji zrzutowych, zrzutami kurierów politycznych, pieniędzy i zaopatrzenia dla cywilnej Delegatury Rządu. Oddział VI m.in. pośredniczył w przekazywaniu SOE raportów polskiego wywiadu oraz odstępował odpłatnie SOE polskie radiostacje konstrukcji inż. Tadeusza Heftmana, wyprodukowane w Polskich Wojskowych Warsztatach Radiowych w Stanmore.

 

Główna Baza Przerzutowa

  • nie była strukturą polsko-brytyjskąbyła wyłącznie strukturą polską; jej komendantem był mjr./ppłk. dypl. Jan Jaźwiński. „Wszystkie sprawy związane z całokształtem akcji przerzutowej są zachowane do wyłącznej decyzji dowódcy G.B.P. Tylko i wyłącznie D-ca G.B.P. jest uprawniony do określenia zakresu wglądu w pracę G.B.P. dla władz polskich i Sprzymierzonych. Wgląd ten może mieć miejsce o ile D-ca G.B.P. uzna, że jest to konieczne dla ułatwienia pracy G.B.P.?  (Rozkaz organizacyjny i Instrukcja Specjalna dla Dowódcy Głównej Bazy Przerzutowej do Kraju, w: Jan Jaźwiński, Dziennik czynności mjr Jana Jaźwińskiego, sygn. SK 16.9, Centralne Archiwum Wojskowe sygn. CAW ? 1769/89, s. 268/271/290 ? 269/272/291, 21 stycznia 1944).

 

Kurierzy

  • nie byli Cichociemnymi – byli kurierami politycznymi, wysyłanymi do Polski przez ministra spraw wewnętrznych Stanisława Kota (PSL). Nazywano ich od jego nazwiska „kociakami„, byli łącznikami pomiędzy rządem  R.P. w Londynie a Delegaturą Rządu na Kraj w Polsce. Byli wysyłani przez polityków w celach politycznych. Zazwyczaj ich szkolenie ograniczone było do kwestii związanych z pracą kurierską oraz skoku spadochronowego.

 

Dywersja, spadochroniarstwo, wywiad

  • nie były „specjalnością” brytyjską czy amerykańską – bez wątpienia Polacy mieli przed wojną zdecydowanie większe doświadczenie w dywersji, spadochroniarstwie oraz wywiadzie niż Brytyjczycy, a zwłaszcza niż Amerykanie. Pierwszą polską jednostką specjalną były Grupy Dywersyjne Wawelberga ? zespoły żołnierzy które przeprowadziły skuteczne działania dywersyjne od 3 do 5 lipca 1921, umożliwiając nam wygranie III Powstania Śląskiego.

Według zgodnej opinii Brytyjczyków i Amerykanów, Polacy mieli najlepszy wywiad na świecie; podczas wojny nie tylko złamali ?Enigmę?, ale też dostarczyli aliantom dane nt. V-1 i V-2 oraz ponad 22 tys. (48 proc. ogółu) raportów wywiadowczych ? to ustalenia Polsko-Brytyjskiej Komisji Historycznej.

Polskie działania w zakresie spadochroniarstwa – w tym utworzenie Wojskowego Ośrodka Spadochronowego w Bydgoszczy (wrzesień 1939) oraz szkolenie spadochroniarzy do zadań specjalnych miały miejsce jeszcze przed wojną. Pierwszą brytyjską jednostkę spadochronową (1 Batalion Spadochronowy) utworzono dopiero 15 września 1941. Pierwszą amerykańską jednostkę spadochronową (1 Brygada Piechoty Spadochronowej) utworzono 30 lipca 1942.

 

Skok w masce

  • Cichociemni nie „skakali w maskach” ? JEDYNĄ osobą, która skoczyła w masce przeciwgazowej był Józef Retinger, realizujący brytyjską operację wywiadowczą ?Denham?. Wysłano go do Polski wskutek działań Anthony?ego Eden?a oraz SOE, pod zmienioną tożsamością (jako rzekomego Cpt. Paissey?a), w tajemnicy przed Prezydentem R.P. i Naczelnym Wodzem, dlatego założył maskę. Pomimo tego został przez Polaków rozpoznany.

Józef Retinger nie był Cichociemnym, tylko kurierem politycznym (Wielkiej Brytanii). Cichociemnymi byli wyłącznie żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej, pełniący służbę wojskową w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, wysyłani do Kraju przez wojsko oraz realizujący cele wojskowe.

 


 

Smutne rekordy błędów – zobacz  FAŁSZERZE HISTORII

Zachęcam do uważnej lektury hasła Wikipedii, przy którym sporo się napracowałem. Są tu wszelkie najważniejsze informacje, wraz ze wskazaniem ich źródeł – Wikipedia – Cichociemni  Zachęcam także do zajrzenia tutaj – https://elitadywersji.org/historia-cichociemnych-na-slajdach/

Przygotowujących bardziej pogłębione publikacje dot. Cichociemnych zachęcam do skorzystania z opracowanych przeze mnie unikalnych 33 baz danych – Bazy danych  Chętnie wyjaśnię wszelkie wątpliwości – napisz do mnie maila.

 

Moje erraty do pobrania w pdf:

oraz wykaz błędów i nieścisłości na stronie dr Bartłomieja Szyprowskiego – Błędy w publikacji K.Śledzińskiego a także recenzja (plik pdf)

 

Ryszard M. Zając

wnuk Cichociemnego por. cc Józefa Zająca ps. Kolanko   
(po wojnie w Głównej Komisji Weryfikacyjnej Armii Krajowej Sztabu Głównego w Londynie, sekretarz Koła Cichociemnych w Londynie)

Informacja o realizacji projektu   

Redaktor Wikipedii, autor/współautor ponad tysiąca edycji oraz nowych haseł m.in.:

 

Zapraszam do kompendium wiedzy o 316 Cichociemnych spadochroniarzach Armii Krajowej
Zapraszam do naszej  grupy na Facebooku

 

Do pobrania:   CICHOCIEMNI – najczęściej popełniane błędy (pdf)

 

 

„Enigma”

 

Historia złamania niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma” jest związana z historią Cichociemnych. Otóż w ścisłym gronie kilku osób – pogromców „Enigmy” jest inż. Tadeusz Heftman – współkonstruktor „sobowtórów Enigmy” (wersji wojskowej), konstruktor radiostacji dla Cichociemnych oraz Sztabu Naczelnego Wodza.

Warto też zauważyć, że radiowywiad podlegał szefowi polskiego wywiadu i kontrwywiadu, płk dypl. Stefanowi Mayerowi. Podczas II wojny św. był szefem polskiej szkoły wywiadu (w Londynie, później w Glasgow), szkolił m.in. Cichociemnych ze specjalnością w wywiadzie.

 


Enigma_900px-274x350 "Enigma"

Jedna z wersji „Enigmy”

Spis treści:


 

 

Pogromcy „Enigmy”

Enigma-263x350 "Enigma"Walka o złamanie kodu „Enigmy” toczyła się pomiędzy polskim Biurem Szyfrów a niemieckim „Schiffrierstelle”. Polacy odnosili w niej kolejne zwycięstwa – aż do tego najważniejszego. Ich praprzyczyną był respekt wojskowych władz II R.P. wobec osiągnięć nauki i techniki oraz nowatorska koncepcja podejścia do dekryptażu przez Biuro Szyfrów.

Od 1933 funkcjonował Komitet Doradczo-Naukowy, skupiający przedstawicieli Sztabu Głównego Wojska Polskiego, biura organizacyjnego armii Ministerstwa Spraw Wojskowych oraz wybitnych naukowców z różnych dziedzin nauki i techniki. Zagadnieniami szyfrowania i deszyfrażu wiadomości zajmował się Wydział Wojskowy Państwowego Instytutu Telekomunikacyjnego, kierowany przez prof. Janusza Groszkowskiego. Bezpośrednio kryptologią zajmował się w tym wydziale Oddział Radiotechniki Wojskowej, kierowany przez dr inż. Tadeusza Lisickiego.

Polscy kryptolodzy czytali szyfry sowieckie co najmniej od sierpnia 1919; szyfry niemieckie jeszcze wcześniej, od listopada 1918. Rozszyfrowywanie sowieckich depesz jeszcze tego samego dnia umożliwiło nam wygranie wojny polsko – bolszewickiej. Naczelne Dowództwo miało więc pełną świadomość, jak ważna jest praca kryptologów.

od-prawej-rejewski-rozycki-zygalski-291x250 "Enigma"

Od prawej: Marian Rejewski, Jerzy Różycki, Henryk Zygalski

„Enigmę” wynalazł dr inż Arthur Scherbus, niemiecki wynalazca z Dusseldorfu. Początkowo gwarantowała niemieckim firmom zachowanie tajemnicy handlowej. Już kilka lat po zakończeniu w listopadzie 1918 pierwszej wojny światowej niemiecka Reischwehra rozpoczęła szyfrowanie maszyną „Enigma” wiadomości przekazywanych radiowo. W 1926 wprowadzono ją do Kriegsmarine (marynarki), od 15 lipca 1928 do Wehrmachtu (wojsk lądowych), od 1 sierpnia 1935 do Luftwaffe (lotnictwa). Dwa lata później wprowadzono „Enigmę” do policji oraz SD (Sicherheitsdienst des Reichsführers SS, pol. Służby Bezpieczeństwa Reichsführera SS).

Nowe, maszynowe sposoby szyfrowania niemieckich depesz uniemożliwiły polskiemu wywiadowi ich odczytywanie. Zawiodły dotychczasowe metody kryptologiczne, polegające na wyłapywaniu przez lingwistów prawidłowości wynikających z cech danego języka oraz wyliczeniach statystycznych (np. częstotliwość występowania danej litery). W 1928 zakupiono „Enigmę” w wersji handlowej, ale nie pomogło to w złamaniu szyfru. Podjęto wówczas strategicznie istotną, genialną decyzję, która później umożliwiła aliantom wygranie II wojny światowej. Postawiono wyszkolić jako kryptologów wolnych od rutyny, młodych, zdolnych matematyków. To było nowatorskie podejście w historii światowej kryptologii – prawdopodobnie z inicjatywy kpt. Maksymiliana Ciężkiego. Warto zauważyć, że Niemcy nakazali swoim matematykom w komórkach kryptologicznych sprawdzenie możliwości matematycznego złamania „Enigmy”. Niemieccy matematycy obliczyli gigantyczną liczbę kombinacji elementów szyfru, zapewniając że wobec jej ogromu złamanie jest w praktyce niemożliwe..

 

Enigma. Mamy nowiny – polsko-brytyjsko-francuski film dokumentalny
scenariusz i reżyseria:  Norbert Rudaś

 

Operacja „Wicher”

palac-saski_CC-prezentacja-003-300x85 "Enigma"W roku akademickim 1928/29, ówczesny szef Biura Szyfrów mjr Franciszek Pokorny zaproponował wybitnemu matematykowi, prof. Zdzisławowi Krygowskiemu z Uniwersytetu Poznańskiego, zorganizowanie tajnego kursu kryptologicznego w kierowanym przezeń Instytucie Matematyki. Prof. Krygowski wytypował do udziału w nim ok. 20 swych najlepszych studentów, perfekcyjnie znających język niemiecki. Kurs trwał od stycznia do maja 1929, uczestniczyło w nim 26 wyselekcjonowanych osób. Zajęcia prowadzono wieczorami, dwa razy w tygodniu, w pomieszczeniach uczelni (obecnie obiekt Collegium Historicum Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza). Wykładowcami na kursie byli mjr Franciszek Pokorny, jego zastępca i szef referatu kpt. Maksymilian Ciężki oraz przyjaciel ich obydwu, kryptolog inż Antoni Palluth.

Po zakończeniu kursu, z grupy uczestników wybrano 8 najlepszych. Był wśród nich Marian Rejewski, młodszy asystent w Instytucie Matematycznym prof. Krygowskiego, który kursu jednak nie ukończył (z powodu wyjazdu). Zatrudniono ich w poznańskiej ekspozyturze Biura Szyfrów. Według relacji Henryka Zygalskiego, w 1931 na poznańskim kursie dla kandydatów na szyfrantów wśród wykładowców byli m.in. Maksymilian Ciężki oraz Antoni Palluth; wśród słuchaczy m.in. Marian Rejewski oraz Jerzy Różycki.

Po likwidacji ekspozytury poznańskiej, we wrześniu 1932 trójka najlepszych z najlepszych: Marian Rejewski, Henryk Zygalski, Jerzy Różycki podjęła pracę w Referacie Szyfrów Niemieckich (BS-4) Biura Szyfrów Oddziału II, w Pałacu Saskim w Warszawie. Mieli tam do dyspozycji „czarny pokój”, a ściślej – pokój za czarną kotarą. Łamali szyfry ręczne, ale ich głównym zadaniem było złamanie maszynowego szyfru „Enigmy”. Najpierw złamali kod morski używany przez niemiecką Kriegsmarine. Prace radiowywiadu prowadzono pod kryptonimem „Wicher”.

Karol Nawrocki – Sukces, który skrócił wojnę
Witold Sobócki – Klucz do Enigmy, Nie tylko matematycy
w: „Enigma” bez tajemnic, dodatek IPN „Gazeta Polska”, 19 października 2022

 

Konstrukcja i działanie „Enigmy”

SZYFROWANIE_ozn-295x250 "Enigma"„Enigma” jest przenośną maszyną elektromechaniczną z kilkoma wirnikami do szyfrowania wiadomości. Część mechaniczna to 26 znakowa alfabetyczna klawiatura, zestaw od trzech do ośmiu wirników obracających się na jednej osi oraz mechanizm ich obrotu po każdym naciśnięciu klawisza klawiatury. Każdy wirnik miał ruchome ebonitowe pierścienie z 26 literami. Skrajny lewy był nieruchomym, tzw. wirnikiem odwracającym (Umkehrwalze).

Część elektryczną tworzą m.in. stałe i ruchome łącza i styki klawiatury oraz wirników a także łącznica kablowa. Wędrujący skomplikowanym połączeniem sygnał elektryczny zamieniał literę wybraną na klawiaturze na literę szyfrogramu, wyświetlaną (później drukowaną) na odpowiednim panelu maszyny.

Maszyna szyfrująca „Enigma” była urządzeniem stosującym tzw. szyfr podstawieniowy. Literę alfabetu tekstu otwartego zamieniała na jedną z 26 liter alfabetu w tekście szyfrowanym. Sposób działania Enigmy, można w przybliżeniu objaśnić, porównując ją do elektrycznej maszyny do pisania, z tym, że zamiast czcionek po naciśnięciu klawiszy, zapalały się światełka, oznaczające litery. [Później dodano małą drukarkę Schreibmax, którą montowano zamiast panelu ze światełkami, drukowała tekst na wąskiej taśmie papierowej – przyp. RMZ].

Obsługa składała się z dwu ludzi [przy zastosowaniu Schreibmax z jednej osoby – przyp. RMZ], jeden wybijał na klawiszach tekst otwarty, drugi pisał szyfrogram, odczytując litery w okienkach. Przy naciśnięciu np. klawisza „C” zapalało się światełko (żaróweczka) w okienku z literą „T”, ale przy powtórnym naciśnięciu klawisza „C” zmieniały się wewnętrzne połączenia elektryczne i zapalała się juz inna litera na przykład „F”. (ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, s.3-4)

 

Szyfr „Enigmy”
Enigma-replika-250x211 "Enigma"

„Enigma” konstrukcji AVA

Szyfr taki nazywa się szyfrem podstawieniowym. Pomiędzy okienkami a klawiszami znajdowało się coś w rodzaju łącznicy telefonicznej, gdzie przy pomocy wtyczek, można było zmieniać połączenia prowadzące do trzech bębenków [wirników – RMZ] z kontaktami [później liczbę wirników zwiększono – przyp. RMZ]. Bębenki [wirniki – RMZ] te przy każdorazowym naciśnięciu klawisza przekręcały się, zmieniając w skomplikowany sposób, obwody elektryczne, pomiędzy klawiszami a żaróweczkami.

Klawiszy było 26 (tylko litery) i ilość możliwych kombinacji połączeń pomiędzy nimi a okienkami przez urządzenie szyfrujące wyrażała się liczbą 70 cyfrową. Niemcy okresowo zmieniali miejscami bębenki [wirniki – RMZ], w późniejszych modelach ilość ich została powiększona z trzech do pięciu [jeszcze później do ośmiu – przyp. RMZ] oraz nastawienia wewnętrznych połączeń każdego bębenka [wirnika – RMZ] i połączenia wtyczkowe.

Enigma-23-205x250 "Enigma"Tak szyfrant, jak i deszyfrant, używali tych samych maszyn jednakowo ustawionych i rozpoczynali szyfrowanie i deszyfrowanie indywidualnego klucza każdego telegramu z góry narzuconej pozycji wyjściowej bębenków [wirników – RMZ]. Klucz do każdego telegramu był szyfrowany dwukrotnie, co było kardynalnym błędem i ułatwiło „złamanie” szyfru”. (T. Lisicki, Historia… s. 3-4)

Klucz szyfrujący „Enigmy” składał się z kilku części. Pierwsza oznaczała kolejność (Walzenlage) umieszczenia na osi wirników szyfrujących (Chiffriewalzen). Druga ustawienie pierścieni wirników (Ringstellung). Trzecia kolejność połączeń wtyczkowych (Steckerberbindungen). Dwa ostatnie elementy klucza to ustawienie maszyny do pozycji zasadniczej, rozpoczynającej szyfrowanie (Grundstellung) oraz indywidualny klucz szyfranta dla każdej depeszy (Spruchschsohlussel). 

 

Metoda złamania „Enigmy”

„Do pokonania „Enigmy” nie wystarczała wiedza matematyczna nabyta na studiach uniwersyteckich, czy istniejąca w podręcznikach. Należało rozwinąć pewne działy wyższej matematyki, a przede wszystkim teorii grup, a właściwie jej części zwanej grupami permutacji. Mgr Rejewski opracował nowe twierdzenie matematyczne „iloczynu permutacji”. Twierdzenie to, dla czystej matematyki nie było zbyt ważne, natomiast dla rozwiązania Enigmy miało znaczenie zasadnicze.” (T. Lisicki, Historia… s. 3-4). Było to twierdzenie z zakresu kombinatoryki mechanicznej; złamanie teoretycznych podstaw szyfru „Enigmy” było wstępem do praktycznego odczytywania szyfrowanych nią depesz.

Całkowita liczba możliwych ustawień tylko samej łącznicy kablowej wynosi aż 532 985 208 200576 jednak ta teoretyczna możliwość nie była wykorzystywana, bo niemieckie przepisy przewidywały wykorzystanie 10 kabli w łącznicy kablowej, co dawało 150 738 274 937 250 możliwych ustawień. Liczba wszystkich możliwych połączeń „Enigmy” wynosi 50.329.146.112.605.635.584.000 do trzeciej potęgi x 7.905.875.085.625 x 100.391.791.500. Ta astronomiczna liczba powoduje, że odtworzenie właściwych połączeń (odszyfrowanie) metodą prób i błędów jest niemożliwe. Szyfrowanie „Enigmy” z punktu widzenia matematyki jest wynikiem permutacji, czyli funkcji wzajemnie jednoznacznego przekształcania pewnego zbioru na siebie. Prościej to ujmując – ustawianiem elementów zbioru w określonej kolejności. Wynik tej operacji matematycznej można wyrazić równaniem 

E=PRMLUL-1 M-1 R-1 P-1

Jerzy Gawinecki, Kamil Kaczyński – „Enigma”, nauka, kryptologia
w: Polska myśl techniczna w II wojnie światowej
w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne.
Centralna Biblioteka Wojskowa, ISBN 978-83-63050-28-3, Warszawa 2015, s. 53-65

 

Wytwórnia Radiotechniczna „AVA”

14_grupa-AVA_Enigma_017_ozn-300x195 "Enigma"W 1928, utworzono spółkę, z kapitałem zakładowym 7 tys. zł, pod nazwą Wytwórnia Radiotechniczna AVA. Jej założycielami byli: oficer Sztabu Głównego WP inż. Antoni Palluth (podczas wojny polsko-bolszewickiej prowadził podsłuch radiostacji sowieckich) oraz b. starszy majster wojsk łączności Edward Fokczyński, ponadto uzdolnieni inżynierowie: bracia Ludomir i Leonard Danilewiczowie. Nazwę firmy utworzyły połączone elementy krótkofalarskich znaków wywoławczych braci Danilewiczów (TPAV) oraz inż. Pallutha (TPVA).

Kierownikiem technicznym w spółce został Tadeusz Heftman, także wielbiciel radia oraz krótkofalarstwa.  Podobnie jak bracia Danilewiczowie urodził się w Sosnowcu, razem uczyli się w liceum Staszica. Niejawnym udziałowcem spółki był Sztab Główny WP. Początkowo siedzibą firmy był mały warsztat radiotechniczny Edwarda Fokczyńskiego w Warszawie, przy ul. Nowy Świat 43. Później przeniosła się do większego lokalu pod numerem 34. Po pięciu latach działania, w 1936 AVA wybudowała na siedzibę firmy własny obiekt (o powierzchni ok. 800 m.kw.) przy ul. Stępińskiej 25. Jak zauważa ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki:

„Wytwórnia radiotechniczna AVA prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu „Enigmy”.

Tadeusz Lisicki – AVA  (maszynopis / rękopis)
w zbiorach Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu, sygn. K 1074

Krzysztof Dąbrowski – W kręgu zakładów AVA
w: Polska myśl techniczna w II wojnie światowej
w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne.
Centralna Biblioteka Wojskowa, ISBN 978-83-63050-28-3, Warszawa 2015, s.117-126

 

 

Przechwycenie „Enigmy”
Enigma-A-300x227 "Enigma"

pierwsza Enigma A

Pierwszy egzemplarz „Enigmy” (w wersji handlowej) polski wywiad skopiował prawdopodobnie w styczniu 1929, w niecałe dwie doby, po tajnym przechwyceniu niemieckiej przesyłki na lotnisku Okęcie. Ludomir Danilewicz maszynę rozebrał na części, zrobił ich fotografie oraz pomiary, po zmontowaniu maszynę dostarczono do niemieckiego adresata.

Według relacji Mariana Rejewskiego  – W końcu 1927, lub może na początku roku 1928, nadeszła z Rzeszy Niemieckiej do Urzędu Celnego w Warszawie przesyłka mająca, według deklaracji, zawierać sprzęt radiowy. Przedstawiciel niemieckiej firmy domagał się bardzo usilnie zwrotu tej przesyłki do Rzeszy jeszcze przed odprawą celną, jako wysłanej omyłkowo z innym sprzętem. Jego nalegania były tak natarczywe, że wzbudziły czujność urzędników celnych, którzy zawiadomili Biuro Szyfrów Oddziału II Sztabu Głównego, instytucję zainteresowaną wszelkimi nowościami w dziadzinie radiosprzętu. A ponieważ była to przypadkowo sobota po południu, więc wydelegowani przez Biuro pracownicy mieli czas spokojnie sprawę zbadać. Skrzynię otworzono i przekonano się, że istotnie sprzętu radiowego nie zawierała, była w niej natomiast maszyna do szyfrowania. Maszynę bardzo dokładnie zbadano, po czym skrzynię znów starannie zamknięto. (Marian Rejewski – Jak matematycy polscy rozszyfrowali Enigmę, Wiadomości Matematyczne XXIII (1980), s. 1-28)

„W ciągu kilku miesięcy zespół mgr Rejewskiego odtworzył połączenia wewnętrzne Enigmy i opracował jej „model matematyczny”. Na jego podstawie został skonstruowany „sobowtór” Enigmy, zresztą znacznie lepszy i wydajniejszy niż niemiecki oryginał. Praca ta została wykonana w Warszawskiej Wytwórni Radiotechnicznej AVA. Razem zbudowano 15 takich zrekonstruowanych maszyn „Enigma”. (T. Lisicki, s. 5)

 

W drodze do sukcesu
inz-Rola-250x94 "Enigma"

mjr dypl. Tadeusz Rola – Uzupełnienie o stanie przygotowania łączności

źródło: Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego sygn. B.I.9b s. 240

Kiedy Polacy szykowali się do złamania „Enigmy”, Niemcy aż do października 1934 nieustannie ją udoskonalali. Droga do ich pokonania była długa i kręta. Referat Szyfrów Niemieckich polskiego Biura Szyfrów kupił handlową wersję Enigmy, różniącą się znacznie od wersji wojskowej. Zebrano sporą ilość niemieckich radiotelegramów, szyfrowanych „Enigmą”. Przechwyciły je polskie radiostacje podsłuchowe: nr 5 w Starogardzie, nr 4 w Poznaniu i nr 3 w Krzesławicach k. Krakowa. Ok. 50 szt. urządzeń do radiopodsłuchu, tj. odbiorniki CW1-4, wyprodukowała w latach 1934-1939  Wytwórnia Radiotechniczna AVA.

Analizując zebrane niemieckie szyfrogramy, zespół Rejewskiego opracował tzw. teorię cyklów, wykorzystującą fakt dwukrotnego szyfrowania klucza depeszy. Dzięki niemu było wiadomo, że muszą istnieć zależności pomiędzy pierwszymi sześcioma literami depeszy, definiującymi ów klucz.

W październiku 1931 francuski wywiad złowił do współpracy Hansa-Thilo Schmidta, młodszego brata Rudolfa Schmidta z niemieckiej „Chiffrierstelle”. Pracował w biurze szyfrów niemieckiego Reichswehrministerium. Sprzedawał informacje, m.in. pozwalając po kryjomu fotografować dokumenty wykradzione bratu. Francuzi nadali mu kryptonim „Asche”. Zwerbował go francuski agent Rudolf Stallman, niemiecki bywalec kasyn. Asche dziewiętnaście razy przyjeżdżał do różnych miejsc Europy, na ogół do miasteczek w pobliżu niemieckiej granicy. Francuskiemu wywiadowi Deuxieme Bureau sprzedał m.in. zdjęcia wojskowej wersji „Enigmy”, opis sposobu używania „Enigmy”, instrukcję posługiwania się kluczami szyfrującymi oraz tablice miesięczne kluczy. Ujawnił to po wojnie kpt./gen. Gustave Bertrand, wówczas oficer łącznikowy pomiędzy radiowywiadem francuskim i polskim.

Bertrand 8 grudnia 1931 przekazał kopie pozyskanych niemieckich dokumentów do Polski; przyjęli je od niego Gwido Langer oraz Stefan Mayer. Wcześniej dał je brytyjskim kryptologom. Przyspieszyły złamanie „Enigmy”, ale potrafili je wykorzystać tylko Polacy. Nie potrafili ich użyć do dekryptażu Francuzi oraz Brytyjczycy. Polacy jako jedyni uzyskali też cenny sygnał od naszego agenta w sekcji radiowej jednej z jednostek Luftwaffe. Raportował, że przed wybuchem wojny Niemcy wprowadzą do „Enigmy” dwa dodatkowe wirniki szyfrujące. Kiedy 15 sierpnia 1938 polski wywiad zauważył istotną zmianę szyfrowania, było jasne że wojna niebawem wybuchnie.

 

Enigma pokonana!

Posiadanie sobowtóra wojskowej wersji „Enigmy” oraz znajomość zasad jej funkcjonowania i sposobów użycia nie rozwiązywały podstawowego problemu. Fundamentalne było bowiem pytanie – jak poznać nastawienia maszyny oraz indywidualne klucze każdej radiodepeszy? Klucz tworzyły: nastawienia wirników, ich kolejność oraz pary liter na łącznicy kablowej. Problem odnalezienia klucza utrudniały okresowe zmiany (najpierw co 3 miesiące, później aż trzy razy dziennie!) początkowych ustawień wirników oraz połączeń.

Ustawienia te polscy kryptolodzy najpierw obliczali ręcznie, tzw. metodą rusztu. Stosowano ją do 15 września 1938, bazowała na założeniu, że na łącznicy kablowej zamienionych jest tylko sześć par liter, a pozostałe czternaście nie. Potem Różycki wymyślił metodę zegarową, pomagającą ustalić który wirnik maszyny jest danego dnia na prawej skrajnej pozycji. Jeszcze później Rejewski wymyślił cyklometr, a potem tzw. bombę kryptologiczną. Gdy Niemcy wprowadzili kolejne zmiany w szyfrowaniu, Zygalski wymyślił tzw. płachty. Te pomocnicze urządzenia do złamania „Enigmy” wyprodukowała wytwórnia AVA.

 

Cyklometr

składał się z dwóch zestawów wirników „Enigmy” i pomagał obliczyć długość i liczbę cykli permutacji generowanych przez „Enigmę”. Każda z 17 576 pozycji połączeń maszyny mogła mieć sześć możliwych sekwencji wzajemnego ustawienia wirników, co dawało 105 456 ustawień ogółem.

Opracowanie pierwszego katalogu połączeń zajęło trzem matematykom ponad rok. Ale dzięki tej pracy, od 1935 polscy kryptolodzy znajdowali klucz dzienny „Enigmy” w zaledwie ok. dwadzieścia minut. Od listopada 1937 Niemcy zmienili metodę szyfrowania tzw. wirnikiem odwracającym, co spowodowało konieczność ponownego opracowania katalogu połączeń.

 

Bomba kryptologiczna

bomba-kryptologiczna-171x250 "Enigma"była unikalnym urządzeniem mechaniczno-elektrycznym skonstruowanym wyłącznie do automatycznego łamania szyfru „Enigmy”. Tworzył ją zespół sześciu „sobowtórów Enigmy” (jej wojskowej wersji), czyli zestaw bębenków szyfrujących sześciu maszyn. „Bombę” wyprodukowała wytwórnia „AVA”. Jak wspominał potem Marian Rejewski „fabryka AVA zbudowała w niewiarygodnie krótkim czasie – bo już w listopadzie 1938 – sześć takich urządzeń… nazwanych przez nas „bombami”. Pierwszą „bombę” AVA wyprodukowała w kilka tygodni, koszt jednej „bomby” oszacowano na sto tysięcy przedwojennych złotych (obecnie ponad milion PLN).

„Bomba” umożliwiała rozpoznanie klucza szyfrującego średnio w czasie ok dwóch godzin. Jej nazwa wzięła się od kawiarnianego deseru pod nazwą „bomba lodowa”. Rejewski, Różycki, Zygalski oraz Lisicki właśnie jedli „bombę lodową”, gdy Tadeusz Lisicki omawiał z kryptologami swój pomysł na taką maszynę deszyfrującą.

 

Płachty Zygalskiego

plachta-zygalskiego-300x190 "Enigma"tworzył je zestaw 26 perforowanych płacht papieru milimetrowego dla każdej z sześciu możliwych sekwencji ustawień trzech wirników Enigmy. Ułatwiały one odszukanie klucza zaszyfrowanej depeszy. Zestaw do deszyfracji składał się łącznie z 156 arkuszy: sześciu kompletów 26 płacht, z ponad tysiącem otworów każda. Do 15 grudnia 1938  przygotowano dwa komplety „płacht”. Jednak właśnie wtedy Niemcy zwiększyli ilość wirników „Enigmy” do pięciu, co spowodowało konieczność zwiększenia aż do 60 kompletów „płacht” oraz obliczenia (i wycięcia) ponad 1,5 mln. otworów (połączeń).

Polskie Biuro Szyfrów nie miało technicznych i finansowych możliwości wykonania tak ogromnej pracy. W związku ze zbliżającym się wybuchem wojny brakowało także czasu. Na podstawie polskich obliczeń pracę tę wykonali dopiero Anglicy (Zygalski Sheets), na początku wojny. Zajęło to im trzy miesiące, przy wykorzystaniu specjalnej maszyny do perforacji arkuszy oraz kilkuset matematyków…

Pierwszą depeszę „Enigmy” Marian Rejewski odczytał w grudniu 1932 lub w drugiej połowie stycznia 1933. Pomogło mu w tym trafne założenie, że w okresie świątecznym załogi niemieckich okrętów będą sobie w krótkich, szyfrowanych depeszach życzyć „eine fröhliche Weihnachtszeit” (wesołych świąt Bożego Narodzenia). Gdy Niemcy składali sobie nawzajem życzenia, Rejewski przez cały świąteczny okres pracował. Genialny matematyk wykorzystał teorię permutacji do zbudowania zespołu sześciu równań z czterema niewiadomymi, dzięki czemu tylko za pomocą wyników rozwiązywanych równań odtworzył wewnętrzne połączenia bębenków (walców) „Enigmy”. Założył, że klawiatura „Enigmy” wojskowej jest identyczna z klawiaturą zwykłej maszyny do pisania, czyli ma układ QWERTZU, wiedział też, że niemiecka marynarka wojenna Kriegsmarine używa „Enigmy” z 29 klawiszami. To wszystko złożyło się na niemiecką klęskę oraz sukces złamania maszyny szyfrującej „Enigma”.

Dzięki pracy trzech genialnych matematyków, Biuro Szyfrów od stycznia 1938 czytało ok. 75 proc. zaszyfrowanych „Enigmą” depesz niemieckiego wojska, lotnictwa, SS i organizacji paramilitarnych. Wg. Rejewskiego, gdyby zwiększono nieznacznie liczbę personelu, możliwe byłoby odszyfrowanie ok. 90 proc. depesz. Niestety, polski radiowywiad nie miał większych funduszy…

Katarzyna Dzierzbicka – Zanim było Bletchley Park
w: Pamięć.pl – 2015, nr 7-8, s. 96-100

 

Prezent dla aliantów
wirniki-268x250 "Enigma"

Wirniki „Enigmy”

9 i 10 stycznia 1939 w Paryżu, w gmachu francuskiego wywiadu przy Avenue de Tourville 2 bis spotkali się spece od kryptologii i radiowywiadu trzech państw. Na konferencji „X-Y-Z” Polskę reprezentowali: płk Gwido Langer i mjr Maksymilian Ciężki; Francję mjr Gustave Bertrand i kpt. Henri Braguenie; Wielką Brytanię komandorzy: Alastair Dennistor, Hugh Foss oraz Dillwyn Knox. Ustalono zasady współpracy, Polacy mieli rozkaz ujawnienia postępów własnej pracy kryptologicznej jedynie w przypadku uzyskania jakichś wartościowych informacji od pozostałych uczestników. Okazało się,że sojusznicy byli daleko w tyle.

Następne spotkanie „X-Y-Z” odbyło się w dniach 24 – 26 lipca 1939 w ośrodku Biura Szyfrów BS-4 w Pyrach pod Warszawą. Były tam zlokalizowane cztery radiostacje krótkofalowe dużej mocy (dalekiego zasięgu), konstrukcji inż. Tadeusza Heftmana, wyprodukowane przez Wytwórnię Radiotechniczną „AVA”. Jest prawie pewne, że wyprodukowała ona także siedem stacji Biura Szyfrów do radiopodsłuchu: w Warszawie, Lidzie, Równem, Kołomyji, Starogardzie, Poznaniu oraz Krzesławicach k. Krakowa. Dzięki nim m.in. wyłapywano z eteru niemieckie depesze szyfrowane „Enigmą”…

We wtorek i środę 25 i 26 lipca 1939 w Pyrach, do wymienionej wcześniej grupy szpiegów dołączył wiceszef brytyjskiego wywiadu płk Stewart Menzies. Polacy przekazali osłupiałym ze zdumienia Francuzom i Anglikom metody rozwiązywania nastawień i kluczy oraz wręczyli po egzemplarzu sobowtóra wojskowej wersji „Enigmy”, wyprodukowanego przez wytwórnię „AVA”. Bezczelny Knox w raporcie dla swych przełożonych z brytyjskiego wywiadu napisał, że „Polacy mieli szczęście” oraz że „przypadkowo rozwiązali zagadkę”

Grzegorz Nowik – Najcenniejsze źródło Churchilla – największy polski sukces światowej kryptologii
w: Polska myśl techniczna w II wojnie światowej
w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne.
Centralna Biblioteka Wojskowa, ISBN 978-83-63050-28-3, Warszawa 2015, s. 67-69

 

Po wybuchu wojny

droga-ucieczki-300x193 "Enigma"Po wybuchu wojny polscy kryptolodzy z BS-4 ewakuowali się do Rumunii, stamtąd z pomocą francuskiego attache wojskowego do Paryża. Francuzi nie zgodzili się na zorganizowanie polsko-francusko-brytyjskiego ośrodka kryptologicznego. Polskie władze „wypożyczyły” więc Francuzom piętnastu kryptologów ppłk Langera. Francuzi nadali im kryptonim „Ekipa Z”. Ośrodek dekryptażu, kierowany przez mjr Bertranda, zlokalizowano 35 km od Paryża, w willi Chateau de Vignolles w Gretz-Armainvilliers. Miała tam siedzibę francuska jednostka kryptologiczna (kryptonim „P.C.Bruno”, Poste de Commandement Bruno). Do ekipy dołączył brytyjski oficer łącznikowy kpt. Kenneth MacFarlan.

Ekipę tworzyli: ppłk dypl. Gwido Langer (kierownik); współpracował z mjr Bertrandem (F) oraz kpt. MacFarlanem (GB). Łamaniem szyfrów niemieckich zajmowali się: mjr Maksymilian Ciężki (kierownik); współpracował z mjr Renardem (F). Szyfry ręczne łamał kpt. Wiktor Michałowski, Larcher (F), por. Antonii Palluth. Szyfry maszynowe – Marian Rejewski, kpt Braquenie (F) oraz kryptolodzy:  Jerzy Różycki, Henryk Zygalski; deszyfranci: ppor. Kazimierz Gaca, Ryszard Krajewski, Sylwester Palluth (bratanek Antoniego), por. Henryk Paszkowski. Szyfry sowieckie łamali: kpt. Jan Graliński, por. dr Stanisław Szachno, Piotr Smoleński. Za technikę odpowiedzialny był st. majster Edward Fokczyński.

Od 20 października 1939 Polacy wzięli się do pracy. Zespół dysponował trzema sobowtórami wojskowej wersji „Enigmy”, w tym jednym przekazanym wcześniej Francji. Z Wielkiej Brytanii przychodziły do rozszyfrowania depesze dostarczone przez Bletchley Park („Station X”). Polaków odwiedzał też Alan Turing, najpierw przywiózł 60 kompletów brytyjskich „płacht”, później przyjeżdżał na konsultacje. 17 stycznia 1940 Polacy złamali pierwszy klucz dzienny „Enigmy” używanej przez Wehrmacht. Później liczba odnalezionych nastawień i kluczy wzrosła do 126. Niestety czasem nie było to przydatne, bo francuskie służby nie zdążyły na czas przechwycić niemieckich depesz. Jednak do czerwca 1940 odczytano ponad osiem tysięcy (8.335) zaszyfrowanych depesz „Enigmy”. Ekipa pracowała do 14 czerwca 1940. Od 8 kwietnia 1940 brytyjski ośrodek dekryptażu Bletchley Park rozszyfrowywał już w miarę regularnie niemieckie depesze. Po upadku Francji polską ekipę przerzucono 24 czerwca do Tuluzy, stamtąd samolotami 3 lipca do Oranu, potem do Algieru.

Po kilku dniach zaakceptowano plan mjr Bertranda (F) kontynuowania pracy na nieokupowanym terenie Francji. Od lipca 1940 do ok. 12 listopada 1942 ekipa pracowała w Chateau des Fouzes  (kryptonim „Cadix”) w Uzes niedaleko Nantes. Ekipa polskich kryptologów, podlegała Oddziałowi II Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie, nadano jej kryptonim „Ekspozytura 300”. Miała sprawną łączność z centralą łączności Sztabu Naczelnego Wodza, zlokalizowaną w Wielkiej Brytanii: w Chipperfield Lodge (centrala nadawcza) oraz Barnes Lodge (centrala odbiorcza). Depesze ekipy szyfrowano polską maszyną szyfrującą „Lacida”. W dekryptażu „Enigmy” pracowano na trzech egzemplarzach sobowtórów wojskowej wersji „Enigmy”. Dopiero w maju 1940 Francuzom udało się wyprodukować kolejne cztery. Odczytano 1045 depesz (w tym 673 operacyjne) zaszyfrowanych „Enigmą”. Józef Garliński w książce „Politycy i żołnierze” wspomina, że w tym czasie przed londyńską siedzibą Oddziału VI (Specjalnego) Sztabu Naczelnego Wodza, stale oczekiwali na odszyfrowane depesze motocykliści brytyjskiego SOE (Special Operations Executive).

 

Losy polskich kryptologów oraz konstruktorów wytwórni „AVA”
Bletchley_Park-300x162 "Enigma"

Bletchley Park

Ze ścisłego grona polskich kryptologów wojnę przeżyli: Marian Rejewski oraz Henryk Zygalski. Niestety, Jerzy Różycki oraz Jan Graliński i Piotr Smoleński stracili życie 6 stycznia 1942 w pobliżu Balearów, po zatopieniu statku G.G. Lamoriciere. Trójka polskich kryptologów wracała z Posterunku Oficerskiego nr 1 (francuski kryptonim  „Post Z”) w willi Kouba na przedmieściach Algieru (w rzeczywistości stacji radionasłuchu), gdzie – na trzymiesięczne turnusy – przydzielano kryptogów z „Cadix’u”.

Wskutek francuskiej nieudolności w ewakuacji, 13 marca 1943 w okolicy Perpignan Niemcy aresztowali płk dypl. Gwido Langera, mjr Maksymiliana Ciężkiego, ppor. Antoniego Pallutha, Edwarda Fokczyńskiego oraz ppor. Kazimierza Gacę. Antoni Palluth stracił życie 18 kwietnia 1944, podczas alianckiego bombardowania fabryki Heinkla. Edward Fokczyński zmarł z wycieńczenia w obozie 26 lipca 1944. Obu Niemcy osadzili w obozie koncentracyjnym KL Sahsenhausen – Oranienburg. Płk dypl. Gwido Langer oraz mjr Maksymilian Ciężki zostali osadzeni w Stalagu 122 w Compiegne, później w zamku Eisenberg, w którym mieścił się obóz SS Sonderkommando. Wszyscy byli brutalnie przesłuchiwani, ale nie ujawnili faktu złamania „Enigmy”. Antoni Palluth nie ujawnił także, że osobiście złamał szyfr szpiegów niemieckiego wywiadu wojskowego, używany do kontaktu z centralą Abwehry w Stuttgarcie. Ci, którzy przeżyli, dotarli do Wielkiej Brytanii dopiero po wojnie.

Marian Rejewski oraz Henryk Zygalski w styczniu 1943 zostali aresztowani  na granicy francusko – hiszpańskiej, wydani przez hiszpańskiego przemytnika. W maju odzyskali wolność oraz dołączyli do kompanii radiowywiadowczej batalionu łączności Sztabu Naczelnego Wodza w Felden. Łamali tam depesze SS oraz SD. Marian Rejewski w październiku 1943 został awansowany na stopień podporucznika czasu wojny, był zastępcą kierownika referatu kompanii radiowywiadu Batalionu Łączności, w styczniu 1945 awansowany na stopień porucznika czasu wojny. Ukończył kurs wywiadu, zakamuflowany jako Oficerski Kurs Doskonalący Administracji Wojskowej.

Niedaleko, w Stanmore pod Londynem działała polska radiostacja „Marta”; batalionem dowodził Tadeusz Lisicki. Konstruktor i kierownik techniczny spółki „AVA”  inż. Tadeusz Heftman objął kierownictwo zlokalizowanych tam Polskich Wojskowych Warsztatów Radiowych, które od września 1940 funkcjonowały jako „zaplecze” Ośrodka Radio Sztabu Naczelnego Wodza. Warsztaty produkowały niewielkie stacje nadawczo-odbiorcze, oznaczone A (AP) i B (BP). Miały zwartą konstrukcję, niewielkie rozmiary (280 x 210 x 100 mm) i wagę (6 kg), były solidnie wykonane oraz trudne do wykrycia podczas pracy. Zyskały opinię najlepszych tego typu urządzeń na świecie! Radiostacje Heftmana nazywane „polish spy radio”, a w kraju „pipsztokami” przerzucano do Polski; pracowali na nich Cichociemni, stanowiły fundament łączności Armii Krajowej. Radiostacje te kupowało od PWWR brytyjskie Special Operations Executive oraz amerykańskie Biuro Służb Strategicznych (późniejsze CIA). Używane były w operacjach na Dalekim Wschodzie i w Europie, na wyspach Pacyfiku, także przez polską konspirację Akcji Kontynentalnej we Francji. Więcej informacji – na stronie Tadeusz Heftman.

Adam Gwiazdowicz  – Fundamenty polskiego sukcesu
w dekryptażu niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma”
w: Polska myśl techniczna w II wojnie światowej
w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne.
Centralna Biblioteka Wojskowa, ISBN 978-83-63050-28-3, Warszawa 2015, s. 71-73

 

Brytyjska „Ultra”
maszyna-turinga-300x221 "Enigma"

Maszyna Turinga

Korzystając z osiągnięć Polaków, Brytyjczycy od lipca 1939 poczynili znaczne postępy. Polską bombę kryptologiczną oraz płachty zastąpili nowocześniejszymi urządzeniami deszyfrującymi: „Robinson” oraz „Collossus”. Ich ośrodek dekryptażu w Bletchley Park pod Londynem w chwili upadku Francji już odczytywał depesze, zaszyfrowane ulepszoną wersją „Enigmy”. Ośrodkiem kierował płk. Winterbotham, miał bezpośrednią łączność z premierem Churchillem. Do deszyfrażu Brytyjczycy używali bomby TuringaWelchmana, zupełnie innej konstrukcji niż bomba kryptologiczna Rejewskiego.

Znajomość niemieckich depesz szyfrowanych niemiecką „Enigmą” (Brytyjczycy nadali jej kryptonim „Ultra”) dała Brytyjczykom niewiarygodną przewagę, którą skutecznie wykorzystano m.in. w przygotowaniach do bitwy o Anglię, walkach o Atlantyk, kampanii włoskiej, operacji „Overlord”, zwycięstwie pod Falaise czy do pokonania Afrika Korps. Po raz pierwszy w historii świata, zanim dowódca sił wroga otrzymał rozkaz swego zwierzchnika, przeczytał ją dowódca walczących z nim wojsk. Zanim gen. Rommel dostał odpowiedź Hitlera, odmawiającego zgody na wycofanie – przeczytał ją już Churchill…

Informacje „Ultry” były także udostępniane na bieżąco Rosjanom, przyczyniając się do wojennych zwycięstw Armii Czerwonej. Gen. Dawid Eisenhower, Naczelny Dowódca Alianckich Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych, ocenił w lipcu 1945, że złamanie „Enigmy” było decydujące dla zwycięstwa aliantów w II wojnie światowej.

 

Angielskie kłamstwo

W listopadzie 1974 w Wielkiej Brytanii, USA i Kanadzie opublikowano książkę płk Winterbothama „The Ultra Secret”. Podano w niej zmyśloną relację, jakoby „Enigmę” złamano dzięki informacjom „Polaka pracującego w niemieckiej fabryce”. Po proteście wobec tego kłamstwa, przesłanym przez Tadeusza Lisickiego do redakcji „The Guardian”, z autorami: książki oraz listu przeprowadził wywiad „The Times”.

Po rozmowie z Lisickim, Zygalskim, gen. Bertrandem, w recenzji książki opublikowanej 29 grudnia 1974 przez „New York Times”, dr Kahnn napisał:

„Twierdzenie Winterbothama, że rozwiązanie Enigmy nastąpiło na podstawie informacji uzyskanych od Polaka, pracownika w niemieckiej fabryce, okrada polskich kryptologów z jednego z największych osiągnięć w historii łamania szyfrów”.

 

Najlepszy był chyba komentarz Ascherson’a w „The Scotsman”, opublikowany 26 lipca 1975:

„Operacja Enigma, w której polscy eksperci grali główną rolę w złamaniu niemieckiego szyfru, przyczyniła się w bardzo dużym stopniu do ostatecznego pokonania Niemców na polach bitew.
My często myślimy o Polsce jako o narodzie, który bohatersko walczył z Hitlerem szarżując kawalerią na czołgi [to fake news Goebbelsa – przyp. RMZ] i który został pokonany. Ale historia Enigmy jest historią o innej Polsce, kraju z pierwszej klasy tradycją narodową i dużych osiągnięciach w technice i matematyce, który pobił Niemców w dziedzinach w których przodowali: precyzji, mechaniki i uporczywości”.

 

Gen. bryg. dr inż. Tadeusz Lisicki, który także miał swój osobisty wkład w złamanie „Enigmy”, po wojnie był szefem osobistego sztabu gen. Władysława Andersa. Kompletnie zapomniany w Polsce, nie miał nawet hasła w Wikipedii, musiałem je napisać… Dziękuję szefowej biblioteki Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu za nieocenioną pomoc w napisaniu Jego biogramu.

Nota bene, w sprawie „Enigmy” Anglicy kłamią nadal – zobacz Bletchley Park

 

Ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”
źródło: Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53

 

Tadeusz Heinrich  – Jeszcze o „Enigmie”
w:  Instytut Literacki Paryż, Zeszyty Historyczne 54, 1980 s. 195-198

 

Udział trzech państw w złamaniu Enigmy

POLSKA:  Teoria cykli | Teoria podstawień | połączenia wirników I-III i reflektora A | Metoda rekonstrukcji walca wejściowego | Metoda rekonstrukcji połączeń łącznicy | Metoda charakterystycznych kluczy depesz | Metoda statystyczna | Metoda nierównych liter | Określanie prawego wirnika. Ruszt i katalog F | Cyklometr (urządzenie i katalog) | Odtwarzanie tekstu jawnego | Połączenie reflektora B | Połączenia wirników IV i V | Analiza drugiej procedury szyfrowania | Bomby kryptologiczne | Płachty Zygalskiego (projekt) | Katalogi do płacht (projekt) | Analiza trzeciej procedury szyfrowania | Sieć radiowa SD | Enigma Kriegsmarine z 29 klawiszami | Połączenia wirników IVM i VM | Analiza procedury szyfrowania Kriegsmarine od 1 maja 1937

WIELKA BRYTANIA:   Płachty Zygalskiego (Zygalski Sheets, wykonanie) | Katalogi do płacht (wykonanie) | Metoda Jeffreysa | Metoda Knoxa | Metoda Herivela | Wirniki VI i VII (znalezione na pokładzie U-Boota)

FRANCJA:   Dostarczenie dwóch ważnych dokumentów: instrukcji posługiwania się kluczami szyfrującymi, tablic miesięcznych kluczy

 

 

Zobacz:

 

Źródła:
  • ppłk. dypl. inż. Tadeusz Lisicki – Historia i metody rozwiązania niemieckiego szyfru maszynowego „ENIGMA”, Londyn, wrzesień 1975, źródło: Instytut Piłsudskiego w Londynie, Kolekcja akt Stefana Mayera, zespół nr 100, teczka nr 709/100/53
  • Jan Stanisław Ciechanowski, Jacek Tebinka – Współpraca kryptologiczna. Enigma, w: Red: Dubicki Tadeusz, Nałecz Daria, Stirling Tessy, Polsko – brytyjska współpraca wywiadowcza podczas II wojny światowej. t. I. Ustalenia Polsko – Brytyjskiej Komisji Historycznej, Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, Warszawa 2004, s. 443-461, ISBN 83-89115-11-5
  • Tadeusz Lisicki – AVA (maszynopis / rękopis), w zbiorach Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu, sygn. K 1074, digitalizacja własna, RMZ
  • Zdzisław J. Kapera – Paryż 1939: tajna konferencja kryptologów alianckich, w: Red. Piotr Kołakowski, Andrzej Pepłoński, Polski wywiad wojskowy 1918-1945, Adam Marszałek, Toruń 2016, s. 411-422, ISBN 978-83-8019-503-5
  • Marek Grajek (red.) – Enigma bez tajemnic. 85. rocznica sukcesu polskich kryptologów, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2020, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ISBN 978-83-8180-382-3
  • Marek Grajek (red., oprac,. tłum.) – Sztafeta Enigmy. Odnaleziony raport polskich kryptologów, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Warszawa 2019, ISBN 978-83-953038-0-7
  • Marian Rejewski – Jak matematycy polscy rozszyfrowali Enigmę, Wiadomości Matematyczne XXIII (1980), s. 1-28
  • Wojciech Giermaziak (red.) – Marian Rejewski w służbie polskiej kryptologii, Wydawnictwo Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wiązowna 2022, ISBN 978-83-964225-4-5
  • prof. Grzegorz Łukomski – Poznańskie początki „Enigmy”, w: Mars. Problematyka i Historia Wojskowości, T. 10, Warszawa-Londyn 2001, s. 49-68
  • Instytut Piłsudskiego w Londynie – AVA gniazdo pogromców Enigmy
  • David Link – Resurrecting Bomba Kryptologiczna: Archaeology of Algorithmic Artefacts, I, Cryptologia, 33:2, 168, 2009
  • Władysław Kozaczuk – Enigma: How the German Machine Cipher Was Broken and How It Was Read by the Allies in World War Two. Praeger, S. 63, 1984, ISBN 0-313-27007-4)
  • Beata Majchrowska – Więcej niż Enigma. Historia Antoniego Pallutha. Klinika Języka, Szczęsne 2020, ISBN 978-83-64197-87-1
  • Polska myśl techniczna w II wojnie światowej w 70 rocznicę zakończenia działań wojennych w Europie. Materiały pokonferencyjne pod redakcją naukową dr Jana Tarczyńskiego, Centralna Biblioteka Wojskowa im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, Warszawa 2015

 

 

Policja na tropie Cichociemnego…

 

Fijalka-odznaczenie-VM-300x241 Policja na tropie Cichociemnego...W połowie grudnia 2022 opublikowałem post na Facebooku w którym postawiłem pytanie:

KIM JEST NR 1?

 

Rzecz w tym, że istnieje wątpliwość, który z Cichociemnych jest na załączonej fotografii (patrz obok), oznaczony jako nr 1:

  • wg. Jędrzeja Tucholskiego (Cichociemni, wyd. 1988 fot. 94, w innych wydaniach pod innym numerem) – jest nim Cichociemny Jan Woźniak ps. Kwaśny
  • wg. Cezarego Chlebowskiego (Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie, wyd. 1993 fot. 12)  – jest nim Cichociemny Wincenty Ściegienny ps. Las

Fotografia przedstawia uroczystość odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari przez Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego Cichociemnego Michała Fijałki ps. Kawa, w dniu 20 sierpnia 1942 w ośrodku szkoleniowym Cichociemnych Audley End (STS 43).

 

Sciegienny-Wincenty-KOL_023_0285-175x250 Policja na tropie Cichociemnego...Fotografia pochodzi z depozytu CC Michała Fijałki, który zidentyfikował widocznych na zdjęciu Kolegów – Cichociemnych, wskazując jako nr 1 właśnie CC Wincentego Ściegiennego.

Potwierdza to ustalenie Syn Cichociemnego – Pan Grzegorz Fijałka (skonsultowałem się w tej sprawie kilkanaście dni temu). Pan Grzegorz także podjął działania weryfikacyjne (porównywał fotografie CC) i uważa, że jako nr 1 jest cc Wincenty Ściegienny.

W mojej ocenie to właśnie może być wersja obiektywnie prawdziwa, a Jędrzej Tucholski pomylił się w opisie fotografii, podanym w swojej książce. Ale są być może argumenty za przyjęciem, iż Tucholski jednak się nie pomylił, a błędny opis opublikował (zawsze bardzo rzetelny) Cezary Chlebowski.

 

Rodzina Cichociemnego Jana Woźniaka utrzymuje, że na tym zdjęciu oznaczony jako nr 1 jest właśnie Cichociemny Jan Woźniak ps. Kwaśny. Rodzina Cichociemnego Michała Fijałki (z którego depozytu pochodzi fotografia) utrzymuje, że jako nr 1 jest Cichociemny Wincenty Ściegienny ps. Las. Obie wersje nie mogą być równocześnie prawdziwe.

Sądząc po rysach twarzy, układzie brwi, nosie, profilu, czole oraz fryzurze może to być właśnie Cichociemny Wincenty Sciegienny. Ale pewności nie ma – czyli śledztwo trwa nadal…

 

Zawiodła identyfikacja wg. wzrostu

Wozniak-Jan-KOL_023_0318-173x250 Policja na tropie Cichociemnego...Próbowałem pójść tropem wzrostu trójki Cichociemnych, sięgając do danych zawartych w dokumentach, w Ich teczkach personalnych.

Cichociemny Bolesław Kontrym miał wzrost ok. 175,26 cm, ale obaj „sporni Cichociemni” mieli wzrost zbliżony:

Ten trop nie doprowadził więc do indentyfikacji „poszukiwanego Cichociemnego” stojącego obok CC Bolesława Kontryma.

 

 

Zawiodło Narodowe Archiwum Cyfrowe

Logo-NAC-PL-pion-261x250 Policja na tropie Cichociemnego...Niestety, nie mogło pomóc w identyfikacji „poszukiwanego Cichociemnego” Narodowe Archiwum Cyfrowe. Zwróciłem się z prośbą o taką pomoc do dyrektora NAC Pana Piotra Zawilskiego.

Fotografia z uroczystości odznaczenia Michała Fijałki orderem Virtuti Militari, znajduje się bowiem w zasobach NAC, oznaczona sygn. 37-552-3. Opis zdjęcia podaje, że jest to uroczystość odznaczenia ppor. Michła Fijałki w dniu 28 (powinno być: 20) sierpnia 1942, a jako nr 1 wskazany jest ppor. „Kwaśny” – Jan Woźniak.

Poprosiłem NAC o wskazanie źródła identyfikacji Cichociemnego oznaczonego jako nr 1. Niestety odpowiedź NAC także nie wyjaśniła sprawy. Pani Katarzyna Brąkowska poinformowała, że NAC nie dysponuje materiałami źródłowymi, na podstawie których można by było zdecydowanie potwierdzić tożsamość cichociemnego oznaczonego na zdjęciu nr 1 i zweryfikować datę.

Opis zdjęcia w zasobach NAC zredagowano bowiem korzystając z dostępnych publikacji. Czyli wciąż nie ma oczekiwanego rezultatu naszego śledztwa.

 

 

Prośba o pomoc Policji

UPP-policja-300x198 Policja na tropie Cichociemnego...CLKP-300x90 Policja na tropie Cichociemnego...W tej sytuacji zwróciłem się z prośbą o pomoc do Pana gen. insp. Jarosława Szymczyka, Komendanta Głównego Policji oraz do Pani insp. dr n. o zdr. Anety Pawlińskiej, dyrektora Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Mam nadzieję, że działając w interesie publicznym zechcą zlecić wykonanie ekspertyzy fotograficznej w tej sprawie.

Do prośby dołączyłem skany zdjęć z depozytu Cichociemnego Michała Fijałki oraz skany fotografii obu Cichociemnych (z Ich teczek personalnych). Mam nadzieję, że specjalistyczne badania kryminalistyczne pozwolą odkryć poszukiwanego i odpowiedzieć na pytanie – kim jest Cichociemny oznaczony jako nr 1?

O wszelkich ustaleniach w tym śledztwie oczywiście będę informował 🙂


 

AKTUALIZACJA:

 

Pan podinsp. Dariusz Zajdel, biegły badań antroskopijnych z Wydziału Badań Dokumentów i Informatyki Śledczej Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji nadesłał 10 stycznia 2023 odpowiedź:

W odpowiedzi na przesłane przez Pana drogą elektroniczną pismo z dnia 03.01.2023 roku, dotyczące możliwości przeprowadzenia antroposkopijnych badań porównawczo-identyfikacyjnych osób na podstawie zdjęć uprzejmie informuję, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji prowadzi badania i wydaje opinie wyłącznie na zlecenie organów procesowych, m.in. Policji, Sądów i Prokuratur, oraz (w szczególnych przypadkach) dla instytucji państwowych o profilu naukowym. Tym samym nie wykonujemy opinii dla podmiotów zewnętrznych, w tym osób prywatnych.

 

W mojej ocenie problem z identyfikacją Cichociemnego na historycznym zdjęciu z Naczelnym Wodzem gen. Władysławem Sikorskim jest „szczególnym przypadkiem” o którym pisze Pan Podinspektor, zaś „instytucją państwową o profilu naukowym” mógłby być Instytut Pamięci Narodowej.

Co prawda IPN sporo uczynił aby zafałszować historię Cichociemnych, ale może akurat w tej sprawie zechciałby pomóc? Pełen nadziei napisałem zatem:

 

LIST OTWARTY DO PREZESA IPN
w sprawie identyfikacji Cichociemnego z historycznego zdjęcia

 

Logo_IPN-266x250 Policja na tropie Cichociemnego...

Szanowny Pan
dr Karol Nawrocki
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej

 

Szanowny Panie Prezesie,

Pozwalam sobie zwrócić się z usilną prośbą, aby Pan Prezes zechciał złożyć wniosek do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji o przeprowadzenie na podstawie zdjęć (dostarczonych już przeze mnie do CLKP) antroposkopijnych badań porównawczo-identyfikacyjnych dwóch Cichociemnych:

w celu ustalenia który z Nich znajduje się – obok Cichociemnego mjr cc Bolesława Kontryma –  na historycznej fotografii przedstawiającej uroczystość odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari przez Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego Cichociemnego Michała Fijałki ps. Kawa, w dniu 20 sierpnia 1942 w ośrodku szkoleniowym Cichociemnych Audley End (STS 43).

Zwróciłem się z prośbą o pomoc w identyfikacji do dyrektora Narodowego Archiwum Cyfrowego Pana Piotra Zawilskiego, bowiem fotografia z tej uroczystości znajduje się w zasobach NAC (sygn. 37-552-3). Jednak Narodowe Archiwum Cyfrowe nie mogło okazać się pomocne, bowiem jak wynika z przesłanej mi odpowiedzi, opis tego zdjęcia – w tym identyfikację widocznych na nim Cichociemnych – zaczerpnięto z dostępnych publikacji. 

Fijalka-odznaczenie-VM-300x241 Policja na tropie Cichociemnego...Rzecz jednak w tym, że publikacje dotyczące tego fragmentu historii Cichociemnych, w zakresie dotyczącym identyfikacji Cichociemnego znajdującego się obok Cichociemnego mjr cc Bolesława Kontryma – zawierają wzajemnie wykluczające się informacje:

  • wg. Jędrzeja Tucholskiego (Cichociemni, wyd. 1988 fot. 94, w innych wydaniach pod innym numerem) ? jest nim Cichociemny Jan Woźniak ps. Kwaśny
  • wg. Cezarego Chlebowskiego (Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie, wyd. 1993 fot. 12)  ? jest nim Cichociemny Wincenty Ściegienny ps. Las

 

Fotografia z uroczystości pochodzi z depozytu CC Michała Fijałki, który zidentyfikował widocznych na zdjęciu Kolegów ? Cichociemnych, wskazując jako „spornego Cichociemnego” właśnie CC Wincentego Ściegiennego. Potwierdza to ustalenie Syn Cichociemnego ? Pan Grzegorz Fijałka (skonsultowałem się w tej sprawie kilkanaście dni temu). Pan Grzegorz także podjął działania weryfikacyjne (porównywał fotografie CC) i uważa, że jako nr 1 jest cc Wincenty Ściegienny. W mojej ocenie to właśnie może być wersja obiektywnie prawdziwa, a Jędrzej Tucholski pomylił się w opisie fotografii, podanym w swojej książce. Ale są być może argumenty za przyjęciem, iż Tucholski jednak się nie pomylił, a błędny opis opublikował (zawsze bardzo rzetelny) Cezary Chlebowski.

UPP-IPN-300x223 Policja na tropie Cichociemnego...Rodzina Cichociemnego Jana Woźniaka utrzymuje, że na tym zdjęciu oznaczony jako nr 1 jest właśnie Cichociemny Jan Woźniak ps. Kwaśny. Rodzina Cichociemnego Michała Fijałki (z którego depozytu pochodzi fotografia) utrzymuje, że jako nr 1 jest Cichociemny Wincenty Ściegienny ps. Las. W mojej ocenie jest to identyfikacja prawdziwa, sądząc po rysach twarzy, układzie brwi, nosie, profilu, czole oraz fryzurze. Ale nie ma obiektywnego rostrzygnięcia, wiadomo jedynie, że obie wersje nie mogą być równocześnie prawdziwe.

Nie natrafiłem w teczkach personalnych Cichociemnych ani w dostępnych publikacjach oraz dokumentach źródłowych na informację pozwalającą na jednoznaczne ustalenie co do tożsamości „spornego Cichociemnego” na zdjęciu z uroczystości odznaczenia przez Naczelnego Wodza Krzyżem Virtuti Militari – a więc faktu mającego dość istotne znaczenie historyczne. W tej sytuacji jedyną mozliwością rozstrzygnięcia wątpliwości w tym zakresie wydaje się przeprowadzenie antroposkopijnych badań porównawczo-identyfikacyjnych. Dlatego ośmielam się prosić Pana Prezesa o pomoc w tej sprawie.

z wyrazami szacunku
Ryszard M. Zając

 

Zobacz:

 

 

Dezinformacja Muzeum AK

Publiczna pamięć o Cichociemnych jest tego rodzaju, że coraz więcej bzdur rozpowszechnianych jest – pod pozorem prawdy – przez tzw. „autorytety”. Ostatnio dołączyło do tego niechlubnego grona fałszywych autorytetów Muzeum Armii Krajowej im. gen. Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie.

Łagodnie rzecz ujmując, bajki (by nie użyć ostrzejszego słowa) nt. Cichociemnych rozpowszechnia nie tylko pseudohistoryk Kacper Śledziński w swojej skandalicznie nierzetelnej książce, ale nawet… Instytut Pamięci Narodowej czy czołowy niegdyś specjalista IPN „od Cichociemnych” dr Krzysztof Tochman. Tutaj wykaz 36 błędów w publikacji IPN / Tochmana. Tutaj moja errata do książki Śledzińskiego (do pobrania w pdf). Tu wykaz błędów w książce Śledzińskiego, wskazanych przez dr Bartłomieja Szyprowskiego (do pobrania w pdf ze strony).

Muzeum Armii Krajowej uzyskało aż 43 tys. złotych dotacji od Narodowego Centrum Kultury i opracowało „materiały edukacyjne” nt. Cichociemnych:

 


Oto film mający „edukować”:

Oto „Prezentacja” mająca „edukować”:

 

Oto „Karta zadań” mająca „edukować”:

To mają być fundamenty „akademii on-line” Muzeum Armii Krajowej nt. Cichociemnych. Niestety, są to fundamenty bardzo kiepskiej jakości – te materiały „edukacyjne” obarczone są fundamentalnymi błędami merytorycznymi. Napisałem o tym do dyrektora Muzeum AK dr Marka Lasoty – ale nie raczył dotąd odpowiedzieć ☹️ Zmuszony jestem zatem publicznie wytknąć najważniejsze błędy tych „materiałów edukacyjnych”, głównie materiału video (pozostałe powielają te same błędy).
Autorem tego „dzieła” jest Mirosław Brach.

 


 
Samolot – bubel

Farman-goliath-300x143 Dezinformacja Muzeum AKSzczerze mówiąc, najbardziej rozbawiła mnie w tym filmie prezentacja zdjęcia samolotu Farman F-68 Goliath (bez ujawniania, co to za samolot), z narracją (ok. 1,25 min. filmu) iż żołnierze tworzonych przed wojną jednostek mieli być przerzucani „przy pomocy desantu lotniczego”.

To oczywiście nieprawda, że do tego celu miałby być wykorzystany akurat ten samolot, ale dość zabawna. Rzecz w tym, że te akurat samoloty nie tylko nigdy nie były brane pod uwagę w planach wykorzystania do celów specjalnych. Można sobie poczytać np. w Wikipedii – były tak kiepskie, że nie nadawały się nawet jako… samoloty rolnicze do oprysków

Mgr Brach błędnie uważa, że miały rzekomo służyć do desantu i to swoje błędne mniemanie upowszechnia jako „materiał edukacyjny” Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. Litości! Gorsze chyba mogłyby być współcześnie też francuskie Caracale, które Francja chciała nam wcisnąć, a które nie latają nawet we francuskim wojsku. Podobno pogłoski, że w ogółe latają są przesadzone… 🤣🤣🤣😎

 
Oto błędy w „materiale edukacyjnym” Muzeum AK nt. Cichociemnych:

1/ W czołowce filmu (ok. 1.05 min) niezgodnie z zasadami polskiej pisowni ujęto słowo Cichociemni w cudzysłów – jest to niezgodne z zasadami polskiej pisowni; więcej info – poradnia językowa Uniwersytetu Warszawskiego

 

Uroczystosci_3_Maja_w_Warszawie_-_skoczkowie_LOPP_1939-250x144 Dezinformacja Muzeum AK

Spadochroniarze WOS podczas defilady, 3 maja 1939

2/ (ok. 1.52 min) Podano błędną informację, iż „do września 1939 nie udało się wyszkolić spadochronowej grupy dywersyjnej, zdolnej w realiach wojennych dokonać akcji na zapleczu wojsk nieprzyjaciela”.

Co prawda pierwszy wojskowy kurs spadochronowy zorganizowany w 1937 w Legionowie, dla wybranych słuchaczy Szkół Podchorążych wszystkich rodzajów broni miał charakter raczej sportowy. Ale później zorganizowano szkolenia grup bojowych spadochroniarzy: w 1937 w Jabłonnie, następnie w Legionowie i Rembertowie. 15 września 1938 z lotniska Skniłowo k. Lwowa przeprowadzono z dwóch samolotów Fokker ćwiczebny desant bojowy oddziału pod dowództwem por. sap. Antoniego Mokrzeckiego.

W maju 1939 w Bydgoszczy, przy 4 Pułku Lotniczym, utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Jego zadaniem miało być szkolenie grup desantowych do wykonywania na tyłach wroga zadań specjalnych ? oficerów i podoficerów piechoty, saperów, łączności. Część przeszkolonych żołnierzy miała stanowić zalążek polskich wojsk powietrznodesantowych. Planowano w lutym 1940 sformowanie pierwszego polskiego batalionu spadochronowego.

Na początku czerwca 1939 uruchomiono pierwszy kurs dla spadochroniarzy do zadań specjalnych. Uczestniczyło w nim 80 żołnierzy, po 40 oficerów i podoficerów przeszkolonych na podstawowym kursie spadochronowym LOPP. Po zakończeniu pierwszego kursu 5 sierpnia 1939, niezwłocznie rozpoczęto drugi kurs, 7 sierpnia 1939 dla 40 uczestników. Jednym z jego uczestników był późniejszy Cichociemny ? Benon Łastowski. Więcej info – Prekursorzy Cichociemnych

 

Largo-House-250x194 Dezinformacja Muzeum AK

Szkolenie Cichociemnych, Largo House, wrzesień 1941

3/ (4.36 min.) Nieścisła jest informacja, iż w Ringway „pod okiem brytyjskich instruktorów, polscy żołnierze nabywali umiejętności wykonywania skoków spadochronowych”.

Do czasu utworzenia STS 51 Ringway, jednostki spadochronowe (także szkolenie) organizowały jedynie Niemcy, Rosja oraz – w skromniejszym wymiarze – Polska! Wielka Brytania nie miała żadnych doświadczeń spadochronowych – korzystała m.in. z doświadczeń polskich oraz polskiej kadry!. Zastępcą komendanta STS 51 Ringway oraz komendantem istniejącej w tym ośrodku „sekcji polskiej” był por. pilot Jerzy Górecki, jego zastępcą i szefem wyszkolenia spadochronowego ppor. Julian Gębołyś ? obaj najlepsi instruktorzy z WOS w Bydgoszczy. Polacy, żołnierze bydgoskiego WOS byli też w niej instruktorami, przeszkolili 4825 spadochroniarzy ? Belgów, Francuzów, Norwegów, Czechów, Polaków ? Cichociemnych.

Pierwszy ?polski? kurs spadochronowy rozpoczął się 17 lutego 1941. Od 1 marca 1941 polskich spadochroniarzy, w tym Cichociemnych, szkolono także w Largo House pod Leven (Largo Low, hrabstwo Fife, Szkocja, Wielka Brytania). Także Polacy wybudowali w Lundin Links, niedaleko Largo House, funkcjonującą od 25 sierpnia 1941 24-metrową wieżę spadochronową, pierwszą w Wielkiej Brytanii (nazywano ją polską wieżą). Więcej info – Spadochroniarstwo polskie

Byłbym wdzięczny, gdyby Muzeum AK polskie – pionierskie – doświadczenie spadochronowe nie przypisywało Brytyjczykom 🙁 Zachęcam do przeczytania sekcji „Geneza” w haśle Wikipedii mojego autorstwa.

4/ (4.55 min.) Nie jest prawdziwa informacja Muzeum AK, jakoby STS 38 Briggens był rzekomo „ośrodkiem szkolenia spadochronowego”. Autor w tym miejscu także „przeoczył” polski ośrodek szkolenia spadochronowego Largo House – patrz hasło w Wikipedii mojego autorstwa.

Nie ma śladu informacji o rzekomym szkoleniu spadochronowym w Briggens w jakichkolwiek dokumentach, w tym w teczkach personalnych Cichociemnych. Nie może być, bo ten obiekt nie był przystosowany do takiego szkolenia. W rzeczywistości w STS 38 Brigens, oddanym do użytku Polakom, organizowano kursy walki konspiracyjnej (a nie spadochronowe) – zobacz Szkolenie Cichociemnych. Znajdował się tam także ośrodek fałszowania dokumentów, nota bene początkowo pracował tylko na polskie potrzeby, jego kluczową kadrę także stanowili Polacy, w tym doświadczony polski fałszerz Jerzy Maciejewski, przedwojenny pracownik Samodzielnego Referatu Technicznego Oddziału II (wywiad) Sztabu Generalnego WP.

 

5/ (5.19 min.) Nieprawdziwa jest fraza o „intensywnych treningach szkoleniowych organizowanych dla Polaków przez szereg brytyjskich ośrodków”.

Niestety, to powtarzana od lat nieprawdziwa, ojkofobiczna / anglomańska oraz ignorancka teza. To nie Brytyjczycy organizowali Polakom szkolenie kandydatów na Cichociemnych. Brytyjczycy udostępniali nam ośrodki SOE oraz prowadzili część szkoleń. Głównie odpowiadali za sprawy administracyjno – gospodarcze oraz… ochronę obiektów.

W rzeczywistości za zasadnicze szkolenie Polaków – kandydatów na Ciochociemnych odpowiadał Oddział VI (Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza, szkolenie w większości przeprowadzali polscy instruktorzy. Szkolenie Cichociemnych ze specjalnością w wywiadzie i łączności odbywało się w całkowicie polskich ośrodkach, z udziałem polskich instruktorów. Co więcej wszystkie programy szkoleń kandydatów na Cichociemnych były stale modyfikowane przez Polaków zgodnie z oczekiwaniami oraz wyraźnie zgłaszanymi sugestiami przez Komendanta Głownego AK.

Więcej info:

 

6/ (5.39 min.) uważam za wysoce niestosowne – nawet obraźliwe – użycie przez Muzeum AK frazy o przygotowywaniu żołnierzy „do roli cichociemnych”’. To nie była żadna „rola„. Autor używa sformułowania rażąco nieadekwatnego do wojennej rzeczywistości. Ponadto nie wspomniał o podstawowym zadaniu Cichociemnych: przygotowaniu i przeprowadzeniu powstania powszechnego w Kraju.

 

Sosab_Karykatury_malpi-gaj-250x180 Dezinformacja Muzeum AK

Źródło: Jednodniówka karykatur, wyd. Związek Polskich Spadochroniarzy, Londyn 1992

7/ (5.31 min.) Nieścisłe sformułowanie o treści: „Largo House, gdzie funkcjonował ośrodek szkolenia, nazywany „Małpim Gajem”. Otóż właśnie ten ośrodek nosił nazwę oficjalną „Largo House”, potocznie nazywany był „Małpim Gajem”, a funkcjonował w miejscowości Largo Low w hrabstwie Fife. Zapraszam do przeczytania hasła w Wikipedii mojego autorstwa.

 

8/ (5.54 min.) Użyta w „materiale edukacyjnym” fraza „pierwszym obowiązkowym dla wszystkich kandydatów był kurs spadochronowy” jest rażąco nieprawdziwa. Pierwszym obowiązkowym z kursów zasadniczych (obowiązkowych dla wszystkich) był kurs zaprawowy.

 

9/ (6.05 min.) Nie słyszałem dotad o szkoleniu kandydatów na Cichociemnych w zakresie skoków spadochronowych „przy różnej prędkości przelotowej samolotu”. Wydaje się to nawet sprzeczne z logiką, ponieważ tylko stała, ustalona prędkość przelotowa oraz odpowiednia wysokość pozwala skoczkom na oddanie skoków bez zbędnego rozrzutu… Będę wdzięczny za wskazanie źródła tej „informacji” (podobnie jak pozostałych, kwestionowanych przeze mnie).

 

10/ (6.12 min.) Nieprawdziwa jest teza „kursantów uczono różnych technik opuszczania pokładu z różnych typów samolotów”. Technika była jedna – skok przez „dziurę” w podłodze (za wyjątkiem pierwszego zrzutu); Cichociemni skakali (poza pierwszym zrzutem) tylko z dwóch typów samolotów: Halifaxów i Liberatorów. Nie było żadnych innych „technik opuszczania pokładu” samolotu – poza „techniką” wysiadania z samolotu lądującego na polowym lotnisku, ale tego akurat nikt nie musiał się uczyć…

 

11/ (6.19 m,in.) Rażąco nieprawdziwa jest teza Muzeum AK, iż „wstępem do spadochroniarskiej przygody była seria skoków z wieży spadochronowej”. „Wstępem” był najpierw kurs zaprawowy, podnoszący ogólną sprawność fizyczną, następnie zaprawa spadochronowa, przygotowująca bezpośrednio do skoków. Dopiero później szkolono z użyciem wieży spadochronowej…

 

12/ (6.23 min.) Rażąco nieprawdziwa jest fraza nt. „drugiego obowiązkowego dla wszystkich kursu odprawowego”. Kurs odprawowy nie był drugi – tylko ostatni, kończył cały cykl szkoleń. Kursów obowiązkowych było więcej niż dwa.

 

Fairbairn-e1594789144473-244x350 Dezinformacja Muzeum AK

Wiliam E. Fairbairn

13/ (7.07 min.) Nieprawdziwym uproszczeniem jest teza, iż „kandydaci na cichociemnych przechodzili dwuetapowe szkolenie specjalistyczne, którego pierwszą część stanowił kurs strzelecki, drugą podstawowy kurs posługiwania się materiałami wybuchowymi.”

Szkolenie kandydatów na Cichociemnych było bardziej złożone i wcale nie „dwuetapowe”. Nie było odrębnych kursów „strzeleckich” oraz minerskich; były one fragmentem m.in. kursów dywersyjnych oraz walki konspiracyjnej. Więcej info – szkolenie Cichociemnych

 

14/ (od 7.21 min.) Treści dotyczące rzekomo „pozostałej części szkolenia” są rażąco infantylne, w mojej ocenie dezinformujące, ponadto ich poziom merytoryczny jest żenująco niski.

 

15/ (7.58 min.) Dezinformująca w istocie jest fraza „uczono walki wręcz, posługiwania się nożem wojskowym oraz technik unieszkodliwiania przeciwnika bez użycia broni palnej”.

Po pierwsze, w części to tautologia (walka wręcz = techniki unieszkodliwiania), po drugie Autorzy materiału akurat „przeoczyli” najbardziej ekscytujące większość ludzi elementy szkolenia kandydatów na Cichociemnych:

 

16/ (8.16 min) Kompletnie niezrozumiała jest fraza „część cichociemnych moigła w swych życiorysach zapisać uczestnictwo w szkoleniach szturmowych w warunkach zbliżonych z tymi, jakie panowały na prawdziwym polu walki”.

Zupełnie nie wiadomo co Autor miał na myśli, zwłaszcza, że frazę zilustrowano zdjęciem ćwiczeń żołnierzy 1 SBS. Spadochroniarze do zadań specjalnych mieli do wykonania zupełnie inne zadania niż jednostki liniowe… Nie wiadomo też, co Autor miał na myśli używając pojęcia „szkolenie szturmowe”...

 

17/ (8.55 min.) Nieprawdziwa jest teza, iż „pomyślnie zakończony cykl szkoleń (…) zwieńczony był zakwalifikowaniem się do przerzutu do kraju”.

To były kwestie odrębne. Do zakwalifikowania się do skoku do Polski wymagano ukończenia całego cyklu szkoleń, ale ukończenie wszystkich szkoleń nie dawało „automatycznie” zakwalifikowania się do zrzutu. Nota bene, spośród 2413 kandydatów szkolenia ukończyło 605, natomiast do skoku zakwalifikowano 579 kandydatów; ostatecznie do Polski skoczyło 316 Cichociemnych.

 

18/ (9.15 min.) Błędna nazwa stacji – nie było „stacji wyczekiwań”, były „stacje wyczekiwania”

 

19/ (9.48 min.) Rażąco nieprawdziwa jest fraza – „osoba przerzucana była zaopatrzona w specjalny pas ze schowkami na złoto i pieniądze”.

W rzeczywistości to nie osoba przerzucana „była zaopatrzona” – pasy służyły do przerzutu środków pienięznych dla Armii Krajowej oraz Delegatury Rządu na Kraj. Nie miały żadnych „schowków na złoto i pieniądze” tylko kieszenie.

Były to parciane pasy z sześcioma kieszeniami, do których wkładano zwykle po trzy paczki banknotów. Pasy z pieniędzmi oklejone były impregnowanym płótnem z okienkami, pozwalającymi sprawdzić zawartość bez otwierania. Paczki banknotów były opieczętowane, kieszenie przeszywano grubą, mocną, jedwabną nicią, której końce plombowano. Każdy pas posiadał numer; jeśli zawierał banknoty 10-dolarowe, jego wartość wynosiła 18 tys.; jeśli 20-dolarowe ? 36 tys. USD. Jeśli w pasie były złote monety 10-dolarowe, mieścił 2,4 tys. USD; jeśli złote monety 20-dolarowe ? 3,6 tys. USD. Skoczkowie przekazywali pasy z pieniędzmi upoważnionej osobie bezpośrednio po wykonaniu skoku.

 

radiostacja-A5-Hefman-219x300 Dezinformacja Muzeum AK

radiostacja A-5 konstrukcji inż. Tadeusza Heftmana

20/ (10.11 min.) – Nieprawdziwa jest teza, iż wyposażeniem Cichociemnego była rzekomo „przenośna radiostacja”. Cichociemni nie mieli takiego wyposażenia. Wyposażenie skoczka regulowała „Instrukcja dla zołnierzy przerzucanych drogą lotniczą do kraju”.

 

21/ (10.49 min.) Nieścisła jest fraza „każdorazowo przylot [skoczków – porzyp. RMZ] zapowiadała ustalona melodia sygnałowa nadawana przez polską sekcję rozgłośni radiowej BBC”

Rzecz w tym, że melodię nadawano trzykrotnie. Informacje o starcie skoczków i / lub zaopatrzenia przekazywano na antenie radiowej zaraz po zakończeniu polskiej audycji BBC, poprzez odtworzenie określonej melodii sygnałowej oraz tzw. „kaczki”, czyli jednej z szeregu trzycyfrowych liczb (wskazujących placówkę odbiorczą). Pierwsza taka transmisja (zwykle po godz. 15) oznaczała gotowość, druga (zwykle po godz. 19, 21) wylot skoczków. Po tym sygnale obsługa oraz ochrona placówki odbiorczej wyruszała na miejsce zrzutu. Trzecia transmisja (zwykle po godz. 23) oznaczała iż samolot ze skoczkami jest w drodze.

 

22/ (12.27 min.) W mojej ocenie wysoce niewłaściwa, w części nieprawdziwa, jest użyta w treści filmu nowomowa mająca odnosić się do Cichociemnych – „byli kierowani na odcinki walki bieżacej na płaszczyźnie dywersji i sabotażu”. Tekst o „odcinkach na płaszczyźnie” mógł powstać w głowie osoby, która niewiele ma pojęcia o wojsku oraz nic nie wie o służbie specjalnej…

 

23/ (12.38 min.) W mojej ocenie dezinformująca jest fraza „Cichociemni również angażowali się w działalność oddziałow partyzanckich”.

Cichociemni byli żołnierzami Armii Krajowej, wykonywali rozkazy, a nie „angażowali się w działalność”. Ich przydziały służbowe do struktur AK nierzadko były ustalone wcześniej, jeszcze przed Ich skokiem do kraju. Cała narracja filmu tworzy błędne wrażenie, jakby Cichociemni działali w jakichś cywilnych grupach i sami sobie wybierali zadania…

 

24/ (13.02 min.) Nieprawdziwa jest teza, iż więżniów z więzienia w Pińsku rzekomo odbił „oddział Jana Piwnika Ponurego”.

W rzeczywistości akcję przeprowadziło sześć grup bojowych Armii Krajowej, doraźnie sformowanych na czas akcji:

  • Grupa pierwsza: Cichociemny por. Jan Piwnik ps. Ponury (dowódca), pchor. Władysław Hackiewicz ps. MSZ (kierowca), pchor. Jerzy Wojnowski ps. Motor, pchor. Zbigniew Sulima ps. Esesman.
  • Grupa druga: Cichociemni: por. Jan Rogowski ps. Czarka (dowódca) oraz por. Wacław Kopisto ps. Kra, pchor. Zbigniew Słonczyński ps. Jastrzębiec, szer. Turoń ps. Dzik.
  • Grupa trzecia: Cichociemny ppor. Michał Fijałka ps. Kawa (dowódca), szer. Wiktor Hołub ps. Kmicic, szer. Czesław Hołub ps. Ryks, szer. Skwierczyński ps. Dym.
  • Grupa czwarta: sierż. Władysław Ilczuk (nazwisko nie potwierdzone) ps. Wrona (dowódca), szer. Władysław Westwalewicz ps. Płomień.
  • Grupa piąta: kpr. Edward Pobudkiewicz ps. Monter (kierowca), szer. Henryk Fedorowicz ps. Pakunek (kierowca)
  • Grupa szósta: Bronisław Posłuszny ps. Drucik, ośmiu żołnierzy Inspektoratu Zachodniego (Brześć) AK.

Całą akcją dowodził Cichociemny Jan Piwnik ps. Ponury. Więcej info – Akcja na więzienie w Pińsku

 

25/ (14.15 min.) Uważam za wysoce niewłaściwe „skwitowanie” udziału 95 Cichociemnych w Powstaniu Warszawskim sformułowaniem: „wielu cichociemnych wzięło udział w walkach podczas operacji militarno-politycznej, która otrzymała kryptonim akcja „Burza” oraz w Powstaniu Warszawskim”.

 

26/ (14.23 min.) Uważam za wysoce niewłaściwe, nawet dezinformujące „skwitowanie” walki Cichociemnych jako Żołnierzy Wyklętych oraz w strukturach antykomunistycznych w kraju i za granicą zdaniem „Dla części z nich walka nie skończyła się wraz z zakończeniem okupacji naszego kraju przez Niemców”

Proszę poczytać:

 

Liberator-dcy-Stanislawa-Krola-250x158 Dezinformacja Muzeum AK

Liberator dowódcy 1586 ESP

27/ (15.30 min.) Nieścisła jest fraza „Do przerzutu używano początkowo samolotów Whitley, z czasem zastąpiono je nowszymi Halifaxami oraz Liberatorami”.

Samolotu Whitley uzyto tylko jeden raz, podczas pierwszego skoku Cichociemnych – https://elitadywersji.org/wykaz-zrzutow-cichociemnych/

 

28/ (15.39 min.) Nieprawdziwa jest teza, iż „Cichociemnych początkowo nazywano „chomikami”.

Tym określeniem nazwano 16 kandydatów gotowych do desantowania się do kraju, zgłoszonych 21 stycznia 1940 gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu przez kpt Jana Górskiego oraz kpt. Macieja Kalenkiewicza. Cichociemnych początkowo nazywano „ptaszkami” i „zrzutkami”.

 

29/ (14.45 min.) Nie jest prawdą, że „nie zostało ostatecznie rozstrzygnięte (…) źródło pochodzenia nazwy cichociemni”.

Źródło wskazano w publikacji Władysława Stasiaka ?W locie szumią spadochrony?, IW PAX, Warszawa 1991, s.41-42, ISBN 83-211-1153-X. Więcej info – zobacz tutaj

 

30/ (16.20 min.) Nieprawdziwa i dezinformująca jest fraza „Od października 1944 r. cichociemnych dekorowano Bojowym Znakiem Spadochronowym”

Po pierwsze, Znak Spadochronowy to nie dekoracja.
Po drugie, oba rodzaje Znaku Spadochronowego: bojowy i zwykły, ustanowiono rozkazem Naczelnego Wodza z 20 czerwca 1941; prawo noszenia znaku w wersji bojowej mieli wszyscy spadochroniarze (nie tylko Cichociemni) którzy brali udział w bojowej akcji spadochronowej. Więcej info – zobacz tutaj

31/ (16.37 min.) Istotna nieścisłość, 5 lutego 1954 zarządzeniem nr L.dz. 72/54 Kierownika Ministerstwa Obrony Narodowej gen. Tadeusza Malinowskiego ? na wniosek skoczków zrzeszonych w londyńskim Kole Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej, ustanowiono dla nich Znak dla Skoczków do Kraju. Potocznie nazywano go „Znakiem Spadochronowym AK”.

32/ (17.22 min.) Uważam za wysoce niestosowne wskazanie Fundacji im. Cichociemnych przy równoczesnym pominięciu Stowarzyszenia Rodzin Cichociemnych. Byłoby też pożądane, aby Autor materiału wskazał w istocie jedyne i zawierające unikalne treści internetowe kompendium wiedzy nt. Cichociemnych – tj. nasz portal

CC-prezentacja_62-300x224 Dezinformacja Muzeum AK33/ Uważam za wysoce niewłaściwe pominięcie w „materiale edukacyjnym” Muzeum AK skali represji niemieckich, sowieckich oraz „władzy ludowej” wobec Cichociemnych oraz pominięcie informacji o uhonorowaniu 316 Cichociemnych 221 Orderami Virtuti Militari oraz 595 Krzyżami Walecznych.

Więcej info:

W mojej ocenie nierzetelny materiał „edukacyjny” Muzeum AK (głównie film) powinien być gruntownie przeredagowany, aby nie wprowadzał w błąd.

Zachęcam do skorzystania z informacji znajdujących się w zasobach portalu – a także do zapoznania się z treścią głównego hasła Wikipedii, w znacznej części przeze mnie poprawionego i rozbudowanego.

Ryszard M. Zając

 


AKTUALIZACJA

16 listopada 2022 otrzymałem maila od Pana Dyrektora Muzeum AK dr Marka Lasoty o treści:

Szanowny Panie,

dziękuję za sformułowanie licznych uwag, dowodzących krytycznej wnikliwości, z jaką prześledził Pan treści materiałów przygotowanych przez Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, tj.: filmu ?Cichociemni? i związanych z nim pomocy dydaktycznych.
Pozwolę sobie zauważyć, że treści te zostały rzetelnie oparte na istniejącej fachowej literaturze przedmiotu.
Pańskie spostrzeżenia z pewnością posłużą w przyszłości do jeszcze bardziej szczegółowej prezentacji tak interesującego i ważnego zjawiska, jakim była formacja Cichociemnych.

Z ukłonami
dr Marek Lasota

Pal licho, że nawet w tej odpowiedzi Pan Dyrektor popełnił kolejny błąd merytoryczny, wywodząc, że Cichociemni byli „formacją” (nie byli), a nawet mało przytomnie nazwał żołnierzy „zjawiskiem„…

Szczerze mówiąc, nie wytrzymałem po przeczytaniu fragmentu o „fachowej literaturze przedmiotu”. Taka – jak to mówi młodzież – ściema może przekonałaby bardzo naiwnych. Na pewno nie jest to merytoryczna reakcja na wytknięcie błędów.

Pracownik Muzeum AK popełnił żenujące błędy merytoryczne, a jego przełożony – kolokwialnie rzecz ujmując – wciska mi kit, że jest jakaś „literatura przemiotu” potwierdzająca brednie Pana Magistra, że np. w STS 38 Briggens było szkolenie spadochronowe Cichociemnych, czy też jakoby „wstępem do spadochroniarskiej przygody była seria skoków z wieży spadochronowej”. Pomijam przy tym, że pisanie o Cichociemnych – żołnierzach AK w służbie specjalnej – dziwnych opowieści o „spadochroniarskiej przygodzie” jest żenująco infantylne 🙁

Moja odpowiedź dla Pana Dyrektora Muzeum AK Doktora Marka Lasoty (mam nadzieję, że wystarczająco uniżenie odpowiadam):

Szanowny Panie,

Proszę mnie nie obrażać tego rodzaju odpowiedzią. Nie jestem tak naiwny aby uwierzyć w bajki o „fachowej literaturze przedmiotu”. W żadnej publikacji którą znam, a mam ok. 800 pozycji, w tym np. wymienione tutaj –  nie ma potwierdzenia dla opowieści o „odcinkach na płaszczyźnie” i innych tego typu rewelacjach, świadczących o żenująco niskim poziomie wiedzy nt. Cichociemnych autora tego „materiału edukacyjnego” 🙁

Prosze sobie poczytać moje recenzje, np. ksiązki autorstwa prof dr hab. Jacek Tebinka oraz dr hab. Anna Zapalec?Polska w brytyjskiej strategii wspierania ruchu oporu. Historia Sekcji Polskiej Kierownictwa Operacji Specjalnych (SOE)? Tutaj pozostałe recenzje

Ubolewam nad poziomem Pana odpowiedzi 🙁 Nie spotkałem się dotąd z tego rodzaju arogancją 🙁

Ryszard M. Zając

 

To bardzo przykre, że publiczna placówka muzealna, utrzymywana z naszych podatków, nie dość że popełnia żenujące błędy w „materiale edukacyjnym” to jeszcze nie tylko nie potrafi przyznać się do błędu, ale nawet jej dyrektor po prostu kłamie o rzekomym potwierdzeniu nierzetelnych pseudoinformacji Muzeum AK w „fachowej literaturze przedmiotu”… (oczywiście nie wskazując nawet pół zdania jakiejkolwiek publikacji).

Brawo Panie Dyrektorze Marku Lasota!

Swoją arogancją przebił Pan nawet cały IPN 🙁 Akurat nierzetelne „materiały edukacyjne” które Pana Muzeum wyprodukowało, były dość suto dofinansowane z pieniędzy publicznych. „Dziękując” za tego rodzaju arogancję sprawdzę dokładnie ile poszło pieniędzy na ten pseudoedukacyjny bubel [Aktualizacja – 43 tys. złotych dotacji NCK]  i postaram się, aby Pana Muzeum zwróciło te pieniądze do publicznej kasy.

I jeszcze jedno – proszę sobie wyobrazić, że Muzeum jest dla ludzi, odbiorców kultury, a nie odwrotnie. To Wy – muzealnicy – jesteście dla nas… (przynajmniej powinniście)… Jeśli zatem ktokolwiek zgłasza jakiekolwiek wątpliwości co do publikowanych przez Muzeum treści – zwłaszcza nazwanych „materiałem edukacyjnym – powinniście rzeczowo wyjaśnić wszystkie kwestie, wskazując konkretne źródła.

Obwieszczanie, że Muzeum rzekomo ma rację ex cathedra, bez rzeczowego wskazania źródeł jest lekceważeniem odbiorcy oraz brakiem szacunku dla prawdy obiektywnej a także wyniosłym ignorowaniem zadań jakie powinny być realizowane przez każdą placówkę muzealną…

Ryszard M. Zając

 

Dezinformację Muzeum Armii Krajowej opisałem także na Facebooku, w postach z dnia 14 listopada 2022 oraz 17 listopada 2022

Kamienie milowe idei Cichociemnych

 

Milliarium czyli kamień milowy był w czasach Imperium Rzymskiego znakiem kamiennym oznaczającym rzymską milę (1478,5 metra). Współcześnie to pikietaż, czyli kilometracja – oznaczenie dystansu na danej drodze. Pojęcia „kamień milowy” używa się też do oznaczenia szczególnie ważnych wydarzeń, jakiejś cezury w dziejach. W zarządzaniu projektem pojęcie „kamień milowy” stosuje się do oznaczenia jakiegoś istotnego terminu zwieńczającego podjęte wcześniej zadania.

Dosyć więc pojemne pojęcie kamienia milowego użyłem dla wyznaczenia etapów w realizacji idei Cichociemnych, ale także dla wskazania kluczowych elementów tej drogi, bez których ta idea nie ziściłaby się w praktyce. „Kamienie milowe Cichociemnych” to w istocie krótki, przewodnik po drodze która mogła się zakończyć znacznie wcześniej lub zupełnie inaczej. Bez tych „kamieni” Cichociemnych po prostu by nie było…

 

Pierwszy kamień milowy: grupa destrukcyjna Wawelberga

CC-prezentacja_04-300x224 Kamienie milowe idei CichociemnychOd 3 maja do 5 lipca 1921 zespoły dywersyjne dowodzone przez kpt. Tadeusza Puszczyńskiego ps. Wawelberg uczestniczyły w działaniach specjalnych, zorganizowanych przez Oddział II (Wywiad) Sztabu Generalnego WP. Dzięki 46 żołnierzom uniemożliwiono Niemcom transport żołnierzy na Śląsk do walki z powstańcami. Dzieki temu wygraliśmy III Powstanie Śląskie. W mojej ocenie powstanie pierwszej polskiej jednostki specjalnej specjalizującej się w tzw. dywersji pozafrontowej, miało istotny wpływ na późniejszą koncepcję Cichociemnych.

 

Drugi kamień milowy: piechota powietrzna

Po sukcesie grup dywersyjnych Wawelberga, utworzono w Oddziale II SG WP ściśle tajną komórkę zajmującą się przygotowywaniem działań z zakresu dywersji pozafrontowej (wojny nieregularnej). Polska była jednym z pierwszych krajów na świecie, które przygotowywały się do takich działań.

We wrześniu 1938 przeprowadzono ćwiczenia międzydywizyjne na Wołyniu, w planie ćwiczeń przewidziano zrzut na spadochronach grup dywersyjnych. W Legionowie oraz Rembertowie zorganizowano tygodniowy kurs dywersyjno ? spadochronowy dla wybranych 25 oficerów i podoficerów piechoty, saperów i łączności.

Wiosną 1939, w reakcji na agresywne działania Niemiec oraz narastającą groźbę wojny, w Sztabie Głównym Wojska Polskiego przyjęto, iż jednym z elementów planu przeciwdziałania niemieckiej agresji będzie zrzucanie na teren Prus Wschodnich bojowych grup desantowych. Ich zadaniem miała być dywersja, ale także eliminacja wysokich przedstawicieli niemieckich władz, w tym funkcjonariuszy NSDAP oraz wysokich rangą oficerów Wehrmachtu.

Tajnym rozkazem WSWojsk. L.dz. 2676/tjn. z 10 listopada 1938 rozpoczęto formowanie Wydzielonego Dywizjonu Towarzyszącego z 4 Pułku Lotniczego w Toruniu; w jego skład włączono m.in. dwie (46 oraz 49) eskadry towarzyszące. Dowódcą 49 eskadry został kpt. obs. Franciszek Rybicki. Dowódcą wydzielonego dywizjonu mianowano późniejszego Cichociemnego, mjr. pil. Romana Rudkowskiego. To był drugi, istotny kamień milowy idei Cichociemnych.

 

Trzeci kamień milowy: Wojskowy Ośrodek Spadochronowy w Bydgoszczy
Uroczystosci_3_Maja_w_Warszawie_-_skoczkowie_LOPP_1939-250x144 Kamienie milowe idei Cichociemnych

Spadochroniarze WOS podczas defilady, 3 maja 1939

W maju 1939 w Bydgoszczy, przy 4 Pułku Lotniczym, utworzono Wojskowy Ośrodek Spadochronowy. Jego zadaniem miało być szkolenie grup desantowych do wykonywania na tyłach wroga zadań specjalnych ? oficerów i podoficerów piechoty, saperów, łączności. W ramach przygotowań do zadań specjalnych pracowano nad nowymi konstrukcjami radiostacji, wyprodukowano materiały wybuchowe o zwiększonej sile rażenia, także nowy rodzaj miny kolejowej (mniejszej od szerokości stopy szyny) do niszczenia torów, zaprojektowana przez płk. S. Stelmachowskiego. Opracowano projekty pokrowców dla zrzucanego sprzetu oraz wykonano zasobniki towarowe (o ładowności 120 kg) z amortyzatorami (tzw. odbojnikami).

Na początku czerwca 1939 uruchomiono pierwszy kurs dla spadochroniarzy do zadań specjalnych. Uczestniczyło w nim 80 żołnierzy, po 40 oficerów i podoficerów przeszkolonych na podstawowym kursie spadochronowym LOPP (Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej). Podczas kwalifikacji na kurs preferowano żołnierzy ze znajomością języka niemieckiego lub rosyjskiego. Program szkolenia obejmował m.in. walkę wręcz, intensywną zaprawę fizyczną, zajęcia z dywersji, składanie spadochronu, obsługę sprzętu ?desantowego?, skoki ze spadochronem Irvin w różnych warunkach, kontrolowanie lotu na spadochronie, uwalnianie z uprzęży w wodzie lub w terenie bagnistym, gaszenie czaszy spadochronu oraz jego maskowanie po wylądowaniu, przygotowywanie i oznaczanie zrzutowisk.

Po zakończeniu pierwszego kursu 5 sierpnia 1939, niezwłocznie rozpoczęto drugi kurs, 7 sierpnia 1939 dla 40 uczestników. Jednym z jego uczestników był późniejszy Cichociemny ? Benon Łastowski. Zaplanowano trzeci kurs od 9 października do 18 listopada 1939. Podczas drugiego kursu zmniejszono liczbę godzin zajęć teoretycznych na rzecz szkolenia praktycznego w terenie. W trakcie kursu m.in. doskonalono skoki spadochronowe w trudnych warunkach oraz ćwiczono skoki z opóźnionym otwarciem spadochronu. Zajęcia szkoleniowe przerwano 28 sierpnia, w związku ze zbliżającym się wybuchem wojny. W mojej ocenie to był trzeci kamień milowy.

 

Czwarty kamień milowy: Wytwórnia Radiotechniczna „AVA” oraz Tadeusz Heftman
ABW-455E_00004-266x350 Kamienie milowe idei Cichociemnych

Radiostacja AP-4 źródło: ABW

Dzięki wsparciu ?dwójki? (Oddziału II SG WP), w 1928 utworzono spółkę, z kapitałem zakładowym 7 tys. zł, pod nazwą Wytwórnia Radiotechniczna AVA. Jej zalożycielami byli bracia Danielewiczowie, oficer Sztabu Głównego WP inż. Antoni Palluth oraz b. starszy majster wojsk łączności Edward Fokczyński. Nazwę firmy utworzyły połączone krótkofalarskie znaki wywoławcze braci Danilewiczów (TPAV) oraz inż. Pallutha (TPVA). Dyrektorem wytwórni został Antoni Palluth (podczas wojny polsko-bolszewickiej obsługiwał radiostację w pociągu Naczelnego Wodza i prowadził podsłuch radiostacji bolszewickich), jego zastępcą Ludomir Danilewicz. Kierownikiem technicznym został inż. Tadeusz Heftman. Niejawnym udziałowcem spółki był Sztab Główny WP.

Wytwórnia radiotechniczna AVA prawie od czasu swego powstania była głównym dostawcą sprzętu radiowego i specjalnego dla Sztabu Głównego i odegrała znaczną rolę w rozwiązaniu ?Enigmy?. Kod ?Enigmy? złamali trzej polscy matematycy ? Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, ale korzystanie z tego odkrycia było możliwe dzięki wyprodukowaniu udoskonalonych kopii ?Enigmy? przez Wytwórnię AVA. Ponadto AVA wyprodukowała urządzenia pomocnicze do złamania szyfru ?Enigmy?, m.in. tzw. cyklometr. Tadeusz Heftman zaprojektował m.in. radiostacje typu AP-1 dla polskiego wywiadu (tzw. pipsztoki) oraz cztery radiostacje krótkofalowe dużej mocy (dalekiego zasięgu) dla Sztabu Głównego WP w Pyrach pod Warszawą

Gdyby nie było sukcesu złamania „Enigmy” Brytyjczycy nie pozwoliliby na tak szczególną pozycję (prawie autonomię) Polaków wśród innych „emigracyjnych nacji” na Wyspach. Gdyby nie byli tak chętni na polskie raporty wywiadowcze, prawdopodobnie nie byłoby szkolenia Cichociemnych oraz zrzutów dla Armii Krajowej. Gdyby nie było „pipsztoków” – wówczas najlepszych na świecie „polskich radiostacji szpiegowskich” konstrukcji Tadeusza Heftmana – nie byłoby szans na sprawną łączność pomiędzy Sztabem Naczelnego Wodza w Londynie a Komendą Główną Armii Krajowej w okupowanej Polsce.

Piąty kamień milowy: koncepcja powstania powszechnego
powstanie-powszechne-227x350 Kamienie milowe idei Cichociemnych

„Zasady walki powstańczej”

Idea przeprowadzenia w Kraju powszechnego powstania zbrojnego, mającego bezpośrednio poprzedzić wkroczenie na terytorium R.P. regularnych wojsk polskich, pojawiła się już w listopadzie 1939. Od tego czasu była fundamentalną koncepcją strategiczną najpierw Związku Walki Zbrojnej, później Armii Krajowej. Trzeba jasno powiedzieć, że w ówczesnych realiach techniczno – logistycznych była to koncepcja utopijna, obarczona dwoma zasadniczo błędnymi założeniami.

Po pierwsze, nierealne były plany przygotowania Armii Krajowej do powstania zbrojnego na terenie całego kraju lub choćby tylko jego istotnych obszarów. To założenie okazało się błędne wskutek postawy Brytyjczyków, którzy przez cztery lata zrzutów do Polski potrafili przerzucić tylko 316 Cichociemnych oraz zapewnić Armii Krajowej kiepskie zaopatrzenie o tonażu nieprzekraczającym możliwości jednego pociągu towarowego.

Drugim fundamentalnie błędnym założeniem były polskie kalkulacje sztabowe dotyczące przerzucenia dziesiątków tysięcy spadochroniarzy których nie mieliśmy i których nie było czym przerzucić. Owszem, operacja powietrznodesantowa o skali „Market-Garden” miałaby szansę realnie wpłynąć na szybsze wyzwolenie Polski przez aliantów. Tyle tylko, że Polska była trzeciorzędnym teatrem alianckich działań wojennych. Koncepcja powstania powszechnego, zwana przez anglosaskich aliantów „polskim planem” albo „koncepcją detonatora” w praktyce nie ziściła się nigdzie na świecie, w tym także w Polsce. Okazała się ułudą, ale przez długi czas była motorem napędowym w polskim Sztabie Naczelnego Wodza.

Szósty kamień milowy: Górski, Kalenkiewicz, Jaźwiński
Gorski-Jan-Kalenkiewicz-Michal-300x258 Kamienie milowe idei Cichociemnych

kpt. dypl. Jan Górski oraz kpt. dypl. Maciej Kalenkiewicz, współtwórcy Cichociemnych

Trzej wychowankowie Korpusu Kadetów nr 2 w Modlinie – to „święta trójca” koncepcji Cichociemnych, to Ich współtwórcy. Kapitanowie dyplomowani saperów: Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz nie byli pierwsi ze swoją koncepcją spadochroniarzy do zadań specjalnych. Ale dzięki Ich uporowi oraz zabiegom wśród oficerów sztabowych; dzięki przekonaniu Naczelnego Wodza, w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza utworzono Wydział Studiów i Szkolenia Wojsk Spadochronowych. Wydział planował użycie wojsk powietrznodesantowych w przygotowywanym powstaniu powszechnym w Polsce. Przygotował utworzenie 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Przygotował podstawy koncepcji użycia Cichociemnych do wsparcia powstania powszechnego w okupowanej Polsce.

Mjr dypl. Jan Jaźwiński, dzięki swemu doświadczeniu pracy w wywiadzie, potrafił przekonać kpt. Harolda Perkinsa (późniejszego szefa polskiej sekcji Special Operations Executive) do idei „lotów łącznikowych” do Polski jako istotnego elementu polskich działań wywiadowczych na rzecz aliantów. Od początku organizował zrzuty ludzi (Cichociemnych) oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej. Gdyby nie Jego upór i determinacja, tych zrzutów by nie było, a przeszkoleni Cichociemni zostaliby wykorzystani do działań specjalnych w innych krajach, podobnie jak spadochroniarze Akcji Kontynentalnej oraz „Project Eagle”

 

Siódmy kamień milowy: Oddział VI (Specjalny)
JAN-JAZWINSKI-foto-D-Jazwinska-Piotr-Hodyra-1-260x350 Kamienie milowe idei Cichociemnych

mjr dypl. Jan Jaźwiński
Źródło: archiwum rodzinne Danuty Borowiec z d. Jaźwińskiej

Utworzono go w Sztabie Naczelnego Wodza 29 czerwca 1940, po rozwiązaniu Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej na obczyźnie (we Francji). Jego podstawowym zadaniem było utrzymanie łączności radiowej i kurierskiej Naczelnego Wodza w Londynie z Komendantem Głównym Armii Krajowej w okupowanej Polsce. Podlegała mu cała wojskowa łączność z okupowaną Polską, w tym zrzuty sprzętu i pieniędzy oraz rekrutacja, szkolenie i zrzuty Cichociemnych dla Armii Krajowej.

Niektórzy historycy obecnie bajdurzą, że Armia Krajowa była rzekomo częścią Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W rzeczywistości wszyscy żołnierze (w czynnej służbie wojskowej) w okupowanej Polsce będący Armią Krajową (choć nie wszyscy się podporządkowali AK, nie wszystkie organizacje scalono) podlegali dowódcy AK – a nie bezpośrednio Naczelnemu Wodzowi, dowodzącemu PSZ na Zachodzie. Przesądzał o tym dekret Prezydenta RP z 1 września 1942 ?O tymczasowej organizacji władz na ziemiach Rzeczpospolitej? (powtórzony ze zmianami 26 kwietnia 1944). Polscy żołnierze w okupowanej Polsce byli żołnierzami Armii Krajowej, a nie żołnierzami PSZ; podlegali dowódcy AK. Z dekretu nie wynika, aby AK była częścią PSZ, natomiast wynika, że Dowódca AK podlegał Naczelnemu Wodzowi w Londynie (nota bene, był przezeń wyznaczony).

Oddz-VI-01-250x220 Kamienie milowe idei Cichociemnych

Siedziba Oddziału VI

W ówczesnych realiach technicznych nierealne było dowodzenie Armią Krajową w Polsce z Londynu. Nota bene, droga do ostatecznego przyjęcia tego dekretu znakomicie ilustruje realność ?dowodzenia Armią Krajową? przez Naczelnego Wodza w Londynie ? otóż Prezydent RP podpisał ten dekret 1 września 1942, w październiku1942 został wysłany do Delegata Rządu na Kraj, po otrzymaniu poprawek z okupowanej Polski dekret został wydany? 26 kwietnia 1944, tj. po prawie dwudziestu miesiącach?

Niezależnie od statusu prawnego AK oraz realności „zdalnego” dowodzenia konspiracyjnymi działaniami, wydaje się być oczywiste, że bez wyodrębnionej struktury – Oddziału VI (Specjalnego) – do utrzymania łączności Naczelnego Wodza z okupowaną Polską, wsparcie dla AK byłoby coraz słabsze. Świadczy o tym „rozpolitykowanie” oraz wielka aktywność Sztabu Naczelnego Wodza na rozmaitych polach oraz dość dziwaczny w praktyce status PSZ jako „wojsk wydzierżawionych”. W mojej ocenie, gdyby nie było Oddziału VI (Specjalnego) nie byłoby także Cichociemnych – zamiast Nich byliby tylko i wyłącznie polscy spadochroniarze do zadań specjalnych, zrzucani do innych krajów poza Polskę…

Ósmy kamień milowy: polscy lotnicy

CC-prezentacja_45-300x224 Kamienie milowe idei CichociemnychLoty specjalne ze zrzutami Cichociemnych oraz zaopatrzenia dla Armii Krajowej były w ówczesnych realiach technicznych ekstremalnie trudne i niebezpieczne. Od początku istotną część tych lotów wykonywali polscy lotnicy, którzy motywowani ideowo prezentowali wyżyny swych umiejętności pilotażu, w tym nieznaną w lotnictwie brytyjskim umiejętność nawigacji wzrokowej. Asem wśród Nich był pilot Stanisław Kłosowski.

W mojej ocenie, do względnego sukcesu zrzutów ludzi i zaopatrzenia dla Armii Krajowej przyczynili się wspólnie: organizator wsparcia lotniczego AK mjr dypl. Jan Jaźwiński wraz z podległym mu personelem oraz polscy lotnicy, wykonujący loty specjalne SOE do Polski najpierw w ramach brytyjskiego 138 Special Duty Squadron RAF, później w strukturze polskiej eskadry „C”, nastepnie 1586 Eskadry Specjalnego Przeznaczenia. Gdyby nie było polskich lotników oraz polskich struktur, bardzo szybko lotnicze wsparcie Armii Krajowej zostałoby zepchnięte przez brytyjskie ministerstwo lotnictwa jeszcze bardziej na margines, albo nawet „zawieszone” na dłużej niż na kilka miesięcy. Rzecz jasna, bez lotniczego przerzutu Cichociemni staliby się szybko pewnego rodzaju efemerydą bez większego znaczenia.

Dziewiąty kamień milowy: Cichociemni

41_cc-Tobie-Ojczyzno-grupa-250x139 Kamienie milowe idei CichociemnychW mojej subiektywnej ocenie istotnym – może najistotynejszym – kamieniem milowym koncepcji Cichociemnych byli Oni sami. Doskonale wyszkoleni – potrafili wszystko i byli zdolni do wszystkiego. Nader imponujący jest Ich „dorobek wojenny” – zważywszy choćby tylko na fakt iż byli trzystuszesnastoosobową grupą żołnierzy w służbie specjalnej wśród 390 tys. żołnierzy Armii Krajowej. Ich skuteczność działania oraz przydatność w walce okazała się na tyle wysoka, że choć przeszli do Historii z racji swych dokonań, nie stali się ostatnim kamieniem milowym tej niezwykłej koncepcji. Kontynuatorami tradycji i dokonań Cichociemnych są współcześnie bezpośrednio żołnierze JW GROM, ale także żołnierze innych polskich jednostek kompnentu wojsk specjalnych. To Oni wyznaczać będą kolejne kamienie milowe pięknej i użytecznej idei Cichociemnych – żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej…

 

 

 

Okradanie Cichociemnych

 

Nie uważam się za kogoś szczególnego z tego powodu, że jestem wnukiem jednego z 316 Cichociemnych – spadochroniarzy, żołnierzy Armii Krajowej w służbie specjalnej. Ale jako wnuk Cichociemnego chciałbym publicznie prosić – nie okradajcie Cichociemnych!

To bardzo przykre, ale do okradania Cichociemnych włączył się ostatnio nawet… Instytut Pamięci Narodowej (sic!!!) – zobacz post na Facebooku

 

„Nie było nas…”

CC-prezentacja-073-300x224 Okradanie CichociemnychCichociemny Przemysław Bystrzycki podkreślał – „Nie mieliśmy barw, broni. Ani świętego patrona, ani tradycji, ani sztandaru. Nie mieliśmy szczególnych oznak ani własnego mundurowego sznytu, jak na przykład lotnicy: trzy guziki odpięte pod szyją; ani olbrzymich beretów obszytych czarną skórą i o stalowej barwie jak nasi spadochroniarze; ani szczególnie krzywych nóg, jak Boże odpuść, kawaleria. Nawet przesądów czy maskotek. Wojsko bez podobnych atrybutów nie jest wojskiem. Czyli na dobrą wiarę nie było nas”…

 

Cichociemni nie stanowili zwartej formacji, nie byli jednostką czy oddziałem, nie mieli odrębnej struktury dowódczej, munduru, sztandaru, patrona. Byli w sporej mierze indywidualistami – wysokiej klasy fachowcami przeznaczonym do zadań specjalnych. Rekrutacja, szkolenie, skok ze spadochronem do okupowanej Polski, już po skoku nawet fakt bycia skoczkiem – to wszystko było objęte ścisłą tajemnicą wojskową.

Rozkaz Naczelnego Wodza (L.dz. 2525/tjn.43) był jednoznaczny: „Wszystkie bez wyjątku czynności związane z lotem do Kraju są ścisłą tajemnicą wojskową. Bezwzględne przestrzeganie tej tajemnicy jest podstawowym warunkiem powodzenia samych lotów oraz całości akcji lotniczej w Kraju, jak również jedynym sposobem zabezpieczenia przed represjami rodziny skoczka.”

ZAJAC-JOZEF-KOL_023_0321-300x186 Okradanie Cichociemnych

Deklaracja por. cc Józefa Zająca

Zobowiązanie do zachowania ścisłej tajemnicy wojskowej zawarto w treści deklaracji składanej przez kandydatów na Cichociemnych jeszcze przed rekrutacją (na druku zgłoszenia do służby w Polsce). Po zakończeniu wszystkich kursów (po szkoleniu), przed skokiem do Polski składali przysięgę cichociemnych. Od utworzenia Armii Krajowej w lutym 1942 składali również rotę przysięgi AK.

Tekst przysięgi Cichociemnych także był jednoznaczny: „W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny, jako żołnierz powołany do służby specjalnej przysięgam, że poświęconego mi sprzętu, poczty i pieniędzy strzec będę nie tylko jako dobra państwowego, ale i jako środków i pieniędzy przeznaczonych dla odzyskania wolności Ojczyzny, a tajemnicy służby specjalnej dochowam, nawet wobec moich przełożonych i kolegów w konspiracji i nie zdradzę jej nikomu, aż do końca wojny. Tak mi Panie Boże dopomóż.”

Przed skokiem ze spadochronem do Polski, każdy Cichociemny składał pisemną deklarację, której pkt. 1 stanowił: „Zachowam całkowitą tajemnicę co do drogi, jaką przerzucony zostałem do Kraju i co do charakteru mojej pracy. Zachowanie tajemnicy zobowiązuje mnie również wobec wszystkich organów Armii w Kraju, za wyjątkiem odpowiedzi na zapytania skierowane do mnie w drodze służbowej.”

 

Mieli tylko jedno słowo…

Ścisłe przestrzeganie tajemnicy wojskowej skutkowało także i tym, że początkowo nie było nawet oficjalnej nazwy tej grupy żołnierzy do zadań specjalnych. Słowo „cichociemni” zostało wymyślone spontanicznie, nazwa definiowała raczej sposób w jaki żołnierze znikali z macierzystych oddziałów, gdy wyrazili zgodę na skok do Kraju oraz kierowani byli na tajne, specjalistyczne szkolenia. (Nie było czegoś takiego jak „kurs cichociemnego” – proces szkolenia obejmował cztery grupy różnych kursów).

ZAJAC-JOZEF-KOL_023_0321-2-272x250 Okradanie Cichociemnych

Deklaracja por. cc Józefa Zająca

Oto relacja jednego z powracających ze szkolenia (z kursu dywersyjno – strzeleckiego, STS 25, Inverlochy) kandydatów na Cichociemnych, wówczas żołnierza 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej (4 BKS), Władysława Stasiaka:

Po zakończeniu odprawy z dowódcą spotkaliśmy się wreszcie z kolegami. Koledzy niemal rzucili się na nas z pytaniami (…) A my zobowiązani tajemnicą odpowiadaliśmy twardo, że mamy zakaz mówienia czegokolwiek o kursie i sprawach z nim związanych. Na drugi dzień przyszedł do mnie por. Józef Wija – znany w brygadzie dowcipniś i złośliwiec. (…) Zaczął mnie męczyć pytaniami. Odpowiedziałem mu, że przecież dobrze wie, że mamy siedzieć cicho (…)

On, złośliwie, rysując palcem kółko na czole, powiedział: „ty ciemniaku, nawet mnie nie ufasz? Taki jesteś cicho-ciemniak!”. Z biegiem czasu wszystkich uczestników szkolenia zaczęto nazywać cicho-ciemnymi (W locie szumią spadochrony, IW PAX, Warszawa 1991, s.41-42, ISBN 83-211-1153-X).

 

CICHO_CIEMNI__20220517_102242-300x180 Okradanie CichociemnychNazwa cichociemni po raz pierwszy została oficjalnie użyta w instrukcji szkoleniowej Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza z września 1941 pt. „Codzienne życie w Kraju. Szkic dla skoczków do września 1941 r.”. W pierwszym zdaniu czytamy: „Praca niniejsza ma za zadanie ułatwienie „cicho-ciemnym” zaaklimatyzowanie się w Kraju (…)” (źródło: CAW sygn. II.52.150.1).

Po wojnie znaczenie nazwy cichociemni wyjaśniono w publikacji będącej zbiorem wspomnień CC, wydanym z inicjatywy Koła Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej w Londynie:

Nazywamy się cichociemnymi. Nazwa niejednemu wyda się może dziwaczna, ale spróbujcie znaleźć lepszą na określenie takiego charakternika, który potrafi zjawić się nie spostrzeżony tam gdzie się go najmniej spodziewają i pożądają, cicho a sprawnie narobić nieprzyjacielowi bigosu i wsiąknąć niedostrzegalnie w ciemność, w noc – skąd przyszedł

 

Skoczkowie do Kraju

Codzienne-zycie-w-kraju_2_20220517_102240-220x250 Okradanie CichociemnychSłowo CICHOCIEMNI zawsze było tożsame z frazą „Skoczkowie do Kraju, w służbie specjalnej Armii Krajowej” – dlatego Cichociemnymi nie byli inni polscy spadochroniarze: kurierzy oraz oddani do SOE i OSS polscy spadochroniarze zrzucani jako agenci alianckich służb do innych krajów, choć niekiedy mieli za sobą w części podobne szkolenia, a niektórzy byli także zaprzysięgani na rotę przysięgi AK.

Nie byli jednak przydzielani do służby specjalnej w Armii Krajowej w okupowanej Polsce – to jest ta zasadnicza różnica. Nie jest też tajemnicą, że realia okupacyjne w Polsce, niezależnie od tego czy była to okupacja niemiecka czy sowiecka – stawiały o wiele większe wymagania Cichociemnym niż polskim spadochroniarzom do innych krajów.

Przez całą wojnę Cichociemni mieli tylko to jedno słowo, które Ich określało. Po wojnie nie trzeba było już przestrzegać tajemnicy – ale tylko poza granicami Polski. W komunizowanej siłą Polsce „ludowej” wskazanie kogoś jako cichociemnego było równoznaczne z jego uwięzieniem a niekiedy nawet ze śmiercią.

Spośród 316 Cichociemnych 214 przeżyło wojnę, spośród Nich 32 pozostało na emigracji, aż 59 musiało uciekać przed represjami z Polski. Łącznie poza granicami kraju, głównie w Wielkiej Brytanii, znalazło się aż 91 CC – prawie połowa z tych, którzy przeżyli. Z pozostałych w Polsce 123 Cichociemnych aż 103 represjonowano w Polsce „ludowej” – 77 aresztowano, 15 torturowano, 19 skazano na śmierć, 22 na wieloletnie więzienie, 9 (lub 10) zamordowano. Nielicznym udało się pozostać w cieniu, głównie dlatego, że nadal przestrzegali tajemnicy.

 

Codzienne-zycie-w-kraju_20220517_102230-218x250 Okradanie CichociemnychMieli tylko to jedno słowo… Niektórzy mniej rozgarnięci – lub ewidentnie nierzetelni – badacze i publicyści (jak np. Krzysztof Tochman albo Kacper Śledziński) wywodzą, że istniał jakoby jakiś „znaczek cichociemnego”, z którym skoczkowie skakali do kraju. Byłby to chyba jedyny przypadek w dziejach, że żołnierze w tajnej służbie stosowali jakieś jawne oznaczenia, zapewne po to, aby ich łatwiej zidentyfikować i złapać…

Oczywiście przez całą wojnę nie było żadnego „znaczka cichociemnego”. 20 czerwca 1941 gen. Władysław Sikorski rozkazem ustanowił Znak Spadochronowy – taki sam dla wszystkich spadochroniarzy. Wyprodukowano 6550 zwykłych Znaków, z tego Cichociemnym spadochroniarzom Armii Krajowej wydano 311. Znaki Spadochronowe otrzymali ponadto spadochroniarze przeszkoleni przez Polaków, kurierzy polityczni oraz skoczkowie Akcji Kontynentalnej, żołnierze 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej oraz spadochroniarze z innych krajów: 238 Francuzi, 172 Norwegowie, 46 Anglicy, po 4 Belgowie i Holendrzy, po 2 Amerykanie i Czesi.

 

40_Znak-Spadochronowy-AK-187x300 Okradanie CichociemnychW tej sytuacji, z inicjatywy Koła Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej w Londynie – dziewięć lat po wojnie – zarządzeniem nr L.dz. 72/54 Kierownika Ministerstwa Obrony Narodowej z 5 lutego 1954 gen. Tadeusza Malinowskiego, ustanowiono tylko dla Cichociemnych „Znak dla Skoczków do Kraju”, czyli Znak Spadochronowy AK, będący wersją Znaku Spadochronowego. Jest nieco większy, wewnątrz wieńca laurowego ma umieszczoną srebrną kotwicę „Polski Walczącej”. Zgodnie z pkt. 3 zarządzenia „Znak może być nadany tylko tym żołnierzom, którzy zrzuceni do Kraju, wzięli udział w bojowej akcji spadochronowej”.

Fakt tak późnego prawnego uregulowania Znaku dla Skoczków do Kraju spowodował, iż jest on kwestionowany jako prawnie wątpliwy. W istocie, według ustaleń znawców problematyki – „Znak spadochronowy AK był tak naprawdę odznaką pamiątkową o charakterze kombatanckim” (Rafał Niedziela, „Tobie Ojczyzno”. Znaki spadochronowe i szybowcowe w Polskich Siłach Zbrojnych (1941-1947), Warszawa 2021, ISBN 978-83-942317-2-9, s. 347-351).

Czyli Cichociemnym – obecnie Ich Rodzinom – wciąż pozostało tylko to jedno słowo…

 

Trzy grupy skoczków

SPADOCHRONIARZE-DO-ZADAN-SPECJALNYCH__2-190x250 Okradanie CichociemnychWśród polskich spadochroniarzy do zadań specjalnych (nie tylko Cichociemnych) z okresu II wojny światowej można wyróżnić trzy zasadnicze grupy:

  • Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej, którzy działali w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, byli wysyłani przez wojsko i realizowali cele wojskowe.
  • Emisariusze i kurierzy polityczni – cywilni łącznicy pomiędzy emigracyjnym rządem R.P. a cywilną strukturą w okupowanej Polsce – Delegaturą Rządu na Kraj, także pomiędzy rządem a krajowymi partiami i stronnictwami politycznymi. Byli wysyłani przez polityków i realizowali cele polityczne. Nie byli Cichociemnymi.
  • Spadochroniarze do innych krajów – żołnierze w alianckich służbach specjalnych, działali poza Polską oraz poza strukturami Polskiego Państwa Podziemnego. W porozumieniu z emigracyjnym rządem RP byli wysyłani (im podlegali) przez alianckie służby specjalne: brytyjskie SOE (Akcja Kontynentalna) lub amerykańskie OSS (Project Eagle). Jako agenci tych służb, realizowali cele polityczno – wojskowe, wskazane przez zachodnie służby specjalne: SOE lub OSS.

 

CC-prezentacja-014-300x224 Okradanie CichociemnychPodział na te trzy zasadnicze grupy skoczków jest klarowny i czytelnie uwzględnia diametralne różnice pomiędzy nimi, dotyczące ich podległości służbowej, charakteru służby, celów, zadań, obszaru oraz specyfiki działań. Wbrew pozorom, nie jest to przypisanie poszczególnych spadochroniarzy do którejś z grup, ale uwzględnienie naturalnych oraz zasadniczych różnic pomiędzy nimi.

Podkreślić należy, że wskazane trzy grupy to nie jest jakiś nowy, wymyślony przeze mnie porządek. To tylko odwołanie się do odrębnych cech charakterystycznych tylko dla danej grupy skoczków. Takie ustrukturyzowanie jest zatem ułożeniem pojęć w określonym, naturalnym porządku. Oczywiście nie ma na celu deprecjonowania którejkolwiek z tych grup, czy któregokolwiek ze spadochroniarzy do zadań specjalnych. Wszystkim polskim spadochroniarzom do zadań specjalnych – niezależnie od tego jak Ich nazwiemy – należy się nasz podziw, szacunek oraz wdzięczność.

Naturalnie osobiste zasługi każdego z Nich też nie są identyczne, różnią się – podobnie jak bardzo zróżnicowane były warunki bojowe w których musieli i ochotniczo chcieli działać. Wszystkich łączy jedno – byli ochotnikami, chcieli i działali z poczucia patriotyzmu – dla Polski.

 

Czy kot może zaszczekać?
Akcja-Kontynentalna-struktura_00182-300x218 Okradanie Cichociemnych

Struktura organizacyjna Akcji Kontynentalnej, Francja
Tadeusz Panecki, Akcja Kontynentalna, s. 118

Każde słowo ma znaczenie. Niestety kultura intelektualna części osób jest tego rodzaju, że skutkuje poruszaniem się w przestrzeni intelektualnego chaosu. Jeśli ktoś spyta: czy mówimy jak myślimy czy też myślimy jak mówimy – to powinien mieć świadomość że są to procesy współzależne. Nasza mowa kształtuje nasze myśli, podobnie jak nasze myśli wpływają na to jak mówimy. Warto świadomie zwrócić uwagę na tą kwestię, zwłaszcza że żyjemy przecież w społeczeństwie informacyjnym. Jedną ze znanych technik dezinformacyjnych jest takie manipulowanie słowami, aby osiągnąć właściwy – według manipulującego – ich odbiór. To dlatego np. w Rosji Putina nie wolno mówić o wojnie, natomiast należy mówić o „specjalnej operacji wojskowej”.

Dezinformacja zawsze wykorzystuje niepełną wiedzę odbiorcy (lub jej brak) w celu wprowadzenia go w błąd. W tym miejscu przechodzimy do kwestii zasadniczej – czy stół powinniśmy nazywać szafą? Czy kot nazwany psem ma szansę zaszczekać? Oczywiście że nie, tego rodzaju słowne manipulacje wywołują tylko chaos i nie przyczyniają się do zrozumienia istoty danego zagadnienia.

 

SPADOCHRONIARZE-DO-ZADAN-SPECJALNYCH-190x250 Okradanie CichociemnychW przypadku pojęcia > Cichociemni < także zdarzają się dezinformacyjne manipulacje. Z najbardziej oczywistych i znanych – kurier polityczny Tadeusz Chciuk sam siebie w tytule własnej książki nazwał cichociemnym – choć nim nie był. Bezrozumnie powtarzają to po nim inni, współcześnie np. portal Polskiego Radia (gdzie jest zatrzęsienie rozmaitych przekłamań i nieścisłości nt. Cichociemnych).

tochman-fake-300x231 Okradanie CichociemnychW publicznej przestrzeni są także mniej prostackie próby manipulowania słowem > Cichociemni <. Oto np dr Krzysztof Tochman – niegdyś czołowy „specjalista IPN od Cichociemnych” – opublikował nie tak dawno dwie broszury o fałszywych tytułach: „Cichociemni na Bałkanach we Włoszech i we Francji” (to nie złośliwość, naprawdę w tytule nie ma znaków interpunkcyjnych – RMZ) oraz jeszcze bardziej niedorzecznym: „Zapomniani Cichociemni z Wydziału Spraw Specjalnych MON PSZ na Zachodzie” (nie było czegoś takiego jak „MON PSZ„, ani na wschodzie, ani na zachodzie, ani w innych stronach świata).

Drugi „specjalista IPN”, także doktor, Waldemar Grabowski, miesza w ludzkich głowach jeszcze subtelniej. Według niego nie było 316 Cichociemnych, ale więcej – ilu, tego sam nie wie. Zastanawia się, czy za „cichociemnych” (cudzysłów użyty świadomie) nie należałoby uznać „spadochroniarzy zrzuconych w Polsce, ale wysłanych przez MSW, a także spadochroniarzy zrzuconych zarówno przez MON, jaki i MSW w innych krajach europejskich (Francja, Albania, Jugosławia, Włochy, Niemcy i Austria)”.

POWN-pluton-Zachwieja-300x223 Okradanie CichociemnychPan Doktor Krzysztof Tochman jest uznanym badaczem, opublikował m.in. czterotomowy „Słownik Biograficzny Cichociemnych”, który choć zawiera trochę różnej wagi błędów, wciąż ma znaczenie fundamentalne (nie tylko dlatego, że poza np. Tucholskim nie ma wartościowych publikacji w tym obszarze). Nie tak dawno nastąpiła jednak autodetronizacja tegoż „autorytetu”, po brutalnym podeptaniu przezeń precyzji wypowiedzi, poprzez opublikowanie aż kilkudziesięciu błędów w jednej publikacji nt. Cichociemnych.

Pan Doktor Waldemar Grabowski także jest uznanym badaczem, choć jest autorem głównie publikacji przyczynkarskich, ma na koncie poważny sukces badawczy w postaci monograficznej publikacji pt. „Polska Tajna Administracja Cywilna 1940-1945”. Warto też odnotować jego znaczące publikacje dotyczące Akcji Kontynentalnej.

 

„Projekt Orzeł”

 

kompania-grenadierow-250x192 Okradanie Cichociemnych

Samodzielna Kompania Grenadierów

Wybitny amerykański historyk, specjalizujący się w historii najnowszej Europy Środkowo – Wschodniej, dr John S. Micgiel z Uniwersytetu Columbia, także wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego (serdecznie pozdrawiam), w 2019 opublikował niezwykle interesującą książkę pt. „Project Eagle. Polscy wywiadowcy w raportach i dokumentach wojennych amerykańskiego Biura Służb Strategicznych”, Kraków 2019, ISBN 97883-242-3549-0, e-ISBN 97883-242-2982-6. Więcej info – Nie tylko Cichociemni

Pan Doktor J.S. Micgiel przeprowadził swoje interesujące badania głównie w oparciu o całkowicie odtajniony w 1984, przekazany do Narodowego Archiwum w Waszyngtonie, przez William’a Casey’a, dyrektora CIA, zbiór dokumentów OSS London: Special Operations Branch and Secret Intelligence Branch War Diaries. Dr John S. Micgiel ujawnił kulisty tajnych operacji, przeprowadzonych w ramach „Projektu Eagle”.

Co ciekawe, z tych badań wynika, że niemała grupa polskich skoczków z „Project Eagle” – zrzuconych od stycznia 1944 do kwietnia 1945 na teren Niemiec – to w części żołnierze Samodzielnej Kompanii Grenadierów; po skoku podlegali amerykańskiemu OSS (poprzedniczce CIA). Z tej samej jednostki wywodziła się ok. połowa skoczków zrzuconych w ramach Akcji Kontynentalnej do Francji. Co więcej – mieli bardzo podobne zadania – głównie wywiadowcze.

Dr John S. Micgiel nie wpadł jednak na pomysł, aby polskich spadochroniarzy „Projektu Orzeł” nazwać > cichociemnymi <. Zgodnie z obiektywną prawdą historyczną nazwał Ich „polskimi wywiadowcami” (patrz tytuł książki), taktownie przemilczając, że polskimi byli z pochodzenia, bowiem w istocie wykonywali swe misje na rzecz amerykańskiej służby specjalnej (której podlegali); oczywiście za zgodą rządu R.P. Doktor Waldemar Grabowski w swoich pokrętnych teoriach nt. polskich spadochroniarzy tej grupy 32 skoczków nawet nie zauważył…

 

Okradanie Cichociemnych

Obaj wymienieni wcześniej panowie: dr K.Tochman i dr W.Grabowski, od dłuższego czasu publicznie i bezrozumnie kwestionują liczbę 316 Cichociemnych. Ignorują przy tym nawet protesty zasłużonego Studium Polski Podziemnej w Londynie, gdzie przechowywane są teczki personalne Cichociemnych. Jak można zauważyć z tematyki ich publikacji obaj podejmują – niestety – dość zakurzony temat spadochroniarzy do zadań specjalnych, zrzucanych do innych krajów (poza Polską) w ramach Akcji Kontynentalnej.

Przeczytałem niedawno prawie wszystkie dostępne publikacje na ten temat, poszperałem w dokumentach źródłowych, przejrzałem ponad połowę teczek personalnych tych spadochroniarzy. Efekt mojego wysiłku intelektualnego, także w postaci kolejnej bazy danych, zebrałem na stronie, temat pozostaje nadal w obszarze moich zainteresowań, więc treści będą weryfikowane, poprawiane i uzupełniane. Zredagowałem także nowe hasło w Wikipedii, bo dotąd go nie było. Zamierzam wkrótce opracować biogramy skoczków Akcji Kontynentalnej, póki co zapraszam do lektury hasła głównego – Akcja Kontynentalna

 

CC-ZAJAC-ZNAK_SPADOCHRONOWY-250x154 Okradanie Cichociemnych

Bojowy Znak Spadochronowy por. ccJózefa Zająca

Po co to piszę? Ano po to, aby publicznie ogłosić, że nie podobają mi się czynione przez obu „specjalistów IPN” próby okradania Cichociemnych z Ich nazwy. Wojskowi skoczkowie do Kraju, czyli Cichociemni – żołnierze Armii Krajowej w służbie specjalnej – działali w nieporównywalnie gorszych realiach okupacyjnych niż pozostali. Dodajmy, że zwykle działali też o wiele dłużej oraz intensywniej. Działali wprost na rzecz Polskiego Państwa Podziemnego, a nie dla zachodnich służb specjalnych. Chyba panowie: K.Tochman i W.Grabowski nie będą próbowali wmawiać opinii publicznej, że realia okupacyjne Polski, zarówno pod okupacją niemiecką jak i sowiecką były takie same jak w zachodnich krajach okupowanej Europy? Chyba nie będą przekonywać, że Polskie Państwo Podziemne, (w tym Armia Krajowa, w sensie operacyjnym) funkcjonowało poza Polską? Chyba nie będą przekonywać, że nie ma różnicy pomiędzy żołnierzem Armii Krajowej a agentem brytyjskiej czy amerykańskiej służby?

Od września 2014 dr W.Grabowski mąci ludziom w głowach, dywagując czy aby > Cichociemnymi < nie byli „spadochroniarze zrzuceni w Polsce, ale wysłani przez MSW” – czyli cywilni kurierzy i emisariusze polityczni. Nie wiem, dlaczego historyk, jednak doktor, ma tego rodzaju problem intelektualny z odróżnieniem cywila od żołnierza czy polityka od wojskowego że chce obie grupy skoczków nazywać tak samo.

CC-Jozef-Zajac-znak-spadochronowy-300x282 Okradanie Cichociemnych

znak spadochronowy por. cc Józefa Zająca

Pan W.Grabowski dywaguje też publicznie, czy aby > cichociemnymi < nie byli również „spadochroniarze zrzuceni zarówno przez MON, jaki i MSW w innych krajach europejskich” – czyli spadochroniarze „pionu wojskowego” Akcji Kontynentalnej, agenci SOE. W tej części wtóruje mu też dr K.Tochman. Nie wiem, dlaczego obaj jednak historycy (z IPN) chcą również tak samo nazywać jeszcze dwie inne grupy skoczków. Czy rzeczywiście mają również problem intelektualny z odróżnieniem żołnierzy działających w ramach Polskiego Państwa Podziemnego, ściślej: w Armii Krajowej, rzecz jasna na terenie Polski, podlegających KG AK – od żołnierzy działających poza Polską, poza Polskim Państwem Podziemnym, poza Armią Krajową, podlegających (Akcja Kontynentalna) brytyjskim (SOE) lub (Project Eagle) amerykańskim (OSS) służbom specjalnym…

Być może sekret rzekomego „niezrozumienia” czy „niedostrzegania” zasadniczych różnic pomiędzy trzema fundamentalnie odmiennymi grupami spadochroniarzy ma dość proste wytłumaczenie. Być może obaj panowie poszukują grantów na swoje badania i muszą przekonać nadzwyczaj tępych decydentów – którzy coś tam słyszeli o Cichociemnych, ale nic nie kumają o Akcji Kontynentalnej?

IPN-plansza-blad__210-620627-1-fake-300x250 Okradanie CichociemnychObaj Panowie Doktorzy nie są historykami od wczoraj i zapewne doskonale dostrzegają różnice: pomiędzy cywilem a żołnierzem, czy pomiędzy żołnierzem AK a agentem zachodniej służby specjalnej. Nie chce mi się wierzyć, że motywem działań Panów Doktorów mogłaby być prymitywna chęć ogrzania się w blasku cudzej sławy.

Chciałbym zauważyć, że Cichociemni – niczego Im nie ujmując, ani nie dodając – „startowali” w zupełnie innej kategorii niż pozostali polscy skoczkowie. Nie należy więc mieszać i udawać, że np. spadochroniarze SOE to także Cichociemni. Zbyt wiele jest zasadniczych różnic, by Ich ze sobą utożsamiać. Tylko Cichociemni podlegali rozkazom polskim, mieli diametralnie różne zadania, działali w odmiennych realiach…

Nie da się Ich także porównywać. Ale jeśli zauważyć, że np. jednym ze skoczków Akcji Kontynentalnej był instruktor Cichociemnych mjr Aleksander Ihnatowicz, który chyba jako jedyny skakał czerokrotnie, m.in. zdobył (na polecenie SOE) 2 egz. nowatorskiego wówczas rkm Fallschirmjägergewehr 42 (FG42), albo w dwuosobowym zespole wysadził w rejonie miasta Aosta aż siedem czołgów niemieckich przy użyciu min magnetycznych z zapalnikiem czasowym – to raczej nie skłamię, że niejeden Cichociemny mógłby Mu pozazdrościć.

Usilnie więc publicznie proszę, aby nie okradać Cichociemnych z tego jedynego słowa, którym się Ich określa – z Ich nazwy. To pojęcie jest definicją, której znaczenia nie powinno się zniekształcać. Spadochroniarze Akcji Kontynentalnej są obecnie może mniej znani, ale to nie powód by fałszować fakty, wywołując wrażenie iż rzekomo bez znaczenia było czy skoczkowie byli cywilami czy żołnierzami, czy działali w Armii Krajowej czy poza AK, czy podlegali polskim władzom czy alianckim służbom specjalnym. Te bardzo istotne, zasadnicze różnice przecież nie przekreślają niczyich zasług, ani też nie umniejszają bohaterstwa żadnego z polskich spadochroniarzy. Proszę więc nie okradać Cichociemnych z Ich nazwy…

Ryszard M. Zając, wnuk Cichociemnego

22 września 2022

 

Pobierz artykuł w PDF